Dzisiaj będzie trochę o frustracjach, a trochę o mnie. No, ale zacznijmy od pewnej zapomnianej książki. Kiedyś miałem tu telewizor i radio. Było to w czasach kiedy dzieci były małe. W radio puszczali coś, co nosiło nazwę powieść w odcinkach. Przyznam, że takiego szajsu dawno nie słyszałem. Były to powieści współczesne, napisane przez żyjących autorów, ale rzecz miała miejsce przed epoką Mroza, Bondy i Twardocha. Jedną z tych powieści napisał znajomy znajomego, nie mogłem więc tak po prostu powiedzieć, że to nędza. Drugą zaś napisał pewien znany profesor z polonistyki i nosiła ona tytuł „Wszystkie języki świata”. Była to suma frustracji tego pana, który pochodząc z prowincji i robiąc karierę naukową, marzył o nauczeniu się wszystkich języków świata. Bohaterem był oczywiście on sam, ale sprzed lat – ambitny młodzieniec z prowincji. Zawsze mnie dziwiło, że ludzie, którzy wypisują takie rzeczy starannie omijają wątki dotyczące PZPR i spotkań z oficerami służb. No, ale mniejsza, chodzi o języki świata, te bowiem dają władzę i ułatwiają komunikację. I są marzeniem wielu. Jak to już kiedyś jednak wyjaśniliśmy nauka angielskiego dla większości ludzi jest pułapką i nie wiedzą oni, że uczą się go po to tylko, by Anglicy mogli ich odróżnić od siebie samych, w razie gdyby tamci próbowali ich udawać perfekcyjnie naśladując różne akcenty. Tego się można nauczyć, ale zawsze jest margines błędu. Złudzeniem takim żyją, na przykład, politycy, którzy – w przypadku polityków polskich – są jakąś, obwożoną po dziwnych miejscach trzodą, do której nikt nie zagaduje właściwymi słowami, póki ta nie zgodzi się podpisać różnych cyrografów. A podpisuje je chętnie, albowiem całe dzieciństwo marzyła, by poznać wszystkie języki świata i komunikować się bez przeszkód z ludźmi światowymi, obojętnie co by to nie znaczyło.
Jakim językiem posługują się polscy politycy? Najważniejsze, używane tu narzecze, to język demokratyczny. Każdy się w nim doskonali i każdy staje się, przez sam fakt opanowania podstawowych zwrotów z tego języka, prawie półbogiem. Może też wysuwać pod adresem oponentów różne zarzuty i oskarżenia polegające na wskazywaniu iż tamten nie zna języka demokratycznego i przez to jest zagrożeniem dla wolności i swobód. Do czego w istocie służy język demokratyczny każdy się już chyba domyślił. Służy on do demaskowania nie-swoich. Jeśli ktoś używa tego narzecza z odpowiednim zaśpiewem, jeśli bardzo się stara, ale nie umie akcentować wyrazów i nie rozumie podwójnego znaczenia niektórych słów, jest po prostu wykluczony. Taką wpadkę zaliczył wczoraj, moim zdaniem Daniel Obajtek, który z innym jakimś pisowskim działaczem, wysłał do Manfreda Webera film pod tytułem „Przejęcie”, o tym, jak ludzie Tuska, łamiąc zasady demokracji, wkraczają do TVP. Co sobie pomyślał Weber jeśli oczywiście w ogóle ten film odpalił? Zapewne, widząc chowającego się za plecami innych ludzi Matyszkowicza, ucieszył się, że udało się tak łatwo przekupić prezesa i bez trudu przejąć media w Polsce. Do tego bowiem służy demokracja, by bez trudu osiągać to, czego nie mogły osiągnąć pancerne dywizje SS.
