gru 072023
 

Umieszczę tu dziś garść spostrzeżeń, które poczyniłem wczoraj. Przeszłość, jak mawiają wybitniejsi ode mnie autorzy, mieszać się będzie w nich z teraźniejszością. Zacznę od teraźniejszości.

Wiem czego chce PiS od swoich wyborców. Całkowitej i bezkrytycznej akceptacji. Jestem tego pewien. Kiedy bowiem z mównicy sejmowej jakiś poseł lub posłanka PiS krytykuje kogoś z PO, tamten lub tamta tylko się uśmiecha i głupio gapi w ławkę. Ma bowiem całkowitą gwarancję akceptacji przez strukturę partyjną, a także przez władze organizacji. No i przez swoich wyborców. Celem bowiem KO i przybudówek jest zniszczenie PiS. I na to wszyscy wyrażają zgodę.

Działacze PiS, a także pracownicy mediów z tą partią związanych domagają się, by wyborcy dali im tak samo carte blanche na bezczelność i chamstwo i nie rozliczali ich z idiotycznych wyskoków. I ja jestem gotów na takie poświęcenie, naprawdę. Pod jednym warunkiem – nie będziecie się dogadywać z tamtymi, Dworczyk nie będzie się fotografował z Nitrasem w najlepszej komitywie, jak ostatni kretyn, ale będziecie ich niszczyć, tak jak oni za chwilę zaczną niszczyć Was. Jeśli macie po temu narzędzia i jesteście na to gotowi, do dzieła. Żadnych krytyk z mojej strony  nie będzie.

Wszyscy wiemy, że tak się nie stanie. Członkowie PiS zostali najpierw uśpieni, potem trochę ich kokietowano, następnie wprowadzono w pułapkę, której oni nie zauważyli, a za chwilę zacznie się rzeź. Pytanie czy ktoś tam oprzytomnieje naprawdę, czy tylko będzie wołanie – aj, waj, ratujcie nas wyborcy, bo wolnej Polski nie będzie i pamięć o niej zaginie? Stawiam na to drugie. Wolna Polska zaś ma nam się kojarzyć z redaktorem Sakiewiczem i jego kolegami z redakcji. Wybaczcie, ale ja mam inne skojarzenia. I teraz polecimy po tych skojarzeniach. Wczoraj dowiedziałem się, że państwo nasze wydawało ponoć ponad 100 milionów rocznie na promocję polskiej nauki. Polegało to na tym, że kupowano miejsca w periodykach naukowych wychodzących w Europie i USA, które uchodziły za najbardziej poczytne. Ja nawet nie próbuję definiować tej metody, podobnie jak nie próbuję opisać tu całego świata naukowego, który wciska mi się do skrzynki mailowej wysyłając linki do jakichś niesamowicie ważnych artykułów, które powinienem przeczytać. Napisane są one w języku angielskim i dotyczą Żydów. No i są za darmo. Ponad sto milionów rocznie płacono za to, żeby niszowe publikacje Polaków znalazły się w innych niszowych publikacjach, wydawanych przez spryciarzy, którzy wydreptali sobie jakąś pozycję w tak zwanym świecie nauki. I co? Może ktoś powie czego nam, jako społeczności od tego przybyło?

Może też spróbujemy sobie wyobrazić, że ktoś w Wielkiej Brytanii wpada na pomysł, by płacić za publikację artykułów angielskich historyków w kontynentalnych periodykach. Przyznam, że jest mi trudno, ale może Wam się uda. Rzecz – powiem łopatologicznie – nie polega na tym, by aspirować do jakiejś hierarchii, ale by stworzyć własną i zgromadzić wokół niej aspirujące tłumy. Polityka kulturalna rządu była w większości przypadków fatalna. I małym pocieszeniem jest to, że teraz będzie jeszcze gorsza. Z czego to się bierze? Z katastrofalnej optyki historycznej narzuconej nam w początkach XX wieku przez Niemców. Jako interpretatorzy własnych dziejów zostaliśmy wrobieni w misję udowadniania sobie i światu, że jesteśmy może nie najlepsi, ale na pewno na tyle dobrzy by zasłużyć na uwagę. To jest tak zwany kanał. Tylko nikt tego nie widzi, albowiem każdy chce zwyciężyć w tych zawodach. Nie tylko autorzy naukowych artykułów, także politycy i ministrowie. Wszyscy oni, a każdy w innej konkurencji próbują zarazić naród tym obłędem. I nie ma z tego dobrego wyjścia.

