Jedna z najważniejszych tez mojej nowej książki brzmi: nie dość, że wszystko już było, to jeszcze tak samo się nazywało. Bo nikomu w naszych czasach nie chciało się zmieniać dobrze kojarzących się, choć zapomnianych nieco szyldów. I sami popatrzcie czy nie mam racji. Oto wczoraj ledwie rozmawialiśmy o tajemniczych kółkach wzajemnej adoracji, w których uczestniczyli Wiktor Margueritte i Władysław Reymont, a także wielu innych ludzi, zapisywanych tam i utrzymywanych na liście członków przez nie wiadomo kogo. Ledwie wczoraj powiadam, a dziś oto jak diabeł z pudełka wyskakuje na twitterze taka oto informacja http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/eryk-mistewicz-audycja-arystokracja-rozumu-w-pr1-zaprosze-gosci-w-ktorych-warto-sie-wsluchac
Eryk Mistewicz będzie miał w radio swój program autorski i on się będzie nazywał „Arystokracja rozumu”. Od dłuższego już czasu próbujemy tutaj zwrócić uwagę „naszych” i tak zwanych naszych, że budżety, które dla siebie zarezerwowali nie przyniosą im sławy tylko hańbę. Oni jednak uporczywie tego nie rozumieją, bo podobnie jak Margueritte Reymonta, ich także ktoś zapisał do lepszego towarzystwa, do takiej arystokracji rozumu. No, a jak ktoś należy do takiej grupy to nie będzie się przecież przejmował jakimś popiskiwaniem blogerów, którzy nic nie znaczą. Jakby mało było odwołania show telewizyjnego prowadzonego przez Ziemkiewicza i Goćka, jakby mało było tej całej hańby, która jest ich udziałem codziennie, to jeszcze teraz to. Ja przypomnę, (który to już raz?) od czego zaczęła się kariera pana Mistewicza. Od redagowania w tygodniku „Na przełaj” rubryki zatytułowanej „Wolę być”. Oto młodzież, ideowa rzecz jasna, ale taka nieco inna niż tępy partyjny beton, wybierała być zamiast mieć i pisała o tym listy do Eryka Mistewicza. Były nawet jakieś zloty i spotkania, ale nikt ich nigdy nie widział, poza fotoreporterami z tegoż tygodnika „Na przełaj”. Cała ta akcja została zorganizowana w opozycji do ruchu oazowego i pielgrzymkowego. Młodzież, a ja byłem wówczas młodzieżą i czytałem ten tygodnik, nie rozumiała o co w tym chodzi i szydziła z rubryki „wolę być” na różne sposoby. Była to najmniej popularna cześć gazety, ale nikt się w redakcji tym nie przejmował i kolumny z napisem „Wolę być” ukazywały się chyba do samego końca istnienia tego dziwnego periodyku. Czas świetności ruchu „Wolę być” to lata osiemdziesiąte, ten sam czas kiedy za najbardziej bojowego i bezkompromisowego człowieka w kraju uchodził Walter Chełstowski, a po nim zaraz Jurek Owsiak. Jak widzimy wszystko nie dość, że jest takie samo, to jeszcze tak samo się nazywa. Za chwilę, mam wrażenie reaktywują nam tygodnik „Na przełaj”. Na razie będzie „Arystokracja rozumu”. Nie będę dalej komentował tego wyczynu, poczekajmy aż Eryk Mistewicz rozpocznie swoje radiowe gawędy i będzie raczył słuchaczy mądrością oraz zapisywał ich do różnych kółek zainteresowań. Mam wrażenie, że trzeba będzie zaangażować cały zespół aktorów, którzy udawać będą dzwoniących do studia słuchaczy. No, ale nie uprzedzajmy faktów.
Wróćmy teraz do tematów wczorajszych. Ponieważ wiele osób ma jeszcze jakieś złudzenia dotyczące prozy Władysława Reymonta i jego samego, pragnę przypomnieć, że powieść „Chłopi” podobnie jak powieść „Ludzie bezdomni” Żeromskiego została napisana na zlecenie Bronisława Natansona, człowieka naprawdę niezwykłego i wielkiego, który zasługuje na swojego biografa. Kłopot w tym, że nie ma takich ludzi, nie istnieje nikt, kto w słowach prostych i jasnych opisałby dzieje tego pana i jego przedwczesną i niezrozumiałą śmierć. Natanson wiele ryzykował podejmując działalność wydawniczą, a ludzie tacy jak Reymont i Żeromski nie ryzykowali absolutnie nic. Byli jak te cielęta na łące, nie kumali nawet po co i dlaczego Natanson płaci im za te książki tak horrendalne honoraria. Byli przekonani, że jedynym powodem jest wielkość ich talentu. W takiej właśnie wierze utrzymują ludzi różne „arystokracje rozumu”, do tego są powołane, żeby stwarzać rzeczywistość alternatywną i fikcyjne hierarchie, które są potem przedmiotem zajadłych sporów akademickich. Prawda zaś jest ukryta i taka musi pozostać, a powód tego jest dziś jeden tylko właściwie – utrzymanie w jako takim porządku systemu edukacji w języku polskim, systemu nie nadającego się do niczego i nie dającego nikomu żadnej szansy.
Jeśli zaś idzie o Reymonta i Żeromskiego, to prócz wspomnianych tu wczoraj przygód mieli oni także inne. Oto umieścił ktoś tutaj cytat będący relacją ze ślubu pana Władysława, który odbył się w Krakowie. Ślub ten brał Reymont z babą straszliwą, łasą na pieniądze, przystojną i bezwzględną przy tym, panią Aurelią. To ona najprawdopodobniej go wykończyła, kiedy już dostał tę całą nagrodę Nobla z poparciem Witosa i Grabskiego. W czasie zaś jazdy na uroczystość zaślubin towarzyszący młodej parze Wyspiański, też nieźle ożeniony, z wiejską tym razem wariatką, zapalił papierosa. Wyrzekł przy tym słowa znamienne – skoro to rosyjski papieros, to trzeba go spalić. Towarzystwo bowiem było nastawione bardzo buntowniczo w stosunku do największego zaborcy. Jak niełatwe były relacje pomiędzy pisarzami, wydawcami i czytelnikami niech zaświadczy kilka faktów. Oto Władysław Stanisław Balcerek-Rejment-Reymont podpisał się, w niewiele lat po spaleniu przez Wyspiańskiego rosyjskiego papierosa, pod dziękczynnym telegramem do księcia Mikołaja Mikołajewicza Romanowa, autora słynnej deklaracji skierowanej do Polaków w pierwszych dniach wojny. Reymont napisał tam następujące słowa
krew synów Polski, przelana łącznie z krwią synów Rosyi w walce ze wspólnym wrogiem, stanie się największą rękojmią nowego życia w pokoju i przyjaźni dwóch narodów słowiańskich
Jak na człowieka, który brał ślub w Krakowie, miał kłopoty z władzami i był przez te władze wydalany za granicę, to wcale nieźle.
Cofnijmy się nieco w czasie. Wydawca obydwu polskich geniuszy – Żeromskiego i Reymonta, Bronisław Natanson, żeby w ogóle rozpocząć działalność edytorską, jakże przecież buntowniczą i onieśmielającą niektórych, jakże rewolucyjną, musiał wpierw przekupić generała Onoprijenko, wpływowego żandarma, szefa policji tajnych, jawnych i dwupłciowych.
Żeromski zaś, człowiek zamieszany w wiele podejrzanych przedsięwzięć, socjalista, bojownik o prawa ludu i godność najbiedniejszych, człowiek zatrzymany przez żandarmerię i trzymany w cyrkule przez całą noc z gorączką, gdzie żandarmi nie okazywali żadnego szacunku dla jego talentu, doczekał się jeszcze przed pierwszą wojną światową ośmiotomowego wydania swoich dzieł w mieście Petersburg. Naprawdę. Tak pisze nam Jan Lorentowicz, któremu co prawda Tropiciel wierzyć nie chce, ale ja mu wierzę, bo to jest szczery entuzjasta, zarówno Reymonta jak i Żeromskiego. I wiecie co Wam powiem na koniec? Nie wiecie. Wszyscy ci ludzie, może z wyjątkiem Natansona i generała Onoprijenko mieli jedną wspólną cechę – woleli być niż mieć. Dziękuję za uwagę.
Nasze książki dostępne będą w Słupsku, w sklepie Hydro-Gaz przy ul. Słowackiego 46, wejście od ul. Jaracza
Na papug.pl wisi mój kolejny tekst.
http://papug.pl/cudowne-nawrocenia-celebrytow/
Zapraszam do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk w Warszawie, do sklepu FOTO MAG, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.
Przypominam, że mamy już nowy numer Szkoły nawigatorów, przypominam także o naszym indeksie zawierającym biogramy osób występujących w moich książkach
Jest jeszcze jedna opcja.
Wiedzieć.
Ona fundamentalne łączy się z ,,mieć,,.
Z być – w pewnym sensie też. Ale głównie wtedy gdy wiedza jest niepełna lub oszukana. Wyprowadza na manowce.
Bardzo skrótowo to napisałam. Kto zechce, zrozumie.
.
