sty 202022
 

Nawet przez jeden moment nie uwierzyłem nigdy w to, że rotacje na stanowiskach dyrektorskich w instytucjach państwowych mają jakieś merytoryczne podstawy. Wszystko to są zmiany w istocie towarzyskie i środowiskowe. Chodzi o to, kto będzie zarządzał zasobem uznanym za cenny i wykorzystywał go propagandowo oraz patrzył spokojnie, jak zasób ów niszczeje, jeśli akurat nie będzie propagandzie potrzebny. W przekonaniu tym utwierdza mnie wszystko właściwie, zaś najbardziej gawędy o kompetencjach i profesjonalizmie zwalnianych i nowo mianowanych dyrektorów. Opowiem dziś w związku z tym kilka anegdot, całkiem powierzchownych i nieważnych, pochodzących z czasów dość odległych. Osoby, które w nich wystąpią znane mi były przelotnie i słabo, ale na tyle mocno zaznaczyły się w mej pamięci, że kiedy dziś padają ich nazwiska, otwiera się w niej jakaś klapka i wyskakuje obrazek.

Oto gazownia ogłosiła, że szef Filmoteki Narodowej, Dariusz Wieromiejczyk został zwolniony ze stanowiska, albowiem w jakimś festiwalu filmów kobiecych czy podobnej bzdurze, zezwolił na wyemitowanie filmu o produkcji wibratorów. A także innego – o przemocy domowej. Tekst o tym napisał Czuchnowski, co jasno wskazuje, że materiał zawiera wyłącznie kłamstwa i przeinaczenia. Dlaczego zwolniono Wieromiejczyka nie wiadomo, i pewnie nie dowiemy się tego nigdy. Moim zdaniem stało się tak dlatego, że ktoś inny – jakaś inna grupa – chce wydzierżawić od ministerstwa tę całą Filmotekę i urządzać tam jakieś hucpy.

Kiedy usłyszałem nazwisko Dariusza Wieromiejczyka przypomniało mi się, że pracował on dawno, dawno temu w tak zwanym Życiu z kropką, super-ultra prawicowym dzienniku, którzy rzucił rękawicę Gazecie Wyborczej. W dzienniku, któremu szefował super- hiper prawicowy naczelny – Tomasz Wołek. W tym samym dzienniku pracował wtedy Marek Budzisz, szef działu ekonomicznego i kilka jeszcze osób, a zaglądał tam stale Igor Janke. Ja to dokładnie pamiętam, albowiem zajmowałem tam najniższe w hierarchii stanowisko jakie może istnieć w redakcji – byłem archiwistą prasowym. Igor Janke, jak chciał mieć chwilę spokoju, przychodził na poddasze, do tego archiwum i tam przesiadywał. O Dariuszu Wieromiejczyku i jego zarobkach w tym całym Życiu z kropką krążyły legendy. Podobno zarabiał aż trzy tysiące złotych miesięcznie i nikt z tej biednej tłuszczy dziennikarskiej, która wymieniała po cichu uwagi na jego temat, ćmiąc szlugi tuż przy drzwiach archiwum prasowego, nie rozumiał dlaczego akurat on ten majątek inkasuje miesiąc w miesiąc, a nie oni. Ja też nie rozumiałem, albowiem płacili mi wtedy osiemset złotych i musiałem dorabiać pisząc jakieś głodne kawałki po gazetach. W dodatku ciągle obawiając się, że to gdzieś wypłynie, a ja – pracując w jednej redakcji – nie mogę przecież świadczyć usług innej. O Dariuszu Wieromiejczyku, krążyły zaś legendy, że dodatkowo pracuje on w jakiejś agencji reklamowej. Łał! Agencja reklamowa, w połowie lat dziewięćdziesiątych, to brzmiało prawie jak lot na Karaiby z piękną modelką u boku. No, albo coś podobnego….Nie wiem czy to wszystko była prawda, ale dla dziennikarzy skrobiących te żenujące teksty, które kazał im pisać Tomasz Wołek, Wieromiejczyk był naprawdę jakimś ciężkim problemem.