Pocieszam się, że ja tego wyjścia przynajmniej szukam, podczas gdy reszta zajmuje się przyjmowaniem dostojnych lub szyderczych póz przed lustrem. I zobaczcie co wczoraj znalazłem podczas przeglądania Wikipedii. To jest naprawdę niesamowite https://en.wikipedia.org/wiki/Swedish_Empire

Mamy tu anglojęzyczną notkę poświęconą rozrostowi imperium szwedzkiego, zwanego też niekiedy cesarstwem szwedzkim. I ta notka dostępna jest w wielu językach, także egzotycznych. Nie mam jej jednak po polsku. Być może dlatego, że trzeba by było za to coś zapłacić? Sam nie wiem. Ktoś powie, że jest notka o Szwecji. To nie to samo. Bo imperium szwedzkie zmienia całkowicie optykę w jakiej postrzegamy wiek XVII. Wychodzi bowiem na to, że Rzeczpospolita otoczona była przez cztery imperia roszczące sobie pretensje do władzy uniwersalnej i rozwijające narzędzia służące do zdobycia i utrzymania tej władzy, czyli armię, dyplomacje i naukę. Tak właśnie – naukę. Bo o naukę oparli swoją doktrynę Francuzi, którzy tworzyli kolejne imperium i sponsorowali Szwedów.

Owe cesarstwa to: Szwecja, Moskwa, Turcja i Niemcy. Trzy z nich oparte były o tradycję rzymską i z takim narzędziem maszerowały ku sukcesom. To znaczy ku czemu? To jasne – ku zniszczeniu Polski i Litwy. To bowiem była w praktyce miara sukcesu Moskwicinów i Szwedów, a także w mniejszym stopniu Niemców. Szwedzi, wraz z Turkami, mieli jeszcze jeden cel doktrynalny – zniszczyć Niemców, jako uzurpatorów. Szwedzi byli do tej misji predysponowani przez nowo utworzoną w Paryżu instytucję – Akademię Francuską, a Turcy po staremu uważali się za jedynych, autentycznych Rzymian. Jeśli teraz ktoś będzie bredził coś o możliwościach zmiany wyznania w Polsce i przez to znalezienia się w gronie państw cywilizowanych, powinien sobie chyba wykupić, dla tych swoich produkcji, miejsce w jakimś poważnym, naukowym periodyku. Najlepiej wychodzącym w Paryżu.

Jeśli przypomnimy sobie czym kończy się książka, którą ostatnio opublikowałem czyli „Gniew. Bitwa Wazów”, zrozumiemy że Polska miała w XVII wieku, na całym kontynencie tylko jednego sojusznika – Hiszpanię. Anglia bowiem była jej kolejnym wrogiem, ale głębiej ukrytym. Pewnie nie wiecie, ale istniał plan budowy połączonej polsko-hiszpańskie floty, która miała dokonać desantu na wybrzeża Szwecji. Zygmunt III wysłał nawet dziesięć okrętów do Wismaru, gdzie miały do nich dołączyć okręty hiszpańskie. Szwedzi jednak uprzedzili tę akcję i zajęli Wismar. Projekt budowy wspólnej floty został przesunięty, albowiem Francuzi zajęli Lotaryngię, a to było dla hiszpańskiej komunikacji wojskowej i dyplomatycznej najgroźniejsze, zablokowana bowiem została tak zwana hiszpańska droga czyli szlak prowadzący z Mediolanu do Flandrii, którym tercios maszerowały do walki z Holendrami. Nie korzystano ze szlaku wodnego z obawy przed piratami. Projekt stanął ponownie na porządku dziennym za Władysława IV, ale sami wiecie, jak to się skończyło.

