lut 212017
 

Staramy się tu wszyscy traktować poważnie, a to znaczy, że nie ulegamy propagandzie, sztucznie wywoływanym niepokojom i nie reagujemy na prowokacje. Idzie nam coraz trudniej, a będzie jeszcze gorzej, ale jasne jest, że nie można odpuścić, to znaczy nie można zająć się pochłanianiem tego co dziś nazywa się publicystyką, kulturą, czy jak tam chcecie. Trzeba mieć jakieś antidotum na tę truciznę i zająć jak największy obszar, gdzie krążyć będą myśli istotne. Wczoraj zarzucono mi, że mieszam rzeczy ciekawe i ważne, to znaczy Wielką Lechię, jakże dla niektórych uwodzicielską, z bełkotem Agnieszki Holland. To jest coś niesamowitego, że ktoś w ogóle pomyślał w ten sposób i z faktu istnienia kilku władców przedchrześcijańskich zrobił sobie taką trampolinę, która ma go wyrzucić hen ku jakimś sukcesom. Nasze osobiste sukcesy nie zależą bowiem od odkryć archeologicznych czy badań archiwalnych, szczególnie, że te są problematyczne. Wielka Lechia ma jedynie wymiar terapeutyczny, a lepiej będzie rzec narkotyczny i służy obciążaniu umysłów słabszych treścią nie dającą się zweryfikować. Treścią, która w dodatku w żaden sposób nie może zmienić ani niczyjego życia, ani zweryfikować żadnego potocznego mniemania na istotne kwestie. Mieszanie więc jej z bełkotem Holland nie jest jakimś wielkim przewinieniem jak mniemam. Tym jest ono mniejsze, że na weryfikację czeka mnóstwo treści świeższych niż Wielka Lechia. Treści, które są naprawdę istotne dla zrozumienia historii i naszej obecnej sytuacji. Jak wiemy ani akademia, ani tym bardziej tak zwani pisarze, czy poważni wydawcy nie zajmą się tymi treściami. Nie ma o tym mowy. Niech zaświadczy o tym fakt, że to wydawnictwo Bellona właśnie promuje książki o Wielkiej Lechii, za nic mając i swoją tradycję i jakość proponowanych treści. Liczy się tylko efekt rynkowy. – A widzisz – powiedzą zaraz spryciarze – szkoda ci, że oni sprzedają a ty nie….bo nie umiesz….nie masz tak dobrego tematu….Mam lepsze, o czym za chwilę. Podnoszenie zaś kwestii marketingowych, w chwili kiedy mówimy o przedchrześcijańskiej wielkości państwa naszego, ostatecznie moim zdaniem demaskuje wielką Lechię. Tyle o treściach konkurujących z akademickimi.

Teraz o kulturze wysokiej. Od wczoraj huczy w sieci i poza nią o tym, jak to chorwacki reżyser kazał aktorom zbierać na płatnego mordercę, żeby Kaczyńskiego zabił. Myślę, że tego nie wytrzyma nawet Niesiołowski i on sam w końcu pójdzie protestować przeciwko tej sztuce. Nie wiem jak widzowie się tam czuli, ale nie sadzę, by towarzyszyło im coś ponad objawy syndromu sztokholmskiego. Pan reżyser, rzecz jasna oczekuje, że go z Polski wyrzucą i on wreszcie, w glorii męczennika pojedzie robić karierę w Niemczech, na dobrych jakichś warunkach. Że będzie tam witany jak geniusz, a nie jak przybłęda, co z całą pewnością miałoby miejsce, gdyby zamiast sztuki, gdzie ścina się pilarką, krzyż wystawił coś spokojniejszego. Niemcy go przyjmą, bo ich polityka propagandowa nie może być już chyba wyraźniejsza. No, może jak Schulz wygra wybory, to wyjmie jeszcze mundur dziadka z szafy i będzie w tym paradował po jakiejś rampie kolejowej, żeby nam pokazać na co się powinniśmy szykować. Jasno widzimy, że z Niemcami nie może być żadnej dyskusji, dopóki przemawiają tym językiem. A nawet jeśli nie przemawiają, tylko milczą, bo to oni są twórcami i sponsorami tego sposobu komunikacji. Dołożyli też jakieś nędzne 20 tysięcy euro na film o tym, że ktoś tam, tancerz jakiś, nie będzie umierał za Polskę. Kupując sobie tym samym nic nie warte przekonanie, że kiedy pojawią się tu znowu nie przywitają ich strzały. To jest wielka naiwność, taki sposób myślenia i wielka głupota. Z tego mianowicie względu, że rynek składający się z ludzi, w których narasta nienawiść do niemieckich i przez Niemcy promowanych treści pęcznieje z dnia na dzień. Jak pęknie, żaden chorwacki geniusz nie zrobi tu już kariery, a spieprzać będzie musiał o wiele dalej niż do Berlina. Na razie patrzmy na to z pewnym zaciekawieniem. Niektórzy są bezradni, ale większość doskonale wie jak się w takie sytuacji zachować. Na razie czekamy.

Teraz o treściach ukrytych. Tak jak to już wielokrotnie pisałem, powinniśmy, mam na myśli wydawców i publicystów, zająć się promocją treści, które z jakichś powodów zostały ukryte naprawdę. Nie wielką lechią, nie sensacjami z przeszłości w stylu nowego serialu Belle epoque, bo to jest mierzwa. Nie wiem czy wiecie, a pewnie nie wiecie, że taka sama fala morderstw na kobietach, przypisywanych Kubie Rozpruwaczowi w Londynie, przetoczyła się przez Petersburg, a także przez inne pewnie miasta. Czy ktoś zrobił o tym film? A może skojarzył jedno z drugim i spróbował wyciągnąć jakiś wniosek? A gdzie tam. Wszyscy tłuką na jedno kopyto te głodne kawałki, zmieniają się tylko brody aktorów, a cycki aktorek robią się coraz mniejsze. Z tą Cielecką to już naprawdę przesada. My tutaj, jako ludzie świadomi i dążący do prawdy nie możemy karmić się tymi treściami. Musimy szukać czegoś więcej. I dlatego właśnie zaplanowałem edycję serii specjalnej, która będzie się nazywać Biblioteka Historii Gospodarczej Polski. Pierwszy tom serii miał się ukazać już w piątek, ale drukarnia mnie zawiodła i ukaże się dopiero 2 marca, ja zaś dzień w dzień, do tego drugiego marca będę Was systematycznie zniechęcał do książki, która będzie miała wtedy premierę. Myślę, że wielu nie będzie trzeba wcale zniechęcać, bo oni widząc sam tytuł już uciekną w popłochu. Ja zaś uważam, że tytuł ten to sama poezja. Brzmi on: Handel wołami w Polsce od XVI do XVIII wieku a jego autorem jest, świętej już niestety pamięci Jan Baszanowski. Już widzę te miny – handel wołami…buahhhhhhaaaaaaaa….ale głupi……Kto by tam to wydawał, jeszcze w dużym nakładzie. No więc po czymś takim wszyscy są już zniechęceni, a ja będę to zniechęcenie pogłębiał codziennie. Jak wiecie, a może nie pamiętacie tego już, cała potęga gospodarcza I RP stała na kilku filarach. Były to – handel zbożem, solą, wyrobami stalowymi, czerwcem polskim i wołami. Zaczynamy od wołów, bo taka akurat książka została napisana dawno temu, a autor zawarł w niej wszystkie nasze najskrytsze przemyślenia dotyczące szantaży politycznych jakim Rzeczpospolita poddawała Niemcy, w związku z handlem wołowiną właśnie. Jutro napiszę coś więcej. Na razie tyle zniechęcania. Stanęliśmy u początku drogi, która poprowadzi nas od okrywania treści ukrytych przed naszymi oczami naprawdę.

A tutaj proszę – zajawka nowej edycji Bytomskich Targów Książki „Rozetta”.

https://www.youtube.com/watch?v=W-ijzjo1XjE

Przypominam także, że w sprzedaży mamy już II tom wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego

Teraz ogłoszenia

Nasze książki, prócz Tarabuka, księgarni Przy Agorze i sklepu FOTO MAG dostępne będą w księgarni przy ul. Wiejskiej 14 w Warszawie, a także w antykwariacie Tradovium w Krakowie przy ul. Nuszkiewicza 3 lok.3/III oraz w księgarni Odkrywcy w Łodzi przy ul. Narutowicza 46. Komiksy zaś są cały czas do kupienia w sklepie przy ul przy ul. Przybyszewskiego 71 , także w Krakowie. Zostawiam Wam także link do elektronicznego indeksu naszych publikacji, który stworzył dla nas Pan Marek Natusiewicz. Prace są już ukończone i w indeksie są wszystkie nazwiska z naszych publikacji. Oto link:

http://www.natusiewicz.pl/coryllus/

Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie naszego projektu komiksowego, który mam nadzieję, zostanie wydany już jesienią tego roku. Będzie to wielki album poświęcony spaleniu Rzymu w roku 1527. Do tej pory udało się nam zebrać ponad połowę środków potrzebnych na produkcję. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za poświęcenie i wsparcie naszej sprawy.

