kw. 222024
 

Ludzie uwielbiają ekscytować się kalectwem życiowym młodzieży. Nagrywają filmy o tym, że ktoś tam nie umie wbić gwoździa, albo obrać marchewki i trzeba go uczyć. Sami zaś podkreślają, że oni świetnie sobie z takimi czynnościami radzą. Pamiętam swoje dzieciństwo i młodość. Mój świętej pamięci ojciec wyrażał się o mnie przeważnie niepochlebnie uważając, że na pewno nie poradzę sobie w życiu i zginę marnie, albowiem nie posiadam potrzebnego do odniesienia sukcesu zestawu umiejętności. Cóż to znaczyło? Nie potrafiłem zabić świni ważącej sto kilo, a czasem więcej i przerobić jej na kiełbasy, co ojcu wychodziło bardzo dobrze. Przywoził pół świniaka ze wsi, a za tydzień były z tego kiełbasy, schaby i szynki. Potem jedliśmy to przez kilka miesięcy. Potrafił też inne rzeczy, ale najbardziej podobało mi się, że umiał gwizdać na wszystkich palcach. Dosłownie na wszystkich. Nikt tego nie potrafił. No i jaki to był gwizd…można było ogłuchnąć.

Jak wiemy ten sposób oceny bliźnich ma wiele wad, bo żeby przetrwać niekoniecznie trzeba umieć robić wędliny, Pan Bóg bowiem troszczy się o wszystkich i dla każdego znajdzie zajęcie stosowne do jego możliwości i talentów. Dziś jednak dożyliśmy czasów kiedy nie tylko do przeżycia, ale wręcz do życia ponad stan nie są potrzebne żadne umiejętności. Są one wręcz pułapką. Najlepiej bowiem żyją niedorobieńcy, lenie, śmierdziele i złodzieje. Ktoś powie, że kiedyś też tak było. Możliwe, ale kiedyś łatwiej było takich weryfikować, dziś jest to praktycznie niemożliwe. Dzieje się tak, albowiem umiejętności nie są już od dawna towarem. Są nim emocje i ukryte pragnienia, które należy ujawniać z odpowiednim błyskiem w oku i domagać się za to wynagrodzenia. Jeśli byśmy chcieli przenieść tę sytuację w czasy dawniejsze, musielibyśmy wyobrazić sobie mojego ojca, jak siedzi na schodach i zamiast robić wędliny opowiada o tym, jak by mordował świnię, następnie wiózł ją w pocie czoła ze wsi do domu pociągiem, bo nie mieliśmy samochodu, a potem – nie mając o tym pojęcia, a jedynie mgliste wyobrażenie – opowiada, jak wyrabia z tego mięsa różne pyszne rzeczy. Rodzina zaś i sąsiedzi stoją wokół niego zasłuchani. Takie zachowanie zasługiwało kiedyś na pogardę, albowiem liczyło się tylko to, co można wykonać dobrze. To jest, jak powiadam, czas przeszły. I dziś umiejętności nie liczą się wcale. Tak, jak nie liczą się słowa. Można coś nazwać targami dizajnu, a kiedy człowiek przyjdzie to obejrzeć, okaże się, że to wystawa cygańskiego rękodzieła z puszek po sardynkach. Tak było ostatnio w Krakowie. Tomek tam siedział i wysyłał mi zdjęcia. Wszystko wyglądało, jak z serialu Badziewiakowie, ale organizatorzy najwyraźniej dobrze się bawili.

