Zmartwiłem się wczoraj, po opublikowaniu fragmentu rozdziału na temat bojkotu szkolnego. Wszystko bowiem wskazuje na to, a najbardziej ilość komentarzy pod tekstem, że narracja socjalistyczna jest zabetonowana i nie można jej ruszyć nawet łomem. Nawet demaskatorskie cytaty z takiego tuza myśli marksistowskiej jak Ludwik Krzywicki nic nie pomagają. Dlaczego? Ponieważ cała wtłoczona nam do głów historia opiera się na memach stworzonych i wielokrotnie zinterpretowanych w duchu marksizmu przez takich Krzywickich i i potomków. I nie ma na to siły. Polityka Polaków musi być polityką polegającą na wysyłaniu na śmierć całych pokoleń, wyjąwszy oczywiście tych, którzy wcześniej zarezerwowali sobie miejsca w lożach. Nikt się ani przez moment nie zastanowi jak to przerwać. I dobrze wszyscy wiecie dlaczego – bo to urągałoby pamięci zmarłych. No więc my tu dzisiaj będziemy wyłącznie urągać pamięci zmarłych. Jak pewnie także się domyślacie, urąganie żywym jest w Polsce sportem popularnym i ćwiczą się w nim różni ludzie, w mniemaniu, że w ten sposób dociekają prawdy. Zawszeć to bowiem łatwiej naurągać żywemu, który nie może się bronić i wystąpić jako adwokat zmarłych, którzy wpędzeni w pułapkę walczyli jak umieli, by wreszcie zginąć śmiercią potocznie określaną jako bohaterska.
Nie wiem i nigdy się nie dowiem jak wygląda spłacanie zobowiązań agenturalnych. Jedno jest pewne w tych układach nasi najwięksi wrogowie – Niemcy, są wobec swoich agentów stokroć bardziej lojalni niż nasi najwięksi sojusznicy – Brytyjczycy. Bycie sojusznikiem Wielkiej Brytanii nie gwarantuje niczego, nawet pięknej śmierci na barykadzie, bycie sojusznikiem Niemiec gwarantuje emeryturę i dostanie życie na starość, no chyba, że całe Niemcy zostaną zdewastowane tak, jak to się stało po II wojnie światowej. Nawet jeśli ktoś trafił do obozu koncentracyjnego, a miał jakieś drobne zasługi dla cesarstwa, był tam traktowany lepiej niż inni, choć nie gwarantowano mu przeżycia ze względu na szalejący w obozach tyfus.
Ta konkluzja wypływa wprost z analizy losów różnych patriotycznych działaczy, których kariery rozpoczynały się przed I wojną światową. Ot choćby taki Jędrzej Moraczewski. Dlaczego te Hitlery wstrętne nie wyrzuciły go na bruk z willi w Sulejówku? Przenieśli go tylko do oficyny, a on sobie tam spokojnie mieszkał przez całą okupację, jego żona zaś, która nie niepokojona przez nikogo dożyła lat pięćdziesiątych, zasiadała w czasie okupacji w zarządzie spółdzielni Społem. Ponoć ich dzieci poginęły w różnych akcjach, ale samym Moraczewskim nic złego się nie stało. Tylko ta śmierć pana Jędrzeja, premiera rządu ludowego, taka trochę dziwna się wydaje.
Moraczewski to pikuś, wspominaliśmy tu Krahelską i Owczarkówną, obydwie spokojnie dożyły lat sześćdziesiątych. Do tego jeszcze towarzysz Wincenty Jastrzębski i towarzysz Roman Jabłonowski, a także pewnie setki innych, których nazwisk nie znamy i nigdy nie poznamy. Dlaczego świnio, powie zaraz ktoś, rozliczasz tych ludzi z tego, że przeżyli? Otóż czynię tak ponieważ są ludzie, którzy z różnych wyborów rozliczają na przykład prof. Kieżuna i powieka im przy tych rozliczeniach nie zadrga. Tymczasem Kieżun był, w przeciwieństwie do Moraczewskiego, Krahelskiej, Owczarkównej, Jastrzębskiego, Jabłonowskiego i innych, wprost skazany na śmierć. To on był tym kamieniem, który rzucono na szaniec, bo nie należał do pokolenia wybrańców. Był rocznikiem późniejszym, na którego barki włożono ciężar nie do udźwignięcia, samemu go unikając. No, ale przeżył i żyje do dziś. Ma chłop cholernego pecha. I z tego właśnie faktu, że przeżył i żyje czyni mu się zarzuty. Jednocześnie taki Zychowicz wyciera sobie gębę dziesiątkami tysięcy tych, którzy umarli w Powstaniu. Mieliśmy tu wczoraj gawędę o strajku szkolnym zorganizowanym na niespotykaną skalę, przy zaangażowaniu różnych metod terroru, przez prowokatorów i histeryczki. Myślę, że powinniśmy wprost potraktować to wydarzenie, jako część zbiorowej hipnozy, której jesteśmy co jakiś czas poddawani. Dziś także. Jako próbę generalną przed Powstaniem Warszawskim, w czasie którego także nie dano tym dzieciom żadnego wyboru. Bo wymagała tego racja stanu. Otóż racja stanu niczego nie wymagała, a to z tego względu, że wobec faktycznej likwidacji państwa, wobec uzależnienia rządu emigracyjnego od polityki mocarstw, nie istniała żadna formuła, w której ta racja stanu by się realizowała. Jedyną racją stanu w czasie kryzysów globalnych jest ocalenie jak największej ilości istnień. I teraz ważna rzecz, o której niby wszyscy wiedzą i którą rozumieją. Po co wywołano Powstanie? Żeby powitać bolszewika na swojej ziemi. Czym go powitać? Nie strzałami bynajmniej, ale chlebem i solą, jako sojusznika. Byli bowiem bolszewicy naszymi sojusznikami. No, ale jak wiemy zdradzili nas i wymordowali elitę. Tylko Kieżunowi zaproponowali współpracę.
Ludzie, w których głosach wybrzmiewa emfaza wypływająca wprost ze szczerego żalu po zniszczonej Warszawie, lubią stawiać się w opozycji do strasznych mieszczan z wiersza Tuwima. I do głowy im nie przyjdzie by powiązać działalność pokolenia, które wyrosło w legendzie bojkotu szkolnego z losem pokolenia Kolumbów. Szydzą, z tych mieszczan, że dom, że Stasiek, że drzewo i nie pomyślą, jak to było i jak to jest nadal, że Krahelska ma miejsce w podręcznikach, a Kieżun to agent. To jest dla nich za trudne.
Porwijmy się teraz na profanację ostateczną i wyobraźmy sobie, że front ruszył latem 1944 i Warszawa została wyzwolona przez bolszewików. Co się dzieje? Czy ludzie, którzy walczyli z Niemcami będą strzelać do Rosjan? Nie. Oni będą z nimi wspólnie budować lepszą przyszłość, ale wcześniej wypchną spomiędzy siebie dawnych pepeesowskich agentów cesarza Niemiec, dla nich bowiem nie będzie miejsca w nowej Polsce. Innym jednak się uda. Ciekawe jaki byłby wtedy los Kieżuna? Może by go rozstrzelali? Czy Rosjanie wymordowaliby całe pokolenie akowców? A skąd. Przecież profesor Kieżun przeżył, niby dlaczego po zwycięskiej walce z Niemcami tamci mieliby umrzeć? Władza znalazła by się we właściwych rękach, a część, myślę, że większa, dobrych, polskich patriotów, połączyłaby wysiłki w budowaniu nowej, ludowej ojczyzny. Tym razem naprawdę ludowej, a nie tak trochę ludowej, jak to było przed wojną. Na samym zaś szczycie góry propagandowych fetyszy umieszczono by etos inteligencki. Tak bliski przecież sercu poetów radzieckich. Zamiast w latach sześćdziesiątych, zacząłby ów blaszany bożek błyszczeć już w końcu lat czterdziestych i myślę, że do dziś nie byłoby komu go unieważnić. A po co unieważniać? Toż inteligencja pracująca miast i wsi jest ważnym składnikiem narodowej massy tabulettae! Zaraz powiem po co – bo jest to z istoty kłamstwo. Ja sobie tego może nie uświadamiałem tak głęboko jak dziś, bo w młodości różne osoby kokietowały mnie silnie etosem inteligenckim, ale dziś wszystko do mnie dotarło. Zajrzałem sobie na profil fejsbukowy pisarza Jacka Dehnela, który cały jest ulepiony z tej fikcji, wszystko tam jest kłamstwem, począwszy od wystudiowanych fotografii, na egzotycznych upodobaniach pana Jacka kończąc. Nie ma tam ani jednej autentycznej myśli i nie ma tam ani jednego prawdziwego słowa, wszystko jest aspiracją. Dlaczego? Ponieważ pan Jacek to potomek, starych, dobrych pepeesowskich działaczy, którzy zmienili w Polsce wszystko, po to, by pewne rzeczy zostały po staremu. Rozkradli własność, a na jej miejscu postawili etos, którego reprezentantem jest tenże właśnie ich potomek. Na szczęście bezdzietny. To już jest szczyt bezczelności z mojej strony, wszak dziadek Jacka Dehnela był bohaterem, bronił Helu, siedział w obozie jenieckim. Po wojnie zaś zrobił karierę w marynarce wojennej, a następnie handlowej. No właśnie i nikt mu nie wyrzuca, że przeżył, że się odnalazł w komunizmie, choć wcześniej bronił tak dzielnie burżuazyjnej Polski przed Niemcem? Myślicie, że z tymi, którzy ocaleliby po zwycięskim Powstaniu byłoby inaczej? Zorganizowaliby nam tu takie zajęcia w podgrupach, że wszystkim poszłoby w pięty.