Mam nadzieję, że do marca uda nam się zebrać całość. Oto numer konta

41 1140 2004 0000 3202 7656 6218

i adres pay pala gabrielmaciejewski@wp.pl

  445 komentarzy do “O treściach ukrytych i jawnych”

  1. Tego reżysera 'Chorwata’, o ile pamiętam, jakiś czas temu już prześwietlała Różowa Pantera na Salonie. Wyszło że to żaden 'Chorwat’ czy 'Bośniak’, ale zwyczajny Niemiec, i jako taki z otwartą misją i budżetem objeżdża dzikie kraje Europy Wschodniej, gdzie piętnuje 'nacjonalizmy’.

    A tak przy okazji to dzień dobry wszystkim!

  2. O wołach to wiem tylko tyle co z wykładu, nigdzie tego tematu nie było. Pamiętam z wykładu historii gospodarczej, że woły  idąc w karawanie kupieckiej  pokonywały dziennie drogę  30 km.

  3. czy czerwiec polski to ten mały czerwony robal? Na tym robili wtedy kasę???

  4. Panie Gabrielu! No nareszcie. Do wczoraj nosiłem się napisaniem, że wchodzi Pan w rolę św. pamięci Kisiela. Już tłumaczę o co mi chodzi. Kisiel swoje felietony (a i książki też) poświęcał opisywaniu głupoty systemu w którym żył. Okraszał to tzw. zdrowym rozsądkiem, którego do pewnego momentu jego życia nie można mu odmówić.  Tyle tylko, że opisywanie systemu ze szczególnym uwzględnieniem jego głupoty jest mało odkrywcze a w dużych ilociach wręcz męczące. Dlatego już się cieszę z książki o „handlu wołami” i innymi tego typu. Może uda nam się zająć rzeczami ciekawszymi niż reżyserka Holland i wielka Lechia (myślałem na początku, że chodzi o klub sportowy.

  5. Tak, będzie o tym w rosyjskim nawigatorze

  6. Wiem o tym wszystkim, dlatego nie można poprzestawać na promocji tylko swojej osoby i swojej twórczości

  7. >>Drwinom z patriotyzmu towarzyszy scena wycia, w trakcie której aktorzy ubrani w sutanny wykrzykują z jękiem, powtarzając słowo „Poooolska”, jednocześnie wykonując ruchy imitujące kopulację.<<

    Zły właśnie porzuca zużyte narzędzia i swoim zwyczajem ostatecznie upokarza je na odchodne, a te potrafią zareagować tylko wyciem, ruchami imitującymi kopulację, i wywołać tym zachwyt posłanek Nowoczesnej patronujących całej sprawie…

  8. W średniowiecznej Polsce pluskwiak czerwca polskiego miał duże znaczenie gospodarcze. Uzyskiwano z niego karmazyn  służący  do barwienia na czerwono skór, wełny i jedwabiu. Szlakiem via regia eksportowano go na Europę. Dopiero po odkryciu Ameryki barwnik z czerwca polskiego został wyparty przez tańszy czerwiec kaktusowy.

    Na to wygląda. Człowiek uczy się nieustannie 🙂

  9. To był jedyny czerwony barwnik dostępny w Europie bez dalekich podróży zamorskich, więc szedł jak woda. Szkoda, że interes upadł gdy ten sam barwnik znaleziono w robakach amerykańskich. Dlaczego ich robaki wyparły nasze? Pewnie jakaś grubsza sprawa.

  10. Gratuluję pomysłu. Historia gospodarcza to naprawdę ciekawa i ważna dziedzina. Bardzo niewiele osób w Polsce się tym zajmuje. Wiem z własnego doświadczenia, że w środowisku akademickim ludzie zajmujący się tym tematem są oskarżani o marksizm, lub zwyczajnie ignorowani. No ale temat jest istotny praktycznie dla każdej epoki historycznej i warto się nim zainteresować. Na pewno lepsze to niż nieistniejąca Lechia.

  11. Ciekawe czy mieli wtedy jakiś „Narodową Instytut Czerwca Polskiego” dotowaną z Unii i nadzorowaną Sanepidem i audytorami zewnętrznymi???
    No i czy mieli całą wymaganą dokumentację? Inaczej sobie tego nie wyobrażam…. 🙂

  12. …Wielka Lechia ma jedynie wymiar terapeutyczny, a lepiej będzie rzec narkotyczny i służy obciążaniu umysłów słabszych treścią nie dającą się zweryfikować. Treścią, która w dodatku w żaden sposób nie może zmienić ani niczyjego życia, ani zweryfikować żadnego potocznego mniemania na istotne kwestie…

    Wielkimi Wołami… i wężykiem. Z podziękowaniem

  13. Jak to mawia Toyah (a może mi się tak tylko wydaje) wszystkiego na złego nie można zrzucać. To znaczy on zawsze gdzieś tam czuwa, ale jest straszenie płochliwy. Wczoraj słuchałem wykładu pana Żebrowskiego o Wołyniu. Powiedział on, że tej rzezi można było uniknąć, gdyby nie niedbalstwo dowództwa AK. Mianowicie wycofali te nieliczne oddziały AK które były na Wołyniu w imię stworzenia „wielkiej” jednostki bojowej w kieleckiem, która wystąpiła by wobec ruskich. A według prelegenta bandy UPA jak tylko się dowiadywały, że w jakiejś wsi jest przygotowany opór (wystarczała stara armata na kamienne kule i parę karabinów z Powstania Styczniowego) to omijali ją z daleka. Na „Wielką” jednostkę AK ruscy wystawili swoja jeszcze większą a Polacy na kresach zostali zostawieni sami sobie. Czasem wystarczy zwykła zapobiegliwość i nie myślenie o wielkich figurach teologicznych (zły) bo to zniechęca do zwykłego działalnia.

  14. Zapomniałeś o ekologistach! ;

    😉

  15. I jeszcze o startupach, innowacyjności i zrównoważonym rozwoju. Bez tego też ani rusz.

  16. Ciekawe ile będę płacił i czekał nań, za chwilę za przesyłkę książek, które i tak będę przecież kupował, która już teraz kosztuje prawie trzy pozycje w cenie 40,-zł i szła parę dni, czyli samolotem (czasem nie dochodząc, bo durnie tutaj w firmie przesyłkowej zobaczyli w tym swoim komputerze, że nie mam adresu i ta przesyłka pojechała do Gabriela, by potem wylądować pod polskim adresem, a ja osobiście ją odebrałem), by teraz, za tę samą cenę czekam już drugi tydzień na przesyłkę, która była nadana 9 lutego i w Warszawie była już tego samego dnia, a potem z Warszawy wysłano ja 14 lutego do …, Szczecina, by już następnego dnia wysłać ja za granicę i niczym innym, jak statkiem przecież. Jest 21 luty, a ja się nie zdziwię za chwilę, jak zobaczę na trackingu przesyłek, że ta moja paczka z książkami znajdzie się gdzieś w Hong-Kongu np. Mniemam, że za niedługi czas będą dwie opłaty, dostawa samolotem i cena podwójna, do obecnej lub byle czym, za cenę dotychczasową.

    A tutaj świadectwo moich słów ze screenu komputera:

    https://1drv.ms/i/s!AtDJ1DFE_QDbiAmppD3jOWzRulOk

  17. I o dopłatach europejskich do hodowli czerwca.

  18. aż łza się w oku kręci – co za okropne czasy! W dodatku tego robala pewnie zgniatali i nie było nikogo kto by zaprotestował…

  19. No i pewnie dlatego  czas utajnienia archiwów brytyjskich, został przedłużony na dalsze 50 lat. Można się dalej zastanawiać, dzieląc włos na czworo, dlaczego dowództwo AK w kluczowych sprawach było gapciowate.

  20. Dodał bym jeszcze drewno masztowe (jodły) i do budowy okrętów (dębina). Do Gdańska płynęły szkuty ale i tratwy.

  21. Pan(i) rozumie co sie pisze po polsku? Nas to nie interesuje!

  22. …Myślę, że tego nie wytrzyma nawet Niesiołowski i on sam w końcu pójdzie protestować przeciwko tej sztuce…

    Wytrzyma, wytrzyma. Czasy kiedy był w ZChN – to głęboka i czarna przeszłość. Ktoś, kto potrafi tak nienawidzić jak on – tylko to pochwali. Bo przecież chodzi o tę konkretną osobę.

  23. Przepraszam, dodam tylko, że gdyby nie daj boże ktoś mnie jeszcze szukał na salon24.pl, nie ma mnie. Usunąłem tam konto, osobiście.

  24. W malarstwie i we wspomnieniach są ślady tego bydła /wołów/ jeszcze w XIX i na początku XX wieku: „Modlitwa w stepie” Brandta, „Woły u wodopoju” – chyba Fałata – drewniana rynna i niekończący się sznur pijącego, szarego, długorogiego bydła. /Oba obrazy przyjechały do nas na wystawę w sopockim BWA z kolekcji „ukraińskiej”./ Helena Stankiewiczowa de domo Zan /1904 – 1996/ również wspomina o przepędzaniu bydła w Poniemuniu, w majątku ojca: ponoć widok był niesamowity z powodu ilości, a wszyscy musieli być w domach dla bezpieczeństwa.

    W naszym Zoo jest stepowe bydło węgierskie – szare, długorogie, imponujące. Zapewne zbliżona rasa do tego naszego, kresowego.

    https://www.google.pl/search?q=byd%C5%82o+stepowe+w%C4%99gierskie&rlz=1C1AOHY_plPL719PL719&espv=2&biw=1280&bih=709&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwj3vv2igqHSAhVLlCwKHWPsABwQsAQIMg

  25. Bez dopłat taki czerwiec jeden z drugim nie rozmnoży się przecież. Nie mówiąc o godnych warunkach dla czerwca.

  26. To pani Holland będzie miała materiał na nowy scenariusz jak to polska szlachta drogę przez mękę wołom urządzała a dobrzy kozacy znieść tego nie mogli, ha!

