sie 242023
 

Wysłaliśmy wczoraj do druku książkę niezwykłą – wspomnienia księdza Józefa Borodzicza. Składa się ona z dwóch części, a żadna z nich nie była publikowana od czasów przedwojennych. Jedna z tych części była publikowana w nakładzie tak niskim, że mało kto o niej wie. Książki te noszą następujące tytuły: „Kresy polskie w niebezpieczeństwie” i „Na wozie i pod wozem”. Trzecią część książki stanowią listy księdza Józefa Borodzicza do Dmowskiego i Paderewskiego oraz przełożony z francuskiego opis afery w jaką księdza wkręcili agenci ochrany pracujący na stanowiskach dyplomatów polskich u zarania niepodległości. Afera ta wybuchła we Włoszech, przetoczyła się przez Hiszpanię, Francję i Belgię, a żywot zakończyła w Szwajcarii. Dzięki zaangażowaniu kolegi Maćka zgromadziliśmy masę nie publikowanych nigdy dotąd materiałów na temat księdza Borodzicza, ale nie zdążyliśmy ich przetłumaczyć. Poza tym książka i tak ma ponad 600 stron, a gdybyśmy powiększali aneksy miałaby pewnie z 800. W archiwach jest jeszcze sporo materiałów na temat księdza i jego działalności na Kresach i w zachodniej Europie. Myślę więc, że po sprzedaniu tego nakładu zajmiemy opracowaniem nowego, uzupełnionego wydania.

Nie będę zdradzał szczegółów tej historii, ale zdumiewające jest w niej to, że niektórzy bohaterowie wolnej ojczyzny, także ci, który my tu promowaliśmy okazywali się być osobami skrajnie naiwnymi. Siatka zaś rosyjskich agentów na zachodzie, którą gładko przejęli komuniści, opierała się na ludziach z tak zwanego towarzystwa. Między bajki więc włożyć należy gawędy o tym, jak to dyplomaci radzieccy mieli kłopot z pokazywaniem się w salonach Europy, bo nosili wysokie, miękkie buty, albo łapcie i do tego zapinaną z boku pod szyją rubaszkę. Sowietów w kręgach dyplomatycznych i towarzyskich Europy reprezentowała arystokracja. Także polska, choć chcę wierzyć, że tylko z naiwności. Jednym z negatywnych bohaterów historii księdza Borodzicza jest Konstanty Skirmunt, stryjeczny brat Romana Skirmunta premiera niepodległej Białorusi założonej przez polskich ziemian po I wojnie światowej. Człowiek tak zasłużony dla niepodległości i Polski, że w czasie kampanii wrześniowej, kiedy zrewoltowane chłopstwo chciało podpalić jego dwór, dostał ochronę od sławnego generała Kleeberga.  Jego kuzyn Roman nie miał tego szczęścia, został zamordowany na stopniach własnego dworu.

O szczegółach sprawy księdza Borodzicza przeczytacie sobie w książce, która mam nadzieję będzie dostępna już na targach pod Pałacem Kultury w dniach 8-10 września tego roku. Ja zaś chciałem zwrócić uwagę na coś, na co Maciek trafił przypadkiem przeglądając te tony zdigitalizowanych papierów po księdzu Józefie Borodziczu. Oto w jednym ze swoich pism, ksiądz Józef Borodzicz pisze, że napotkał na swojej drodze dawnego agenta ochrany mecenasa Hofmokl-Ostrowskiego. Przyznam, że zamarłem. Pan mecenas jest bowiem doskonale znany wszystkim wielbicielom literatury pitavalowej, a także miłośnikom sensacji i sensacyjek tak przedwojennych, jak i tych z czasów PRL. Napisał on dwie ciekawe książeczki, jedna traktuje o jego warszawskich procesach, a druga to po prostu przewodnik pod strukturze banków stołecznych działających w Warszawie przed wojną. Był więc, jak widać, pan mecenas człowiekiem wielu talentów. Niektórzy już pewnie wiedzą do czego zmierzam, ale potrzymam jeszcze chwilę w napięciu tych, którzy nie wiedzą. Mecenas Hofmokl Ostrowski dożył bardzo późnego wieku, zmarł mając lat 98, albo 99. Pisał o nim w swoim sławnym, sądowym reportażu Marek Hłasko. A czego dotyczył reportaż? No właśnie. Nazywał się „Proces przeciwko miastu” i opisywał jeden z najsławniejszych procesów lat pięćdziesiątych, proces Władysława Mazurkiewicza, wielokrotnego mordercy z Krakowa, zwanego „pięknym Władziem”. Na motywach tej historii powstał film, który przed kilku laty przemknął przez ekrany kin, gdzie Mazurkiewicza zagrał Chyra. Pisałem o tym, tak jak wcześniej pisałem samej o sprawie Mazurkiewicza. Hłasko szydził z niej, bo był czas odwilży i można było szydzić, a najbardziej drwił w metody obrony jaką przyjął mecenas Hofmokl-Ostrowski, który twierdził, że Mazurkiewicz ma zeza widlastego, a przez to wrodzone skłonności do zbrodni.