Oglądając, w przerwach pomiędzy zajęciami, których teraz mam trochę więcej, podcasty pana Mietczyńskiego, doszedłem do wniosku, że polskie kino musi być robione na rynek afrykański, pakistański, tajlandzki i sudański, bo przecież nie indyjski, gdzie rządzi Bollywood. Mam na myśli kino lat dziewięćdziesiątych, czyli te wszystkie komedie romantyczne. Nie wydaje mi się, by służyły one jedynie rabunkowi budżetów miejscowych. Wynajęci przez rosyjskich producentów – no bo jakich? ­– aktorzy tworzyli w każdym w tych filmów zestaw białasów, którymi mógł się ekscytować Murzyn. Objazdowe kino w Sudanie Południowym pokazywało nomadom Cezarego Pazurę, a oni kręcili głowami z niedowierzaniem. To samo było z Milowiczem i tymi wszystkimi babeczkami. Nigeryjscy gangsterzy patrząc na Dereszowską czy inną jakąś Izę Miko, składali zamówienie u swojego dostawcy towarów luksusowych, by ten prócz pudełka cygar i gujańskiego rumu załatwił i jeszcze dwie takie babeczki, co to je widzieli w filmie obok takiego gościa z brodą i brwiami, podobnego do guźca trochę. Inaczej się nie da wytłumaczyć istnienia tego szajsu. No chyba, że są w nim poukrywane jakieś podprogowe komunikaty, za pomocą których porozumiewają się poważne organizacje o charakterze globalnym. Sypie się garść drobnych tym dziwnym ekshibicjonistom, co mają przymus występowania przed kamerą i oni odczytują z promptera co trzeba, ale bez zrozumienia tekstu. I szafa gra. Jak w sławnej scenie kiedy aktor Żebrowski mówi do jakiegoś kolegi – uciekaj Ściemniasie.

Dowiedziałem się wczoraj o istnieniu reżysera Mariusza Malca. Ma on spory dorobek, a wśród jego dzieł znajdujemy fabułę i dokumenty. Zdobywał też nagrody w konkursach. Jedną zdobył w Pjongjangu, stolicy Korei Północnej, a drugą w Koszalinie. No i w Kijowie też coś zdobył. Mietczyński wyśmiewał się z jego filmu „Jeszcze raz”, który był zbiorem niedorzeczności zrealizowanym nie wiadomo po co. To znaczy my nie wiemy po co, a ci co Malcowi zlecili robotę, na pewno wiedzieli. Kiedy już reżyser Malec nakręcił to swoje dzieło, za dwa lata zabrał się za kolejne. Nosiło ono tytuł „Oni szli szarymi szeregami” i był to fabularyzowany dokument o harcerzach czasów okupacji. Przyznam, że się zdziwiłem, a kiedy zajrzałem na Film Web gdzie mamy cały dorobek Malca, byłem wręcz wstrząśnięty i zmieszany jednocześnie. Przeplatają się tam bowiem, niczym we wzorze na ludowej makatce z okolic Biłgoraja, produkcje o tematyce „Dupa Maryni i huzarzy” z takimi co to opiewają bohaterów, na przykład żołnierzy batalionu Zośka. Wszystko to, najwyraźniej, finansowane jest z jednego koszyka i różni się tylko sposobem prezentacji. To znaczy filmy o dupie i huzarach są na stronie filmweb opisane z entuzjazmem i opatrzone zdjęciami, a filmy o kulturze wysokiej i bohaterach nie mają w ogóle opisów i nie ma tam – przeważnie – żadnych zdjęć. Jeśli chodzi o komentarze, znajdują się one wyłącznie przy filmie o Szarych Szeregach. Jacyś ludzie piszą, że chętnie obejrzeliby ten film. Niestety trudno go znaleźć. I nikt chyba się tym za bardzo nie przejmuje. Film jest już dość stary, bo pochodzi z roku 2010.

Najciekawszy jest jednak biogram reżysera w wiki. Oto fragment

Członek kapituły Nagrody Jana Rodowicza „Anody” przyznającej wyróżnienia osobom niezwykłym, „powstańcom współczesności”. Twórca koncepcji Domu Myśli Braterskiej służącego porozumieniu formacji harcerskich w Polsce. Jeden z założycieli Stowarzyszenia „Nasza Historia” promującego postawy patriotyczne wśród dzieci i młodzieży, propagującego kulturę i sztukę Polski.

