Jedyną dostępną ludziom aspirującym w Polsce tradycją, jest tradycja PRL, zwanego także najweselszym barakiem w obozie. Reszta, a wliczam w to fascynacje intelektualne, emocjonalne, specjalizacje naukowe i różne szajby, to czas wyobrażony i nigdy nie istniejący. Służący kiedyś do jako takiego urządzenia się w rzeczywistości prawdziwej, czyli w PRL, a dziś nadający się tylko do podkreślania swojej szczególnej pozycji, która – wskutek działań złych ludzi – została utracona. Taki jest mechanizm schadenfreude dzisiejszej opozycji, kładącej nacisk na walory intelektualne. Chodzi o to, by ocalić fikcję przynależności do elit, nie peerelowskich bynajmniej, ale jakichś dawniejszych, wyobrażonych. PRL musi być w tym wszystkim ukryty, pod jakąś pluszową kontestacją, której nigdy nie było, a która w wyobraźni urasta do szarż szwoleżerów gwardii. Tymczasem nie były to nawet skarpetki Tyrmanda. Była to najzwyklejsza służba, za którą się brało pieniądze. Służba, o której dziś nie można wspominać, no chyba, że na zamkniętych jakichś wieczorkach.
Wobec takiego postawienia kwestii, trzeba się zastanowić czego chcą „nasi”? Oni wiedzą, że tamci kłamią i kantują na chama, ale wiedzą też, że ma to jakiś urok, dla nich całkiem niezrozumiały. Usiłują więc ten czar ulotny jakoś zagospodarować i układają przedziwne słowne kalambury, które rozrastają się do rozmiarów książek. Potem zaś książki te są promowane przez jakieś lokalne, uczelniane sanhendryny. A promocji towarzyszy nadzieja, że czytelnik, wrażliwy przecież, zachwyci się tym i wyda na tę produkcję pieniądze. A jeśli nie wyda, to jego strata, bo i tak zostało to sfinansowane z podatków. Istotne jest, by zająć miejsce tamtych i z taką samą swadą opowiadać rzeczy uchodzące za mądre. Dlaczego ja się tak znęcam nad nimi? Znalazłem tu wczoraj taki cytat
Głupcy zawsze istnieli, niektórzy z nich sięgali nawet po władzę, ale nigdy jeszcze w dziejach świata ród ludzki nie miał do czynienia z prawdziwą inwazją głupoty. Zjawisko to stało się bardzo groźne, albowiem objęło niektóre kręgi władzy. Powstały fałszywe elity składające się w całości z durniów i dewiantów różnej maści, którzy trzymają się razem, wspierają i rządzą lub choćby próbują rządzić. Nic dziwnego, że Autor książki, znany zresztą z bystrej inteligencji i ciętego języka, dopatrzył się we współczesnym świecie zjawiska, które nazwał idiotokracją. Jest to ciężka choroba całej cywilizacji zachodniej, od USA po Ukrainę, od północnego kręgu polarnego po Australię. Miejmy nadzieję, że nie okaże się, iż mamy do czynienia z chorobą śmiertelną. W każdym razie zjawisko idiotokracji przybrało rozmiary zarazy, a jego wirus masowo rozprzestrzenia się za pomocą Internetu, tzw. serwisów społecznościowych i innych środków globalnego przekazu i komunikowania się. Wspomagają go różne utopijne doktryny lansowane nie tylko przez pseudonaukowców, lecz również polityków, którzy są gotowi zawracać świat
ku pogaństwu – w imię postępu oczywiście.
To jest coś niesamowitego. Nie mogę przestać myśleć o tym fragmencie, a już sobie wyobrażam, jak wygląda cała ta książka. Nazwanie tego kompromitacją, to jest wyraz nieopisanej wprost łagodności w stosunku do autora. Autor znany z bystrej inteligencji nie rozumie, że kokieteria to także sztuka. Ludzie zaś, jak to zostało powiedziane w tytule, coraz bardziej nienawidzą sztuki. Głównie dlatego, że robi ona z publiczności bydło. Tak dokładnie jest i wszyscy, którzy w tym procesie uczestniczą, biernie i czynnie, zostaną kiedyś straszliwie ukarani. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wiara w to, że odbiorca to kretyn, jest powszechna i zabójcza. To się jednak okaże dopiero później. Pod koniec tego całego spektaklu.