W filmie widzimy, że Mazurkiewicz to współpracownik UB, choć nie do końca chętny do tej współpracy. W rzeczywistości zaś, co zasugerował Hłasko w reportażu, cała sprawa z Mazurkiewiczem była pewnie ukartowaną próbą likwidacji agenta, który wykonywał jakieś zlecenia dla komunistów, ale poszedł w samodzielność i do tego zaczął strzelać do niewłaściwych ludzi. Zamieść się tego pod dywan nie dało, a więc sfingowano proces, uspokajając Mazurkiewicza, który był wyjątkowo wprost wyluzowany na sali sądowej, tym mecenasem. Starym dobrym agentem ochrany, mającym zapewne jakieś gwarancje bezpieczeństwa także w czasie okupacji niemieckiej. Pan mecenas wymyślił malowniczą linię obrony, następnie piękny Władzio dostał kaesa, wyciągnięto go z sądu, powieszono, a mecenas zszedł ze świata w trybie naturalnym, czemu nikt się nie dziwił. Miał w końcu prawie sto lat, a pierwsze lojalki podpisywał pewnie jeszcze za cara Aleksandra III, ojca Mikołaja II.

Ksiądz Józef Borodzicz, który także był zagadkową postacią, rozpoznał proweniencje pana mecenasa od razu, być może znał go wcześniej i miał z nim do czynienia w czasie swoich licznych przepraw z władzą carską. Był bowiem ksiądz Borodzicz prześladowany i więziony. Wszyscy wiemy za co, za to, że gromadził wokół siebie wiernych i zbudował pięć kościołów. Józef Borodzicz był też człowiekiem majętnym i miał majętną rodzinę, co nieco mu pomagało, bo urzędnik carski, jak wiadomo, był istotą bezradną wobec półrublówki.

Obejrzałem wczoraj fragment filmu na TVP Historia, który pokazywał jak doszło do defilady niemiecko-sowieckiej w Brześciu, w 1939 roku. Narratorem niektórych fragmentów był Grzegorz Braun, a innych Paweł Wieczorkiewicz. W pewnym momencie powiedział on, że najbliższym i najbardziej wpływowym doradcą Józefa Becka i prezydenta Mościckiego był sowiecki agent, zapomniałem nazwiska, ale przyjdzie Maciek i przypomni. No, ale ten sowiecki agent nie był na tym stanowisku zainstalowany ot tak sobie. On musiał mieć jakąś przeszłość, którą ktoś badał, musiał mieć koneksje, a także gwarancje. I był zapewne wcześniej jeśli nie agentem, to współpracownikiem ochrany. Poprzez wysoko postawione i bardzo dystyngowane osoby, jak możemy się domyślić, nawiązał tę współpracę, nie poprzez jakichś łapciuchów.

