Człowiek, który wymyślił słowo fantomatyka uważany jest w Polsce za geniusza i proroka. Trudno jednak przypuścić, by na świecie ktokolwiek przejmował się Stanisławem Lemem i jego książkami. Polacy jednak, szczególnie ci aspirujący, lubią podkreślać, że to Lem przewidział rzeczywistość wirtualną i określił ją tym dziwnym słowem – fantomatyka. Z faktu, że żył i pisał w Polsce Stanisław Lem, nie wynika dziś absolutnie nic. Nie można Lema naśladować, nie można zrealizować żadnego z jego pomysłów z tego powodu, że on sam niczego nie realizował. Pisał jedynie i wieszczył, a to trochę mało w dynamicznym dosyć świecie.
Rozmawialiśmy wczoraj o ojcu Maksymilianie Kolbe i jego braciach zakonnych, którzy są dziś całkowicie zapomniani, mimo że z ich dorobku, przykładu i misji można korzystać nadal i co najważniejsze mogą być oni przykładem dla każdego. Żaden z nich bowiem, żeby osiągnąć sukces nie musiał spełniać dziwnych warunków wstępnych. Więcej – oni nie mieli na oko żadnych predyspozycji do tego, by odnieść sukces w wymiarze ziemskim, a jednak go odnieśli. W przeciwieństwie jednak do Stanisława Lema są całkowicie zapomniani, albo – jak w przypadku ojca Kolbego – przedstawiani jednowymiarowo. W dodatku w takim wymiarze, który nie każdemu jest dany, bo nie każdy może poświęcić swoje życie dla bliźniego. Reszta – życie i dzieło pozostaje poza zasięgiem wzroku ludzi, którym takie przykłady są potrzebne. Dlaczego tak jest? Spróbuję to wyjaśnić, choć rzecz jest prosta niezwykle i, jakby to ładnie ująć, tania. Zacznę od tego co się wydarzyło wczoraj. Zadzwonili do mnie dwaj koledzy z Wrocławia, jeden rano, a drugi po południu. Obaj zadzwonili w sprawie programów radiowych. Powiedzieli, że mam koniecznie wysłuchać audycji radiowych, które przedwczoraj i wczoraj zostały wyemitowane w polskim radio, w programach drugim i trzecim. I ja, człowiek nigdy nie słuchający radia, siadłem wieczorem ze słuchawkami na uszach i przesłuchałem te nagrania.
Zacznę od tego w programie drugim. Była to prawie półgodzinna audycja o człowieku, który stał się legendą Krakowa, o Piotrze Skrzyneckim. Myśmy tu już kiedyś o Skrzyneckim rozmawiali, ale nie zaszkodzi powtórzyć kilku kwestii, tym bardziej, że uczestnicy audycji, w tym Jan Nowicki i Leszek Długosz, mówili o nim takie rzeczy, że aż otworzyłem usta ze zdumienia. Piotr Skrzynecki rozpoczął swoją karierę jako kaowiec w Nowej Hucie. Przyjechał z Łodzi i został w Krakowie, gdzie przebrał się za coś, co było według niego pierwowzorem malarza młodopolskiego. Chodził w kapeluszu z piórkiem i w pelerynie, a także zapuścił sobie kapitańską brodę.
No dobrze, ale to wszyscy wiedzą, lepiej powiem co mówił o nim Długosz. Chodziło o miejsce zamieszkania Skrzyneckiego. Było to wielkie, mieszczące się na parterze mieszkanie należące do pani, która była szkolną koleżanką Karola Wojtyły. Mieściło się przy ulicy „Na groblach” i owiane było legendą. Całe towarzystwo piwniczne przewalało się przez ten lokal, o czym Leszek Długosz opowiada ze śmiechem. Nie było bowiem wtedy w Krakowie knajp, gdzie artyści mogliby posiedzieć po spektaklu. Pani właścicielka mieszkania nazywana była przez Skrzyneckiego sublokatorką, co przez wszystkich przyjmowane było ze śmiechem, bo każdy wiedział, że jest na odwrót. Skrzynecki mieszkał w tym lokalu od końca lat pięćdziesiątych do końca lat osiemdziesiątych. Trzy dekady z okładem. To jest niezły wynik, jak na faceta, który nic nie zarabiał, nie był nigdzie zatrudniony i – o czym dalej opowiada Długosz – nie potrafił utrzymać pieniędzy w rękach. Jak tylko dostał jakiś dodatkowy grosz, za audycję w radio czy jakaś aranżację natychmiast to wydawał, na przykład na kwiaty w rynku, które następnie rozdawał przechodniom.
Nowicki jest jeszcze lepszy niż Długosz, bo on mówi o tym, że Piotr Skrzynecki był osobą bardzo tajemniczą. On sam – Jan Nowicki – spotkał kiedyś gdzieś w Europie kobietę, która – nie wiem jak to rozumieć – miała podwójne oczy. Była to Hiszpanka świetnie mówiąca po polsku, która powiedziała Nowickiemu, że jest byłą żoną Skrzyneckiego. Nowicki, któremu zdawało się, że jest powiernikiem tajemnic Skrzyneckiego opadła szczęka. Nie spodziewał się tego. Pani ta zaś poprosiła go, żeby zawiózł od niej dla pana Piotra orchideę. No i Nowicki zawiózł. Kiedy wręczał ją Skrzyneckiemu i opowiadał całą historię, ten nawet nie mrugnął. – Rzeczywiście, rzekł – słyszałem, że po Europie jeździ taka wariatka, która podaje się za moją żonę. Skrzynecki siedząc za żelazną kurtyną słyszał, że po Europie jeździ wariatka podająca się za jego żonę?! Od kogo słyszał?
Wysłuchajcie tego programu, można go znaleźć na stronach polskiego radia. To jest naprawdę coś niezwykłego, te kłamstwa ludzi dorosłych, świadomych sytuacji przecież. Kolega, który mi tę audycję polecił zasugerował, że na Łubiance musiał być jakiś niezły mistrz, który naczytawszy się Gramsciego, aranżował w Polsce życie artystyczne w ten sposób, że kreował postacie rzekomych buntowników, którzy żyjąc „nie wiadomo z czego” uwodzili publiczność, mając przy tym normalne milicyjne etaty. Ja zaś myślę, że niekoniecznie centrala musiała być na Łubiance. Mieliśmy przecież postać tak znakomitą, jak Izabela Stachowicz, osoba, która wykreowała Ociepkę i Stacha Supłatowicza. Cóż więc to było dla niej kazać Skrzyneckiemu latać po mieście w pelerynie i kapeluszu?
