sie 192020
 

Byłem wczoraj poważnie zdumiony niektórymi komentarzami dotyczącymi nowej książki Michała Radoryskiego. Mam na myśli te, które w jakiś sposób odnosiły się do funkcji rozrywkowej takich dzieł i ich recepcji społecznej. Zdumienie moje było tym większe, że przecież od wielu już lat dyskutujemy tutaj nad tym propagandowym i medialnym oszustwem, jakim jest proza kryminalna w Polsce. I na to przychodzą ludzie, którzy rozpoczynają dyskusję o jakości. Proszę Państwa, postaram się dziś raz jeszcze opisać mechanizm pułapki, w którą wpadamy za każdym razem kiedy sięgamy po tak zwaną współczesną powieść kryminalną.

Najpierw jednak zacytuję list jednego z czytelników, który otrzymałem wczoraj

System praktycznie już nic poza kryminałami nie drukuje. Na Onecie dział książka przestał istnieć nie licząc cyklicznych wypocin Twardocha. Teraz będą kręcić serial na podstawie Bondy. Taplają się w sadzawce ale i to wysycha. Gdyby nie Gliński to kto wie, może by coś grubiej padło.

To jest bardzo lapidarny, ale słuszny opis sytuacji. Jeśli zaś jest on słuszny, nie można serio rozmawiać o postulatach, które wydawcy znanych nam dobrze autorów i oni sami zadeklarowali. One są oszustwem. Nie można, serio rzecz traktując, zrobić z kryminału gry miejskiej, bo to będzie wyglądało tak, jakby urządzić dzieciom wycieczkę do burdelu, w celu zapoznania ich z najnowszymi wzorami fototapet, które tam wiszą na ścianach. Nie można porównywać tej prozy, ani żadnej innej współczesnej prozy z Edgarem Allanem Poe i domagać się, by porównanie to zainicjowało dyskusję o książkach, bo to byłoby tak, jakby ktoś na spotkanie Vittoria Corleone z Lucą Brasim i rodziną Tataglia wpuścić profesora Śpiewaka i Magdalenę Środę.

