lis 142021
 

Każdy zna piosenkę, wyśpiewaną w filmie „Zakazane piosenki”, w której wybrzmiewa, z charakterystycznym warszawski akcentem, ta fraza – leco bomby leco, od wieczora do dnia, nie ma kropli wody do gaszenia ognia…

Ostatnie dni udowodniły, że wystarczy raz przeskalować narrację i całe, duże grupy ludzi, wydaje się, że przytomnych tracą całkowicie orientację i przestają rozumieć wszystkie komunikaty poza tym przeskalowanym.

Jakiś pan obraził się wczoraj na mnie za to, że napisałem ironicznie o papieżu Franciszku pacha mama, cytując przy tym jego przeciwników. Ktoś inny po przeczytaniu tego tekstu, zaczął pisać coś o jurgieltnikach i czerwonym postawie sukna. Proszę państwa, cały zestaw wytrychów pochodzących z przeszłości, którym staracie się otworzyć interpretacje wydarzeń dnia dzisiejszego nie nadaje się do tych zadań. On się nawet nie nadaje do tego, że czarować nim stare ciotki. Być może służy komuś do jakichś autoterapii, ale to nie jest powód, żeby się z tymi interpretacjami obnosić. Nie mogę spokojnie patrzeć na to, jak niektórzy czytelnicy popadają w zadumę czekając aż wreszcie zostaniemy zdradzeni i po raz kolejny sprzedani. Przy czym chodzi tylko o to, by mieć ostatnie słowo w dyskusji i nie rozstawać się z kalkami pojęciowymi, które są wdrukowane w wiele umysłów, uniemożliwiając w ogóle interpretowanie zdarzeń, na poziomie prostego rozumienia tekstu. Czego dowodem jest ten pan, który wystąpił w obronie papieża, rzekomo przeze mnie atakowanego.

Jeden niezbyt przecież groźny kryzys na granicy wywołuje takie rozchwianie postaw i dezintegrację naszej grupy. A co by było gdyby przydarzyła się nam okupacja? Ilu ludzi wytłumaczyłoby sobie jawną zdradę poprzez postawy literackich bohaterów, albo poprzez konieczność zapewnienia bezpieczeństwa sobie i rodzinie? Nawet nie chcę o tym myśleć. Wiem z całą pewnością, a potwierdzają to liczne przykłady, że im głośniej kto składa coraz to szlachetniejsze deklaracje, tym łatwiej mu przeskoczyć do bardzo pragmatycznych wyborów życiowych, wcale nie szlachetnych. Mieliśmy taki przykład człowieka, który brał udział w różnych ortodoksyjnych rozważaniach na temat Kościoła, a następnie poprosił, byśmy je usunęli z sieci, albowiem przez tę pogadankę może mieć on w Polsce kłopot ze znalezieniem pracy. Tak się zwykle kończą pogłębione, poparte analizą literacką i analizą porównawczą z ważnymi wydarzeniami dziejowymi, rozważania. Gdybyśmy zaczęli zastanawiać się czemu one służą, nie znaleźlibyśmy dobrej odpowiedzi. Są to jakieś egotystyczne wykwity, albo też akty emocjonalnego terroru wobec bliźnich, rodziny i przyjaciół. Mogą to być także elementy złożonego bardzo, stosowanego podprogowo marketingu. Na pewno jednak nie mają postawy te nic wspólnego z próbą dochodzenia do prawdy i próbą zbudowania nowej, choć przez moment i w niewielkim tylko stopniu łączącej się z faktami narracji.

Powtórzę – wystarczy jeden przeskalowany komunikat. Seria przeskalowanych, patologicznych komunikatów to jest po prostu katastrofa, lej po bombie na dnie którego siedzi potwór pożerający małe dzieci i całkiem dorosłych ludzi. Nie da się im wytłumaczyć niczego, kiedy raz spojrzą na dno leja. To co tam widać, jest bardzo uwodzicielskie i ma siłę przemożną.

Chciałbym poruszyć marketingowy aspekt takich obszarów komunikacji. To znaczy wskazać, że za deklaracjami niezwykle podniosłymi stoją po prostu koniunktury. Deklaracje mają hipnotyzować odbiorcę, któremu następnie wciska się towar zawierający powtórzony po sto razy zestaw przeskalowanych, patologicznych komunikatów, które on już zna. Tym razem jednak musi za nie zapłacić. Ponieważ sam postanowiłem nie umieszczać tu treści patologiczno-eskalującej nie będę wskazywał przykładów takiego działania. Wierzę też, że większość obecnych tu czytelników potrafi jednak sama rozeznać się w tych kwestiach i zorientuje się gdzie najjaskrawiej widoczne są te mechanizmy.

Ten sposób sprzedaży dewastuje całkowicie rynek. Można o tym pisać i pisać, ale nie ma to żadnego znaczenia, albowiem producenci patologii, mają swój zysk i przekonanie, że będą żyli wiecznie. To nie jest prawda. Działania tych mechanizmów doświadczam na własnej skórze. I nie ma mowy, żebym uległ tej presji. To znaczy, nie będę się zajmował patologizowaniem komunikatów i zbieraniem ich w łatwo nadające się do strawienia pakiety.