Drugi program był na pierwszy rzut oka ciekawszy, ale o wiele głupszy. Poświęcony był bowiem Retingerowi. Ani prowadzący, ani zaproszony gość nie potrafili ukryć fascynacji postacią swojego bohatera i powtarzali wszystkie głupstwa jakie o nim kiedykolwiek napisano. Ekspert zaś, historyk z UJ, gadał, że Recio był człowiekiem myślącym w kategoriach Austro- Węgier. To znaczy on myślał o federacji środkowo-europejskiej i wyparciu Rosji z Europy. I nic więcej go nie interesowało. Dlatego właśnie założył ten cały Bilderberg. Przyznam, że nie mogłem dosłuchać tej audycji do końca, bo była naprawdę fatalna. Zaśpiew w głosach obydwu rozmówców oraz aranżacje aktorskie wplecione w nagranie były nie do zniesienia. Retinger to oczywiście bohater, niezrozumiany wizjoner, który pozostawił po sobie dziedzictwo, a możemy z tego czerpać pełnymi garściami. Najlepsze zaś było to, że pan ekspert od Retingera uznał, że był to wybitny polityk, który nie miał politycznego zaplecza w żadnym poważnym państwie. Pokusa by cały ten idiotyzm zwalić na Kraków i tamtejsze środowisko jest wielka, ale wczoraj cytowano tu przecież Jacka Bartyzela, który kwieciście wypowiadał się o Krzeczkowskim, o tym, że mógłby być on drugim Disraelim, gdyby Polska prowadziła samodzielną politykę. Ja tylko przypomnę, że Polska nie prowadzi samodzielnej polityki od roku 1717 i trudno by nie dostrzegał tego człowiek taki jak Bartyzel. Trudno też pojąć jego zafascynowanie Krzeczkowskim inaczej jak poprzez wspominane to wczoraj cyrografy i kompromaty.
Mamy więc oto serię historycznych fantomów, którym kolejne pokolenia oddają cześć. Polska się kurczy, Polacy biednieją, a bohaterowie narracji historycznych pozostają ciągle ci sami – Lem, Skrzynecki, Retinger i Krzeczkowski. Nie ma wśród nich ojca Kolbe i nie ma księdza Blizińskiego. Dlaczego? Rzecz jest prosta do wyjaśnienia, bo dwaj ostatni nie stawiali sobie i swojej misji żadnych ograniczeń i ich przykład uczy, że każdy może zrobić to samo. Oni żyli wśród ograniczeń rzekomych, to znaczy w dyscyplinie narzuconej księżom i zakonnikom przez Kościół i regułę. To zaś w niczym nie przeszkadzało w realizacji misji. Ci zaś, których każą nam czcić mieli daną wolność rzekomą, wolność wydawania pieniędzy, wolność uwodzenia dziewcząt z prowincji, wolność donoszenia na bliźniego swego i pakowania go w kłopoty. Nie mieli za to wolności tworzenia. Ktoś powie, że Lem miał. Nie sądzę, by była to wolność. Już prędzej przymus. Wszyscy inni działali realizując nie swój i nie Boży program. Działali na zlecenie. Jeśli więc są dziś podnoszeni do rangi bohaterów, to ci, którzy tak czynią również działają na zlecenie. Nie może być inaczej. Są oni nośnikami tych fałszywych treści, którymi truli umysły wymienieni tu ludzie. Ani Skrzynecki, ani Retinger, ani Krzeczkowski nie mogą być bohaterami dla nikogo, to jest jasne. Z faktu zaś, że jeden pięknie się uśmiechał, a inny głosił konserwatywne poglądy nie wynika nic. Jeśli zaś ktoś twierdzi, że jest inaczej, to kłamie i jest tu przysłany przez siły ciemności.
Ludziom jednak nie daje się tej prostej prawdy wytłumaczyć. Głównie z tego powodu, że ludzie aspirujący chcą być poważni i traktowani serio. Jeśli więc słyszą, że Maksymilian Kolbe chciał budować w Niepokalanowie lotnisko, to uważają go za wariata, bo w ich umysłach pojawia się natychmiast taka ilość ograniczeń, że stają się niezdolni do niczego poza gwałtowną, krytyczną oceną. Jeśli zaś słyszą, że Skrzynecki wydawał pieniądze na kwiaty, uśmiechają się w duchu i wyobrażają sobie siebie, kupujących kwiaty i wręczających je przypadkowo napotkanym dziewczętom. I to jest niezwykle uwodzicielskie, choć jasne jest przecież, że żaden z nich nie kupi kwiatów, nie wręczy ich przypadkowo napotkanej kobiecie i nie mrugnie do niej przy tym. – Dałaby świekra ruletkę mu – jak pisał inny zadekretowany przez mędrców bohater – Tadeusz Żeleński.
Ujmując rzecz inaczej, legenda Lema, Skrzyneckiego i Retingera ma w każdym nowym pokoleniu swoje nośniki, jest powielana i podkolorowywana. Legenda ojca Kolbe odchodzi w zapomnienie, bo nikt nie chce być taki jak on. Nikt nie chce narażać się na drwiny i nie ma zamiaru go naśladować. To zbyt trudne. Tak wizja dominuje i my jej zmienić nie możemy. Możemy jednak zastanawiać się skąd się bierze ten paraliżujący mięśnie pavulon, który wstrzykują nam przez radio. Skąd się bierze to zaangażowanie Terlikowskiego w promocję legendy Ojca Kolbe w taki sposób, by nikt się przypadkiem jego dziełem nie przejął na serio? Jakie to fantomy za tym stoją? To jest rzecz warta zastanowienia i warto – ile razy się tylko da – wypytywać tych ludzi, lansujących Lemów, Skrzyneckich i Retingerów, czy oni czasem nie zwariowali. Proponuję zacząć od profesora Bartyzela, który moim zdaniem wygłupia się najbardziej. Może po którymś kolejnym pytaniu z sali pan profesor oprzytomnieje i napisze rzeczywiście coś ciekawego.
Od tego tygodnia nasze książki dostępne będą w Słupsku, w sklepie Hydro-Gaz przy ul. Słowackiego 46, wejście od ul. Jaracza
Na papug.pl wisi mój kolejny tekst.
http://papug.pl/cudowne-nawrocenia-celebrytow/
Zapraszam do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk w Warszawie, do sklepu FOTO MAG, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.
Przypominam, że mamy już nowy numer Szkoły nawigatorów, przypominam także o naszym indeksie zawierającym biogramy osób występujących w moich książkach
Referat o Emanuelu Małyńskim – warto:
https://www.youtube.com/watch?v=cytX8sFpSjA
Piszesz o tym, że:
Między kolegami się popytałem, po tych wszystkich latach, kiedy im zostawiłem zadanie „przyłączcie Królewiec” (nie przyłączyli, nawet ruchu społecznego w tym kierunku nie powołali) i nadal twierdzę, że może zacząć. Już czas na samodzielną Polskę. Nie z nimi, tchórzami nie obsadza się stanowisk suwerennego państwa, nie z Szydło, nie z Prezesa uchem czy jakie tam jeszcze części układanki po telewizorniach straszą. Ale jest naród wystarczająco dzielny, by suwerenność pochwycił i obronił. Bez nazwisk, bez nazwisk.
Znakomicie.
A książkę ks Blizińskiego bardzo serdecznie polecam. Kupiłam, przeczytałam jednym tchem, co jak wiadomo, z moimi oczami jest wyczynem.
I książka poszła , po ludziach , też zachwyconych.
.
No tak, juz dawno wiedzialem, ze z tym Kabaretem Piwnica pod Baranami, cos nie tak. Gdy przyjechalem na studia do Krakowa, te techniczne, ciagnelo mnie niesłychanie do innych miejsc, a nie biblioteki Politechniki Krakowskiej :-). Ale co ciekawe, ani razu nie byłem w tej piwnicy i chociaz wtedy nie miałem pojęcia, o co w tym chodzi naprawdę, wydawało mi sie to jakies sztuczne, nie powiedziec głupawe, a zwlaszcza postac Skrzyneckiego. Dla mnie to bylo, jak z tym Kantorem, tez ktos, nie wiadomo z jakiej gruszki, czy pietruszki, a dzisiaj co z niego zostalo. Ale Leszka Długosza uwielbiam, trudno. To jest prawdziwy artysta-twórca. I jakze polski i krakowski. Jest on tutaj ze mna bardzo często w moich słuchawkach.
