lip 172018
 

Przed wyjazdem zaplanowałem sobie, że nastąpi tu duża zmiana optyki i poruszanych tematów. Wziąłem nawet ze sobą stosowną książkę, która miała mi w realizacji tej zmiany pomóc. No, ale wiecie jak to jest na wakacjach. Muszę czekać na deszcz, żeby coś przeczytać. Dziś właśnie zaczęło padać, więc może się uda. Od razu powiem, co zabrałem ze sobą. To jest rzecz, z którą wszyscy aspirujący inteligenci tak z lewa jak i z prawa zasypiają każdej nocy, kładąc ją pod poduszkę. To są po prostu „Korzenie totalitarymu” napisane przez Hannah Arendt. Zabrałem się za lekturę, bo tak mi doradził kolega, z którym czasem się spotykam i który czyta moje książki. Przeczytałem kilka stron i miałem wrażenie, że czytam Michnika, a widzę Geremka na schodach, który nie wiadomo czy wchodzi czy też z tych schodów schodzi. Zaznaczam, że to jest lekura, którą w ciemno zachwycali się tacy prawicowi publicyści, jak Waldemar Łysiak. Piszę – w ciemno – bo nie wierzę, że Łysiak przeczytał choćby linijkę z tego tekstu. To jest po prostu niemożliwe w jego przypadku, a niebawem okaże się czy jest możliwe w moim. Może powinienem zacząć nie od wstępu, ale gdzieś ze środka i wtedy pójdzie gładziej. Sam nie wiem. Jedno jest pewne, pani Arendt nie czytała z całą pewnością wykładów Bachracha zgromadzonych w książce „Polityka żydów w średniowiecznych Włoszech”. A jeśli czytała, to bez zrozumienia i natychmiast wszystko zapomniała. Boję się myśleć, jaki charakter ma ta książka, bo na niej przecież ufundowana jest cała wrażliwość akademicka, polityczna i publicystyczna, jaką dysponuje współczesny polski intelektualista. Trzeba to będzie niestety wszystko rozwalić, szykujcie się więc na to, że kawałek po kawałku będziemy tu rozmontowywać jedną z najważniejszych książek na całej liście lektur wykształciucha. Zaczniemy niebawem, o ile deszcz będzie padał.

