Tytuł ten wymyślił wczoraj Tomek Bereźnicki, który rysuje właśnie komiks o Mohaczu i zrobił całą oprawę naszego konkursu. Tytuł ten wiąże się po trosze ze mną i naszym blogiem, a po trosze z reżyserem Smarzowskim i jego filmem „Pod mocnym aniołem”. W życiu jest tak, że każdy autor, piszący, reżyserujący czy malujący lubi się czasem posłużyć jakimś wątkiem już znanym. Czyni to bo chce trochę pokokietować publiczność, zgromadzić wokół siebie jakąś wspólnotę ludzi myślących o tych samych sprawach w podobny sposób, lub po prostu pochwalić się erudycją, albo choćby tym, że udało mu się wyszperać jakiś interesujący motyw u innego, często zapomnianego autora i teraz właśnie go prezentuje. I to jest mili moi aspiracja. Przyznam się ode razu, że ja, choć aspiracje średnio toleruję, nie jestem od nich wolny, bo nikt po prostu nie jest. I pewnie być nie może. Wszystko przez zwykłą ludzką próżność. Ja, dla przykładu, zaplanowałem na wiosnę wydanie dwóch książek i kwartalnika. Nie mogłem napisać szybko nowej Baśni, więc pomyślałem sobie, że zrobię coś innego i będzie to niespodzianka. I ona będzie, możecie mi wierzyć, ale o połowę mniejsza, bo część niespodzianki muszę ujawnić już dziś. A wszystko przez Smarzowskiego. Zaplanowałem sobie, że wydam zbiór swoich tekstów, coś na kształt „Atrapii”, ale troszkę inny. Z większą ilością tekstów, nieco tańszy, niż zwykle kosztują nowe książki w naszym sklepie i opatrzony inną okładką. Od dawna już miałem wymyślony tytuł do tej książki, ale nie mogłem się zebrać do wybierania tekstów. No, ale w tym roku dzięki poświęceniu uporowi niektórych czytelników teksty te zostały wybrane i antologia miała się ukazać, pod tytułem, o którym tu kiedyś pisałem. Nie wiem czy pamiętacie, ale gawędziliśmy sobie ze dwa lata, albo półtora roku temu o czymś, co zostało spointowane fragmentem sztuki Grigorija Gorina pod tytułem „Prawdomówny kłamca”. Sztukę tę Maciej Wojtyszko przerobił w roku 1979 na spektakl telewizyjny emitowany w sobotę, przed południem, w porze, kiedy ja 10 letnie wówczas chłopię siedziałem przed telewizorem. Sztuka ta to jedna z wielu przeróbek życiorysu barona Munchhausena, którego zagrał tam Janusz Michałowski, prywatnie mąż Izabeli Cywińskiej. No i mamy tam taką scenę, uwodzicielską niezwykle: baron opuszcza swoje domostwo i mówi – kiedy wrócę ma być szósta. Na co majordomus – szósta rano czy szósta wieczorem panie baronie? – Szósta w południe.
Ja tę sztukę widziałem jako 10 latek i frazę tę pamiętam i trzymam w sercu od lat trzydziestu pięciu i nie jest to jedyna fraza i jedyny fragment sztuki przeze mnie ukryty, który czekał lata całe na swoją kolej. Wiedziałem bowiem, że do czegoś się to przyda i kiedy zacząłem myśleć o tym zbiorku tekstów, chciałem mu nadać taki właśnie tytuł: 6 w południe czyli najlepsze kawałki Coryllusa. No, ale wczoraj okazało się, że nie mogę tego zrobić i muszę wymyślić inny tytuł. Zanim opowiem dlaczego chciałem przypomnieć pewną historię sprzed wielu lat.