  27. I może kiedyś doczekamy my się politycznej historii kuchni i ktoś napisze jak to wół wieprzowiną zastąpiony został. Ciekawym, czy pod tą historią kryją się jakieś niespodzianki?

  28. Już widzę film Hollandówny: zgniatanie, jucha się leje z ekranu – karmazynowa, naturalnie, a wszystkiego dogląda biała, męska schwein w długich butach i kontuszu. Karmazynowym.

    /Karmazynami bowiem zwano tę bogatszą szlachtę./

  29. Podoba mi się ten „wołowy temat”. Handel wołowiną jako munsztuk na niemiecki stół, może dlatego nam tak ograniczyli hodowlę krów aby się sytuacja nie powtórzyła.

    jeśli tak, no to mają niemiaszki przywiązanie i serce i pamięć  do gospodarczej dokumentacji archiwalnej. Ale że u nich archiwa nie płoną? Nadzwyczajne.

  30. oj! ja tam nie wiem czy w komtuszu – to byłoby zbyt oczywiste? Trza iść po bandzie i ubrać od razu głównych aktorów w sutanny!

  31. Jeśli chodzi o handel wołami i serię Biblioteka Historii Gospodarczej Polski to jaram się jak Londyn w 1666 😉

  32. I tak doszli my do kolczykowania 😉

  33. Jak się usuwa konto na salonie osobiście?

    Mnie to już nie dotyczy, bo kiedy po raz pierwszy, bodaj 8 stycznia tam zajrzałam po zmianach, w oczy mnie ta żółć zaklula, nic nie mogłam znaleźć, od razu napisałam żeby mi wszystko pousuwali.

  34. Biskupy i kardynały! Kolor pasuje.

  35. Pełna zgoda, że na złego nie można zrzucać ani wszystkiego, ani choćby połowy, czy ćwierci, bo zaraz okaże się, że uprawiamy jakąś politgnozę o katechonach i antychrystach. Błędem wydaje się też walczenie z jego jawnymi manifestacjami, zwłaszcza tak żałośliwymi jak tamto przedstawienie, przy pomocy pozwów-o-obrazę-uczuć, bo to i niemal jawny cel takich wystąpień, i rzeczywiście jedyne działanie, do którego mogą zachęcić.

    Nieroztropnie byłoby też ignorować, jak proponuje pan(i) Parasolnikov, publiczne wyznania wiary czynione przy okazji przez posłanki czwartej siły parlamentarnej.

  36. ale najważniejszy jest ten wniosek dotyczący  demaskacji:

    „Podnoszenie zaś kwestii marketingowych, w chwili kiedy mówimy o przedchrześcijańskiej wielkości państwa naszego, ostatecznie moim zdaniem demaskuje wielką Lechię.”

  37. Nie proponuje ignorować, tylko każdy o tym już wie o tym, lodówkę otwieram i Ci szatani wyskakują, a na frondzie będzie się można tym poekscytować przez następne pół roku.
    Ja tylko chciałem zaznaczyć, że cała dzisiejsza notka dotyczy tego, że nie ma się co tym zajmować a wciąż znajdą się tacy co będę rozgrzebywać.

  38. A propos wyznania wiary, ciekawy jestem czy hastur znaczy to co google podpowiada …

  39. brawo! pacz pan, co za zbieg okoliczności

  40. to kolor kardynalski

  41. Dawny kolor polskiej flagi – amarantowy – tez pochodził od czerwca?

  42. Nie przeszliśmy na „Ty”, nigdzie mi szatani nie wyskakują, i nie potrzebuję gugla do zrozumienia kontekstów we własnych komentarzach…

    I wydaje mi się, że formuła ekscytacji prowokacjami teatralnymi zgrabnie opisana przez Pana/Panią na szczęście właśnie się skończyła, nicość i nieważność tych wygłupów są od wczoraj oczywiste dla każdego.

  43. Faktycznie problemy z czytaniem  😀 bez odbioru

  44. i jak te larwy prasowali, wygniatali bez litości dla biednych stworzeń.

  45. Stefan to za mało lotny jest ale Roman zagrzmiał ze swej tuby:

    https://twitter.com/sycylia6_/status/833999495381843968

    Dużo się dzieje w tym temacie.

  46. https://pl.wikipedia.org/wiki/Flaga_Polski , karmazyn uzyskiwany z czerwca polskiego

  47. Z wolami kojarzy mi sie oscien , ktorym dzgajac wolu prostowano jego droge. Takim oscieniem w reku Boga w stosunku do czlowieka sa ludzkie slabosci, bo moc w slabosci sie doskonali , to z komentarza do listu sw. Pawla do Koryntian w czasie mszy sw. trydenckiej w Kosciele sw. Krzyza w Krakowie       5

  48. Wielkie Lechony biorą paragony.

  49. I o kołczingu kadry managerskiej…

  50. Tak, dzieje się tutaj to, o czym można było marzyć, a nawet się marzyło, odkąd  tylko po raz pierwszy się odłożyło ze zdumieniem a nawet obrzydzeniem ten pierwszy, demaskujący numer gazowni. Jednym wcześniej, innym później się odłożyło, niektórzy wcale nie brali do ręki, nieważne. Chodzi o bibliotekę. U mnie istnieje już nie taka mała, lecz wciąż zbyt mała, „biblioteka Coryllusa”. I przyznaję się do tego bez cienia wstydu, tak, czytam od kilku lat niemal wyłącznie książki, które pojawiają się na blogu. Począwszy od „kultowej” „Sztuki wojennej husytów” na „Uczonym dworze Marii Ludwiki Gonzagi” (na razie) skończywszy. Zwyczajnie się cieszę, że ktoś za pomocą najlepszego narzędzia jakie znam, czyli tzw. druków zwartych, pomaga mi znaleźć się w rzeczywistości politycznej. Biblioteka do tego celu jest najlepsza. Cudowne doświadczenie w drugiej połowie życia, najpierw zapełnia się jakaś półka, potem pojawia się półka specjalna, zaraz druga, trzecia, w międzyczasie manewry z poprzednimi lokatorkami tych półek, teraz – „gdzie by tu postawić nowy regał?” Piękne. Cytując nieśmiertelny filmowy tekst – „To lepsze niż seks”.

    I co najlepsze – to się dzieje naprawdę.

    PS. Do napisania tego komentarza skłoniła mnie lektura ww. „Uczonego dworu”. Ludzie, jeśli ktoś jeszcze nie kupił, niech zaraz kupi. Jest to książka niemal idealna, czytadło genialne, język, intryga, anegdota, wszystko tam jest. Niemal, bo to jednak profesorska robota, ale jej rzetelność polega m.in. na tym, że można się cieszyć lekturą i swobodnie myśleć swoje. Jestem pod wrażeniem.

  51. Co tam do kolczykowania. Niektórzy postępowi poszli dalej w swojej cywilizacyjnej wizji świata i w ramach uber alles, pozostałym wpisywali numer  ewidencyjny  (metodą wkłuwania właśnie zamiast kolczyka). Numer umieszczany  na przegubie ręki osób które (jak wspomniałam)  nie były uber alles. .

  52. Tu nie chodzi o tę konkretną sprawę. To taki przykład. Można było równie dobrze podać przykład pozytywny w postaci telefonów Toyaha do kurii krakowskiej w.s. festiwalu satanistów w kościołach krakowskich. Zło (UPA, sataniści w Krakowie) potrzebuje zwykłego ludzkiego zaangażowania, przemyślności, zapobiegliwości by po prostu nie mogło zaistnieć. A te ludzkie działania nie potrzebują od razu motywacji – walka ze złem. Ta codzienna zapobiegliwość, zaangażowanie jest tworzeniem dobra, a wtedy po prostu brakuje miejsca dla zła. Jak to mówią: praw fizyki pan nie zmienisz.

  53. Witam.

    A co ciekawe, może nie od strony politycznej ale „natemat” poruszył był kiedyś ten wątek:

    http://dumanowski.natemat.pl/8215,w-poszukiwaniu-staropolskiej-wieprzowiny

  54. Kolczykowanie to rozwojowa impreza, jak wiemy. Doszliśmy do czipów.

    17. i że nikt nie może kupić ni sprzedać,

    kto nie ma znamienia –

    imienia Bestii

    lub liczby jej imienia.

  55. Mnie też oskarżali o marksizm, bo nie eksploatuję idei…co za ćwoki…

  56. Tak, mieli…Nasz znajomy Jerzy Niemirycz kazał wykonać mapę występowania czerwca w swoich dobrach…Na początku XVII wieku, taki był nowoczesny.

  57. O budowie okrętów też będzie, wszystko w swoim czasie.

  58. Jest sporo obrazów przedstawiających orkę wołami. „Woly u wodopoju” to Wyczolkowski, ale moze Fałat tez cos w temacie namalowal.

    Ślady wołów znajdujemy tez w ludowych piosenkach (Pognała wołki na bukowinę) czy pastorałkach (Żeńże wołki, żeń). Te pierwsze przyszly mi na mysl, na pewno jest tego sporo.

