Miałem dziś pisać o księdzu Blizińskim, którego wspomnienia właśnie wydaliśmy, ale pewne okoliczności skłaniają mnie do zmiany planów. Od jakiegoś czasu nasz blog po prostu puchnie od komentarzy, co oczywiście powinno wszystkich cieszyć, ale mnie cieszy tylko trochę. Jak pewnie wszyscy zauważyli dzień wczorajszy przyniósł pewną korektę, a jest ona wynikiem, o czym wiem dokładnie, bo odbieram maile od ludzi stale komentujących, zbyt emocjonalnego i, jakby to nazwać, terapeutycznego potraktowania tego bloga przez niektórych komentujących. I nie mówię tu o Rozalii, która umieszcza w swoich komentarzach wesołe piosenki. Jeśli więc ktoś traktuje nasz wspólny blog w ten sposób musi się liczyć z gwałtownym zniknięciem. Ja już nie raz przećwiczyłem swoją umiejętność podejmowania decyzji i nie zawaham się również teraz.
Tak się składa, ze stoimy przed wielkimi zmianami, one pewnie by już nastąpiły, ale są tak zwane okoliczności, które na razie nie pozwalają nam uruchomić dwóch projektów internetowych, co z całą pewnością rozładowałoby trochę blog i dało komentującym szersze pole do prezentacji swoich poglądów oraz przemyśleń. Dopóki to nie nastąpi musimy radzić sobie jakoś tutaj, w sposób dający szansę wszystkim komentującym, no i oczywiście korespondujący z treścią tekstu na dany dzień.
Idą jak powiadam zmiany, ale są one powolne, przez co odraczane są także różne moje decyzje. Postanowiłem, na przykład, że będziemy wydawać ośmiostronicową gazetę, wczoraj cały wieczór spędziliśmy nad makietą. Po co gazeta? Bez dodatkowego medium przegramy. Widzę to już dziś i jako człowiek przewidujący, postanowiłem zapobiec katastrofie. – Jakiej katastrofie – zawoła ktoś – człowieku, codziennie jest na blogu ponad 300 komentarzy! Jest, ale to nie ma znaczenia wobec planów jakie podjąłem. Musimy mieć segment książki dla dzieci i on musi się drastycznie różnić od tego co jest na rynku. Jedna książka już powstaje. Kolejne, innego zupełnie autorstwa, są w przygotowaniu mniej zaawansowanym. Wydamy po kolei trzy tomy baśni socjalistycznej, wiem to już na pewno. Do tego szykują się dwa dodatkowe numery nawigatora, oraz dwie książki popularnonaukowe i jedna publicystyczna, autorów z bliższych i dalszych okolic. Rośnie kolejka pozycji w serii gospodarczej. Nasz kolega od dwóch tygodni poszukuje spadkobierców praw autorskich różnych ważnych dzieł, które muszą ujrzeć światło dzienne. W tym wszystkim jest bardzo mało miejsca na żarty i dobrze byłoby, żeby każdy to zrozumiał. Ten rok będzie kluczowy, albo go przetrwamy i odniesiemy sukces taki, że staniemy się słoniem w składzie porcelany, którego trzeba będzie omijać na paluszkach nie mówiąc o nim ani słowa, albo jako środowisko i jako przedsięwzięcie zaczniemy powoli obsychać, ja zaś pod koniec przerzucę się na handel drewnem opałowym, na czym się przecież nie najgorzej znam. Dlatego bardzo wszystkich proszę o dokładne zrozumienie tego tekstu. Przed nami mnóstwo wyzwań.
Czasem zdarza się, że o coś Was proszę, rzadko o pieniądze, częściej o przysługę. Ponieważ nasza nowa gazeta będzie periodykiem darmowym, chciałbym, żeby Ci, którzy chcą pomóc zastanowili się nad sposobami jej dystrybucji. To jest bardzo ważne, bo nie chodzi o to, żeby latać po ulicy i wciskać zmokniętym przechodniom jakąś płachtę. Chodzi o to, by naleźć zaprzyjaźnione punkty, podkreślam, zaprzyjaźnione i zaufane punkty, w których można taki periodyk wyłożyć. On będzie poświęcony wyłącznie książkom, autorom i sprawom wydawniczym. Nie ma więc niebezpieczeństwa, że znajdzie się tam jakaś polityka, która kogoś zdenerwuje. Nie ma jednak sensu, by kłaść tę gazetę w miejscach przypadkowych, bo ludzie wezmą ją do mycia okien albo zawijania śledzi. Rozumiem, że osoby, które dystrybuują nasze książki nie będą miały nic przeciwko temu, by taką gazetę wyłożyć gdzieś u siebie w sklepie, żeby każdy klient, jeśli oczywiście zechce, wziął ją sobie do czytania. Dlatego proszę wszystkich o rozwagę i o zadeklarowanie się czy mogą mi pomóc w tej sprawie. Od tego ile osób i jaką pomoc zadeklaruje będzie zależał nakład naszego periodyku. Mamy czas, albowiem absolutnym priorytetem są teraz projekty internetowe. Mam nadzieję, że je wkrótce ujrzymy. Bez nich gazeta nie ruszy. Nie spieszmy się jednak, bo co nagle to po diable.
Nasza gazeta, o czym już dziś mogę powiedzieć, nie będzie bazować na tak zwanych kontrowersjach, to znaczy z całą pewnością nie ujrzycie tam na pierwszej stronie tytułu „Papież Franciszek całuje w rękę Rotszylda!”, ani „Naśladujmy żołnierzy wyklętych”, ani niczego podobnego. Jeśli więc ktoś sądzi, że wokół naszego nowego tytułu uda mu się zorganizować jakąś grupę wsparcia emocjonalnego ten się myli, o czym piszę już dziś, żeby nie było potem rozczarowań. Naszym celem jest wykrojenie sobie na rynku wydawniczym na tyle dużego obszaru, by zmieściła się tam hurtownia. I ja tu nie zamierzam ściemniać i pisać, że celem jest przywrócenie Polakom pamięci historycznej, albo może jakaś zmiana wektorów znaczeń, czy coś. Mówię wprost o co mi chodzi. O hurtownię. Tak więc tych, którzy chcą i mogą pomóc, bardzo o to proszę, ale zachęcam też do powściągnięcia emocji, namysłu i spokojnego rozważenia sprawy. Kto będzie celem tej nowej promocji opartej o periodyk? Przede wszystkim ludzie, którzy zrazili się do rynku książki i obecnych na nim treści. Czyli ta część populacji mówiącej po polsku, która rozumie, że obecność książek w Biedronce to jest słaby żart, a deklaracja, że ta właśnie Biedronka sprzedała w zeszłym roku 35 milionów książek to powód do zadumy raczej, a nie do radości. Celem tej promocji nie będą ludzie już przekonani, czyli ci wszyscy, którzy pałają świętym oburzeniem zderzając się z opresyjną rzeczywistością, ale ci, którzy pamiętają, że kiedyś czytało się książki i to czytanie miało posmak przygody i tajemnicy. Albo uda się nam przekonać tych ludzi do naszej oferty, albo scenariusz będzie taki jak napisałem powyżej. Z internetu, fejsa, nie mówiąc już o salonie24 nic więcej nie wyciśniemy. Każde z tych mediów ma charakter grupy wsparcia, co dla dystrybucji jest zabójcze. Wyznacza właściwie z miejsca górną granicę osiągów sprzedażowych i poza nią nie można się ruszyć. Sądzę, że są nawet planiści, którzy potrafią, w oparciu o dane z mediów społecznościowych, określić ile i jakiś treści może się sprzedać na polskim rynku. Być może do tego właśnie, do łatwej segmentacji rynku, powołane zostały media społecznościowe. Jakby nie było, musimy wyjść poza ten schemat, bo to nie jest nasz schemat i nie my ustalamy w nim zasady. Możemy je tylko akceptować bądź odrzucić. Nowe medium oraz projekty internetowe, które są teraz priorytetem, pozwolą nam mam nadzieję to zmienić. Nie chcemy przekonywać już przekonanych, to jest hasło najważniejsze, bo ci przekonani są pod przemożnym wpływem macherów od badań popularności różnych ekstremalnych idei. Nasza droga jest inna. Póki co proszę wszystkich o głęboki namysł, a w perspektywie miesiąca o zgłaszanie jakichś propozycji dystrybucyjnych dla naszego darmowego periodyku, wraz z przybliżoną liczbą egzemplarz, które mogli od nas odebrać. Oczywiście możemy ten periodyk wysłać także za granicę, co jest dość istotne moim zdaniem.
