maj 302011
 

 

Polska jest jedynym chyba krajem, w którym pokutuje przekonanie, że wszystko co rodzime, nie chcę powiedzieć „ojczyste”, żeby się nie narazić na zarzut „braku wyrobienia” albo czegoś podobnego, uznawane jest za gorsze i nie warte uwagi. Szczególnie zaś postępowanie to dotyczy tak zwanych świętości. Celowo piszę tak zwanych bo nie chodzi mi tu o świętości prawdziwe, ale o ich zastępniki. Świętością prawdziwą była kiedyś ojczyzna nasza Polska, ale wskutek działalności złych ludzi już taką nie jest. Myślimy o niej w najlepszym razie jak o jakimś wielkim urzędzie, w którym wypłacają zasiłki. Poczucie, że ojczyzna nasza jest świętą brało się z jej siły, kiedy zaś siły tej zabrakło i zabrakło samej Polski brało się owo poczucie w siły kasty, która Polskę reprezentowała czyli ziemiaństwa. Dziś nie ma już ani ziemiaństwa, ani świętości. Nie ma nawet mas robotniczych, w które kazali wierzyć komuniści podstawiając je sprytnie w miejsce szlachty i każąc wierzyć, że teraz to ci biedni ludzie są Polską, świętością i siłą. I tak rzeczywiście mogło się wydawać do chwili kiedy w Polsce istniały duże zakłady przemysłowe. Niestety polikwidowano je. Siłą dysponują więc dziś jedynie policja i firmy ochroniarskie oraz kibice. Trudno jednak przewidywać, że zajmą oni miejsce poprzednich świętości, mogą co najwyżej posłużyć do montowania jakichś wewnętrznych, partyjnych rozgrywek z płonącymi śmietnikami w tle.

Ludzie jednak nie mogą żyć bez żadnego ołtarzyka, na którym płonie kadzidełko. Oczywiście mamy Kościół, ale na naszych oczach dokonują się tam zmiany tak poważne, że nie wiadomo co z tym Kościołem dalej będzie. Polak więc, a szczególnie Polak aspirujący do inteligencji i sfer szuka jakichś innych świętości, które zastąpiłyby mu jego własny, żywy jeszcze do niedawna Panteon. I znajduje.

Świętość nie jest tym samym co prawo i nie bierze się z siły. Łatwo jednak dojść do takiego wniosku, szczególnie kiedy słuchamy pana Ławrowa jak mówi o tym, że Japończycy kwestionując coś tam na Dalekim Wschodzie „śmiertelnie obrazili Rosję”. To jest retoryka znana od ponad dwustu lat, stosowana ze zmiennym powodzeniem, ale wrastająca w serca mocno i na trwałe. Nie po to przez cały XIX i XX stulecie imperium prowadziło politykę kulturalną – prócz tej zwykłej, siłowej – i kulturalną propagandę, by teraz jakiś żółtek śmiał je obrażać. Rosja jest wielka i święta. I już. Jej wielkość i świętość jest zaś szczególnie popularna w Polszcze. Nie ma jednak obaw – Polacy nie pójdą do cerkwi zapalać świeczek – do tego nie dojdzie. Polacy będą jedynie czytać rosyjskie książki, dyskutować o nich, popadając od czasu do czasu w wymowne zamyślenie i trochę przy tym pić. Dlaczego? Otóż dlatego, że literatura rosyjska jest lepsza od polskiej co zostało udowodnione na tysiącach zadrukowanych stron, na kilometrach taśmy filmowej gdzie nagrano wywiady badaczami literatury i pisarzami. Tak po prostu jest i już. Wiadomo to od dawna i nie ma się co sprzeciwiać tej opinii. Każdy bowiem, szczególnie słaby, biedny i nic nie znaczący inteligent musi mieć coś, co da mu poczucie wyższości nad innymi. Dla frustratów w Polsce jest to literatura rosyjska.