W latach 1963 – 1970, w Rzymie wydano, staraniem księdza Meysztowicza siedem tomów dokumentów z archiwum Simancas, dotyczących współpracy hiszpańsko-polskiej za panowania Zygmunta III i Władysława IV. Jak piszą współcześni historycy nie zmieniło to frankofilskiego spojrzenia badaczy polskich na politykę Wazów. Dlaczego, pardon, nie zmieniło? Może Francuzi zapłacili tym badaczom, żeby nic się nie zmieniło? Pomyślał ktoś o tym? Nie? A powinien, skoro wywala się sto milionów na kupowanie miejsca w periodykach, których nikt nie czyta. Opublikowane przez Meysztowicza dokumenty nikogo nie obchodzą. Nie wiem gdzie one są, ale tak jak Acta Tomiciana nie są nawet przetłumaczone na polski. No, ale czego ja wymagam, skoro notka o cesarstwie szwedzkim też nie jest dostępna w naszym języku.

Na sześć lat przed Janem Kazimierzem, król Władysław wysłał w wielką podróż do Europy swojego najmłodszego brata Aleksandra Karola. Takie podróże odbywały się zwykle incognito i nie chodziło bynajmniej o jakiejś operetkowe histerie, jak to się dziś ujmuje w niektórych pismach. Chodziło o życie i jego zachowanie w obliczu potencjalnych zamachów. Oficjalna podróż poza tym oznaczała oficjalne stosunki, a te mogły w każdej chwili ulec zmianie. Trwała wojna na całym kontynencie. Podróż Aleksandra Karola była pilnie śledzona przez dyplomację hiszpańską, albowiem ta miała poważne plany związane z każdym członkiem rodziny Wazów. W Italii, Aleksander Karol, chciał się ożenić z Anną Caraffa, dziedziczką wielkich i kluczowych dla polityki mocarstw w Italii dóbr. Hiszpanie storpedowali ten projekt, jako zbyt niebezpieczny dla ich planów i skierowali uwagę Aleksandra Karola gdzie indziej. Anna Caraffa, jak się dowiadujemy, nie doczekała się nowoczesnej biografii. I to jest naprawdę niesamowite. Tyle mamy piszących kobiet, a tu taka wspaniała postać i co? Nikt się nie bierze za opracowanie jej życiorysu? Niesamowite. Najlepsze jest jednak to, że sam Aleksander Karol nie zasłużył na uwagę polskich historyków. Jego podróż bowiem zainteresowała wyłącznie historyków teatru. Teatrem bowiem i operą królewicz interesował się najbardziej. Tu już w ogóle nie wiadomo co powiedzieć…

Na pewno nie wiecie kim był Stanisław Mąkowski. Ja też nie wiem, bo informacji o nim jest jak na lekarstwo. Może coś jest w tych papierach wydanych przez Meysztowicza w latach 1963-1970, ale dostęp do nich mają tylko nieliczni historycy, którzy dostępu tego strzegą jak źrenicy oka. Mogliby bowiem stracić możliwość zdobywania punktów na polskich i zagranicznych uczelniach, a także grantów na badania no i awansów w hierarchii, jakże przecież ważnej dla nas wszystkich. No, ale wracajmy do Mąkowskiego. Był to specjalny agent Władysława IV do kontaktów z Hiszpanią. Nie ma on ani notki w wiki, ani też biogramu w Internetowym Polskim Słowniku Biograficznym. Bo i po co? Komu to jest potrzebne? Kiedy trzeba walczyć z Tuskiem o wolną Polskę i organizować koncerty Zenka Martyniuka, ewentualnie wywalać sto milionów rocznie na publikowanie czegoś w naukowych periodykach dających najwięcej punktów. No i kto miałby taką notkę sporządzić? A jeszcze ważniejsze – czyją uwagę by przez to na siebie ściągnął?