Kolejnym ważnym językiem jest język ekologiczny. To jest język skończonych konformistów, czyli, na przykład, leśników. Podstawowa aktywność tych ludzi polega na trzęsieniu tyłkiem z obawy o utratę posady. A w związku z tym języka ekologicznego uczą się szybko, choć także bez zrozumienia. On im tak zapada w świadomość, że nie można nawet wyemitować w rozmowie z nimi cienia ironii w związku z tą całą ekologią, bo udadzą, że nie rozumieją co chcemy powiedzieć. Język ekologiczny służy do tego, by zaprzeczać faktom i negować oczywistości. Jak udało się wmówić leśnikom, że klimat się zmienia? Tego nie mogę odgadnąć, choć próbuję. Ludzie ci bowiem, jako jedni z nielicznych na planecie, poprzez specyfikę swojego zawodu, nie omawiają różnych zagadnień w perspektywie swojego jedynie życia. Ich praca wykracza poza to życie i często nie oglądają oni jej efektów końcowych. Mając okazję zaś obserwować cykl prac w lesie, który ma swoją dynamikę, ale jest przecież powtarzalny, powinni przede wszystkim oprzeć się różnym eko-bzudrom. Tak się jednak nie dzieje. Odpowiedź jest prosta, ale nie do uwierzenia. Leśnicy wierzą w to iż posiedli klucz do zrozumienia natury, a są nim badania szczegółowe. Te zaś wykonują licząc na karierę, co w zasadzie odbiera im sens. No, ale takiego pojęcia jak sens nie ma w języku ekologicznym.
Kolejnym językiem jest język militarny. To jest narzecze kokietów, którzy usiłują komunikować się z ogłupiałym od prób nauczenia się języka demokratycznego ludem. Ludzie nie mający pojęcia o wojnie, nie potrafiący kierować czołgiem, wynajęci są do emitowania kwestii, które z istoty budzą emocje. Przede wszystkim zaś budzą strach i mają – w założeniu – postawić znawcę języka militarnego o dwa oczka wyżej od przeciętnego konsumenta treści internetowych. Blisko języka militarnego jest narzecze analityków globalistów, którzy występują zawsze w kontrze do znawców języka demokratycznego. Ich zadaniem jest paraliżowanie słuchaczy, którzy z samego tylko brzmienia języka analityków mają domyślać się, że są oni nadludźmi. Może nie półbogami, ale nadludźmi z pewnością, a to co mówią jest nie tylko powszechnie ważne, ale stanowi także wtajemniczenie. I można to powtarzać tylko w naprawdę zaufanym gronie osób, na imieninach wujka Mietka. Nie daj Bóg mówić o tym w saloniku cioci Władzi, bo tam się używa wyłącznie języka demokratycznego i jak ktoś wyskoczy z jakimś niezrozumiałym słowem, całe towarzystwo zamiera, atmosfera się warzy i jest po zabawie.
Pojęcia z języka analityków globalistów wskazują, że działają oni w pewnej kontrze do posiadaczy języka demokratycznego, a to oznaczać może, choć nie musi, że reprezentują inną szkołę lingwistyczną i nie zgadzają się ze wszystkimi tłoczonymi do głów ludowi pojęciami z narzecza demokratów.
Jak widzimy wszystkie wymienione tu języki oddalają nas od tego, co powinno być ich istotą, czyli od poznania. One służą wręcz temu by ludzie, którzy się nimi posługują znaleźli się jak najdalej od poznania. Można więc rzec, że są to języki podwładnych, służby po prostu, która ma wykonywać określone zadania i żyć złudzeniem, że ma na coś wpływ. Jak więc porozumiewają się panowie, skoro opisaliśmy tu języki służby? W zasadzie bez słów. Niemcy, ci z wewnętrznego kręgu władzy, nie muszą, jak sądzę wymieniać żadnych wyrazów, by rozumieć się doskonale. Przede wszystkim zaś, by rozumieć cele swoich działań, jako grupy zorganizowanej, choć też silnie doświadczonej. Politycy w Polsce nie posiadają żadnego języka wtajemniczeń. Nie wiedzą nawet po co mieliby go posiadać. Wszyscy są podłączeni, w tajemnicy jeden przed drugim, do obszarów językowych, którymi posługują się ich partnerzy, a w istocie panowie, poza granicami Polski. Dlaczego to tak trudno zrozumieć? Bo język demokratyczny jest językiem złudzeń.
