W absolutnie niezwykłej i do rozszyfrowywania różnych szarad z przełomu XIX i XX stulecia koniecznej książce Claude Levi-Straussa zatytułowanej „Smutek tropików” znajdujemy taki passus:
Nie mogę przejść do porządku dziennego nad tym okresem nie rzuciwszy przyjaznego spojrzenia na inny świat, z którym spotkałem się przelotnie dzięki Wiktorowi Margueritte (to on wprowadził mnie do ambasady brazylijskiej). Zachował on przyjaźń dla mnie po krótkim okresie, kiedy pełniłem funkcje jego sekretarza w ostatnich latach studiów. Moja rola polegała na rozprowadzeniu jednej z jego książek, pt. Ojczyzna ludzkości, przy pomocy odwiedzenia około setki osobistości paryskich i wręczenia im egzemplarza, który Mistrz – zależało mu na tym tytule – im zadedykował. Miałem również redagować wzmianki i rzekome echa, podsuwając krytykom odpowiednie komentarze. Wiktor Margueritte pozostał mi w pamięci nie tylko z powodu delikatności, z jaką mnie zawsze traktował, lecz również (jak to bywa zawsze ze wszystkim, co mnie trwale interesuje) ze względu na przeciwieństwo pomiędzy człowiekiem i jego dziełem. Dzieło wydaje się naiwne i chropowate pomimo szlachetności, lecz człowiek zasługuje na trwałą pamięć. Jego rysy miały wdzięk i trochę kobiecą delikatność gotyckiego anioła, a całe zachowanie było przepojone szlachetnością tak naturalną, że wady, z których próżność nie była najmniejsza, nie mogły razić ani irytować, gdyż wydawały się dodatkową oznaką przywileju rasy lub umysłu. Zajmował w XVII okręgu duży apartament, mieszczański i staroświecki, gdzie żył już prawie ślepy, otoczony troskliwą opieką żony; wiek (wyłączający pomieszanie możliwe jedynie w młodości cech fizycznych i moralnych) przemienił u niej w brzydotę i żywość to, co prawdopodobnie podziwiano niegdyś jako „pikantne.” Przyjmował bardzo mało, nie tylko dlatego, że uważał się za zapoznanego przez młode pokolenie, a koła oficjalne go odepchnęły, lecz przede wszystkim dlatego, że umieścił siebie samego na tak wysokim piedestale, iż trudno mu było znaleźć odpowiednie towarzystwo. Spontanicznie czy też w sposób przemyślany – nigdy się tego nie dowiedziałem – przyczynił się wraz z kilku innymi do założenia międzynarodowej konfraterni nadludzi, do której należało pięć lub sześć osób: on sam, Keyserling, Władysław Reymont, Romain Rolland i – jak mi się zdaje – przez pewien czas Einstein. Podstawą systemu była, że za każdym razem kiedy jeden z członków wydawał książkę, pozostali, rozproszeni po świecie, skwapliwie witali ją jako jedno z najwyższych objawień ludzkiego geniuszu.
Wiktor Margueritte jest dziś całkowicie zapomnianym autorem. Mam wrażenie, że słusznie, zajmował się on bowiem wywoływaniem skandali na masową skalę oraz obniżaniem rangi nagród państwowych. Odbywało się to w trybie następującym – pan Wiktor pisał skandalizującą powieść, a akademia odbierała mu legię honorową. Traciła na tym akademia nie on, bo on wbijał się w taką pychę i dumę, stawał się takim mocarzem myśli, że – jak sami przeczytaliście – mierzyć się z nim mogli jedynie Reymont i Einstein. Ja oczywiście szydzę, ale czynię to ponieważ czas wreszcie nazwać rzeczy po imieniu i powiedzieć czym była literatura, szczególnie ta wielka i szczególnie we Francji na przełomie XIX i XX wieku. Pan Wiktor zasłynął napisaniem książki „Chłopczyca”, za nią to właśnie odebrano mu legię honorową. Napisał także inne książki, jedna miała na przykład tytuł „Prostytutka”, a inna „Młode kobiety”. Ponieważ jestem już ciut starawy i mogę na różne sprawy patrzeć z pewnym dystansem dostrzegam w prozie pana Wiktora pewien rys nieszczerości. To znaczy, on w tych powieściach ujawnił, to co zdeprawowane do cna społeczeństwo III republiki wiedziało, ujawnił to, co my dziś także wiemy i uczynił z tego wielkie halo oraz demaskację. Uczynił to jak mniemam, bo czytał go przecież nie będę, z charakterystyczną dla demaskatorów szlachetnością, ujawniając przy tym same wzniosłe intencje. Celem były rzecz jasna emocje młodych kobiet. Zostawmy go jednak o wiele ciekawszy z naszego punktu widzenia jest Reymont, którego pan Wiktor zapakował do tej całej konfraterni istot niezwykłych o ponadprzeciętnym ilorazie. Dla Claude Levi Straussa nie jest to może oczywiste, ale dla nas jest, że to nie pan Wiktor organizował ten klub. On nie miał takich możliwości, był jedynie nośnikiem treści, człowiekiem, który zapalał zapałkę i przykładał płomień do lontu petardy. Kiedy następowała eksplozja objawiała się kolejna demaskująca kołtuńskie społeczeństwo powieść. Pisał ją Romain Roland we Francji, albo Reymont w Polsce. Opisywały ją gazety, które nie należały przecież do pana Wiktora i dyskutowano o niej w kawiarniach, których nie był on właścicielem.
O wizytach Reymonta we Francji najciekawiej pisze cytowany tu już Jan Lorentowicz. Są to frazy prawdziwie niezwykłe. Reymont bywał w Paryżu często. Zdradzał chorobliwe wprost objawy fascynacji Francją, tak pisze nam Lorentowicz. Kłamie rzecz jasna, bo zaraz dodaje, że Reymont nigdy nie nauczył się francuskiego, nie potrafił nawet czytać francuskich gazet, przebywając zaś w Paryżu jako kawaler, mieszkał u Lorentowicza i zajmował się w zasadzie tylko studiowaniem ogłoszeń w przysyłanych z Polski gazetach. Reymont nie miał pojęcia o niczym. Lorentowicz nazywa go samorodnym talentem, a my zaczynamy się zastanawiać jak to jest możliwe, że człowiek który skończył zaledwie podstawową, wiejską szkołę, został nagle literatem, a potem noblistą. Jedyną rzeczą, którą Reymont robił sprawnie była naprawa ubrań. Był w tym perfekcyjny. Szył, łatał, cerował z wprawą mistrza. Na pytanie gdzie się tego nauczył? Odpowiadał, ze w teatrze, bo tam każdy musiał umieć wszystko. Co Reymont robił w teatrze? Ponoć grał. Nie była to z całą pewnością prawda, bo nie miał on za grosz talentu aktorskiego. Był to konfabulant i miglanc, który dzięki swojej krótkowzroczności mógł pozować na intelektualistę, bo nosił okulary. Ponoć z teatru odszedł bo miał zbyt słaby wzrok właśnie i przewracał dekoracje na scenie. Pozwolę sobie w to zwątpić. O wiele ciekawsze jest bowiem po co Reymont do teatru przyszedł. W mojej ocenie po to, by napisać powieść „Komediantka”. O wiele też ciekawsze jest skąd on tam przywędrował, bo przecież nie ze szkoły powszechnej gdzieś na wsi w guberni piotrkowskiej. Otóż Reymont został w 14 roku życia oddany przez rodziców zmęczonych jego trudnym charakterem do terminu u krawca. To jest naprawdę niezwykłe proszę Państwa. Wiejski dzieciak zostaje oddany do terminu w korporacji, która nie toleruje obcych. Ile za to trzeba było zapłacić i jaki był rzeczywisty cel tego posunięcia? Ktoś się będzie tu zaraz ze mnie śmiał, ale ja to zniosę mężnie. Chciałbym tylko prosić kolegów, którzy zawsze się takimi sprawami zajmują, by sprawdzili czy są jakieś statystyki dotyczące krawców gojów czynnych w guberni piotrkowskiej w latach, kiedy Reymont miał czternaście lat. Nie twierdzę, że takich nie było, ale jeśli byli to tkwili w cechu krawieckim niczym białe migdały w ciemnym cieście czekoladowym. Nie mogło być inaczej. Od tego krawca, który musiał dać Władziowi niezłą szkołę, bo chłopak potrafił przerobić na garnitur roboczy fartuch i z kawałka szmaty uszyć gustowny kapelusz, trafił Reymont do teatru. W wiki piszą, że Reymont kończył szkołę rzemieślniczą w Warszawie i tam trafił do terminu, nie należy się jednak przesadnie przywiązywać do tych informacji, podobnie jak nie należy wierzyć w to, że jego prawdziwe nazwisko brzmiało Rejment, a potem zostało przerobione na bardziej szlachetnie brzmiące Reymont. W Paryżu pan Władysław opowiadał Lorentowiczowi, że jego nazwisko pochodzi wprost ze Skandynawii on sam zaś jest potomkiem wikingów. W tych samych latach mniej więcej, podobne bzdury, tyle, że nie w Paryżu, ale w Rouen opowiadał Flaubert, a możemy o tym przeczytać w dzienniku Goncourtów. Był to więc wśród literatów nowej epoki pewien stały zaśpiew.