Odnośnie do tekstu o Łysiaku parę dni temu:
facet jako pierwszy zaczął poważnie walczyć z salonem, podczas gdy „wasi” do niedawna trzymali sztamę z michnikiem(teraz tez frądelek nie przepuści okazyjej, kiedy michnik pochwali jarkacza). Nie wspomnę o tym że jego knizki jako jedyne były oprotestowane przez ambasadę CCCP. długo Łysiak był niemal sam w walce z michnikowszczyną – wspierali go JRN i Michalkiewicz.
Skoro wszyscy umilkli, to sobie pozwolę na prywatne.
Nie czytam już od dawna pełnych dyskusji tutaj. Przy problemie ze wzrokiem to chyba jasne.
Nie wiem dobrze co z tym Reymontem.
W swoim obszarze poszukiwań widzę i w archiwach zmiany nazwisk, błędy kancelarii itp.
I widzę że w mądrej życiowo rodzinie zdarzały się gluptasy, że tak to inne.
Cały czas tkwię z historii Zagłębia i to jest pouczające i by tsk rzec. ..wstrząsające.
Nie czuje się od tego gorzej.
Wręcz lepiej. Takie poczucie uwolnienia z więzów. ..czy okowów …
.
Idę z psem.
.
A czy opcje nie powinny wynikac z transcendentnych – prawdy, dobra, piekna i harmonii? Czyli wybor miec – byc jest wyborem ludzkim, ustawiajacym czlowieka na miejscu boskim. Oswieceniowym bogiem staje sie czlowiek, ktory albo ma albo jest. Co kto woli. Droga ku prawdzie przestaje byc opcja. I powstaja ekskluzywne kluby tych co maja i tych co sa lepsi.
„Wolę być” – to wyrażenie samo w sobie jest puste, gdyż człowiek już przecież jest. O. Albert Krąpiec OP jakoś podobnie wyraził się o szekspirowskim „być albo nie być…” przeciwstawiając mu inne, rzeczywiste pytanie dotyczące konieczności miłości, wyrażone przez pewnego polskiego poetę z przełomu XVI/XVII w..
„Na przełaj” nie czytałem, nie wiem więc, o co autorowi tych tekstów chodziło.
Pan Mistewicz na pewno będzie zapraszał fascynujących gości i rozmawiał będzie z nimi na przykład o rzekomych przewagach kandydata Mikrona nad kandydatką LePen.
A na tych samych wirtualnychmediach pokazał się ńjus o tym, że jacyś weseli korporacyjni ludkowie założyli Polskie Stowarzyszenie Influencerów i Osób Aktywnych w Mediach Internetowych (PSIOAMI), co hucznie ogłosili i zostali przez internautów słusznie wyśmiani. No ale to arystokraci rozumu, zwani też psioami. Chcą być Wiktorami Margueritte’ami przestrzeni internetowych. A może Bronisław Natanson też był influencerem?
A kto to jest ten „influencer”?
Może chodzi o chorego na grypę? (influenca)
Wiele języków uniemożliwia podział na mieć i być. W chińskim jest wyłącznie „mieć”, i jakoś są.
’Specjalista od spiewu i mas’, ze tak klasyka polece…
I proszę mi powiedzieć, co ma o tym wszystkim nawet nie myslec, bo nie ma o czym ale sądzić, Polak, mający polskość we krwi, a będący z dala od Polski, a całą tę perfidna grę zobaczyl? To trzeba zamknąć nawet nie w szafie Lesiaka, bo jeszcze cos kiedyś z niej wylazlo by. To trzeba wykopac w kosmos, ma się zdezintegrowac. I każdy z nas na swój możliwy do wykonania sposob, takiego kopa ma dać.
Kolejny mitoman i konfabulant. Arystokracja rozumu, jasny gwint. Żeby on się chociaż języka polskiego nauczył. Mały wyimek tego, co sam pisze o tym, czym się zajmuje:
„Budowa challengerów, wyzwania i tworzenie niemożliwego.”
„Zajmuję się także t.zw. politycznym rebrandingiem czyli transferem polityków pomiędzy ugrupowaniami.”
„Zajmuję się mentoringiem start’upów.”
http://erykmistewicz.pl/kim-jestem/
Oj tak. Jezyk jest straszny, ale to jest zaraza, ktorej chyba juz nie da sie powstrzymac – mnie mdli za kazdym razem, jak widze gdzies 'fejk’ i 'hejt’. Jezykowe potworki tworzone przez Misiewicza to jest dalsze stadium tej samej choroby.
PSIOAMI przebija Chrzescijanska Unie Jednosci, ktora wspomniala byla w jakims filmie z lat 90tych (nie wiem czy nie w 'Psach’).
Świetny, mocny tekst. Dziękuję!
Skąd oni biorą tych eunuchów rozumu, to ja nie wiem.
W Psach. Nazwa ta jest rzeczywiście piękna, zwłaszcza jak dla korporacyjnej obory.
Powinny.
Napisałam w kontekście tutejszych dyskusji, od lat przecież prowadzonych.
Dążymy do wiedzy. Taka jest rola tego miejsca dla nas.
Każdy idzie swoim krokiem, szybciej, wolniej. .
Każdy ma za sobą trochę inne przygody z literaturą, Z poznawaniem. ..
.
Siedzę sobie w tym moim Zagłębiu, jak mówię. .to jest przykład wstrząsający. ..głębokiej niewiedzy naszej o świecie nas otaczającym. Korzennym.
Sama odkrywając widzę też, jak trudno i opornie są te moje odkrycia przyjmowane.
Pewnie zostanę z nimi sama, bo oficjalne narracje są ,,zaprogrsmowane,,
.
Za stara jestem. Za późno mogłam się za to wziąć.
.
Gorące podziękowania Tropicielowi za dzisiejszą notkę, bo Gospodarz natrafiwszy na opór utwardza się i tnie jak brzytwa Coryllusa. 🙂
Ta notka musi trafić do następnego, za Mistewiczem, thebestof.
On musiał przejść pranie mózgu w jakiejś korporacji. To przecież przykłady typowej korpomowy.
Klania sie Orwell i zagadnienie przejmowania kontroli nad jezykiem, co uniemozliwia 'niesluszne’ mysli…
Poniższe sformułowanie jest ujmujące i wręcz piękne:
„Na zlecenie instytucji demokratycznych szkoliłem i przygotowywałem polityków na Białorusi oraz kadry t.zw. Wiosny Arabskiej.”.
To jest dobre. I jeszcze się tym chwali. I tak oto pobliczność obserwuje ze zdumieniem Ludwika Dorna (trzeciego bliźniaka) maszerującego dumnie z Komorowskim, w marszu za możełem.
A my mamy przeżywać w ekscytacji i myśleć, że z tą demokracją to na poważnie.
Przecież sam pisze, że jest influenca. Po prostu zaraza.
Za stara jestem. Za późno mogłam się za to wziąć. Ejze !? Nic nie jest „za pozno”. Najwyzej szkoda, ze nie wczesniej. Przed nami wiecznosc, czyli rzeczywistosc bez czasu. I perspektywy nieskonczone. I nic nie zginie z tego co robimy. Jak mowia, podobno Chinczycy – nawet jak jutro bedzie koniec swiata, to dzis zasadz drzewo ……
Przykład przejmowania kontroli nad językiem dałam w SN ostatniej.
Zamazywanie znaczenia nazw historycznych, ma nas pozbawić wiedzy o historii.
Mamy się taplać w mitologii słowiańskiej. .wymyślanie na naszych oczach wręcz bezczelnie.
Dużo by pisać.
.
Nie w tym rzecz, proszę pana. Muszę przede wszystkim spisać to co dla rodziny. ..bo nie wiem jak długo oczy zechcą służyć.
A ogromna ,,reszta ,, wiedzy wychodzi przy okazji.
I to jest wstrząsające,
Właściwie już nie mam głowy i siły do niczego poza historią mojego kawałka Polski
.
Ja to pamiętam nawet jak Łysiak walczył z salonem w programie Ireny Dziedzic, który się nazywał Tele Echo…to dopiero była walka…
To jest etap wstepny – podsunac tresci falszywe zamiast prawdziwych. Misiewicz i jemu pochodni ida krok dalej: korpotroll, ktoremu sformatowano jezyk i aparat pojeciowy, po prostu nie zrozumie np. Ewangelii – nawet jesli bedzie mial do niej dostep. Jesli uda sie taki numer, z koszmaru Orwella ladujemy u Huxleya.
(jak ja nie lubię rozwiązywania zagadki zagadką)
@Trzy Krainy
influence – ang. wpływać (na)
influenza – ang. grypa
Ciekawe, któreż to „demokratyczne instytucje” zleciły p.Mistewiczowi, żeby przygotował polityków na Białorusi oraz kadry arabskiej wiosny?
Przygotowanie obrotowej kadry politycznej wydaje się specjalnością „arystokraty rozumu”.
To po naszemu agent wpływu. Po prostu. Jeden z teologów niemieckich zamiast powiedzieć, że sakrament to znak widzialny niewidzialnej łaski stwierdził, że to transparencja transcendencji w immanencji, eh!
ten Macron to, wypisz wymaluj, jakby Reymont.
Tylko sporo mniej zdolny.
Agent wpływu.
O, dajmy na to, ktoś taki jak np. Nadredaktor „Szechter Cajtung”.
