mar 052021
 

Tekst dzisiejszy został zainspirowany niektórymi komentarzami pod tekstem wczorajszym. Zanim jednak do tego dojdę, zrobię szeroki bardzo zamach. Już w dość wczesnym dzieciństwie zauważyłem, że mało co spotyka się wśród ludzi z większym lekceważeniem niż uporczywa i systematyczna praca. Myślę, że to jest spostrzeżenie, które poczyniło w tym samym mniej więcej wieku, wiele bardzo osób. Tym mniej owa uporczywa praca jest szanowana, im większe efekty przynosi, a wszyscy dobrze wiemy, że takie efekty są zawsze. Tak się jakoś zwykle składa, że, z niezrozumiałych przyczyn, wywołuje ona, niczym wilki z lasu, różnych sabotażystów. Są różne gatunki sabotażystów; zawistne rodzeństwo na przykład. Mogą być nimi też labilni emocjonalnie rodzice, którzy nie rozumieją własnego dziecka, albo są wystraszeni jego pomysłami i możliwościami, które ujawniają się czasem bardzo wcześnie. Dziś, już mniej spotyka się takich przypadków, ale dawniej były one w zasadzie nagminne. Jeśli człowiek mający smykałkę do uporczywej i wydajnej pracy, uwolni się od szantażystów przyrodzonych, trafia do grupy rówieśniczej, gdzie jest zwykle jeszcze gorzej. Nawet jeśli jest to grupa sportowa, to często talenty i wysiłek nie są w niej doceniane, albowiem w sporcie, tak jak wszędzie, co innego jest ważne. Trzeba mieć naprawdę dużo determinacji i naprawdę dużo szczęścia, żeby ocalić swoje przywiązanie do uporczywej pracy, także w sporcie.

Okazywanie przywiązania do uporczywej i wydajnej pracy wywołuje szyderstwa rówieśników i izolację, a często także trwałe odrzucenie. Sabotażyści bowiem promują inne wartości. Ta promocja jest pozornie spójna, ale stanowi jedno wielkie oszustwo. Sabotażyści promują albo tak zwane zdolności, a im mniej ich posiadają, tym intensywniej to czynią, albo promują jakąś wizję uporczywej i wydajnej pracy, która nie przekłada się na praktykę. To znaczy przekłada się, ale nie na praktykę wydajności, ale na praktykę destrukcji. Pomysły sabotażystów prowadzą zwykle do serii katastrof, choć reklamowane są jako droga do serii sukcesów. I często opisywane są w sposób niezwykle atrakcyjny. Nigdy nie można się na to złapać. Nie zapomnę, jak pracowaliśmy w byłej już Czechosłowacji przy wykaszaniu upraw świerkowych i każdy, w miarę, jak dni mijały, wyrabiał w sobie jakieś, gwarantujące mu bezpieczeństwo, nawyki. Chodziło z grubsza o to, by nie obciąć sobie palców sierpem. No i kiedy już dochrapaliśmy się w indywidualnym wymiarze jakiejś tam metody, a to była sprawa poważna, choć wielu ludzi ma pewnie chęć z tej mojej historii drwić, wkraczał nasz opiekun i pokazywał nam, bez pojęcia zupełnie, jak mamy kosić ten trzcinnik. Ja przez niego o mało nie odciąłem sobie kciuka. To przykład modelowy, z życia. Teraz podam przykład z filmu. W zapomnianej już dawno ekranizacji opowiadań Bohumila Hrabala zatytułowanych Taka piękna żałoba, widzimy człowieka, jak rąbie na pieńku kawałki drewna. Oglądamy go z góry, bo rzecz dzieje się w wielkiej czynszowej kamienicy, na podwórzu. Mieszka tam rodzina głównego bohatera, którą co jakiś czas odwiedza stryj Józef, zwany Pepi. To jest demon zniszczenia i wszystko czego się ów człowiek tknie natychmiast się rozpada. I on właśnie, kiedy tylko wkracza na podwórze, zaczyna pouczać tego rąbiącego na okoliczność sposobu dzielenia drewna siekierą na kawałki. Człowiek ten nie jest w stanie obronić się przed ekspresją Józefa i jego emocjonalnymi szantażami. Ulega mu za każdym razem i za każdym razem albo kaleczy się w rękę, albo odcina sobie palec. W jednej z końcowych scen widzimy, że na widok wkraczającego na podwórze stryja, człowiek rąbiący drewno, porzuca siekierę i ucieka w nieznane. To jest jakiś sposób, ale nie zawsze można uciec. Nie zawsze też można użyć siekiery przeciwko sabotażyście, albowiem powstrzymują nas względy prawno administracyjne. Nasza rodzima kultura zbudowana jest niestety na pogardzie wobec uporczywej pracy i na kulcie tak zwanych zdolności. To właśnie jest powodem wielu katastrof. Chciałem teraz opisać, niestety nie w formie naukowego wywodu, ale w postaci narracji epizodycznej, jak ów kult przekłada się na praktykę towarzyskiej koegzystencji.