Według wszelkich znaków na niebie i ziemi Michał jeszcze nie uruchomił sklepu. Zapraszam więc do księgarni przy Agorze w Warszawie, do Tarabuka, a także do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.
Niech Wam Pan Bóg błogosławi we wszystkich planach!
Pomyślał Pan o Akademii Wnet? Z jednej strony, mogą nie zechcieć konkurencji dla płatnego Kuriera, ale z drugiej – jaka to konkurencja…
Swoją drogą – jaka cisza!
Nie napisałeś czy będzie to kwartalnik, czy miesięcznik, czy może tygodnik?
Kwartalnika i miesięcznika mogę roznieść po mieście każdą ilość. Gdybym zaatakował tylko biblioteki publiczne, szkolne, parafie i księgarnie w swoim 50 tys mieście zeszłoby minimum 100 sztuk.
Z tygodnikiem to najlepiej dogadać się z Niedzielą i puścić przez parafie. Oni też mieliby duży interes w puszczeniu darmowego, atrakcyjnego zwiastuna swoim kanałem dystrybucyjnym tylko trzeba dobrego negocjatora żeby im to wytłumaczył.
Zawsze chciałem to panu napisać ale teraz jest właściwy moment wobec ujawnienia przez pana swoich aspiracji. Otóż zawsze chciałem napisać że pana problemy się zaczną kiedy pan urośnie i zacznie być zagrożeniem dla pozostałych graczy rynkowych i nie mam tu na myśli jedynie hurtowników książek. Teraz dopiero zacznie się pan zmagać z naszą polską codziennością a raczej niecodziennością czyli zmagać się z poważnymi siłami używającymi państwa jako oręża przeciwko przeciwnikowi a niestety nasze państwo chętnie wchodzi w rolę ciemiężyciela własnych obywateli, nazbyt chętnie, gorliwie i często. Stąd tak dużo upadków firm z powodu kontroli np. skarbowej. Moja sugestia jest taka że wobec swoich planów powinien się pan przygotować również organizacyjnie, pomyśleć np o spółce z o.o. Trochę więcej kosztuje w obsłudze bo np pełna księgowość ale przynajmniej w przypadku próby zmiecenia pana z rynku przy pomocy np. kontroli urzędu skarbowego tzn od niedawna nowej lepszej administracji skarbowej uratuje pan majątek osobisty i rodzinny więc nie zniszczą pana do cna. A to się często zdarza niestety. Wiem że to dosyć przyziemne to co piszę ale żyję tu wystarczająco długo żeby zauważyć że ONI do perfekcji opanowali sposób na pozbywanie się głów w chmurach przez skoszenie równo z trawą. Pozdrawiam serdecznie i kibicuję mocno.
Wreszcie! Bogu niech będą dzięki !!! Z całym szacunkiem dla tutaj bywających, ale czasami się zastanawiałem czy to jest forum wymiany poglądów i refleksji na zapodany przez Gospodarza temat, co naprawdę bywa ubogacające i staje się dyskusyjnym uniwersytetu czy też jest to taka czatowa kawiarenka, gdzie płycie się lelum polelum. Masz całe moje wsparcie gospodarzu. Jest takie zakonne powiedzenie: utrzymaj porządek a porządek utrzyma ciebie. Alleluja i do przodu!
dodam, że nie prowadzę firmy księgowej więc to nie jest oferta…:)))
Za pomyłki odpowiada android. Stukam ze smartfona. Miało być: dyskusyjnym uniwersytetem i plecie się lelum polelum. Przepraszam.
Nie będę się z nikim dogadywał i w ogóle nie będę korzystał z cudzych kanałów. Właśnie to jest błędem. Dogadywanie się zaś z redaktorami pism katolickich to jest coś tak fantastycznego, że ból zęba przy tym wysiada. 100 sztuk to mało. Chodzi o to, żeby gdzieś położyć 100 sztuk i żeby ludzie sobie brali z kupki. 10 takich kupek to jest 1000 sztuk. Nie wiem czy będzie to miesięcznik, czy kwartalnik. Zobaczymy.
Bardzo przepraszam, ale dlaczego pan zakłada, że ja się nie rozliczam z urzędem skarbowym? Skąd ta myśl? Albo, że coś robię nieuczciwie? Jeszcze nic nie wydaliśmy, na razie planujemy, a pan już zaczyna…co to będzie jak przyjdzie urząd skarbowy…
no ja wielce Czcigodnego Autora chciałbym ostrzec że mówieniu to o braku polityki to przesada tylko ta polityka jest poparta właściwą analiza i genialnym w swej prostocie pomysłem ze do uprawiania polityki i prowadzenia różnych krucjat to kasa na początek potrzebna a później to reszta sama się układa, przynajmniej tak można wywnioskować ze słów jednego Korsykanina, tylko jest tu jeden mały problem należy się spodziewać odwetu z tzw opcją „nuklearną” szczególnie jak się zamierza demaskować socjalizm w baśni trzytomowej… 🙂
To jest dobre hasło….świetne.
Proszę pana, jak rozumiem należy pan do tej grupy osób, które generalnie zajmuje się tak zwanym „mocnym kibicowaniem”. Sugestię zawartą w tym komentarzu, która sprowadza się do słów – no ciekawe czym mu przypieprzą – uważam za niestosowną. Przymierzam się ponadto, jak to już nie raz robiłem, do usuwania stąd wszystkich kibiców entuzjastów.