Wczoraj przekonałem się, że wielu czytelników żyje w permanentnym złudzeniu, które nie pozwala im odbierać świata w całym jego bogactwie. Ujmę to tak – Michał Radoryski nie po to napisał kryminał, żeby dołączyć do tej bandy, ale po to, by zainicjować powstanie innej oferty. Drastycznie się od tej, wielokrotnie tu omawianej, różniącej. Próby umieszczenia jego książki w jakiejś znanej hierarchii czy to książek czy to autorów prozy kryminalnej, są skazane na niepowodzenie i spowodują rozczarowania. Nie o to bowiem chodzi. Nie o to idzie, żeby wespół z tamtymi urządzać rynek. Tamci bowiem nie mają zamiaru niczego urządzać. Im obiecano, że będą jedynymi liczącymi się graczami na tym rynku, którzy pobierać będą wynagrodzenie dające im satysfakcję. Żeby taki system stworzyć trzeba wyeliminować z rynku wszystkich innych, albo zmarginalizować ich tak, by popiskiwali tylko jak małe myszki gdzieś w kącie. No, ale organizatorzy tej hucpy nie rozumieją jednego – w prawdziwej propagandzie, skutecznej, masowej i działającej pod ciśnieniem, a proza kryminalna to propaganda, nie zapominajmy o tym nigdy, nie można wyeliminować gry rynkowej. Można ją ustawić, zafałszować, można forować swoich i dawać im nagrody, ale do tego musi być tło, czyli hierarchia innych, także istotnych autorów, z którymi promowanych przez system, służby, żydów, czy kogo tam chcecie, geniuszy, można porównać. U nas, ponieważ czytelnik jest otoczony powszechną pogardą, nikt się w takie subtelności nie bawi. Ma być Twardoch, Bonda i Mróz i tyle. No i Miłoszewski rzecz jasna. Koniec. Jest jeszcze inny kłopot. Na rynku amerykańskim czy brytyjskim, jak się pompuje autora, a on się potem okaże durniem, narkomanem, zboczeńcem, albo wszystkim tym naraz, to robi się smród, którego wietrzenie trwa lata całe. I to wietrzenie ma sens, bo ono uwiarygadnia rynek. U nas, każdy ze sławnych autorów może pierdzieć, rzygać, nie myć się przez miesiąc i bekać. I nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby otworzyć okno, albo kazać mu iść do łazienki. Bo i po co. W końcu czytelnik to bałwan. Dlaczego? Bo w przeciwieństwie do ludzi ustawiających tę sytuację traktuje to wszystko serio. A skoro tak, to właśnie zasłużył na to, by traktować go jak durnia. Dlaczego czytelnik traktuje to serio? Bo wierzy w misję literatury, a także we własną inteligencję, a co za tym idzie, wierzy, że kogo jak kogo, ale jego nikt w trąbę nie zrobi. Ponadto chce wreszcie być traktowany poważnie i poczuć się doceniony. To jest manifestacja deficytów, które znają dobrze wszyscy matrymonialni oszuści. Tłumaczę to od lat, ale na koniec zawsze ktoś wpisze komentarz, taki jaki się tu pojawił niedawno – na ironii daleko nie zajadę. Właśnie na ironii zajedziemy najdalej, bo system, z którym mamy do czynienia przede wszystkim wyłącza i unieważnia ironię. Potem zaś kieruje ją, w bardzo prostych rejestrach, ku swoim przeciwnikom. Do czego jest ten system? Do dewastacji jakości, do dewastacji sacrum i do dewastacji człowieka, z którego – obiecując mu złote góry, albo złotą papierośnicę, albo cudowne skrzypce – robi kretyna. Macie codziennie podawane tysiączne przykłady ironii stosowanej przeciwko Kościołowi. Macie te coraz głupsze żarty z księży, z liturgii, ze wszystkiego. Macie wreszcie te literackie intrygi, które w sposób, nie podstępny wcale, ale durnowaty, szydzą z tradycji z postaw moralnych, z sacrum. I wielu z Was chce to traktować serio? Bez ironii?! Bo to taka rozrywka, a do tego coś, co stymuluje Waszą samoocenę? Coś, co można przywołać w towarzystwie, albo porównać z czymś innym i wskazać na jakość albo jej brak?! Czyście poszaleli?! Jak możecie pozwolić na to, by wyłączono w was poczucie ironii? Jak możecie pozwalać na to, by traktować serio prozę Krajewskiego, Mroza, Bondy czy Twardocha?!

Ja wiem jak. Odpowiedź jest bardzo prosta – traktujecie to serio, bo z tego są pieniądze. I nie rozumiecie, że te pieniądze nie są oferowane za jakość, ale za skurwienie. Jak możecie więc, pogodzić tę dręczącą wielu z Was myśl, z oceną moralnych postaw autorów, bohaterów, wydawców? Jak chcecie to zrobić, bez ironii? Jeśli będziecie próbować, choć raz, już jesteście po tamten stronie i już zaczynacie bronić swoich, dokonanych pod wpływem bardzo ciemnych impulsów, wyborów. Na koniec zaś mówicie – ale porozmawiajmy poważnie. Co to znaczy poważnie? To znaczy z tym znanym dobrze z wielu występów, czy to polityków, czy gwiazd medialnych, prorockim zaśpiewem. Ciężko mi to pisać, bo czuję się, jakbym został przymuszony do tłumaczenia pointy żartu. Przymus, by wobec prowokacji zachowywać się serio jest czymś najgorszym. Więcej – możemy mieć całkowitą pewność, że każdy kto ta robi, każdy kto przemawia z namaszczeniem i odnosi się do meritum zaproponowanej przez prowokatora dyskusji jest albo z nim w z mowie, albo jest głupszy od posła Szczerby, co w sumie na jedno wychodzi.

Nie po to Michał napisał tę książkę, byśmy tu rozmawiali poważnie. Wybijcie sobie to z głowy. Poważnie, to możecie porozmawiać z facetem, co rozsyła po sieci informacje, że Macierewicz za pomocą terytorialsów, będzie rozstrzeliwał Polaków odmawiających zaszczepienia się na covid. Znajdźcie tego gościa, niech Wam zorganizuje seminarium, zamówcie kamery i w ich świetle odbębnijcie ten fantastyczny panel, który uczyni z Was prawdziwe sławy, otoczone czcią i powagą. Ja tutaj, mam do zaproponowania wyłącznie rozrywkę.