Influencja, to w fizyce indukcja. Czyli induktor, konduktor nie będący przewodasem.
Psucie ojczystego języka(i rzecz jasna, edukacji) to jest z etapów deprecjonowania polskości jako wartości spajającej społeczność żyjącą pomiędzy Karpatami a Bałtykiem.
„Mistewiczom” ptrzydzielono takie akurat poletko do jej zaorywania.
l”agent d’influence –
z francuskiego: agent wpływu.
Można „zwulgaryzować” jako influencer
On pisze na swojej stronie, że :”..po 1989 r. wprowadzałem pierwszą polską telewizyjno-radiową satelitarną platformę cyfrową „Wizja TV”„, wraz z Tomaszem Tomaszewskim i Tomaszem Gudzowatym pracowałem przy wprowadzeniu polskiej edycji „National Geografic”.
Tomasz Gudzowaty to syn pana Aleksandra Gudzowatego, który też „po 1989 r. „był przedstawicielem Gazprom na Polskę i doszedł w kilka lat do majątku wielkości kilku miliardów zł. Wcześniej , bo w latach 1975-1979 był na placówce w Moskwie jako przedstawiciel jakichś szmacianych (z miasta Łodzi pochodził) central handlu zagranicznego. Z tego wszystkiego syn Tomasz zrobił się taki zdolny, że zgarniał wszystkie nagrody w dziedzinie fotografii. I raczej nie zawdzięczał tego panu Mistewiczowi, tylko charyzmie tatki:))) Skoro pan Mistewicz został dopuszczony do rodziny Gudzowatych w tamtych czasach, to reszta jest tylko „ozdobnikiem”.
Chyba im się „narracja pruje”, jeśli wystawiają takiego „cudotwórcę”, co to „uczestniczył w kampanii prezydenckiej Nicolasa Sarkozy’ego a poza tym reprezentował parę francuskich supermarketów „na Polskę”. Do tego nie trzeba „budowy challengerów”. To ma inną, starą jak świat nazwę:)))
http://erykmistewicz.pl/kim-jestem/
Natanson może i zlecił napisanie Chłopów, ale ich raczej nie wydał, bo firmę zlikwidował po 2 latach istnienia w 1900 roku (zdążył wydać 26 pozycji, w tym Ludzi bezdomnych Stefana i chyba Ziemię Obiecaną Władysława Stanisława). Pierwsze dwa tomy Chłopów ukazały się drukiem w 1904, trzeci w 1906, czwarty w 1909 roku. Wcześniej powieść publikował w odcinkach Tygodnik Ilustrowany w latach 1902 – 1908. Tymczasem Bronek już od 1906 r. nie żył, bo go Niemcy wykończyli długą kuracją w słynnej klinice pod Berlinem, jak podaje iPSB.
Ale jeśli nawet założyć, że BN był inspiratorem stworzenia „Chłopów”, to zgodnie z Twoją teorią proroka, mógł nie robić tego bezinteresownie, podobnie jak działalności w Lidze Narodowej (w końcu Żyd – katolik). Przecież ci chaluce – syjoniści skądś musieli czerpać wzorce. A tu jest najlepszy dowód (na czerpanie wzorców, a nie na inspirację BN): http://rcin.org.pl/Content/58364/WA248_73887_P-I-2524_low-z-dziejow_o.pdf
Tylko 10 stron pdf. Polecam wszystkim;-)
Z tego cytatu okazuje się, że mam chyba żydowską kiepełe, jeśli chodzi o gust literacki (szkoda, że nie do interesów): „Nie przesadzę, jeśli powiem, że w polskiej prozie artystycznej Reymont zajmuje takie samo miejsce, jakie Mickiewicz zajmuje w poezji”
> Rozalia
Te, które szczerze pragną uszczęśliwić postępem ludy prymitywne – dać im zasmakować demokracji – i mają do tego tzw. siły i srodki.
Ogólnie rzecz ujmując, pan Eryk jest zachwycony układem medialnym istniejącym w republikfrąse – jest on (ten układ) wytworem „arystokracji rozumu” i dowodem na jej panowanie nad Sekwaną:
http://erykmistewicz.pl/media/rzeczpospolita/media-w-sluzbie-wspolnoty/
Czym jest sama „arystokracja rozumu”, jak należy ją rozumieć i dlaczego czcić, pan Eryk wyjaśnia poniżej:
https://wszystkoconajwazniejsze.pl/eryk-mistewicz-arystokracja-rozumu/
Natanson nie wydał Chłopów bo umarł.
Drobiazg. Też lubię walkę na argumenty, tylko czasu ni mom. Odkładam starą robotę, żeby z nowymi tekstami Gospodarza polemizować i wsiąkam w lektury. A tu czas leci i może już nie powrócić;-(((
No i nie zawsze mam dostęp do komputera. Bo z telefonu dłuższych komentarzy pisać nie mam siły, przez bezczelną ingerencję Androida, nawet w zatwierdzony już tekst.
niezmiernie ubolewam, że okres licealny mam już za sobą i nie mogę na lekcji polskiego powiedzieć: Reymont – Rejment – Balcerek, pierdolony oszust ubezpieczeniowy.
W Kronice Rodziny Talikowskich jest wzmianka, że Wincenty syn „cioci Teodory” Szatzschnejder (żona Jakuba Schatzschnejdera i matka Aurelii Schatzschnajeder- czyli teściowa Władysława Reymonta) – „..po ukończeniu Wawelberga, wespół z Ferdynandem Noesickim, Natansonem i jeszcze kimś trzecim, założyli księgarnię nakładową. Spółka ta, po wydaniu kilku pozycji, rozwiązała się. W latach zaboru rosyjskiego, Wincenty Schatzschnejder, za swe liberalne przekonania musiał emigrować. Osiadł w Szwajcarii, gdzie na Uniwersytecie w Zurchu studiował przyrodę…”. Czyli szwagier Reymonta Balcerka miał spółkę wydawniczą z Natansonem i „kimś trzecim”. Wszystko blisko i w rodzinie.
http://kronikatalikowskich.com/pl/12
Te instytucje, które drukują nasze pieniążki. One są demokratyczne — czyż nie? Swój swojego tam nie zadziobie, a zatem, powiedzmy to głośno i wyraźnie, że — są to instytucje demokratyczne wręcz do szpiku ostatniej kosteczki i do cna. Ulica na to mówi: urwa urwie łba nie k…rwie, a wyselekcjonowane influencery Eryczki pilnują zadowolenia u poddanych, i rozbudzają ciągoty aspiracyjne – u złotej, i u tej mniej złotej, młodzieży. Awans na takiego, który nie robi, a któremu przybywa, bo ich zwierzchnicy drukują pieniądze. W międzyczasie Eryczki rozpuszczają bajki, rozprawiają szwargotem volksangielskim o łatwości awansu i rozpuszczają opowieści między młodymi i starymi. By dość było stojących w kolejce do zapisania się, by ta aspirująca grupa stale żądała wpisu na listę „strażników tłuszczy”.
Jasna sprawa. To jest układ zmierzający do monopolizacji rynku książki, czyli rynku propagandy de facto
Pan Mistewicz przygotowywał kadry wyzwolicieli do wiosny arabskiej. Paczpani, a zdawało się, że wiosna arabska była taka spontaniczna, że lud samodzielnie skrzyknął się przez pejsbuka i pogonił tamtejszych dyktatorków. A to pan Mistewicz pomagał się ludowi skrzykiwać.
A propos Reymonta to go podliczyli przed wojną i wyszło, że jest milionerem 🙂
Po prostu „Wystarczy być” 😉
Sorry za OT.
Zakładam, że masz dedykowaną półkę dla tych kontestatorskich dzieł Łysiaka, starych i kolejnych wznowień. O komplecie MBC nie wspominam ponieważ każdy Łmaniack musi to mieć.
Powiem tak, też się kiedyś zaczytywałem Łysiakiem, teraz jedyne co mogę zasugerować to „Wake up and smell the coffee”.
Tak, ale skad wiadomo, ze on zamowil?
Natanson byl od 1899 wspolnikiem ksiegarza Fiszera.
Czy to byla jakaswalka i dzika konkurencja na rynku wydawniczym? Bo z korespondencji po wypadku Reymonta wynika, ze zagrzewali go do walki i pisania „Chlopow” ludzie spod znaku Wolffa (spolka Gebertner i Wolff, potem sam Wolff, wlasciciel Tygodnika Ilustrowanego) i Ignacego Matuszewskiego. Wyzej Tropiciel podala daty druku w TI.