Gdybym był harcerzem i przeczytał coś takiego, czym prędzej wziąłbym plecak swój i gitarę, a potem – nawet bez kilku słów pożegnania – ruszył gdzie oczy poniosą, byle dalej od stowarzyszenia „Nasza Historia” promującego postawy patriotyczne wśród dzieci i młodzieży. Mam nadzieję, że wszyscy rozumieją dlaczego? Bo na stronie filmweb nie ma ani jednego opisu patriotycznych dokonań reżysera Malca, są za to opisy jego twórczości soft porno przeznaczonej na eksport do krajów trzeciego świata. I to jasno wskazuje gdzie reżyser Malec oraz jego sponsorzy mają młodzież, którą zamierzają wychowywać.

Każdy już chyba rozumie na czym polega formatowanie postaw w duchu patriotycznym. A jeśli jeszcze tego nie pojął, spróbuję mu to wyjaśnić za pomocą ostatniej odsłony naszego dzisiejszego teatrzyku. Najważniejszy jest klimat. I nie chodzi mi teraz o pogodę i tych, co się upierają, że globalne ocieplenie to fikcja, bo na dworze o 7.00 z rana jest tylko jeden stopień powyżej zera choć mamy drugą połowę kwietnia. Co innego mam na myśli. Kiedy na przykład pytam jakiegoś, pozornie inteligentnego rozmówcę, dlaczego czyta jakieś badziewie z gatunku fantasy, on odpowiada – bo tam jest klimat. Co to takiego? No, że są tam jacyś czarnoksiężnicy potrafiący zrobić kiełbasę, albo krasnoludy gwiżdżące przeraźliwie na wszystkich palcach obydwu rąk i to jest niezwykłe. Czytelnik zaś nie musi nic robić sam, żeby osiągnąć różne satysfakcje, wystarczy, że sobie wyobrazi iż jest uczestnikiem gwałtu zbiorowego dokonywanego przez wikingów na jakiejś słowiańskiej księżniczce. I frajda gotowa. A człowiek się nawet nie spocił. Na tym polega klimat.

Nie inaczej jest z klimatami patriotycznymi. Co jakiś czas ktoś przekonuje nas, że ten czy inny życiorys to gotowy scenariusz na film lub komiks, który – kiedy się go już zrobi – posłuży do wychowania młodzieży w duchu patriotycznym. Ludzie deklarujący podobne rzeczy nie mają pojęcia czym jest scenariusz i czym jest komiks. Samo zaś zagajenie ich w tych kwestiach wywołuje wściekłość, a najlepszym razie irytację. Nie chodzi o to bowiem, by coś tworzyć naprawdę, ale by mieć zestaw podkładek świadczących o dobrych chęciach. Tak, jak to widać u reżysera Malca. Można to nazwać wskazywaniem kierunku. Sam nic nie potrafię, nie napisałem niczego poza twittami, nie umiem rysować, ale skopiuję wam z wiki życiorys Wacława Sieroszewskiego, a wy zróbcie z tego film lub komiks. Na pytanie – a kto za to zapłaci? – odpowiedzi nie usłyszymy. Pieniądze bowiem nie są ważne, chodzi o to, by wskazać tym, co potrafią pisać i rysować, że mają to robić za bezdurno, dla ojczyzny, która w czasie gdy będą zajęci rysowaniem komiksu o powstańcach, sfinansuje serial „Tatuśkowie” i wyeksportuje go do Bangladeszu, nawet bez ścieżki dźwiękowej w lokalnym języku. Bo i po co?

Wyjaśnienie tym biedakom, którzy zajmują się popularyzacją w duchu ostatnich tragów dizajnu w Krakowie, że uczestniczą w zbiorowym przekręcie i okradaniu samych siebie, jest niemożliwe. Oni bowiem czują ten prawdziwie patriotyczny klimat, którego nie rozumieją ludzie płytcy i nastawieni jedynie na ciągnięcie z życia korzyści materialnych, wymiernych, ludzie bez ducha i bez marzeń. Nie bądźmy tacy, nie idźmy tą drogą. Szukajmy wzorów najlepszych, tak jak to czyni reżyser Malec…Miłego dnia życzę wszystkim.