Zacznę może od siebie. Nigdy nie przejawiałem jakiś wielkich zdolności, ale różne rzeczy przychodziły mi łatwo. Nie miałem smykałki do wyczynów i chyba nie potrafiłbym zrobić czegoś naprawdę wielkiego i efektownego. Lubiłem za to uporczywą pracę. Niestety względy towarzyskie i towarzyskie szantaże, na jakie każdy jest narażony w wieku tak zwanego dojrzewania, sprawiły, że stałem się bumelantem i lekkoduchem. To się zmieniło dopiero w dorosłym życiu, mogłem – decydując o sobie – powrócić, jak to się mówi – do źródeł. To znaczy robić coś codziennie, w jednostajnym rytmie i patrzeć jak przyrasta. I tak, jak to opisałem, czynność ta, podobnie jak wcześniej, spotyka się z gwałtownymi reakcjami sabotażystów. Wygląda to wręcz tak, jakby ci ludzie wychodzili z jakiegoś lochu, gdzie produkuje ich Saruman, czy jak się tej bęcwał z brodą nazywał. I ciągle wykonują oni, zupełnie bezmyślnie, tę samą choreografię. W Polsce są dwa rodzaje choreografii służące do deprecjonowania uporczywej pracy – martyrologia i filozofowanie. Jak widzę kogoś, kto zaczyna dyskusję od opowieści o swoich przodkach udręczonych zsyłką na Syberię, którzy powrócili do kraju i całowali ziemię z płaczem, a zaraz po wyjściu z transportu pędzili do kościoła i tam oblewali łzami posadzkę, nie uciekam jak ten pan z filmu, co rąbał drewno. Chwytam siekierę i śmiało idę przeciwko nim, albowiem wiem, że i ta historia i te łzy są fikcją. To jest pewien rodzaj emocjonalnego uwierzytelnienia, jakie stosują oszuści aktywowani w grupach demonstrujących na ulicy, albo na forach wzmożonych patriotów. Takie zachowania nie będą tu tolerowane. I nikt, kto robi podobne rzeczy, nie będzie miał żadnej szansy na wpisywanie tu czegokolwiek.

Trochę inaczej jest z filozofowaniem. Ono jest pułapką dla ludzi, którzy nie są bumelantami z istoty, ale na takich, którzy uważają, że poza uporczywą i wydajną pracą, czekają na nich jakieś kwietne łąki wysokich myśli, które prowadzą wprost ku nieziemskim jakimś zaszczytom. I takim człowiekiem jest Sebastian Pitoń. Ja rozumiem, że on ma już dość projektowania gargameli i chciałby być albo pisarzem, albo politykiem, albo rozpoznawalną środowiskowo postacią, kimś w rodzaju mędrca Zosimy z powieści Dostojewskiego. Trudno o głębsze niezrozumienie okoliczności. Opisywany zaś przeze mnie parę miesięcy temu epizod, o którym wspominał w nagraniu sam Pitoń, a dotyczący jego spotkania z Marcinem Masnym, jest wręcz przeskalowaną sceną z filmu „Taka piękna żałoba”. Pitoń rąbał drewno w swoim rytmie, ale wszedł Masny przekonany, że kto, jak kto, ale on ma prawo pouczać wszystkich, albowiem predestynują go do tego niezwykłe zdolności, jakimi został obdarzony. No i przez Masnego Ptitoń odrąbał sobie kciuk. Całe szczęście przyszedł covid i ten kciuk jakoś się zrósł z ręką. Coś się jednak stało głębszego w tamtym czasie, albowiem Pitoń, który poza projektowaniem gargameli nie potrafi absolutnie nic, uważa, że filozofowanie ratuje go jako postać. I nagrywa takie rzeczy: https://twitter.com/mmp_piotrowski/status/1367411839466889216

To jest aberracja, wynikająca wprost z niespełnienia i jakiejś pomyłki, jakiejś błędnej drogi, którą Sebastian Pitoń wybrał dawno temu. On się wyraźnie nie spełnia. To zaś może wynikać z jednego – kiedyś podpisał jakiś cyrograf. Poszedł na jakąś łatwiznę i dostał jakieś gwarancje. Dziś nie może się od tego uwolnić, jest człowiekiem ekonomicznie niezależnym i rozpoznawalnym, ale coś wyraźnie nie sztymuje. Nie o to mu chodziło. Niestety odwrotu już nie ma, a jeśli, to prosto w przepaść. Trzeba zawsze bowiem pamiętać o jednym – diabeł nigdy nie promuje uporczywej pracy. Stąd, jeśli człowiek jest słaby duchowo, ma jakieś ograniczenia intelektualne, nie rozumie wielu rzeczy, albo okoliczności go dociskają, to trzymając się uporczywej pracy, ocaleje. Nawet jeśli cała reszta jego osobowości będzie sumą deficytów. Bo demon trzyma się jak najdalej od systematycznego i efektywnego wysiłku.