Jeśli zdaje Wam się, że tego rodzaju hipnotyczne zagrania jak masowe bojkoty to już przeszłość, jesteście w błędzie. Kolega Andrzej przypomniał mi wczoraj rzecz znamienną, zapomniany całkiem i przez wielu ludzi omijany szerokim łukiem, strajk szkolny w obronie krzyża, który odbył się w Garwolinie, w tamtejszej szkole rolniczej. Andrzej zaczął się zastanawiać, czy nie była to czasem próba zahipnotyzowania i wyprowadzenia ze szkół zawodowych młodzieży katolickiej. Ja tego nie wiem, wiem, że w latach osiemdziesiątych krzyże jeszcze chyba w klasach nie wisiały. Warto może jednak zastanowić się w jakiś okolicznościach je tam powieszono i jakie władza ludowa wiązała z tym nadzieje. I jeszcze jedną rzecz przypomniał Andrzej. Oto na początku rozmów w Magdalence, pojawiły się w telewizji i gazetach autentyczne ponoć wypowiedzi Kiszczaka i Jaruzelskiego, że rozmowy tak, ale nie z Kuroniem i Michnikiem. Kraj zareagował pogotowiem strajkowym i władza się ugięła. Naród zwyciężył, nikt nie zginął co prawda, ale bohaterska postawa ludu polskiego jeszcze raz pokazała, że jakeśmy towarzysze w masie, to nic nam nie straszne.
Teraz ogłoszenia. Mamy już nowy sklep https://basnjakniedzwiedz.pl/ wszystkie nowe książki będą wrzucane tylko tam, ale sklep na coryllus.pl będzie jeszcze przez jakiś czas czynny, żeby wszyscy mieli czas się przyzwyczaić.
Nasze książki dostępne będą w Słupsku, w sklepie Hydro-Gaz przy ul. Słowackiego 46, wejście od ul. Jaracza
Zapraszam do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk w Warszawie, do sklepu FOTO MAG, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.
Przypominam, że mamy już nowy numer Szkoły nawigatorów, przypominam także o naszym indeksie zawierającym biogramy osób występujących w moich książkach
gdzieś w internecie było o fabryce Forda, że pracowało tam kilka tysięcy Polaków i że zarabiali dobrze i że była wśród nich minimalna rotacja, choć warunki pracy były trudne, robotnicy innych narodowości rotowali się na okrągło, nie wytrzymując tempa pracy itd. Wczoraj padła sugestia że strajkująca młodzież być może była potrzebna za oceanem do pracy w fabrykach motoryzacyjnych. Mogło tak być, ciekawe kiedy się zaczął ten amerykański, motoryzacyjny boom.
A co do strajku młodzieży o którym to wspomnienie, to ja myślę że czytelnicy bloga zaniemówili z powodu osłupienia w temacie: jak bardzo powtarza się historia eliminacji młodzieży polskiej, eliminacja na sposób różnisty prowadzona.
A oto daty osoby nie tkwiącej w temacie, ale mającej wiedze i spostrzeżenia z codziennego życia:
1905
1914 – 1920
1939 – 1945
1980
2001 – 2017
Oczywiście, że spora część pojechała za ocean, ale tam już byli wypróbowani towarzysze i polski kościół narodowy, którzy ich kierowali na właściwe tory i załatwiali pracę w fabrykach.
Ja myślę, że tych prawdziwych agentów swoich to każde poważne mocarstwo ostentacyjnie chroni. Takiej np Brus Wolińskiej (ona tak mi się nasunęła) do końca nie wydali, a nie był to chyba jedyny przypadek.
Wikipedia podaje, że krzyże w Miętnej (gmina Garwolin ) oraz we Włoszczowej pojawiły się po wydarzeniach Sierpnia 1980. Iwenta ma miejsce w 1984, a rok 1984 jest bardzo bogaty w wydarzenia, które sprawiły, że Polskę objęła „pieriestojka”.
Krzyże pojawiły się, a potem z inicjatywy dyrekcji zaczęto je usuwać? A z czyjej inicjatywy się pojawiły? Rozumiem, że sami uczniowie je powiesili. No i ta liczba – kilkuset uczniów. Nasza szkoła z internatem była duża. Było nas ponad 300. O tym, by utrzymać dyscyplinę i jedność w takiej grupie nie ma mowy bez wspomagania zewnętrznego. To są głupoty. Ta szkoła musiała mieć jakiś specjalny status
Co to za szkoła?
Przy szkole znajdują się obiekty sportowe, w skład których wchodzą m.in. kryta pływalnia, hala sportowa, siłownia, hale gimnastyczne, 5 boisk piłkarskich, boiska asfaltowe, boiska do siatkówki plażowej, korty tenisowe, strzelnica.
Z Kuroniem to jest zwlaszcza ponuro-zabawne: jak sie okazalo juz w czasach 'wolnosci’, w glebokich latach 80tych towarzysz Kuron spokojnie sobie negocjowal z pulkownikiem Lesiakiem, jak sie tu panie dogadac zeby zablokowac ekstreme z obu stron (po jednej robil za takowa pewnie Gwiazda, po drugiej Siwak). A pokoleniu moich rodzicow (bo w 88 to ja na poczatku podstawowski bylem, wiec nie moge pisac 'nam’) sprzedawano bajke, jak to M & K sa ikonami walki o wolnosc.
A co do prof. Kiezuna i innych ludzi, ktorym teraz wyciaga sie rozne historie z czasow komuny (np Jurczyka, ktory o ile pamietam podpisal zobowiazanie jak mu esbecy z detalami opowiedzieli, co zrobia w razie odmowy z zona i corka): bardzo sie skupiaja wszyscy na tym czy jeden z drugim dziadek podpisal czy nie, bral pieniadze czy nie, zaszkodzil czy nie… I to oczywiscie wazne, ale jakos nikt nie zadaje pytania: komu oddal taki prof. Kiezun podpisany dokument? Przeciez nie wyslal na poste restante: musial byc jakis oficer prowadzacy, ludzie bioracy pensje za lamanie innym zyciorysow, trzymajacy do dzis dnia kopie tych akt. Gdzie oni sa, magicznie rozplyneli sie po ’89 w powietrzu (niczym 'nazisci’ w Niemczech po ’45)? A moze nawrocili sie na katolicyzm i polskosc, na kolanach do Czestochowy idac?
Najpewniej to drugie
Tak mi sie to skojarzylo z innym 'spontanem’: wydarzenia radomskie w 1976. Ze sie ludzie wsciekli o podwyzki uwierze, ale ze ot tak, do strajku przylaczyl sie Lucznik? Producent broni w srodku komunistycznego panstwa? Albo czerwone sluzby byly banda durniow, ktore nie kontrolowaly przez swoich ludzi sytuacji w – bylo nie bylo – strategicznym zakladzie, albo – kolejny raz – uczona w szkolach narracja ma mniej sensu niz oficjalny raport nt zabojstwa Kennedy’ego (magiczny pocisk itp).