Można jednak próbować pojąć te zależności na przykładach. I ja dam dwa przykłady obydwa z Kaukazu. Oto w I połowie XIX wieku, Jan Potocki, autor „Rękopisu znalezionego w Saragossie” przebywał na Kaukazie i zdał relację z przedziwnych i dziś niezrozumiałych stosunków miejscowych. Oto kasta wewnętrzna: książęta, wojownicy, przywódcy zbrojnych band, mówiła specjalnym dialektem o nazwie szakobza. Reszta, czyli lud pracujący w pocie czoła nie mógł się porozumiewać w tym języku. Potocki próbował nauczyć się go, ale rzecz jasna nikt na to nie pozwolił. Dlaczego? Otóż dlatego, że hermetyczne języki służą do budowania podwójnej, albo potrójnej lojalności, a także do tego, by w razie poważnego kryzysu, umożliwić przetrwanie tym, którzy przetrwać powinni, a wydać na zatracenie tych, którzy są w istocie nieważni. I teraz drugi przykład. Listy księcia Romana Sanguszki, który służył, jako prosty żołnierz na Kaukazie, pełne są budujących, ale i wstrząsających opisów. Ponoć Czerkiesi i Czeczeńcy, kiedy wzięli do niewoli większy jakiś oddział rosyjski, Polaków puszczali wolno, a Rosjan mordowali bez litości. Opisuje jednak Roman także inne sytuacje. Oto wielu żołnierzy i oficerów, mając dość służby w moskiewskim wojsku, przechodziło na stronę Czerkiesów. Zrobił to, na przykład, major Baranowski. Wiązało się to jednak zawsze z pewnymi niedogodnościami. Trzeba był przyjąć islam, ogolić głowę i nosić turban. I Baranowski tak uczynił. Oczywiście, ze względu na swoją rangę i doświadczenie stał się jednym ze skuteczniejszych dowódców partyzanckich. Po pewnym czasie jednak zrozumiał, że różnice kulturowe pomiędzy jego nowymi kolegami, a nim samym są nie do przełamania. Poprosił więc, żeby pozwolono mu odejść, wszak walczył z nimi ramię w ramię, zasłużył się i pomagał sprawie. No i co najważniejsze – porozumiewał się z Czerkiesami w sprawach istotnych. I oni się zgodzili. A wiecie co zrobili potem? Odstawili go łódką wprost do rosyjskiego garnizonu i wzięli za niego 300 rubli. Rosjanie zaś zamordowali go po torturach. Mimo całej swojej światowości, bo cóż wobec niego znaczyli jacyś panowie w turbanach, latający po górach z przedpotopowymi strzelbami, Baranowski nie rozumiał ani wojny, w której brał udział, ani języka, którym mówili Czerkiesi.
Czy wobec tego znajomość wielu języków daje nam wolność? Nie, raczej jest powodem uwikłań. Ja jak wiecie nie mówię w żadnym języku, ale stworzyłem własny, który obowiązuje na mikroskopijnym obszarze, gdzie pojawiają się ludzie istotnie myślący o wolności i prawdzie. Nikt tego języka nie rozumie, a wielu zeń szydzi. Nie zmienia to faktu, że pewne pojęcia, które tu stworzyliśmy i wspólnie kolportujemy mają znaczenie powszechne i nie wywołują złudzeń, a prowadzą do prawdy. Jedyne co nam więc pozostaje to kontynuować to dzieło, w imię Boże.
Teraz ogłoszenia
Już tylko 56 egzemplarzy wznowionego, pierwszego numeru Szkoły nawigatorów zostało w magazynie
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-1-cudem-odzyskane-30-egzemplarzy/
Przypominam o naszych nowościach i wznowieniach
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/roman-sanguszko-pamietniki-ksieznej-klementyny-sanguszkowej/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ksiecia-eustachego-sanguszki-pamietniki-1786-1815/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/julian-ursyn-niemcewicz-pamietniki-z-lat-1830-1831/
Kolejna konferencja odbędzie się na zamku w Gniewie, 24 maja bieżącego roku. Prelegentami będą:
Marta Kowalczyk, tematu wykładu jeszcze niestety nie znamy, ale na pewno będzie ciekawy i zaskakujący
Justyna Liguz, która opowie o działaniach Kościoła w czasie plebiscytu na Powiślu w roku 1919 roku. Dokładne brzmienie tytułu podam później
Piotr Szczurowski, autor książki „Prusowie”, który wygłosi wykład „Bitwa nad rzeką Sirgune oraz jej znaczenie dla dziejów Prus, Polski i Europy”
Adam Nosko, który nie dość, że wygłosi wykład, to jeszcze w niedzielę 25 maja o 13.30 oprowadzi chętnych po katedrze w Kwidzynie. Tytuł wykładu podam później.