Powtórzę więc jeszcze raz, dla tych wszystkich, którzy uporczywie starają się mnie nie zrozumieć – nasza sytuacja nie przypomina tej z roku 1939. Jest zupełnie inna. Bomby nie leco od wieczora do dnia i możemy jeszcze cały czas normalnie rozmawiać. Wielu ludzi jednak odrzuca tę myśl, albowiem chcą powtarzać, nie wiem po co, ten sam refren – nie ma kropli wody, do gaszenia ognia…

Konsumpcja patologicznych komunikatów wywołuje dwa rodzaje reakcji. Pierwszy to emocjonalne rozwolnienie, wyrażające się w demonstracjach ulicznych i sieciowych, polegającej na emitowaniu serii przetworzonych przez układ pokarmowy treści. Mają one pewien autorski sznyt, ale w rzeczywistości nie różnią się od tego co zostało wchłonięte. Reakcja ta uniemożliwia też wchłanianie innych treści. Druga zaś wynika z rozczarowania, jakie nieuchronnie przychodzi, kiedy człowiek orientuje się, że bomby jednak nie leco, pan, który to przepowiadał trochę kłamie i ciągną się za nim jakieś nieprzyjemne historie obyczajowo-polityczne, a o awans w grupie wtajemniczonych w prawdziwą politykę jednak trudno. Bo nie chodzi w tej grupie o oddanie sprawie, ale o coś całkiem innego, czego rozczarowany konsument patologicznych treści zrozumieć nie potrafi. Po takich konstatacjach odchodzi on po prostu z rynku treści i obraża się na wszystkich. Najbardziej zaś na tych, którzy mu próbowali wytłumaczyć, że nie ma jednak racji i nie może ulegać jawnym oszustom. Po takiej dewastacji rynku, która – o czym dobrze wiecie – ma charakter masowy, następuje przestój i wszyscy łącznie z patologią zastanawiają się co robić dalej, albowiem obroty spadają. Wszystkie największe mądrości już zostały wydrukowane na papierze toaletowym, oprawione w pudełko po butach i wyjechały dawno z magazynu, a dotacji na nowe nie ma. Chwilowo też przestały działać zbiórki na nowe projekty. Wydaje się, że rynek zamarł i nie ma już komu śpiewać – leco bomby leco, od wieczora do dnia. W wtedy w sieci i na ulicy pojawia się nowe pokolenie rozczarowanych, które coś tam usłyszało piąte przez dziesiąte. No i zabawa zaczyna się od początku. Proszę Państwa, nie będę w tym uczestniczył. Nawet mnie na to nie namawiajcie. I sami trzymajcie się od tego z daleka, a jeśli przyjdzie Wam ochota w tym uczestniczyć, trzymajcie się z daleka ode mnie. Życzę wszystkim miłej niedzieli.

  12 komentarzy do “Leco bomby leco…czyli rozważania o wartościach”

  1. Bardzo wartościowy tekst i oczywiście na czasie, dziękuję. Mam takie odczucie, że ogólnie dominują postawy bliskie wczesnoszkolnym „bo przyjdę ze starszym bratem!” i „proszę pani, a oni się biją!” – w kierunku opinii publicznej. Nie przydałby się jakiś spadochroniarz z ostatnich klas podstawówki, który by wyseplenił jak się sprawy mają?

  2. Chodzi za mną ta pieśń.

    Porusza muzyka i piękne słowa Słowackiego.

     

    https://m.youtube.com/watch?v=6R9Q1V0OROU

  3. Nasiąkanie propagandą, potem żeby był efekt trzeba coraz mocniejszych uderzeń. Strach też trzeba eskalować bo poprawnym czasie przywalą człowiek. Potem jest wyskok medialny i książka idzie z magazynu i się dobrze sprzedaje. A ja się ciągle na to łapie

  4. Tacy są przekupieni przed dyrektora

  5. Piekła może jeszcze nie pękają, ale mury powoli się kruszą. Jeden z największych kłamców gada między innymi coś takiego: od 25 lat walczę z antysemityzmem, ale czegoś tak przerażającego jeszcze nie widziałem. Mowa oczywiście o słynnej już na cały świat prowokacji kaliskiej. Chce się zapytać, to z czym walczył i za co nagrody brał?

  6. Mogę powiedzieć tyle, że wydarzenie jest już bardziej znane na świecie, oczywiście w pewnych kręgach tym zainteresowanych, niż w samym Kaliszu. Do Kalisza przyjechały grupy świadomych patriotów z całej Polski, był Rafał Mossakowski z CEPolska, a obserwujących wydarzenie kaliszan było niewielu. Łatwo jest wypełnić tłumem główny rynek w Kaliszu.

    Zatem wydarzenie było organizowane głównie przez osoby z zewnątrz, głównie z Warszawy, a dla miejscowych była to gratka i zaskoczenie, tym niemniej widowisko było naprawdę piękne.

  7. Prokuratorzy w całym kraju mieli niespokojny weekend.

  8. Dla mnie idiotyczne. Nie o to mi chodziło. Facet żyje i robi karierę naukową na szkalowaniu Polski i nagle gada, że nigdy w życiu nie widział tak przerażającego happeningu. Słowem w Polsce antysemityzm trzeba reżyserować i to jest jego klęska, bo on to mówi otwartym tekstem.

  9. Wojny były i będą. Na wszelki wypadek warto wynająć mały bunkier na „rękawie” między Francją i Anglią ze świetnym widokiem na teatr wojny europejskiej oraz modlić się za bieżeńców i migrantów pod ołtarzykiem z telewizora. Jasne, że modlimy się, by ich łódki omijały naszą wysepkę.

  10. piękne sowa i ukierunkowanie

    …wszak póki On był z naszymi ojcami byli zwycięsce..

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.