W rzeczywistości człowiek, którego burzliwy życiorys tu omawiamy nie nazywał się ani Reymont, ani Rejment, tylko Balcerek. Jego ojciec zaczął się podpisywać Balcerek-Rejment, potem tylko Rejment, a on zmienił sobie, sam z siebie, czy też pod wpływem wydawców, nazwisko na Reymont. I tak już zostało. Reymont był absolutnie głuchy na to co nazywamy kulturą. Nie miał żadnego wykształcenia, a swoje pierwsze duże pieniądze zarobił oszukując komisję kolejową wypłacającą odszkodowania. Miał wypadek w Lipcach, kiedy pracował jako dróżnik. Trafił do szpitala z połamanymi dwoma żebrami. Tam jednak jeden z lekarzy, w wiki piszą, że był to doktor Jan Roch Raum, sfałszował zaświadczenie i napisał w nim, że Reymont ma 12 złamanych żeber oraz obrażenia głowy i nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie zdolny do pracy umysłowej. Pan pisarz dostał w wyniku tej operacji 38 500 rubli. Była to suma astronomiczna. My zaś dzięki opisowi tej przygody dowiadujemy się, ze za cara, w czasach dzikiego kapitalizmu, opisywanego przez tegoż Balcerka-Rejmenta-Reymonta w powieści „Ziemia obiecana” prosty kanciarz, który obiecał działkę medykowi, mógł stać się bogaczem. O tym co ile kosztowało z rzeczy potrzebnych do życia przeczytacie sobie w nowej Baśni. Kwota wyłudzona przez Reymonta pozwoliłby mu na wyjazd do Ameryki i urządzenie się tam w dowolnym mieście. Spróbujcie wy dziś wyłudzić coś z ZUS-u, albo choć zagarnąć jedną emeryturę w wysokości 1000 złotych po zmarłej babce. Marny wasz los. Socjalizm pokonał kapitalizm i postaci tak świetlane i wielkie jak Karol Borowiecki, Max Baum i Moryc Welt odeszły w przeszłość. Triumfuje Władysław Stanisław Balcerek vel Rejment alias Reymont. On już doskonale wiedział jak i gdzie trzeba uszczelnić system, żeby żaden prawdziwie poszkodowany robotnik nie dostał od ludowego państwa ani grosza. Drugim biznesowym posunięciem pana Władysława był ożenek. Wybrał on na małżonkę Aurelię Szabłowską z domu Schatzschnejder – podaję za wiki. Rozumiem, że była to wdowa z pieniędzmi. Kolegów proszę o odnalezienie różnych szczegółów na jej temat. Po takich operacjach Rejment mógł jeździć gdzie chciał, nocować gdzie chciał i kupować co mu przyszło do głowy.
Wróćmy teraz do tego stowarzyszenia umarłych poetów założonego przez Wiktora Margueritte. Była to hucpa co się zowie, głównie ze względu na Balcerka-Rejmenta, który nie miał po prostu pojęcia o niczym. Swoją edukację w zakresie szkoły średniej i wyższej uzupełniał słuchając w kawiarniach bredzenia Zenona Przesmyckiego Miriama, z którym pił i jadał. Miriam wygłaszał długie monologi na temat książek i postaci historycznych, a Reymont to łykał i popisywał się tym potem przed innymi ludźmi. Kiedyś chciał pokazać jakiemuś Polakowi jeden z cudów Paryża – Saint Chapelle, ponieważ jednak był absolutnie niewrażliwy na sztukę w ogóle nie wiedział o co chodzi z tymi zachwytami nad pięknem, zaprowadził gościa do piwnicy kaplicy i tam opowiadał mu z emfazą oszusta to, co kiedyś usłyszał w kawiarni od Miriama czy Lorentowicza. Gość zorientował się, że ma do czynienia z osobnikiem w najlepszym razie zaburzonym, ale potraktował go łagodnie i po prostu wyprowadził z piwnicy na główny poziom Saint Chapelle by Rejment zobaczył jak wygląda architektura gotycka. On się trochę zdziwił, ale nie przejął za bardzo ani tym niezwykłym pięknem, ani swoją kompromitacją.
Balcerek-Rejment ma bardzo dobrą prasę u tak zwanych polskich konserwatystów. Mnie to zawsze najbardziej śmieszy – polscy konserwatyści zapatrzeni we wzory osobowe z przełomów dwóch ubiegłych wieków. Ma on tę dobrą prasę, bo należał do Ligi Narodowej przed rokiem 1914. Ja tylko przypomnę, że przed tym sławnym rokiem do Ligi Narodowej należała prawie cała rodzina Natansonów i Wacław Kostek Biernacki na dokładkę.
Najlepsze są jednak okoliczności w jakich Reymont dostał Nobla. Ta nagroda była szykowana dla Żeromskiego. Przygotowywano ją przez ładnych parę lat przekupując i goszcząc na koszt ambasady różnych szwedzkich akademików. Okazało się jednak, że jeden z głównych rozgrywających przeczytał „Wiatr od morza” i oskarżył Żeromskiego o antygermańskość, co w Szwecji nie było nigdy dobrze widziane. Wydrukowano też po szwedzku „Chłopów”, ale tylko pierwszy tom, bo rzecz w ogóle nie szła. Reymont nie miał żadnych szans. Okazało się jednak, że nagrodę dostał, a to za sprawą interwencji rządu Witosa i polskich konserwatystów, a konkretnie Grabskiego, który uważał Balcerka Rejmenta Reymonta za endeka, Żeromskiego zaś za socjalistę piłsudczyka.
To jeszcze nie koniec. Balcerek-Rejment alias Reymont zmarł 5 grudnia 1925 roku, ponoć był bardzo chory, a miał ledwie 58 lat. Nie wiadomo na co chorował. Najzabawniejszą wzmiankę o jego śmierci możemy przeczytać w „Alfabecie wspomnień” Antoniego Słonimskiego pod hasłem „Czeszer Mec”. Jest tam treść następująca – Czeszer Mec. Pierwszy Izraelita, który otrzymał literacką nagrodę Nobla. Ożenił się z wdową po Reymoncie.
Nosił wilk razy kilka chciałoby się rzec. Ja zaś na koniec przypomnę jeszcze tylko, że serce Balcerka wmurowano w filar kościoła św. Krzyża w Warszawie, a Sejm III RP ogłosił rok 2000 rokiem Reymontowskim.
I jeszcze jedno. Na tym przykładzie, podobnie jak na przykładzie Wiktora Margueritte dobrze widać do czego służą pisarze realiści. Do zakłamywania obrazu rzeczywistości. Do łgania w żywe oczy na temat prowadzenia się wiejskich i miejskich dziewczyn oraz tego jak wyglądała praca w fabryce i dziki kapitalizm. No, ale jak ktoś wyłudził prawie 40 tysięcy rubli to co mu można było zrobić? Bogatemu, jak to mawiają, nikt nie zabroni. Dziękuję Państwu za uwagę. Niech się święci Pierwszy Maja.
Nasze książki dostępne będą w Słupsku, w sklepie Hydro-Gaz przy ul. Słowackiego 46, wejście od ul. Jaracza
Na papug.pl wisi mój kolejny tekst.
http://papug.pl/cudowne-nawrocenia-celebrytow/
Zapraszam do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk w Warszawie, do sklepu FOTO MAG, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.