Bywali, jak widać sentymentalni komuniści…
„Miętne, mała miejscowość koło Garwolina, już w latach 70. miało najnowocześniejszą szkołę rolniczą w Polsce. Z basenem i kompleksem dobrze wyposażonych budynków. A wszystko dzięki staraniom ówczesnego premiera Piotra Jaroszewicza, partyjnego dostojnika najwyższego szczebla. Przed II wojną światową w pobliskich Michałowicach pracował jako nauczyciel. Stąd pochodziła też jego pierwsza żona. W związku z jego patronatem szkoła w Miętnem mogła liczyć na najlepsze wyposażenie, ale równocześnie władze dbały o odpowiedni pod względem ideologicznym dobór kadry nauczcielskiej. Czy można więc było spodziewać się, że w takiej placówce dojdzie do obrony krzyży?”
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/idziemy200947_krzyze.html?no_header=1&no=1
Co za niespodzianka. A mnie o tym strajku pierwszy opowiedział, podekscytowany jak nie wiem co całą akcją, Jan Pospieszalski
Etos pepeesiacki. W internetach jest do ściągnięcia wydana w 2013 r. przez Muzeum Historii Polski książka Leosia Wasilewskiego (ojca Wandzi) „Piłsudski jakim go znałem”. Ciekawy jest skład rady programowej serii: porozumienie ponad podziałami: same profesory: Friszke, nieznani mi – Gąsowski i jakiś Habielski oraz: T. Nałęcz i A. Nowak. Przejrzałem wstęp biograficzny pióra Friszkego. Otóż – Leoś, który urodził się w Petersburgu z ojca – organisty w kościele św. Stanisława i matki Czeszko-Niemki (która czytała tylko po niemiecku), wyniósł z domu rodzinnego: patriotyzm, niechęć do Rosji i… antyklerykalizm. Prof. Friszke nie ma złudzeń, kto karty rozdawał w 1919 r. Przy okazji podróży Leosia do Kowna (gdzie m.in. organizował kabaretowo nieudany pucz POW, po którego fiasku dalej spokojnie pełnił swoją misję), pisze on, że wyjeżdżał on w towarzystwie T. Kasprzyckiego „i- co ważniejsze – brytyjskiego oficera”. Leoś Wasilewski- pepeesiak z panteonu bohaterów narodowych…
W komunie walczyły między sobą też różne frakcje. Eskimosi mieli przecież frakcje w różnych krajach, przez to m.in. mogli być silni wszędzie nawet bez specjalnej liczebności.
Też bym chciał wiedzieć. O wikipedii już było więc może jest jak w linkowanym przez kolegę Dalej wideo i najzwyklej wiedza o tym nie może się przebić bo nowi redaktorzy nie są wiarygodni a wikipedia dba o swoich użytkowników. No ale młodzieżowy film Ostatni dzwonek z 1989 roku cokolwiek będzie pomocny przy rozczajaniu mechanizmów protestów, pacyfikowaniu emocji dojrzewającej młodzieży oraz zdobywaniu dokumentów potwierdzających wykształcenie.
Moim zdaniem po tych tekstach (wczorajszego nie czytałem czekam aż się Baśn dostanie w moje kosmate łapy)
Należy postawić mocne wnioski.
Nie ma świeckich świętych są tylko Święci i Męczeniccy Kościoła Powszechnego uznani przez autorytet Ojca Świętego
Każdy kult poza kultem Boga w Trójcy Jedynego, jest oddawaniem pokłonu
bałwanom
I to nie ważne czy mówimy o „kulcie żołnierzy nizłomnych”, czy „kulcie flagi” czy inne podobne. Czy „czcimy bohaterów”.
Zdecydowana większość ludzi funkcjonuje w akceptacji paradygmatu rewolucyjnego, w ramach którego zmierzamy do świetlanej przyszłości poprzez struktury państwowe i ponadpaństwowe z sowieckim oenzetem na czele. Mało kto rozumuje tak, że dzieje są dziejami walki o zbawienie dusz, że pierwotny stan łaski uświęcającej jest prawdą, że nie było czegoś takiego jak ewolucja darwinowska lub neodarwinowska, że wielki potop naprawdę się zdarzył, że wieża Babel naprawdę istniała.
Trzeba zdrapać ze ścian paradygmat rewolucyjny aż do spodu.
„Czy można więc było spodziewać się, że w takiej placówce dojdzie do obrony krzyży?”
Spodziewałbyś się, że w takiej SZKOLE krzyże w ogóle się pojawią ? Popiszę scenariuszowo, mogło być tak:
Pani szatniarka przyniosła gdyż jeden z uczniów stracił matkę w wydarzeniach Sierpnia 80 i starsza pani chciała mu ulżyć w rozterkach duchowo – emocjonalnych.
Taka tez i moja hipoteza – kolejna bitwa wojny Natolin vs Pulawy (czy jak kto mniej poprawny politycznie, 'chamow’ z 'zydami’).
Krzyże były wieszane przez I sekretarza POP PZPR na polecenie I sekretarza PZPR Miejskiego ,a ten na polecenie …. Nie ma innej opcji.
Ta siatka I sekretarzy POP dzielnicowych i miejskich skutecznie działa do dziś 🙂
Na naszym gruncie lokalnym. Myślę, że puławy mają silniejsze zaplecze zagraniczne. Oni potrafią nawet krzyże (wszelkie świętości religijne zresztą) traktować instrumentalnie.
We wspomnieniach mojego pradziadka przeczytałem opis, jak ostatni raz widział swojego starszego naście lat brata. Brat pradziadka należał do konspiracji na terenie Częstochowy.
„Choć wydaje się to nieprawdopodobnym, pamiętam dzień ten w najdrobniejszych szczegółach. Był to zaiste dzień niezwykły, skoro utkwił mi w pamięci z taką siłą, że mimo wszystkie koszmarne późniejsze przeżycia, żadna moc nie była w stanie zatrzeć w mej pamięci tego wydarzenia. Widzę wszystko jakby się działo wczoraj, choć od tej chwili upłynęło lat 55. Trzyma mnie na rękach siostra moja Stasia i zalewa się łzami. Ja przyciskam do piersi oburącz wielki bochen chleba, który mam wręczyć bratu Wicusiowi. Przed nami z głośnym turkotem i tętentem sunie mnóstwo kozaków na małych konikach. W środku tej eskorty toczą się na kółkach małe wózki, a na każdym z nich siedzi człowiek. Wytrzeszczam oczy i naraz widzę, jak zbliża się mały wózek, a na nim brat mój Wicuś skuty kajdanami i przywiązany do kibitki łańcuchami. Siostra Stasia podbiega ze mną do wózka, na który wrzucam z wysiłkiem wielki bochen. Wicuś uśmiecha się łagodnie i kiwa głową. Do uszu moich dobiegł głos jakiegoś kozaka: „Nie płacztie, nie płacztie, ani wiernatsia”. [..] Mniej więcej po roku otrzymaliśmy wiadomość, że Wicuś skazany został na śmierć, a wyrok zostanie wykonany na stokach Cytadeli Warszawskiej przez powieszenie, co niebawem zostało wykonane. Doszły nas słuchy, że gdy w czasie procesu sądowego zapytano Wicusia na sali sądowej, co będzie robił po opuszczeniu więzienia, odpowiedział bez wahania „Będę dalej walczył z carskimi siepaczami do chwili gdy Naród mój odzyska wolność”. Trudno było w to uwierzyć gdyż Wicusia znali wszyscy przed tym jako chłopca łagodnego, który – jak się to mówi – muchy by nie skrzywdził. W domu zapanowała żałoba i niedostatek, gdyż ojca pozbawiono prawa zajmowania stanowisk publicznych. ”
A tutaj fragment z tekstu tow. W. Kieleckiego (Jan Libkind):
„Listopad 1904 r. był przygrywką krwawego dramatu, którego bohaterem był proletariat polski. Strzały w Warszawie zelektryzowały kraj. Za stolicą poszła prowincja. Szczególniej mocno zareagowała Częstochowa… Walka orężna z absolutyzmem staje się zjawiskiem niemal codziennym. Koło bojowe przekształca się w organizację spiskowo-bojową, ta potem w sławną bojówkę PPS. Zaczyna się ów heroiczny bój, który właściwie nie kończy się aż do zdobycia niepodległości.”