Cyt.: „Jak wiadomo w latach 1923 – 24 sprawa przyznania Polakowi Nagrody Nobla była bardzo aktualną. Pierwotnie lansowano kandydaturę Żeromskiego, którą potem polskie M.S.Z. – utrąciło na rzecz kandydatury Reymonta. Przygotowano odpowiednią przychylną atmosferę dla kandydatury Reymonta wśród krytyków szwedzkich i wydano pospiesznie dalsze tomy „Chłopów” w języku szwedzkim. Ale podczas obrad Akademii Sztokholmskiej, jeden z członków wysunął zarzut, że – Reymont jest antysemitą. Wobec tego -wywodził ów członek Akademii Sztokholmskiej – nie można przyznać nagrody pisarzowi uprawiającemu propagandę nienawiści rasowej. Na dowód przytoczył ów pan właśnie „Ziemię Obiecaną”! Tę „Ziemię Obiecaną”, która według ustnej relacji Reymonta – pozbawiona została mocniejszych akcentów antysemickich na skutek interwencji łódzkich fabrykantów! W Akademii Sztokholmskiej zapanowała konsternacja. Kandydatura Reymonta wisiała na włosku. Zwrócono się wówczas do nadrabina Sztokholmu, świetnego pisarza i doskonałego publicysty Dra Ehrenpreisa z prośbą o wydanie opinii o stosunku Reymonta do Żydów. Nadrabin Ehrenpreis zaprzeczył wielkodusznie jakoby Reymont był kiedykolwiek antysemitą!
I Reymont Nagrodę Nobla otrzymał.”.
http://retropress.pl/nowy-glos/reymont-i-rabin/
To i wolny jesteś od dylematu – napisać na maturze jak było, i ryzykować niezdanie, czy napisać, jak chcą przeczytać, rzygając podczas pisania.
PS. Pisemny polski – w całej Polsce – jutro.
O Rejmencie nam bardzo młoda polonistka, zaraz po UJ-cie, opowiadała w liceum, mrugając do klasy, że zdradza niby „największą tajemnicę literatury polskiej”. Tylko reszty, jak to Coryllus tutaj przedstawia, nie opowiedziała. Stawiam, że ona tego nie wiedziała. O tym się już na UJ-cie ni na wykładzie, ni w grupach, nie mówiło.
Brat miał więcej szczęścia. Dla jego klasy powróciła do szkoły z emerytury pani, kształcona na UJK, znająca tę młodopolską czeredę osobiście — na ostatnie cztery lata uczenia młodzieży w jej długim i bogatym w historię życiu. Ta to opowiadała klasie, jak naprawdę było. I u niego i u mnie w klasie było, jak policzyliśmy kiedyś, połówka kresowych ziemian i mieszczan lwowskich, czwarta część Wilna, Ślązacy stanowili – wraz z napływowymi z Podkarpacia – resztę. Kresowe liceum na Śląsku z najprzyjaźniejszym odnoszeniem się do siebie przybyszów i autochtonów. Jedna rodzina, drwiąca sobie z przewodasów pzpr i innej, sprzedajnej, swołoczy. Bardzo dobrze je wspominam.
Tak że, spoxik. Da się zrobić. Wtedy po cichu i niepełnie (ten UJ, oszukujący młodą polonistkę), wkrótce ze szczegółami. Przygotuj się do przekazania wiedzy młodym. Coryllus pracuje nad tym, by trafiło to do nas; my poniesiemy dalej, przypilnujemy programów szkolnych w przyszłości. Czytamy książki Kliniki Języka i myślimy nad tym, co dalej.
Toć właśnie o tym m. in. jest mój komentarz;-)
Nie było żadnej walki. Jak ktoś chce monopolizować rynek, to kładzie pieniądze na stół i gotowe.
Jak antysemitą? Człowiek Natansonów antysemitą?
Przed którą wojną, bo jeśli przed drugą, to chyba żonę podliczali.A przed I milionerem na pewno nie był. No chyba, że mu te marki polskie liczyli, co je inflacja w miliardy nawet z dnia na dzień mnożyła.
A co do „mania” to w 1920 (chyba, nie chce mi się sprawdzać) kupił 200 ha w Wielkopolsce, lubił tam przebywać, choć sam ziemi nie uprawiał, tylko ją dzierżawił. Majątek sprzedała dopiero wdowa, bo wolała miejskie atrakcje.
„O tym, że sytuacja Reymonta nie była wcale różowa, wspominała też Barbara Koc w książce „Reymont: opowieść biograficzna”, cytując następujący list pisarza: „Wypłacili mi dzisiaj 38 500 rubli odszkodowania, dosyć, jeśli na pogrzeb – za mało, jeśli na życie. Cezary Jellenta, który prowadził mi tę sprawę z koleją – w imię koleżeństwa i przyjaźni obłupił mnie ze skóry! Pocieszam się, że tylko pięć tysięcy rubli kosztowało mnie to złudzenie; mogło wypaść jeszcze drożej – i boleśniej”.
Co za bezczelna małpa! 38 500 rubli za mało na życie?! 5 tysięcy zabrał adwokat…obłupił ze skóry…Co za gość….
Aaa, to juz cos wiecej wiadomo.
Z kroniki Talikowskich:
„W następnym 1895 roku wraz z rodziną Jakimowiczów wyjeżdża do Włoch. W tym czasie w redakcji Głosu poznaje swą przyszłą żonę, Aurelię z Szacsznajdrów [1] Szabłowską.
Już w 1896 roku jest z powrotem w Paryżu, pisze bez przerwy. W roku 1896 ukazuje się „Komediantka”. W kwietniu miesięczny wypad do Londynu. W 1897 – „Fermenty”, a już w następnym „Ziemia obiecana”. Cytuję te daty jako szczególnie wymowne dla wykazania dynamiki pisarskiej autora „Chłopów”.”
Z tego Eryk Mistewicz sobie zdaje sprawę. Co gorsza dano mu swobodę działania również wśród młodzieży katolickiej. Fragment spotkania ze studentami, zorganizowanego przez dominikanów? wydających miesięcznik „W Drodze”.
https://youtu.be/4KLdmpsFW7w. 5:15
Rozumiem Twój kłopot. Zniknie, gdy zainstalujesz z „Google Sklep” darmową klawiaturę ANT Keyboard. Starsza wersja Androida woli GO Keyboard, to jest to samo. ANT i GO to ta sama klawiatura polska, przełączalna na dowolny język.
1. Dowolną z nich instalujesz, bezpłatnie.
2. Dwa, wyłączasz podpowiadanie.
Causa finita. Problem rozwiązany.
Nigdy więcej żadnych ingerencji, zmian słów. Spokój i pewność, że co napiszesz, to zostanie opublikowane. Gdy zupełnie nie wiesz, o co chodzi, pokaż tę tutaj zawartą instrukcję jakiemuś młodemu, zrobi to w minutę. Podaję instrukcję dla wszystkich, wiele komentujących osób może z niej skorzystać.
Mnie nie chodzilo o podejscie Reymonta: wiadomo, pisal dla tego, kto placil.
Tylko skad wiadomo i jak sie skonczyla sprawa zamowienia Natansona (wspolnika brata jego zony Aurelii)? Nie znajduje wzmianek na ten temat. Wszedzie zas jest mowa o spolce Gebertner i Wolff. Nie czepiam sie tylko ciekawa jestem.
Eryk Mistewicz jako komentator spraw francuskich w radiu „wnet” jest zerem. Szczegolnie obok pana P. Witta. Powoluje sie na jakies niby niejawne informacje, nie do konca wyartykulowane i zalewa sluchaczy banalami swiadczacymi o bardzo slabej znajomosci tematu.
Ciekawa jest ta kronika Talikowskich:)
Fragment:
„Bardzo nietypową ocenę Reymonta przedstawił Stefan Talikowski. Fakty bezsprzecznie prawdziwe, inne pominięte milczeniem, charakterystyczne oceny subiektywne, ale typowe dla grupy społecznej o „przodującej roli w społeczeństwie”. Mam na myśli bogate mieszczaństwo wywodzące się z kupiectwa, szlachty i właścicieli rozwijającego się przemysłu. Opinia Stefana Talikowskiego jest ważna, bo pozwala nam zrozumieć postawy ludzi otoczenia Reymonta. Dotyczy to jednak okresu, w którym pozycja finansowa pisarza diametralnie się zmieniła. Przed tym było zupełnie inaczej, ale bez tego nasz noblista nie zdobyłby materiałów do napisania „Chłopów”. Czy był to jego wybór, czy konieczność – nigdy nie będziemy wiedzieli. Czy rzeczywiście mógł wrócić do rodzinnego domu, który potrzebował młodego gospodarza? A może wyprzedził pokolenia rodaków dziś biorących powszechny udział w „wyścigu szczurów” i zażarcie parł ku karierze pisarza nie gardząc karierą finansową i społeczną. Może te nieudane do końca próby aktorskie upodobniają go do Regana czy Wojtyły? Działał przed nimi, więc się nie wzorował. Faktem jednak jest, że wzorem dla niego mógł być stryj Kupczyński, niedościgniony autorytet świata w którym żył, mistrz słowa i wyobraźni, dobrodziej rozdający dobra doczesne i wieczne.
Sam zdobył wszystko. Nie było mu tylko długo cieszyć się pełnym zwycięstwem. Jego komentarz do nagrody Nobla cytuje S. Talikowski. Bardzo ciekawy jest również komentarz na temat „rozwodu” narzeczonej, która była w separacji ze swoim pierwszym mężem. Opisuje to nie byle kto, ale wybitny prawnik, człowiek znający wszystkie sekrety ówcześnie orzekanych „unieważnień ślubów”. A brak potomstwa po zawarciu małżeństwa to bezpłodność czy postanowienie uzasadniające kolejne „unieważnienie ślubu”?. Sprawy męsko – damskie dalekie od dekalogu, łącznie z nieślubnym synem i kochankami w trakcie trwania tak pozornie udanego małżeństwa. No i okoliczności jak również sposób dochodzenia odszkodowania od kolei. To nie hipochondria, ale symulacja iście mistrzowska, świadoma i kierowana przez wytrawnego adwokata doprowadziła kolej do konieczności przerwania niekończących się żądań i wypłat „zaliczek” na leczenie w zagranicznych kurortach. Ale bez pomocy „ludzi trzymających władzę”, było to nierealne.”