Na moim osiedlu (1 000 mieszkańców), p. Grzegorz Braun jest kojarzony z Coryllusem.
No więc tak sobie przypominam, że 16 sąsiadów głosowało w I turze na G.Brauna jako prezydenta naszego kraju, i czy to jest ta grupa, której taką gazetę można próbować rozdać?.
Czy raczej odpowiednim miejscem byłyby np. biblioteki parafialne, w końcu 10 osób wypożycza książki w dniach dyżurów.
Można i tu i tu
ale ja nie zakładam że pan się nie rozlicza widzę że pan nie rozumie że że żeby kogoś załatwić tzw skarbówką to nie ma żadnego znaczenia czy pan płaci podatki czy nie…
Powiedzieć niespodzianka, to za mało 🙂 Wszystkie moje życzenia i modlitwy są przy dalekosiężnym planie Gospodarza!
Napisałem przecież, że jak kwartalnik lub miesięcznik to każdą ilość mogę puścić efektywnie w 50 tys miasto. No ale puszczać jednorazowo więcej niż 2 tys nie ma sensu. Jak wrzucę 2-3 egz do MBP co miesiąc to przeczytają to wszystkie pracujące tam panie (jakieś 40 osób) a potem podyskutują. Oczywiście mogę wrzucić tam 1000 sztuk i też zejdzie, tylko czy nie posłuży do zawijania śledzi to nie wiem. A jak wśród tych 40 pań trafi się jedna KODziara to ja dostanę fałszywe umizgi i komplementy a nakład wyląduje na śmietniku.
Myślę, że jeśli chodzi o budowę całkiem nowego kanału dystrybucji lepszy byłby od razu miesięcznik…
Mysle, ze ma Pan racje. Dopoki dzialanie skanalizowane jest w Facebook, Salon24, Coryllus itd to ci, co zarzadzaja propaganda, toleruja. Charakterystyczne jest zupelne milczenie, rowniez „naszych” mediow. Czy wydanie takich wspomnien jak np. Wojnillowicza nie powinno odbic sie szerokim echem w Republice, Do Rzeczy czy w WSieci ? Czasami tylko Orzel wspomina slowo na C, ale poza tym cisza. O Budowie Jachtow pisaly tylko Zagle. Pamietam, jak kiedys ludzie kulturalni, znajacy sie na winach, zaczeli je importowac. I szybko wyszedl przepis, ze jak kto chce importowac wina, to musi wplacic do urzedu 25 mln „kaucji” I juz byl porzadek – zostal tylko Kondrat i koledzy. Pozniej okazalo sie, ze jest „nieporzadek” na rynku gazu do samochodow. I powtorzono manewr. 25 ml kaucji i juz byl porzadek. Wszystkie male firmy zamknieto. Jedyne wyjscie to obejsc jakos system – robic swoje. Ale, i opisuje to Wojnillowicz w II tomie, nie jest to latwe. Ziemianie sie nie obronili. A wiec dobrze jest przygotowac sie na kontruderzenia systemu. Oni powielaja wciaz te same metody (koncesja, kaucja, kontrola), wiec mozna przewidziec co moga zrobic.
Amen.
Mam u siebie kilka zaprzyjaźnionych księgarni – gazety można tam elegancko wykładać. Poza tym trafny jest pomysł z parafiami. Do zastanowienia jest temat: dystrybucja w szkołach / przedszkolach.
Sprawa wygląda tak. Stoimy sobie my Polacy wszyscy razem w kupce i stanowimy całkiem poważną siłę. W środku tego tłumu żyją ludzie, którzy układają swoje sprawy za pomocą rozpychania się łokciami (tzw zaradni), są tacy co starają się nikomu nie nadepnąć na odcisk (to tzw nieudacznicy życiowi) Jest i agentura która służy tym z zewnątrz i wiele innych typów. Granicę tego tłumu wyznacza pętla zrobiona z solidnego powroza, która raz się zaciska, podnosząc ciśnienie w tłumie, a raz się luzuje i wtedy tłum przez chwile oddycha z ulgą. Pętla ta zaciska się na szyjach ludzi którzy są wypchnięci na zewnętrzne peryferia tłumu. Osoby te stanowią limes – i własną szyją powstrzymują zaciskającą się pętlę. To nasi bohaterowie. Nie ważne, że większość z nich stała się tymi bohaterami przypadkiem. My zadekowani w środku bezpieczni, możemy wiwatować, chwalić ich męstwo, poklepywać po plecach, udzielać mądrych rad, albo zluzować ich co jakiś czas żeby zregenerowali siły i pooddychali swobodnie choć chwilę…
Co z tego że skarbówka służy czasem nie do tego, do czego została powołana? Trzeba to naprawiać robiąc swoje. Trzeba przeciąć sznur, bo inaczej wkrótce wszyscy się poduszą.
Pan Marek boi się że staniesz się figurantem do ob/grabienia ze wszystkiego i nie ma znaczenia czy jesteś uczciwym obywatelem- inne mechanizmy wchodzą w grę
Wie pan jak znam kilku inspektorów skarbowych i kilku pracowników ministerstwa finansów i oni mi ciągle powtarzają, że to jest gruba przesada z tą skarbówką. Może są urzędnikami zbyt niskiej rangi, żeby to wiedzieć dokładnie, no ale o tym się przekonamy.
Dzięki
To będzie zależało od mocy przerobowych
Pomysł z parafiami nie jest trafny, bo wiem co się dzieje na różnych zebraniach akcji katolickich i temu podobnych organizacji…Na wyraźną prośbę, można im coś dać. Księgarnie jak najbardziej.
No ale wtedy Pan pomoże, prawda?
Musimy wyjść poza ten schemat – to daje szansę na sukces i z satysfakcją użyjemy do tego naszej sieci- to będzie piękna konfrontacja z …..
1. Jeżeli pomysł z bibliotekami Gospodarzowi się podoba, mogę popytać na Bemowie.
2. Dobre Miejsce na Dewajtis.
3. Dzielnicowe domy kultury – Artbem na Bemowie (w tym samym budynku duża szkoła), Bielański Ośrodek Kultury – znam kierowniczkę.
Jasne , tak jak dziesiątkom pokrzywdzonych ale niepokonanych
Tyle Pan wydał ciekawych tytułów, że nie wyrabiam finansowo i odraczam zakupy w czasie. Dodatkowo muszę kupić nowe okulary do czytania. Po prostu masakra.
Skarbówka nie jest tylko od podatków gdyby tak było to nikt by nie musiał nazywać ich b….
Warte zastanowienia jest też kierowanie części nakładu gazety do konkretnych osób Wymienionych z imienia i nazwiska. Ja, przynajmniej część przydzielonego mi nakładu tak będę dostarczać.