W piątek mam taki oto wykład we Wrocławiu

 

Po uporczywych poszukiwaniach lokalu, którego wynajęcie nie zrujnowałoby nikogo, dzięki pomocy Beaty, trafiłem na zamek w Łęczycy. Rozmawiałem z panią dyrektor, która udostępni nam salę bez opłat, ale musimy zrobić imprezę otwartą dla miejscowych. Oczywiście zgodziłem się, ale i tak zrobimy listę osób uczestniczących, bo statystyki to ważna rzecz. Tak więc na czym stoimy? Spotykamy się 24 maja na zamku w Łęczycy, pomiędzy Łodzią a Kutnem. Odbędzie się tam drugie spotkanie w katakumbach, którego gościem będzie kapitan Tomasz Badowski. Tematem spotkania będzie wojna na Ukrainie. Tytuł – „Czy powinniśmy bać się wojny?”. Wieczór będzie wyglądał tak, jak ten poprzedni w Ojrzanowie. Będę miał już ze sobą dwie nowe książki. Wstęp jak powiadam jest wolny więc nie będzie żadnego „co łaska”. Zaczynamy o 18.00. Łęczyca to, jak wszyscy pamiętają, miasto, w którym rządził niegdyś diabeł Boruta. Jest tam przepiękny rynek, zamek, w którym mieści się muzeum, dwa kościoły, w tym barokowy klasztor i największa atrakcja ziemi łęczyckiej, romańska kolegiata w Tumie. Czasu na zapisy nie ma wiele, ale wierzę, że Państwo zdecyduje się wziąć udział w wydarzeniu. Zapraszam.

  23 komentarze do “Klimatyści czyli marzenia niedorobieńców”

  1. Istnieja dwa rodzaje umiejetnosci (u mlodziezy): zaprogramowane bez jej udzialu oraz zaprogramowane lub przeprogranmowane z jej udzialem. Nie ma umiejetnosci nie zaprogramowanych, bo z pustego itd.

    Czesto u doroslych pokutuje poglad, ze mlody czlowiek powinien cos wiedziec lub umiec, „bo wszyscy to wiedza / umieja”, „bo tak sie robi” itd. Z tego, jak niektorzy dorosli rozumuja, wystarczy wychowac i nauczyc najstarsze dziecko, a reszta rodzenstwa powinna to przyjac poprzez osmoze.

    Tymczasem KAZDEGO czlowieka trzeba nauczyc wszystkiego OD POCZATKU.

    Ale jest prawda, ze dorosli mieli w dziecinstwie zawsze gorzej:

    https://youtu.be/mjEIaE85dU8?si=9fWyqpIQoEbo6Rms

  2. Oni szli szarymi szeregami to już prehistoria, obecnie ONI idą już za szarymi szparagami 😉

  3. Za zielonymi chyba…i nucą – szumi dokoła las, czy to jawa czy sen, co ci przypomina, co ci przypomina widok znajomy ten…

  4. Ludzie byli bardziej szczerzy, skorzy do pomocy drugiemu i serio traktowali dane słowo, gdy byli zmuszeni większość dni i nocy poświęcać na zdobywanie pożywienia, na przetrwanie. Żeby przetrwać musieli umieć robić wędliny i troszczyć się o stan domostwa. No i przede wszystkim musieli dobrze żyć ze swoją wspólnotą

  5. Polskie filmy i programy telewizyjne „misyjne” nadaja sie tylko do tego, zeby je pokazywac szympansom w Ngogo. Podejrzewam, ze szympansy bardzo szybko potlukly by telewizor czujac, jakie to jest falszywe i destrukcyjne. Ja robie na odwrot – nie tresuje malp, tylko sie od nich ucze. W pracy u Niemcow co jakis czas robie „banana day”. Kupuje duza ilosc bananow w markecie i kazdy moze brac, ile chce w przerwie sniadaniowej i obiadowej. Z filmu o szympansach wiem, ze nie ma lepszej metody na utrzymywanie relacji, niz dzielenie sie pozywieniem i to dziala – na najglebszym poziomie naszego gadziego mozgu.