O ile szczęśliwsza byłaby ta rodzina, gdyby Wincenty się nie mieszał do konspiracji. Matka i ojciec nie straciliby syna, młodsze rodzeństwo – brata.
Jaroszewicz to był jednak ciekawy człowiek. I został odsunięty już w lutym 1980, a więc pól roku przed sierpniowymi strajkami. Był jak TW Wolski na Syberii, ale ostatecznie, choć szybko awansował na generała, kariery wojskowej nie zrobił. Zaczął gadać w 1991 (wywiad dla Rolińskiego: Przerywam milczenie…1939 – 1989) i już 1 września następnego roku nie żył, zamordowany wraz z żoną przez do dziś nieznanych sprawców. Dokładnie w noc z 31 sierpnia na 1 września! Może to przypadek, a może jednak znak? Bo „nieznani sprawcy”, a zwłaszcza ich mocodawcy, są pamiętliwi i przemawiają nie tylko do ofiar. Nawet po wielu latach kojarząc różne wątki…
Ja bym się zastanowił, po wszystkich publikacjach wydawnictwa Gospodarza czy II RP można świadomie nazywać burżuazyjną, drugie to po wczorajszym felietonie i dzisiejszym nalezy dostrzec fakt, że sprawami państwowości polskiej nie zajmowali się Polacy tylko przedstawiciele narodu wybranego lub ludzie lojalni wobec tej grupy a tzw PRL to już 99 proc. zarządu stanowili
A, jeszcze jedno: przed wojną, jako nauczyciel w okolicach Garwolina, Jaroszewicz zakładał tam oddziały Strzelca.
O Janku Pospieszalskim pisałem przecież, mogłeś byłeś to wtedy już przeczytać, cztery bite strony tekstu. Agent wpływu na siedemnaście fajerek, jedzie od niego dyspozycyjnym trepem, aż zęby wyciąga*)
Porozmawiałem z nim raz i wszystko jasne. Nie ma wątpliwości. To jest bezpośredni reprezentant twardego jądra, nie żadno popychadło na końcóweczce drabiny służbowej. On bierze polecenia tylko od generałów.
I jeszcze jedno. Generałowie do Częstochowy powysyłali na kolanach najwierniejszych ich wprowadzaczy nowego porządku społecznego. Dekretujący sami na nic się nie „nawrócili”, a już najmniej na jakąś tam „Polskę”. Jajeczko, widelczyk, pomoskownyje wiecziera i agenci na kolanach w Cz. i w innych naszych sanktuariach (Licheń, Łagiewniki, Piekary Śl.) węszący, co „ludowi w piersi”.
Raportujący, czy owieczki dostatatecznie krótko są prowadzone na pasku oficerów prowadzących. Tak, tych. (Marylko, muszę to tak napisać, bo jeśli powiem wprost, to tu ktoś oknem wyskoczy z wrażenia — a tak jest dobrze, bo powiedziałem prawdę a udaję, tralala, że kazdy sobie, ten teges i w ogóle)
*) napisałeś, cztery strony komentarza?
Yessir, u FYMA, dawnemi czasy, to był jeden z ostatnich moich tam komentarzy, dlatego „lata temu” bo lata już u fymka nie piszę — on zresztą też, jakoś, zamilkł, głucho o nim. Nie ma powrotu do dawnej rzeki.
oprócz niego nie żyło z nim również jego dwóch kolegów w odstępstwie około roku, łączył ich jeden fakt podczas ofensywy na zachód „chyba w styczniu 1945 r. odwiedzili jedno niemieckie archiwum i wybrali sobie co ciekawsze dokumenty do prywatnych archiwów, te dokumenty podobno związane były z życiorysami prominentnymi działaczami późnego PRL
Ale wieża Babel naprawdę istniała, był wielki potop, a ewolucja jest jedynie narzędziem stworzenia. Negacja Ewangelii odbywa się na głębszym, bardziej zawoalowanym poziomie.
W Radomierzycach Jaroszewicz pierwszy nakrył archieum Abwehry. Była to podobno kupa materiałów na zachodnich polityków , głóenie francuskich ale nie tylko. Jaroszewicz podobno część sobie wziął .
Ja to bym chciał zobaczyć jak Pan definiuje ewolucje …
To jedne z tych słów, które należy ryć w granicie, a już pewnością zapisać sobie w „Podręczniku apologety”:
„Nie ma świeckich świętych są tylko Święci i Męczenicy Kościoła Powszechnego uznani przez autorytet Ojca Świętego
Każdy kult poza kultem Boga w Trójcy Jedynego, jest oddawaniem pokłonu
bałwanom”
Warto w tym kontekście przypominać stanowisko KEP (którego to organu z racji jego kolegialności szczególnym admiratorem nie jestem): Nacjonalizm przeciwieństwem patriotyzmu. „Choć człowiek stawia wartości ojczyste bardzo wysoko, to jednak wie, że ponad narodami jest Bóg, który jedyny ma prawo do tego, aby ustanawiać najwyższe normy moralne.”
W ogóle, lektura tego listu jest w kontekście tego o czym tutaj się rozmawia, jest zaskakująca. Założę się, że tych, którzy go przeczytali można policzyć na palcach jednej ręki (i to co najwyżej ręki Chilona Chilonidesa, a i tak jeszcze by zostało), dlatego wklejam link:
http://episkopat.pl/chrzescijanski-ksztalt-patriotyzmu-dokument-konferencji-episkopatu-polski-przygotowany-przez-rade-ds-spolecznych/
Tekst jest średnio długi, ale usiany tezami i cytatami, które jak ulał pasują do tematu notki. Zadziwiające zaiste jakimi ścieżkami wędruje Duch Święty. Pamiętając o pierwszym kolegialnym czynie pierwszego zgromadzenia biskupów stwierdzić należy, że w tym dokumencie skrybowie KEP chyba dopuścili Ducha Świętego do głosu.
Zgadzam się z Panem. Zastanawiam się tylko, co musi się wydarzyć, żeby zresetować umysły Polaków ku dobremu…Paruzja?
Nie chodzi o kult a o szacunek i pamięć.
O której Krahelskiej raczy Pan wspominać, ze :”Moraczewski to pikuś, wspominaliśmy tu Krahelską i Owczarkówną, obydwie spokojnie dożyły lat sześćdziesiątych” ?
Krystyna Krahelska ps.Danuta zginęła drugiego dnia Powstania Warszawskiego w 1944 r., – czyżby była inna Krahelska
Sowieci by na to pozwolili? Nieprawdopodobne.
Właśnie chodzi o kult.
Nie mam nic do szacunku i pamięci.
Jak inaczej określić słowa „Cześć i chwała bohaterom” ?
Czytam ten list Episkopatu Polski „Chrześcijański kształt patriotyzmu” i sądzę, że Paruzja, owszem, zmieni wszystko, ale zanim nastąpi (a ponieważ, jak uczy pierwszy papież, przyjdzie jak złodziej w nocy, więc NIKT nie wie kiedy), trzeba robić to co Kościół robi od początku, nawracać i uczyć jak żyć. Z grubsza rzecz ujmując, bo znalazłoby się więcej. Zanim zatem powtórnie przyjdzie, Kościół musi, poza codziennym sprowadzaniem Pana Jezusa na ołtarze świata, mówić takim, a nawet mocniejszym głosem do swoich owiec, tłumaczyć im, wzywać do nawrócenia. Dzień w dzień, noc w noc. Z tego, a także z naszych modlitw, będą tylko dobre owoce.
Strajk był w Zespole Szkół z Internatem w Miętnem k/Garwolina. Młodzież powiesiła krzyże a dyrektor kazał zdjąć. Wybuchł strajk. Strajk spacyfikowano.
Jedną z szykan było/jest (być może nadal) organizowanie przez SB kolonii letnich w tym internacie dla potomków SB-ków. Jeszcze w tzw. wolnej Polsce kolonie organizowała ABW.
Ksiazke „Socjalizm i smierc” dostalam w sobote, wczoraj skonczylam ja czytac, nie moglam sie od niej oderwac, zostawia slad i mysli mimowolnie kraza wokol przedtawionych tam faktow i przemyslen.Przepieknie wydana i zilustrowana- gratulacje.