Teraz pokaże Wam, w jaki sposób agencja wywiadu w Polsce werbuje ludzi do swoich struktur. https://www.aw.gov.pl/pl/aktualnosci/292,Odkryj-tajemnicze-Szyfrodziewczyny.html

https://www.aw.gov.pl/pl/historia/20-lecie-aw/225,Komiks-quotRYGORquot.html

Módlmy się, żeby nie wybuchła żadna wojna, bo wszyscy ci zwerbowani ludzie zostaną wystawieni na odstrzał już pierwszego dnia.

Nam zaś pozostanie program minimum czyli zakazane piosenki, do których śpiewania już się szykuje redaktor Sakiewicz. Zamierza on bowiem bezlitośnie szydzić z rządu Donalda Tuska, który wkrótce powstanie i ze wszystkich jego ministrów – Siekiera, motyka, dwa balony, Donald nasrał w kalesony…A jak z Ameryki wróci Jacek Kurski i na nowo odpali Zenka Martyniuka, to dostaniemy takiej mocy jak nie przymierzając sławna Załoga Dżi. Dziękuję za uwagę.

  27 komentarzy do “O kulawych strategiach państwa”

  1. Dzień dobry

    W nauce liczą się, nie ci którzy kopiują, ale ci których kopiują. Nie ważne też jest do jakich profesorów się jeździ na stypendia ale jacy profesorowie przyjeżdżają do ciebie aby cię podkupić. Nawet nie trzeba być wybitnie zdolnym, ani mieć skośnych oczu, wystarczy być oryginalnym i dobrze wychowanym.

    Dziękuję za uwagę 😉

  2. Ale to chyba nie jest żadna głęboko skrywana tajemnica, że Szwecja w XVI stuleciu była jednym z głównych uczestników walki o dominium Maris Balticii, a w następnym weszła w burzliwy okres swojej największej potęgi terytorialnej i militarnej, zakończony śmiercią Karola XII w 1718 roku? Można nazwać tę epokę „Cesarstwem Szwedzkim” na tej samej zasadzie, jak monarchia jagiellońska była „Cesarstwem Polsko-Litewskim”. W dość obszernej jak na Wikipedię bibliografii do hasła „Swedish Empire” ta angielska nazwa pojawia się tylko raz, jako tytuł książki wydanej w 1899 roku. Szwedzka nazwa natomiast – Stormakstiden – tłumaczy się dosłownie jako „czas wielkiej potęgi” i jest to termin ukuty przez historyków dopiero w drugiej połowie XIX wieku. Potęgi wspominanej z pewnym sentymentem, ale i poczuciem jej roztrwonienia w wyniszczających kraj wojnach.
    A propos imperium polsko-litewskiego („cesarstwo” może za bardzo kojarzy się z określoną formą rządów pod berłem monarchy noszącego taki tytuł), to prof. Nowak napisał artykuł pod takim właśnie tytułem.

  3. Stale obradujący sejm i senat wyklucza podejrzenia o „cesarskość”. Szkoda, że pan tego nie rozumie. Poza tym wyklucza to także postawa szlachty. No i misyjny charakter państwa, które nie prowadziło wojen zaborczych.

  4. Polska i Litwa nie były żadnym imperium. Powoływanie się na prof. Nowaka niczego tu nie zmieni. Imperium to zawieszona lub unieważniona działalność parlamentu, spółki z większościowym udziałem korony werbujące wojsko na całym świecie i doktryna władzy uniwersalnej skupionej w osobie króla lub cesarza

  5. Ale ja wcale nie twierdziłem i nie twierdzę, że Szwecja w XVII w. była pokojowo nastawioną monarchią parlamentarną. Przeciwnie, to było zaborcze, agresywne, fiskalno-militarne, absolutystyczne państwo. Tylko co w tym odkrywczego? Przecież to jest w każdym podręczniku historii powszechnej. To, że ktoś ten fragment dziejów opisał w Wikipedii pod tytułem „Swedish Empire”, które to hasło nie ma dotąd polskiej wersji, nie oznacza, że przy współudziale sprzedajnych historyków ukryto przed polskim czytelnikiem wiedzę o istnieniu jakiegoś nieznanego im dotąd bytu politycznego, rzucającego mroczny cień na nasze dzieje. W rzeczywistości określenie „Imperium Szwedzkie” pojawia się w polskiej literaturze wcale często.
    Jeśli chodzi o „misyjny charakter państwa”, to – owszem – Szwecja była postrzegana w tamtym okresie jako protektor protestantyzmu w Europie i sama tak siebie postrzegała.

