gru 092020
 

Postulat, by księża nie wtrącali się do polityki jest pułapką perfidną i źle zdiagnozowaną. Jest on bowiem w istocie wezwaniem do tego, by księża stanęli po stronie władzy dysponującej przemocą. To się oczywiście nie może stać wprost, ale musi być odpowiednio udrapowane. W co? W mediacje na przykład, abo w wybór mniejszego zła, albo w życie w pokoju za wszelką cenę. Charakterystyczne dla realizacji owego postulatu jest to, że nikomu z tych którzy do polityki mieszać się przestali, czyli w istocie poparli swoją postawą przemoc, nic złego się nie przytrafia. No, ale co dzieje się z ludźmi, którzy wierząc w Boga i jego miłosierdzie stanęli przed dylematem – walczyć czy dać się zabić? Ewentualnie wyrzec się Boga? Co z nimi? Im nikt nie zaproponował by nie mieszali się w politykę, bo to jest oferta dla hierarchów. Ludowi nie składa się takich propozycji, albowiem to lud jest przedmiotem polityki i to lud jest pretekstem do stosowania przemocy przez władzę. Dla dobra tego ludu rzecz jasna. Lud także musi wybierać, albowiem jego wybory legitymizują władzę zdobytą przemocą i podstępem.

Co w takim razie można myśleć o księżach i hierarchach, którzy w imię powszechnego pokoju wybierają niemieszanie się do polityki albo mniejsze zło, względnie mediacje? W chwili kiedy to lud, którego są pasterzami walczy o to, by żyć tak, jak do niedawna sami oni nauczali? Tylko jedno – to są zdrajcy. Czy to są zdrajcy ludu? A gdzie tam. To są zdrajcy Pana Jezusa. Każdy kto wobec nagiej i bezczelnej przemocy wzywa do złożenia broni i negocjacji z przemocą, jest sługą szatana i to są sprawy najoczywistsze na świecie. Ktoś powie, że przemoc nie zawsze jest naga i niełatwo dokonuje się wtedy wyborów. Jasne, że nie zawsze, ale w Meksyku, w czasie Cristiady akurat była naga, a deklaracje prezydenta Callesa nie pozostawiały cienia wątpliwości co do dalszego rozwoju wypadków w kraju, który to rozwój nazwany został reformą w duchu laickim. Hierarchia, podejmująca decyzje, których efektem jest pognębienie ludu, pokładającego w niej nadzieje powinna być prześwietlona przez historyków Kościoła od góry do dołu. No, ale nie jest. Choć przecież od docenta wiki można dowiedzieć się, że jeden z wujów tego cwaniaka, co założył pedofilską organizację, która gromadziła pieniądze i wpływała za ich pomocą na politykę Watykanu, był w grupie ludzi, wzywających Cristeros do mediacji z Callesem. Oczywiście nikt w postawach tych ludzi nie doszukuje się żadnej ciągłości, nie ma mowy o żadnej zdradzieckiej tradycji, która wydawałaby owoce po latach, choć przecież widzimy, że taka tradycja jest. I można ją opisać. Mediacje hierarchii meksykańskiej doprowadziły do zakończenia walk, a w efekcie do osłabienia Cristeros i wydania ich wszystkich, łącznie z generałem Gorostietą, na śmierć. Potomkiem jednego z ludzi, którzy się do tego przyczynili jest facet, którym teraz kala się i szarga pamięć Jana Pawła II. Dlaczego żaden z księży nie powie głośno, że takie związki, relacje rodzinne i polityczne, ciągnące się od dawna, wpływają na to co dzieje się dzisiaj? Czy to jest takie trudne? No dobrze, zostawmy księży, bo oni muszą słuchać i nie mają wiele do gadania, ale dlaczego pary z gęby nie puści żaden przemądry redaktor katolickiego portalu czy pisma? On może. Czy nie?