Do czego w ogóle są potrzebne przedmioty produkowane bez praktycznego przeznaczenia, przeznaczone tylko do tego, by rozbudzać ekscytacje kupującego? Do stymulowania zbiorowych emocji. Te zaś można podkręcać w okolicznościach kameralnych, na przykład w Klubie Ronina, albo na placach i ulicach. O ile na placach i ulicach dochodzi do różnych horrendów, a ludzie tam zgromadzeni po powrocie do domów, stwierdzają nie raz głośno, albo ciszej trochę, że nie byli sobą, w czasie kiedy tam skakali i coś skandowali, o tyle ze spotkaniami kameralnymi sprawy mają się inaczej. Tam się przychodzi po, by po wyjściu, można było rzecz sobie bez wstydu – byłem sobą. No to teraz powróćmy do początku tych rozważań. Jeśli takie kameralne spotkania organizowane są w teatrze Krystyny Jandy, który to teatr zachowuje wszelkie potrzebne do kameralnej ekscytacji pozory i ludzie wychodzą stamtąd przekonani, że byli sobą i ciągle sobą pozostają, to znaczy, że nie jest łatwo tę okoliczność zanegować. Nie wystarczy nazwać panią Jandę idiotką i przenieść całą dyskusję na grunt internetowy, wskazując przy tym, że serwisy społecznościowe są złe, bo promują głupstwa. Trzeba jeszcze mieć coś do zaprezentowania, jakieś umiejętności. Można oczywiście nie lubić Krystyny Jandy, mieć o niej jak najgorsze zdanie, ale ona nie siedzi na twitterze, dlatego, że jest gwiazdą twittera. Ona tam jest ponieważ jedyną dostępną jej zmysłom tradycją jest PRL, a ona była i jest gwiazdą. I wierzy do tego, że żyjąc w tym PRL-u znacznie ciekawiej i lepiej niż jej publiczność, kontestowała system. Na poparcie swoich tez, bardzo nieprawdziwych, ma jeden mocny argument – wynikającą z tradycji PRL popularność i warsztat aktorski. To tylko pozornie jest sprzeczność. Tego ostatniego nikt dyskutował nie będzie, ze strachu, że Janda może go odegrać publicznie i w ten sposób załatwić. Warsztat aktorski ma znaczenie praktyczne i służy obezwładnianiu przeciwników. Jeśli zaś idzie o tradycję PRL, to są one także tradycjami publiczności, która słucha Jandy. No, ale także tej która czyta pana Szewczaka. I teraz ważna rzecz – Janda nie ukrywa, że z tradycją PRL łączy ją wiele i że należała do tych artystów, którzy byli systemowi potrzebni. Kłopot z „naszymi” polega na tym, że oni nie mogą, tak jak ona, mówić wprost o swojej przeszłości, a przecież PRL, to także ich tradycja i jedyna dostępna im rzeczywistość. Nie mogą, bo wtedy ludzie zaczną zadawać pytania inne niż było to przewidziane w scenariuszu. Okaże się też, w takim wypadku, jaka jest istotna różnica pomiędzy Jandą, a „naszymi”, różnica wynikająca z udziału w tych samych, komunistycznych okolicznościach. Jedyną drogą ucieczki w tej pułapki, jest obniżanie samooceny odbiorcy, który albo „nie pamięta jak było”, albo „był wtedy małym chłopcem”, albo „nie rozumiał przed jakimi wyborami stawiano ludzi”. Najlepiej zaś, by się za bardzo nie interesował różnicami pomiędzy władzą, a opozycją i na słowo uwierzył w „bystrą inteligencję” autora książki „Idiotokracja”. Ja nie uwierzę. A żeby mnie czymś zainteresować naprawdę, trzeba wyczynu. Nie mówię, że ktoś ma od razu zbudować galeon bez jednego gwoździa, ale niech może pokaże jakąś sztuczkę. Może być prosta. Byle była zaskakująca. Tego nie potrafią niestety uczynić ani publicyści z „obozu patriotycznego”, ani towarzyszący im i nadający wagę i wiarygodność ich publikacjom, profesorowie z uniwersytetu. Dlatego właśnie nienawidzimy serwowanych przez nich sztuki, prawdy i piękna.
Ja tam na sztuczkach się nie znam ale numerek mogę Ci pokazać, codziennie inny ☺
Czyli wychodzi na to, że dziś taktyką do przebicia się przez te że tak powiem „szuwary” jest droga samotnego wilka
(pisząc to mam na myśli Coryllusa)
towarzyszka Panienka, powinna Maryśkę Janion zaprosić na wywiad i pogadać z nią o genezie elit prlowskich.
Mania opowie o Żółkiewskim, o kryteriach przyjmowania do elit, o faktach z tamtych ciekawych czasów
a
Monia opowie o tym co jej się o uszy i oczy obiło kiedy podrastała
czyli
komuchy i brązowe buty w kreowaniu elit perelowskich
Ciekawym przejawem tej peerelowskiej tradycji jest to że w ramach pasma edukacyjnego dla dzieci TVP wprowadza od przyszłego tygodnia Pana Samochodzika i templariuszy, więc najskuteczniejszą reakcją na książkę Radoryskiego jest jak zwykle brak reakcji.
Dlaczego Meunier usunął postać Prawdy z pomnika Zoli?
