lut 142022
 

Żyjemy w świecie bezkosztowej reklamy i ma to swoje konsekwencje, które niestety nie są wesołe. Nie spodziewałem się, że tak, jak od wieków biada się nad upadkiem sztuki, tak ja będę dziś biadał nad upadkiem metod promocji. Czynię to trochę żartem, ale trochę nie. Powód dla którego należy traktować takie kwestie serio jest właściwie jeden i zaraz go wyjaśnię.

Nie może być tak, że ludzie pozostający pod rozkazami albo wykonujący zadania tajne wagi państwowej zaczynają się lansować w mediach społecznościowych. To jest szkodliwe z kilku względów, a zabawne tylko z jednego i tylko dla nich. Oni chcą, po latach nudnej albo niebezpieczne służby trochę się pocieszyć sławą. Okay, ale w takim wypadku trzeba było się nauczyć śpiewać. Bo samo pisanie słabych wspomnień to za mało. We wszystkich innych aspektach opisywane tu zachowanie jest demoralizujące i deprymujące. Oto parę dni temu wyskoczyło mi przed oczami nagranie sprzed pałacu prezydenckiego. Widać było na nim Płaczka, z tą jego charakterystyczną miną kota srającego w sieczkę, obok prezydenta Gliwic, a także jakiegoś niskorosłego jegomościa, który okazał się oficerem w cywilu i opowiadał, jak ograniczenia covidowe degradują morale armii. Proszę Państwa, czy wyobrażacie sobie, że jakiś niemiecki, albo rosyjski oficer, stanąłby przed kamerą i lamentował, że jakieś ograniczenia obniżają morale? A wszystko to w towarzystwie skompromitowanych cywilów? To są rzeczy nie do pojęcia. Nazwanie tego dziecinadą, to komplement. Ciekaw jestem czy wobec takich postaw wyciągane są konsekwencje służbowe? Jest jeszcze jedna kwestia – to już któryś z kolei facet w mundurze, który przed kamerą lamentuje jak mu jest źle. Popatrzcie na nich wszystkich, a potem porównajcie ich miny, postawę i zachowanie z emploi rzeczniczek prasowych straży granicznej i terytorialsów. Różnice zauważycie od razu i od razu zrozumiecie kto tam jest prawdziwym mężczyzną. Ciekaw jestem co będzie jak ograniczenia covidowe zostaną zdjęte. Zapewne rozpocznie się lament na tymi, którzy zachorują wtedy, bo okaże się, że ten covid jednak jest. No, ale nie o covidzie chciałem mówić. I nich mi tu nikt nie wpisuje żadnych covidowych komentarzy.

Dziś z rana z kolei znalazłem coś takiego https://www.swiatksiazki.pl/wsi-zolnierze-przekleci-6829080-e-book.html?fbclid=IwAR1hHpBcOqw0CkcVZEtLXDWQIV8WS9R0he__gRTBFDoWdRwkeO4KEpCPRFM

Jak widzimy kolejka bohaterów czekających na uznanie wydłuża się ciągle, a bohaterstwo mocno potaniało. Wystarczy ustawić się obok Płaczka pod pałacem prezydenckim i gotowe. Martyrologia jak się patrzy. A co w takim razie z powstańcami z Warszawy? Co z naszymi żołnierzami? Od dwóch dni dręczę Panią Anię prośbami, żeby przeszukiwała Cmentarz Bródnowski w poszukiwaniu tablicy wmurowanej tam w czasie okupacji przez majora Sujkowskiego, upamiętniającej jego podwładną – Bognę – torturowaną na Pawiaku i zamordowaną w ruinach getta. Ciało, a właściwie ciała, bo rozstrzelano wtedy kilka kobiet, pochowano w nieznanym miejscu. Została tylko ta tablica na grobie matki, ale póki co nie możemy jej odnaleźć. Być może miejsce zostało sprzedane, albowiem nikt z rodziny Bogny nie ocalał, a mogiła była nie opłacana. O majorze Sujkowskim zaś, który mieszkał w Kanadzie, a wcześniej w Londynie, także nikt nie pamiętał. Bo i po co? Inni bohaterowie byli wtedy na tapecie: Janek, Gustlik i Tomek Czereśniak. Dziś też są inni bohaterowie, na przykład Płaczek. W końcu to nie żarty, taki otwarty bunt przeciwko sanitarnym restrykcjom uniemożliwiającym życie. No i to stanie na mrozie przed pałacem, ho, ho…nie każdy by tak potrafił.