Przypominam, że mamy już nowy numer Szkoły nawigatorów, przypominam także o naszym indeksie zawierającym biogramy osób występujących w moich książkach
Bum. Kolejna głowa leci. Czyli potrzebny będzie autentycznej polskiej szkole nowy, niezafałszowany program szkolny. Jak widzimy, już nie z jednego, ale z dwóch przedmiotów: język polski i historia. Może nie bierz się za matematykę, bo ze szkoły, jaką znamy, kamień na kamieniu, nic nie zostanie.
Ja nie mogę się wziąć za matematykę, bo miałem z nią kłopoty
Znajdź coś jeszcze na Orzeszkową, a będę miał pewność swojego literackiego gustu!
matematykę biorę na siebie
Przyjdzie i na to czas
Akurat matematyka, podobnie jak fizyka czy chemia, jest nieco mniej podatna na manipulacje: nawet socjalista nie chce, zeby samolot zaryl w ziemie albo zeby most sie zawalil, wiec psuja literature, historie, filozofie – ale tak oblakani, zeby manipulowac przy naukach scislych, nie byli nawet Sowieci. Sa wyjatki, w rodzaju wyczynow Lysenki, ale jednak calosciowo patrzac, w naukach scislych czy inzynieryjnych manipulacji socjalistycznych i inszych jest duzo duzo mniej niz w humanistycznych.
Ale z ciebie naiwniak Konrad…:-)
Trudniej też zmanipulować coś, co łatwo da się policzyć. Aczkolwiek Oko.press próbuje codziennie.
Powyrzucam was jak rozpoczniecie tu dyskusję o matematyce
A teoria strun?
Sorki. Już przestaję!
Ojcze Wincynty!!!!!
Niech się świeci pierwszy maja! Pogoda dopisuje.
Historia niczym opowiastka wyjęta żywcem z pitawala. Demaskacje takich tuzów nie spowodują zubożenia w naszej literaturze? Oczywiście, żartuje. Zaskoczył Pan dziś.
W paru kwestiach moze (sam napisales, ze nie ma 100pct realistow 🙂 ale akurat matematyke studiowalem i cos na ten temat powiedziec moge. Oczywiscie, ze bylo w historii mnostwo przypadkow kradziezy wynikow (promowany politycznie balwan przywlaszczyl sobie osiagi kogos nieslusznego etc), ale same wyniki wytrzymaly probe czasu duzo lepiej niz historycznie lansowane teorie socjologiczne, literackie etc.
Zeby bylo jasne: ja sie nie wypowiadam na temat calosci nauki w wersji popularyzowanej tylko czysto branzowo. Zarabiam na zycie statystyka od pietnastu prawie lat i moge z cala pewnoscia powiedziec, ze ludzie moga przestac uzywac algorytmu, ktory kiedys uzywany byl wszedzie – ale nie dzieje sie to z powodu znalezienia bledow tylko jest np. za wolny do wspolczesnie przerzucanych ilosci danych. Bardzo pomaga u mnie w dzialce jedna rzecz: jesli ktos opublikuje wyniki ale nie poda danych zrodlowych (i chociaz czesciowego kodu) pozwalajacego na odtworzenie wynikow, momentalnie traktuje sie takiego delikwenta jako podejrzanego.
A ze czasem sa takie perelki jak 'Bill Nye the science guy’ lansowany jako autorytet naukowy (nawet ma wlasny serial na Netfliksie), a facet jest slabiej wyksztalcony od Dolpha Lundgrena (ktory zarabial na zycie praniem ludzi w filmach, a jest magistrem chemii), to osobna kwestia.
Oj, ja wlasnie odpowiedzialem…
Już przestań
A doniesienia o zimnej fuzji Ponsa i Fleishmanna? Ciekawe, ile ci chłopcy wyciągnęli z państwowej kasy. Zapewne nie oddali ani marnego centa i nie gniją w więzieniu. Najlepsze w tym jest, że inni też potwierdzali to zjawisko po przeprowadzeniu badania w różnych laboratoriach świata. Przy krytycznym podejściu do sprawy nie udało sie tego powtórzyć i pozostaje stwierdzenie, że wtedy zapewne nad ich laboratoium przeleciała kometa lub chocby rejsowy Boeing albo co bardziej prawdopodobne ktoś z możnych USA zamówił taki event.
Jasna cholera!!!!!
Ta suma podana w rublach wygląda kompletnie nierealnie…
Jest to suma olbrzymia. Wnoszę stąd, że chodziło o poważne wyłudzenie i Balcerek był jedynie jednym z udziałowców, szeregowym członkiem gangu, słupem i pretekstem. Ktoś kiedyś powinien napisać taką pracę „Historia wyłudzeń, malwersacji i korupcji aparatu policyjno urzędniczego w schyłkowym okresie istnienia Imperium Romanowych”.
No co jest? Miało nie być o matematyce i nie jest, a mechanizm podobny do patentu Balcerka, czyli mamona za nic.
Namawiałem kiedyś do krytycznej oceny naszych pisarzy i ich książek, bo zafascynowała mnie notka o Sienkiewiczu i Trylogii oraz kilkanaście już wrzutek na temat Naszych Wielkich, bo Bondy, Pilchy, Wenzle, Kuczoki i Twardochy możemy sobie podarować, bo każdy trzeźwy widzi jak z nimi jest.
Jest już tego sporo, tyko trzeba by zatrudnić jakiegoś zbieracza, a potem tylko słowołączące i będzie bestseller.
Ja mam poważniejszy problem,Ojcze 🙂 Czy dzisiejsze święto to święto kościelne nakazane?Nałożono na 1 maja św. Józefa Robotnika ale czy przez to jest tej wagi co niedziela???
Ja napiszę taką książkę, spox, może zacznę na jesieni.
No oczywiste, że to było wyłudzenie, ale na jakiej w ogóle zasadzie zasądzono taką sumę? To już było po reformie waluty, rubel miał pokrycie w złocie, tak na szybko poszukałem, że pensja robotnika na początku XX wieku to było 15-20 rubli MIESIĘCZNIE!
To znaczy że musiał się podzielić forsą.Ciekawe,ile przytulił?No i co ważniejsze: kto mu tych „Chłopów” napisał?
Szczególnie smakowicie brzmi międzynarodowa konfraternia nadludzi – to bardzo dobrze odpowiada herezji socjalistycznej. Oto pan pisarz, a jednocześnie nadludź, poucza o rzeczywistości nieszczęsnych ludzi niedorastających do poziomu pana pisarza. Podobni panowie pisarze robią sobie nawzajem klakę, bo inaczej nikt by po ich książczyzny nie sięgnął?
To tak jakby dziś dostać milion złotych odszkodowania za wypadek…
Victor Margueritte byl w czasie wojny kolaborantem. To chyba z klucza komunistycznego (do czerwca 1941)
Budżet, żadne tam wyłudzenie.
Nikt mam wrażenie nie mówi prawdy w kwestii płac i cen u początków XX wieku. Myślę, że sporo świadczeń było w naturze i stąd te ogromne różnice w płacach. 3 ruble na tydzień miała zarabiać szwaczka. Według Żeromskiego 18 rubli na rok zarabiał parobek w guberni kieleckiej. No, ale on miał mieszkanie, wikt, opierunek i opał za darmo. Aha, jeszcze gorzałkę i tytoń do tego…
To żadne święto kościelne! W liturgii jest to dzień zwykły.
No 'Chlopow’ to faktycznie nie zmeczylem, choc podchodzilem pare razy – ale na przyklad 'Ziemie obiecana’ czytalo mi sie swietnie. Nie wiem czy odebralem przeslanie tak jak chcial tego autor, ale napisane jest to znakomicie.
Nieźle
Coś mi tu nie gra zupełnie – kto wypłacił taką sumę? Kolej Warszawsko – Wiedeńska niskiej rangi funkcjonariuszowi, zapewne z pensją max 30 rubli miesięcznie?
Myślisz, że wydawnictwo w Niepokalanowie będzie dziś czynne? Maksymilian się skończył…
kto mu tych „Chłopów” napisał?
Aż się bałam zadać to pytanie. „Chłopami” siebie i czytelników zanudził. Ale „Ziemia obiecana”? Może z niego taka zdolna bestia była. Samorodny talent.
Nie takie rzeczy się zdarzały. Jeśli pojawiała się okazja do zarobku na lewo wszyscy urzędnicy najjaśniejszego pana gotowi byli do współpracy i wszelkich ułatwień.