Wygląda na to, że pan Skrzynecki prowadził coś w rodzaju trupy prowansalskich trubadurów, którzy w wyszukanie napisanych piosenkach wychwalali rzekomą wolną miłość. Najwyraźniej należał do odnogi tej samej sieci, do której należał pan Słonimski, co to dziennikarzom CBS-u udzielił wywiadu w swoim warszawskim mieszkaniu za czasów panowania towarzysza Wiesława.
W naszym gułagu jest wesoło tra la la la la.
Ja się nie dziwię, że Terlikowski wolał napisać książkę i coś za nią dostać zanim pojedzie na tę wymarzoną misję. Bo jak wygląda misja? Są różne egzotyczne kraje z których misjonarze i kościoły zgłaszają zapotrzebowanie na wolontariuszy. Zgłasza się też wolontariusz – najlepiej jakby coś potrafił i miał swój projekt, ale jak nie potrafi to też bardzo dobrze (kto ma uszy niechaj słucha). Co się dzieje dalej? Czy jedzie? No prawie. Najpierw musi wybrać się na kurs półroczny – spotkanie raz w miesiącu – i zapłacić 100 zł za każde spotkanie. Musi też uzbierać 2000 zł na bilet. Następnie musi znaleźć sponsora bo miesięczny koszt jego pobytu na misji w biednym kraju na końcu świata to podobno 6000 zł. Więc jak już to wszystko wykona dostanie współlokatora, żeby wspierał go na duchu w wypełnianiu misji i już może lecieć. Tam na miejscu spotyka starego misjonarza, z jego (delikatnie to ujmując) starymi narowami oraz tubylców oczekujących natychmiastowego wsparcia finansowego. A zajęcie dostanie – coś pozamiata, blachą dach szopy pokryje i takie tam. Więc jak Terlikowski zarobi na wolontariat to pojedzie na misję. Ale obstawiałbym jednak, że nie chcąc czekać kolejny rok czy pół roku, włożyłby w kieszeń te zaoszczędzone pieniądze, ruszył do komercyjnego biura podróży i wybrał co najmniej równie ekscytującą wycieczkę misyjną w tamte okolice, ale z wylotem następnego dnia.
Ja w przeciwieństwie do Coryllusa lubię słuchać radio, ale tylko jak jadę samochodem. W domu mniej. Ostatnio nie mogę się nadziwić, że Polskie Radio stoi w miejscu i to stoi tam gdzie postawił je ktoś z nadania Gomółki albo Gierka. Na przestrzeni tych 50 lat jedyny okres gdzie radio było ciekawe to czas dyrektorowania „trójce” przez Krzysztofa Skowrońskiego. Poza tym cały czas Maryla Rodowicz z pochodnymi i „powtórka z rozrywki”. Nie można też zapomnieć o formacie „lato z radiem”, którego nikt oprócz PR nie chce używać. Na tym przykładzie proszę się nie dziwić, że jak to Pan ujął: „legendy Lema, Skrzyneckiego i Krzeczkowskiego mają w każdym pokoleniu swoje nośniki”. Po prostu nikomu do głowy nikmu nie przyjdzie, że można inaczej. A PR działa już 90 lat i proszę jak jest słuchane. A serial „U Matysiaków” jest już emitowany co najmniej ze 120 lat i jak tu go zaprzestać emitować. Tradycja.
Skrzynecki wentylem (bezpieczeństwa) był?
A z których to Skrzyneckich pochodził ?
Panie Patryku, ja tutaj w egzotycznym kraju łotewskim zapraszałem przez kilka lat misjonarzy świeckich, głównie z Łotwy, ale też z Polski, Białorusi, Ukrainy, Litwy. I nie musieli się troszczyć o żadne pieniądze, bo Pan Bóg przysyłał dobrodziejów, tylko ewangelizować – po katolicku. A nudzić się nie mieli czasu, pracować zabraniałem, bo oni mieli się zajmować nową ewangelizacją. No i to robili, bez kursów liderów.
Pan Terlikowski napisał kiedyś książkę „Chusta” i powiedział, że to fantastyka teologiczna. Ale misje nie mają nic z takich rzeczy. Fantastyka, czy fantomatyka – to sprawy nieżyciowe. Kształtowanie dojrzałej wiary w człowieku to uwalnianie go z takich wymysłów, by się raczej zajął naśladowaniem św. O. Maksymiliana, czy ks. Blizińskiego.
Wyborcza pisze dziś we wspominkach: „Przy Skrzyneckim ludzie pięknieją i nabierają lotności. Dziewczyny zakochują się na zabój w przedstawianych im przez Piotra rycerzach. Rano budzą się koło osłów. kiedy czar pryska, nikt nie wie, co się właściwie stało.”
czyli Skrzynecki był prawdziwym anty-misjonarzem
AZ – znaczy się Piotr, chyba sypał czymś , no bo skąd zauroczenie u gości , przecież nie z tego, że jest piwnica i wieczór.
Skrzynecki – syn czlonka Organizacji Bojowej PPS, uczen Karola Estreichera… dobre papiery na kariere w PRL
„prawdziwym anty-misjonarzem” – nie obrażajmy prawdy i misjonarzy. Misjonarz głosi Prawdę, czyli żywego Jezusa Chrystusa, bo jest dzieckiem Bożym. A kto głosi kłamstwa, to czyim jest dzieckiem?
Wiadomo, co się stało: zespół skończył występ, a widzowie zostali zapędzeni do pracy przymusowej w obozie, np. do wyrębu lasu, do kopania rowów, do wydobywania rudy manganu, do wożenia wielkich głazów taczkami itd. Na obiad widzowie dostają bałandę i pajkę, żeby im się w głowach nie poprzewracało, ale mogą sobie pomarzyć, kiedy przypominają sobie wesołe melodie wyśpiewywane przez funkcjonariuszy z zespołów kaowych.
Nota bene podczas operacji głodzenia mieszkańców Polski wschodniej, zwanej też Ukrainą, do głodujących przyjeżdżali funkcjonariusze z zespołów kulturalno-oświatowych i śpiewali im skoczne i prześmiewcze piosenki o wadzie obżarstwa, która toczy paskudnych kułaków. Występowali elegancko wystrojeni i pokazywali umierającym nieszczęśnikom wielkie bochny chleba. Prawdziwe piekło na ziemi.
https://youtu.be/RoidjHh1W2w 2:04 Marta Bizoń – Piwnica pod Baranami „Jest taki kraj”.
Drugi link na skojarzenia w następnym komentarzu.
https://youtu.be/0gNw_UEVh0A 2:57 Marta Bizoń – Cymes
Swoją drogą ona ma oryginalną urodę jak na dzień dzisiejszy.
nie było to moim zamiarem obrażanie prawdy ani misjonarzy
przecież „anty” to zaprzeczenie
to trochę za dużo rzeczywistości jak na moje wątłe barki…
zdaje mi się, że ten Piotr S. musiał mieć w sercu nieskończoną pogardę dla ludzi i tym ich tak hipnotyzował
Ojej, narobiłem ambarasu. Nikt się nie tutaj nie obraził. Wszystko zrozumiałem tak, jak należy.
mnie zafrapował taki fragment biografii p. Piotra S.