Piątym wykładowcą będzie najprawdopodobniej Piotr Grudziecki, nasz kolega, który opowie o Tumulcie Toruńskim.
Zamek Gniew to dwa duże hotele i kilka pokoi w samym zamku, wszystko jest obok siebie. Każdy, kto się zdecyduje na udział w konferencji, w rozsądnym czasie, na pewno zdąży sobie pokój zarezerwować.
Bardzo proszę wszystkich o wsparcie mojej zrzutki dla Ani i Saszy
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
Dzień dobry. Otóż właśnie; jedynym sposobem na uratowanie się przed agresywną ekspansją obcych języków stworzonych przez jakieś bandy by łatwiej robić nam krzywdę – jest stworzenie własnego języka, w miarę możności hermetycznego. I to jest Pańska wielka zasługa. Poza Panem widzę wszędzie tylko bezrozumne naśladownictwo i małpie bezmyślne międlenie nie zrozumiałych w istocie terminów. Ja tych wymienionych przez Pana języków nie znam i nie chcę znać, ale posługuję się dość skutecznie językiem korporacyjnym. Wersja – angielska, niemiecka czy inna jest bez znaczenia. Trzeba znać istotne znaczenie słów. Mi to zajęło całe lata a i to daleki jestem od perfekcji, ale już uważają co przy mnie mówią i to dla mnie znak, że coś tam kumam. Generalnie jak słyszę temat języki, to przypomina mi się Pismo; „idźcie i nauczajcie wszystkie narody” – ale też przypowieść o wieży Babel. Jest to więc kij z dwoma końcami, co chciał nam przekazać Stwórca w swej nieskończonej dobroci.
Jeden koniec najlepiej zaostrzyć
Językiem tego świata jest język miłości.
Nawrocki niedługo zostanie w tym języku obsmarowany, i to przez kolegów!
Jego „obóz” tak go przyciśnie do piersi, że kości zatrzeszczą.
Arystokracja brytyjska(angielska?) miała swój język pisany, nie do odczytania dla plebsu. Skutecznie uszczelniła swój świat. I miała wyniki. Kontrolowała 25% globu.
Wokół nas są obszary uszczelnione, gwarantujące przywileje, rozwój, bezpieczeństwo dla klubowiczów. Grupy, kasty, zaklęte rewiry.
W wersji makro – tworzące wektory sił przesuwających kontynenty.
„Jak udało się wmówić leśnikom, że klimat się zmienia?” – bo się zmienia naprawdę: wystarczy przypomnieć sobie zimy sprzed 40 lat. Tylko, że zmienia się z przyczyn naturalnych, głownie cyklicznych zmian aktywności słońca. Z jakich przyczyn od ok. 20 lat wciska się ludziom kit o rzekomym wpływie CO2 na ocieplenie klimatu (a emisja antropogeniczna to < 5%) – nie wiem. Być może taka narracja silniej działa na emocje niż nieuchronne wyczerpywanie się paliw kopalnych (o tym przestano mówić).
Nawiasem mówiąc poprzednie globalne ocieplenie w historii nazywa się średniowieczne optimum klimatyczne. A wyznawcy „planeta się pali” bardzo zabawnie reagują na tę informację.
Ja się tylko zastanawiam jak to było, gdy w zamierzchłych czasach w puszczę walnął piorun, a potem hajcowała się do następnego deszczu, np przez miesiąc, albo kwartał? Że wtedy nie było kwartałów?
Planeta naprawdę się paliła i nikt jej nie gasił.
A australijski busz żyje w symbiozie z ogniem, po pożarach ożywiają się procesy kiełkowania nasion.
A paliwa kopalne – przecież wciąż funkcjonuje teoria powstawania ropy z procesów we wnętrzu ziemi. Znacznie mniej znana, nie obalona. Nawet laboratoryjnie potwierdzono powstawanie weglowodorów w ciśnieniach zbliżonych do tych na dużych głębokościach. Co wydaje się zgodne z jej powszechnym występowanie w takich ilościach.
Dlatego nie pytaj co możesz zrobić dla ziemi, tylko wciskaj gaz i produkuj siołtu !
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.