  22 komentarze do “O towarzyskich aspektach filozofowania i martyrologii”

  1. kiedy w tv na dobranoc leciała czeska kreskówka 'Sąsiedzi’ , to opuszczałam pokój, nie mogłam patrzeć na poziom dewastacji czyniony przez tych dwóch durnych bohaterów filmiku.

    zaopatrzenie w państwie poniżej krytyki, a w filmiku dla dzieci pokazówa jak można się wygłupiać, być na bakier z rozumem /marnować jedzenie, niszczyć wyposażenie mieszkania itd itd./

    nie wiem czemu to miało służyć, czy miało być wskazówką dla rozpuszczonych dzieciaków jak daleko może iść wygłup …

    no ale czeskie filmy mają w swojej konwencji takie sceny jak  ten Pepi z 'Sabotażystów’.

  2. no oczywiście w prl -u dziś chyba nikt na wymowę tego filmiku nie zwraca uwagi

  3. Ja tego nie oglądałem, jakoś tak intuicyjnie

  4. Pamiętam jak na małym spotkaniu w Piotrkowie Trybunalskim min. Maciarewicz na pytanie jednego z uczestników o to jak sobie wyobraża zwrot wraku smoleńskiego, zaczął szantaż emocjonalny wobec zebranych mówiąc o tych właśnie Sybirakach i Katyniu. Na pytanie nie odpowiedział, ludzie na zadającego pytanie do końca prelekcji patrzyli na niego jak na mordercę, a sam Macierewicz z twarzy był bardzo dumny z siebie, że dokonał tego linczu.

  5. Pan minister to przykład modelowy.

  6. Przeczytałem Coryllusa, wysłuchałem Pitonia o „prawie do zabicia własnego, cierpiącego dziecka”, czytam właśnie „Amerykańską sielankę” Rotha, gdzie ten problem wyłazi. Jednocześnie mam swoje problemy, których nie da się załatwić tzw. dobrym słowem. Czy biec w filozofię, martyrologię, uporczywą pracę, w przeciwną stronę, w piątą, szóstą. I tak przysiade na tzw. smreku, aby pomyśleć, które z moich działań jaki daje efekt. Wszedł pan w domenę psychologii. Czy to zmierzone?

  7. Ewagriusz z Pontu (8 duchów zła) pisał o tym, że wytrwałość przynosi radość. Wytrwałość i uporczywość i systematyczność. Przypominam sobie o tym codziennie. Obecnie zaś jest „zdolny ale leń” – jako medal za drogę wiodącą w smutne życie. Zdolny ale leń najczęściej zostaje humanistą.

  8. Dlatego zachód wyprzedzają Chiny. Tam są przeciwne ideały : uczyć się, pracować.

  9. Pitoń chyba złapał covid?

    Z dobrych wiadomości: właśnie  rozpocznie się drążenie tunelu pod Świną. 

  10. Tak za bardzo to nie wyprzedzają

  11. gdyby Anglik miał co jeść u siebie, nie wsiadałby tak ochoczo na okręt

  12. Zdolny leń, to coś gorszego niż złoty cielec

  13. „Mogą być nimi też labilni emocjonalnie rodzice, którzy nie rozumieją własnego dziecka(…). (…) to często talenty i wysiłek nie są w niej doceniane” to nie rodzice mają zrozumieć dziecko, tylko dziecko ma naśladować i próbować zrozumieć rodziców. Zaś tzw. docenianie czy chwalenie to nic innego jak dziecka psucie.

  14. Jak ktoś ma ojca alkoholika też ma go naśladować? Albo matkę wariatkę? Wyleci pan za takie wpisy jak nic

  15. Lepiej wziąć na przykład ojca narkomana albo mordercę – argumentacja będzie jeszcze łatwiejsza a wnioski będą nasuwać się same.

  16. I nie szedłby tak ochoczo do wojska.

    Nie tylko Anglik. Oto moje tłumaczenie prostej piosenki włoskiej.

    Gdy byłem żołnierzem

    Tak wówczas piękne było życie

    Również dla mnie

    Piętnaście miesięcy bez problemów domowych

    Gdy byłem żołnierzem traktowanym lepiej niż król

    Nie zapłaciłem ani liry z własnej kieszeni

    A dziewczyny

    Jedyne co później

    Nie żądają małżeństwa

    Gdy byłem żołnierzem, co za urok

    Eksplodowałem życiem i radością

    Potem się skończyło, wróciłem do mego domu

    Lucio Dalla (4 marca 1943-1 marca 2012)

  17. na YT podrzucili jeszcze wykonanie Paula Anki – rzeczywiście wesołe jest życie żołnierza, tez tak myślałam szczególnie o włoskim froncie aż kiedyś obejrzałam na cda filmy z tytułem o  El Alamein i Bitwę o Neretwę

    los żołnierza nie do pozazdroszczenia brak miejsca na filozofię sama martyrologia

  18. Przetłumaczyłem tylko początek tej piosenki, dalej jest smutno. A nawiązałem do niej, bo Włosi wspomnieli wczoraj o Lucio Dalla z tym właśnie wykonaniem. gdzie porywa gra oczu.

  19. Nulla dies  sine linea

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.