    Żeńże wołki żeń

  59. Będzie gorzej, na okładce mamy żyda jak sprzedaje woła….coś strasznego

  60. Na razie jest sześć tytułów w kolejce. No, ale szukamy drukarni, bo tu się coś niedobrego zaczęło dziać

  61. Yahoo, jippie, jej! Będzie „Historia Gospodarcza Polski”. Vivat Coryllus, vivant pracownicy i współpracownicy Kliniki Języka! Niech żyje, niech żyją i niechaj się Wam w życiu i w pracy dobrze powodzi.

     

    Teraz komunikat. Mówię ostatnio komuś, a czynię to delikatnie, że ma — jeśli wola i dostatek w trzosie — przelać na konto gabrielowe taką kwotę, jaką uważa za zasadną, z przeznaczeniem na nadchodzące wydanie historii „Sacco di Roma”, ten zaś mi odpiera, że jakoby sam Wydawca gdzieś wcześniej ograniczył sumę przelewu do iluś złotych, korespondującą z możliwą ceną jednego egzemplarza. Co? Proszę Cię o korektę tego stanowiska, jeżeliby okazała się potrzebna. Chodzi o wyjaśnienie, czy kiedykolwiek przepędzałeś ludzi, przynoszących więcej, niż wynosi cena 1 egz. Bo najwyraźniej są między nami tacy, którzy mogą solidnie wspomóc, a których ktoś, kiedyś ograniczył. A może sami jakiś Twój komentarz nieprawidłowo zrozumieli i dlatego pomylili wsparcie (wskazane, gdy tylko ktoś może wspomóc, sporą kwotą) z kupnem przedpłatowym jednej skromnej sztuki (za mikrą kwotę niewielu złotych). Objaśnij to, proszę.

  62. Konie Panie Gabrielu, konie. Polska była potęgą „motoryzacyjną” ongi.

  63. Co do tej wieprzowiny to wg mojej opinii mojej babci dwór na obiad jadł drób i ryby ze swoich stawów, wieprzowinę się poddawało termicznej  przeróbce, wędzeniu,  itp. Ale może dom mojej prababci i babci  – nie był w temacie na bieżąco.

  64. A

    „szołdra” (szynka) była podobno w dawnej Polsce obelżywym określeniem Niemca”

    http://www.mowiawieki.pl/index.php?page=artykul&id=272

    Swoją drogą pan Jarosław Dumanowski trochę zainteresował się historią wieprzowiny w Polsce.

  65. No właśnie nie, konie sprowadzano….

  66. Coryllusie, czy jest u Pana mozliwosc wykasowywania/poprawiania swoich komentarzy? Czasami cos sie niedbale napisze, za szybko wysle, a efekt nieladny..

  67. Nie wiem, trzeba zapytać Mr White…..

  68. Kolejny mityczny symbol do bakutilu…

  69. (mowa o mitycznych najlepszych na świecie koniach rasy polskiej)

  70. Może Wyczół, rzeczywiście. Dzięki.

    Tak, naturalnie, że są w różnych dziedzinach kultury ślady. Ale ja nawiązałam do tytułu i zasięgu publikacji, że do XVIII wieku. I że potem też to bydło było. I to w ogromnych ilościach.

     

    https://www.google.pl/search?q=wycz%C3%B3%C5%82kowski&rlz=1C1AOHY_plPL719PL719&espv=2&biw=1280&bih=709&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwiIwI60m6HSAhVFXiwKHXJ9CZgQiR4IfA#imgrc=9DgViDNLxZIWaM:

  71. Przepraszam, że na blogu, ale w kwestii drukarni mogę coś zaproponować. Żeby było jasne nie proponuję swojej drukarni bo nie mam.

  72. Jest to Kronika Miasta Lwowa 1844

  73. Staropolska kuchnia dworska była niesłychanie wymyślna, chyba biła pod tym względem francuską. Kiedyś podczas Nocy Muzeów rozdawali kopie stron starych polskich książek, np kucharskich. Był tam przepis na pawia smażonego żywcem, podany na stół miał się trochę jeszcze ruszać. Było też coś takiego jak „Kapłon nalany octem na żywca”

  74. Ręce opadają! Eh! Podziwiam twoją cierpliwość. Istotą marksizmu w sferze ekonomii jest zniesienie własności prywatnej. Czy oni w ogóle czytają i potem to, co przeczytają rozumieją ?!!?

  75. Oczywiście że nie. On tylko wykorzystuje okazje.

  76. Stukam pół żartem, pół serio, ale mi wychodzi, że świnia do naszej kuchni weszła wraz socjalistami i przegoniła kapłona oraz wołu. Popatrzcie jaki obrazek nam wychodzi! Może nasz Gregorius coś znajdzie na ten temat w sieci?

  77. Co do wołów to w niedzielę w TVP Historia był ciekawy program o podboju Indii przez Brytyjczyków. Najciekawsze były archiwa. 70 kilometrów teczek w których było opisane wszystko. Nasz IPN i papiery z PRLu to przy tym bezładny śmietnik. Tam druki posegregowane wiekami, osobno finanse, osobno filozofia, sztuka i socjotechnika. Wszytko ładnie oprawione jak średniowieczne księgi. A mówią że biblioteki płoną.

  78. Nie. Dla nich marksistą jest każdy kto pisze o pieniądzach i gospodarce….oni tego nie robią, bo to im bowiem uwłacza…obniża samoocenę.

  79. Nie wiem czy to świeży czy już nieświeży njus, przeczytałem, że pan aktor, reżyser i właściciel teatru Emilian Kamiński wypowiedział się, że w sprawie kultury ciągle tkwimy w socjalizmie.
    Znalazłem i świeży … Ciekawe dlaczego nie zaproponował likwidacji ministerstwa kultury …
    Ciekawe czy pan Emilian jeszcze coś chciał nam poza przykładem niemieckim coś powiedzieć.

  80. Świnie przytruchtały na oklep na świniach? A to by było widowisko 😉 Jak to się mówi, dali co mieli najlepszego…

  81. ”Z dziczyzny do jedzenia nadają się tylko udźce,schaby i polędwice.Resztę oddajemy służbie.”

  82. Czerwiec polski. Mały, czerwony robal. Na tym robili wtedy kasę.

    I to jaką. Imperia płaciły, chcąc oblekać władców i kasty rządzące w królewską purpurę. Źródło tego barwnika, jedynego trwałego, stabilnego chemicznie, dającego stały kolor, niepłowiejący ani na słońcu, ani na powietrzu, znajdowało się przez tysiąclecia tylko w Polsce. Dywany perskie barwione były czerwcem polskim, wymiennie handlowali, stąd mnogość kobierców w polskich domach i w świątyniach polskich (perski dywan leży przed ołtarzem, jeśli to tylko jest polski katolicki kościół, zawsze).

    Pierwszy polski koncern chemiczny, że tak to odważnie nazwę, powstał około Nyrkowa na Dniestrze, na porohach (progach) dniestrzańskich, tworzących tam istniejące do dziś, naturalne płaskie wanny kamienne, nadające się idealne do płukania barwionych obok w farbiarniach tkanin i futer. Stąd Czerwona Ruś, centralna prowincja Rzeczpospolitej, zorganizowana wokoło przemysłu wytwórczego, odzieżowego, wokoło której znajdziemy pozostałe kraje Rzeczpospolitej. Obszar występowania czerwca polskiego pokrywa się -+parędziesiąt kilometrów z terytorium Pierwszej Rzeczpospolitej: od dorzecza Odry do dorzecza Dniepru, od Pomerenii i Iżorii nadbałtyckiej do Mołdawii i Azowii czarnomorskiej. Gdzie czerwiec polski, tam była Rzeczpospolita. Handel barwnikiem musiał więc być opłacalny, wręcz państwowotwórczy.

    Rozbicie tego handlu predatuje rozbicie państwa polskiego. Niewątpliwie tak też było organizowane. Z innej beczki: porozbijano ostatnio przemysł barwników w Niemczech — nie tylko sam polski przemysł jest przez aszkenazyjską banksterię likwidowany. Jeśli porównać te dwa procesy, to perspektywa dla Niemiec jest zaplanowana na powolny demontaż państwa, obecnie jeszcze istniejącego.

  83. Mówiąc dokładnie własność prywatna jest korzeniem wszelkiego zła szczególnie tego w wymiarze społecznym. Dlatego trzeba ją znieść. Człowiek bez własności będący elementem kolektywu to marksistowski święty. Herezja w w czystej postaci w wersji hard. Dzisiaj mamy to samo w wersji soft. Powszechny wynajem, elektroniczne pieniądze i social media. Ty Gospodarzu bronisz własności i jesteś wrogiem kolektywu. Ale Gospodarzu uderzyłeś w stół to i nożyce się odezwały. Brak dyskusji o gospodarcze i pieniądzach to manicheizm. Tutaj wiemy, czym to zalatuje …

  84. Dobra, pooglądaliscie sobie robali, ale nie każdy lubi, a czerwone, karmazynowe to takie.

    https://youtu.be/FC1C4g8YOA4   Lady in red.

    I niech mnie Coryllus nie wyrzuca, bo po piersze jest już po południu,  a po drugie sama pójdę. Muszę się podkurować, bo mnie też jakaś zaraza dorwała

  85. Oho.

    I walkę z socjalizmem proponuje zacząć od kontroli wydawania pieniędzy, przez rady nadzorcze teatrów złożone z fachowców.

