sie 132013
 

Czy ktoś jeszcze pamięta początki tego bloga? Czy ktoś pamięta, jak przychodzili tu ludzie tacy jak Waldburg i jemu podobni, żeby pochwalić mnie za to, że ładnie piszę? Pewnie nie. Wszystko się zmieniło i ci, którzy w tamtych czasach zaglądali na blog dziś już nie przychodzą. Jedni nie przychodzą z przyczyn politycznych, a inni z przyczyn innych, które trudno objaśnić bez posługiwania się przykładami. Oto taki Waldburg, wielbiciel i znawca kultury niemieckiej. Kiedy pisałem swoje kawałki na początku, a szczególnie kiedy pisałem o tym jak przenosiłem drewniany dom ze wsi, żeby w nim zamieszkać pod Warszawą, przychodził, kibicował i uważał, że jestem dobrym autorem. Jak tylko zacząłem pisać o polityce, a potem o historii Waldburg stał się jednym z najzacieklejszych moich krytyków i stwierdził kiedyś nawet, że dobry byłem tylko wtedy kiedy pisałem o domu. Później znacznie mi się pogorszyło.
Ponieważ ja tego bloga prowadzę z rozmysłem, a wszystkie zainicjowane tu projekty uważać można śmiało za rozpoznanie walką, nie sposób pozostawić pierwszych z tych pomysłów w zawieszeniu. Nie lubię spraw niedokończonych, choć ciągną się za mną takie historie, których pewnie już nie skończę. Mam chociaż nadzieję, że kiedyś się zbiorę i zapiszę na kurs pływania, ale taki porządny, na kurs szybkiego pływania ze zrozumieniem.
Dlatego właśnie w tym roku postanowiłem dokończyć to co zacząłem kiedyś. Pracuję właśnie nad ukończeniem „Historii amerykańskich”, które ukażą się w cyklu „Baśń jak niedźwiedź”, a przed miesiącem skończyłem i oddałem do druku książkę o moim domu. Jak pamiętacie ukazało się tutaj kilkanaście odcinków tej opowieści. Nie została ona jednak ukończona. Dziś już jest. Książka nosi tytuł „Dom z mchu i paproci” i można ją kupić za jedyne 25 złotych plus koszta przesyłki na stronie www.coryllus.pl
Opowiem w skrócie jak to było. Oto byliśmy wraz z moją, wtedy jeszcze nie żoną, a narzeczoną, biednymi lemingami zamieszkującymi wynajęte lokale. Nie mieliśmy żadnych widoków na jakieś uczciwe lokum. Czekało nas wynajmowanie mieszkań do końca życia, albo kredyt w jakimś banku, który umożliwi nam kupno 50 metrowego mieszkania gdzieś na jakimś Syfowie. Musielibyśmy je spłacać do końca życia. Nie miałem zamiaru się w to pakować. Mogliśmy oczywiście wybrać emigrację, ale ja nie chciałem wyjeżdżać i szukać szczęścia gdzieś daleko. Pomyślałem więc, że przeniesiemy dom. Nie mając pojęcia o tym jak to się robi, będąc w dodatku ludźmi beznadziejnie niepraktycznymi postanowiliśmy zrealizować swój projekt. Dom który wybraliśmy stał we wsi nad Biebrzą, 300 km od miejsca gdzie postanowiliśmy go postawić na nowo. Nie mieliśmy potrzebnej do tego przedsięwzięcia wiedzy, praktyki, pieniędzy i znajomości. Nie mieliśmy nawet samochodu. Po raz pierwszy pojechaliśmy oglądać nasz dom autobusem kursowym z dworca Warszawa Zachodnia. Na poszukiwanie działki wyruszaliśmy rowerami. Ogłoszenie zaś o sprzedaży domu do przeniesienia znaleźliśmy w gazecie, która leżała w śmietniku. Po drodze wszyscy, no może prawie wszyscy próbowali nas oszukać, najgorsi byli faceci od prądu, zresztą jak wam się będzie chciało o tym poczytać, to kupicie sobie książkę. Przygody były, że hej…Kiedy przenosiliśmy ten dom moja siostra powiedziała, że gdyby jej przyszło robić coś takiego to pewnie by się powiesiła. Większość ludzi szydziła z naszych wysiłków. Kilka osób prorokowało, że się po tym wszystkim rozwiedziemy. Nic takiego się jednak nie stało. Dom stoi, a my w nim mieszkamy, nie jest może taki jakim chcielibyśmy go widzieć, ale w praktyce sprawdza się świetnie. Urodziły nam się dzieci i one uważają, że to jest najlepszy dom na świecie. A ja, gdyby mi przyszło powtarzać całą tę historię od nowa pewnie bym się nie zawahał. Zapraszam. Www.coryllus.pl

  2 komentarze do “O moim domu…koniec historii”

  1. Witam,
    Mam nadzieję, że nie przejmuje się Pan zbytnio faktem odchodzenia niektórych wcześniejszych bywalców, nawet wielbicieli i kibiców. Przecież pojawiają się nowi, np. taki gość jak ja. Ciekaw jestem jak wyglądają statystyki – odwiedzających przybyło, ubyło, czy jest to mniej więcej stała liczba?

    Przeniesienie domu bez wiedzy, znajomości i pieniędzy – podziwiam konsekwencję i wytrwałość. Sam podobnie jak Pana siostra zastrzeliłbym się na samym początku.
    Pozdrawiam serdecznie.

  2. Nie prowadzę takich statystyk, nie mam na to czasu. Dziękuję za komentarz…

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.