„Pod koniec lat pięćdziesiątych przebywał pięć miesięcy w Paryżu.”
Zatem raz jeszcze: pod koniec lat 50-tych XX stulecia.
Gdy już po „październikowej” odwilży powróciły przymrozki.
🙂
Pan Piotruś wspominał, że mieszkał na stancji u jakiś szacownych Krakusów i dostał to lokum względem swojego nazwiska. Któregoś razu gospodyni, chciała coś bliżej wiedzieć o proweniencji p. Piotrusia i kiedy ten powiedział, że nie ma nic wspólnego z rodziną generała, a nawet bardziej, to wymówiono mu stancję. Tak to w tym Krakowie reagują na przywłaszczanie sobie nazwiska. 🙂
Nie wiadomo, co pan artysta miał w sercu. Natomiast czynami bez wątpienia wykpiwał widzów, którzy myśleli, że taki ładny, sprzeciwia się cenzurze.
Tak, tych to nieporadnie pompują a taki Kołłątaj czy Staszic są tak napompowani że w każdym mieście swoją ulicę mają
Oni mogli jeździć na drugą stronę żelaznej kurtyny do woli. Nasz ulubiony Hyniuś Krzeczkowski wojażował pod koniec lat 40. do Mediolanu, do Szwajcarii, a niedługo potem wrócił do Warszawy i chwalebnie zbuntował się przeciwko stalinizacji Ludowego Wojska Polskiego. Drogi Bronisław Geremek, towarzysz partyjny od roku 1950, w roku 1954 jeździł do Hameryki, by się nawdychać nowoczesnych nauk w Smithsonian Institution.
Rozalio,fajnie,że nie obraziłaś się na Coryllusa in saecula saeculorum 🙂 Już miałam Cię wzywać z niebytu 🙂
Legenda Piwnicy pod Baranami też jest niebywała, jakby przez całe 50 lat PRL-u deklaratywnie przyjęto, że życie młodzieżowo-artystyczne Krakowa to ta właśnie piwnica.
W sklepie jest dostępna książka Wstęp do Imaginoskopii – Śledzia Otrębusa Podgrobelskiego. Pan Śledź popełnił też bardziej wspominkową książkę, o swoim dzieciństwie, studiowaniu i pracy swej zawodowej. Tu pan Grzegorz Braun mógłby się ucieszyć, gdyż właśnie takich książek trzeba. Opisujących czas miniony, konkretnymi oczami z konkretnymi ludźmi.
Nie pisz o Braunie, bo potem będzie, że rzucamy oszczerstwa
Św. Augustyn mówił, że istnieje Państwo Boże i państwo szatana. Maksymilian jest Świętym Państwa Bożego. Państwo szatana też potrzebuje swoich „świętych”, ponieważ są fałszywi musi ich mieć o wiele więcej ale choćby nie wiem jak krzyczeli, jak kitowali i ściemniali nie dadzą rady – choć niestety zwiodą wielu.
Nie zgadzam się Gabrielem – Lem jest jednak znany na zachodzie – może w pewnych kręgach, ale jest.
Smuci natomiast to, że zupełnie nieznany jest Dukaj, pisarz również wybitny.
Myśląc ścieżkami Coryllusa, ten pierwszy jest niewątpliwie znany dzięki temu, że był Żydem i promowali go Komuniści. 🙂
Nie, no skąd. Lem jest znany dzięki fantomatyce, a Dukaj dzięki swoim wizjom, to przecież jasne
Piękne, Gabrielu. Piękne!
No jesteś nareszcie! 🙂
No właśnie. Podobno „nie ukończył polonistyki” bo się obraził, że mu jakoby kazali „powtarzać rok, bo uwalił egzamin z wojska” (mało prawdopodobne, KAŻDY to zdawał) a tu kawałek biografii:
„…Po wyzwoleniu zamieszkał w Łodzi, gdzie ukończył Państwową Szkołę Instruktorów Teatrów Ochotniczych. W 1951 r. przyjechał do Krakowa, by w Nowej Hucie pomagać w tworzeniu teatrów robotniczych. Był również kierownikiem amatorskiego Teatru przy Wodociągach Miejskich w Krakowie. Studiował historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale po czwartym roku zrezygnował, gdy kazano mu powtarzać rok z powodu niezdanego egzaminu z wojska. W 1956 r. był jednym z założycieli kabaretu Piwnica pod Baranami. Pod koniec lat pięćdziesiątych przebywał pięć miesięcy w Paryżu…”. Gdyby na czwartym roku „zrezygnował ze studiów” to poszedłby w kamasze na 2 lata a nie pojechałby na 5 miesięcy do Paryża.
http://www.bg.agh.edu.pl/PIWNICA/index.php?m=02
Z mnięszanych, jak ćwierkają wróbelki, ten Skrzynecki pochodził.
Wysłali go tam, żeby się ożenił z tą Hiszpanką
Ale ten zawód ma inna nazwę.
o tak, ma nawet kilka całkiem dosadnych nazw
Mógł mieć odpowiednią kategorię zdrowia, by armia z niego zrezygnowała. To, że kręcił takim biznesem nie oznacza, że był bezpośrednio powiązany ze służbami. Może faktycznie był dziwakiem i ktoś to wykorzystał, bo temat chwycił, a dla lansujących tematy dla młodzieży warto było mieć taką grupkę ludzi w jednym miejscu i pod wpływem. Jednego TW w otoczeniu Piotra Skrzyneckiego ujawniono, i nawet książka o tym jest.
Oczywiście był dziwakiem i szastał pieniędzmi, a mieszkanie przypadkiem wynajął sobie za darmo u koleżanki Karola Wojtyły. Coraz uważniej cię obserwuję.
Nie rozumiem dlaczego Szanowny gospodarz wrzuca Lema do jednego kotła ze Skrzyneckim, Rettingerem i Krzeczkowskim? Chyba tylko dlatego, że wszyscy ci panowie byli Żydami z pochodzenia.
Lem niewątpliwie szedł na układy z bezpieka, ale to prawdopodobnie wszystko. Jeżeli ktoś ma twarde dowody na jego ścisła współpracę ( kwity jak na Kapus Cinskiego..) to proszę je przedstawić. Pod koniec życia odbiło mu politycznie, nie robił jednak tego na komendę.
Nazywanie go oszustem dlatego, ze nie doznał łaski wiary, jest lekkim nadużyciem .
Nie atakował Kościoła, pisał raporty dla Karola Wojtyły przed Jego wyborem na Ojca Świetego ( a nie donosy na niego). W tamtych czasach to już było coś …Nikt nie mówi, ze był świętym prorokiem.
No i wciąż, po jego śmierci wychodzą na świecie tłumaczenia jego książek. Może mniej fikcja powieściowa ( poza Solaris), a bardziej twórczość eseistyczna.
30 milionów sprzedanych na świecie egzemplarzy, tego nie zdołałby zorganizować nawet najwyższy sahedryn, gru, wsi ub i NSA razem wzięci . No bo tez w jakim celu?