Ta Ziemia wcale nie jest taka dobra. Ja myślę, że to jest praca zbiorowa, taki patchwork…
Zalezy z czym porownujemy – jesli ze srednia jakoscia tego, co wydawali z siebie pozostali pozytywisci to moim zdaniem literacko swietnie: jest fabula, sa bohaterowie, sa dialogi (i nie morduja nas przez 100 stron glebia wewnetrzna bohatera). W porownaniu z 'Faraonem’ czy 'Lalka’ – faktycznie slabiej, Prus zdecydowanie lepiej wladal piorem i panowal nad jezykiem.
1 mają 1776 powstał zakon illuminati
.
Niekoniecznie jest tak, że wszystkie ich książki nie nadają się do czytania. Wzajemne pochwalanie się jest zrozumiałe, o ile nie wykracza poza racjonalne ramy. Ale jeśli jacyś panowie uważają się za nadludzi, coś mocno nie gra, nawet jeśli napisali oni książki na dobrym poziomie.
W każdym razie ciekawa sprawa. W dziennik.pl piszą, że można za to było kupić kilkanaście warszawskich kamienic i starczyło to Reymontowi na kilka lat spokojnego życia (sic!). Najlepsze, że podobno odnaleziono kilka lat temu dokumenty potwierdzające tą historię w szufladzie obecnego dyrektora szpitala praskiego.
http://kultura.dziennik.pl/artykuly/190836,reymont-wyludzil-odszkodowanie-od-zaborcy.html
Prus pojawił się zanim zaczęto formatować rynek. Podobnie Sienkiewicz
Weź Krzysio tę chłopczycę przeczytaj w oryginale, dobra….
Czyli faktycznie Coryllus ma rację, pieniądze poszły do gangu, a Reymont dostał z tego maksymalnie kilka tysięcy.
Cymes notka.
Moze to byc znany motyw: facetowi starczylo talentu / energii na jedna dobra ksiazke, zasmakowal sukcesu, chcialby wiecej – a w glowie pustka, wiec trzeba szukac innych sposobow na utrzymanie nowego stylu zycia.
To są idioci, oni w ogóle nie kumają o co chodziło. Oczywiście, że dostał te pieniądze, ale dla niego z tego zostało może z 500 rubli. Musiał wziąć dyrektor szpitala, lekarz orzecznik, urzędnicy z komisji, no i gang, który Reymonta wystawiał.
Nie dostał kilku tysięcy. Doktor Judym zarabiał rocznie w uzdrowisku Cisy 600 rubli i to było wielkie halo…
Jesli mialby powiedziec w jednym zdaniu za co jestem Ci jako autorowi tego bloga wdzieczny, to wlasnie za otwarcie mi oczu na taki sposob spojrzenia na odlegle od siebie zagadnienia: haslo 'kanaly dystrybucji’ jako wspolny mianownik dla handlu wolami, herezji katarskiej i literatury w XIX wieku.
W grę wchodził może i sponsoring, bo często zmieniał szkoły i zawody, a zanim zdobył pozycję jako pisarz to dużo jeździł po Polsce i Europie. Jaką funkcję w tym czasie pełnił? Rzekome odszkodowanie od kolei byłoby dobrą przykrywką, jak niedawno seryjne wygrane w totolotka. 🙂
Biorąc za punkt wyjścia dzisiejszą notkę to nie mógł ładować pisarskich akumulatorów, bo był nieczuły na piękno otoczenia i raczej podkradał opowiastki innych niż sam tworzył.
Może on był najzwyklejszy szpion, albo socyalista?
A przy okazji trzeba by nasłać J. Siedlecką na Conrada, bo on chyba też zatrudniał ghostwritera, jak ten od malowanego.
Nie, nie, nie….żaden sponsoring. Wyłudzenia i rabunki dokonywane były po to, by pan gubernator i pan rewirowy mogli podreperować swoje domowe budżety. Jeden robił skon na sklep monopolowy i działkował się z panem rewirowym, a drugi na pociąg z pieniędzmi i dzielił się z panem gubernatorem. To samo były z odszkodowaniami.
Siedlecka się nie nadaje. Nie rozśmieszaj mnie….
Tę przepływy pieniędzy zawsze potrzebowały jakiegoś słupa. Przeczytałam monografię Huty Bankowa i tam widać wyraźnie mechanizm obdarowani majątkiem Huty..kogoś. .bo przecież nie tych dwu carskich generałów. Trzeci, Polak, wycofał się. A pozostali dzierzawili Hutę Francuzom, którzy ledwie po kilkudziesięciu latach ja mogli wykupić.
Nie znalazłam, do kogo szły pieniądze z dzierżawy. ..ale mechanizm czytelny przecież.
.
Bohaterka uprawia wolną miłość z kolegami i koleżankami, również grupowo. Książką wszelako została potępiona przez postępaków za to, że autor pomięszał walkę o równość polityczną z wyuzdaniem seksualnym i narkotyzowaniem się. No, no, nie dość, że Wiktor potępiony został przez prawaków, to i od lewaków nie gorzej oberwał. Prezio czeciejeref Millerand odebrał autorowi Legię Honorową za tę książkę. Grubo, jak to mówią.
Może „spirytyści” są jakimś tropem w awansach i sukcesach finansowych Reymonta. O pierwszym spotkaniu z nimi wspomina w liście do brata z 1890 r. Jeśli nie jest to ściema, by przykryć jakieś inne kombinacje. Str 10:
http://bazhum.muzhp.pl/media/files/Pamietnik_Literacki_czasopismo_kwartalne_poswiecone_historii_i_krytyce_literatury_polskiej/Pamietnik_Literacki_czasopismo_kwartalne_poswiecone_historii_i_krytyce_literatury_polskiej-r1969-t60-n2/Pamietnik_Literacki_czasopismo_kwartalne_poswiecone_historii_i_krytyce_literatury_polskiej-r1969-t60-n2-s161-209/Pamietnik_Literacki_czasopismo_kwartalne_poswiecone_historii_i_krytyce_literatury_polskiej-r1969-t60-n2-s161-209.pdf
Z wyliczeniami też jest różnie ,zależnie od sytuacji. Coś co na podstawie wyliczeń się nie da po np : zmianie właściciela i nowszych wyliczeń już się da.
Znaczy się Wiktor nie połapał o co chodzi….czy może wziął pieniądz z Londynu raczej….
Mam kalendarz ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich i tam 1 maja na czerwono,jak niedziela.Strach popaść w grzech ciężki.Bóg zapłać za wyjaśnienie.
Lekką ręką wypłacili 38 500 rubli, nie dziwota, że to w Rosji carskiej wybuchły rewolucje.
Możliwe. Przejrzę tę rzecz.
Witam,
Przepraszam, że nie na temat ale szukam numeru Nawigatora z artykułem o edukacji domowej.
I dodatkowe jeśli już tu jestem to chciałbym zadać pytanie związane z drugą wojną światową.
Dlaczego Corrylus uważa, że Niemcy zostali zdradzeni przez USA?
Ciekawe, czy gdzieś jest do dostania publikacja z dokładnymi danymi na temat płac(oczywiście z podaniem wszystkiego co dostawał pracownik oprócz wypłaty) i cen nie tylko na początku XX w., ale też w wieku XIX. Sądze, że jeśli takie coś istnieje to jest głęboko schowane w bibliotece jakiejś uczelni z zastrzeżeniem „tylko dla pracowników uczelni”.
E. Woyniłłowicz w swoich wspomnieniach pięknie opisał ten „socjalistyczny dobrobyt II RP” podając informacje o tym ile dostawali robotnicy i ile kosztował bochenek chleba w poszczególnych latach.
Według Józefa Bachórza, piszącego posłowie do jednego z wydań Chłopów,
Rejment-Rejmont, to trzy razy lądował na tej robocie na kolei, po różnych wojażach.
Za każdym razem z coraz gorszą pensją.
Najpierw zarabiał 16 rubli na miesiąc, za trzecim razem już tylko 12.
To wycyganione odszkodowanie, to ok. 2500 razy więcej niż jego miesięczna wypłata.
Na dzisiejsze pieniądze tak gdzieś 3,5 mln. To ciekawe ile odpalił temu lekarzowi?
W Lipcach, Krosnowie, Rogowie i Przyłęku, gdzie wynajmował mieszkania, to go ludzie długo wspominali. Nawet ja, jak przez parę lat mieszkałem niedaleko tych miejscowości,
to słyszałem różne takie opowieści.