Pisałem już pewnie o tym, ale jeszcze powtórzę – nie ma nic gorszego niż męska kokieteria, a kokieteria mundurowych, to jest coś absolutnie straszliwego.

Odpowiem teraz na pytanie – czego nie wiemy o okolicznościach poprzedzających Powstanie Warszawskie, o samym Powstaniu i o tym co nastąpiło po nim. Mimo tylu tysięcy litrów atramentu przelanych na papier, by uwiecznić każdy moment i każdy aspekt tamtych dni. Dni, o których, jak twierdzą niektórzy, wszystko już wiemy.

Pierwsza kwestia – jak wyglądał generał Grot, siedząc w Sachsenhausen? Bo zachowało się tylko jedno jego zdjęcie, to które reprodukują wszyscy. Mam rozumieć, że Niemcy nie obfotografowali swojego największego sukcesu? Nie ma tych zdjęć, czy też może żaden z jakże dociekliwych badaczy nie zadał niemieckim kolegom tego straszliwego pytania – kochani, czy moglibyście sprawdzić jak to było z dokumentacją generała Roweckiego? Takie zdjęcia muszą być, to jest niemożliwe, żeby ich nie było, albowiem jak pamiętamy, a szydziliśmy tu z tego ostro i kilka razy, Niemcy w obozach wydawali dokumenty z pięcioma pieczątkami, które były zezwoleniami na wyjście do, pardon, sracza. Nie ma więc opcji, że po Grocie nie została ani jedna fotografia. One na pewno gdzieś są. Czy taka kwestia w ogóle zainteresowała kogokolwiek? Nie mówię, że od razu zarząd Muzeum Powstania i historyka Kunerta, ale kogoś innego, kogoś, kto nie daje się zwieść pozorom i nie dziobie plew? Nie przypuszczam.

Kolejna sprawa to nazwiska niemieckich oficerów biorących udział w walkach. W zasadzie powtarzane są tylko cztery, a tylko trzy z nich to nazwiska niemieckie – von dem Bach, Dirlewanger i Reinefarth. Bronisław Kamiński to pół Polak, pół Rosjanin, podobnie jak niektórzy dowódcy jednostek kozackich i ukraińskich. Przez siedemdziesiąt lat nie sposób ustalić kto znajdował się poniżej tej grupy? Nie można sprawdzić jak się nazywali oficerowie od pułkownika w dół i co mają za pazurami, a także gdzie się znaleźli po wojnie? Czy też może ilość nazwisk rosyjskich była tam tak duża, że towarzysze radzieccy – po wykończeniu swoich zdradzieckich współbraci – nakazali sprawę zatuszować. Parę lat temu, jakiś bałwan rozpowszechniał informację, że jeden z oficerów RONA to ojciec Putina. Myślę, że to jest spreparowane głupstwo, które nie przysłużyło się niczemu. Tak więc nie wiemy kto personalnie odpowiadał za zagładę Warszawy, a to powoduje, że niektórzy z nas rozdzierają szaty i rzucają oskarżenia na dowództwo AK, rzekomo spenetrowane przez agenturę niemiecką. O sowieckiej przy tym nie wspominają, bo im to nie pasuje do obrazka. Skoro nie można wskazać osobiście winnych za morderstwa na cywilach, a wszystkie oskarżenia skupiają się na von dem Bachu, Kamińskim, Dirlewangerze i Reinefahrcie to pozostaje pewien emocjonalny niedosyt. Zupełnie jak w duszach tych oficerów, którzy się lansują na covidzie pod pałacem. Wiadomo, że sprawiedliwość dosięgła jedynie Dirlewangera, a i to nie wiemy dokładnie w jakich okolicznościach. Reszta zaś dożyła swoich dni w spokoju. O ich podwładnych nikt nie pyta, albowiem wszyscy podniecają się, jak dzieci, skalą zbrodni firmowaną przez tych wymienionych. Tyle, że to się robi nudne i nie daje satysfakcji. Potrzebny jest więc winny zastępczy. I w tej roli bezkompromisowi autorzy o wysokim morale obsadzają Komendę Główną AK, a także oficerów tejże AK, których nazywają czasami paniczykami wysyłającymi prostych żołnierzy z jednym granatem na czołgi. Ten sposób narracji dominuje, a jeśli chwilowo nie dominuje, to możemy sobie pokolorować łączniczkę kupioną na 85 zyli w Muzeum. Takie formaty mamy do dyspozycji i możemy spośród nich wybierać. A jak nam się znudzi, możemy się trochę poekscytować bohaterstwem i bezkompromisowością Płaczka.