Podoba mi sie
Dlatego właśnie muszę Pana odciążyć i znaleźć nowych czytelników
Może nie tyle naprawiać ile nie dać się wykończyć
Też o tym pomyślałam. Niedziela raz na jakiś czas daje wkładki o książkach. Zwykle przed świętami, komuniami, początkiem roku szkolnego.
Niedziela nie da nam żadnej wkładki o książkach, musicie to zrozumieć.
Jak się ma dobrego serca kioskarkę to sama włoży do gazety jako dodatek. Tym bardziej jeżeli pozna historię pisarza Gabriela Maciejewskiego i jego wydawnictwa.
Potrzeba tylko ciut zmysłu handlowego i wszystko da się załatwić.
Roman Kluska, był taki jeden, niezłe sery produkuje – prawdziwejedzenie.pl – spróbuj zrozumieć co do Ciebie piszą 🙂
Nie. Żadnej rejestrowanej w Polsce spółki zoologicznej. Osobowe, jednoosobowe przedsiębiorstwa (odpowiadające działom firmy, np. Hurtownia, Witryna, Kwartalnik, itd.), zarejestrowane za 50,- PLN w Amsterdamie, albo zarejestrowane w Londynie, nie płacące żadnych (zero) podatków przez cztery lata, a potem np. 9%.
Niech sobie taką firmę kontroluje do woli skarbóweczka tam o trzeciej w nocy, na Straat czy Street, tam gdzie się przedsiębiorstwo znajduje i gdzie urzęduje (bo jest tam każdy dział „Kliniki”, prawnie i poprawnie, został zgłoszony do ewidencji przedsiębiorstw, po czym raz do roku składa jednostronicowe zestawienie wydatków i przychodów, kosztujące trzy setki €, wykonane przez tamtejszego doradcę podatkowego, na wyspecjalizowanie oprogramowanym komputerze, walidującym wprowadzane dane, więc proces rozliczania się z tamtejszym Skarbowym biegnie rączo, sprawnie, więc bez zgrzytów i bez obsuwy).
Acha, życzę powodzenia sz.p.inspektorom, nasłanym przez NUM-a, lub jakiegoś niezdrowo ciekawskiego agenta jednej z dziewięciu trójliterówek, która w napadzie szaleństwa postanowi „zlikwidować misję Gabriela”. No fcuking way. Warunek: firma jest tam. Dowolnie ustrukturowana, byle rejestracja hurtowni, wydawnictwa, sklepu internetowego, itd., była uskuteczniona tam. Tam, czyli tu, w Europie, tej własciwej. Sorry że tak piszę, ale gdy chodzi o handel, to handluje się nie pod ogrodzeniem targowiska, gdzie bandyci chodzą, ale na targowisku, które ogrodzeniem i strażą i tradycją handlu — chroni sprzedającego.
Tak, targowisko chroni i kupującego i sprzedającego, za co pobiera mikroskopije opłaty. Mikroskopijne w porównaniu do stoiska „pod płotem”, gdzie brak światła, wychodka, gdzie błoto po kolana, psi szczekają, a typy z obrzynem kasują „pana sprzedawcę”, bo ma magazyn za duży, albo cuś, co sobie na poczekaniu zmyślą.
Oprócz ochrony sprzedającego targowisko oferuje coś jeszcze, co Gabriela może mniej obchodzić, albo i bardziej: na targowisku bezpieczny jest klient. Tam się mu typasy z żyletką do torebek i tylnych kieszeni spodni „operując z cicha” nie zbliżą, bo targowisko nie toleruje psujących biznes gamoni. Obojętnie, czy gamoń jest umundurowany przez jakiś eurobantustan, czy „robi na swoim”, bo tak lubi.
Spokojna głowa do końca życia. Żadnych antyludzkich przepisów ani Amsterdam, ani Londyn nie wydadzą: oba miasta żyją z ok. czterech milionów firm, które tam wirtualnie (tzw. Klicks-and-Mortar) działają, a realne fabryki (tzw. Bricks-and-Mortar) mają gdzie indziej. Brexio? Beautiful! Podatki londyńskie będą więc wkróce obniżone. Co i tak zakładającego dziś firmę tam, na razie nie obchodzi, bo wiele pierwszych lat działalności nowo założonego przedsiębiorstwa jest tam bez podatku. W Polsce nie wolno firmie, tam zarejestrowanej, naliczać jakiegokolwiek podatku, bo działa mnar. prawo o unikaniu podwójnego opodatkowania. Więc, rekapitulując: płacisz ZERO tam i ZERO w Polsce, przez jakiś czas, potem kilka procent. Nie polecam tego, bo to trudna droga. Ale zastanowić się nad tym koniecznie trzeba. Droga trudna na początku, dodam. Dla tych, którzy myślą poważnie o biznesie na całe życie. Dla niektórych to droga „za trudna” więc proszę PT Czytelników, by nie rzucali się jutro do przerejestrowania firmy, bo nie każdy z nas jest tak daleko myślącym Gospodarzem, jak C. Kto chce zmian na lepsze, niech się nie opiera wyłącznie na „A-Tem tak powiedział, więc to prawda”, lecz zbada sam po kolei ramifikacje jego własnego przedsiębiorstwa i rozważy własną sytuację. Co przekazałem, jest prawdziwe, ale indywidualnej odpowiedzialności te dane nie zastąpią. Proszę przed ew. decyzją zbadać wnikliwie własną sytuację.
Czytaj też następny mój kom.
ja nie mówię o tym czy mu przy… bo lubię Pana wydawnictwo i to co pan robi tylko chciałbym żeby Pan przemyślał plan na przeżycie też z tej strony…. i że się uda go zrealizować
to się zgadzam z tą analizą tylko sam rozmyślam jak z tego wyjść
Ja myślę, że intencją Gospodarza dzisiaj jest dyskusja, o tym, jak rozprowadzić gazetę, żeby trafiła do dużej liczby właściwych odbiorców.
Jeszcze raz spróbuj umieścić tu emotkę…okay…przekonasz się wtedy jaki jestem dowcipny
Tak właśnie, taka jest intencja, ale jak widzę nie łatwo to zrozumieć, bo zaczyna się festiwal entuzjastów konspiratorów pozatrudnianych w dodatku na państwowych etatach.
Można jednak porównać losy firmy p. Kluski i Amber Gold.
Tego się po panu akurat nie spodziewałem.
to fakt że można tak to zinterpretować ale nie taka była moja intencja i przepraszam za mój pierwszy wpis
Roman Kluska to zupełnie inna bajka. Stał na przeszkodzie międzynarodowym gigantom. Próbował ich przechytrzyć. Coryllus nie wchodzi nikomu w parade. Robi tylko swoje i obraca tylko tym co do niego należy.
A czy do tej gazetki jest nabór autorów? Mamy kilku przyzwoitych lecz z definicji monotematycznych
To nie do końca taka wersja
Nie ma żadnego naboru autorów, a jeśli będzie to z pewnością nie przez ten blog.
Nie rozumiem…?