  6. Dzień dobry. Cóż, możnaby długo wyliczać przyczyny, dla których Szwedzi są dziś przytomniejsi umysłowo od Polaków i potrafią dyskretnie przypomnieć chwile dawnej wielkości, nawet przy użyciu Wikipedii. Nie ma tam tylu „inteligentów z awansu” co u nas, a poza tym od czasów swojego „cesarstwa” dziedziczą właściwą narodom protestanckim dyscyplinę. Ona zresztą przez różnych „pedagogów” z drugimi etatami w różnych służbach bywa często rekomendowana nam właśnie, jako antidotum na polskie warcholstwo i bezhołowie. Wszystkie te podręczniki agitatorów zostały napisane dawno temu, gdzie i przez kogo to Pan wie a ja się domyślam. Jedynym naszym ratunkiem może być „zamknięcie uszu na ich słowa” i tworzenie własnej hierarchii. A może próba odtworzenia dawnej? To trudne po eksterminacji jaka spotkała Polaków, ale i inne narody nie miały lekko, a potrafiły się odradzać, że palcami nie będę pokazywał. Jest co robić. Tylko – jak…?

  7. Pomieszkajcie tam, w tej Szwecji  przez rok a potem wróćcie do kraju i napiszcie felieton

     

    ale pisanie o Szwecji , że to imperium, to nie było,  że tak powiem nagminne, chyba przy jakiejś rocznicy rodu Bernadotte coś tam kilka słów, że były aspiracje

  8. Przypomnę wydanie Frondy sprzed ca 12 lat pod tytułem Szwecjalizm.

    Obok wdzięcznego opisu różnych współczesnych szwedzkich zboczeń jest w nim zawarta wypowiedź szwedzkiego premiera, że są w stanie, całkowicie w oparciu o własną technologię, wyprodukować najnowocześniejszy myśliwiec.

    Kontrastuje to z upokarzającą wypowiedzią Błaszczaka o końcu ery Honkera w wojsku polskim …

    Tak nie wypowiada się hetman imperium.

  9. Pisząc o misyjnym państwie miałem na myśli Polskę. Niech pan wskaże gdzie w polskiej literaturze napisane jest o szwedzkim imperium. Być może rzeczywiście jest tego pełno, a ja nie mam racji, ale niech pan to pokaże

  10. Białoruś czeka aż się odrodzimy

  11. O jakim imperium pan teraz mówi, bo pan Bert zagmatwał proste sprawy

  12. Chodzi mi o mentalność imperialną lub jej brak.

  13. Antoni Mączak, Jedyna i nieporównywalna? Kwestia odrębności Rzeczypospolitej w Europie XVI-XVII wieku. W: „Kwartalnik Historyczny” R. 100 nr 4 (1993), s. 130 (podaję te numery stron, na których owo wyrażenie występuje)

    „Imperium szwedzkie w epoce wielkości (stormaktstiden) było porównywalne skalą do Rzeczypospolitej, choć mniej od niej ludne. Jak ona, jak Moskwa, miało swe odległe peryferie” – kolejnych pozycji przytaczać nie będę, ale chce pokazać, że mówimy właśnie o okresie opisanym w Wiki jako „Swedish Empire”.