Pytam więc raz jeszcze: jak to jest, że można dotrzeć do danych wszystkich oficerów i żołnierzy biorących udział w walkach II wojny światowej, a akurat tych z Powstania nie udaje się wyśledzić? Jestem też wręcz pewien, że ci wszyscy autorzy, którzy w wysokim diapazonie emocjonalnym opisują zbrodnie na Woli i Ochocie, a także inne wyczyny bohaterskich żołnierzy Adolfa Hitlera, nie przysługują się sprawie. Mają jedynie takie złudzenie. Istotnych pytań nie zadaje nikt. Szkoda.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/bitwa-o-warszawe-1944-major-zbigniew-sujkowski/

  13 komentarzy do “Bohaterowie i ofiary albo czego nie wiemy o Powstaniu Warszawskim”

  1. nisko rosły tzn konus, no to w sam raz do czołgu, tyle że charakteriologicznie nie pasuje do tej maszyny , jakiś taki sentymentalny … no ale może w Abramsie przestałby sie rozczulać/narzekać

  2. Dzień dobry. Konsekwentnie, odkąd – dzięki Panu, rzecz jasna – wiemy, że II RP nie była taką polską Arkadią, jak to się nam wydaje, a już naszym biednym dziadkom wydawało się z pewnością, musimy też postawić sobie pytanie, na ile Polacy w tej całej operacji w ogóle mieli jakąś siłę sprawczą, a na ile byli prowadzeni na pasku agentury. Oczywiście – fi donc! – bolszewickiej. Ona też raczej nie była samodzielna, jak wiadomo, ale do istotnych związków KGB i Intelligence Service w latach 40-tych raczej się już nie dokopiemy. Wyłania się jednak obraz który pokazuje, że hekatomba warszawska była tylko drugą częścią tej katyńskiej i miała na celu ostateczne dobicie resztek po polskiej szlachcie i tych faktycznych i tych także, co się choćby do tej tradycji przyznawali. I to zostało zrobione. A potem z zupełnie nowym, mało podobnym do starego narodem polskim można już było budować spokojnie szczęście ludzkości, co ważne – tanim kosztem…

  3. Tak, pęto kiełbasy i pół litra to było aż nadto dla nowego narodu polskiego

  4. No oczywiście, a jakże by inaczej…W końcu chodziło o Polskę

  5. wybicie, szczególnie na Kresach a ci co ocaleli dostali może po gospodarstwie na ziemi pomorskiej, warmińskiej, mazurskiej  na której gospodarują dopóki im sędziowie polscy pozwolą

  6. I to nie każdy miał pęto kiełbasy

  7. Dirlewanger krytykował w swojej pracy doktorskiej gospodarkę centralnie sterowaną. Przedziwne, jak łatwo połączyć ogień z wodą.

  8. Skąd Pan to bierze? Przeciez wiadomo kto pacyfikował PW, wystarczy sobie posprawdzać jakie jednostki tam były, poczytać niemieckie raporty, choćby te zamieszczone w książce Kranhalsa. Może czasem lepiej sprawdzić czy nie ma takiej informacji niż wmawiać innym że to jest jakaś wiedzą ściśle ukryta i pilnowana przed nami? Właściwie dlaczego to miałoby być skrywane?

  9. Blog coryllus.pl ma pewną konwencję: ma być kontrowersyjnie + atak we wszystkich kierunkach. W momencie wprowadzania nowej książki na rynek blog staje się narzędziem sprzedażowym: wyprzedanie nakładu jest ważne, bo sprzedaż książek finansuje wszystkie inne inicjatywy. Kto sprzedaży nie wspiera ten wylatuje (Toyah i inne mrukliwe trole mamroczace „jak jest”). Wyszukiwarka jest dobra gdy służy sprzedaży i zła gdy tej sprzedaży nie służy 😉

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.