Dzięki. Fajna strona;-). Ciekawe rzeczy można znaleźć w innych zakładkach. Np. listy Reymonta w sprawie nagrody Nobla. Pytanie, skąd miał je Lorentowicz, skoro były adresowane do Konrada Czarnockiego z polskiego poselstwa w Sztokholmie?
http://retropress.pl/prosto-z-mostu/listy-reymonta-o-nagrodzie-nobla/
Wielkie dzięki. Na wszelki wypadek poproszę jakieś młode o pomoc;-)))
A Mistewiczowi z kolei pomagali Amerykanie bo to oni zainicjowali „wiosne ludow” np. w Libii zeby wykonczyc pulkownika Kaddafiego ktory probowal olac dolara.
Zapewne,gdybym była lepszą chrześcijańską, martwił bym się o zbawienie Mistewicza. Ale póki co, mam to w nosie.
Za to widzę ze ustawa metropolitalna dla Warszawy jest wycofywana, zapewne miała pełnić rolę ,,mamamadzi,,,…A tym czasem metropolitalna dla Katowic jak najbardziej – idzie do przodu.
Po cichu. Pisałam wielu razy tutaj. ..I chyba bez echa.
Trudno.
.
Uff
Amerykanie, Francuzi, talmudyści z Tel Awiwu itd. I nie chodziło tylko o ewentualne wyjście Libii z globalnej pętli finansowej lub o wielki rurociąg budowany pod Saharą. Gdyby nie zaorali towarzysza Muammara, mieliby duży problem z wysyłaniem milionów islamskich najeźdźców do Europy.
Ludzie dobrze wychowani, tych speców od „transferów” zwą manipulatorami a ich dzieło oportunizmem. Istotą współczesnego systemu edukacji jest tworzenie ludzi wątpiących, labilnych i by tak rzec potencjalnych możliwości. Takich zarówno i głupich, i niewiernych Tomaszów. Stąd to co dla nas jest nie do zaakceptowania i nazywane zdradą, dla nich to tylko rebranding i transfer. Język zaś jest kluczem – jeśli korpobełkot zdominuje skutecznie mową potoczną to jest pozamiatane, a jesteśmy coraz bliżej tego punktu.
Idzie jak najbardziej. Haniebni chuligani z haniebnego RAŚ-u coraz wyżej podnoszą łeb. Tymczasem w Sosnowcu, gdzie zamknięto siedem kopalń, zakłady przemysłu lekkiego i inne, najważniejszą inwestycją jest nowy kompleks sportowy: stadion piłkarski, stadion hokejowy i jeszcze hala. Forsy na to nie ma, ale od czego są kredyty? Oto ukochany miś towarzysza prezydenta Arkadiusza Chęcińskiego z peło. Tyle dobry duszy pożywi się przy realizacji tej inwestycji.
Mistewicze raczej szkolili wodzirejów (flecistów z Hameln) , za którymi miał iść lud.
A nie żaden tam spontan czy inna improwizacja.
W czasach dzisiejszych narracyjnego interesu o literackim realiście Balcerku-Reymoncie w Lipcach i okolicach pilnuje niejaki Marcel Szytenchelm, bywszy aktor i absolwent teatrologii na UAM w Poznaniu. To jest silny animator kultury na odcinku łódzkim.
I na pewno arystokrata rozumu.
Jak tylko coś się dzieje w kulturze w lipieckiej gminie i w sąsiednich, to zaraz się pojawia w tym swoim czarnym uniformie, pozując na jakiegoś mocnego oryginała. A ludzie gęby rozdziawiają. Bo jak Lipce Lipcami nikt nigdy nie chodził tak ubrany, nawet za czasów Reymonta. Właściwie to nie wiadomo, po co tu przyjeżdża, tylko każdy ma czuć, że jest kimś ważnym, i że dopiero jego obecność nadaje prawdziwą rangę jakiemuś wydarzeniu.
On czegoś pilnuje.
A dr Ehrenpreis zatelegrafował po opinię do Wolffa, czy może do Gebethnera.
Wypisz-wymaluj…
… debil i zlodziej… darmozjad i pasozyt… bezapelacyjnie kwalifikuje sie w kaftan bezpieczenstwa i do izolatki !!!
…
Sosnowiec. No właśnie.
Podobno wydali Monografię miasta. Drogą i w dodatku nie widzę żeby się ja dało kupić.
Jedna linia mojej rodziny wywodzi się z Sosnowca. .XIX wiek udowodniono.
Zsmoxna rodzina najpierw wloscianska, tak zamożni ze były w rozbudowujacym się ,,mieście, ,,kamienice i konie i dużo ziemi. .
Dramatycznie kogoś tego pozbawiono. Kolej z Sosnowca do Katowic idzie po wyrwanej nam oszukanczo ziemi.
.
Ale i tamten przemysł zlikwidowano.
Teraz się pracuje nad wmówieniem mieszkańcom Zagłębie ze są ,,szlakiem turystycznym ,,.
I płacze że taka ciemnota U nich, że nie rozumieją, że się trzeba dostosować. .
Żal mi.
.
W tej czesci kroniki Talikowskich (rodzina zony Reymonta) jest opisana troche rola Lorentowicza:) Jest zreszta tez dosc mocno rozbudowany watek jak to z tym krawiectwem Wladyslawa bylo.
http://kronikatalikowskich.com/pl/34
Mysle, ze problem z Reymontem jest taki, ze wokol niego krazylo zbyt wiele zachlannych osob i instytucji, chcacych go sobie jakos przywlaszczyc i na nim tez zarobic, stad tyle ciekawych narracji. Co czlowiek, to opinia.
bez przesady. Na samym tylko Mistewiczu daleko by nie ujechali.
Ta kronika to chyba jednak taka laurka na cześć rodziny, bo nawet jej członek, a zarazem „uwspółcześniacz”, krytycznie pisze o pracy swojego przodka: „Stefan Talikowski napisał w maszynopisie kilka egzemplarzy kroniki rodu Talikowskich. Miał z tego powodu pewne wydatki, które próbował zwrócić sobie pobierając minimalną opłatę. To spowodowało, że „kupujący” już na wstępie oceniał „towar”. Różnie wypadała ta ocena. Zależało bowiem to od tego, czego spodziewano się po tym opisie. Bardzo źle wypadała prawda o stosunkach rodzinnych. Wręcz nie było tam konfliktów, żadnych kłótni, nikt nikomu nie zrobił świństwa nie mówiąc o pomówieniach i złośliwych plotkach. Moja matka, z domu Talikowska, w rodzinie nazywana Maryś, która na to była uczulona, zwróciła uwagę Stefanowi, że jeśli kłamie o dalszej rodzinie, pal sześć, może do końca był niezorientowany. Ale nie o najbliższej. On sam kłócił się na ostro szczególnie ze swoją siostrą Genią, stosunki były dalekie od życzliwej miłości, atmosfera tak gęsta, że ich wychowanek przez bardzo długi czas ukrywał fakt, iż w tajemnicy ożenił się i doczekał potomka. Wprawdzie tłumaczy się z tego, ale co najmniej naiwnie.
Ważna jest odpowiedź Stefana, nie fałszerstwa. Odpowiedział: „tak się pisze”. A więc pan mecenas zastosował zawodowe podejście. O opisywanych, jak o kliencie, mówi się tylko dobre rzeczy. Rzeczą sądu jest szukanie prawdy, w przypadku kroniki może czytelnika, albo Pana Boga. Sam miał powiedzenie bardzo często powtarzane: „łże, jak naoczny świadek”. No i rzeczywiście.
Jaka jest więc wartość tego dzieła? Bez wątpienia duża. Jest napisana z wielkim talentem, jak mowa obronna dobrego adwokata. Przedstawia wiele prawdziwych faktów. Oddaje sposób myślenia wielu ludzi z pokolenia, które odeszło. Jest próbą dowartościowania całej rodziny. (…)
Stefan Talikowski zacięcie wymazuje z życiorysu Reymonta jego krawiectwo, choć rzeczywiście nie uprawiał tego fachu, ale i niski status społeczny, który stara się rozmydlić rzekomym majątkiem mężów sióstr. Porządny człowiek powinien być bogaty z samego faktu dobrego urodzenia. Panna młoda oprócz dobrego wychowania wnosiła majątek i tytuły, pan młody tytuły i majątek. A jak się ktoś urodził biedny, to choćby został milionerem jest nikim, bo nie należy do „towarzystwa”, jest na swój sposób trędowaty mając braki w sposobie bycia. Taki pogląd wyraża autor omawiając karierę Reymonta i porównując ją z karierą milionerów amerykańskich.