W Przyłęku jest stara lipa, teraz jest na niej tabliczka, że tam Reymont przy niej odpoczywał
i pisał. Ale ludzie starzy, tam mieszkający, to mówili, że po prostu spał, gdzie popadło,
jak się porządnie napił w karczmie. On w ogóle był tam pamiętany, jako drobny cwaniaczek
i chachment i ludzie bardzo się dziwili, że został sławny.
Miał w Lipcach pożyczyć od miejscowego chłopa 500 rubli,
których nigdy nie oddał, nawet jak już był krezusem. Ten chłop nazywał się Boryna.
No i że niby dlatego Reymont tak nazwał jednego z bohaterów Chłopów, żeby się jakoś odwdzięczyć za tą nieoddaną pożyczkę. Dobre!
Ciekawe jest to, pisze o tym Bachórz, że w karczmie w Rogowie poznał niejakiego Puszowa vel Puschowa, objazdowego spirytystę i kombinatora i że Puszow rozpoznał w Reymoncie silne medium. No i że razem wybrali się podobno do Paryża i Londynu i tam zarabiali pieniądze na seansach spirytystycznych.
Ale nie zarobili dużo i Reymont znowu wrócił na kolej.
ten mechanizm działa do dziś;- figuranci od mld zł dostali tylko po parę mln i kilka lat pierdla a reszta kasy poooszła w dobre i wprawne ręce
schemat wyłudzeń został ograniczony do zarządzania wyłudzeniami wsród podmiotów nie państwowych, dla obrabiania sektora państwowego tworzyło i tworzy się inne mechanizmy: figuranci, podmioty, rezydenci, etc; tzw. wyspecjalizowane juz od momentu tworzenia ustaw/rozporządzeń/..
Szok !!! Szok !!!… i jeszcze raz SZOK !!!
Gdyby to wszystko razem zebrać do kupy byłby scenariusz na świetny film.
Dzień dobry
bardzo ciekawe, a co szanowny autor sądzi o Myśliwskim
Był jakiś wywiad z jakąś prawnuczką z rodziny Borynów i w tym wywiadzie ta pani się śmiała, że Reymont był winien Maciejowi Borynie ileś rubli za przewiezienie furmanką aż do Warszawy z bagażami. Że „dostał nagrodę Nobla a rubli nie zwrócił”.To jakiś poważny tygodnik zamieścił.
Wywiad został z sieci wyczyszczony, została tylko wzmianka w artykule pani Doroty Ryst pt. Na sierpień Lipce” jak następuje: „…W Lipcach i okolicy znalazł Reymont krajobrazy, które opisał w powieści, typy ludzkie, badacze wytropili nawet, że niejakiemu Borynie winien był pieniądze. Dalsze poszukiwania pierwowzoru Boryny pokazały, że żonę miał jedną i o żadnym skandalu, jak ten powieściowy z Jagną, nie było mowy….”. Z tego, co pamiętam z wywiadu, Maciej Boryna był bardzo porządnym chłopem i szczęśliwym w rodzinie. Miał trzech lub czterech synów i JEDNĄ żonę Agnieszkę. Synowie Boryny żyli jeszcze długo po wojnie i cała rodzina dobrze gospodarowała i dobrze się prowadziła. Ale nie we wsi Lipce zwane „Reymontowskimi”, gdzie powstało nawet jakieś „towarzystwo’, które z braku „mogiły Boryny” w 1958 wyrychtowało „symboliczny grób Boryny”. Powieść „Chłopi” pełniła rolę podobną do roli powieści „Malowany Ptak”- jeśli coś nie było prawdą to „powinno być”.
Reymont zwykł przesiadywać w karczmie i pić a jak się nachlał, to szedł spać u stolarza, a miejscowa legenda głosi, że zdarzało mu się spać w nowej trumnie:)))
Ilość linków dotyczących powieści „Chłopi” idzie w tysiące, większość to pomoc dla zgnębionych uczniów i maturzystów, którzy dostają takie tematy jak: „Maciej Boryna jako symbol polskiego chłopa” a nawet katolickie gazety dały się nabrać na tę „prawdę czasu, prawdę ekranu”.
Ta prawnuczka wprost mówiła, że Reymont bardzo zaszkodził rodzinie Borynów tą powieścią, używając prawdziwego nazwiska i szkalując jej Pradziadka i Dziadków. No ale co mogli zrobić. Siedzieli cicho. Podawano imiona jego synów, jeden z pewnością miał na imię Jan.
http://salonliteracki.pl/new/literatura/muzea-literackie/229-na-sierpien-lipce
To jest dobre: <i>” że tam Reymont przy niej odpoczywał i pisał.”</i>. Nie wiedziałem, że leżenie w ciężkim upojeniu pod krzakiem tak można literacko określić, no po prostu odpoczywał bo zmęczony był. 🙂
Czyli Balcerek to byl taki Pilch.
Robotnik rolny zarabiał rocznie 22 ruble. Mylę się?
Z notki na wiki wynika, że jemu ten wypadek wydarzył się jak już nie pracował na kolei, i zajmował się działalnością literacką, a sam wypadek zdarzył mu się jak był pasażerem kolejowym.
Już dokładnie nie pamiętam, ale wydaje mi się, że Boryna był gospodarzem
w Krosnowie. Kilkanaście lat temu jakiś potomek Boryny był dyrektorem szkoły podstawowej w Lipcach. W ogóle z autentycznych Lipiec w powieści jest niewiele. kompletnie nie pasuje topografia.
Tak, to prawda, Reymont zaszkodził nie tylko rodzinie Borynów. On się specjalnie nie wysilał. Większość nazwisk, które istnieją w Chłopach, to są autentyczne nazwiska chłopów mieszkających w Lipcach, Krosnowie, Przyłęku, Wólce Krosnowskiej i pobliskich wsiach, zresztą niektórzy mieszkają tam aż do dziś. Po kilku latach od wydania powieści ludzie ci zobaczyli siebie w rolach jakie nadał im Reymont. I podobnie jak wnuczka prawdziwego Boryny byli mocno zdegustowani.
Właściwie to od niedawna i trochę z musu obecni mieszkańcy tych wsi ,,szczycą” się Reymontem. Poza Lipcami Reymontowskimi, bo tam już od lat 60 ubiegłego wieku istnieje zespół ludowy odgrywający tzw. ,,wesele Boryny”.
Starzy bywalcy pamietaja pewno, jak opisywalem i pokazywalem cmentarz w Canterbury, tutaj obok mnie, gdzie lezy Conrad. Bylem tym niesłychanie podekscytowany, w tamtym czasie, czyli niespelna pare lat temu, gdy skontatowalem, ze on tutaj prawie cale swoje zycie w Anglii spedzil. Ale potem, to już bylo z górki i widzę teraz tego biednego człowieka takim, jakim z pewnością był w realu. Kilkakrotnie w ciężkiej depresji i w piekle, po prostu. Bo slabi tak tutaj mają i tak to dziala.
I przypomnialem sobie również, jak będąc w Manchesterse wybrałem sie do Liverpoolu i trafilem do miejsca, gdzie „The Beatles” zaczęli swój „światowy szoł”. Byla podobna ekscytacja, bo toż to przeciez byla ikona ci Beatlesi. A ja tam bylem, zobaczyłem i … pojechalem nad morze. A jakzesz bylem rozczarowqny, ze go nie widziałem. Byl odplyw. I to byl dla mnie największy wstrząs. Morze jest, a czasem go nie ma, bo odplywa. Dla bywalca nadbaltyckich plaż, to był szok 🙂
A tak tutaj obchodzi sie 1 maja, czyli z pogańska tradycja, jak otwartym tekstem pod zdjeciem z parady jest napisane
https://ichef-1.bbci.co.uk/news/590/cpsprodpb/F04B/production/_95851516_daily-telegraph.jpg
Tak jak napisał Coryllus na wsi było trochę inaczej, wikt, mieszkanie za darmo. Ale na początku wieku pensja w mieście to kilkanaście rubli na miesiąc. Pamiętam też ze „Sprawy pułkownika Miasojedowa” że rubel wtedy to było coś, przedewszystkim jedzenia można było kupić za rubla do oporu.
No…. bardzo ciekawe byłoby wygrzebać gdzieś dla porównania sumy wypłacanych ubezpieczeń w tamtych czasach żeby mieć pogląd na tą gigantyczną kwotę 38 tys. rubli.