Potem raz jeszcze zetknąłem się z tym panem, kiedy poszukiwałem pracy, pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Nie mając w ogóle widoków na nic. Trafiłem do agencji reklamowej, w której on rzeczywiście był kimś ważnym. No, ale wiecie jak to jest – człowiek nie posiadający perspektyw przychodzi do innego człowieka, który ma zapewniony święty spokój i pełny komfort. Za oknem była zima, wiał wicher, a agencja była na dalekim Żoliborzu. Ja mieszkałem na Mokotowie, w wynajmowanym mieszkaniu. Kiedy przyjechałem na tę rozmowę byłem zziębnięty i raczej mało przekonujący. Roboty nie dostałem. Całe szczęście, bo nie wiem gdzie bym dzisiaj był. Powinienem więc podziękować Dariuszowi Wieromiejczykowi za to, że mnie wtedy wywalił.

Wczoraj przeczytałem, że na stanowisku szefa Filmoteki Narodowej zastąpi go Robert Kaczmarek, reżyser współpracujący dawniej z Grzegorzem Braunem, o którym WP napisała, że ma poglądy katolicko-narodowe, a on sam ponoć określił dotychczasowy zarząd Filmoteki, jako marksistowski. Kurcze blade, wiele się na tym świecie zmieniło – pomyślałem – od kiedy Wieromiejczyk był człowiekiem legendą w najbardziej prawicowym piśmie, które głosiło – a jakże – poglądy katolicko-narodowe, a jego naczelny pracował wcześniej w periodyku pod tytułem Królowa Apostołów.

Miałem także okazję poznać Roberta Kaczmarka, przedstawił nas sobie Grzegorz Braun, a było to już w czasach, kiedy byłem sławnym blogrem. Okazało się, że zarówno Kaczmarek jak i Braun mają jakiś kłopot z dystrybucją kolejnego filmu. Już nie pamiętam co to było, w każdym razie sprawy te rozgrywały się gdzieś w epoce pomiędzy Eugeniką, a Lutrem, szmat czasu wstecz. Wymyślili więc, że ja napiszę książkę, którą się wraz z filmem wstawi do księgarń i w ten sposób rozwiązany zostanie problem dystrybucji. Ponieważ na wszystkie absurdalne i wariackie pomysły reaguję zawsze w identyczny sposób – akceptacją i zgodą – stało się tak również w tym przypadku. Czynię to świadom, że ludzie, którzy takie rzeczy wymyślają, nie są w stanie ich zrealizować, a jeśli zaczną, natychmiast walnie ich w głowę tkwiący w całym przedsięwzięciu absurd, a oni zostaną zmuszeni do poszukiwania jakiegoś frajera – podwykonawcy, który będzie musiał ratować ich własną samoocenę. Rozstaliśmy się w uśmiechach, a Robert Kaczmarek wręczył mi nawet swoją wizytówkę. Oczywiście nie miałem zamiaru pisać żadnej książki, albowiem system dystrybucji książek przez hurtownie i księgarnie, których było wtedy trochę więcej niż dziś, był mi doskonale znany i jasne było, że nie tylko ja, ale także Kaczmarek z Braunem nigdy nie zobaczą żadnych, włożonych w to przedsięwzięcie pieniędzy. A gdzie jeszcze mówić o zyskach. W swojej nieopisanej głupocie jednak, próbowałem tłumaczyć Grzegorzowi Braunowi, żeby Kaczmarek otworzył stronę internetową, tam zainstalował sklep, umieścił w nim wszystkie produkty Brauna i promował to gdzie się da. Były to czasy, kiedy wiatr wiał w żagle wszystkim, którzy cokolwiek robili w internecie. Na pewno by się udało. Braun tylko kręcił głową i próbował mi coś tłumaczyć, ale używał przy tym języka tak hermetycznego, niepojętego wręcz, że najpierw zacząłem coś podejrzewać, a potem w ogóle odpuściłem ten temat. Zdaje się chodziło o to, że obaj panowie wierzyli w moce handlu hurtowego i liczyli, że ktoś odbierze od nich dużą ilość produktów, wręczając gotówkę przy tym. Wątpili zaś w sprzedaż detaliczną, która kojarzyła im się ze stratą czasu i niepotrzebnym rozmienianiem się na drobne. Później okazało się, że Robert Kaczmarek ma stronę ze sklepem. Zajrzałem tam i przestałem cokolwiek rozumieć. Była to biała strona, a jej czerwony tytuł wyglądał tak: AAAAAAAAAAAAAA coś tam, coś tam…Nie uwierzyłem, że to widzę, bo moja własna strona – coryllus.pl – choć mocno ułomna, wyglądała dużo lepiej. Nie chcę tu szydzić z pełniącego obowiązki dyrektora Filmoteki Narodowej, Roberta Kaczmarka, a jedynie wskazać, że być może jest on całkiem pozbawiony wyczucia biznesowego, ale za to ma duże zdolności administracyjne. Tylko dlaczego został reżyserem filmowym w takim wypadku? No nic, nie moja sprawa, każdy kieruje swoim życiem, jak umie. Miejmy nadzieję, że na nowym stanowisku poradzi sobie, jak nikt dotąd i uratuje zbiory Filmoteki Narodowej przed dewastacją, na którą ponoć naraził je marksista Wieromiejczyk.