Syn podpułkownika Mariana Skrzyneckiego i Magdaleny Endelman, pochodzącej z zasymilowanej rodziny żydowskiej.
Naprawdę nie domyśla się pan w jakim celu wymyślono SF? Nie umiem panu pomóc.
Dukaj, mocium panie, od lat dwudziestu za wiosłem Złotej Galery.
Brzmi jak takie kojarzenie-stręczenie, bez płacenia pannom…
Każdy kto w latach 1945-1970 jeździł na Zachód kiedy chciał, musiał być na służbie, albo kapować. Nie było innej możliwości. Wprawdzie wypuszczano też niektórych młodych artystów, ale nie wiem, czy to trzeci wariant, czy jeden z dwóch pierwszych.
Te programy „Po zmroku” mogą być naprawdę fascynujące. Po krótkim przejrzeniu tytułów trafilem na : „Henryk Krzeczkowski. Tajemniczy mistrz polskich intelektualistów”
http://www.polskieradio.pl/8/3869/Artykul/1742905,Henryk-Krzeczkowski-Tajemniczy-mistrz-polskich-intelektualistow
To, że jacyś TW mogli tam być, to jedna sprawa, a zakładanie przez organizację ZMS (Piwnica pod Baranami była założona jako jednostka organizacyjna ZMS) tzw. klubu studencko-opozycyjnego, do którego należała córka głównego urbanisty PRL panna Krystyna Zachwatowicz a „dla poznania klimatów PRL” była wysyłana była żona Hemingway’a – pani Martha Gelhorn – to coś zupełnie innego. Tam przychodził też młody członek PZPR i filmowiec – Andrzej Wajda. Oraz towarzysze z miejscowych struktur PZPR. Uzyskanie na początku lat 50-tych papierów na „organizatora komunistycznej kultury młodzieżowej” a do tego – wyjazd (za jakie pieniądze, kto przysłał zaproszenie – wtedy absolutnie konieczne, u kogo i na czyj koszt mieszkał aż 5 miesięcy w tym Paryżu) – do „kapitalistycznego kraju” – to jest seria pytań, która Skrzyneckiego całkowicie „unieważnia”. Ten jego rzekomy luz, te „młodopolskie klimaty”. Jedyne, z czego się tam śmieli, to był cesarz Franciszek Józef i Władysław Gomułka. Czyli oznacza stare dobre – stalinięta, które Gomułki po prostu -nie trawiły. A skoro „panienka Zachwatowicz” tam występowała (całkiem dobra była) to oznaczało „kryszę na najwyższym poziomie państwowym”.
Bo panny aspirowały – bezpłatnie.
To nie ma znaczenia. Może więc przestańcie. Odsłuchajcie sobie to nagranie lepiej, bo jest to moim zdaniem czysta groza. Nie mogę znaleźć linka niestety, na stronie już tego nie ma
Ciekawe, czemu ludzie, którzy są zachwyceni, sami nie kupią sobie tej książki. Gdybym ja był zachwycony jakąś książką, to bym ja sobie kupił.
Nieźle
Bo im Ziemkiewicz nie dał gwarancji, że jest dobra. A ksiądz proboszcz też ma inne wytyczne i nie może nic mówić o spółdzielczości.
Ciekawe to duże mieszkanie na parterze, do którego artyści wchodzili przez okno po spektaklu i ta „sublokatorka”, która najwyraźniej musiała znosić nocne popijawy /ja rozumiem artystyczne popijawy, żeby nie było :)/. Jakieś propozycje nie do odrzucenia tam musiały być.
@Coryllus
Ja, jak wiesz, do Lema mam stosunek mniej jednoznaczny od Ciebie, bo akurat te jego śmieszne kawałki lubię, natomiast nie mam najmniejszych wątpliwości, że normalnie w życiu, to był dureń patentowany. I gdyby mi się tylko chciało, to bym to udowodnił.
Ze zwykłych, chociaż ostatnio próbują mu dorobić genealogię aż do generała Skrzyneckiego Jana Zygmunta, nieudanego dowódcy Powstania Listopadowego, ale on miał tylko córki. Żona generała Skrzyneckiego była cioteczną siostrą Agenora Gołuchowskiego i rzeczywiście mieszkała w Krakowie a po amnestii dojechał także generał Skrzynecki. Ale Piotr Skrzynecki nie jest z „tych” Skrzyneckich a jego matka to Magdalena Endelman „zasymilowana” ale kim byli jej rodzice, pan Piotr się nie zwierzył. Podobno jej ojcem był Leon Endelman a matka Idalia pochodziła z Lampertów.
Jednego ujawniono? No wiesz! Powinieneś się wstydzić.
Oceniamy słowa i czyny, nie pochodzenie. W prylu książki Lema zostały wydane między innymi przez takie wydawnictwa jak:
– Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”
– Państwowe Wydawnictwo „Iskry”
– Wydawnictwo Literackie
– Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Może nie w oszałamiających nakładach jak na tamte czasy, ale dwadzieścia tysięcy egzemplarzy to liczba nie do pogardzenia. Przede wszystkim jednak wojsko sowieckie polskojęzyczne tak sobie wydawałoby dzieła jakiegoś tam pisarza?
Ale się „uparli” na tego Henia z enkawede, żeby go „wylansować”:))) Idą budżety.
Bohater niejednoznaczny i na czasie, wszak tęczowy
Ciekawe, że nikt nigdy nie odpytał biedaczki, jak ONA się czuła z takim „sublokatorem”.On miał regularny etat państwowy i to „w propagandzie” czyli był mocniejszy niż zwykły milicjant z komisariatu. A moja znajoma, której Ojciec nieszczęsny wybudował spory domek w centrum miasta – musiała przez całe dekady „obsługiwać” kilka takich „rodzin” a sama była upchnięta z rodziną w pokoju z kuchnią „bez wygód”. Innej mojej znajomej, której „dokwaterowano” mieszkańców z MO, dodatkowo kazano wybudować wychodek w ogródku DOKŁADNIE przed oknem tego pokoju, w którym mieszkała ona i jej rodzina. Wszelkie próby przeniesienia tego „domku z serduszkiem” w kąt ogródka kończyły się kontrolą, mandatem i nakazem przeniesienia wychodka.
A kuzynka Karola Wojtyły – miała „nieustające balangi”. Taki „świetnie wychowany” pan Skrzynecki „animator kultury” nigdy nie zadał sobie pytania, jak się czuła właścicielka? Ona nie miała się komu poskarżyć, bo doskonale wiedziała, kto z nich dwojga jest „lepiej umocowany”.
Rozumiem. Niech Pan chociaz podpowie kto wymyslil S-F ? Bo przyznaje sie bez bicia, ze nie wiem.
Plus „myśliciel i tłumacz”. Same wyżyny intelektu. Tyle, że w jego przejrzystym życiorysie nigdzie nie ma wzmianki, gdzie to on się wyuczył języków na takim poziomie, żeby tłumaczyć. Ja stawiam na „szkołę NKWD” – tuż po maturze – od 1939 r. Jeśli spędził w niej półtora roku ( a na to wiele wskazuje) to był wyedukowany „wszechstronnie”.
To proste. Tworzyli rzeczywistość podstawioną – fantomy. Każdy na swoim odcinku.