A oto okładka nowej książki Michała Radoryskiego.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/komisarz-zdanowicz-i-ponczochy-guwernantek-juz-wkrotce/

I nowy fragment tekstu

  19 komentarzy do “O ironio! Czyli katalog konwencji zużytych”

  1. Dooobre. A rude ilustracje będą ☺

  2. Ciężko żyje się w kraju, w którym nie tworzy się już żadnej kultury.

    Można się tylko pośmiać.

  3. kupimy – przeczytamy – rozpowszechnimy (kryminał Radoryskiego)

  4. Kryminałem jest działalność doktora Szumowskiego i jego mniej znanego brata.

  5. Ciężko żyje się w kraju, w którym nie tworzy się już żadnej kultury.”

    Po co się męczysz? Jest tyle lepszych miejsc na świecie. No tak, ale trzeba coś umieć i mieć chęć do pracy, aby i tam nie byś pariasem. Więc miernoty siedzą na dupie i pozornie poprawiają sobie samopoczycie ględzeniem i narzekaniem.

  6. Rzadko bywam w Polsce.

    Ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej nastąpiło albo zaczęło się w momencie utworzenia ministerstwa kultury.

    W krajach zachodnich jest podobnie, ale wcześniej nagromadzone bogactwo sztuki i kultury powoduje, że tutaj agonia następuje wolniej.

    Przykłady z internetu:

    Lemingi chodzące bez skarpetek i noszące okulary w modnych oprawkach, co powoduje, że czują się lepsi od miejscowych, atakują drętwymi festiwalami Podlasie (rewanż za niezłomnych), patrz Roman Gutek.

    Skurwiała noblistka (korzystam z licencia poetica dzisiejszej notki) „otwarła” kawiarnię w Nowej Rudzie, gdzie serwuje kawę, czeskie piwa i jakieś czerstwe ciasta – prowincja w złym znaczeniu tego słowa. Na szczęście media przestały ją pokazywać.

    Gliński nacjonalizuje obraz Da Vinci za sto baniek euro.

    Już nie cieszą Polaków zwykle przyjemności np. burdel, tylko trzeba go podpalić i nagrywać komórką, jak ludzie wyskakują.

    Na komunię trzeba koniezcznie kupić dziecku quada, z którego spadnie i połamie sobie kręgosłup.

    „Zatoka Sztuki” – bez komentarza.

    Jeszcze aqua parki, dinozaury i parki linowe i taki jest obraz tzw. kultury.

    Te pomysły na spędzanie wolnego czasu wynikają z kultury wyniesionej z domu, a jeśli przesadzam, to proszę porównać z filmami Smarzowskiego.

    Prawdziwa kultura może być tylko spontaniczna, bezinteresowna, tworzona przez utalentowanych ludzi dla przyjemności. Być może jest to właśnie sztuka przyjemnego spędzania czasu w taki sposób, żeby nikogo nie urazić, nie szokować.

    Ktoś nas wsadził w te buty i tak się męczymy i udajemy, że jest ok.

  7. Głupkowaty humor nawet dobrze się sprzedaje pod warunkiem, że jest osadzony w codziennych realiach konkretnej grupy odbiorców np. młodzieży albo starszych osób pamiętających PRL, jakiejś grupy społecznej czy generacji.

    To jest tajemnicą sukcesu w sprzedaży.

  8. Mówi się, że noblistka wykonała zlecenie i teraz nikogo już nie interesuje, nawet jej mecenasów, zresztą to, co napisała, było z punktu widzenia zamawiających wtórne i słabe, przeznaczone na rynek, a nie do własnej konsumpcji.

    Jakie życie taka śmierć, nie dziwi nic.

  9. Czy pan może się trochę wstrzymać z tymi komentarzami? Wiem z doświadczenia, że takie zachowanie deprymuje innych

  10. Przepraszam, pozwoliłem sobie na odrobinę sceptycyzmu przed podwójnie tragiczną datą 1 września (wybuch wojny i początek szkoły).