Porzućmy na razie Meksyk i przenieśmy się do średniowiecznego Konstantynopola. Bardzo łatwo jest wskazać moment, kiedy cesarstwo wschodnie, porzuciło doktrynę uniwersalistyczną i stało się po prostu zwykłym państwem, prowadzącym lokalną politykę i uczestniczącym w różnych sojuszach. To jest ten moment kiedy cesarz nicejski Michał zawiera pakt z Genueńczykami. Pakt ów opiewa na odzyskanie Konstantynopola z rąk łacinników, którzy go zdobyli w 1204 roku. Sprawa jest prosta, trzeba związać jakoś ręce Wenecjanom, zablokować ich flotę, położyć na stole odpowiednią ilość złota i wynająć wielu najemników. I to się stało w roku 1261. Genueńczycy manewrowali wówczas w polityce globalnej jak niemieckie czołgi we Francji, w 1940. Wykiwali wszystkich i wystrugali sobie nad Bosforem marionetkę, która zapewniała im bezpieczny handel nad Morzem Czarnym i bezpieczny transfer okrętów i towarów przez cieśniny. No, ale układ ten całkowicie dewastował pozycję cesarza, który stawał się kimś w rodzaju prawiecesarza, a hierarchię kościelną na wschodzie czynił grupą bardzo ambitnych i zapatrzonych w końce własnych nosów, brodatych panów. Wytyczali oni sobie aspiracje nie do spełnienia i chcieli korzystać przy ich realizacji z metod, które nie były im dostępne. Tymczasem mogli co najwyżej wziąć kredyt w weneckim banku, jeśli nie podobało im się to, jak Genueńczycy rządzą cesarzem.

Można oczywiście powiedzieć, że osłabione cesarstwo wschodnie nie miało na kogo liczyć i musiało grać tak, jak przeciwnik pozwalał. Zwrócę uwagę na jedno – to jest bardzo powierzchowne, piłkarskie wręcz rozumienie polityki. Pierwszą bowiem pokusą, jaką władca i hierarchowie otrzymują od złego, jest pokusa wywyższenia się ponad lud. I ona działa zawsze. Konstantynopol był enklawą, w morzu nienawidzących jego mieszkańców poddanych cesarstwa. Podobnie jak Moskwa i Petersburg przed rewolucją. Żaden ruski mużyk nie poszedłby dobrowolnie ginąć za cara, trzeba go było na wojnę pędzić. Jeśli ktoś stawia pomiędzy sobą a ludem pośrednika, a mieni się być kapłanem, powinien dobrze się zastanowić, czy ci, którzy mu taką ofertę złożyli nie mieli czasem podławych intencji. Musi się także zastanowić nad tym, kto go zastąpi w roli osoby, która zapewnia drożność komunikacji między stwórcą a stworzeniem. Między Bogiem a ludem. Kto to będzie i jakimi słowami zwróci się do ludu? Z chwilą kiedy hierarchia traci z oczu tę okoliczność, jest już pozamiatane. Po chwilowej satysfakcji, jaką preparuje dlań umysł mile połechtany okolicznościami i właściwym wyborem: mniejszego zła, pokoju lub mediacji, następuje moment kiedy trzeba zapłacić. Do malachitowej komnaty wkraczają z jednej strony uzbrojeni Wenecjanie, w wilgotnych od wody morskiej hełmach i kolczugach, z mieczami w dłoniach, a z drugiej, odziani w purpurę, biel i błękit Genueńczycy z workami złota. I można już zrobić tylko dwie rzeczy – złożyć hołd jednym, albo sprzedać się drugim.

Najcięższa pokusa dla ludzi Kościoła to pokusa dojrzałości politycznej. No i pokusa wybrania sobie pośrednika, który za nich, za kapłanów, będzie mówił do ludu. Doktryna katolicka zaś, w przeciwieństwie do bizantyńskiej, polega na trwałym i stałym sojuszu hierarchii z ludem. Oraz na pośrednictwie kapłanów pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Nie na organizowaniu rozrywek intelektualnych, nie na prowadzeniu interesów, nie na biciu się w piersi za niepopełnione winy. I z całą pewnością nie na tym, by szukać kogoś, kto zdejmie z nich odpowiedzialność za tę komunikację. Wyraz komunikacja jest bliski wyrazowi komunia, i nie jest to zapewne przypadek.

Na tym kończę, bo jestem tylko biednym autorem, który miewa czasem jakieś intuicje i nie zna się na teologii, może tylko trochę na polityce. Na tyle, by stwierdzić, że nie trzeba było siadać do negocjacji z Callesem.

  24 komentarze do “Hierarchia bizantyńska i katolicka. Pamięci Enrique Gorostiety”

  1. Widzę, widzę …….. ogromne zadatki na kaznodzieje ☺

  2. Kaznodziejstwo mnie nie interesuje. Sprzedaż książek, jak najbardziej

  3. Nic dodać nic ująć. Nie negocjuje się z diabłem.

  4. „Najcięższa pokusa dla ludzi kościoła to pokusa dojrzałości politycznej” – he he. Piękne.