Jeśli do tego dodamy drukowane w gazetach skargi, które opublikowałem w „Socjalizmie i śmierci”, dotyczące obecności szpicli ochrany w strukturach defensywy na początku lat dwudziestych, to można się zastanawiać, całkiem serio, ile było Polski w Polsce? I dlaczego we wrześniu 1939 tak łatwo sobie z Polska poradzono. Tym cenniejsze to będzie, że zbliża się kolejny wrzesień, a potem na pewno przyjdzie październik.  Można też przemyśleć raz jeszcze kwestię dziedziczenia i tradycji i popatrzeć innym okiem na czasy współczesne. I na ludzi, którzy – z jednej strony – twierdzą, że polskość to nienormalność, a także na tych drugich, którzy na Polsce są skupieni tak silnie, że aż od tego wpatrywania się w nią dostali zezna widlastego. Na tym zakończę. Módlcie się, żebym znalazł nowy lokal, bo do grudnia przyjedzie tu z siedem, jak nie osiem nakładów i nie ma tego gdzie położyć.

  26 komentarzy do “Czy agenturalność jest dziedziczna?”

  1. dobry tekst, dający do myślenia, dlaczego mamy tylu zaciekle zwalczających się polityków, gotowych iść w zaparte do końca, niestety końca Rzeczpospolitej, a nie ich końca (głupia parafraza słów Maura z Psy I) filmie który dał legendę dobrego ….

  2. „urzędnik carski, jak wiadomo, był istotą bezradną wobec półrublówki’

    Myślę, że wobec pięciorublówki, bo o półrublówce to nawet słownik nie słyszał 😉

    I tak zostało do dzisiaj, bo świnka świnkę zawsze rozpozna 😉

  3. No co ty gadasz, każdy szanujący się, nastoletni kolekcjoner numizmatów miał srebrną półrublówkę w zbiorach. To była najczęściej występująca moneta carska nie licząc kopiejek

  4. No co ty gadasz, urzędnik miałby się połakomić na połowę jak mógł dostać 10 razy tyle 😉

  5. Dzień dobry. Oczywiście, agenturalność jest dziedziczna, podobnie jak chorobliwa naiwność, ogólne skur…..ństwo i inne rzeczy, którymi nasiąka się w domu. Ponadto, werbownicy mają już dane teleadresowe, więc nawet jak ktoś nie nasiąkł, to go znajdą i nasączą. „Agenci wszystkich krajów łączcie się!” – jak było napisane na Trybunie Ludu, tam wprawdzie użyto słowa „proletariusze”, ale kto wiedział, ten wiedział. Przyznam, że ja sam wierzyłem kiedyś w ukrytą walkę wywiadów konkurencyjnych potęg, dawno temu, a teraz już wiem, że nie ma żadnych konkurencyjnych potęg a agentura jest jedna. Stąd te sensacyjne przejęcia agentów, miękkie przejścia na stronę przeciwnika i inne sztuczki dla gawiedzi, żeby się miała czym ekscytować i nie zaczęła aby myśleć. A polska arystokracja? no cóż, ta od dawna jest bezradna wobec uroku Korony, nie ona jedna, więc jak ktoś początkowo brzydzi się pracować dla szczęścia ludu, to się go zaprasza do Londynu albo jakiegoś Savoy’u na Rivierze, podejmuje jak księcia i załatwione. W przypadku cwańszych gap nie bez użycia białych banknotów, ale to już didaskalia…

  6. Na poczatku wrzesnia ma sie ukazac ksiazka Wojtka Sumlinskiego, ktora rzuci wiecej swiatla na to zagadnienie w odniesieniu do naszych czasow.

  7. Dobrze, że Pan nie zapamiętał nazwiska, bo szukać trzeba gdzie indziej i czegoś innego.

  8. Tadeusz Kobylanski zwerbowany w 1924 roku.

  9. Kazdego da sie zlamac.

  10. Zapytam, kiedy skończy się głupota polskich historyków grzebiących w śmieciach podrzucanych z Łubianki?

  11. Ks. Borodzicz był krytycznie nastawiony do Konstantego Skirmunta, ponieważ po pierwsze był on homoseksualistą (powszechnie o tym wiedziano), a po drugie należał do Stronnictwa Polityki Realnej, partii, która nie miała zbyt dobrych notowań w społeczeństwie.