    Każdy we własnym zakresie i stosownie do możliwości percepcji dziecka powinien starać się stopniowo uświadamiać młode pokolenie, w jakim świecie żyjemy.

    Dzieci są bardzo pojętne i uważam, że jest nadzieja.

  11. Zachęcam więc czytelników do pracy z młodzieżą.

  12. Samarytanka – wypisy dla klas wyższych

  13. Dobre. Tak, uciekamy z naszego grajdolka, bo tu ani płakać ani śmiać się nie wolno, w jakieś egzotyczne klimaty i  ich wyroby. Mam pytanie, czy Pielewin i Sorokin też są zrobieni, czy też im wolno nawet zrobione rzeczy robić lepiej, dajmy na to na potrzeby podtrzymania imperialnej elity? No bo proza samego Surkowa, prawdziwego reżysera,  slabsza chyba, czytałem tylko fragmenty, brak przekładów. Rosja, dla mnie ciekawy punkt odniesienia dla naszej sytuacji. Zwłaszcza że my tak ładnie się jej boimy, że to zakrawa na ironię + bonus duszoszczipatielstwa :

  14. tyle masz pomysłów, że głowa mała, no więcej jak „60 na godzinę”, nie pomyślałeś o własnym blogu ? Pomyśl.

  15. Potrzebne są poligony odwykowe dla młodzieży zwiększające ich asertywność w kulturze z zajęciami typu: strzelanie do sylwetki Marii Konopnickiej, wysadzanie pomnika Tadeusza Kościuszki lub odbijanie zakładników w budynku szkoły zaatakowanym przez terrorystów zasłaniających twarze maskami Jerzego Giedroycia.

    Młodzież trzeba odciągnąć od komputerów i smartfonów.

  16. Skojarzenia

    Jedną z przyjemności czytania Coryllusa jest podążanie za wywołanymi przez Niego skojarzeniami.

    Moje skojarzenie z samarytanką jest głębsze niż tylko fragment obrazu przy studni – z mojego salonu. Otóż ten obraz jest kopią, ale oryginał nie istnieje w przestrzeni publicznej. W marcu ubiegłego roku pojawił się na karcie pocztowej na rosyjskim portalu aukcyjnym, ale za późno dostrzegłem, by kupić. A karta, z grudnia 1916, adresowana była do kobiety (zapewne samarytanki) w moskiewskim szpitalu chirurgicznym. Drobnym drukiem był napis „Made in Germany”. Skąd u mnie kopia? Mogę tylko snuć przypuszczenie, że mój dziadek, inżynier kolejnictwa, przysłał kartę z Moskwy do mojej wówczas kilkuletniej Mamy na Podlasiu, a gdy Mama dorosła i więcej Ojca nie zobaczyła, zamówiła kopię z tej pocztówki.

    Inne skojarzenia to Tannenbaum Die Schwarce Schyje. W literaturze znalazłem tylko poezję z  Der Schwarz Tannenbaum, ale przez luźne skojarzenia natrafiłem też na załączone ilustracje, które można powiązać z tekstem rozdziału.  A dla miłośników pięknego głosu załączam O Tannenbaum w wykonaniu Nat King Cole’a.

  17. Ironicznie powiem, że

    niemiecka  kolęda śpiewana przez czarnoskórego piosenkarza to dziś jest konwencją passe.

    Stosowna antifa, wytłumaczyłaby piosenkarzowi co Niemcy robili w Afryce w XIX wieku i nie powstałoby to wykonanie.

  18. dziś NKCole nie zaśpiewałby w ramach odwetu.. tak myślę…

  19. Mistrzem może nie kryminału, a kryminałków, był Urban. Świnia miała niezwykle zręczną raciczkę do pisania.

    Szkoda, że ta wyjątkowa sprawność przypadła w udziale  postaci tak obleśnej, która całym swoim życiem dokonuje wyłomu w tej naszej biednej barykadzie kultury, a to rozbierając ją, a to podrzucając  bomby-pułapki, przy uciesze setek tysięcy fanów antykulturowego satyra.

    Co do samych kryminałów, kiedyś nawet lubiłem, ale chełpienie się kolegi, że jest miłośnikiem i pożeraczem ich szwedzkiej wersji, uważam za intelektualną ślepą i jałową uliczkę.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.