Ważne ogłoszenie: wszyscy, którzy od tej chwili użyją w komentarzu wyrazu kluska, bądź Kluska zostaną usunięci z bloga na zawsze
A czy AG coś produkowała i czy zwykły resortowy przewał to firma? co ma piernik do wiatraka
Nie prowadzimy tu dyskusji na temat co jest lepsze Kluska czy amber gold
Wybacz cmss ale to wygląda już prawie na jawne pogróżki. Zrozumcie, że gospodarz nie ma na to wpływu co zrobi antypolska agentura. Musi się rozwijać jeśli nie chce stać w miejscu. Z pewnością lepiej wie od większości z nas skąd może przyjść atak. Zastanówmy się więc raczej jak zrobić by nie walczył sam kiedy dojdzie do rozstrzygnięcia przed którym ostrzegacie?
co do tematu dyskusji to nasuwa mi się sugestia trochę z pierwszego tomu Baśni o ziemiaństwie jako organizacji sieciowej czy prowadził pan analizę projektów o podobnym charakterze do Pańskiego i jakieś formie współpracy w dystrybucji i może z Pobudką G brauna można by coś zorganizować ponoć mają trochę klubów w Polsce i to ta sama grupa czytelników tak sądzę
A może wydanie elektroniczne ? Jeśli blog regularnie czyta 300 osób, to każda z nich może spokojnie przesłać kopię elektroniczną kolejnym 5 osobom. Wydanie papierowe ograniczyłbym do minimum (dystrybucja na zamówienie do starszych osób). Dodatkowo strona gazety/czasopisma z możliwością publikacji materiałów zatwierdzonych przez administratora.
Nie tłumacz mu, bo to jest kolejny kibic entuzjasta, znudzi mu się to pójdzie oglądać cyrk pcheł, albo inny jakiś sport
Niech pan da spokój, dobrze…
A reklamy tematyczne są przewidywane?
Szanowny Gospodarzu,
tu nie chodzi o to, że marek em zakłada, że nie rozlicza się Pan uczciwie z US, tylko że zamiast realizować swoje plany, będzie Pan musiał udowodniać przed US, że nie jest Pan wielbłądem.
Jest taka książka „Biznes w kraju dziadów”, gdzie można znaleźć przykłady z życia prowadzących działalność gospodarczą.
Pozdrawiam i trzymam kciuki
Serdecznie gratuluję. Niech Bóg prowadzi i osłania Ciebie i Twój zespól.
.
OK,przepraszam.
Nie
A pan prowadzi jakiś biznes?
Mamy elektroniczne wydanie bloga, mało panu?
Masz rację, drukowaliśmy periodyk i robiliśmy też gazetę elektroniczną i mamy podobne wnioski lecz dla nas to były tylko narzędzia a nie biznes
Jezeli zagranica, proponuje Biblioteke Polska w Paryzu + dzialy polonistyczne bibliotek na Sorbonie (Paris IV) i w INALCO, + (to bedzie trudniejsze z kilku powodow, ale to chyba najlepszy punkt w Paryzu – Ksiegarnia Polska przy Bulwarze Saint-Germain).
stopfałszerzom – no ale w przypadku podmiotu „spółka z o.o.” odpowiada do wysokości kapitału spółki – i tylko o to chodzi żeby pani Lucyna i Jej dzieci nie zostali pozbawieni wszystkiego – kapitał spółki zoo daje ten komfort, jeśli tu w ogóle przy działalności gospodarczej w Czeciej ERPE można o komforcie mówić. Ale oczywiście próbować trzeba.
A tak w nawiązaniu do w/w wpisów jakoś przedszkola i szkoły podstawowe mnie nie przekonują do proponowanego projektu, raczej biblioteki bardziej by się nadawały.
Ale tak jak sobie przypominam, kiedyś zostałam zobowiązana do rozniesienia ulotek inż. Porczyńskiego (tego od Galerii Porczyńskich) startował na senatora z rejonu „Obarzanka” i w sklepikach na głównej ulicy Pruszkowa zostawiałam (wcześniej uzgadniając z osoba pracującą w sklepie) po 20 egz. Wracając chciałam się zapytać jakie zainteresowanie mieszkańców i w każdym sklepie opryskliwie mi odpowiadano , że ulotki już się rozeszły …. Wyraźnie było widać że … pracownicy sklepów wrzucili je do kosza. Było mi wstyd i przykro i za nich, że można być światowej sławy inżynierem, cały dochód zainwestować w dobra kultury dla wszystkich i można dostać w odpowiedzi … figę.
Zgadza się. Fejs ukradziono człowiekowi, który łączył harvardowców między sobą. Segment rynku, dodatkowo ograniczony oprogramowaniem, procedurami, utartymi, zawczasu spreparowanymi ścieżkami (algorytmami, wzorami postępowań). Ale ja nie o tym chcę powiedzieć.
Media społ. to też sposób na śledzenie uczestników. Odkryto to stosunkowo późno. Gotowy, hulający fejsik dopiero w wiele lat po odpaleniu, zajumał wywiad US Navy do swoich celów. Dzisiaj to jest końcówka wywiadowcza. To skuteczne węszenie podnieciło innych graczy, którzy rzucili się na blogi. Tu nie mogą działać tak prosto, jak to robi wywiad Marynarki Wojennej USA. Tu muszą czekać na szczególne interakcje.
Przykładowo, u Ciebie, ktoś sobie zakłada listę Czytelników, zawierającą wszystkie nasze dane, aktualizowaną każdorazowo przy zamawianiu książek, Nawigatora, itd. Sprawdziłem, jak daleko idzie ta inwigilacja i jak się dokonuje. To pośrednik, który niby „pomaga rozliczać zakupy” komasuje nasze dane. Jakoś nieswojo się czuję, widząc ile oni informacji zgarniają, zupełnie niepotrzebnie z punktu widzenia Sklepu, zupełnie niepotrzebnych z punktu widzenia kupującego, ale najwyraźnej szczególnie potrzebnych z punktu widzenia „spółdzielni długie ucho”. Jeśli nie jesteś właścicielem firmy, zbierającej dane o nas, to wiedz, że jej nie ufam. Za długo robiłem systemy bankowe, aby nie widzieć, że pośrednik, zbierający nasze dane dla Sklepu, jest ewidentnie nadgorliwy. Wolałbym, aby nikt nie miał.naszych danych w komplecie.
Tzn. chcę, aby nie powstała jedna baza danych, zawierająca wszystkich Coryllusian. Niech nie będzie za łatwe dla nikogo poznanie nas i naszych danych. Klinka może mieć nasze dane i powinna je mieć, to jasne. Ale nikt inny. A baza danych Kliniki niech będzie zaszyfrowana Twofish-em lub t.p.. Ktoś na miejscu, robiący w komputerach, powie Ci jak to zrobić, prawie bezkosztowo — jeśli zechcesz to zrobić.
Krótko: można chronić nasze dane lepiej. Decyzja należy do szefostwa Kliniki.