    Etatystyczna walka z socjalizmem…

  86. Był jeszcze szkarłat tyryjski, pozyskiwany z pewnego gatunku ślimaków (rozkolce) poławiane głownie na śródziemnomorskim wybrzeżu fenickim oraz w Morzu Czerwonym (skąd właśnie nazwa). Fenicjanie przejęli tę dziedzinę wytwarzania barwnika od Kreteńczyków okresu minojskiego, po zagładzie tej cywilizacji.  Podobne barwniki mieli Chińczycy, Indianie Mezoameryki,  a także królestwa w Afryce korzystały z lokalnych źródeł.

  87. Kneippa kuracya zaleca ”mięsienie kolan i oblew całkowity”.

  88. Tak jeszcze się zastanawiam, ten gniot wystawiono w Teatrze Powszechnym – to zdaje się podlega pod Glińskiego, coś nie słyszę żeby go ktoś chciał wywalić?

  89. Wolno kupcom w drodze wszedzie pasc na niezasianych polach, i lakach ktore sie nie kosza ,nazywajac  w lacinskim dokumencie tez pastwiska po Polsku „”na plonnych polach””. Wolno pasc i w krzakach bezplatnie, ale tylko przez jeden dzien i noc ,jesli zas duzej z wolmi lub konmi tam zabawic mu sie przyszlo, powinien z wlascicielem ziemi na dluzszy czas ugodzic.

  90. Czy alternatywą dla japońskich samochodów, niemieckiej chemii gospodarczej, włoskich ciuchów, francuskich win, angielskich banków i naszej codziennej mizerii ma być tylko Wielka Lechia?

  91. Polskie rasy były robione na importach orientalnych.

  92. Na to wygląda. I te rzekome wozy malowane na starych garnkach….

  93. fragment z :

    http://historia.org.pl/2009/09/23/przy-polskim-stole-mieszczanskim-oraz-szlacheckim-w-xvii-i-xviii-w-czyli-krotka-rzecz-o-tym-co-spozywano/

    „Źródłem, które zapoznaje nas z produktami stołu magnackiego jest pierwsza książka kucharska z roku 1682 pt. Compendium Ferculorum albo zebranie potraw11. Została ona napisana przez kuchmistrza Stanisława Czernieckiego, który służył na dworze magnata Aleksandra Lubomirskiego. Jakie, więc wymienia między innymi produkty?

    Niewątpliwie największą część żywności zajmują wszelkego rodzaju mięsa, wystarczy wymienić choćby z długiego spisu kuchmistrza mięso: wołowe, wieprzowe, baranie, drobiowe, króliki. Króluje dziczyzna. spożywa się mięso: łosi, żubrów, sarn, jeleni czy zajęcy..Znamienny jest chyba fakt, że wymienianie składników dla potraw rozpoczyna się właśnie od wszelakich mięs. Świadczy to dobitnie, o tym jak wiele tegoż rodzaju pożywienia jadano na dworach magnatów. Wśród dziczyzny szczególne miejscie zajmują także i ptaki np. głuszcze, ciectrzewie, kuliki itd. Przytłacza czytelnika ogromna liczba ryb. Spotykamy tu: szczupaki, karpie, pstrągi, jesiotry,łososie, a nawet żółwie oraz ostrygi. Nie mogło zabraknąć również kawioru. Wachlarz warzyw również jest niemały. Widzimy: kalafiory, karczochy, szparagi, kalarepę, kapustę ‚selery, ogórki, ćwikłę. Pojawiają się liczne przyprawy jak: rozmaryn, majeranek, kolender jałowiec, pieprz, szafran, imbir, cynamon. Występują, także owoce południowe: figi, cytryny, oliwki, pomarańcze. Używano także cukru, który występował w wielu rodzajach. Wystarczy nadmienić choćby tylko „cukier farynę„12. Sam kuchmistrz wymienia jeszcze większą liczbę, wszelakiego rodzaju cukrów. Interesujące dane na temat tego, ile spożywano na dworze na tydzień przytaczają autorzy książki pt. „Życie codzienne magnaterii polskiej w XVII wieku”13. I tak według zestawienia spożywano na tydzień m.in.: 5 wołów i jałowic, 15 baranów, 10 cieląt, 50 kurcząt”

  94. Swojego czasu  wpominał Pan o książce „Handel żydowski na ziemiach polskich” Ignacego Schipera – o handlu wołami jest tam sporo

  95. Socjalizm krzepnie w miarę nasilania się walki z nim.

  96. Dywanowy atak wit. C powinien pomoc, naloty co 30 min. az sie spali zaraza

  97. Shiper jest wydany i krąży, są inne ważniejsze rzeczy….

  98. Dzien dobry,

    To juz to kur***wo onetowe tego szwaba na Chorwata albo innego Bosniaka musi przerabiac i zeby swojej otwartej misji dochodzic… jak Kargul… przez swinie protekcji???

    Boze… to juz koniec swiata dla nich musi byc blisko !!!

  99. „Z jelenia bierzemy tylko comber. Resztę jako niejadalną dajemy służbie” Kiedyś ściągnąłem całą ksziążkę kucharską z potrawami mięsnymi starej szlachty. Może krąży w różnych wersjach.

  100. Dodam że Wielkopolska była kiedyś (do rozbiorów) potentatem hodowli owiec i przerobu wełny. Wydaje się niemożliwe ale jednak. Pisałem magisterkę, która między innym ocierała się o historię gospodarki Wlkp. Prusacy pierwsze co zrobili to oczywiście zlikwidowali ten polski trend gospodarczy, choć jeszcze do dziś trochę owczarni się znajdzie a 20 lat temu było tego naprawdę sporo. Poszukam źródeł, nie pamiętam teraz (to było ponad 20 lat temu) 🙂

  101. Z czystej ciekawosci…

    …  chociaz ze 3 zdanka nt. tego czerwca polskiego, Panie Gabrielu… co to bylo… bo ja naprawde slysze o nim pierwszy raz… pieknie prosze.

  102. Prosze juz sie nie trudzic, Panie Gabrielu… moja prosba juz nieaktualna.  Jeden z komentatorow juz napisal co to bylo… reszte na ten moment „lookne” do Wiki.

    Pardon,

  103. Arschpapier i żarcie dla kotów i psów też.

    Przecież mówiłam: Wielkie Lechony biorą paragony. Wyłącznie.

  104. Zwlaszcza z bankow HSBC i Sachs’a !!!

  105. Motorem hodowli owiec byli…….Cystersi. W tym linku jest mała wzmianka (inny rejon)

    „Od tego momentu zaczynają się dzieje późniejszej dzielnicy Janowo. Na jej terenie istniały przede wszystkim pastwiska dla bydła i trzody chlewnej. W tym czasie rozpoczęła się na większą skalę hodowla owiec, w której cystersi byli niedoścignionymi mistrzami.”

    http://www.rumia.edu.pl/dr/dr07.asp?gr=4

  106. Na Pomorzu też były owce. W majątku Lubań, potem pegeerze, potem cholera wie co, stajnie urządzono w kilku /!/ ogromnych owczarniach.

    Pierwszą rzeczą, jaką zrobili Niemcy w 1939 roku w majątku K., poza wyrzuceniem właścicieli, było rozstrzelanie wielkiego stada merynosów /hodowla na wełnę/.

  107. Mam PDF pt – „Sukiennictwo wielkopolskie XIV – XVII wiek, poproszę o maila 🙂

  108. Pamiętam także że był w IRP hm…okręg białostocki – sukienniczy. Oczywiście coś tam z niego pozostało jednakże zaborca rosyjski faworyzował swój rodzimy w Petersburgu o ile dobrze pamiętam

  109. Oj chyba nie, tam widzę cytaty z Marksa i Engelsa. Można jedynie orientacyjnie. Dla mnie było to lekkim szokiem to wielkopolskie, czy polskie owczarstwo. Znalazłem na gorąco że tak powiem 🙂

  110. Mnie tylko raz siostra wyslala 3 BJN paczka do Paryza… po 2 miesiacach oczkiwania paczka z powrotem wrocila do Polski… na paczce byl stempel ze Szczecina, wiec prawdopodobnie paczka „plynela” do Paryza… w koncu obydwie bylysmy przeszczesliwe, ze paczka w ogole wrocila do… nadawcy.

    Cosmy sie najadly nerwow… to nasze… ale juz absolutnie nie wysylamy sobie paczek… to bylo ze 4 lata temu… potem przez 2 lata siostra przysylala tak raz na miesiac w duzej perforowanej kopercie papierosy dla przyjaciela, bo pali… ale 2 lata temu zaczely przesylki nie dochodzic… 3 przesylki zaginely i siostra przestala przysylac…

    … potem mi powiedziala, ze odkad zaczeli pracowac na poczcie ludzie sezonowi… sporo Ukraincow… tak zaczely sie… reklamacje klientow… dokad byl staly personnel takie szopki sie nie zdarzaly… 3 gora 4 dni i przesylka byla we Francji.

  111. „W historii gospodarczej Polski owczarstwo przechodziło zarówno okresy regresji, jak i intensywnego rozwoju. Koniunktura na produkty owczarskie zależała w przeszłości w znaczącej większości od zapotrzebowania na wełnę. Na przykład, w XVI wieku krajowa hodowla owiec w pełni pokrywała wewnętrzne zapotrzebowanie na wełnę, jej nadwyżka była eksportowana, a polskie sukno było znane w całej Europie (Jełowicki, 1960). Takie osiągnięcia nie byłyby możliwe, gdyby nie potencjał produkcyjny rodzimych ras owiec hodowanych w dawnej Rzeczpospolitej.”

    http://www.izoo.krakow.pl/czasopisma/wiadzoot/2011/1/art04_WZ_2011_1.pdf

  112. każdy ma PESEL, czym że on jest jak nie kolczykiem  w wersji soft?