Krzyże instrumentalnie traktują i wizerunek Matki Boskiej przypięty do na klapy marynarki człowieka, któremu obiecali że będzie prezydentem dwie kadencje, a nie dotrzymali danego mu słowa. Była próba odwetu człowieka poniekąd oszukanego. (Opowiadał o tym Oleksy na YT.)
Tez o tym czytalem, z dodatkowa sugestie ze byly tam kwity takze na osobistosci zycia publicznego we Francji – co zdaniem autora artykulu tlumaczylo lagodny stosunek Francji i Belgii do ekipy Gierka.
Tak jak to czytasz. W dosłownym znaczeniu. Cześć i chwała. Przecież nie modlisz się do nich.
A pani myśli, że nie było?
To nie jest tekst o ewolucji i wieży babel
Miły Bendixie czy uważasz, że umieszczanie portretu Inki na koszulce, albo jej wizerunków w brzydkiej jak jasna cholera książce wydawnictwa Rafael to oznaka szacunku i pamięci?
A Jaroszewicz to kim niby był, nie sowietem?
Młodzież powiesiła, a dyrektor zdjął. W szkole gdzie od lat siedemdziesiątych było pięć boisk i kryta pływalnia. Niech się pan może zastanowi nad tym co opowiada, dobrze.
Na Mitteranda po prostu, że Żydów do gazu wysyłał…
Wracając do Ludwika Krzywickiego, to jest ciekawe, że na temat jego „stosunków rodzinnych” jest taka dyskrecja. Tylko info, że synowa to była Irenka Krzywicka z domu Goldbergówna, owa „gorszycielka”. Można znaleźć w niszowych źródłach wymalowane drzewko genealogiczne, z którego wynika, że był synem Tadeusza Konstantego Krzywickiego, który żył bardzo krótko (1831-1861) i Kamilli Zofii Krzywickiej z domu Iwanickiej (1834-1917) . No i ożenił się bardzo dobrze bo z panną Rachelą Feldberg (1863-1924) i miał z nią syna Jerzego ur. 1896, który w roku 1923 ożenił się z ową panną Irenką Goldberg, której mamusia primo voto Goldberg była secundo voto Portnoj. Wyszła za mąż koło roku 1904 za Jekutiela Portnoja, „jednego z czołowych działaczy Bundu”, nauczyciela w Wilnie i Kownie . To ciekawe, bo on był wśród liderów Bundu a z drugiej był jakoby „wysyłany na zjazdy Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji” , na której zjeździe w 1903 r. podobno brał udział. To ten zjazd, który odbywał się częściowo w Brukseli, częściowo w Londynie.Z tym, że na liście obecności jako „z głosem doradczym przedstawiciele Bundu” wymieniani są:Koltsov, Wolf i Stein. Być może to ksywy. Mówimy o człowieku, który poznał osobiście Lenina, Plechanowa, Haneckiego, Warskiego , Trockiego – na tym zjeździe -a córka jego żony wyszła za mąż za syna naszego bohatera Ludwika Krzywickiego. No, no, no.
Zmarł ten pan w 1942 r. w Nowym Jorku, do którego „udał się po wybuchu wojny”. Dla odmiany pan Ludwik Krzywicki zmarł w roku 1941 r. w rok po śmierci syna Jerzego w Charkowie. Taki lajf. Całe to towarzystwo zawodowo zajmowało się „rewolucją” i „postępem mas”, „emancypacją kobiet”- i świetnie z tego żyło ( za czyje pieniądze?) , kiedy „masy” a w szczególności „kobiety” zostały pulpą historii XX w.
Przeczytałam tylko kilka zdań i od razu protestuję. Po prostu wczoraj miałam ważne i nie cierpiące zwłoki sprawy, nawet nie mogłam się porządnie zapoznać z materiałem. Tyle jednak, że nie jest to sprawa, którą można skomentowac życiową opowiastką, albo pioseneczka, zdążyłam dostrzec. Jak się obrobię, to przeczytam wczorajszy i dzisiejszy materiał.
Mama mi choruje.
A ja czytałem ostatnio źywot św. Grzegorza VII, papieza z XI wieku, a w nim tez cesarz Henryk IV i ekskomunikowanie go przez papieza, potem ta Canossa, by jednak cesarz po kilku latach się zemscil, najechal Rzym i wypędził z niego papieża. Ale papiez mial uklad z Normanami wladajacymi lennami papieskimi na poludniu Wloch i Sycyli i mieli oni papieża i panstwo papieskie chronić w razie potrzeby. I tak tez na prośbę papieża uczynili. Przepedzili wojska cesarskie z Rzymu. Tak, tylko mordowali i zlupili to miasto strasznie, tak, ze mieszkancy zaczęli byc przeciw papiezowi, bo na ich prosbe oni się w tym Rzymie znalezli. Ja juz nie wspomne o herezji katarskiej w tamtym czasie juz kiełkującej, a w Anglii zaczęła się era Plantagenetow i ich imperium juz bylo od granic Szkocji do Pirenejow.
A co to ma wspólnego z socjalistami? Ano wszystko. Rewolucja trwa od setek lat nieprzerwanie. A kto tym zaczął sterować i nie przestał?
zamek w Radwanicach. Jaroszewicz chciał zacząć sypać działaczy Solidarności a raczej ich finansowanie.
sorry Radomierzyce
I trzymał sobie w domu pod poduszką papiery których miejsce było w moskiewskich sejfach? W to, że miał coś na Bermana i spółkę jestem skłonny uwierzyć. Ale papiery na Mitteranda to nie ten poziom.
Jakby chciał to mógłby nawet zacząć sypać działaczy po obu stronach pozornej barykady. Wielu działaczy na Zachodzie też miał w szachu…
Każdy, kto się zbliżył do kazamatów w Radomierzycach podobno umierał w niejasnych okolicznościach. A co tam był w tych „archiwach” to nikt nie wie. W końcu kiedy Jaroszewicza torturowali i przeszukiwali mu willę, to szukali tylko papierów.
ta co z Boyem romansowała i zakładała poradnie świadomego macierzyństwa, a poza tym jakoś tak mimochodem w latach 1928-30 wybudowała w Podkowie Leśnej awangardowy dom. Jakoś nie mogła wyrzec się luksusów.
potem zaciukali generała Fonkowicza w Konstancinie, po uprzednich torturach i jeszcze trzeciego – nie pamiętam nazwiska.
I to sa bardzo trafne wnioski… zwlaszcza ten…
… „kazdy kult poza kultem Boga w Trojcy Jedynego, jest oddawaniem poklonu balwanom”. !!!
Jest taki kuplet starszych panów:
„Ale z drugiej strony weźmy, co tu kryć,
Jak to długo tym premierem trzeba być.”
Słowa dotyczyły Cyrankiewicza, ale przecież można je zastosować także do Jaroszewicza. Taki wspólny rys obu premierów, „długie trwanie” i „tajemnice tajemnic” w posiadaniu…
@coryllus
” są ludzie, którzy z różnych wyborów rozliczają na przykład prof. Kieżuna i powieka im przy tych rozliczeniach nie zadrga”
@Janko
„Ta siatka I sekretarzy POP dzielnicowych i miejskich skutecznie działa do dziś.”
W 2014 roku Cenckiewicz i ten drugi tłumaczyli się, że „musieli” „rozbroić bombę”. Pan profesor był szalenie popularny, było z nim mnóstwo spotkań, wywiadów, paneli i wykładów. Mimo zaawansowanego wieku zachował siły i wyjątkową jasność umysłu (czyt. dużo pamiętał i umiał się tym podzielić). Więcej – wypowiadał się bardzo kompetentnie o łże-transformacji. Stanowił zagrożenie, wyrastał na autentyczny autorytet, zwłaszcza dla młodszego pokolenia. Był sprzymierzeńcem PiS. Rozkręcała się kampania wyborcza. Panowie historycy bardzo się martwili, że ktoś może użyć przeciwko PiS-owi esbeckich kwitów na profesora. Jakoś nie pokwapili się, żeby zacząć neutralizować sb…synów pochowanych w różnych norach, oni przecież nie są żadnym zagrożeniem. Ich (Cenckiewicza, tego drugiego i wielu ich kolegów) zasługą jest to, o czym pisze Janko.