Według mnie w Rosji był tylko jeden prawdziwie dobry pisarz. Był to Izaak Babel. Reszta to propagandyści nie gorsi od pana Ławrowa i podległych mu urzędników. I fakt, że poddawali samodzierżawie krytyce nie ma tu żadnego znaczenia. Dla Polaka wychowanego w kulcie maryjnym, dla katolika, lub choćby tylko dla człowieka wierzącego, sama dyskusja o tym, że coś stworzone na ziemi, w oparciu o aparat represji, coś co używa do utrzymania swej władzy tajniaków i każe srodze za najmniejsze przewinienia może być święte, jest nie do przyjęcia. To absurd. Dlatego, żeby pokonać Polskę Rosja musiała zamienić się w kraj bezbożników. Ponieważ nie można było zniszczyć inaczej tego co w Polsce było najsilniejsze i w dodatku oparte o kościół czyli kasty ziemiańskiej. Trzeba było ją zlikwidować fizycznie, a tego Rosja prawosławna dokonać nie mogła. Mogli to zrobić jedynie bolszewicy. Świętość bowiem to nie prawo i nie bierze się ona z siły, ale sama jest siłą i w dodatku groźną. Dyskusje zaś o literaturze rosyjskiej i jej wielkości mają sens o tyle jedynie o ile znamy istotny wkład Ochrany w jej rozpropagowanie wśród pożytecznych idiotów.

Opublikowałem wczoraj w salonie tekst, prowokacyjny nieco, pod tytułem „Literatura polska jest lepsza od rosyjskiej” . Reakcja niezbyt ożywiona, była jednak typowa. Unukalhai spisał całą listę wybitnych rosyjskich pisarzy, których powinniśmy znać a nie znamy. Na liście tej są oczywiście dysydenci, którzy walczyli z komuną. Jest tam także Wiktor Jefrofiejew, mój ulubieniec, których nazywany jest przyjacielem Polaków. Szczerze mówiąc wolę już Ławrowa.

Patrząc tam, na te wpisy, myślę, że nigdy nie uda nam się wydostać spod przemożnego wpływu Rosji i Rosjan. Można to bowiem zrobić jedynie poprzez zaangażowanie publicystyczne, promocyjne i propagandowe w innych języka i na innych kontynentach. Tak jak Rosjanie robili to – mając do dyspozycji ogromne środki przecież – przez cały wiek XIX i robią nadal. Nie oglądając się przy tym na nikogo. My zaś jedyne co czynimy to przekonujemy samych siebie, że oni mają rację i że są wspaniali. Bo w końcu są. Nie wysyłają nas póki co na Sybir. Myślę również, że w głowach zafascynowanych rosyjską literaturą Polaków rodzić się może taka wizja –oto śledczy z FSB tłucze ich pałą i przesłuchuje na okoliczność znajomości rosyjskich autorów. Oni zaś, przygotowani zawczasu, odpowiadają jak z nut.

Polska jest chyba jedynym krajem na świecie tak skutecznie zarażonym nienawiścią do siebie. I to także jest wynikiem działania rosyjskiej propagandy, no i oczywiście niemieckiej, bo jakże by inaczej. Jest to po prostu wstęp do likwidacji państwa, a być może i narodu. Cóż nam bowiem pozostanie kiedy nie będzie już urzędów wypłacających zasiłki? Nic. Nic nie będzie tych źle wychowanych, źle wykształconych, agresywnych i niepewnych siebie ludzi trzymać przy Polsce. Nic. Pozostanie im tylko, tym bardziej rozgarniętym, deklamowanie listy nazwisk rosyjskich autorów-dysydentów, w nadziei że to coś pomoże. Kiedy jednak już to nastąpi, warto zapytać o początek i o przyczynę. Tą zaś była głupia wiara w jedność robotników różnych krajów i ras. Kto jeden choć raz uwierzył w tę bzdurę i zastąpił nią wiarę w Niepokalane Poczęcie Marii Panny był już przegrany. 

Czy coś nam prócz przemądrych dyskusji przy nocnej lampce z książką w ręku pozostało? Nie wiem. Państwo nasze nam nie pomoże, bo interesy obecnego rządu podobne są do interesów Szpicbródki, który mawiał; moja dintojra jest w Berlinie i nazywa się Herrn Ferein. My zaś możemy co najwyżej próbować robić coś na własną rękę. Ja piszę książki. Jeśli ktoś chce zobaczyć jakie, zapraszam na stronę www.coryllus.pl

  Jedna odpowiedź do “Co zamiast Matki Bożej?”

  1. Czytałem rosyjskich klasyków literatury.Jednak nie ma to żadnego przełożenia na moje uczucia czy sympatie do Rosji.Uważam ją za IMPERIUM ŻŁA.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.