    Mariusz Markiewicz, Europa po ostatnich wielkich wojnach XVII stulecia. W: „Czasy Nowożytne”, tom X(XI)/2001, s. 21

    Józef Kossecki, Gry sił i interesów w historii.  Wyd. „Iskry”, Warszawa 1981, s. 108

    Rzeczpospolita – Europa : XVI-XVIII wiek : próba konfrontacji / pod red. Michała Kopczyńskiego i Wojciecha Tygielskiego, Wyd. OPTIMA JG, Warszawa 1999, s. 23 i 124

    Znalazłbym pewnie co najmniej kilkanaście innych przykładów, ale chyba nie o wyczerpującą listę tu chodzi, tylko o wykazanie, że termin nie jest obcy polskim historykom. Jeszcze tylko coś z literatury pięknej:
    Tadeusz Łopalewski, Brzemię pustego morza. Wyd. Czytelnik, Warszawa 1977, s. 77

    Cbdo.

  14. Historykom może i nie jest obcy, ale czytelnikom jest.

  15. Każdy kto poszedł na studia z historii, to się o Szwecji nasłuchał. Trudno żeby o tym robili seriale na TVP.

  16. Kiedyś „imperium szwedzkie”, niedługo dżamahirija szwedzka, a potem kalifat…

  17. chyba -imperium-  w przytoczonym znaczeniu wskazuje odnosi sie jedynie do obszaru, do  przestrzeni rozległej i tylko tyle,  no bo jeśli  słabo/rzadko  zamieszkałe, to jakie to imperium  itd.

    wg mnie imperium musi mieć duży obszar, musi być ludne i mieć atuty żywnościowe i surowcowe, coś jak w IRP, podczas panowania  …. /nie jestem historykiem/ Jagiellonów i wnuków Jagiellonowych

    społeczność musi

  18. „w jaki sposób agencja wywiadu w Polsce werbuje ludzi” – może to tylko nabór pozorantów dla zmylenia przeciwnika? A tych prawdziwych to jednak innymi kanałami? Poza tym przy zerowym bezrobociu (a nawet ujemnym jak wziąć pod uwagę, ilu uchodźców znalazło pracę), rekruterzy muszą być kreatywni. To może być ogłoszenie na referenta czy sekretarkę…

  19. społeczność w imperium musi z czegoś żyć, na dobrym, wypracowanym poziomie

  20. Chyba niekoniecznie. W USA są miliony biedoty bez dostępu do dentysty, z wielkimi długami po prostym leczeniu, bezdomni emeryci, legiony narkomanów, itp. Wystarczy, że część społeczeństwa sobie dobrze żyje. Imperium czy mocarstwo to nie są ścisłe pojęcia i sobie lubią nimi żonglować różni tam historycy, publicyści, politolodzy. IRP była imperium czy tylko mocarstwem? Rzucić takie pytanie i się będą żreć. Takie USA spełnia definicję imperium w pełni. Bo mają dominującą pozycję w kulturze, polityce, gospodarce i mają tyle kasy, że mogą sobie utrzymywać Ukrainę. To jest imperium.

  21. Mocarstwem jest się wtedy, gdy można w miarę bezkarnie spuścić łomot nie-mocarstwu.

  22. Naprawdę uważa Pan, że nie należy o tym robić seriali? To chyba pan portal pomylił…

  23. bardzo dobra definicja mocarstwa. 100/100

  24. No tak, tylko aktualne stan i możliwości to raczej tylko poziom serialu „Korona Królów”. Ja np tego nie mogę oglądać.

  25. A „Królowa Bona”? Było na bogato, z niezłymi aktorami i ponoć serial do dzisiaj ma fanów. Ja co prawda pamiętam głównie Fronczewskiego fikającego koziołki w wawelskich krużgankach i niemłodą już wtedy Śląską, co chwila pokrzykującą „Presto! Presto!”. Aha, jeszcze królewszczyzny, którymi Bona przejmowała się w każdym odcinku. Czyli film rolę edukacyjną wobec mnie spełnił. 😉

    Nie wiem, czy z Bony coś więcej dałoby się wycisnąć, ale postać nieoczekiwanie tu zaproponowanej Anny Carafy ma wszystko, czego potrzeba: seks, zazdrość, zbrodnię i mroczną tajemnicę, a wszystko w pięknych okolicznościach włoskiej przyrody.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.