Bo w sztuce Prawda jest wyobrażana nago. (Nie żartuję)
a taki obiekt rozwalony na szezlongu to „Brzuch Paryża”?
Niezwykłe
Czas Jand kończy się nieubłaganie. Zajęcie miejsca parkingowego,niedawno tu opisane, jest wręcz symboliczne.
Janda jeszcze myśli, że jest kimś więc garnie się w miejsca w jej mniemaniu „młodzieżowe” Jest na youtubie filmik z nią na „modnym” kanale niejakiego Jakubiaka. Aż milo sobie popatrzeć jak ona tam wygląda, jak babina zagoniona w kąt przez gwiazdora nowych mediów. Ten Jakubiak niby zadaje jej pytania, ale ostentacyjnie nie słucha co ona tam mu duka w odpowiedzi, po prostu odhacza kolejną „gwiazdę”, która ma pompować jego popularność.
Ja oczywiście nie twierdzę, że nowe piękno, dobro i prawda będą lepsze, ale milo jest popatrzeć, że obecne nie odchodzą w glorii i chwale, lecz z paskudnym skowytem
Jeszcze niech wprowadzą Przyjaciela wesołego diabła. Ufff jak dobrze nie mieć telewizora.
Odgrzewane wszystko. Wykorzystują formaty z prlu i lat 90. Czart par, koło fortuny… A jak coś nowego to na formacie zagranicznym jak Korona królów na pomysle tureckiego Wspaniałego stulecia.
No jedyne to Stulecie Winnych na bazie powieści Grabowskiej, którą Łepkowska bardziej udramatyzowala jak słyszałem od kobiety która to czytała. W książce kolaborant biję w twarz, w serialu dodatkowo gwałci.
No przepraszam za bezceremonialność, ale znaczy się „wszystko jest gówno oprócz moczu”. To chciałeś powiedzieć ?
Ubolewam nad naśladownictwem, poziomem, brakiem własnych pomysłów (Za komuny były) i a propos Lepkowskiej jak to w jakimś nagraniu z górnego rogu „charataniem po emocjach”
Określenie coryllusa „charataniem na emocjach”
Chyba chodziło Ci o Jandę? Janion nie żyje.
100/100
Janion jeszcze żyje (94 lata).
Protoplasta socrealizmu Meunier wiedział, co robił, gdy przedstawił „Płodność” i „Brzuch Paryża” na pomniku. Należało się to Zoli za te zajęte półki w bibliotekach PRL. Polska „Marysia” też dostała od rzeźbiarza to, co jej się należy, za sadyzm jej lektur szkolnych.
Sztuka, prawda i piękno czyli
czas wyobrażony i stara kurtyzana
żyje i ma się dobrze choć emerytura uniwersytecka – może ma chlebowe dodatki – nie wiem wszystkiego
Ubolewasz nad brakiem własnych w telewizji pomysłów, ale kto budował zręby elit prlowskich, ten wiedział co robi. Stefan Żółkiewski syn Zachariasza, usunięty z elity w 1968 roku, położył zręby doboru kadr w PAN i na UW. W 1952 „robi” doktorat z filozofii (jakiej ?), jak na tamte czasy, to chyba z filozofii marksistowskiej, w 1954 zostaje prof. zwyczajnym, pierwszym dyrektorem IBL-u PAN.
W wiki napisano „współtwórca polityki kulturalnej partii” – zastanów się nad tym sformułowaniem, on dwadzieścia lat trzymał łapę na doborze kadry do kultury polskiej. S. Żółkiewski dobrał kadrę, której wnuki i prawnuki dzisiaj … itd. … tworzą kulturę …
Jeśli dobrze pamiętam to taki wydział dziennikarstwa to powstał dopiero chyba za czasów Gierka, wcześniej dziennikarstwo to były studia podyplomowe dla już ukształtowanych zawodowo , wybranych marksistów, tworzyli elitę dziennikarską, no przecież są między nami ich dzieci, wnuki (a szczególnie na polonistyce i dziennikarstwie)…, itd
Mój komentarz był wulgarny, ale co mogłam odpowiedzieć na zarzut naśladownictwa, jedyne co można powiedzieć to tyle, że niechby już ci z elit prlowskich nie przeszkadzali… .
Oglądałam kiedyś w TV dokumentalny film o tych sprawach, gdzieś pewnie leży wśród pułkowników, w czasie oglądania włosy dęba na głowie stają kiedy narrator opowiada o strategii i działaniach budowy elity kulturalnej PRL.
gdzieś w Polsce jest pomnik Waryńskiego podobnie idiotyczny jak ten z Twojej fotki, albo pomnik Kwiatkowskiego w Gdyni (koszmar), chyba ciągle ten sam „destrukcyjny ” rzeźbiarz to wykuwał
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.