    Nie ma lepszego dowodu na istnienie diabla, niz kinematografia. Oto recenzja filmu, ktory mnie przerazil. O ile polskich tworcow mozna podejrzewac o glupote i brak talentu, to filmy amerykanskie na pewno sa inspirowane satanizmem.

    https://youtu.be/Qxret3wtgJM?si=0oCUwZ98vg5osyxP

  6. Dzień dobry. Cóż, nie byłem w Afryce, nie znam żadnego Murzyna, nie wiem zatem czym się ekscytują. Nie jestem jednak rasistą, nie uważam przeto, że są oni na tak niskim szczeblu rozwoju, że mogą ekscytować się produkcjami niejakiego Malca i jemu podobnych. No, może przez bardzo krótki czas, jakieś pół godziny myślę, potem zaś udają się po zwrot za bilet, a jak słyszałem, żartów z nimi nie ma. Z tych i innych powodów uważam zatem, że jest to produkcja na potrzeby lokalne, a że „tfurcy” potrzeby mają duże, to musi to kosztować a efekt musi być byle jaki. To się zresztą dobrze wpisuje w nurt stuletniej już ponad promocji idiotyzmu w Polsce, a widzowie przede wszystkim mają wyrobić sobie pogląd, że nic sensownego w kraju naszym zrobić się nie da. Takie postawy są na rękę sponsorom tego cyrku, nikt bowiem człowieka tak nie skrzywdzi jak on sam, oni to wiedzą i stąd różne malce. Nikt z odrobiną talentu czy myśli – tam się nie przebije.

  7. Nie umiem zabic swiniaka, ale potrafie obrac banana i to mi wystarczy, zeby przezyc w tym podlym swiecie.

    https://youtube.com/shorts/mY2nZaNgfb4?si=OG5Av04ZZipH4hk9

  8. To był kiedyś kabaret, który mnie nie śmieszył, ale wielu ludzi tak. Dziś zaś jadą z takimi kupletami. https://www.youtube.com/watch?v=8kvloqkhr_g Ma pan rację, nic się nie przebije

  9. Ja chętnie się przyłączam do tych uwag n/t Afryki, ale i o Bangladeszu bym coś wtrącił. W Afryce np. jest taki kraj, Etiopią, niegdyś Abisynią zwany, co to wysforował się na 2-gą pozycję w Afryce po względem liczby ludności, wyprzedzając (już, albo niebawem) Egipt. I wszystko mimo fali głodu, jaka ogarnęła ich w czasach niezbyt odległych. A nie jest to bynajmniej jedyne ich osiągnięcie. Bo np. uruchomili właśnie największą w Afryce hydroelektrownię na Błękitnym Nilu (przez co o mało co do wojny z Egiptem właśnie nie doszło, który właśnie większość woddy ma nie z Nilu, lecz właśnie tego Błękitnego, Ale zbiornik został napełniony, woda do Egiptu (przez Sudan też zaniepokojony) płynie i jest pokój, jeśli nie liczyć wojenki na północy kraju, zafundowanej im najwyraźniej przez jakieś „zaniepokojone” siły, którą wszakże udało sie w końcu zażegnać ku niezadowoleniu rzeczonych sił, Nie jest to zresztą jedyna elektrownia bo wcześniej na rzece Omo powstała ich spora kaskada, niestety także ku zaniepokojeniu światowej opinii publicznej o los nadrzecznych (nad Omiańskich) plemion tudzież jeziora na terenie Kenii, kudy Omo oddaje swe wody. Nie można przy tej okazji nie wspomnieć o miejscowym „Boliwood”, które dzielnie zaspokaja potrzeby duchowe 110-milionowego narodu, coraz częściej oddającego się wydajnej pracy w chińskich fabrykach, które „obsiadły” słynną kolej Addis Abeba – Dżibouti, gdzie w jednym miasteczku (300-tysięcznym) ceny gruntów wzrosły z tego powodu do 125 USD za kwadratową stopę (czyli ok. 1200 USD za m kw.), jak donosił już 7 lat temu jakiś znany US dżurnal.