Pracowałem kiedyś jako archiwista w sławnej gazecie Tomasza Wołka pod tytułem „Życie”, redakcja mieściła się nad kinem „Femina”, a w niej siedziały wszystkie tuzy współczesnego dziennikarstwa, no może prawie wszystkie. W każdym razie byli tam ci, którzy dziś są w umiarkowanym centrum, na skrajnej lewicy, no i wielu „naszych”. Chadzałem w tamtych czasach jeszcze do kina i czasem z kolegami z pracy dyskutowaliśmy na schodach o tych filmach, co to je w kinie puszczali. Może nie dyskutowaliśmy, ale po prostu tak ględziliśmy co nam ślina na język przyniosła. Do naszej kanciapki przychodzili dziennikarze z mądrymi minami, by tam w zaciszu poddasza kompromitować się swoją niewiedzą lub ordynarnym chamstwem. Sądzili widocznie, że skoro oglądamy ich tylko my, to wszystko uchodzi i wszystko wypada. No i popatrzcie jaka niespodzianka….I przychodziła tam pewna pani, wyjątkowo wprost głupia, która pracowała w dziale kultury. Przekonywała mnie ona kiedyś, że Michał Anioł nie dokończył Piety Rondanini, bo to takie dzieło otwarte było. Ja dokładnie nie pamiętałem dlaczego on tego nie dokończył, ale miałem wrażenie, że z powodu własnego zgonu. No, ale nie udało mi się tej pani przekonać. Potem przyszła, żeby pochwalić się filmem, który nakręcił jej kolega. Był to zapomniany już całkiem film pod tytułem „Kratka”, opowiadający o tym, że żebrak, starszy już mężczyzna i mały urwis, usiłują wydobyć z kratki ściekowej monetę, która tam wpadła. Każdy wiąże z tą monetą jakieś plany, ale ona jest jedna, a ich dwóch. W dodatku, żeby ją zdobyć trzeba się trochę namęczyć no i wykosić konkurencję. W filmie tym żebraka grał Jerzy Kamas, który o ile pamiętam występował w kapeluszu i szaliku. Było to tak samo prawdopodobne jak to, że uczucie wrażliwej kobiety może wydobyć pijaka z nałogu. No więc żebrak w kapeluszu i dzieciak walczą o pieniążek, ale w końcu się zaprzyjaźniają i film kończy się tym, że spacerują po Warszawie i starszy pan pokazuje małemu różne ciekawe miejsca, w sensie zabytki sztuki i kultury, a nie meliny, burdele i murki gdzie siedzą dilerzy prochów. Sami więc widzicie jaki to był film. No i ta pani z redakcji kultury przyszła opowiedzieć nam, biednym archiwistom, o tym, że jej kolega nakręcił ten obraz i że to jest bardzo ciekawe. Ponieważ ja pamiętam z dzieciństwa mnóstwo rzeczy od razu przypomniałem sobie wydaną w latach siedemdziesiątych książeczkę zatytułowaną „13 opowiadań amerykańskich”. Była to jedna z pierwszych „poważnych” książek jakie przeczytałem i wiele jej fragmentów jest ze mną do dzisiaj. Między innymi opowiadanie zatytułowane „Popołudnie w dżungli”, w którym przeczytać możemy o przygodach żebraka i małego urwisa, którzy zauważyli, że w kratce ściekowej leży srebrny dolar. Obaj bardzo chcą go mieć i wiążą z nim jakieś plany, ale nie jest łatwo. Pieniążek trzeba wydobyć ze ścieku, a przedtem jeszcze wykosić konkurencję. Opowiadanie to utkwiło mi w pamięci, bo miało bardzo smutne zakończenie, dzieciak odpędza staruszka, upokarza go i triumfuje. Był to kawałek niezłej prozy, może nie najlepszej, ale mieszczącej się w górnej strefie stanów średnich. Oczywiście od razu powiedziałem pani z działu kultury, że ten film to plagiat i tylko ktoś wyjątkowo nierozsądny mógł przypuszczać, że ludzie nie będą pamiętali tamtego opowiadania. Tak się bowiem składa, że ludzie czytają książki, a dobre książki potrafią czytać po kilkanaście razy, a jeszcze do tego przywiązują się do zawartych tam treści i eksploatują je później w swoim życiu. Ja to wiem na pewno, bo co jakiś czas dzwoni tu ktoś i pyta dlaczego ja się czepiam Aragona. To był przecież świetny autor. Oczywiście, że tak, to był świetny autor, ale prócz tego był to szczery komunista, agent Moskwy, wróg własnego kraju, a jeszcze do tego wychował się w rodzinie zawodowych prowokatorów, czyli po prostu w rodzinie pana prefekta Andrioux, którego był naturalnym synem. I popatrzcie teraz ile ja uprzejmości wyświadczam każdorazowo Erykowi Mistewiczowi porównując go do Aragona….Ludzie naprawdę go lubią, (Aragona nie Mistewicza), czytają jego książki i ekscytują się nimi choć minęło przecież już tyle lat….I dzwonią do mnie, po to, by mi powiedzieć, żebym się wreszcie od niego odczepił.