Gospodarzu, ja czytałem wspominki Nowickiego o „panie Piotrze”. Ale to miki. Zmarły niedawno prof. Vetulani, naukocelebryta, opowiadał, jak do bufetu Piwnicy od Żydów zwoziło się wino i ciastka, komis taki.
On był kultowym pisarzem w ZSRR. Bardzo go tam szanowano i wydawano w wielkich nakładach. Na brak kasy nigdy nie narzekał. Zauważyłam, że on od czasu do czasu w wywiadach wtrącał jedynie, że „jest ateistą”. I to wystarczyło: tworzył „religię alternatywną dla aspirujących idealistycznych młodzieńców”.
Niestety, pochodzę ze wsi i jestem chłopkiem roztropkiem. Jakoś Bóg nie dał mi łaski bezkrytycznej wiary w słowo pisane, i w błyskotliwe konstrukcje intelektualne.
A koleżanka Karola Wojtyły musiała chcieć, by Skrzynecki u niej mieszkał.
W liceum interesowaliśmy się Katyniem i tym podobnymi tematami, a nasz sympatyczny kolega – zachwycał się Lemem. Nie było porozumienia – żyliśmy w innych rzeczywistościach. A tyczyło to tzw. zielonych lat, które piętnują na całe życie jednak.
Ale nie dowiemy się już, czy jakies pieniądze nie przechodziły w obiegu podstolnym za te hece.
Może jednak miała postawione warunki. Np. co do utrzymania nadmetrażu…
Popatrz, w swojej bezbrzeżnej naiwności na to nie wpadłam :)))
Tak, jasne. Czyli sadzi pan, ze dla wojskowych bezpiek, polskiej i sowieckiej, Lem byl tak waznym graczem, ze zniszczyli jego teczke?
Powod mogl byc prosty : Lema od poczatku czytali radzieccy towarzysze. Ich polskie wcielenia dostarczaly im dobrej lektury, ktora na dodatek w odroznieniu od innych ksiazek tych wydawnictw, zarabiala na siebie znakomicie w sowietach i wszedzie na zachodzie.
Przyczynek do św. Maksymiliana. Jak to możliwe że w ogóle rozpoczął się proces beatyfikacyjny antymasona i „żydożercy”? Nikt nie wspomina o tym że postulatorem beatyfikacji był arcybiskup Nagasaki i to że klasztor Maksymiliana przetrwał wybuch bomby atomowej. Terlikowski na pewno o tym wie, uważa a może wie że to mają być rzeczy nieważne odnotowania. Przecież to jest hit na pierwszą stronę gazet.
Polecam Triumf Niepokalanej – Rycerstwa Niepokalanej Tradycyjnej Obserwancji (http://militia-immaculatae.org/triumf-niepokalanej)
Oj dooobre…
… Panie Insane… lepszych nie trzeba !!!
On się chyba w fantomowej Polsce urodził. Pojąć nie mogę, że nie zna realiów tamtych czasów. O zgodę się jej pytali !?! … Ale dowcip… niestety kwaśny i gorzki.
Prosta rzecz: nasz wielki autor reprezentował światopogląd naukowy, ewolucjonistyczny. Wszystko więc miał na właściwym marksistowskim miejscu.
Nie odnoszę się do teczki Lema. Twierdzę tylko, że człowiek źle widziany przez sowieckie wojsko i partię nie miał najmniejszej możliwości wydawania swoich książek w wydawnictwie resortu wojskowego, najważniejszego ze wszystkich w konstrukcji państwa typu sowieckiego.
Przestrzen wirtualna, w ktorej w jednym z malutkich kawalkow aktualnie sie znajdujemy i dzieki ktorej m. in. mozemy wymieniac sie pogladami, nie jest „fantomem” – „rzeczywistowscia podstawiona”. Oczywiscie,moze sie nia stac…do tego chyba daza niektorzy gracze, szczegolnie teraz.
Natomiast ” rzeczywistosc podstawiona”, zamiast przedstawionej, to troche inny problem.
W ten sposob , przepraszam za kolokwializm, zalatwic mozna cala literature i wszystkich literatow za jednym zamachem.
Platon chcial wygnac poetow itd.
nie mowil w wywiadach, ze jest „ateista”, powtarzal, ze jest agnostykiem.
Układ był chyba bardziej skomplikowany. Za Wiki:
Janina Garycka (ur. 26 listopada 1920 w Krakowie – zm. 5 grudnia 1997 w Krakowie) – polonistka, malarka, scenograf, kierownik literacki Piwnicy pod Baranami i jedna z jej założycieli.
Mieszkała przy Placu na Groblach po numerem 12, w jej mieszkaniu przez wiele lat mieszkał Piotr Skrzynecki.
Ma, ma… i te polityczne muppet’y… lajdacka banda ja doskonale zna !!!
Ile qrew od poniedzialku slysze w telewizorze francuskim – to glowa mala… dzis jopy zbieraja slynni „aktozy” francuscy… Deneuve… Depardieu… Renaud i reszta „slynnej bandy”… jako „popieraczy” francuskiej czerwonej waadzy…
… wali sie ten syf z kazdej strony…
Czyli wahał się czy jest ateistą?
Intuicje Lema dotykaly istotnych z punktu widzenia sowieckiej armii, problemow. Chcieli go miec pod kontrola.
Chcialem tylko powiedziec, ze Lem nie byl w zaden sposob ich tworem. Lykneli go jak wielu innych.
No i zadnego obowiazku czytania Lema za komuny chyba nie bylo…Lem jako przedstawiciel materializmu dialektycznego i walczacego ateizmu to przesada. W jego tekstach wszystko zawsze bylo dwuznaczne. Co oczywiscie nie jest wartoscia sama w sobie, jest wartoscia czysto literacka.
Ale jezli to potepiamy w czambul, to po prostu trzeba przestac o tym dyskutowac.
Skrzynecki nie był tam raczej wstawiony z kwaterunku i zagęszczania. Jeśli się Pani nie brzydzi źródła, to proszę:
http://wyborcza.pl/1,75517,1526083.html
„jednak od początku równie ważnym adresem dla Piwnicy było mieszkanie Janiny Garyckiej na parterze przy placu Na Groblach. Garycka mieszkała tam od 1939 roku, Piotr Skrzynecki sprowadził się w roku 1960 (cztery lata po powstaniu Piwnicy). O Janinie Garyckiej jedni mówią, że była mózgiem kabaretu albo jego sercem, jeszcze inni, że kierownikiem literackim, choć takiej funkcji oficjalnie nie było. Ale to ona gromadziła pomysły do spektakli, dekorowała Piwnicę, pomagała Skrzyneckiemu w ziszczeniu najbardziej zwariowanych pomysłów.”
Z tego co pamiętam to był obowiązek była to lektura szkolna „Bajki robotów” na listę trafiła w 1982 roku. Ciekawy rok.
Ciemny gwint! Gazowania zdemaskowała Skrzyneckiego. Oczywiście im się to bardzo podoba, tym z gazowni, że „kiedy czar pryska, nikt nie wie, co się właściwie stało.” Bo to taki trzeci starszy pan, do tercety egzotycznego Przybora-Wasowski-Skrzynecki.
O portfelach nic nie napisali? No powiedzmy o utrąconych karierach zawodowych.