Odpowiedzialność zarządu 100% wraz z odsetkami wobec skarbu państwa – ale to nie ten temat; raczej czego po papierowym wydaniu oczekujemy
Przyznam, że początek wpisu jest celny. Sam niedawno przestałem komentować i wcale nie dlatego, żeby notki przestały mnie interesować, ale właśnie rozmiar i poziom dyskusji mnie przerósł, jakbym stracił całą energię.
Co do istoty dzisiejszego tekstu, to ja próbuję propagować Pana treści już od roku wśród ludzi bliskich mi i niegłupich (wpisy na blogu i książki), niestety opór i brak otwartości umysłów jest tak wielki (przynajmniej w moim otoczeniu), że szkoda gadać. Pomyślę nad gazetką i trzymam kciuki za Pana i to przedsięwzięcie, wierzę że jest to jakość jakiej dawno nie było. A teraz jest jej chyba jeszcze mniej wokoło. Może to właśnie będzie szansą na sukces.
Jak to jest z tą Niedzielą? U mnie po każdej mszy niedzielnej przy wyjściu z kościoła pastor (tak nazywam kościelnego) rozstawia stolik z prasą na 15 minut. Jest jeszcze „Gość Niedzielny” za 5 zł, którego schodzi prawie 2x tyle co Niedzieli (też 5 zł) i „Mały Gość” (4 zł) który się sprzedaje chyba najlepiej… Niedzieli schodzi od 5 do 15 sztuk. Kupują stali klienci głównie słuchacze RM i kilku aspirujących polityków żeby się utrwalić przyszłemu elektoratowi. Reszta wiernych w ogóle nie zauważa tego przedsięwzięcia. Też tak mam, całymi latami potrafię przechodzić obok jakiegoś specjalistycznego sklepu czy warsztatu i w ogóle nie wiedzieć, że istnieje. Gdyby rozdać darmową gazetkę z zajawką Niedzieli w środku w czasie sprzedaży tego pisma to poszło by w tłum 100 – 300 sztuk ulotek (gazetki). Dzieci by rozniosły to migiem. Sądzę, że w ciągu trzech miesięcy podwoiłoby to nakład Niedzieli, mają więc o co zagrać i to bez żadnego ryzyka.
Byłoby dobrze, żeby do doradztwa dla Gospodarza jak ma prowadzić księgowość, jak handlować, jak zwiększyć sprzedaż ograniczyły się osoby prowadzące własną działalność gospodarczą.
Ja już miałem przypadek że gość niby pokrzywdzony zgłosił się do niepokonanych i zaczął do mnie nawijać o różnicach między Toyahem a coryllusem
Ludzie, o czym wy gadacie? Płacimy podatki, mamy bardzo niewielkie wpływy, prowadzimy firmę na poziomie punktu dystrybucji butli gazowych na przedmieściach średniej wielkości ośrodka…
Ja mam księgową, doradztwa w zakresie księgowości nie potrzebuję
ditto
Nie będę współpracował z Niedzielą. Chyba, że sami zgłoszą się do mnie z jakąś propozycją.
No właśnie…
Też mógłbym w lokalnej bibliotece, czytelni czy na parafii popytać i zostawić. Nie posiadam większych znajomości, ale wszystkim kogo znam mógłbym obdarować taką gazetką. To by też zweryfikowało lokalny rynek… Pan mówi że 100 szt. to za mało, ale nigdy nie wiadomo gdzie taka gazetka pójdzie dalej i kogo wciągnie/zarazi. Warto się udostępnić w ten sposób, a kto będzie chciał to już potem Pana wydawnictwo znajdzie i będzie miał Pan nowych czytelników.
Więc jeśli Pana interesuje taka przysługa to ja ją chętnie u siebie wykonam. Pozdrawiam
Dawniej rozdawałam ulotki i zbierałam podpisy na różnych prawicowych kandydatów w środowiskach drobnego biznesu. Nie mogłam się nadziwić, że tak kiepsko to idzie, w końcu dałam sobie spokój.
Ok
prowadzę od 1992
gadamy o tym że podatki czy forma prowadzenia działalności to taki sam aspekt rozwoju firmy jak każdy inny, a może ważniejszy. Co pan z tym zrobi, pana sprawa ale bagatelizowanie tego jest dużym błędem. I jeszcze raz mniej mi chodzi o hurtowników treści a bardziej o hurtowników idei. Ci mogą chcieć pana zniszczyć szybciej niż ci od treści i wtedy, niech mi pan wierzy, żaden znajomy z ministerstwa telefonu od pana nie odbierze…
Proszę się nie poddawać! Robię to od lat i na początku również z podobnym efektem, ale kupowanie w „prezencie” masy książek Gospodarza w końcu zaczęło owocować 🙂 Ogromnie cieszę się widząc, jak niektórzy z nich robią to już sami, przy okazji zarażając pomału swoje grona znajomych. Taka praca u podstaw, którą każdy z nas, starych czytelników mógł wykonać (i wciąż może!). Owszem to żmudna praca, bo i naprostowanie/nauczenie myślenia, ukierunkowanie na jakość nie jest łatwe.
Zgadzam się absolutnie, że czas na poważną próbę zgarnięcia nowych czytelników innymi kanałami niż internet. Z komentowania na blogu np. papugu to tylko odpryski będą, bo część z komentatorów, pomimo zainteresowania się wpisem nie wyglądała na tych co polecieli od razu na bloga coryllus.pl albo do księgarni. Ot ciekawy wpis i tyle…..z czasem może dojrzeją
A skąd pan wie, że nie odbierze?
I skąd przyszło panu do głowy, że ja to lekceważę?
A słyszał pan o papierowym wydaniu bloga ? Ponadto oczekiwałbym merytorycznej oceny a nie mało grzecznego sformułowania „mało panu”.
ze sposobu w jaki potraktował pan mój pierwszy wpis
cokolwiek pan zrobi życzę powodzenia
„Musimy mieć segment książki dla dzieci i on musi się drastycznie różnić od tego co jest na rynku” wężykiem !
Panie Gabrielu!
W pażdzierniku zapytałam o możliwość zakupienia wspomnień Woyniłłowicza w księgarni należącej do Uniwersytetu im. A.Mickiewicza w Poznaniu. Zgodzili się sprowadzić dla mnie tę książkę. Miałam nadzieję, że przy okazji nawiążą współpracę z Panem, a ja w przyszłości będę mogła wygodnie kupować kolejne książki.
Zamówioną książkę przysłał Pan bardzo szybko, ale nie mogłam jej kupić chyba do stycznia, bo nie przysyłał Pan faktury.
W końcu faktura nadeszła, książkę kupiłam, przeczytałam. Trochę spodziewałam się, że przy okazji wysyłki książki prześle też Pan do księgarni jakieś materiały reklamowe.
Myślę że skoro ta księgarnia, chociaż korzysta ze swojej hurtowni, sprowadziła mi jeden egzemplarz książki z nieznanego, niszowego wydawnictwa (ryzykując, że jej ostatecznie nie kupię) to może mogłaby skłonna podjąć współpracę w szerszej skali. A przynajmniej przyjąć bezpłatne pisemko.