No, ale wracajmy do naszych rozważań. Tylko ktoś tak głupi, zadufany i płytki jak polski reżyser filmowy, może ukraść motyw innemu autorowi i udawać, że to jego oryginalny pomysł. Nawet jeśli taki reżyser ma na tyle wstydu, że się na moment przed kradzieżą zawaha, to zaraz pomyśli sobie o tych wszystkich pańciach z działów kultury wielkich tygodników, dzienników i portali internetowych, które popędzą w miasto pochwalić się przed znajomymi i nieznajomymi tym, że ich kolega, sławny reżyser, nakręcił nowy, bardzo ciekawy i pełen oryginalnych konceptów film. I jego wahanie pierzchnie od razu niczym zając pod miedzę. I pomyśli sobie taki jeden z drugim: a co mi tam, te głąby i tak nic nie rozumieją i tak niczego nie zauważą… kręcimy, akcja!
No i ja do wczoraj miałem tytuł mojej nowej książki, który miał brzmieć „6 w południe czyli najlepsze kawałki Coryllusa”. Rano jednak zadzwonił telefon, moja koleżanka, która była na tym filmie powiedziała mi, że w żadnym razie nie mogę tak nazwać książki. Nie mogę bowiem reżyser Smarzowski użył tego bon motu w swoim nowym filmie „Pod mocnym aniołem” aż dwa razy. Dwa razy Smarzowski opowiedział w filmie nie swój kawał i czeka na oklaski. No więc klapa, z tytułu nici. Jak się domyśliliście w mojej książce znalazłby się cały fragment sztuki Gorina, wraz z tytułem i nazwiskiem autora. Ponieważ w książce Pilcha, którą czytałem numeru z 6 w południe nie ma, wnoszę, że jest to autorski koncept reżysera Samrzowskiego i ciekaw jestem czy na liście płac, która pojawia się na końcu filmu dopisane jest malutkimi literami skąd pan Smarzowski ściągnął ów pomysł? Być może jest tam ta informacja, a ja się niepotrzebnie czepiam, jestem jak wiecie małostkowy i zawistny, zazdroszczę po prostu wielkiemu reżyserowi talentu i pomysłów. No, ale jeśli jej nie ma? Wyobraźcie sobie, że coś takiego dzieje się, nie w Hollywood wcale, ale w kinie brytyjskim, że ktoś nie zaznaczając skąd porywa pomysł, umieszcza go w filmie i nie puszcza oka do publiczności, nie realizuje tego co na wydziale filologii polskiej określa się mianem intertekstualności? Tam jest krytyka i ta krytyka bierze pieniądze za niszczenie słabych, głupich i leniwych, a także za wspieranie silnych, sprytnych i bezwzględnych. Ok, może przy swojej małostkowości jestem jeszcze marzycielem i wcale nie jest tak jak napisałem, a Smarzowscy rządzą…Być może…No, ale trochę szkoda mi tego tytułu i zastanawiam się też czy któryś z nich potrafi coś wymyślić sam z siebie, bez podkradania, kopiowania ściągania i naciągania. Przypuszczam, że nie. Nie ma się co martwić na zapas, wczoraj w drodze do Warszawy wymyśliłem już nowy tytuł i on będzie niespodzianką, a także pewna książka, którą zamierzam napisać w lutym. Na stronie www.coryllus.pl pojawiła się po raz kolejny Atrapia, której miało już nie być, ale okazało się, że w hurtowni, a którą zakończyłem współpracę jest jeszcze 50 egzemplarzy. Są to absolutnie ostatnie egzemplarze tej książki. Wznowień nie będzie.