Skrzyneckiego pochowają, zgaduję, w Tyńcu … zaraz obok Krzeczkowskiego.
Ale jest sposób, trzeba by zacząć zbierać materiału do procesu beatyfikacyjnego obu panów.
Nie, musiała dostać polecenie służbowe, żeby go zakwaterować
Mam wrażenie, że Verne, ale mogę się mylić…
Nie potępiam Lema. Bywało, że naśmiewał się on z sowieckich idiotyzmów, ubierając je w opowieści o robotach. Niemniej Lem kontentował się zachodnim mienszewizmem, socjaldemokratyzmem.
Nie kuzynka, tylko kolezanka..
Janina Garycka w czasie wojny zetknela sie z Teatrem Rapsodycznym , w ktorym wystepowal Karol Wojtyla.
„(…)Ale Janina, ku wielkiemu rozczarowaniu profesora, zrezygnowała z galopującej kariery naukowej. W drugiej połowie lat 40. została scenografem w Teatrze Rapsodycznym, gdzie zresztą poznała Karola Wojtyłę, zawiązując z nim koleżeńską znajomość na lata.(…) W 1956 roku w jej życie wkroczyła Piwnica, którą zresztą także Garycka powołała do życia. Piotr wprowadził się do niej Na Groble w 1960 roku, rok po śmierci ojca Janiny. Jak opowiadał artysta Piwnicy, Mirosław Obłoński: „Najprościej byłoby powiedzieć, że ze strony Janiny to była miłość. To nie takie proste. Ona dużo wcześniej niż my wszyscy dostrzegła, że Piotr jest człowiekiem niezwykłym. I tę niezwykłość postanowiła chronić. To była służba w najlepszym tego słowa znaczeniu”.
Tak pisali w artykule onetowym.
Ja swego czasu obejrzalam sporo filmow wspomnieniowych o Piwnicy, byl tez cykl o Placu na Groblach, gdzie mieszkala pani Janina z dwiema ciotkami. Wspolczuje starszym paniom, ktore musialy towarzycho pijane dzien w dzien tolerowac…
Natomiast z tymi poczatkami Piwnicy to bylo troche inaczej, wszedzie podaja ten 56 rok, ale zaraz wrzuce link ze wspomnieniami pewnej pani (bardzo ja lubie), u ktorej mlody Skrzynecki tez waletowal. Ciekawe, ze ciagle ladowal u osob „z pochodzeniem”.
W ten sposob , przepraszam za kolokwializm, zalatwic mozna cala literature i wszystkich literatow za jednym zamachem.
A pan myśli, że o co nam chodzi?
Legenda Retingera powiązana z legendą AK to potężny ładunek emocjonalno- publicystyczno-medialny, który mam nadzieję kiedyś zostanie zagospodarowany nie jako fantomatyka historyczna lecz jako historia do opowiedzenia. Ile tu jest miejsc na fascynujące filmowe scenariusze?
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Most_III
Szkoda tylko, że w Polsce nie ma zdolnych filmowców ani rynku na filmy…
Dodaje link do filmu ze wspomnieniami pani Ireny „Kiki”Szaszkiewiczowej, z d.Jarochowskiej (przed wojna corka wlascicieli wielkiego dworu w Babicy, spora czesc jej spisanych w ksiazce wspomnien tego utraconego domu dotyczy; wszystko rozkradziono..polecam poczytac troche o historii Babicy). Kiedy ogladalam ten wywiad jakies trzy lata ttemu, byl znacznie dluzszy..a moze myle to ze wspomnieniami z ksiazki („Podwojne zycie Szaszkiewiczowej”)
Po kliknieciu link zaczyna sie od momentu opowiesci jak jej dokooptowano Piotrusia (tam sie urywa fragment i nie wiadomo dlaczego zrobilo jej sie nagle za duzo miejsca w tym wynajmowanym na Urzedniczej mieszkanku: otoz synow zabrano jej do domu dziecka, wychowywala ich samotnie, pracowala na zmiany jako dietetyczka w Nowej Hucie, ktos „uprzejmy” doniosl, ze dzieci wlocza sie samopas…Wtedy musieli jej dokwaterowac kogos.
Widac w tym wywiadzie, ze pani Kika wszystkiego nie chce mowic, ale warto uwaznie posluchac.
Serce sie kraje jak sie tego slucha. Pani Kika cale zycie pozostala bardzo pogodna osoba, z synami miala potem swietny kontakt, z jednym z nich organizowala pomoc rodzinom krakowskim w stanie wojennym, kiedy zamieszkala juz w Norwegii, na ostatnie lata zycia wrocila do Krakowa, zamieszkala u drugiego z synow)
https://youtu.be/MRXmbqzbCDU?t=602
Kupiłam Nawigatora z Pani tekstem i jestem zachwycona. Piękna opowieść o historii Polski, a jej początek uchwycony jak wątek przędzy gdzieś w zasłyszanych rozmowach z dzieciństwa, by potem wpleść go w większy obraz lokalnej historii i historii Polski. Ostatnio sama układam pewien obraz, a zaczęłam od prywatnej historii dziadków i każdemu polecam taką przygodę!
Absolutnie rewelacyjny jest też tekst pana Jacka Drobnego o poselstwie Piotra I.
Pozdrawiam autorów i zachęcam do zakupu marcowego Nawigatora!
o, a w Roninie bylo ostatnio o Coryllusie. tzn., Orzel mowil Coryllusem i nawet sie do tego przyznal.
no, dzieje sie…
W tamtych czasach warunkiem otrzymania paszportu na wyjazd do Francji dla kogos takiego, byla wspolpraca z Urzedem Bezpieczenstwa. Przeciez to oni wydawali paszport.
„Jego klasztor” – my nie czcimy przedmiotów, to jest pogaństwo, rodzimowierstwo, demonologia.
Duch, wola, czyny, Człowiek, łaska Boża i jej działanie tak. Ale zawracanie gitary, że „Jego szczoteczka do zębów znała trzy języki” to jest, wybacz, kabała.
Sorry za paralelę – myślę, że rozumiesz, w czym tutaj niestosowność wypychania budynku przed Człowieka.
Przedstawiona jest istotnym elementem podstawionej. Może nawet najbardziej istotnym z uwagi na silny wpływ na wydajność planowanych rezultatów.
No, czarna legenda
Ale jest jakiś postęp: tajemniczy mistrz … To brzmi prawie jak szpieg z krainy deszczowców. Carrramba.
Lem jest inteligentny, pisał zajmująco, tworzył równoległe światy, stale odciągał uwagę od tego nas otaczającego; nic lepszego się waaadzy trafić nie mogło. Stanisław Lem to ówczesny Dan Brown, przekręcający rzeczywistość nie gorzej, niż ten dzisiejszy. Kongres Futurologiczny również toczy się w Rzymie/Watykanie — tam, gdzie rozwija się akcja bujdowatej powieści sensacyjnej Anioły i Demony autorstwa Dana Browna. wszystko na swoim miejscu, w jednej i drugiej powieści zamachy na papieża, antymaterie, wypalające rewolwery, sensacja goni sensację.
Już mi przeszło. Informacje, które wtedy skomentowałam były dla mnie nowością. Diabli mnie podkusili, żeby publicznie podzielić się wzburzeniem.