Paris, niech się święci pierwszy maja. Konwalie dla ciebie.
https://st.depositphotos.com/1000348/2731/i/450/depositphotos_27319639-stock-photo-fresh-lilies-of-the-valley.jpg
Po górach dolinach rozlega się śpiew…
Ave, ave, ave Maryja.
Zdrowaś, Zdrowaś, Zdrowaś Maryja
To jest po prostu straszne, bo Reymont nakłamał w tej powieści nie gorzej niż Kosiński w „Malowanym Ptaku” a przeszedł do historii literatury jako „twórca powieści realistycznej”. Miejscowi chłopi są raczej do dzisiaj zdegustowani, bo kiedy zjeżdżają do wsi „Lipce Reymontowskie” dziennikarze, to „nikt niczego nie pamięta” i rzeczywiście Lipce tzw. reymontowskie zupełnie nie odpowiadają tzw. realistycznym opisom pana Reymonta. Za to ktoś przytomnie napisał, że on te wszystkie „erotyczne brewerie” opisywał z własnych doświadczeń, bowiem na tej Kolei Warszawsko Wiedeńskiej kochał się bardzo w żonie miejscowego naczelnika stacyjki i nawet próbował samobójstwa.
Zabawne jest to, że w okolicy nie zostały po nim żadne ślady, bowiem on żył na poziomie włóczęgi i pijaczka, notorycznie zadłużonego. Najprawdopodobniej stateczni gospodarze go lekceważyli i on im się odpowiednio „odwdzięczył”. A zapotrzebowanie na „portret katolickiego chłopa” jako „dzikiego Siouxa” było w protestanckim i eugenicznym świecie – wielkie, więc im się „produkt” Balcerka-Reymonta – bardzo przydał do nagrody Nobla. Poza tym Witos und kolegen” też mieli zapotrzebowanie na „wesele Boryny”.
Pozostaje tylko pytanie, KTO naprawdę napisał te wszystkie powieści, skoro autor miał z trudem ukończoną podstawówkę.
Czy to rodzina z publicysta, dziennikarzem, etc. Bernarde’m Margueritte’m zamieszkalym w Polsce?
Pyszne!!! Rewelacja!
Już kwiczę z radości co do książki o lytratach. Ale będzie! A przecież z Hansem z Czarnolasu się zaczęło, co już do strawienia nie było pośród gloryfikujących życie literackie.
Myślę, że gorzej. Pilchowi nikt by nie powierzył 38 tysięcy rubli
Mniej więcej.
Balcerek – wezwanie na leczenie odwykowe. Balcerek od Chłopów też za kołnierz nie wylewał.
https://youtu.be/Dss8ex7nXy0 2:17
No właśnie, jaki realizm? Oprócz autentycznych nazwisk, to prawie wszystko, jeśli chodzi
o oddanie realiów jest nieprawdziwe. Tyle lat tam przemieszkiwał, ale albo nie chciał, albo nie umiał oddać choćby chłopskiej powagi wobec świętości i wiary. A już dziwi ta jego szczególna zawziętość, żeby odmalować lipieckiego księdza w jak najgorszych barwach. Sam przecież, skorzystał z tego, że stryj jego matki był księdzem i znacznie pomógł rodzinie w podniesieniu statusu materialnego.
Tak czytam i zastanawiam się dlaczego Reymont przypomina mi Bolka, może z powodu Nobla, a może z powodu ostrej konfabulacji?. 😉
Jedyna strategia, zeby sobie pierdami Balcerka glowy nie nabic, to przejsc szkole na ledwo trojach i zaczas sie szkolic po zmarnowanych kollatajowskich godzinach. Balcerek zostal uksztaltowany przez szkole u krawca. Wtedy zapadla decyzja, ze sie nada do teatru, na pisarza i przewalcowanie kasy z ubezpieczenia.
To zreszta jest staly fragment gry do dzisiaj. Przenioslo sie to z ubezpieczenia na zycie i zdrowie do ubezpieczen komunikacyjnych, gdzie kase sie wyciaga masowo. Moze w mniejszych kwotach niz uszczerbek na zdrowiu Balcerka, ale za to codziennie w setkach spraw.
U nas jest dzień roboczy. Jedynie katecheci nie uczą ale to nie od nich zależy ale od systemu kołłątajowsko-stalinowskiego.
„Wybrał on na małżonkę Aurelię Szabłowską z domu Schatzschnejder – podaję za wiki. Rozumiem, że była to wdowa z pieniędzmi. Kolegów proszę o odnalezienie różnych szczegółów na jej temat.”
zacznijmy od
http://www.szukajwarchiwach.pl/29/331/0/2/109/skan/full/Osqm06d8406BhU-8i1qknA
Być może na czerwono jest dlatego, że jest to państwowy dzień wolny od pracy.
Kurcze, właśnie! Taki Bolek przełomu wieków. To jest podobny sznyt, taka cwaniackość, kombinowanie, kłamstwa, pogarda wobec autentycznych ludzi, wśród których żył. Naszego Bolka też ludzie raczej nie chcą pamiętać we wsi, w której żył. A ci, co pamiętają, nie chcą nawet wspominać.
Zawziętość jest w modzie: z okazji 1 maja w PR 24 wywiadowano niejakiego Ikonowicza od czerwonych koszul i ten w pierwszych słowach swojego listu przykopał jakiemuś księdzu, który nie płaci kościelnemu, i tym kościelnym opiekuje się właśnie Ikonowicz w czerwonej koszuli.
Czyli jednak i stale: wszystkie ręce na pokład i walka o socjalizm nie ustaje.
No proszę Cię, masz opisany bezczelny gang jak na dłoni! No ale, po prawdzie, nieliczny. Musieli więc mieć potężne wsparcie. A to już jest jakiś trop. Co do ruszania z posad bryły świata, z przeproszeniem.
Ślub był w Krakowie, ale danych rodzinnych panny młodej odcyfrować nie potrafię
O, proszę. To powiem mojemu proboszczowi, żeby się nie martwił, bo jakby co, to Ikonowicz dołoży do pensji naszemu kościelnemu, a raczej kościelnej, bo u nas jest nią pani Halinka.
Ja i tak czekam na dzień, w którym siostra tego obrońcy uciśnionych zrobi kuchenną rewolucję na plebanii u ks. Sowy.
pierwszy ślub młodej z krakowskiego ślubu (w krakowskim istotny świadek)znajdujemy m.in. tu:
http://metryki.genealodzy.pl/metryka.php?ar=1&zs=0161d&sy=1893b&kt=2&plik=194-195.jpg#zoom=1&x=409&y=1584
niestety, z dostępem do umów przedmałżeńskich w warszawskim archiwum jest problem, więc linkiem nie służę (a na pewno warto poznać intercyzę)
akt urodzenia/chrztu:
http://metryki.genealodzy.pl/metryka.php?ar=1&zs=0161d&sy=1871&kt=1&plik=530-533.jpg#zoom=1.25&x=290&y=2078
dostępny (i ciekawy ze względu na dopiski) akt małżeństwa brata młodej (czyli szwagra Władysława):
http://metryki.genealodzy.pl/metryka.php?ar=8&zs=9264d&sy=335&kt=1&skan=016.jpg#zoom=1&x=95&y=256
Ho, ho, tak, tak
Dalej pod w/w linkiem
„W 1880–84 uczeń krawiecki w Warszawie (u swego szwagra, K. Jakimowicza), wyzwolony na czeladnika. W 1883 uzyskał jedyne znane świadectwo ukończenia III klasy Warszawskiej Szkoły Niedzielno-Rzemieślniczej. W 1884(?)–1887 aktor w wędrownych trupach teatralnych pod pseudonimem Urbański. W 1888–93 robotnik na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej (Rogów, Krosowa, Lipce, ob. Lipce Reymontowskie). Około 1890 w Częstochowie nawiązał kontakty ze spirytystami, które wywarły silny wpływ na jego życie psychiczne i twórczość.”
http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Reymont-Wladyslaw-Stanislaw;3967530.html
Przypomniałem sobie niegdysiejszą notkę o Żeromskim i Dziejach grzechu, a przy tej okoliczności korespondencję między Orzeszkową i Reymontem. Orzeszkowa publicznie wyraziła się o Reymoncie, kiedy ten publikował już IV część Chłopów w Tygodniku Ilustrowanym, że ma już swojego następcę i może spokojnie odejść. To oświadczenie spotkało się z gorącym przyjęciem ze strony chwalonego i pomimo różniącego ich ćwierćwiecza Reymont pozwolił sobie na skreślenie przytoczonych słów:
Pisywali do siebie dłuższy czas i można było imputować, że niezbyt wykształconemu Reymontowi ktoś pisał owe listy, aby pisarka nie odkryła braku talentu, ale w końcu doszło do odwiedzin u Orzeszkowej w Grodnie i tam musiał przecież z nią rozmawiać osobiście. Spotkał się jeszcze raz z Orzeszkową we Florianowie latem, na rok przed jej śmiercią. Pojechał tam razem z żoną.