Rozalio, nikt nie ma do Ciebie pretensji
A skąd wiesz jaki to poziom?
Jaroszewicz – 01.09.1992
Steć – 12.01.1993
Fonkowicz – 07.10.1997
Wszyscy byli torturowani przed śmiercią.
A kto to ma robić? Dramatem naszych czasów jest to, że wierni wzrastają duchowo szybciej niż większość kapłanów! Oni kończyli te same szkoły i też są umysłowymi socjalistami.
Nie uważam, ale każdy ma prawo do własnego szacunku i pamięci.
Możliwość wpływu na politykę państw takich jak Francja? Bardzo wysoki.
o tym to wiedzę nie Jaroszewicz ale Kiszczak miał a Jaroszewicz o takich jak Kiszczak skąd są naprawdę i kto ich tu zainstalował
Dokładnie ta. To nie było zwykłe „romansowała”. Ona lansowała totalną rewolucję w rodzinie: jakoby wyszła za mąż za pana Jerzego Krzywickiego „z rozsądku” i „od razu umówili się, że będzie to małżeństwo otwarte”. W ramach „otwartego małżeństwa” pojechała w „podróż poślubną” z niejakim panem Walterem Hasencleverem „niemieckim dramaturgiem w stylu ekspresyjnym” – na Korsykę. Z Boyem stanowili erotyczno-polityczny układ w ramach lansowania aborcji, homoseksualizmu i tym podobnych „wynalazków”. W końcu Boy był zamieszany w te ruchy eugeniczne w II RP. Był to klasyczny menage a trois przez całe lata aż tu nagle w roku 1940 mąż zostaje rozstrzelany w Charkowie w 1940 a Boy w 1941 we Lwowie a ona po wojnie zrobiła się stara, brzydka i robiła za żandarma warszawskiego Koła Literatów Polskich. Witkacy uwiecznił ją satyrycznie w jednym z dzieł. Była tak ostentacyjna, że aż śmieszna.
Też tak uważam. teczka na Mitteranda dla Kiszczaka nie miała większego znaczenia, ale teczka na Wałęsę? Sami widzimy…
Okazuje się, że Ludwik Krzywicki miał bardzo wielu stryjków a jego ojciec był najmłodszym z rodzeństwa. Ojciec Tadeusz Konstanty Krzywicki był raptem „kancelistą rządu gubernialnego w Płocku” ale zmarł w bardzo młodym wieku. Za to stryjków i cioć miał tow. Ludwik wielu. Jeden z nich to Alojzy Bonifacy Krzywicki ur. 1810, uczestnik Powstania Listopadowego, zesłany do Orenburga, gdzie ożenił się z Rosjanką Agrafeną Michajłowną Kryłową. I teraz jest pytanie, czy „rodzina utrzymywała stosunki” z tymi „kuzynami Kryłowymi”. Stryj wrócił do Warszawy, gdzie zmarł w roku 1858. A ta Agrafena Michajłowna tam została. Robi się coraz ciekawiej.
„wiem, że w latach osiemdziesiątych krzyże jeszcze chyba w klasach nie wisiały. Warto może jednak zastanowić się w jakiś okolicznościach je tam powieszono i jakie władza ludowa wiązała z tym nadzieje.”
A mnie sie wydaje, ze zapominamy, jaki byl klimat w Polsce po wizycie Papieza w 83 roku. Ja pamietam dokladnie te euforie i nadzieje. Chodzilam do szkoly w samym centrum Krakowa, chodzilismy „na papieza” pod okno i na Blonia, bardzo wiekszosci z nas ten nastroj sie udzielal. Nie wiem z czyjej inicjatywy, ale pamietam dokladnie, ze w 7 klasie podstawowki (83/84) ktos wpadl na pomysl, zeby krzyz powiesic. Troche powisial, po czym ustami wychowaczyni dyrekcja poprosila o zdjecie. Nikt nie posluchal, wiec partyjna pani dyrektor osobiscie przyszla nazajutrz do klasy i nakazala nam zdjac. Stalismy wszyscy, rowniez nikt sie nie ruszyl, ani slowa nie pisnal. Mielismy satysfakcje, bo dyrektorka w koncu wziela krzeslo, wspila sie na nie na obcasikach, i krzyz wlasnorecznie zdjela. Czerwona przy tym byla jak burak, pani polonistka rowniez.
Na pomysl strajku nikt nie wpadl na szczescie, chociaz w klasie mielismy bardzo bojowa dziewczyne, corke dzialaczy zwiazkowych, ktora wyleciala ze szkoly z Huty, „za rodzicow”.
Przepraszam, że poza tematem, ale dziś dowiedziałem się, że było wydawane coś takiego:
http://allegro.pl/problemy-pokoju-i-socjalizmu-czasopismo-3-1979-i6568294440.html
Gospodarz pewnie to zna, ale dla nas wielu może to być dobra i uzupełniająca notki Autora lektura.
Pomiędzy Krakowem gdzie się chodzi na papieża, a Miętnem pod Garwolinem, gdzie jest kryta pływalnia, jest jednakowoż pewna różnica
Chcialam tylko pokazac, ze wieszalo sie wtedy krzyze, i nie wiem, na ile bylo to sterowane, czy byl to tzw.spontan. Po wizycie papieza zniesiono stan wojenny i niektorym sie wydawalo, ze juz wiele mozna.
W tym Mietnem to byla wielka zorganizowana akcja, ze wsparciem biskupa i ksiezy (wspolpracujacymi z solidarnosciowcami) , u nas „namawialismy sie” sami, katecheta o niczym nawet nie wiedzial.
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/idziemy200947_krzyze.html?no_header=1&no=1
Żeby w dobie gugla takie pytania zadawać i to na tym blogu?!
To już z czystej złośliwości podpowiem, że była taka ciotka, nie tylko rewolucji, która imię miała po tej, co Mniemca nie chciała… Maleńka kulomiotka, co pożyła lat 82. W przeciwieństwie do Syrenki.
Wątek Radomierzyc: jest książka Jerzego Rostkowskiego. Poniżej ukazuję akta jednego [z kilku] z wymienionych w komentarzach wyżej „zasłużonego”, rysunki wykonane podczas demontażu pokoju oraz fotografię [jedną z kilku] pokazującą, że pałac w Radomierzycach przetrwał do 1945 roku w stanie nienaruszonym.
Grafika: Radomierzyce – akta. Zielone wyszczególnienia to przejaw mojej ingerencji.
Wg mnie stan budynków do 1945 roku, skrupulatność w dewastacji oraz oddelegowani „zasłużeni poligloci” wskazuje na to, że miano świadomość „ciężaru” możliwych do przejęcia materiałów.
………………………………………
Na znacznie więcej, niż na Miterranda. C. ma zupełną słuszność, a Miterranda wymienił symbolicznie.
BTW czy są jakieś wieści od o. Wincentego?
Nikt z KGB i GRU nie był zainteresowany archiwum Abhwery?
O matko…to Jaroszewicz był z KGB i GRU może to w końcu zrozum
Tak, jest na pielgrzymce maryjnej
I te przemowy: „Jestem przeciwnikiem Powstania Warszawskiego ale przyłączyłbym się do walczących”. To ta hipnoza zbiorowa, aby patriotyczne wiedźmy nie zarzuciły tchórzostwa. Takie jestem za, a nawet przeciw.
Super! Martwiłem się tym ostatnim milczeniem z Jego strony 🙂
To miał po prostu nadzwyczajny fart, nikt się o te papiery nie upomniał przez blisko 50 lat. Kiedy ukradł te dokumenty miał 36 lat i był pułkownikiem LWP.
To archiwum było gigantyczne:
„W lipcu 1945 zakończyło się przejęcie przez Związek Radziecki archiwum z Radomierzyc. Zawierało ono około 300 tysięcy wstępów do akt, poza tym 20 tysięcy kompletnych akt niemieckich i francuskich tajnych służb wojskowych, 50 tysięcy akt niemieckiego sztabu generalnego i 150 akt archiwów dotyczących Leona Bluma i rodziny Rothschildów. Ponadto w sejfie w Radomierzycach znajdowały się kolejne wielkiej wagi materiały: prawie wszystkie dokumenty dotyczące współpracy francuzów z niemieckimi okupantami.”
kiedyś będzie trzeba zacząć robić grafy powiązań między nimi, wówczas też wyjdą ciekawe dziwy. A jakby je jeszcze w dzisiejsze czasy pociągnąć to okaże się, że tylko nam się zdawało, że kiedykolwiek odzyskaliśmy niepodległość po III rozbiorze.
no i na pewno o Jaruzelskim i być może jeszcze kilku, o których nawet nie wiemy.