  113. Jan Zienkowski – O wełnie i owcach, dla użytku gospodarzy wieyskich i fabrykantów (1825)

    http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=274624

  114. Poprosimy Panterkę o biografię rodziny tej pani:

    Julia Wyszyńska

    Oraz oczywiście Hubnera – z nastawieniem na to co robił wcześniej.

  115. Handel wołami w Polsce ukaże wiele zaskakujących rzeczy. Istnieje ciekawa i dość przekonująca teoria (autorka to Patricia Crone), że nagła ekspansja Arabów-muzułmanów w VII wieku oparła się na bogactwach i know how związanych z wielkim handlem skórami, potrzebnymi zwłaszcza w wielkich ilościach dla armii Bizancjum w Syrii. Tych skór dostarczali Arabowie-hodowcy, i stąd wzrost znaczenia plemion pustynnych kosztem metropolii miejskich w Arabii, a potem potop muzułmański.

  116. Proszę zwrócić uwagę, że reżyser Hoffman w szkole filmowej w Moskwie kształcony w kolejnych ekranizacjach Trylogii – polską szlachtę z panem Zagłobą na czele ubierał w jakieś bure, jakby z worka uszyte kaftany. Ewentualnie hetman Sobieski w jakimś „złocie” ale generalnie – czerwieni w strojach szlacheckich jest mało albo wcale. Taka to „prawda czasu, prawda ekranu”.

  117. 100/100 !!!

    No bo to takie  gapulki sa…

    … rewolucje arabskie im zrobili… majdan na Ukrainie tez im „spontanicznie” zrobili… potem im „uchodzcy” wzieli i se przyplyneli… no i w koncu oni te CETE musieli ratyfikowac…

    … a potem to juz tylko obozy pracy… bo juz inaczej sie nie da… i nic sie nie oplaca!… no, biedne misie som.

  118. Pozwolę sobie zażartować, że ten co w czerwieni żył przez lata to później od niej uczuleniowo stroni, aby mu nikt niczego nie imputował.

  119. Zgadza się. Mój dziadek był owczarzem, więc kilka danych przytoczę.  W roku 1873 stado owiec w Prowincji Poznańskiej wynosiło ponad 2,6 mln sztuk. Potem zaczęło dramatycznie spadać.  W 1900 roku stado owiec liczyło już tylko 603 tys. sztuk. Proces ten prawdopodobnie został spowodowany załamaniem się eksportu wełny. Na miejsce owiec zaczęły wchodzić świniaki, jako  mniej kłopotliwe i tańsze w hodowli.

  120. Szok!!!! Dopiero po upadku wielkopolskiego owczarstwa „bujnęli” się Angole a zwłaszcza hodowla w Australii – tyle pamiętam ale nie mogę na chwilę obecną znaleźć jeszcze źródła.

  121. (Wieprzowiny)

    […] awans do grona cenionych i opisywanych w książkach kucharskich dań jest stosunkowo świeżej daty i wiąże się z upadkiem staropolskiej kuchni szlacheckiej, która w końcu XVIII i na początku XIX wieku upadła pod naporem…

    (kuchni francuskiej i niemieckiej). Opornie im szło z tymi pozostałościami staropolskiej i szlacheckiej tradycji, ale komunizm poszedł na załatwił to szybko i nie w rękawiczkach.

    Dla mnie ta sytuacja jest zaskoczeniem, bo o „niemieckich” choinkach w naszych domach to wiedziałem.

  122. jeszcze „Prawidła hodowania owiec dla użytku współziomków” Ignacy Lipski, Poznań 1826

    http://www.wbc.poznan.pl/publication/114327          

  123. weszły na rynki światowe (europejskie) surowe wełny owcze z Australii i Nowej Zelandii

  124. Teraz Kanada  MA  BYC dostawca wolowiny do Europy…

    … tak wiec te wszystkie swinskie grypy… choroby szalonych krow Kreufeld-Jakoba… czy jak to sie inaczej pisze… albo ostatnia epidemia ptasiej grypy we Francji… ktora „dorznela” hodowle drobiu w 5 czy nawet 7 kluczowych departamentach… to byla rozlozona w czasie podgatowka pod te samobojcza  CETA’e…

    … Francja „zobowiazala sie” do przyjecia 80% !!!…  swojego zapotrzebowania na wolowine wlasnie z Kanady… w zamian bedzie wysylac im swoje m.in. „atestowane” serki … i wino biale… z winnic w INDIACH !!!… i… „francuskie” slynne korniszony marynowane w vinegret, pochodzace… rowniez z plantacji w INDIACH !!!

  125. tak właśnie, poza tym hodowla świń była mniej pracochłonna, bo potrzebny był tylko chlew, a owce – bardziej delikatne – pastwisk o odpowiedniej kulturze potrzebowały.

  126. No właśnie nie. Stąd ten mój szok 🙂

  127. Co by na to wszystko Obelix powiedział. On tak dziczyznę uwielbiał…

  128. „Do roku 1820 liczba owiec w Australii osiągnęła w przybliżeniu 120 000 i składała się głównie z owiec hodowlanych na mięso z Przylądka Dobrej Nadziei, Indii, Anglii i Irlandii i ich wynikłych krzyżówek. Na tym etapie jedynie około 30 owiec rasy merynos zostało zaimportowanych do Australii. Jednakże, import około 5000 owiec merynosa w latach dwudziestych XIX wieku i ich krzyżowanie z lokalnymi stadami owiec zbudowało grunt pod australijski przemysł wełniany.
    W ciągu następnych trzydziestu lat przemysł pasterski rozszerzył się na kolejne krainy niedaleko Sydney i na Blue Mountains w Nowej Południowej Walii, a dalej na południe do Wiktorii. Import owiec wzrastał wraz z popytem na mięso i wełnę owczą w Australii jak i w Wielkiej Brytanii. „
    Wynika z tego że Polska była że tak powiem pierwsza. Po pierwsze daty a po drugie cóż te marne 120 tyś przy kilku milionach w RP
    http://antypodywithladydragonfly.blogspot.com/2014/02/hodowla-owiec-w-australii.html

  129. Ewidentnie wynika z tego że dewastacja hodowli europejskich (prawdopodobnie nie tylko polskich) wyczyściło rynki zbytu pod produkty Korony Brytyjskiej z jej koloniami

  130. Ej, no…. Jak husaria taplała się całą noc w miejscu i w błocie, to reżyser Hoffman poubierał ją w barwy biało – czerwone. Tak, że ten… Rozumisz, Pani.

  131. Potem już Australia poszła na całego (musiało się opłacać) – „W 1840 roku import owiec do NSW osiągnął 20 000, a w 1848 eksport osiągnął 90 000.
    Przed końcem 1850 roku liczba owiec w Australii wzrosła do 16 milionów, lub do 39 owiec na jednego człowieka populacji. Porównując to z dniem dzisiejszym, na jednego człowieka przypada 6 owiec. Liczba owiec wzrosła o kolejne 25% w latach pięćdziesiątych XIX wieku osiągając liczbę 20,1 miliona w roku 1860. Późniejszej połowie XIX wieku producenci wełny wzięli sprawy w swoje ręce. Liczba owiec diametralnie wzrosła z 20,1 miliona w 1860r. do ponad 106 milionów w 1892r.”
     

  132. O cukrze.
    Wieszało się u powały nad stołem głowę cukru na szpagacie i piło się czaj z cukrem на прилизку lub oszczędny wariant, kiedy stawiało się na stole cukier w szklanej cukiernicy zamkniętej na kłódkę i wtedy piło się czaj z cukrem на приглядку.

  133. To dlaczego owce hodowano zwykle tam gdzie była najgorsza ziemia i nic poza nędzną trawą nie rosło? Islandia, Wyspy Farelskie, Szkocja, itd.

  134. Odnośnie spraw gospodarczych, a konkretnie węgla kamiennego. Czy w świętokrzyskiem były kiedyś prowadzone jakieś poważniejsze poszukiwania, czy określenie zasobów węgla? Takie pytanie w związku z tym poniżej (na str. 5):

    http://www.bip.kunow.pl/upload/Uch_nr_XLI-285-05.pdf

  135. Bo tam nic innego nie dało się hodować, tylko owce lub ewentualnie kozy. Renifery które zjadają mchy i porosty ale to inne rejony (Karibu na północy Kanady)

  136. Niezupełnie, świnie pasano w lasach. Nie dawano im przecież ziemniaków ani śruty zbożowej, to były produkty zbyt drogie. Ciekawe czy mięso świń karmionych głównie żołędziami było znośne w smaku?

  137. Koń małopolski m.xo zawiera krew tych różnych importów orientalnych – warto o nim poczytać, choćby w wiki. Ta krew /importy orientalne/ pokaże doskonale rozległość kontaktów handlowych Rzeczpospolitej. Krew = historia.

    Mimo aktualnych możliwości /finansowych i organizacyjnych/ nabywania koni holsztyńskich i koni innych ras – zwłaszcza niemieckich, są w Polszcze zacięci miłośnicy małopolaków. Bardzo fajni ludzie, zazwyczaj prawdziwi pasjonaci 🙂

  138. Świnie są wszystkożerne. Pamiętam jak wujcio karmił je jakąś mączką rybną. Schabowe w smaku były potem hm…..ciut nieciekawe 🙂

  139. Włosi tak hodowali świnki – były wypuszczane do pobliskich lasów i nie wolno było na nie polować. A szyneczka italiańska na żołędziach pędzona, to, psze Pana, mniodzio…

  140. „Na razie czekamy.” Szkoda,że nas rozbrojono czekalibyśmy spokojniej…

    A ten handel wołmi to nadal aktualny,od mojego znajomego Niemcy wołowinę-żywą-biorą od ręki.

