gru 152021
 

Miało być dzisiaj o czymś innym, ale zaraz zjedzie tu ekipa filmowa, więc muszę coś napisać na szybko. Nie pierwszy już raz zauważyłem, że dyskusje o historii i polityce XVII wieku są przez komentujących przekładane bezwiednie na realia współczesne. Krytyka zaś XVII wiecznej polityki mocarstw na Ukrainie, która była wówczas częścią Korony, daje powód do tego, by analogicznie traktować współczesną politykę mocarstw nad Dnieprem. Z tego wynika już prosta, bardzo emocjonalna konsekwencja, czyli nikomu niepotrzebne, noszące znamiona pożytecznego idiotyzmu, poparcie dla Władymira Władymirowicza. Tak, jakby w Rosji nie było polityki mocarstw, a Władymir Władymirowicz nie był starym człowiekiem chorym na Parkinsona, tylko carem Piotrem, który zaczyna swoją wielką przygodę.

Nawet będąc człowiekiem powierzchownym, a za takiego się uważam, postawa ta dziwi mnie bardzo. Ma ona też w sobie pewien podwórkowy rys, charakterystyczną dla rówieśniczych zabaw wiarę w starszego brata, który zaraz wróci ze szkoły i ustawi w piaskownicy sprawy tak, jak one powinny być ustawione. Postawa ta uzasadniana jest występami rozmaitych osób, w tym polityków, których wskazuje się jako ruskich agentów. Proszę Państwa, powtórzę się, ale niech tam, czy wierzycie, że Władymir Władymirowicz inwestowałby w Polsce w agenturę wpływu, która wyjada sobie na wizji baby z nosa? Nie przypuszczam. Obawiam się, że wszystkich sympatyków Władymira Władymirowicza czeka gorzkie rozczarowanie, albowiem nie rozumieją oni, że twierdzenie Talesa nie ma zastosowania w polityce. Może inaczej – ma, ale przy założeniu, że znamy wszystkie parametry układu. No, a przecież ich nie znamy, nie zna ich nawet Jacek Bartosiak.

Odnoszę też wrażenie, że kiedy zaczyna się dyskusja o kwestii ukraińskiej wszyscy dostają małpiego rozumu. Proszę Państwa, zapomnijmy o Ukrainie i o tym, że Polska będzie tam miała jeszcze kiedyś jakieś interesy. Może za sto lat. Zapomnijmy, albo lepiej zajmijmy się studiami nad historią XVII i XVIII wieku, może wtedy coś nam w głowach zaświta.

Zacznijmy może teraz, od ustalenia co stało się po zakończeniu wojen kozackich i odpadnięciu zadnieprzańskiej Ukrainy od korony. Był to triumf zakulisowej polityki francuskiej, która zrezygnowała na chwilę ze zbrojnych interwencji dokonywanych rękami Szwedów i Turków. Polska stała się wówczas tłem polityki światowej, ale politycy w Polsce, o ile tacy byli, nie zrozumieli z zaistniałej sytuacji nic. Tymczasem na wschodzie rozpoczęły się przygotowania do kolejnej rozgrywki o kwestię najważniejszą czyli opanowanie lądowej drogi w głąb Azji. W konkurencji wystartowali Francuzi, mający swoich ludzi na Ukrainie, Holendrzy i Brytyjczycy. Holendrzy na dobre zadomowili się w Moskwie, wypierając stamtąd Brytyjczyków, którzy wyruszyli na morza, co w konsekwencji przyniosło im największy sukces. W czym ta sytuacja przypomina rzeczywistość współczesną? W tym, że Polska stała się dziś tłem dla polityki wschodniej. I jej sukcesem będzie jeśli elity polityczne to zrozumieją. Tyle wystarczy. Naprawdę nie musimy się w nic mieszać, albowiem rzekoma wojna na Ukrainie, która nie wybuchnie, toczy się pomiędzy siłami, których odpowiednikami w XVII i XVIII wieku były Zjednoczone Prowincje i dwór Ludwika XIV. Emocjonowanie się tym, że jest jakaś Rosja i ona uwolni nas od żydowskiej lichwy, która zapanuje już wkrótce na całym obszarze byłej Rzeczpospolitej, jest wyrazem obłędu. Jeśli kiedykolwiek zapanuje tu na powrót Rosja, będzie po nas, albowiem Rosjanie nie potrzebują nas do niczego. Im zaś kto głośniej ich popiera tym boleśniej ten fakt odczuje. Demonstrowanie zaś jakichś politycznych rachub na Rosję, jest dziś, myślę, także w samej Rosji, kwitowane śmiechem. To są podwórkowe zabawy, które mają dostarczyć uzasadnienia dla wewnętrznych frustracji pojedynczych osób, które rozczarowały się rządami PiS. Nie mają te deklaracje żadnego innego sensu. Poza oczywiście towarzyskim terrorem, który wielu przeciwników polityki PiS oglądających się na Putina stosuje bez litości wobec swoich bliskich i kolegów.

Powróćmy do czasów zamierzchłych. Uważam, że właściwa interpretacja kryzysu na Ukrainie rozpoczętego w roku 1648 a zakończonego utworzeniem hetmanatu Iwana Mazepy jest następująca: dzięki stałej obecność francuskich rezydentów nad Dnieprem, Rzeczpospolita, choć niszczona przez wojnę północną, uważana była jeszcze ciągle za byt polityczny. Z chwilą kiedy car Piotr pokonał Szwedów, a to oznaczało koniec polityki francuskiej nad Morzem Czarnym, Rzeczpospolita stała się polityczną próżnią. Stan ten trwał, albowiem nie było nikogo, kto mógłby go zmienić. Taki człowiek pojawił się jednak w końcu i był nim Fryderyk Wielki. Nie chcecie o tym pamiętać, ale ja to będę przypominał – Rzeczpospolita podporządkowana Rosji jest zawsze polityczną próżnią. Bez względu na to, jak wygodnie się wtedy żyje. Nie ma bowiem górnej granicy wygody, to też warto zapamiętać. A były przecież czasy, kiedy drewniana wygódka za domem uważana była za szczyt luksusu.