Dlaczego zwracam uwagę na bogactwo rodziny. Bo jest tu kolejna wada kroniki, którą czytelnik musi sobie uzmysłowić. Nie ma tu nic o zdobywaniu pieniędzy. Ta czynność w dzisiejszych czasach często stanowi treść życia. W kronice wstydliwie się to pomija, zadowalając się podawaniem dobrze brzmiących tytułów, dających do zrozumienia, że to zasobny człowiek.” http://kronikatalikowskich.com/
W arabskiej wiośnie ani innej rewolucji nie było i nie ma spontanu, tylko realizacja ściśle opracowanego harmonogramu działań.
W połowie roku 1789 w Paryżu pojawiły się tysiące żebraków, co to na dźwięk gwizdka zaczęły robić awanturę, by 14 lipca kilkuset Palikotów uchwaliło sobie kilka wesołych ustaw.
Cała rodzina z fartem:
To musiało być fantastyczne po niemiecku!
https://www.youtube.com/watch?v=8D28dqca4xg
Syn Cezarego – Stefan, oficer, historyk wojskowy, Uczeń Marcelego Handelsmana.
„bo nawet jej członek, a zarazem „uwspółcześniacz”, krytycznie pisze o pracy swojego przodka”
No tak, nawet nie szczedzi zlosliwosci przodkowi, ktoremu daty „sie pomylily”:) Koniecznie najedz myszka na nawias [1 ]w linku – pierwszy przypis na gorze tekstu. To wyjasnia tez skad sie wziely rozne bledy (prostowalas te date wczoraj).
Mnie to wszystko jednak zastanawia, te pomylki, te niejasnosci. Dyskusja stad sie przeciez wziela. Podczytuje te rozne relacje – co jedna to inna.
a to tylko penglish (pinglisz)
Chyba tak:)
„Siostry przyszłego autora Chłopów, wszystkie nieprzeciętnej urody i wdzięku, szybko i dobrze wyszły za mąż, przeważnie do Warszawy. Najstarsza, Katarzyna, za Konstantego Jakimowicza, właściciela kamienicy przy ulicy Nowolipie 16 w Warszawie oraz pracowni i sklepu krawiecko-kuśnierskiego przy Miodowej 14. Druga siostra, Helena, za Aleksandra Załęskiego, fabrykanta, właściciela odlewni żelaza przy Okopowej w Warszawie oraz kilku posesji; trzecia, Kamila, za Edmunda Munkiewicza, Urzędnika Kolei Państwowych, czwarta, Wacława, za Jana Wandau, właściciela fabryki maszyn i kamieni młyńskich, mieszczącej się na Pradze przy ulicy Zygmuntowskiej na posesji własnej. Również pozostałym siostrom: Anieli Kozłowskiej, Marii Michałowej Jakimowicz i Janinie Makowieckiej dobrze ułożyło się życie. Starzy Rejentowie odetchnęli z ulgą. Mieszkać w zapadłej Wolbórce i wydać siedem córek za mąż i to tak, żeby każda miała zapewniony byt, to rzecz niełatwa. Widocznie wieść o dorodnych organiściankach rozeszła się szeroko i ściągnęła aż czterech zalotników z odległej Warszawy.”
Ludzie!!!
Dziękuję Coryllusowi z link do „Arystokracji rozumu”.
Może kogoś powtórzę, ponieważ nie czytałem wszystkich komentarzy wybitnie uważnie, ale chcę tylko nadmienić, że arystokracja rozumu powinna wiedzieć używając tweeta, że Brel pisze się przez dwa „l”, a Zaz pisze się przez dwa „a”.
Jak się rozumu nie „uprawia”, to i stają się „eunuchami” (nie mylić z enarchami. takimi jak Mikron…)
A potem dalej pociagnal te „wiosne ludow” az do majdanu na Ukrainie… ze wsparciem Sakiewicza… naturalnie.
Co za przygoda! Jeden chciał za 38 500 swój pogrzeb urządzać, drugi z powodzeniem grał na loterii…
Dzięki. Piękny przypis;-). I ten komentarz, jakże prawniczy: „łże, jak naoczny świadek”. Ja myślę, że te rozbieżności wynikały z faktu, że dopóki Reymont nie dostał nagrody Nobla, to go większość entelygentów warszawskich lekceważyła i traktowała pryncypialnie, nie starając się zapamiętać faktów. A że i sam pisarz miał zamiłowanie do konfabulacji, w którą często sam zaczynał wierzyć, to bez dostępu do źródeł (listy, dokumenty, artykuły prasowe, świadectwa zdrowia, metryki i tp.) trudno po latach odtworzyć przebieg wydarzeń, a tu wszyscy pytają, jak to z tym słynnym pisarzem bywało, więc pogardę zastępuje się snobizmem (na znajomość, albo powinowactwo z Reymontem) i się snuje opowieści, nie bliższe prawdy, niż bajania pisarza, traktowane powszechnie z przymrużeniem oka. Jeśli jeszcze trzeba w lepszym świetle przedstawić własną rodzinę, to takie babole wychodzą. Ale Kronika Telikowskich, z tymi komentarzami „późnego wnuka”, bardzo ciekawa. Nie tylko ze względu na Reymonta;-)
Oczywiście, Reagan i Wojtyła w jednym…
Akurat ZAZ i Brel napisal poprawnie.
??? A gdzie kasa za dystrybucję ideałów? Być bez kasy toż to paradoks
Nie martw się tymi ludźmi ani metropolitalną są ciekawsze i ważniejsze zadania do wykonania i to na codzień
Tak to mają być szafarze licencji dla będących rozumnymi reszta na rampę
Taką tezę warto uogólnić tj. Przejmowanie kontroli nsd znaczeniem pojęć ’ to jest temat jednego z wykładów
No i wyszło szydło z Lorentowicza, czyli nie ma jak kobieca intuicja:
„Jan Lorentowicz w książce „Spojrzenie wstecz”, w rozdziale „Reymont w Paryżu” wraz z przypisami, wydanej w kilkadziesiąt lat po śmierci autora „Chłopów”, wylewa na papier wiele zjadliwych /choć zakamuflowanych rzekomym dążeniem do ujawnienia prawdy obiektywnej, do zdemaskowania „fałszywego wstydu” Reymonta/ – wspomnień, opisów wydarzeń itp. wypowiedzi, których tendencja do pomniejszenia, ba wręcz poniżenia postaci Reymonta jest aż nadto widoczna.
Skrzętne wyławianie, i złośliwe a nie zawsze zgodne z prawdą naświetlanie najdrobniejszych szczegółów z życia Reymonta – jest celem tych wspomnień.
Zastanawia fakt, co skłoniło Lorentowicza do tak złośliwego wyszukiwania plam na słońcu sławy Reymonta.
Sądzę, że momentem decydującym była tu zazdrość. Lorentowicz, erudyta, dyplomowany inteligent, a przy tym człowiek wielce zarozumiały, nie mógł pogodzić się z faktem, że ten samouk, w jego pojęciu „prostak”, osiągnął na jego niejako oczach, szczyty sławy, dla niego, Lorentowicza, niedosiężne.
Stara się przedstawić siebie jako patrona, protektora, duchowego przewodnika talentu Reymonta. Świadczą o tym podane w „Spojrzeniu wstecz”, opisy pierwszego przyjazdu Reymonta z dr Drzewieckim do Paryża.
Zupełnie nie wyszły mu, wręcz groteskowo przeszarżowane sceny z pojawienia się w Paryżu „cholewiastego” Reymonta wypowiadającego swój zachwyt dla Paryża w słowach: „psiakrew”, „cholera”. Działo się to przecież już po teatralnych debiutach Reymonta i po jego pobycie w Londynie.
Chodziło Lorentowiczowi o przedstawienie Reymonta jako wiejskiego, nieobytego chłopaka, o długich prosto obciętych włosach, nad którym on dopiero roztoczył patronat.
Te fantazje Lorentowicza publikowane bezkarnie po śmierci Reymonta, ukoronował ogłoszony w Kurierze Porannym artykół pod tytułem „Frak Reymonta”.
Oto on pierwszy, Lorentowicz, wydobył i ujawnił, sensacyjne, wręcz rewelacyjne dowody, że Reymont był terminatorem, czeladnikiem krawieckim, a jego mistrz, jakiś krawiec Jakimowicz.
Lorentowicz świadomie przemilcza okoliczność, znaną mu jako wieloletniemu przyjacielowi Reymonta, że ów pan Konstanty Jakimowicz był szwagrem Reymonta, mężem jego rodzonej, ukochanej siostry, p. Katarzyny z Rejmentów Jakimowiczowej. Znał przecież doskonale siostrzeńca Reymonta inż. arch. Sylwina Jakimowicza, Dyrektora Departamentu Kultury i Sztuki.” (z Kroniki Talikowskich)
Próbuję Ci coś powiedzieć i nie bardzo mi wychodzi. Intuicja tu nie ma nic do rzeczy. Lorentowicz wcale nie przedstawia się jako promotor i opiekun Reymonta. Ja czytałem te wspomnienia. Mam je tu obok. Napisał, że Reymont przyjechał do Paryża w butach z cholewami i co z tego? Może Reymont nie mówił psiakrew cholera jasna? Może mówił bez przerwy o immanencji w transcendencji? Jeśli jest tutaj jakaś zazdrość to dokładnie taka sama, o jaką oskarża się mnie w stosunku do Ziemkiewicza. Reymont to człowiek Natansonów, którzy wykreowali go na pisarza, Natansonowie obstawiali dwa rynki – polski i francuski, ich działania mają charakter polityczny, podobnie jak działania dzisiejszych sponsorów pisarzy. Niemcy obeszli się z nimi bardzo brutalnie….Nie chcę palić tematów, które są w książce. To co zacytowałaś, to głupstwa niestety. Jakimowicz wygrał na loterii, Reymont dostał odszkodowanie, a panny Balcerkówny wyszły bogato za mąż. Niesamowity zbieg okoliczności. A jak ktoś ma coś przeciwko to znaczy, że jest zawistnym grafomanem i niespełnionym erudytą. Już przestań….