Może Władysław Reymont to taki „Dr. Jackyll & Mr. Hyde„?
🙂
No ja właśnie nie jestem pewna, czy Ikonowicz dołoży z własnych pani Halince, czy dołoży księdzu proboszczowi , jak to ma we krwi. Raczej to drugie, bo bezkosztowe…
Wiadomo, że zrobi jak poprzednicy:
http://rewolucja1905.blogspot.com/2013/12/w-fabryce-szajblera.html
Zostaniemy bez literatów 🙁
Reymont robil za medium slynnego niemieckiego spirytysty
Tam wszystko jest dwuznaczne.
Nie wiem, tez tak pomyslalem. sprobuje to sprawdzic
Cyt.: „Rewolucja oczami Władysława Reymonta
(…)
W ostatnich brzaskach dnia Lesznem, od okopów, płyną zwarte i karne kohorty ludu roboczego, na przedzie czerwienią się sztandary; idą mocno, aż ziemia dudni pod stopami i dumny, hartowny w bojach śpiew grzmi niebosiężny:
Nasz sztandar płynie ponad trony…
Bije orkan potężnych głosów, a każda strofka jak brzęk pękających kajdan, a każdy rytm jak huk kilofów w granity, jak piorun gniewu i jak słodki hejnał o świtaniu wiośnianym; idą bladzi, wynędzniali a dumni, w łachmanach walki, idą wpatrzeni w sztandar jak w zorze świtu, idą niezmożonym świętym hufem trudu i walki…
A z drugiej strony, naprzeciw, nadciąga innych pochód, tysiączna rzesza zwarta w szeregi, a nad głowami, na amarantach biały orzeł rozwija władcze skrzydła, królewski ptak wiedzie, jak wiódł ojców i pradziadów, a pod nim ramię przy ramieniu mężczyźni, kobiety, dzieci i starcy kupią się jak pod puklerzem z nieśmiertelną pieśnią Legionów na ustach:
Marsz, marsz Dąbrowski!
Z ziemi włoskiej do polskiej!
Hej! Jakby zafurkotały ułańskie chorągiewki, lśnią się kaski, chwieją się kity, szczękają kopyta o kamieniste progi Pirenejów, wiara wali czwórkami w świat obcy i wrogi, niejeden łzę ociera i daje głos tej strasznej, nieutulonej tęsknocie za ojczyzną daleką, za ojczyzną w niewoli.
Pochody się spotykają, sztandary się chylą, łączą się dłonie!
Niech żyje wolność! Niech żyje Polska!
Długo huczą echa w omroczałych, pomilkłych ulicach.
(…)
Źródło: Władysław Reymont, Z konstytucyjnych dni, w: Dzieła wybrane, tom III: Nowele. Kraków 1957. s. 23-24.”.
http://rewolucja1905.blogspot.com/2013/12/rewolucja-oczami-wadysawa-reymonta.html
popularny archetyp… zbieżność nazwisk zupełnie przypadkowa Alternatywy – Balcerek
Reymont w niemieckim świecie ogrodów
Pod koniec lat 70, mlodziez „aspirujaca” , ze sparafrazuje Sz. Gospodarza, czytala „Bunt” Reymonta, uwazany za pierwowzor „Folwarku zwierzecego” Orwella. Ksiazka wydana chyba w podziemiu.
Będzie długo, ale to dlatego, że amicus Plato, sed magis amica veritas.
1. Krawiectwa uczył się Władysław Stanisław u swego szwagra (męża starszej siostry Katarzyny), Konstantego Jakimowicza w Warszawie i to dzięki jego wstawiennictwu dostał 2.01.1884 r.papiery czeladnicze za „doskonale uszyty frak”. Przez 2 lata chodził wówczas do Warszawskiej Niedzielnej Szkoły Rzemiosła, ale edukację zakończył na trzeciej klasie. To zresztą nie było wyjątkiem wśród pisarzy, wymieniając choćby Sergiusza Piaseckiego, Marka Hłaskę, a ze starszych Józefa Mackiewicza, którego świadectwa maturalnego nikt nie widział (ale przez jakiś czas studiował nauki przyrodnicze, to fakt), czy Marię Rodziewiczównę, która musiała przerwać naukę po kilku klasach gimnazjalnych. No i Aleksandra Głowackiego…
2. Biografowie pisarza przyznają, że był konfabulantem (co w przypadku tego zawodu nie jest raczej zarzutem) i że zwłaszcza jego życie w okresie 1884 – 1888 (17 – 21 lat) jest trudne do precyzyjnego odtworzenia. Wiadomo, że popełnił już pierwsze próby literackie i nawiązał kontakt ze spirytystami (miał być doskonałym medium, czyli pewnie taki Kelly przy Johnie Dee). Przez pewien czas promotorem Reymonta był nawet Ignacy Matuszewski, ojciec „tego” Ignacego.
3. Teraz cytat: „Dn. 13 VIII w katastrofie kolejowej pod Wiochami uległ on poważnym obrażeniom a doznany szok wywołaj Uporczywą nerwicę pourazową. Po kilkunastodniowym pobycie w szpitalu praskim R. wyjechał pod opieką Antoniego Langego na kurację do Wenecji (na koszt Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej), później przebywał w klinikach Wiednia (u Richarda Krafft-Ebinga), Krakowa i Berlina. W lutym 1901, w wyniku sprawy sądowej przeciw zarządowi Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, prowadzonej przez adwokata Cezarego Hirszbanda (Jellentę) otrzymał jednorazowe odszkodowanie 38 500 rb. (z kwoty tej pożyczył K. Jakimowiczowi 25 tys. rb., zabezpieczając później swą należność na hipotece jego domu, i odtąd pobierał od niego jako procent 1 800 rb. rocznie)„. Cytat z notki biograficznej w PSB pozostawiam to bez komentarza…
4. Informacja o wyłudzeniu odszkodowania pochodzi ze wspomnień Jadwigi Wejss-Czubkowej o Janie Rochu Raumie, dyrektorze szpitala praskiego (wówczas miejski szpital Przemienienia Pańskiego): Wejss-Czubkowa J., Wspomnienie o Naczelnym Lekarzu szpitala Przemienienia Pańskiego na Pradze Drze Janie Rochu Raumie, Teki Konopki 504/16.