Mam nowy tablet, będę go pilnowała, żeby się samowolnie nie spoufalał, bo więcej cofańców mój honor by mi nie wytrzymał, a Coryllus nie potrafi ochrzanić po imieniu.
Do Piwnicy, juz pozniej, lubil przychodzic „zaprzyjazniony” konsul francuski, mysle, ze mieli stad te wyjazdy do Francji.
Pani Kika, ktora trafila tam jako prawie czterdziestoletnia dama (byla dla tych mlodych tam „mamuska”), opowiada o tym w wywiadzie.
Poczatki Piwnicy to rok 53-54, zanim Piotrusia w 56 roku tam na odcinek „rzucili”. Poczatki faktycznie byly pol-konspiracyjne, dopiero za pare lat zaczela sie ostra kontrola- juz z Piotrusiem i innymi..Dla niepoznaki rzucili im tez zmp-owca, ktory szybko sie z piwniczanami zaprzyjaznil.
https://youtu.be/MRXmbqzbCDU?t=17
wybaczcie ale jakoś trudno mi uwierzyć w działanie nawet „pół-konspiracyjne” na rynku w Krakowie…
To nie jest dobrze napisane w sensie ,,wersji do druku ,,. Choruję. Ale szukam id kilku lat i wkrótce do poszukiwań dołączy ktoś drugi z rodziny. Już mamy księgę A będzie więcej. To co w SN to tylko takie…opowieści które chciałam pokazać innym.
A reszta jest tsk fascynująca i zdumiewająca, że szukanie stało się. .hm..prawie narkotykiem.
Proszę szukać ,,swoich ,, . Zobaczy pani jakie to mocne przeżycie.
Pozdrawiam.
.
Cyt.: „Lem nie byl w zaden sposob ich tworem. Lykneli go jak wielu innych”.
Jak to nie był? Kto by o nim kiedykolwiek usłyszał, gdyby nie poniższy „przypadek”:
„Podczas pobytu w Zakopanem latem 1950 Stanisław Lem spotkał przypadkiem ówczesnego prezesa Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik” – Jerzego Pańskiego, z którym dyskutował o braku polskiej literatury fantastycznej. Za jego namową napisał w krótkim czasie powieść Astronauci, która została wydana również bardzo szybko – już w 1951. Debiut książkowy Lema – fantastyczna opowieść o losie wyprawy na Wenus – okazał się bestsellerem, wielokrotnie dodrukowywanym. Po jej wydaniu pisarz został przyjęty do Związku Literatów Polskich. W 1951 ukazała się również sztuka współczesna piętnująca amerykański imperializm pt. Jacht „Paradise”, napisana razem z Romanem Hussarskim na konkurs organizowany przez wydawnictwo „Czytelnik”.”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Lem
https://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Pa%C5%84ski_(1900-1979)
Zdaje się, że milicja występowała tam w roli działu promocji
Moje doswiadczenie jest nastepujace: Po pierwszym roku anglistyki zlozylem podanie o paszport na wyjazd do Anglii. Czterokrotnie bylem zapraszany do miejscowego Urzedu Bezpieczenstwa, ktory wydawal badz tez aprobowal wydanie paszportow. Proponowano pieniadze, lepszy start po studiach, troche straszono. Chodzilo o moich kolegow z NZS. Moge sie domyslac tylko jak zinfiltowane bylo to srodowisko. Byl rok osiemdziesiaty piaty. W latach piedziesiatych albo sie godziles sie na wspolprace albo nie bylo ani paszportu ani wyjazdu. Jak miales pecha to nie bylo i ciebie.
No jasne, ze nie. Ktos przydzielil im to ponure miejsce (bez swiatla, bez ogrzewania). Czesc z nich byla swiadoma od poczatku o co biega, czesc kompletnie nie.
Szaszkiewiczowa opowiada, ze Piwnice zalozyli Chromy i Lelicinska.
W opowiesciach zas o Piwnicy pani Olczak-Ronikier (ktore nalezy wziac w nawias z wiadomych wzgledow, wszystkie zreszta wspomnienia o Piwnicy nalezy wziac w nawias, oni sie placza w zeznaniach..) wygladalo to tak: (fragmenty z ksiazki)
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/7215,druk.html
Rozalko, cieszę się, że jesteś :)))
Tego konsula francuskiego od poczatku tam mieli za przyjaciela (wspomnienia Lelicinskiej, wyzej czesciowo zacytowane, jeszcze z czasow balow w Jamie Michalika, kolejnym calkowicie kontrolowanym miejscu, przed Piwnica), wiec wspolpraca szla na calego.
„Nasze słynne bale czwartkowe u Michalika, zawsze z konsulem francuskim… Ale chcieliśmy mieć takie miejsce, gdzie będziemy tylko u siebie. I znaleźliśmy”
No właśnie. Przydział kwaterunkowy był czymś jak najbardziej realnym i p.Skrzynecki musiał go okazać i zameldować się w mieszkaniu pani, jeżeli dobrze pamiętam, Janiny Grajeckiej ul.Pod Groblą, gdzie nieszczęsna mieszkała razem z ciotkami. Podobno została dopuszczona do scenografii Piwnicy pd Baranami i pisze się, ze panowała w owym mieszkanku cudowna komitywa z artystami, szczególnie jak się te moczymordy meldowały tam o północy, a wychodziły o szóstej rano. Wszystkie trzy panie były niepijące i niepalące.
No ale interesu tam pilnował Michał Ronikier, TW „Zygmunt”. Przez 20 lat. Artyści „niepokorni”, a w zasadzie jajcarze bardziej, byli więc pod kontrolą i zarządem.
Skądinąd powstawały tam i świetne rzeczy. Konieczny, Demarczyk i ta niesamowita piosenka Haliny Wyrodek: „Ta nasza młodość” /Śliwiak, Konieczny/.
Francuski konsul, wyjazdy do Francji, bohema Krakowa. To juz chyba wszystko jasne w tym temacie.
https://www.youtube.com/watch?v=mcoI2mYPf8g
Rynce opadają 😀
Tak sie tylko zastanawiam, czy przypadkiem zmarly w 1978 roku Wieslaw Dymny nie mialby nam najwiecej interesujacych rzeczy do powiedzenia. Teraz wszyscy troche sciemniaja, jak tak slucham tych wspomnien..
Rok przed jego nagla smiercia splonelo jego mieszkanie, a w pozarze tym duza czesc jego notatek. Pewnie ciekawe byly.
Kumpel mieszkający w Krakowie pod Wawelem powiedział mi kiedyś, że nigdy nie widział Skrzyneckiego trzeźwego.
Przepraszam, ale musze sprostowac, droga Sigmo, jakem z Krakowa.
Plac na Groblach (bardzo ciekawe zreszta miejsce), pod Wawelem. Janina Garycka. Posluchaj tez wspomnien Szaszkiewiczowej, ciekawie opowiada:)
przepraszam za offtop, ale czy aby nie nasz niepowtarzalny qwerty ?
https://www.facebook.com/116415562244329/videos/117467502139135/
To się chyba nazywa zaprzeczenie.
Nie identyfikuje sie w zaden sposob z domniemanymi politycznymi doktrynami Lema. Probuje niesmialo bronic jego pisarstwa przed oskarzeniem o to, ze tak jak Kapuscinski, byl agentem, czy tez chocby pozytecznym idiota.