I jeszcze ten Sylwin Jakimowicz zainstalowany jako dyrektor departamentu w ministerstwie zarządzanym przez Przesmyckiego, kumpla Reymonta od kielicha, coś pięknego i niedrogo. A najważniejsze, że siostra była ukochana, a pan Władysław po ludzku dobry, co mogą potwierdzić liczni świadkowie….
Arystokracja…
https://www.google.pl/search?q=arystokracja&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwi2vrisu9HTAhWMFywKHQ0wDTUQiR4ImwE&biw=1366&bih=662#imgrc=r11dh8OCWHVoLM:
za wiki.
A ten Mistewicz to z których to?
Przepraszam za ten wtręt, ale gdy słyszę o różnych arystokracjach czegoś tam – w tym od gotowania na gazie, od czego jest specjalistą pan Mistewicz – to ostrzę ucho i szukam drogi ucieczki. Za komuny niektórzy epatowali „arystokracją ducha” – zazwyczaj byli to aspirujący gołodupcy, całkowicie zależni od szefów ich związków zawodowych /a ci szefowie – to już w ogóle szkoda gadać…/. Jak pisarze – co to o nich wielekroć rozmawialiśmy. Gołodupcy aspirujący nie są aktualnie w modzie /bieda w ogóle nie jest w modzie/ przeto mamy nowe hasło: arystokracja rozumu. Strach się bać, jakie to głodne kawałki /Sigma przytoczyła powyżej/ będą pod tym hasłem wciskać. Pod terrorem, że to przecież arystokracja i „słuchać się” należy. A przecież rewolucja ścięła i anihilowała arystokrację, jak pamiętamy. No i proszę – dzieci rewolucji już powróciły do pojęcia arystokracji. „Arystokracji”…
Skądinąd to też prosty dowód na cele rewolucji socjalistycznej.
To jest chyba czasami tak, ze w zaleznosci od tego czego bronimy, a co krytykujemy, wyszukujemy akurat takie relacje, ktore by to potwierdzaly. Zacytowany przez Ciebie fragment pochodzi przeciez z tych „upiekszajacych”kronik Stefana Talikowskiego.
A pan Wieszczycki, ktory mocno krytykuje to upiekszanie zastosowane przez jego wuja Stefana i troche sie na nim prade mowiac wyzywa – drugi okaz..Jego wywody, zamieszczone we wstepie do tych kronik, tez jakies takie..
Wieszczycki – po zacytowaniu roznych wersji zyciorysu Reymonta, dodaje od siebie:
„Rodziną Stefana Talikowskiego była żona Reymonta, Aurelia. Była ona super damą na skalę europejską, na wiele zachowań Reymonta reagowała pobłażliwie, ale wielokrotnie widać było jej interwencje. Jeśli ktoś pogubił się w chronologii wydarzeń, uprzytamniam, że pierwsze kontakty zakończone zaręczynami miały miejsce dość długo, a nawet bardzo długo przed zdobyciem przez Reymonta pieniędzy za odszkodowanie za katastrofę kolejową, nie mówiąc o nagrodzie Nobla, którą otrzymał pod koniec swojego życia. Rola Lolka Schatzschneidra [2] w nękaniu kolei i wydobywania kolejnych zaliczek przesądziła o powodzeniu procesu.
Aurelia wprowadziła go w wielki świat, który wtedy nazywał się „odpowiednim towarzystwem”. Nawet majątek Jakimowicza, pochodzący z wygranej na loterii nie był w stanie konkurować z koligacjami żony. To dwa światy, których zetknięcie nazywano mezaliansem. Ocena z pozycji chwili obecnej nie ma nic do rzeczy. Bez dostania się do „wyższych sfer” Reymont nie mógł mieć takiego życiorysu, jaki znamy, nie było by wygranego procesu z koleją i zgłoszenia do Nagrody Nobla. Dlatego wyfraczonego laureata Nagrody Nobla tak chętnie w pewnych kręgach chciano by widzieć jako samouka w chłopskiej sukmanie, bez znajomości obcych języków, bez wykształcenia, bezkrytycznie praktykującego katolika. Ale Aurelia dbała o godność swego męża, nawet wtedy, gdy nie patrząc na dekalog ją zdradzał. Szkoda, że na grobie Reymonta jest tylko wzmianka, że pochowano tam również żonę, ale bez jej nazwiska panieńskiego.
Rozdział ten nie ma charakteru monografii o życiu Reymonta. Jest wyłącznie próbą zwrócenia uwagi na niebywałą ilość zakłamań, przeinaczeń, przerysowań, świadomych przemilczeń zmieniających znaczenie podanych faktów, pominięć mających zasadnicze znaczenie dla kariery, naciąganie interpretacji postępowania Reymonta by uczynić go „jednym z naszych”. Sam Reymont za życia nie prostował tych zakłamań, a nawet tworzył nowe kłamstwa, do niektórych przyznając się przyjaciołom. Kłamstwa te miały w jego świadomości charakter gry aktorskiej, fikcyjne zdarzenia i jego w nich rola miały być ciekawym spektaklem teatralnym, który nie tylko miał się podobać, ale i wywoływać zamierzone przez niego reakcje widowni i słuchaczy. Uważał, że jako człowiek sztuki ma prawo do pewnych przerysowań, ubarwień, tworzenia wizji pewnych zdarzeń i nie ma to nic wspólnego z faktami natury historycznej. To, że się tym artystycznym spojrzeniem na świat nie rozstawał w prozie życia, wywoływało żarty i prześmiewki, jak na przykład jego raport służbowy o śmiertelnym wypadku na torach w jego odcinku drogowym.
Faktem niezaprzeczalnym jest nie tylko Nagroda Nobla, ale i to, że w pełni na nią zasłużył i był wielkim człowiekiem z całym bagażem znaczenia tego słowa. To nie święty o nierealnie krystalicznym życiorysie do naśladowania. To człowiek, który zadziwił świat nie dając szansy innym, bo byli przy nim za mali. Dlatego ci mali nie naśladują mistrza, ale próbują się z nim zabrać jako my…………. Darujmy sobie listę „współspadkobierców” Wielkiego Reymonta.”
Nie podoba mi się człowiek, który wiele lat po śmierci swojego ponoć przyjaciela, przedstawia go w książce jako nieokrzesanego przygłupa, o czym sam już wczoraj pisałeś (te piwnice Saint Chapelle!). I nie porównuj się sam do Lorentowicza;-). Ciebie też czasami muszę nieraz ostro bronić przed miłośnikami Ziemkiewiczów.
Poza tym, nawet jeśli Reymont był „człowiekiem Natansonów”, nie ważne jak to interpretując, to jego talent nie ulega wątpliwości. Bo skoro panowie N. mieli takie możliwości, to sobie mogli Miriama na Noblistę wykreować, albo Lorentowicza. Tylko, że im talentu nie dostawało.
Mnie tam „sponsoring” w formie zamawiania utworów nie dziwi, bo istniał przynajmniej od czasu trubadurów. Reymont się jak Twardoch przecież nie sprzedał i na szkodę Polski ani Kościoła nie działał (wbrew sugestiom niektórych wczorajszych komentatorów). Nawiasem mówiąc, w tej historii z rosyjskim papierosem nie ma słowa o jego udziale w rozmowie, więc wyśmiewanie go jako człowieka – chorągiewki, jest bez sensu. Na tej zasadzie zarzucano Korwin – Milewskiemu, że był „kataryniarzem”.
Dialog odbył się między Wyspiańskim, poddanym austriackim przecież, a ojcem autora Kroniki Talikowskich: „Ojciec opowiadał, że w drodze do parku Jordana, w powozie, częstował Wyspiańskiego papierosem. Wyspiański wymówił się. Ktoś z jadących zauważył „ale to rosyjski” – „jak rosyjski” powiada Wyspiański – „to spalić go” i zapalił papierosa.”
Podobnie z zarzutem o podejrzanym szczęściu małżeńskim panien Rejmentówien (tak mają w metrykach chrztu). Dwie pierwsze siostry były kilkanaście lat starsze od pisarza i Natanson raczej na ich zamążpójście (czy wygraną na loterii męża) wpływu nie miał, bo wtedy Władek dopiero koszulę w zębach nosił, a i przez pierwsze kilkanaście lat życia za wyrodka uchodził. A w wielodzietnych rodzinach starsze rodzeństwo wspiera potem młodsze. Był zresztą jeszcze stryjeczny dziadek, kanonik z Tuszyna…
Mnie zresztą nie chodzi o zaprzeczanie Tobie pewnie lepiej znanym faktom o kształtowaniu rynku książki przez Natansonów, tylko o proporcje w ocenie ludzi i ich talentów. Po co mamy linczować Reymonta? Nie widzę związku. Tylko tyle i aż tyle. Myślę, że trzeba Bogu dziękować, że takiego Micińskiego albo Przybyszewskiego nam na wieszcza Natansonowie nie wykreowali obok Stefana, bo byśmy tego nie zdzierżyli. Reymont to prawdziwy, samorodny talent i jedyne jego szczęście (ta loteria Natansonów), że w drugiej połowie swojego życia po świecie się trochę powłóczył. Dzieci nie miał, trochę tych siostrzeńców wspierał (ale najpierw go siostra i szwagier wspomogli), ale to na owe czasy było normą. Nie sprzedał za to duszy, więc na takie kamienowanie nie zasługuje. Chyba, że masz jakieś inne dowody.