Na naszej stronie www.coryllus.pl pojawił się już regulamin konkursu na komiks według „Baśni jak niedźwiedź”. No więc jest tak, mamy trzy kategorie: bitwy, kresy, święci. Do każdej kategorii przyporządkowane jest jedno opowiadanie i można sobie wybrać co się chce rysować. Czy bitwę pod Żyrzynem według opowiadania „Żyrzyn 1863”, czy historię księcia Romana Sanguszki według opowiadania „Baśń kresowa”, czy może historię św. Ignacego de Loyola według opowiadania „Trzydniowa spowiedź kochanka królowej”. Nagrody są niekiepskie, w każdej kategorii po trzy. Za pierwszą 5 tysięcy minus podatek, który w takich razach koniecznie trzeba odprowadzić, za drugą 3 tysiące minus tenże podatek, a za trzecią 2 tysiące minus wspomniany podatek. Myślę, że warto się pokusić, tym bardziej, że z autorami najlepszych prac chciałbym potem podpisać umowy na stworzenie całych albumów, według mojego scenariusza. Aha, jeszcze jedno: na konkurs nie rysujemy całej historii, ale jedynie od 4 do 6 plansz formatu A 4 w pionie. Szczegóły pojawią się niedługo na stroniewww.coryllus.pl w specjalnej zakładce „Konkurs”. Prace będzie można nadsyłać do 20 maja, a ogłoszenie wyników nastąpi 20 czerwca.
Ponieważ intensywnie zbieramy pieniądze na nagrody, które są dość poważne, umieściłem w sklepie kilka nowych tytułów, są to albumy z archiwalnymi zdjęciami, dość szczególne o tematyce raczej mało spopularyzowanej. Opisy znajdziecie przy zdjęciach okładek. Zysk z ich sprzedaży przeznaczamy w całości na nagrody konkursowe.
Mam też inne ogłoszenie. Jeden z naszych przyszłych autorów, Robert Gawkowski, którego tekst będzie można przeczytać w najnowszym numerze „Szkoły nawigatorów” zaprasza wszystkich czytelników tego bloga na spotkanie autorskie i promocje książki FUTBOL dawnej Warszawy. Spotkanie organizuje Towarzystwo Miłośników Historii
oraz Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego
Prezentacja książki odbędzie się we wtorek, 4 lutego 2014 r.
o godzinie 17.00 w siedzibie Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk
(Rynek Starego Miasta 29/31) w Sali Kościuszkowskiej.
W trakcie prezentacji przewidywany pokaz fragmentów filmów
archiwalnych sprzed 75 lat.
Mnie tam niestety nie będzie, bo akurat mam swój wieczór autorski w Gdańsku, w Manhattanie. Ten sam dzień i ta sama godzina.
Na stronie www.coryllus.pl mamy nowe obrazy Agnieszki Słodkowskiej, ze słynnej już serii „japończyków” mamy też cztery portrety bohaterów naszego komiksu o bitwie pod Mohaczem. Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki. Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8. Nasze książki można także kupić w księgarni „Przy Agorze” mieszczącej się przy ulicy o tej samej nazwie pod numerem 11a.
bardzo smutno mi się zrobiło po przeczytaniu powyższego tekstu …
przypomniał mi się piękny wizualnie autocytat Feliniego ….. ten nocny rajd motocyklowy po Rzymie , do którego autor po latach wrócił …..
i jeszcze przyszła mi na myśl moja lektura z bardzo młodych lat ( na pewno za wcześnie czytana ) …
to Azyl Faulknera …. rzecz okrutna …. społeczność gdzie upadają wartości… i jaka forma wchodzi w to miejsce …………… to rzecz bardzo dziś aktualna ……… boleśnie ….
Tak się składa , że wsiadam za chwilę w autobus ,,, ale też w maszynę do podróży w czasie …… Ciekawa jestem , jaka wrócę…..
Tym się różni aspiracja od kradzieży, że przy tej pierwszej podaje się przypis (źródło) – zamieszczam tę informację celem przpomnienia studentom , którzy tu „wchodzą”.
Posiadanie wiedzy nie jest równoznacze z posiadaniem mądrości . Mądrość to coś co jest połączeniem tego co pochodzi z głowy z tym co wydobywa się z serca .
Zanim ZŁY zatakuje serce musi opanować umysł .
Tacy zapewne znani Wam – premieraTusk i ministra Kluzik Rostowska mają aspiracje napisania podręcznika dla klasy pierwszej a skończy się kradzieżą znaczy plagiatem 😉
I ma Pan rację Panie Gabrielu ,że najwiksz żniwo zbiera tam gdaie są aspiracje i gdzie jest dużo do stracenia .