Jaroszewicz położył łapę na tym archiwum dzień lub dwa. Potem przyjechało NKWD i zabrało te kwity. Aresztowali nawet ludzi Jaroszewicza ale na jego żądanie wypuszczono ich co wg. Mnie jest bardzo znaczące. Ale co zabrał to zabrał . Ci dwaj zamordowani po Jaroszewiczu wstępnie robili z nim selekcję teczek. Konkludując, archiwum pojechało do Moskwy.
dla pełnego obrazu trzeba dodać, że na starość cała postępowość opadła z pani Ireny K. jak pył złoty. żyła lat 95 i dożywała tych lat we Francji, u syna. stała się najpotworniejszą i najbardziej apodyktyczną i złośliwą staruchą, jaką można sobie wyobrazić, i życie swojej synowej zamieniła w piekło na ziemi. zdaje się, że na okoliczność jej śmierci (1994) w „wysokich obcasach” Agata Tuszyńska zamieściła reportaż o tej przedziwnej metamorfozie (no nie, to wcale nie jest dziwne…)
Jak to się robi to był taki serial „stawka…” i nie wiem do dziś jak oni się mogli tak podłożyć, no chyba że mają wszystkich za idiotów
być może skręcając po drodze do Tel Avivu.
Pamiętam dwa komunikaty o zabójstwie Fonkowicza : ”sprawców było około dziesięciu” i ”sprawców było co najmniej dziesięciu”. ”Niektórzy” uważają że do wyroku śmierci ( na swoim ,oczywiście) trzeba dziesięciu sprawiedliwych,tak że być może chodziło o akta współpracy nie tylko francuzów…Standard Oil np.
> coryllus
Aleś pojechał, ja dziękuję. Kapitalny tekst. Zerwałeś grubą warstwę asfaltu za jednym razem.
Można „naurągać” i nie wywalisz?
O matrioszce, nazywanej pięknym wojtusiem chyba nie warto: opakowanie sztuczne, wewnątrz jakiś zderzony za młodu z sołdatami chłopczyk. Mógł być polskiego pochodzenia, niekoniecznie zaraz rosyjskiego. Zrozumieniem wobec niego częstował go nieustannie inny za młodu 'przygarnięty przez wojsko’ jeszcze jako chłopiec, piękny czesio, czyli alter ego matrioszki nazwanej „Wojciech”. Kiszczak wygląda na realnego, w przeciwieństwie do podsuniętego (prawdziwy Wojciech Jaruzelski stracił palce w wypadku z maszyną rolniczą przed wojną, przybyła po wojnie matrioszka miała nieodrastające przecież palce, sapienti sat) „Jaruzelskiego Wojciecha, sieroty”.
Zestawili ich za młodu: jeden wiedział, co przeżył ten drugi, żaden nie chciał wracać do przeżyć wojennych, obaj wspierali się wzajemnie, by czasem nie powróciły owe wojenne kształtujące doświadczenia, obaj milczeli odnośnie tego, co im zrobiono. Obaj grali role mocarzy, obaj byli załatwionymi za młodu, zdezintegrowanymi osobowościami, poukładanymi z powrotem w kształt przypominający człowieka przez tych, dla których pracowali. Całe życie wierni katom, bo innych gwarantów, że kaci nie wrócą, nie poznali.
Tam badania genetyczne coś by odkryły: matrioszka nie spłodziła nikogo genetycznie podobnego do rodziny Jaruzelskich. Rodzina może sprawdzić to dziś, przebadawszy się i porównawszy cechy genotypu z osobą, która niby do rodziny należy. Chodzi o Monikę J.
Drogi Coryllusie, od wczoraj waham się, jak nie przymierzając gazda z dowcipu, czy zabrać głos. Dosłownie wstrząsnął mną ten fragment z Krzywickiego, w którym przyznaje on, że chodziło o tak naprawdę o strajk generalny ale z braku szans przekierowano go na gorący temat rusyfikacji szkolnictwa i gorące głowy młodzieży. Rozumiem bezsens dobrowolnego usunięcia się ze szkół państwowych polskiej młodzieży ale widzę też alternatywę – w ciągu pokolenia (20 lat) dostęp do cywilizacji, kultury i nauki europejskiej odbywał by się poprzez język rosyjski. W języku polskim zostałoby dzieciństwo: paciorek, parę kolęd, kołysanki mamusi (czy opiekunki), nazwy paru potraw i podobne. Wiedza, którą dysponowałby dorosły Polak w swoim dorosłym życiu była by po rosyjsku. Matematyka, chemia, biologia, wiedza inżynierska, literatura światowa, filozofia – wszystko po rosyjsku i przez rosyjski dostęp do ich rozwoju. Mówiąc wprost powstał by tu Bantustan Priwislianskogo Kraja.
I jeszcze jedno: można krytykować nawiedzone ziemianki i krytykować oświatę ludową ale materiały przerabiane z ludem były po polsku, pisać i czytać też uczono w tym języku. Generalnie, jak pewien bohater Moliera, dzięki oświacie ludowej chłopi dowiedzieli się, że są Polakami a nie tutejszymi.
A skąd wiesz, że się nikt nie upomniał i skąd wiesz do czego one służyły
My krytykujemy nawiedzone ziemianki? Może przejrzyj z łaski swojej…o jakich dwudziestu latach mówisz? Rusyfikacja była fikcją, dlatego car zgodził się na propozycje Lewickiego…Dostęp do cywilizacji i kultury odbywał się poprzez częste wycieczki do USA, bilet na transatlantyk kosztował 10 dolców, a dniówka niewykwalifikowanego robotnika wynosiła 1 $
Rusyfikacja była w zasadzie nieskuteczna. Przodkowie mojej mamy całe życie spędzili albo na Kresach, albo nawet w Rosji, i nigdy się nie zruszczyli. Ich wnuki wróciły do Polski po pierwszej wojnie a polski był ich głównym językiem. Raczej na odwrót, Hipolit Milewski pisał, że widywał rdzennych Rosjan mówiących między sobą po polsku, bo to był język „pański”.
Panie Gospodarzu,
zakwestionował Pan moją wiedzę historyczną, która jest wdrukowana w głowę przez system edukacji. Obudzenie nie jest łatwe i bardzo boli. Nie wiem jak Pan to robi, ale zastępuje Pan całe instytuty i i budżetowe wymysły umacniania polskości.
Pan to robi pokazując prawdę. Czytając Pana notki i, co oczywiste dyskusje, która potrafi też do pieca dołożyć dobrze, człowiek oczy przeciera. Ja najpierw sprawdzałem te rewelacje Pana w źródłach i … Czas traciłem.
nie zrobią tego, legendę wówczas szlag by trafił a na niej jadą i chcą dalej jechać.
Bo to była socjopatka. Albo ta „eugenika-aborcyjna” jej zupełnie pomieszała w głowie. Ona na serio planowała, że będzie miała zgodnie z zasadami nauki zaplanowane idealne dziecko. Urodził się chłopczyk, który miał indywidualny tok wychowania i nauczania. Warunki życia bardzo luksusowe. Nawet w czasie okupacji stopa życiowa się Krzywickiej nie obniżyła. Żyła podobno częściowo na Mokotowie a częściowo gdzieś pod Warszawą i w zasadzie się nie ukrywała. W domu była służąca etc. Był jeszcze drugi syn, przypadkowy, w dodatku „nieidealny”: łagodnie mówiąc niepiękny i w dodatku trochę kaleka (heine-medina albo coś w tym guście). I nagle w czasie okupacji ten pierwszy, idealny lat 12 dostał wysokiej gorączki i w 2-3 dni zmarł a lekarze nie wiedzieli, jaka była przyczyna. Został ten „nieplanowany”. Był bardzo zdolny w naukach ścisłych i kiedy mamcia terroryzowała literatów PRL on się uczył. Wyjechał w 1963 r. do Szwajcarii a na stałe osiedlił się we Francji i nawet się ożenił. Pracował naukowo i robił karierę. I chyba sama Krzywicka pisała w jakichś wspomnieniach, że nie czuł zbytniej potrzeby kontaktu z nią. Bywała tam rzadko i nikt nie prosił aby pozostała. Dopiero kiedy już naprawdę się zestarzała, spadła mu na głowę i całej jego rodzinie. Na ile znam pewne staruszki, to one zawsze powtarzają swoje brzydkie nawyki z młodości. Czasem te nawyki się zaostrzają. Jej nie odpowiadała żona /żony syna (chyba się rozwodził), bo w jej mniemaniu one „były z niższych sfer” a ta pierwsza to „zupełna dziewczyna z ludu”. To była karykatura kobiety, której bio można spokojnie wystawiać w teatrach jako tragikomedię albo groteskę.