Los Natansonów mi lotto. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka, albo widać trafiła kosa na kamień.
No i po kolejne: czy my się musimy we wszystkim zgadzać?
Poczekam na I tom Baśni socjalistycznej, to może lepiej zrozumiem, co chcesz mi powiedzieć.
Żaden święty nie ma krystalicznego życiorysu
To nie do końca tak. Wydaje mi się, że mam duże wyczucie fałszu i w cytowanym tekście dzwonek alarmowy się nie włącza. Za to niemal w tym samym fragmencie wspomnień Stefana Talikowskiego uderza praktycznie brak wzmianki o trzecim mężu kuzynki Aurelki, Czeszerze Mec;-), ani o jego udziale w spadku po Reymoncie. Ani nazwiska, ani obecności na rautach, brydżykach czy kolacyjkach. Tudzież o tym jak go żona modliszka po wybuchu wojny potraktowała. No chyba, że będzie o nim w innym rozdziale, bo dopiero V mam za sobą. Jeszcze nawet filmu z pogrzebu Reymonta nie udało mi się obejrzeć, bo to prawie 1,5 godziny, a zaraz muszę definitywnie odejść od komputera.
Oni wszyscy jak już się „dorobią” (czyt. nakradną) to wzlatują nad „suchego przestwór oceanu” i innym wmawiają że nic tak nie uszlachetnia jak „ciepła woda w kranie”, albo godne obchodzenie „dnia flagi”.
Ale spróbuj sięgnąć po ten ich „ciężar i odpowiedzialność”, albo przypomnieć skąd to wszystko mają i za czyje „cierpią miliony” a zaraz stają się dziwnie nierwowi, i zaczynają pieprzyć zupełnie co innego… Zamiast „wystarczy być”, pytają „jak żyć”. Banda hipokrytów i oszustów
Kurczę. Nadzieja dał opis działania gangu, który wciągnął Reymonta jako pożytecznego idiotę, ożenionego z osobą wyrachowaną i podłą, która miała w nosie, czy on ma kochanki, czy nie. I on to doskonale rozumiał…nic tam więcej nie ma.
„A ten Mistewicz to z których to?”. A z tych wykładowców Szkoły Milicyjnej w Legionowie. Wedle jednego artykułu pt.:’..Perły w koronie Służby Bezpieczeństwa” z dnia 30.06.2011 (link poniżej) podają m.in że niejaki Teodor Mistewicz został najpierw zwerbowany na TW jako student filozofii w 1961 r, a w 1968 r. napisał podanie o przyjęcie do SB i po różnych kursach i padgatowkach wyrychtował się na wykładowcę Szkoły Milicyjnej w Legionowie w stopniu kapitana i doktora jednocześnie. W wolnych chwilach jeździł jako pilot Orbisu (ale się mieli z pyszna ci, co pili i dowcipy opowiadali). W artykule jest następująca wzmianka: :”…W raporcie z września 1989 r. napisał, że jego syn Eryk utrzymuje kontakty z rówieśnikami – obywatelami Algierskiej Republiki Ludowej….”. Są też ciekawe załączniki – zdjęcia dokumentów z IPN. Jako pierwszy załącznik dot. kpt Teodora Mistewicza ojca Eryka jest świadectwo ukończenia Szkoły Oficerskiej Służby Bezpieczeństwa MSW z 22 grudnia 1970 r. o treści następującej:”…Ob. Mistewicz Teodor syn Władysława ur. 9.II.1938 r. w Gołąbkach ukończył Szkołę Oficerską Operacyjną Nr 2 Służby Bezpieczeństwa MSW w czasie od 6 stycznia 1970 do 22 grudnia 1970 z wynikiem ogólnym bardzo dobrym…”. Szybko ich szkolili:))) Ostatni załącznik to odręczny wniosek/prośba z dnia 17 czerwca 1988 r. kpt dr Teodora Mistewicza o wydanie zgody na wyjazd jego syna Eryka na Seminarium w Strasburgu( Francja) w ramach Ogólnopolskiego Komitetu Pokoju (dalej nie mogę odczytać) w dniach18-26 czerwca br. w charakterze reprezentanta grupy (…) „Wolę Być”…”.
To taka „nowa arystokracja III RP”. A teraz wystarczy poczytać biografię własną synka Eryka jn. i można się uśmiać po pachy. Niby tatusia się nie wybiera, ale od razu widać, dlaczego taki zdolny i „wogle”,
http://erykmistewicz.pl/kim-jestem/
http://niezalezna.pl/12689-perly-w-koronie-sluzby-bezpieczenstwa
http://niezalezna.pl/uploads/zalacznik/12689135550482916551.jpg
http://niezalezna.pl/uploads/zalacznik/12689135550482916558.jpg
Właśnie próbuję Ci wyjaśnić, że on go wcale tak nie przedstawia. To tak, jakby ktoś przeczytał mój wstęp do książki Toyaha o liściu i skomentował to, że ja się z Toyaha nabijam. Weź to wreszcie zrozum.
Film sie urywa po 2 munutach, przynajmniej u mnie.
Aja wlasnie dotarlam do artykulu prasowego o genezie tatarskiego rodu Talik-Talikowiczow.
http://kronikatalikowskich.com/pl/138#poczatek
Rynek książki to rynek propagandy. Talent nie ma tu nic do rzeczy. Moim zdaniem Reymont nie miał talentu, ale realizował zlecenia. Konkurencja na rynku w Królestwie i Galicji, bo tylko tam można było konkurować toczyła się pomiędzy Niemcami, a Francją. Każdy dobierał sobie swoich autorów i usiłował ich promować. To znaczy promowali ich głównie Natansonowie za pieniądze III Republiki. Niemcy zaś aranżowali zgony promotorów. Do tego dochodzi rozwinięta na niespotykaną skalę akcja wyłudzenia i rabunków dokonywana przez kancelarie adwokackie, zbrojne bandy i urzędników rosyjskich. Takie są fakty, a Ty na ich tle usiłujesz „ocalić talent Reymonta”, bo nie był w końcu ani Micińskim, ani Przybyszewskim. Może zaczniemy bronić także Andrzejewskiego, bo przecież napisał kilka dobrych rzeczy, czemu nie? A Żeromski napisał „Rozdziobią nas kruki, wrony”, piękna nowelka przecież, dlaczego się za nim nie ująć?
Czy ktos z Panstwa czytal tekst Reymonta „W palarni opium”? To kolejny trop w poszukiwaniu zrodel znajomosci Wiktora Margueritte z Reymontem. Margueritte w „Chlopczycy” realistycznie opisywal paryskie palarnie opium. Moze tam sie poznali? 🙂
tak, czy owak posrednikiem byl Teodor de Wyzewa, ktory publikowal w Revue de deux Monde, tak jak bracia Margueritte. DE Wyzewa, urodzony na Podolu, byl jednym z pierwszych propagatorow Reymonta we Fr. np artykul porownujacy reymonta do Turgieniewa z 1910, z fragmentem przekldau „Marzyciela”
Arystokracja rozumu, niezbędnik inteligenta no i wspominana tu kiedyś chyba Szkoła Liderów http://www.szkola-liderow.pl/ już po przejściach http://ogloszenia.ngo.pl/wiadomosc/1650690.html a poprzez panią https://pl.wikipedia.org/wiki/Anna_Radwan-R%C3%B6hrenschef o nazwisku prezesa http://www.rohrenschef.pl/zespol/wspolnicy-/marcin-radwan-rohrenschef/ połączona bezpośrednio z fundacją https://pl.wikipedia.org/wiki/Instytut_Bronis%C5%82awa_Komorowskiego która wspiera działania na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa w Polsce i w Europie w wymiarze politycznym, militarnym, gospodarczym oraz społecznym. Klasyk stwierdził, że „kadry decydują o wszystkim” a skoro tak, to wygląda na to, że wszystko może być już zapięte na ostatni guzik.
Oczywiście, Reymont jest podobny do Turgieniewa, bo obaj są pisarzami rosyjskimi, a od roku 1899 Rosja i Francja idą pod rękę. A Stasiuk jest prawie tak dobry jak Hłasko, wyrazista, męska proza…ho, ho, tak, tak….
Czy to aby ta sama szkoła, której przewodził docent Przybył?
No proszęższsz 🙂 Jesteś genialna, Panthero!
A ja tylko na tę gminną do bólu gębę spojrzałam, bo nie znałam owego M..
Najładniejsze jest to
Naturalnie pilot Orbisu też cymes w tym fachu :)))