  12. Rozwój sztucznej inteligencji spowoduje, że charakter pracy agentów zmieni się albo w ogóle nie będą potrzebni. Rośnie za to zapotrzebowanie na administratorów systemu, dlatego są popularne na wyższych uczelniach takie kierunki, jak „bezpieczeństwo narodowe”, cyberbezpieczeństwo, które ani z bezpieczeństwem, ani z narodem nie mają nic wspólnego.

  13. Janek Piński i Tomek Szwejgiert, były współpracownik wywiadu, zastanawiają się w dyskusji, dlaczego Partia pozwala różnym ludziom, np. Sumlińskiemu demaskować ich cyngli.

    Moim zdaniem powód jest prosty: tych ludzi i tak trzeba będzie zwolnić, bo wchodzą nowe technologie, więc najłatwiej będzie ich ujawnić, żeby się pozbyć tego ciężaru, a w „rewelacje” rozgoryczonych współpracowników i tak nikt nie uwierzy i mało kogo to interesuje.

    Wchodzi nowe pokolenie młodych ludzi zaznajomionych z informatyką, którzy będą trzymać społeczeństwo za twarz. Młodzi ludzie nie mają skrupułów ani nie posiadają żadnych wartości, więc zrobią to z ochotą i przekonaniem, że tak trzeba.

    https://youtu.be/Z093xg_14yA?si=59ZQGM-BRIxdphto

  14. Jak połączą siły z Piątkiem będą stanowić siłę nie do zwalczenia.

  15. Na „smieciach” mozna dobrze zarobic i Wojtek Sumlinski & company to wie. Osoby ujawnione w ksiazce „Aneks” i tak byly przeznaczone do utylizacji przez system. Moze dojdzie do jakiejs szarpaniny i wystapienia niezdrowych emocji. Na wybory to i tak nie bedzie mialo wplywu, bo z tego co widze, to wszystkie kanalie, ktore mialy sie znalezc na listach tam beda, a uczciwych ludzi wykreslono z kilkoma wyjatkami, jak G. Braun i paru tam jeszcze innych anonimowych dobrych ludzi sie zalapalo. Ciekawi mnie, jaka metamorfoze przejdzie Kolodziejczak – dojrzeje do polityki, czy Tusk go wykonczy?

  16. Dziękuję, że mi Pani poleciła tego Piątka. Swoją drogą świadczy to też o Pani, z jakich źródeł korzysta. No cóż, warto swoje wiedzieć.

    https://youtu.be/4OfXU4gzwos?si=8NzyBVfNsuMPg9VC

  17. Zgadzam się z Panią. Za trzydzieści lat najpóźniej Polska będzie wyglądała jak w „Seksmisji”, a Kaczyński będzie żył po wielu przeszczepach przedłużających życie jako Jej Ekscelencja.

     

    Wojtek niepotrzebnie się produkuje.

    To nie ma sensu, naprawdę!

    https://youtu.be/Tlm0i4wMfec?si=5mQPgQtsMUQ7J5id

  18. No, ale w takim razie jest jeszcze gorzej niż myślałem. Skirmunt był marionetką w rękach agentów, podobnie Dzieduszycki.

  19. Ksiądz Borodzicz w wyniku intrygi ludzi skupionych wokół Skirmunta został wydany bolszewikom, cud go ocalił

  20. Żartuję, ale Tomasz Piątek opisuje, po swojemu oczywiście, niemal diaboliczne umiejętności J. Kaczyńskiego, że wyobraziłem sobie, że on wszystkich polityków wykiwa. Zresztą taki był cel Piątka, aby przerazić słuchaczy.

    Ja nie słucham takich materiałów, obejrzałem to z powodu rekomendacji, to raz a dwa, że wyszukiwarka sama podsunęła mi ten filmik, czyli AI działa, a że jestem wrażliwy, to po obejrzeniu pierwszych 10 minut od razu wyobraźnia dopowiada, co będzie dalej. Więcej nie byłem w stanie oglądać.

  21. Powszechnie informowano o predylekcjach sodomistycznych ministra RP – Konstantego Skirmunta? Zachowały się jakieś wspomnienia odnośnie wskazanego faktu w biografii p. Skirmunta?

  22. Wobec półimperiała urzędnik był bezradny, tak dobrze żeby robił się bezradny wobec 50 kopiejek to niestety nie było.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.