Przypuszczam, że ma Pan w Poznaniu wielu potencjalnych czytelników.
samo wydrukowanie zawartości bloga [tekst, komentarze] to zbyt proste, musi być jakieś kryterium i selekcja- i w tym jest problem, bo nie wiadomo jak coś takiego przyjmie rynek i jak taki produkt położyć na rynku; treści na blogu są interdyscyplinarne a komentarze orbitują wokół przeróżnych wątków/odniesień/reminiscencji/..
A czego Pani oczekiwała ?
W biznesie mam klientów o różnych poglądach politycznych od prawa do lewa, więc nikt nie będzie prowadził agitacji wyborczej za kandydatem jednej opcji.
Podoba mi się pomysł z uruchomieniem działu „Literatura dla dzieci”
Rynek książki dla dzieci został całkowicie zawłaszczony przez ideologów nihilizmu. Większość baśni niby, że znanych autorów to tylko grafomańskie pseudostreszczenia, których przesłanie moralne jest wywrócone na drugą stronę, a wartość artystyczna sprowadzona do pstrokacizny krzykliwych ilustracji. Przekonałem się o tym boleśnie jednego razu kiedy przy osiedlowym śmietniku znalazłem wydanie „Baśni Andersena” sprzed 100 lat i porównałem treści z oryginałem. Moje dzieci od razu zauważyły różnicę. Nie chcą już słuchać i oglądać kolorowych czytanek od Disneya i jemu podobnych, wolą starą pożółkłą księgę ze śmietnika.
Ale ekspertów od biznesu i podatków. Czytam Pana bloga od paru ładnych lat i obserwuję rozwój Pana przedsięwzięcia. Nic tylko pogratulować pomysłowości i konsekwencji. Niestety póki co mogę tylko trzymać kciuki za Pański projekt i Pana Valsera.
Pozdrawiam
Przepraszam za tę fakturę, ale ja tu naprawdę jestem sam i tylko czasem się kimś wyręczam.
Nie pisałem o wydrukowaniu bloga tylko o założeniu nowej strony tylko dla gazety. Robią to zarówno wielkie koncerny wydawnicze jak i małe, niszowe firmy. Ale skoro autor bloga wie lepiej to nie będę więcej zakłócał jego wspaniałego samopoczucia i homeostazy w samozadowoleniu.
Chlopie, wez napisz na priva jak wrazie czego mozesz pomoc. A nie siejesz defetyzm. No i.jest tu qwerty ktory ma duuuzo doswidczenia w takiej walce i organizacje za soba.
Wracam z biblioteki naszej. Pani kierowniczka mówi, że wyłoży testowo kilka , do 10, żeby się nie zmarnowało…. I ona akurat uczciwie mi powie czy zeszło, czy nie….Nie wyrzuci chyłkiem.
Ona widziała Album Święte Królestwo….Tomka…i wie co proponuję.
Wtedy nie mogła zorganizować spotkania….ale gazetki na próbę wyłoży.
Musiała bym , jak już będą tu na miejscu wziąć od kogoś… Bo chyba na pierwszy raz nie oipłaca się tak mało mi wysłać…
Ale to biblioteka. Nawet te panie same zobaczą…
.
to jest inny model, jeśli gazeta jest bezpłatna to dodatkowe nakłady finansowe/praca nie pełnią roli marketingowej dla przychodów, czyli kreują deficyt; sama papierowa gazeta jest marketingowym narzędziem a towar na rynek z tego samego źródła; a może w drugim kroku w gazecie w odcinkach fragmenty awizujące przyszle wydania [to może być frapujące książka w odcinkach a jak ktoś chce szybciej zapoznać się z treścią do ksiegarni a nabytek na domową półkę]
Nie szkodzi. Nie pisałam, żeby Panu wypominać jakieś minione sprawy. Chodzi mi o to, że ta księgarnia jest miejscem, za pośrednictwem którego byłoby można dotrzeć do nowych czytelników, ale w kontekście tamtej historii z fakturą może wskazana byłaby jakaś inicjatywa wobec tej księgarni (tylko gazetka, albo inne materiały reklamowe) bezpośrednio z Pana strony.
Nie doradzam. Nie pouczam.
Pozdrawiam serdecznie.
To ciekawe. Jeszcze nic się nie dzieje a już wszyscy kraczą, że US czy tam jeszcze jakiś urząd dobierze się do działalności gospodarczej i ją położy. Te wszystkie strach są chyba wymówką by samemu nie spróbować, co ja mówię, nawet nie myśleć o samodzielności gospodarczej. Takie usprawiedliwienie, że się siedzi na posadzie za marne 2 tysie na miesiąc i można dalej narzekać.
Masz ludzi do których masz jakieś zaufanie, prześlij im mailem próbny egzemplarz, nawet jeśli jest niekompletny. Bo rozmawiamy o kocie, a widać tylko worek. Wtedy można dopasować miejsca dystrybucji. Czy to ma być dla przeciętnych ludzi, oglądaczy telewizora, czy dla takich trochę bardziej ciekawskich. Zresztą ci bardziej ciekawi zwykle kupują jakieś Gwiazdy Mówią czy cuś takiego. A według mnie, ale może mi się tylko tak wydaje, unikalnymi treściami które Ty podajesz się stopniowo nasiąka, zderzenie się z całością kogoś kto nic nie wie spowoduje odrzucenie. No ale to Ty wyczuwasz rynek treści, prawie całe nasze tu stado to są jedynie głodni pożeracze.
Tzn. PDFa z materiałów gazety chyba można robić przy okazji i dawać go do pobrania na stronie księgarni.
Tak czy owak sednem sprawy jest wyjście poza internet, więc to powyżej tylko „mimochodem”.
No proszę, a wystarczyło kupić przez księgarnię coryllus.pl.
Na razie musi wystarczyć worek
zwrot o nasiąkaniu treściami jest super i oddaje istotę dochodzenia do aprobaty lub krytyki ale treści pozostają i chyba o to idzie w tej batalii
tutaj też jest problem rozegrania w czasie tj. gazeta żyje krótko a kolekcjonerzy z chęcią do zasobów w pdfie sięgną lecz kolejność i dystansowanie w czasie będzie odpowiedzią na pierwsze doświadczenia z dystrybucji
Tak, oczywiście. Chciałam, żeby przy okazji ta księgarnia dowiedziała się o istnieniu wydawnictwa. Miałam nadzieję, że w przyszłości sprowadzą inne książki i będę mogła je wygodnie kupować. Nie chodzi o to, że unikam zakupów przez internet, ale lubię obejrzeć książkę przed zakupem, przeczytać fragment, pomyśleć.