Tu można przeczytać co nieco o drze Raumie: http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/jan-roch-raum
5. Szanowna małżonka, pani Szabłowska, de domo Schatzschneider, to była prawdziwa modliszka, która po śmierci Reymonta niemal natychmiast wyszła za mąż za swojego doradcę prawno – finansowego, mecenasa Leona Czeszera (Czeszer Mec, to po prostu mecenas Czeszer). I to jej nowego męża dotyczy złośliwa uwaga Słonimskiego o pierwszym Izraelicie, który otrzymał Nobla. Wszystko dlatego, że Reymont nie zdążył nacieszyć się nagrodą, za to pani żona oraz jej nowy mąż, a i owszem:
„(Reymont) zmarł 5 grudnia 1925 roku. A pani Aurelia niebawem poślubiła swego doradcę finansowego, adwokata Czeszera, Żyda. Sprzedała Kołaczkowo, którego nie lubiła, zbudowała wspaniałą willę na Żoliborzu, wszystko układało się po jej myśli. Ale… Wybuch wojny w roku 1939, okupacja niemiecka, zagłada Żydów. Pani Aurelia szybko rozwiodła się z niefortunnym małżonkiem. Zginął w getcie. Może rozglądała się za następnym mężem, ale nie zdążyła zdobyć takowego. Zmarła w swojej willi podczas niemieckiego bombardowania Warszawy” (Maria Ziółkowska, Wybitni ludzie też ludzie. Ich dziwactwa, kaprysy, nałogi i odchylenia, Wydawnictwo ANTYK, Kęty 2004, s. 259)
O charakterze p. Aurelii tak pisze inna sprytna kobieta, czyli Monika Żeromska: „Haneczka Mickiewiczowa mieszkała w Milanówku z rodzicami i mężem (…). Haneczka opowiadała, że mieszka u nich teraz pan mecenas Leon Czeszer, ostatni mąż pani Lili Reymontowej. Pan Czeszer był radcą prawnym pani Lili, która ubóstwiała interesy i miała do tych rzeczy fantastyczne zdolności. Pamiętam, jak pani Hala Skoczylasowa jeszcze przed wojną dzwoniła do mamy i zawiadamiała ją, że Lila właśnie sprzedała z zyskiem majątek ziemski, a kupiła cukrownię i hodowlę owiec, a po niedługim czasie już nie miała cukrowni, tylko kamienice w centrum Warszawy, co potem zamieniała na młyny parowe. Adwokat był do tych spraw bezustannie potrzebny, więc pani Lila wyszła za mąż za mecenasa Czeszera, zresztą przystojnego i eleganckiego pana. Wszyscy go lubili, chociaż troszkę to małżeństwo ludzi zdziwiło. (…) z wybuchem wojny pani Lila przypomniała sobie, że mecenas Czeszer jest Żydem. Wystąpiła wobec tego do Sądu Arcybiskupiego przy Kurii Warszawskiej o unieważnienie małżeństwa. Jako powód podała, że małżeństwo to było „non consumatum”, a na świadka podała panią Halę Skoczylasową. Pani Hala przyszła do nas z rozprawy w Sądzie Arcybiskupim trzęsąc się ze wściekłości. „Na co ta Lila mnie naraża, ja, starsza osoba, mam odpowiadać przed sześcioma klechami, czy Lila z Czeszerem «consumatum» czy nie! Para starych ludzi, już to małżeństwo było komiczne, a co dopiero, czy «consumatum»!” Rzeczywiście było to wszystko dość niesmaczne, zwłaszcza z uwagi na czas i okoliczności.
Pani Lila przywiozła Szczepkowskim chorującego Czeszera i, o ile wiem, nie odwiedzała go zbyt często, dając mu czasem w prezencie słoik powideł czy butelkę soku” (Monika Żeromska, Wspomnień ciąg dalszy, Czytelnik, Warszawa 2007, s. 82-83)
Żeby było śmieszniej, to p. Lila jest pochowana na Powązkach u boku swego drugiego męża, noblisty Reymonta…
6. Władysław Stanisław nie należał (choć „sympatyzował”) do Ligi Narodowej. Na kilka miesięcy przed śmiercią wstąpił za to do PSL Piast. Legitymację odebrał z rąk Witosa w Kołaczkowie (200 hektarowej posiadłości w Wielkopolsce) w czerwcu 1925 roku.
7. Do literackiej nagrody Nobla Reymonta zgłaszano kilkakrotnie, m. in. w 1918 Akademia Umiejętności w Krakowie.
8. Ślub Reymonta i Szabłowskiej był w 1902 r., a nie w 1900: „Dn. 15 VII 1902, po uzyskaniu przez Szabłowską unieważnienia małżeństwa, R. zawarł z nią ślub. w Krakowie (uczestniczyło w nim całe , młode środowisko literackie miasta), po czym wyjechał do Beg-Meil (Bretania)„. To też cytat z PSB.
Więcej mi się nie chce pisać;-).
Schajbler należał do grupy najbogatszych ludzi ówczesnej Europy. Poza fabryka mi w Łodzi miał wraz z rodziną największą bodaj kopalnię węgla : Saturn, dodatkowo Jowisz, Mars, i okolokopalniane ,,przemysły ,,.
Mam gdzieś książkę z tabela płac w Saturnie.
Współwłaściciela S.A. Saturn, jego córka, wyszła ponadto za mąż za drugiego bogacza von Kramsta.
Obaj byli określanie jako śląscy rotsxyldowie.
Historia Kramsta i jak mu ,,urosło,, baardxooo ciekawa.
.
Nawiasem, do dziś prosperują z np Katowicach. Widzę KRS firmy…
.
Zgubiłam słowo. .
,,jak Kramstowi przybyło ,, von, przed nazwiskiem.
.
http://klubzaglebiowski.pl/?p=62
.
Jakby ktoś przy okazji chciał poczytać, gugliel pokaże więcej.
Już nie offtopuję..
.
No niezłe to wszystko naprawdę…
Smarzowski wymyśla jakieś „oczyszczające” głupoty na „zwykłegopolaka” a tu scenariusz na mocny film o „niebylekim” życie samo napisało.
Dywagowanie na temat wybitności, odwagi, i szczerości intencji tych wszystkich kreatur co to się „pokazywaniem prawdy” (za grubą kasę) zajmują, to urąganie inteligencji porządnego człowieka.
Nie martw się 🙂
Byłam wychowana w kulcie pisarzy – to, poza kanonem polskim w domu, była narracja szkolna w PRLu. W klasach, obok dwóch łysoli Gomułki i Cyrankiewicza, wisiał Stefek i ta dziwna /dla dzieci/ Dąbrowska. Reymont takoż. Czasem Sienkiewicz. Że o Broniewskim nie wspomnę. Literaci to byli bowiem „inżynierowie dusz”, jak wiadomo. No i jak dowiedziałam się po jakimś czasie, że taki Broniewski, na zwoływanych ku jego czci akademiach po fabrykach i innych domach kultury, potrafił wleźć na mównicę i wyrzygać się – ot tak, z nadmiaru wódy, to nabrałam dystansu do tego towarzystwa. Naturalnie potem jeszcze czytało się „Zapis” i łowiło wieści o niepokornych /???/ pisarzach, no ale dokazywanie ich szefa, Iwaszkiewicza, już tę niepokorność jakoś unieważniało. No a potem ruszyła lawina informacji o tych „niepokornych” i innych /np. Siedlecka/, oraz ich osobiste kompromitacje. Taki np. Szczypiorski publikował /o ile pomnę/ w „Zapisie” – nazwa pisma od zapisu cenzury – ale potem to, co o facecie wyszło to zwalało z nóg i powodowało prawdziwe lytrackie womity.
Efekt? Cudownie uwolnienie z mentalnych więzów lytrackich 🙂 NAPRAWDĘ!
Każdy, najbardziej nawet wzniosły, tekst lytracki powoduje natychmiastowe włączenie myślenia. Takiego podszytego zdrową podejrzliwością i odniesieniem do realiów. Bo przecież nie posiadamy wszystkich, koniecznych informacji. Przesłanki czasem wystarczają.
Mnie szalenie zainteresował problem, który poruszył Coryllus – czyli problem prozy realistycznej, w którym to problemie buszował Reymont:
Ja ten problem znam /z przekazów/ od strony ziemian i ekscytowania wsi do rewolucji i roszczeń, na końcu których były pegeery, nędza strukturalna i kradzież wymuszona /robotnicy pegeerów kradli wszystko, żeby było cokolwiek/. No i dyrektor pegeeru, natuhalmą… Patologia tych tworów rolniczych pod zarządem państwowych funków jest pewnie do opisania jeszcze. Jak dotąd – mieliśmy opis filmowy dokumentalny pozostałości po pegeerach; film miał tytuł od jakiegoś jabola, sprzedawanego i pitego tamże. Arizona czy jakoś tak. (Ziemia popegerowska poszła natychmiast w prywatne ręce, tudzież pod zarząd państwowej agencji /tam nazwa się zmieniała co kilka lat – tej agencji/. Taka to rewolucja jest…)
Świetna robota, dzięki
Elegancka synteza/geneza rzeczywistości socjalistycznej… najbardziej zakłamanej i szkodliwej doktryny jaką człowiek (opętany) kiedykolwiek wymyślił
Oto socrealizmi jego „proza z życia” w pełnej (o)krasie… i sporo kaciej roboty do wykoania, bo łbów (koronowanych i zadartych) na tej hydrze do ucięcia co niemiara
Czy Wyspiańskiemu też się dostanie?
Mecenas (mec.) Józef Czeszer.
Adwokat , znaczy.
Teraz trzeba wyjaśnić dwie kwestie: kim był adwokat, który wyprocesował odszkodowanie i skąd wziął się ten cały Czeszer Mec.