    Co prawda połowa mieszkańcow kraju nadal nie ma prądu (nie wspominając o innych „mediach”), ale brak ten ma być szybko usunięty.

    A co do Bangladeszu (o którym juz gdzies tu wspominalem), to raczej powinniśmy uważać, by nie zamienić się z tym krajem miejscami, jako że dzielnie i bojowo rozwija własny przemysł, co ważne  – z własnych kapitałów. I choć dominuje przemysł odzieży gotowej, to bynajmniej nie jakaś taniocha dla biedoty, bo zaopatruję m.in. Zalando, Prado i mało znaną polską firmę, o dziwo niemal dorównującą tamtym obrotami (ze zdziwieniem odkryłem ich siedzibę w Gdańsku na Łąkowej, nieopodal miejsca, kędy latałem na tramwaj 8-kę lub 13-tkę w latach 63-69). Oprócz tego intensywnie rozwijają przemysł papierniczy, jako że nie mogą nadążyć z „utylizacją” bogatych zasobów bambusa, co to u nich rośnie jak „głupi”, za nic mając nasze sosny, topole, czy brzozy.

  10. Jezeli podzielimy los Ukrainy „walczac za wolnosc calego swiata zachodniego” oraz, by „poruszyc sumienie swiata”, to niewatpliwie te kraje nas przegonia pod kazdym wzgledem.

  11.  „Oni szli szarymi szeregami” – wystarczy wrzucić w google i się pojawia. Film dobry. 

  12. Ile razy wyemitowała go pisoska telewizja, wie pani może?

  13. Prosze Pani – ludzie, ktorzy mieli problem, zeby znalezc ten film na YT i tak nie zrozumieja jego tresci.

    Nie skreslajmy ich jednak. Na poczatek niech opanuja cos prostszego – peeling banana.

    https://youtube.com/shorts/KS6htINiHxE?si=GfSfZlrtL4kn4-Df

  14. Pani pewnie robi peeling banana stopami nie przerywajac scrollowania w smartfonie.

    W koncu nalezymy do „naczelnych”.

    https://youtube.com/shorts/D4T6fLWWgc4?si=WAlaGC2HJn7WxEMH

    Proste cwiczenie na poczatek:

    https://youtube.com/shorts/Un15N-r9Wzg?si=JZ6-m67_jJApdehB

  15. Prawidlowo rozwiniete naczelne uzywaja sprawnie czterech konczyn naraz. Na przyklad u protestantow w Wielkanoc:

    https://youtube.com/shorts/jGHRnWTp_vI?si=WCTUV44RxHhDLzEo

  16. Nie wiem, bo od czasów występów Nergala w TVP, nie oglądam telewizji.

  17. W mojej parafii gra na organach jest na porządku dziennym, nie tylko w Wielkanoc.

  18. O mój Boże!! Przypomniał mi Pan dawne czasy (gdy miałem co najwyżej 14 lat). Widziałem takie protestanckie „organki” w moim kościółku na Pomorzu Zachodnim, wtedy już nieprotestanckim. I te wszystkie napisy po niemiecku

  19. Zatem z obraniem banana stopami nie mialaby Pani problemu? Bo ja bym cos zjadl…

    https://youtube.com/shorts/HVYRPmMRp_0?si=BAFQUF1-vWx4k0wO

  20. Cejrowski nie mialby problemu, zeby obrac banana stopami.

  21. Nasze, parafialne,  kupiliśmy od niemieckiej parafii. Katolickiej. Bardzo porządne.

  22. Ja we rajchu to je mygliś, to idą brunatnymi szeregami, na plażach nudystów i pomagają sobie wzajemnie.

 Dodaj komentarz

(wymagane)

(wymagane)