Ten sam kolega, który mi podsunął tę książkę przeczytał właśnie „Socjalizm i śmierć”, a że jest człowiekiem oddalonym nieco od tych spraw tam opisanych, bo zajmuje się muzyką, zdziwił się nieco i napisał mi, że teraz, po tej książce, lud pobożny powinien ruszyć szturmem na uniwersytety i patroszyć wszystko co tam ma powyżej sześćdziesięciu lat. Bo to ci ludzie odpowiedzialni są o wyprodukowanie tej zbrodniczej i kłamliwej hagady, która trzyma nas krótko przy pysku, a pysk nisko przy ziemi. To ostatnie, to już ja dodałem, bo on ujął to dużo łagodniej. To im zależało i zależy na utrzymwaniu za pomocą publikacji tej fikcji, która nie pozwala myśleć i mówić normalnie. Nie jest to rzecz jasna przypadek jedynie polski, rzecz ma zasięg szerszy, być może globalny. Fakt, że książka Hannah Arendt jest traktowana niemal jak pismo objawione świadczy o tym najlepiej. Widać jednak różne światełka w tunelu. I ja tu nie mówię o obecności w przestrzeni publicznej kogoś takiego jak Trump, bo jego można w każdym momencie zmienić na kogoś innego, rodzaj dekoracji nie ma znaczenia. Mówię o reakcji na to co Tump mówi, reakcji środowisk uniwersyteckich. Wczoraj wysłuchałem tego w radio, jakiś ekspert od stosunków, zpluwał się wprost na antenie wołając, że Trump nie zna się na polityce, że odda Ukrainę Rosji, że zalegalizuje aneksję Krymu, że nadaje się tylko do developerki. Zacząłęm się zastanawiać do czego w takim razie nadaje się on – ten ekspert, bo nawet prowadząca program zwróciła mu uwagę, że trochę trywializuje problem, ale on się nie przejął. Mówił dalej. Ja ten styl zapamiętałem z lat dawniejszych, kiedy różni studenci intelektualiści, uczestniczący w festiwalach filmowych, w podobnym tonie wyrażali się o filmach Eastwooda i podkreślali swój zachwyt nad filmami różnych geniuszy, głównie francuskich. To jest pułapka, w którą ludzie słabi wpadają zawsze, to jest pułapka akceptacji, wartości największej dla całych, olbrzymich środowisk, pułapka, z której nie ma wyjścia. A dlaczego go nie ma już tłumaczę. Mamy do czynienia ze specyficzną religią, w której przedmiotem adoracji nie jest regulujący życie społeczności surowy regulamin, zesłany kiedyś tam przez Boga i na nowo zinterpretowany przez „doskonałych”. Tu przedmiotem adoracji jest interpretacja tekstów w sposób regulowany i nie podlegający zmianie. O tym, jak i dlaczego tak, a nie inaczej należy teksty interpretować decydują ludzie, którzy kiedyś tam dawno temu, w imię tej swojej obrzydłej religii złożyli ofiarę z czyjegoś życia. Dziś decydują takżę o tym potomkowie tych ludzi. Ofiara miała charakter specyficzny i była to ofiara zbiorowa, a jej składanie nie odbywało się tak jak to znamy z różnych wersji dziejów miasteczka Salem. Czasem wystarczyło tylko przytaknięcie, zgoda na pewną koncepcję, mrugnięcie wręcz. Potem szło już z górki. Ofiara ta, w przeciwieństwie do ofiar pastorów z Salem miała pewien charakterystyczny rys – była tajna. To znaczy choć mordowano w majestacie prawa, to nie chełpiono się tym. Ofiary składane były po piwnicach, w lasach, a dla nas dziś najważniejsze jest to jaka temu towarzyszyła motywacja. No, jak to jaka – chodziło o to, by stworzyć nowego człowieka. Dziś jednak, jak to zwykle bywało wcześniej, dzięki technologii i obiegowi informacji, dzięki nie dającej się póki co ograniczyć swobodzie wymiany myśli, koszta utrzymania kultu rosną. Jego zaś kapłani coraz głośniej zawodzą w mediach i widzą, że ich koniec się zbliża. Muszą więc znów dokonać reinterpratcji doktryny i sformułować ją tak, by w imię wolności i lepszego jutra można było zamykać ludzi do więzień, kneblować autorów i dokonywać tajnych całopaleń. To wszystko, mam nadzieję im się nie uda.

Na tym dziś kończę, deszcz leje coraz mocniej, zaraz ruszamy w dalszą drogę. Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl gdzie dziś wieczorem zamieszczę nowe nagranie

  19 komentarzy do “O kłamstwach produkowanych na uniwersytecie”

  1. Z tego samego rozdzielnika są jeszcze: Poppera „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie” oraz „Główne nurty marksizmu” Kołakowskiego. Nikt tego nie czyta, ale wszyscy cmokają i robią miny jakby przeczytali. Pamiętam, jak w jakiejś recenzji „Społeczeństwa…”, po tym jak PIW je wydał na początku lat 90-tych podkreślano, jak to do podziemnego wydawnictwa, które w połowie lat 80-tych wydało je jakoby w podziemiu, wpadła eSBecja i przechwyciła cały nakład, uniemożliwiając polskim nieaspirującym inteligentom upajanie się strawą duchową… Teraz, po lekturze książki Zyzaka, to myślę sobie, że cały podziemny nakład to pewnie wyniósł wszystkiego ze 20 egzemplarzy, a cała akcja z eSBecją, służyła usprawiedliwieniu przewalenia kasy od Sorosa na jej wydanie… Nie pamiętam już, o ktore wydawnictwo chodziło…

  2. Hanna Arendt ściemniała w procesie Eichmanna ,że on niby tylko jako urzędnik wypełniał swoje  obowiązki . To jest  ustawka po całości ta cała jej działalność i myśl filozoficzna . Ten cały film  biograficzny dramat z 2012 roku powstały w koprodukcji francusko-luksembursko-niemieckiej w reżyserii Margarethe von Trotta to przecież propaganda rozpoznawalna  na odległość .