  141. W swoich wpomnieniach hrabia A.Roniker-przewodniczacy Rady Głównej Opiekuńczej-pisze jak Delegatura Rzadu-czytaj Londyn-nie zgodziła sie na stworzenie .uzbrojonych-gup samoobrony na prowincji.Niemcy zgodzili się.Mogło nie być Wołynia.

  142. Był strasznie dochodowy interes z wołowiną koszerna i halalem (ubój rytualny) ale nie wiem jak to teraz wygląda. Chyba Niemcy nas wykolegowali z tego biznesu. Tam się ekolodzy nie czepiają gdzie spore budżety wchodzą w grę 🙂

  143. Niemcy powołali tez 101 pułk policji pomocniczej polskiej i chyba 102 ale już nie całkiem polski. Ze 101 powstała min 27 Wołyńska Dywizja Piechoty

  144. Pan sobie lepiej spojrzy jak kto głosował w tej sprawie.

  145. Przepraszam – 202 pułk Schtzmanschaftu

  146. Najbardziej ceniona w Hiszpanii szynka to tak ze świń hodowanych na wolnym wybiegu i karmionych żołędziami w okresie (listopad-marzec), kiedy nabierają optymalnej wagi do ubicia.

  147. Moj wuj hodowal kazdego roku swinke. Pamietam, w dolnej partii domu mial specjalny piec, na ktorym stal ogromny kociol, w ktorym przez wiele godzin gotowala sie strawa dla swinki: mieszanina ziemniakow i zboz bodajze. Won okrutna. Nawet mialo to jakas specjalna regionalna nazwe, ale nie chce znieksztalcic bo niezbyt dobrze pamietam. Mieso za to bylo pyszne.

  148. Gospodarz niezawodny, zawsze o krok do przodu i sypiący niespodziankami 🙂

    jak nic trzeba dodatkowe półki przygotować i to jakieś solidne na te „woły”

  149. Ja to wiem, już co prawda się tym nie zajmuje stąd pamięc zawodzi

  150. mój ty świecie… Piotr Wójcik katolik i komunitarysta, chyba wspólnoty wspólnoty miejskiej

    Ucisk mas chłopskich oraz poddaństwo osobiste wpłynęły na ograniczenie swobody siły roboczej, co w sposób oczywisty uderzyło w rynek pracy najemnej i poważnie utrudniło jakąkolwiek bardziej skomplikowaną produkcję miejską

    i jakiego młodego tego „przeciwnika” wystrugali

  151. Nowy Obywatel – coś jak Modern World. „Ciekawe rzeczy”

  152. Chów bydła  na początku lat 90’ prowadzony był przez . 84%  rodzinnych gospodarstw indywidualnych o obszarze do  15 ha, a w gospodarstwach od 5 do 15 ha nawet przez prawie 90% gospodarstw. Ponad  połowę całego krajowego pogłowia krów posiadały  gospodarstwa o obszarze  od 2  do 7  ha. Ogółem w kraju  w 1990 r. mieliśmy  ponad 10 mln sztuk bydła, w tym prawie 5 mln krów.   W  2015 r. było już tylko- niecałe 6 mln szt.  bydła, w tym niespełna  2,5 mln krów.

    http://www.polishclub.org/2017/02/18/dr-ludwik-staszynski-wielki-krok-wstecz-restrukturyzacja-polskiego-rolnictwa-czesc/

    A to sytuacja na dziś jeśli chodzi o rynek bydła. Tak oto wodzowie za paciorki, i to dość niedawno, doprowadzili do ostatecznego upadku Wielkiej Lechii.

    Jest postęp… nie ma zsiadłego mleka bez konserwantów… nie ma właściwej flory jelitowej… są choroby… I tak Big Farma napędza Big Pharmę. Po prostu perpetum mobile… wraz CETA przekraczające oceany.

  153. Powalił mnie ten Pana link, co zdanie to przebłysk geniuszu

    „Nie ulega wątpliwości, że mamy w Polsce bogate tradycje tworzenia niesprawiedliwych porządków społecznych. Aby te tradycje zmienić, musimy krytycznie pochylić się nad źródłami naszego zacofania.”

  154. ziemia tam była nieurodzajna dla zboża, ale już pod pastwisko może ta ziemia nie była taka zła i może tam nie tylko trawa rosła, ale i inne jakieś roślinki smakujące owieczkom i dobrze im na zdrowie i urodę robiące.

  155. albo Nowy Obywatelski Porządek

  156. o tej metodzie hodowli to mi stryjek opowiadał jako charakterystycznej dla wschodnich rubieży a był wówczas w Baranowiczach. To podobno wyglądało tak, że przez pół roku świnka swobodnie w lesie biegała a potem drugie pół roku dopasano ją na miejscu w zagrodzie. Stryjek mówił, że mięsko było fantastyczne. Co do Wielkopolski wydaje mi się, że jednak tam były chlewy i chów stacjonarny, ale może jeszcze ktoś to potwierdzi.

  157. dla wyjaśnienia, to oczywiście było przed II wojną światową.

  158. a dziki co niby jedzą?

  159. To są ludzie próbujący nadać motywację rozbiorom. Jest trochę późno na takie zabawy…

  160. Dzisiaj delegatura rządu też nie godzi się na stworzenie zbrojnych grup samoobrony

  161. A o wywozie srebra do Holandii i Anglii oraz o przyczynach Potopu coś ten pan pisze?

  162. Czy on się już pochylił nad źródłami swojego zacofania?

  163. Ja jeszcze nie widzialam tego robala… sprobuje poszukac tego pluskwiaka zeby miec wyobrazenie co to jest i jak to wygladalo… czy przetrwalo do dzis… cala technologia pozyskiwania tego barwnika z niego tez by byla arcyciekawa…

    … a co do samego koloru… mnie sie rzadko… nawet baaardzo rzadko podoba ten czerwony kolor na naszej fladze narodowej… i chyba wiem juz dlaczego… to prawdopodobnie nie jest wlasnie… ta dostojna i bogata, szlachetna… czerwien karmazynowa… z czerwca polskiego.

    Mam kilka flag polskich tu w Rennes… w Polsce tez… wszystkie sa na honorowych miejscach… wyeksponowane w stosownych wazonach „szyjkach”… ale to wraz nie jest ta czerwien jaka mi sie wyobraza… to nie to co lubie… to nie ta jakosc i tego mi brakuje, chcialabym kiedys zobaczyc „na wlasne oczy” jaki to kolor… jaki to jest wlasciwy odcien… tegu koloru czerwien karmazynowa…

    … kiedys jak bylam w  sklepie propagandowym na Okopowej, bo potrzebowalam kupic flagi… zaczelam wybrzydzac… pani mi pokazala chyba z 10 rodzajow flag, a mnie zadna nie odpowiadala… w koncu sie zdenerwowala i mowi do mnie: „Pani taka flage jaka pani chcesz, to musisz se pani kupic materialu i sama uszyc”… no i sie skonczylo… i chyba zadnej z tego wszystkiego nie kupilam… tez sie na nia wkurzylam, ze takie dziadostwo sprzedaja… jeszcze chyba jej dogryzlam i powiedzialam, ze moze jeszcze to dziadostwo co sprzedaje jest sprowadzane z Chin, ale pani sie obruszyla i powiedziala, ze flagi sa szyte w jakims zakladzie w Lodzi… w kazdym badz razie wszystkie flagi byly dla mnie wstretne… nie bylo w sklepie ani jednej flagi, takiej jak to sie nieraz mowi… zeby „przemawiala”… jakoscia, wykonaniem… po prostu byle co…

    … a piosenka ladna… kuruj sie Rozalciu i wracaj,

  164. Czyli pogrobowców Loży „Kopernik”

  165. O, żeszku. To się czytać nie da.

  166. Takich „fahofcuf” jak on… albo jego siostrunia… pewnikiem zajecia brak i chetnie by se dorobili… ale chyba pan Emilian sie nie myli… jego placowke teatralna tez przydaloby sie tak przyzwoicie skontrolowac… moze tylko niekoniecznie przez rade nadzorcza…

    ale bardziej przez jakis NIK albo US… albo jakis CBS.

  167. Spasa na czystych łąkach,przy pierwszych dostawach badali mięso,teraz biorą w ciemno.

  168. Warzywa z ogródków działkowych.

  169. Najlepszy jest fragment następujący:

    „Poszczególne miasta potrafiły wypracować sobie bardzo znaczącą pozycję w skali całego kontynentu. Z polskiej perspektywy wielce istotny był Amsterdam, który dominował w handlu polskim zbożem, ale także inne miasta kupieckie były potęgami gospodarczymi – np. włoskie Wenecja czy Genua. Pas Antwerpia-Wenecja był największym zagłębiem ówczesnej urbanizacji na zachodzie Europy. Właśnie mniej więcej w tym pasie znajdowała się m.in. Norymberga, która zdaniem Johannesa Müllera była wręcz geometrycznym centrum aktywnego życia Europy. Jej kontakty handlowe rozpościerały się aż do Afryki i Bliskiego Wschodu i była ważnym czynnikiem boomu gospodarczego w XVI-wiecznych Niemczech17. Przykładem niezwykle szybkiego rozwoju jest Londyn, który w ciągu stu lat, między 1600 a 1700 rokiem, zwiększył liczbę mieszkańców o 100 proc. – do pół miliona. Jego pozytywny wpływ dał się odczuć także w Walii i Szkocji, dzięki niemu rozwijały się dziesiątki brytyjskich miasteczek, które znalazły w nim dla siebie duży rynek zbytu. To tylko wybrane przykłady”.