„Brać na lewo i prawo, jeśli coś wam pasuje to możecie, a nawet powinniście to zrobić. Dla dobra waszego filmu.” Tak Wajda zawsze uczył swoich studentów braku skrupułów w podbieraniu innym. Ale tak samo jest na całym świecie. Nie tylko u nas …sam Coryllusie pisałeś o Harrym Potterze.
Tyle, że jeśli robi to silny to jest to aspiracja a jeśli robi słaby/biedny/ to jest to kradzież.
To prawo równie uniwersalne jak dekalog.
Ostatnio na FB jest modny taki wpis; „Poprosiłem Boga o rower ale wiem, że Bóg nie działa w ten sposób. Ukradłem więc rower i poprosiłem Boga o wybaczenie.” Al Pacino Ten przynajmniej chce zadbać o dobre samopoczucie swoje i innych w jego wiosce.
A które jest według Was gorsze naruszenie kradzież czy kłamstwo ?
Kradzież ,może być pojedynczym wybrykiem , jeśli chodzi o kłamstwo , to zazwyczaj jedno pociąga za sobą drugie . Kłamstwo .
Byłem dziś z moją Ukochaną Iwonką na spotkaniu z Panem Gabrielem .
też tak uważam, kłamstwo dewastuje głebiej
Kłamstwo jest nieodłącznym atrybutem budowniczych nowego porządku…zawsze.
Jakie wrażenia?
Ja nie wiem czy dobrze nawiążę w tem trakcie,ale czy ten ebenezer rojt z s24 to on nie jest szwanc? Czy tylko udaje?
Prawdziwa inspiracja godziny 6 w południe może sięgać nawet Nowego Testamentu.
Mk 15:33 bt „A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej.”
To się na nasz czas przekłada na godziny między 12 a 15 w południe.
Chrystus o 9 (czyli 15) woła Eli, Eli, lema sabachthani?
Naprawdę oryginalnym pomysłem byłby tytuł „o 9 w południe”.
„Nowy porządek” od czegoś musi zacząć więc kradnie : hasła, programy, emblematy, dobra ….. Inspiracja „nowego” pożywia się więc ukradzionym (cudzym).
Po osiągnięciu stanu inspiry – zaczyna aspirować do zajęcia miejsca pozwalającego na dalsze dyskontowanie (okradanie) cudzego dorobku.
Skutecznym instrumentem ułatwiającym ten proceder jest czarny PR wobec tych co mogą stanowić zagrożenie „nowemu porządkowi”.
Nie napisał Pan jakie wrażenia … ale pewnie coryllus i tak odniesie się do spotkania na Manhattanie …
Najwyraźniej wczoraj był dzień ważnych spotkań , bo ja pojechałam w odległą przeszłość……
Spotkałam się z panem Romanem Heilem , który tu kiedyś na chwilę zajrzał ……… …. I dzięki temu kontaktowi znalazły się ,, klucze ,, do bardzo dla mnie ważnych rodzinnych sprawa ……
Czyli każdy dostaje wg potrzeb …nie umiem powiedzieć , jaka to dla mnie radośc i nowe perspoktywy …. i czas działanią… 🙂 .. 🙂 … 🙂
Wrażenie jak najbardziej pozytywne , zwłaszcza że poraz pierwszy w życiu , podobnie jak moja Ukochana , na spotkaniu z autorem książek . Oczywiście miałem jakies swoje wyobrażenie o Panu Gabrielu , bardzo pozytywne wyobrażenie ( oglądałem na necie spotkania z nim na necie , od dosć długiego czasu siledzę jego działalność na blogu i S24) , które w pełni się potwierdziło , mogę nawet powiedzieć ,że rzeczywistośc przerosła moje wyobrażenie , napiszę jeszcze raz pozytywnie .
Pan Gabriel jest człowiekiem , który wie czego chce , ma odwagę być sobą , wie o tym ,że nawet jego słabości są jego siłą i wie dokąd zmierza . No i bardza ważna rzecz , dla mnie najważniejsza jaką wyniosłem ze spotkania to to , ŻE SIĘ ZACZĘŁO DZIAĆ I ŻE SIĘ DZIEJE . Z tego co mówił Pan Gabriel wywnioskowałem ,że chce zarazić , tym „ŻE SIE DZIEJE ” innych , a jako że mam rozeznanie w temacie „DZIANIA SIĘ „, to jestem przekonany , że „DZIANIE SIĘ ” zacznie wydawać owoce i w moim życiu .