  3. „po tej książce, lud pobożny powinien ruszyć szturmem na uniwersytety i patroszyć wszystko co tam ma powyżej sześćdziesięciu lat. Bo to ci ludzie odpowiedzialni są o wyprodukowanie tej zbrodniczej i kłamliwej hagady, która trzyma nas krótko przy pysku, a pysk nisko przy ziemi. ” – genialne 🙂

  4. Niejaki Grzegorz Boguta, chyba tak się nazywał, przechwalał się wówczas, że wystarczy wydrukować jeden egzemplarz książki, zanieść go do ambasady, czy gdzieś tam, pokazać że jest, naopowiadać o nakładzie i już kasa szła. Dlatego ważna było polityka likwidacji drukarń, prowadzona przez SB. Jedne działały długo i bez wpadek. Taką była drukarnia wydawnictwa NOWA, gdzie drukowali swoje wyroby ludzie z kręgu Michnika i spółki. Inne, miały zdecydowanie bardziej barwny i krótszy żywot. Pomijam tu aspekt treści drukowanych, chociaż to pewnie również wpływało na działania SB. Trudno mi powiedzieć który aspekt dla SB był ważniejszy, finansowy czy treściowy. A może z wdziękiem prestidigitatora łączono na komendzie oba wymagania.

  5. „Mamy do czynienia ze specyficzną religią, w której przedmiotem adoracji nie jest regulujący życie społeczności surowy regulamin, zesłany kiedyś tam przez Boga i na nowo zinterpretowany przez „doskonałych”.

    I jak tutaj nie mówić o doskonałych durniach intelektualnych, czy nawet przeintelektualizowanych. Teraz to nawet przedobrzyli  niektorzy w swej doskonałości i na kolanach będą wracać do Europy albo szlag to wszystko trafi i z jednej i z drugiej strony i może i dobrze. Wczoraj tylko chwilę słuchałem pyskowki w Brytyjskim Parlamencie na temat BREXITU. To się zrobiło już nawet nie śmieszne. Pijany z  nawiedzonym?

  6. W Muzeum Etnograficznym byłą wystawa poświęcona odkryciom polskich archeologów w Peru, po której oprowadzali ci archeolodzy. Najpierw była opowieść o zawartości mauzoleum (grobowca arystokratek), do którego wrzucono ciała pięciu zamordowanych kobiet niższego stanu, a potem opowieść o „nocy płaczących psów”, gdy przez całą noc katowano psy, aby ich mięso nabiegło krwią, bo lepiej smakuje. Lamentom nie było końca, oczywiście nad psami, a nie nad zamordowanymi kobietami, bo przecież to taka inna kultura. To jest dopiero degrengolada. 

  7. pamiętam wykłady z ekonomii na temat czynników produkcji, jakież  to było sformalizowane, nadęte ten kapitał, ziemia i praca,  przenoszenie Saya i Marshalla na grunt ekonomii socjalizmu, bo przecież coś trzeba było na tym wykładzie do studentów mówić. No i pod koniec semestru zimowego amerykanin niejaki Herbert Simon dostał Nobla za zauważenie psychologii w ekonomii, nagle na ćwiczeniach prowadzonych przez asystentów okazało się, że robotnik i jego wydajność  to nie tylko roboczo godziny i ilość towaru wyprodukowanego przez 8 godzin, ale także jego robotnicza psychika, kultura środowiskowa, zmęczenie, warunki pracy które mu pomagają w procesie produkcji czy go odstręczają od wydajności itp.  Jednak wykłady profesora  do końca letniego semestru pozostały niezmienione.

  8. Tak, pamiętam jak uczyli macierzy przepływów międzygałęziowych. Całe szczęście że nikt tego nie rozumiał.

  9. Mam nadzieje, ze…

    … nasza madra mlodziez… studenci  zaoraja te cala  ZGNILA  AKADEMIE… bo inaczej to marna ich przyszlosc i los.  Mam nadzieje, ze dopomoga im w tym  ich rodzice  !!!

    Chyba, ze wola snic  SNEM  WARIATA  !!!