Dowiem sie co na taka forme pobliska biblioteka klasztorna, gdzie w niedziele mozna kupic kawe i ciastka. Jak tak – to ja im bede podrzucal. Kilkanascie tysiecy ludzi w parafii.
ok
Poza sweetydisneyem jest jeszcze gorzej; w modzie co do ilustracji książek dla dzieci jest taka „nowoczesność”, że strach się bać. Wulgaryzm, satanizm wręcz. Wiem, bo moja przyjaciółka pisze dla dzieci i wciskają jej wydawnictwa te teraz „najmodniejsze” ilustratorki /tzw. ostre kobitki wyzwolone z wszelkiego pojęcia o dzieciach i estetyki, bardzo nagradzane wszędzie/. Dzieci, po kilku książkach z takimi ilustracjami mają na trwałe zaburzone pojmowanie rzeczywistości. O pięknie już nie wspomnę. To jest chów „nowego człowieka”. Operacja na żywym mózgu. Ewidentnie.
problem nie w takich czy innych kandydatach na listach wyborczych, a w oszukańczej ordynacji, wskutek której wszelkie tzw. wybory bojkotuje ponad połowa uprawnionych.
Moim zdaniem najlepsze miejsca dystrybucji takich gazetek to rozmaite poczekalnie (a to u fryzjera, a to u stomatologa, weterynarza, kosmetyczki, świetlice środowiskowe, uniwersytety „trzeciego wieku” , niestety organizacyjnie zdominowane przez „młodych emerytów” ze służb, . W każdym razie miejsca, gdzie przewija się niejednorodny ideowo obywatel.
Ale w każdym przypadku należy się liczyć z tym, że jakiś „pyskacz” z powodu namowy albo z własnej nieprzymuszonej zawiści narobi krzyku o reklamowanie „niewłaściwych” treści, i właściciel lokalu dla spokoju biznesu wyrzuci takie lub inne gazetki do kosza, nawet nie zaglądając , czy to prawda. Dlatego polecałbym akcje tylko wśród znajomych, co których mamy pewność , że nam zaufają w tym względzie.
Do nieznajomych nie warto o tego rodzaju punkt dystrybucji się zwracać , bo nie wiedzą jaka intencja inicjatorowi przyświeca, więc będą zazwyczaj dmuchać na zimne na wszelki wypadek.
Nie znam się na marketingu i to co powiem, może się wydać naiwne. Ale może przynajmniej na próbę (nie wiedząc jaka ma być objętość gazetki i jaki koszt jej druku) wrzucić ileś tam sztuk do skrzynek na listy, a ci którzy jeżdżą pociągami/kolejkami mogliby za każdą podróżą do pracy/domu zostawić kilka sztuk w przedziale. Jak człowiek z godzinę pociągiem jedzie to mu się nudzi.
http://www.rp.pl/Opinie/303159869-Ewa-Usowicz-o-uldze-w-PIT-na-ksiazki.html#ap-1
Niedawno znajomy opowiadał mi o nowej gałęzi produktów – atrap książek. Ludzie zapełniają całe regały czymś, co z zewnątrz wygląda jak książka – często w pięknej, stylizowanej na starą, oprawie. A w środku… „pustak”! Zupełnie jak w głowach kupujących.
Nie chciało mi się w te atrapy wierzyć, ale jednak. Z internetu wylewa się morze możliwości, reklamowanych m.in. jako „ozdoba gabinetu”. Gdy przeczytałam o „gustownej bibliotece”, dosłownie zawyłam. Ale to był dopiero początek. Okazało się, że można te niby-książki kupować na sztuki albo na metry. Oprawy – począwszy od papierowych, przez płócienne, skończywszy na skórzanych. Tłoczenia złotem i srebrem. Tytuły wszelakie, włączając lepiej lub gorzej podrabiane białe kruki. No i niech ktoś nie myśli, że pustak jest tylko pustakiem. Sprzedawcy zachwalają jego liczne praktyczne zastosowania typu „estetyczny schowek” albo „zabudowa wnęki”.
To nie jest oferta dla biedaków – raczej dla bogatych imbecyli, którzy zapełniają atrapami swoje piękne gabinety. Ponoć na takim tle wygląda się znacznie inteligentniej. Powodzenie takich usług wiele mówi o stanie naszego czytelnictwa i potwierdza dramatyczne wyniki badań. Aż 60 proc. Polaków w ogóle nie czyta książek.
Dlatego warto, aby rząd wsparł czytelnictwo na różne sposoby. Jeden z nich to na pewno obniżenie podatku VAT – może nabywcy atrap kupią jednak tańszą książkę. Drugi – ustawa o jednolitej cenie książki, która ma ratować mniejsze księgarnie, przegrywające teraz z wielkimi sieciami. Mnie ogromnie podoba się pomysł wprowadzenia swoistej ulgi podatkowej na książki. Możliwość odliczenia od dochodu kilkuset złotych rocznie wydanych na książki nie byłoby specjalnym obciążeniem dla budżetu (bo zostanie zrekompensowane m.in. wpływami z podatków dochodowych od księgarzy i wydawców), a mogłoby pobudzić czytelnictwo. Taka ulga powinna obejmować zarówno książki papierowe, jak i e-booki czy czasopisma.
Ludzie mają taką naturę, że jak dostają za darmo, to korzystają. Potwierdza to program 500+, w którym ok. 100 złotych z każdych 500 otrzymanych wydawane jest na książki i pomoce edukacyjne. Z pewnością wiele osób skorzystałoby również z ulgi na książki. Ci, którzy lubią czytać, bardzo się ucieszą. A ci, którzy nie lubią, ale uważają, że „trzeba brać, gdy państwo daje” – może sprezentują książkę komuś innemu. Mielibyśmy wtedy trochę mniej – zarówno atrap, jak i imbecyli.
do skrzynek na listy odradzam. Gdy wyciągam plik paierzysków, w tym głownie broszur reklamowych ze swojej skrzynki, to przelatuje tylko , czy nie ma jakiekjsc korespondencji prywatnej lub instytucjonalnej, a resztę wywalam do smieci bez przeglądania.
Natomiast w pociągach, poczekalniach PKS, czy PKP jak najbardziej.
Mam wejście do jednej lokalnej księgarni WAM-u, jeśli ci to pasuje oczywista. Powiedzmy przyślesz mi 200 sztuk. Wyłożę na początek 30 sztuk. Będę obserwował tempo schodzenia. Jak zostanie 5, dołożę.
Jest i druga księgarnia zaprzyjaźniona, ale tam gazetka będzie sąsiadować z Sumlińskim, Gapolem itp. Czy ci to odpowiada?
Amen… Będzie gazetka to polecę z nią do dwóch znajomych dyr. szkół, i ciocię co w przedszkolu pracuje też zainteresuję. Jak dobrze pójdzie to w bibliotekach szkolnych i w domach znajdą się odpowiednie pozycje z księgarni coryllusa. Dlatego warto próbować. Doskonały pomysł z tą gazetką, bo z blogiem do nikogo w gości nie pójdę 🙂 (wystarczy że coryllusem gadam)