Moja towarzyszka , mimo tego że była zmęczona i głodna, z dużym zainteresowaniem wysłuchała wykładu Pana Gabriela i uważa , iż Pan Gabriel jest prawdziwy w tym co robi
ma odwagę i wiarę w siebie , w słusznośc tego co robi .
Dużą satysfakcję i radość sprawiło mi reakcja Pana Gabriele , gdy poprosiłem o dedykację zakupinej przeze mnie „Baśni Amerykańskiej” , dla Filozofa z PGR-u .
W dniu wczorajszym nie za bardzo miałem czas , no i byłem pod wpływem tych , no „tanich emocji” no i dlatego dopiero dzisiaj zamiściłem , powyżej , kilka zdań na temat moich wrażeń . To tego co napisałem powyżej dodam ,że w spotkaniu uczestniczyła spora ilość ludzi , a najbardziej ucieszyło mnie ,że wśród nas były również osoby młode , to nastraia bardzo pozytywnie .
a widać było żeby ktoś nagrywał te bezcenne chwile, żeby na YT wrzucić?
Niestety nie zwróciłem na to uwagi .
Wydaje mi się że Pan R. Hail do nas pasuje i że będzie umieszczał swoje komentarze pod tekstem „Coryllusowych goryczy”, no i cieszę się, że „Zaginiony ląd” ma nowe klucze do rodzinnych spraw.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaka potrafi być pustka i jakie luki wokół rodzinnych spraw, i wobec tego zwyczajna nostalgia, bo jednym krewnym skrócono życie, a do drugich się nie zdążyło bo paszport można było dostać dopiero w 1991 roku,
Trochę te nostalgiczne sprawy ratuje literatura, bo od 2000 roku kiedy wydano b. dużo pamiętników, wspomnień, monografii także tych bliskich moim krewnym itp w ten sposób można było się doinformować co do szczegółów rodzinnych zdarzeń
W ten sposób pozostaje nam Coryllus ze swoimi i ntelektualnymi emocjami. (nie są to tanie emocje). Nawet pewnie nie zdaje sobie sprawy jak dużo różnych naszych oczekiwań, do niego nas sprowadza.
„intelektualne emocje” , a co to za wynalazek? Nie sporowadziły mnie do Coryllusa jakiekolwiek oczekiwania , sprowadziła mnie do niego wspólnota interesów , także na poziomie emocji .
Jeszcze do mojego wpisu: co jest gorsze kradzież czy kłamstwo – one są ze soba związane, bo najpierw się okrada a potem kłamie, podając uzasadnienie dla kradziezy, że to zrobiono w imię walki klas na przykład, albo sojuszu jakiegoś tam, albo postępu (cokolwiek by on znaczył) .. …albo dla dobra osoby okradzionej na przykład, też dobre wytłumaczenei
czasami kradnie się po to ,żeby nie zdechnąć z głodu
albo dlatego, że tak się przyjęło i to łatwo przychodzi, bez głębszych uzasadnień
1) ale piszemy nie o głodnych czy bezdomnych ale o tych co kradną cudze „wynalazki” intelektualne
2) filozofa nie sprowadza tu jakieś oczekiwanie, ale wspólnota interesów – no to czy wspólnota interesów nie jest oczekiwaniem tego, że będzie wspólniej i łatwiej i pomyślniej itd?
aby cokolwiek zmienić potrzebne jest szerokie poparcie , wobec tego odnosze się w swoich wpisach do problemów szerszego spektrum społeczeństwa
przeciętny mieszkaniec byłego PGR-u , nie zrozumie nic , jeżeli przemawia się do niego z intelektualnych wyżyn , dotyczy to również spawaczy , monterów , górników itd . a oni również są bywalcami internetu , i o ile ktoś taki trafi na ten blog . chciałbym aby coś niecoś z tematów , które są tu poruszane , było dla nich zrozumiałe
……. 🙂 ….
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.