Na koniec kilka słów w tonacji poważnej. Proszę Państwa, jest oczywiste, że żaden z dyrektorów państwowych instytucji kulturalnych nie ma nawet – w najbardziej ogólnych zarysach – pojęcia jakimi narzędziami dysponuje i jak mógłby je wykorzystywać dla tak zwanego dobra publicznego. Piszę „tak zwanego”, bo samo użycie tego zwrotu w zestawieniu z działalnością tych instytucji jest po prostu niestosowne. Jest jeszcze gorzej, bo nawet gdyby ktoś z nich chciał postąpić w procesie zarządzania zgodnie z racją stanu rozumianą poważnie, do ochrony której powołane są przecież instytucje kulturalne, zostałby z miejsca oskarżony o same najgorsze rzeczy. Poza tym byłby towarzyskim nieboszczykiem i nikt by z nim nie gadał, tak jak bandyci w filmach nie gadają z ludźmi, którzy zdradzili tajemnice gangu. A nie dość, że nie gadają, to jeszcze usiłują ich zabić. W tym przypadku – instytucji państwowych – nie byłoby tak drastycznie. Skończyłoby się na ostracyzmie, bardzo co prawda poważnym, ale jednak ostracyzmie. Żeby utrzymać konwencję i powagę ludzie dzierżawiący piony kulturalne w administracji państwowej używają retoryki politycznej. Oskarżają jeden drugiego o marksizm albo o poglądy katolicko-narodowe. Ufając, że ta dekoracja kogoś przekonuje. Być może tak jest, każdy ma prawo do błędów i pomyłek. Mnie nie przekonuje, nigdy mnie nie przekonywała i to się raczej nie zmieni. Dziękuję za uwagę.

Przypominam o promocji, która trwa do końca stycznia, a także o zbiórce na patronite, gdzie gromadzę fundusze na projekt dotyczący wojny z Chmielnickim https://patronite.pl/Coryllus?podglad-autora

Aha, ważna sprawa – od lutego będę musiał podnieść cenę książki o Jedwabnem, bo wydawca sprzedaje ją znacznie drożej niż ja. https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jedwabne-historia-prawdziwa/

Niestety okazało się, że łatwo się nie wydobędę z pułapki, jaką było podpisanie umowy z pocztą na cały rok, przy zastrzeżeniu wolumenu sprzedaży. Tak, jak napisałem wczoraj fala dewastująca rynki, w tym rynek książki, dociera wszędzie z różnym opóźnieniem. Nas dotknęła w tym roku. Muszę więc ogłosić kolejną promocję, która potrwa do końca stycznia. Potem ceny wrócą do poprzedniego stanu. Obniżam też ceny niektórych książek z rynku. Bardzo dziękuję tym wszystkim, którzy zrozumieli dokładnie na czym polega problem i składają po kilka zamówień na pojedyncze książki.