  5. Dzień dobry. Ja myślę, że po prostu mało jest dziś ludzi gotowych do poświęceń. Wśród duchowieństwa, niestety, także. Propagowany od kilku setek lat kult świętego spokoju i wygody tak głęboko wrył się w umysły ludzi, także mieniących się katolikami, że zawarte w wszak w Ewangeliach zapowiedzi cierpień, jakie spotkają tych, którzy przyznawać się będą do Chrystusa i iść Jego drogą, nie są traktowane poważnie. No, tak tam może i pisze, ale to tylko taka, prawda, figura stylistyczna. Ponadto, ktoś wymyślił tytuł „książę Kościoła” i w takiej roli może i niejeden się widzi. To znaczy księcia – tak, Kościoła – w sumie czemu nie… No a o książętach to już Machiavelli pisał. Satanizm w czystej postaci.

  6. suweren wybiera,   bo ma prawo wyboru, tyle że część wyborców nie może kandydować do grupy 'wybieranej’ bo ma zakaz mieszania się do polityki

    czyli

    część wyborców jest częściowym suwerenem, bez czynnego prawa wyborczego

    tradycja prl -u

  7. ale jak się wypowiedzieć o prymasie, który jest z książęcego rodu, machinalnie niemalże powstaje tytuł książę Kościoła, chyba tak ta tytulatura powstała

    Machiavelli … doczytaj … co miał na myśli

  8. Ja myślę, że to tradycja bardziej bizantyjska niż prl-owska. Cezaropapizm po prostu. Podczas gdy katolicyzm stawia zbawienie duszy ponad sprawami doczesnymi, z czego wynika moralny nakaz sprzeciwu wobec działań władzy świeckiej, gdy te temuż zabawieniu szkodzą. Narzuca to na hierarchię obowiązek czujności i zakazuje paktowania… z szatanem.

  9. Ja nie mam nic przeciwko książęcym rodom, chodziło mi raczej o to, że purpura jawi się niektórym kandydatom jako ziemski bardzo zaszczyt, a to niebezpieczny sposób widzenia sprawy. Z „Księcia” najbardziej pamiętam cel uświęcający środki, co też prowadzi na manowce…

  10. „złożyć hołd jednym, albo sprzedać się drugim” – można też zrobić jedno i drugie i zostać z niczym. 

  11. Nawet nie chodzi o poświęcenie, ale o to, by nie nakłaniać ucha

  12. Nie można, bo wtedy następuje fizyczna likwidacja

  13. Niewolników się teraz nie likwiduje, unicestwia się kulturowo i gospodarczo.

  14. Ogranicza się populację: aborcja, eutanazja. Takie gotowanie żaby.

  15. Węże, politycy i  celebryci czyli wywyższanie nowych bogów

  16. na manowce…

    albo coś jakby zejście do roli kustosza ważnych relikwii

  17. „nie trzeba było siadać do negocjacji z Callesem” – celne. 

  18. pani  Ado proszę podpowiedzieć lekturę dotyczącą tamtych zdarzeń, o Św. A.Boboli, mój wujek wie wszystko, ale nie może uwierzyć, że wojny kozackie to była bardzo dobrze przygotowana batalia także ze Szkotem Krzywonosem na czele,  zna zakres ówczesnej bandyterki, ale jest przekonany że to był taki „dziejowy huragan złości ludzkiej”, wynikający z tego że czerni do herbu nie dopuszczono. Wiek ma swoje prawa, wujek jest przedwojenny,  i  podrzuciłabym mu coś w temacie.

  19. Ks. Jan Popłatek „Bł. Andrzej Bobola. Życie, męczeństwo i kult.” Kraków 1936.

    Znalazłam to w Internecie. http://docplayer.pl/5874421-Ks-jan-poplatek-t-j-blogoslawiony-andrzej-bobola-towarzystwa-jezusowego-zycie-meczenstwo-kult.html

  20. Pięknie dziękuję.

    Wujek zdąży zweryfikować swoje poglądy zanim będzie mu za późno.

  21. Wyszyński negocjował z „naszymi” komuchami i ich ograł. Ale z Callesem nie dało się negocjować. To był mason a nie prosty chłop. A Wyszyński to był interrex, ostatni niestety.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.