  10. Bardzo dobrze. Ja nie mam problemu z tym, aby być w tym miejscu jedynie gościem. Nie potrzebuję akceptacji a jak jej nie otrzymam to nie rozpłaczę się i nie ucieknę z krzykiem.

    Niech te dziady w końcu zbankrutują. Pewnie niektórzy z nich to są ci specjaliści od cybernetyki i komputerów mądrzejszych od ludzi.

  11. Szlag z nimi tak samo jak z tymi biblistami, którzy podobno tak dobrze zbadali i rozumieją Biblię, że rzekome ciążenie odpowiedzialności nie pozwala im nic powiedzieć. W jednym i drugim przypadku to jest strata czasu, bo po to się coś poznaje, aby coś z tym zrobić dobrego a nawet złego a nie betonować się na uniwersytetach albo udawać mędrca z jakiejś wysokiej góry.

  12. Błogosławiony Nowy Człowiek czeka na cud, by zostać świętym, czyli

    Kardynał Newman i Idea Uniwersytetu

    NB. Tekst przy ilustracji przetłumaczyła z angielskiego sztuczna inteligencja.

  13. Miał nochala jak gaśnik do świec. Czyli Góral albo Indianin.

  14. Albo rzymski. Moim zdaniem miał męską, budzącą zaufanie fizjonomię.

    Angielski historyk James Anthony Froude (1818-1894) tak go opisuje:

    „Był nieco powyżej średniego wzrostu. Twarz jak Juliusz Cezar – czoło, uszy i nos prawie identyczne. Także linia ust. Obaj mieli siłę charakteru, która nie poddawała się okolicznościom, lecz była mocą; jasność intelektualną, wzgardę dla schematyczności;  niepodatny i uparty charakter, którym to cechom towarzyszyła łagodność i serce wytrwałe w dążeniu do celu. Tak jak Cezar został stworzony do narzucania innym swej woli i wywoływania gorących uczuć przyjaciół i zwolenników”.

    Do rzymskiego wątku dodam, że był wspaniałym mówcą i pisarzem, a jego perfekcyjna „Callista” z 1855 roku wyprzedziła o czterdzieści lat polskie „Quo Vadis”.

  15. Niestety, studenci niczego nie zaorają. Prof. Grzegorczyk utyskiwał: – Nijak nie mogłem od studenta wyegzekwować odpowiedzi, w jakim mieście miało wydarzyło się powstanie warszawskie.

  16. ten 'niejaki Grzegorz Boguta’ został potem prezesem PWN i 'sprywatyzował’ wszystko co tam się ruszało

  17. Może Bogutów była gromadka bo i na Ochocie (Urząd Dzielnicy) by jakiś Boguta i chyba na stadionie SKRA i w Urzędzie Dzielnicy Mokotów i w którejś mokotowskiej szkole – ale zawsze to było SLD

  18. tak – Andrzej B.

    Cóż, ludzie zdolni zawsze się wybiją…

  19. Jedno jest pewne, pani Arendt nie czytała z całą pewnością wykładów Bachracha zgromadzonych w książce „Polityka żydów w średniowiecznych Włoszech”.

    Wkradła się nieścisłość: Jewish Policy in Early Medieval Italy (476-774) to tylko rozdział (s. 27-43) w książce pt. Early Medieval Jewish Policy in Western Europe, którą Bernard S. Bachrach (rocznik 1939) opublikował w roku 1977. Hannah Arendt, która zmarła w roku 1975, w żaden sposób nie mogła przeczytać owej książki pisząc The Origins of Totalitarianism (1951).

    Książka Bachracha ma tylko 228 stron. Dołączam jej spis treści:
    Preface
    I Visigothic Jewish Policy
    II Jewish Policy in Early Medieval Italy (476-774)
    III Merovingian Jewish Policy
    IV Jewish Policy in the Early Carolingian Empire and Its Environs
    V Jewish Policy under Louis the Pious (814-840) and in the Environs of the Empire
    VI Jewish Policy in the Carolingian Empire and Its Environs during the Period of Dissolution (840-877)
    VII Conclusions

    P.S.
    Wyśmienity esej! Odkłamać musimy – na swoją miarę – tak dużo, iż byłbym skłonny rzec – niemal wszystko: gutta cavat

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.