P.Jaroszewicz z wiki: 28 sierpnia 1943 z chwilą przyjęcia do 1 Korpusu PSZ w ZSRR otrzymał stopień szeregowca. …14 grudnia 1945 awansował na generała brygady….Generałem został w wieku 36 lat (po przesłużeniu w wojsku jedynie 28 miesięcy).
Na wojnie szybko się awansuje, bo łatwo o bohaterskie czyny. Wystarczy wejść do latryny w odpowiednim momencie.
„Tak, że tutaj zupełnie się omylił (Stalin) w swoich rachubach. Powstała ta 63-dniowa zwłoka, której ofiarą padła Warszawa, ale która uratowała Berlin, bo przecież sam fakt, że Berlin został podzielony, wynikał z tej zwłoki.”
http://www.powstanie.pl/?ktory=35&class=text
To mówi Jan Nowak Jeziorański.
Wlepiłem tego ciekawego linka, gdzie odpowiada Jeziorański na zapytanie Wajdy o Powstanie Warszawskie.
Zmierzam do tego, że twój artykuł wzbudził w jakiś nieokreślony sposób — we mnie –skojarzenie z radiem Wola Europa. (Jestem dzieckiem i wyrostkiem PRL).
No i stąd ten Jeziorański…..
Czyżby przypadkiem niegdysiejsza szkoła żeńska pw. św. Scholastyki, a partyjna pani dyrektor dwojga nazwisk? Doszły mnie słuchy, że od kilku co najmniej lat jest wyjatkowo gorliwą parafianką u św. Mikołaja.
Mnie Radio Wolna Europa wychowywało od maleńkości. Charakterystyczne dudnienie zagłuszarek, ojciec z dziadkiem z głowami wsadzonymi w głośnik by wyłapać jakieś urywki prawdy absolutnej.
Głupiemu lepiej być na świecie czyli o oświacie i rusyfikacji.
A Krzywicka to z czego była? Nie z ludu? Nachalne są te ku…y i zuchwałe…
Taaa, bardzo ciekawe…uratowała Berlin…
Syn Krzywickiej Piotruś umarł w wieku 15 lat na zapalenie wsierdzia. Drugi syn, fizyk CERNu Andrzej, również w wieku 15 lat zachorował na polio.
Kiedy zjawiła się w Bures-sur-Yvette myśląc, że zrobi karierę zagraniczną „Kultura” nie chciała z nią współpracować. Syn Andrzej, chcąc ratować małżeństwo, rozdzielił dom murem; Krzywicka opowiadała, że synowa chce ją zabić. Miała zwyczaj dosiadać się do znajomych (zazwyczaj dużo młodszych) i wypytywać ich o szczegóły z ich seksualnego pożycia. Miała też w zwyczaju zdradzać sekrety swoich znajomych i roztrząsać je z innymi jej znajomymi. Ciągle mówiła o Boyu i ich romansie. Na kolacjach w obecności syna i synowej potrafiła ze szczegółami opowiadać szczegóły z ich wspólnych nocy.
Dzięki za precyzyjne info o tych synkach. Dawno o tym czytałam ale strasznie mną wstrząsnęło to, że ona była taka jakaś nieludzka: jeden syn – idealny a drugi – nieplanowany. Musiała to być po prostu wyjątkowo głupia baba. Została przez życie ukarana – strasznie, ale do niej chyba nie docierało.
Co do „stylu życia we Francji” to zapewne żyła tymi „wspaniałymi latami w II RP”- kiedy była „królową salonów literacko-politycznych” i gwiazdą prasy. Niewykluczone , że te wszystkie panie przed II WW – przechodzące z łóżka do łóżka – nie grzeszyły dyskrecją.A ona nie umiała zrozumieć, że starość nadeszła i pewne rzeczy w pewnym wieku – nie pasują. Żyła w iluzji, że „Boy był kimś wielkim” a ona – przy nim -też „strasznie ważna”. To w świetle gigantycznej tragedii II WW – całego Narodu – było niczym, ale być może jej się zwyczajnie z tego wszystkiego „blaszka odgięła” mówiąc kolokwialnie. Odruch samoobronny.
W Warszawie po wojnie była zwyczajnie znienawidzona przez tych wszystkich komunistycznych literatów, bo była podła i przyjemność sprawiało jej – pastwienie się nad tą ich całą politgramotą. A sama nie napisała nic godnego uwagi – nigdy. Żyła światłem odbitym.
To tak jak na starość było z Wisłocką. Też tylko gadała o seksie – w kontekście jak najbardziej „teoretyczno-zawodowym”.
Gadała i pisała wyłącznie o seksie, o miesiączkach i nie pojmowała, ze to już nikogo ani nie skandalizuje, ani nie obchodzi. I do końca swych dni uważała, że jest sławna i wielka i jako takiej, wolno jej wszystko. Tam był jeszcze epizod z jakimś kolegą syna, którego próbowała zatrzymać przy sobie. Martwił się, że nie ma żadnych listów od narzeczonej w Polsce. Okazało się, że Krzywicka te listy przejmowała, czytała i niszczyła.
No i podobnie jak Izabela Stachowicz, do końca swoich dni uważała, że wszyscy mężczyźni ją wielbią.
Ten system: Głos Prawdy vs Zagłuszarka to konstans hodowlany.
Kiedyś Iza Brodacka-Falzmann napisała, ze wyzwoleni z judaizmu Żydzi popadali w komunizm, a wyzwolone Żydówki w komunizujące kurewstwo.
& sigma1930
Jeszcze nie przeczytałam notki. Zaczęłam od ostatnich komentarzy. Od razu mi się skojarzyło że ja dziewczęciem będąc czytałam chyba książkę, kto wie, czy nie jej autorstwa. No i…
http://lotta-kronika-pachnacych-kartek.blogspot.com/2012/01/cudowna-irena-krzywicka-i-jej-powiesc.html
Może powyżej, ktoś wcześniej o tym wspominał, a ja się powtarzam.
A tę powieść pamiętam.
To musiało być traumatyczne przeżycie dla młodej panienki. Współczuję;)
Nie dodałam, że książka Wichura i trzciny, jest opowieścią o heroicznej matce, która opiekuje się chorym na haine medina synem, która walczy dzielnie o jego zdrowie i sprawność.
A w trzcinie brzmiał chrząszcz.
Mamy też świadectwo ks. Tokarzewskiego o spustoszeniu polskości i masowej rusyfikacji ludności na terenie Ukrainy oraz przechodzeniu na prawosławie.
Tymi akurat Polakami PPS i okolice się nie interesowało. Mówiąc rusyfikacja ludzie ci mieli na myśli Królestwo
Aha i lepiej przeczytaj tego Krzywickiego, naprawdę…
O jakich 20 latach mówię? Mówię o tym, że to my wiemy, że za 10 lat wybuchnie wojna światowa. Oni nie wiedzieli. 20 lat to demograficzna miara pokolenia.
Car zgodził się na religię po polsku ale nie na matematykę, fizykę, chemię i biologię i to jest to o co mi chodzi – dostęp do wiedzy i rdzeń wykształcenia tylko po rosyjsku i tylko przez rosyjski, żeby nie było „tlenu” tylko „kisłorod” itd., itd., itd. Pozwolę sobie przypomnieć ile pracy kosztowało Czechów wymyślenie języka nauki i jego implantacja do tej chłopskiej gadki, gwary, którą wraz z niepodległością odziedziczyli.