Oto lista tytułów z obniżonymi cenami:

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jedwabne-historia-prawdziwa/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kosciol-w-krzyzanowicach-fundacja-hugona-kollataja/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/biznes-w-kraju-dziadow/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zle-czasy-pamietnik-stanislawa-karpinskiego-z-lat-1924-1943/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/stulecie-krakowskich-detektywow/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/feliks-mlynarski-biografia/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jak-nakrecic-bombe/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/czerwiec-polski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/imperium-czyli-gdzie-pada-cien-na-ss-mantola/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/twoj-pierwszy-elementarz/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kto-sie-boi-angielskiego-listonosza/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/rock-and-roll-czyli-podwojny-nokaut/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/stanislaw-poniatowski-kasztelan-krakowski-ojciec-stanislawa-augusta/

 

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-iii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-ii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-i/

 

  7 komentarzy do “Dzierżawa instytucji państwowych”

  1. Dzień dobry. No cóż, ja też mógłbym opowiadać różne historie o takich urzędnikach, wprawdzie nie ze sfery tak zwanej „kultury”, nie mam z tym bowiem nic wspólnego (Bóg strzegł…), ale je bym jednak nie użył słowa dzierżawa. Może jestem zbyt dosłowny, ale dzierżawa charakteryzuje się pewną umową zawartą na początku i obejmującą określoną rentę dzierżawną. A także określoną swobodą działania dzierżawcy. Król Henryk II, o ile pamiętam, tak postępował z systemem podatkowym. Można? Można. No ale u nas jest zupełnie inaczej niestety. I ci, których nazywa Pan dzierżawcami, są w istocie dokooptowani do najniższego szczebla struktury gangsterskiej, która tym steruje „z tylnego siedzenia”. Nie mają żadnych praw ani pewności co swoich losów. Żyją w strachu i jedyne, o czym myślą, to skitranie jakichś środków póki się da. Niekoniecznie dużo, ale raczej szybko. Mocodawcy widzą to oczywiście, bo przecież działania te ułatwiają im potem po pierwsze usunięcie delikwenta, a po drugie dalsze sterowanie, już w innym miejscu. Plantagenetowie przy tym systemie to ludzie światli i szlachetni.

  2. wydzierżawienie etatu dyrektora czy prezesa wydaje się być urokliwe i dobrze płatne…

    przypomniał Pan czasy kiedy najniższe wynagrodzenie wynosiło 540 zł i był to podstawowy atut przy prywatyzacji , że w tej sytuacji łatwiej o zyski

    ale tak w marzeniach np.

    taka dzierżawa przejścia granicznego to byłoby coś, nie nudne i dochodowe, bo myta zawsze były dochodowe  i nie były nudne, bo  ile ludzi-mrówek  tyle na przejściu pomysłów

  3. – opowiadał mi jeden celnik w latach 90-tych, że każdy nowy „dzierżawca” przejścia był pierwszego dnia odwiedzany przez dżentelmena z neseserkiem banknotów 100-dolarowych. Raz tylko.

  4. mnie się bardzo podobało otwarcie kantorów na polskiej granicy /wzdłuż Odry/ przez p. Gawronika , mafia była tak zaskoczona, chyba spostrzegła wtedy za kim jest jej miejsce w tej kolejce do kasy

  5. Car, nieźle uposażeni leśnicy archiwiści, Napoleon, Radziwiłłowie, etc.

    Archivarius

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.