Jeśli w Polsce aktywni są rosyjscy agenci wpływu, to jestem całkowicie przekonany o tym, że nikt z nas nigdy o nich nie słyszał, a o tym, by zobaczyć któregoś z nich na własne oczy, nie może być nawet mowy. Budowanie jakiejś wizji opiewającej na realną alternatywę współpracy z Rosją na zadowalających zasadach, jest ciężkim nieporozumieniem. Ludzie zaś, powtórzę, którzy postrzegani są jako agenci Moskwy, jeśli nimi są, to tylko z własnego nadania. A co można myśleć o agentach z własnego nadania, to wszyscy już dobrze wierzą i nikomu nie trzeba tego tłumaczyć.

Nie stoimy przed alternatywą – kto będzie naszym kolegą – Ukraina czy Rosja, to jest myślenie idiotyczne. Ukraina jest strefą wpływów mocarstw i jeśli coś tam możemy zwojować, wpływając na jakieś sprawy, to może – podkreślam – może, we współpracy z Erdoganem, jako jedno z dwóch państw, istotnych w regionie, które wyrazi zaniepokojenie bo, coś tam się wydarzy.

Dyskusja zaś toczy się wokół kwestii – kogo popierasz? Banderowców czy Smiersz? To jest obłąkanie. Czy ono jest efektem pracy agentów wpływu? Chciałbym, żeby tak było, obawiam się jednak, że jest to objaw ciężkich zaburzeń, którymi dotknięte są jednostki i całe grupy, nie radzące sobie z najprostszymi emocjami. Obrażeni mogą wyjść, trudno…wiem, że nie można przekonać człowieka bezsilnego, iż jest bezsilny. On będzie się karmił swoją bezsilnością biorąc ją za jeden z objawów mocy. To są przypadki dla prof. Łukasza Święcickiego.

  7 komentarzy do “Tales współczesny czyli zapomnijmy o Ukrainie”

  1. Dzień dobry. Oczywiście, ma Pan rację, ale to efekt tłoczenia do głów idiotycznej propagandy od kilku pokoleń. My – jako tzw. społeczeństwo polskie – mamy ten problem z takimi dyskusjami, że w istocie dyskutujemy o wirtualnym świecie, którego tak naprawdę nie ma. Równie dobrze moglibyśmy dyskutować o historii Śródziemia, są tacy ludzie, zapewniam. Dlatego ja tak bardzo cieszę się, że Pan coś o tym pisze i planuje pisać nadal, bo jest Klinika Języka jedynym chyba źródłem jakichś użytecznych informacji. Reszta to „fantasy” – od szkół powszechnych do „Dziejów Polski, t.5.” A jak się dowiemy jak to było w tym XVII wieku – i nie tylko – to będziemy mogli realistycznie myśleć o wieku XXI. Jedno warto mieć z tyłu głowy; anie tamtej Polski ani tamtej Ukrainy dziś nie ma. Pod żadnym względem. Zostali tylko rozgrywający, którzy na pewno nie zrezygnowali z dalszego rozgrywania nas – dopóki mamy cokolwiek, co można nam zabrać.

  2. Piosenka rabusiów: ”
    Twoja zapobiegliwość jest znana,
    Wielki Fryderyku, Wielki Królu,
    Bowiem w naszej ojczyźnie
    Dużo ludzi, a mało dóbr.
    A tam gdzie można by zbierać plony,
    Przychodzą jelenie i dziki.
    Miód jest jak cukier słodki,
    Nie można go jednak znaleźć.
    Dlatego powstań i
    Skacz przez kamienie i pola –
    Do polskiej krainy Kanaan,
    Gdzie spotka się miodu dosyć.”

  3. jasne, że jesteśmy niepotrzebni, potrzebny jest teren dla rozbudowy okręgu Kaliningradzkiego

  4. kiedyś na tym blogu zacytowano książeczkę, której  Autorem był prof z UJ, książka z XIX wieku, tam opisano zachwyty niejakiego von Moltke nad dobrostanem Leszczyńskich ileż to owiec, krów, łąk, pastwisk itp itd

    od dawna Wielkopolska wydawała się im krainą Kanaan

    szkoda że to wszystko co jest zdigitalizowane nie jest w reprintach drukowane

  5. do niczego nie jesteśmy potrzebni Rosjanom jako społeczeństwo, może po to tylko by zrobić z nas analfabetów i posłać do prac na poziomie takim z którego im nie zaszkodzimy.

    do żołnierki mają swoje kolejne roczniki mężczyzn

  6. Stoimy przed szansą cyfrową i w tym warto się porównywać z sąsiadami i imperiami. Załączam raport jedenastolatka Gabriela z szóstej klasy szkoły angielskiej. Wybrałem uwagi nauczycieli dwóch przedmiotów i przetłumaczyłem automatycznie.

    Raport

  7. Gabriel to uczeń, czy jakaś konstrukcja ucząca się – żart

    a co do tej sprawności  „klawiszowej” to kiedyś nas przyuczano do stenotypii

    mam takie same mejlowe odgłosy z Anglii co do tematyki zajęć i robienia pod przykryciem wody z mózgu

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.