    Piewca krwiożerczej polityki rozkawałkowanego Cesarstwa Rzymskiego z pogańskim Londynem jako głównym ośrodkiem z tego pana wychodzi. Ludzie tacy nawet wiedzą, że mówią prozą.

  170. Tak w Szkocji wpływ Londynu był szczególnie pozytywny. Czy on zna takie miasto jak Augsburg? I takie nazwisko jak Fugger? Przypuszczam, że wątpię…

  171. Tez jestem ciekawa opinii np. pana Macierewicza… PAD’a… PBS… Morawieckiego… co oni na te „koltore”… moze  Sakiewicz, poslanki Lichocka i Czerwinska z klubami gapol’a jakis protest zorganizuja w obronie swojego niedawno nagrodzonego LAUREATA  „Czlowieka Wolnosci”… moze Janke „pochlaniacz grantow” i roznistych dotacji???…  i reszta „dobrej zmiany”… pan minister Ziobro???   Moze kardynal  Nycz rzeknie slowo… moze media torunskie tez sie ustosunkuja do tej  haniebnej  prowokacji!

    Co bracia Glinscy na te swoja „sztuke” w wykonaniu  Niemca?!

    Wszyscy znowu beda udawac… ze to nie do nich… tylko kolo nich !!!

    Popatrze na ta hanbe i zenade… poczekam… ze stoickim spokojem.

  172. Co do drukarni to proszę sprawdzić

    https://ridero.eu/pl/

    Skład praktycznie automatyczny + druk pod zamówienie od kupujących +dystrybucja

  173. Daj spokój, jesteśmy poważnym wydawnictwem.

  174. Przecie te miasta żyły nie z produkcji, lecz z handlu. W Polsce handlem zajmowali się mobilni Żydzi, więc miasta „typu zachodniego” były zbędne.

  175. Dyrektor Biura Kultury m.st. Warszawy: „Wspaniałe i ważne przedstawienie”

    Ten urzędas tak określił „Klątwę” tego bałkańskiego Niemca, co to niby za reżysera w Powszechnym robi.

  176.  

    patrząc na jego przenikliwe teksty i inteligentne spojrzenie również powątpiewam

    dziecko Klubu Jagiellońskiego
      wójcik

  177. Ale skoro perspektywa autora ogranicza się do wychwalania postępowości i nowoczesności zachodnich kupców i ganienia rzekomego polskiego zacofania, wychodzą takie kurioza. A skoro przedstawiciele zachodnich miast byli tak nowocześni i świetni, czemu za wszelką cenę od wieków dążą między innymi do tego, by zacofana od chwili powstania do czasów obecnych Polska nie rozszerzała się na wschód?

  178. nie tylko 😉

    na pożegnanie salonu przeszukiwałam notki i w wyszukiwarce gugle wyrzuciło mi „coryllus i toyah to staliniści” ;-)) autorstwa niejakiego Zukosy

  179. Augsburg – świetne miasto nadające się do rozwijania ruchów miejskich, o zrównoważonym od wieków rozwoju, idealne miejsce rozwoju komunitaryzmu. Prawdopodobnie taka padłaby odpowiedź.

  180. Nie robili tego, gdyby nie byli pewni, że struktury siłowe są im całkowicie oddane. http://werwolfcompl.blogspot.com/

  181. Tylko zgrzytać zębami z wściekłości i…bezsilności.

  182. jego teksty na tematy bardziej współczesne są równie błyskotliwe…właśnie przeskanowałam brednie o przedsiębiorczości a w zasadzie, o tym że jest ona niepotrzebna w wydaniu mikro małych firm, bo to świadczy o zacofaniu. Postępowe są tylko duże firmy niemieckie, szwedzkie…oczywiście z dużych miast

    http://magazynkontakt.pl/mit-przedsiebiorczosci.html

    On jest tak głupi jak rodzice dziecka, któremu nadali imię Żyraf

  183. W 1985 roku zaszlachtowano w Augsburgu w miejskiej rzeźni ostatniego psa w ramach zrównoważonego rozwoju. Przedtem augsburżanie wcinali psinę, że aż miło. Taka to była wyższość ich kultury.

  184. Zukosa to stara pijaczka, nie ma się co nią przejmować.

  185. Oni szykują grunt pod owe obozy pracy i myślą, że się w nich nie znajdą. Najgorsze, że z tym nowym obywatelem współpracują Gwiazdowie…

  186. i kogo ona teraz będzie komentować na tej pustyni exsalonowej bidula? Nie przejmuję się ani trochę 🙂 uśmiałam się tylko jak norka – przypomniały mi się czasy starego salonu, wprowadzania „aplikacji won” i piany jaka się toczyła z ust takich Zukos

  187. nie, Guantanamera

    ponoć w zeszłym roku nadali też jednemu Belzebub (nie wiem czy w niektórych przypadkach odbieranie dzieci nie jest uzasadnione 😉

  188. Taki przeciwnik jak ten caly Wujcik… i jeszcze z klubu jagiellonskiego… to NIE  przeciwnik!

    À le zwala z nog… ten… komunitarysta!   ha… ha… ha…………………..

  189. obywatel jest z klubu Jagielońskiego, a ten powiązany jest z fundacją Kaleckiego z którą powiązane są takie asy jak Anna Blumsztajn czy Osiatyński. Przykro mówić ale, chyba wiek Gwiazdom już nie służy

  190. Wow…

    … nie docenilam go… matola, wyksztalcunego…  mooocny jest !!!

  191. no mnie niezmiennie takie „wynalazki” zadziwiają, w kółko to samo, jednego wystrugają i bym w środowisko, a w tym czasie strugają już kolejnego

    Ale te mechanizmy faktycznie niezmienne..właśnie czytam wspomnienia Wacława Konderskiego, który opisuje przedwojenne próby ustawienia działania banku polskiego, „najazd kadrowy” na tenże przez Legionistów i życzenia Lewiatana wobec polityki finansowej młodego państwa i mam wrażenie, ze duża część wspomnień to wypisz wymaluj to co się i teraz dzieje

  192. miało być: jednego wystrugają i bam w środowisko,

  193. W Radzie Honorowej jest prof. Bugaj oraz był, bo już zmarł filozof marksistowski prof. Gilejko. Oni nie mają najmniejszego pojęcia o gospodarce ale za to wdrukowany na stałe stał świadomości kolonialnej. Czyli jak inni rabują, to „dobrze” a jak my chcemy dobrze zarobić i dojść do własności i oddać własność dawnym właścicielom, to mają dreszcze z zawiści i złości. Mentalność bolszewicka. Chyba żadna osoba z listy nie jest wierząca. A jeśli, to „nie praktykująca”.

    No i nienawiść do „polskiego pana , co dziewki psuł”.

  194. i cymesik…partnerem strategicznym klubu jest Fundacja banku PKO

  195. Piękny kolor karmazynowy. Teraz sobie przypominam obrazy panów polskich i te karmazynowe kontusze. Jakieś 3 wieki tak było. A potem dokonany został zamach stanu, królem został mason i utajniony protestant , wprowadził Prusaków Flemingów i innych  do władzy – i w 50 lat zrobiła się gangrena kompletna a potem to już równia pochyła do rozbiorów. Własnymi „ręcyma”.

  196. nie jest wierząca, ale katolikami mogą być 😉

  197. Gwiazdowie od początku byli związani z tym Obywatelem /od: obywania się/. Joanna Duda Gwiazdowa była w PZPR, z której wystąpiła w pamiętnym dla niektórych roku 1968.

  198. On się ożenił z jakąś panią jakoby Ukrainką i nakręcił im czteroodcinkowy serial „historyczny” pt. Ukraina. Narodziny narodu. Do tej pory nie pokazali w polskiej TVP. W internecie jest wersja językowa ukraińska i chyba lektor angielski. Z tego co widać, to tej Rzeczpospolitej zupełnie nie było. Na coś się przydało towarzyszom radzieckim wyszkolenie tego towarzysza w Moskiewskiej Szkole Filmowej.

  199. czyli jednak znalazła się organizacja bliska duchem? Nie wiedziałam, że ona aż takie ideały miała, dziękuję za info

  200. To nie wychodzi: gdy Gwiazda startował do senatu, chcieli z żoną zbierać podpisy w niedzielę pod kościołem. Ale proboszcz nie wyraził zgody.

  201. byłam w poważnym błędzie…to zdecydowanie nie wiek im szkodzi

  202. a nie podpisywał się na swojej odezwie do wyborców: Gwiazda, katolik, senator?

    na szczęście proboszcz miał głowę na karku

  203. Tu ma Pani ich „katolicyzm”:

    http://lewicowo.pl/category/teksty/religia-i-etyka/

    (twórcą lewicowo.pl jest rednacz Nowego Obywatela Remigiusz Okraska)

  204. Znajomy erkaemista z AK spod Sokala (Świeć Panie nad jego duszą…) opowiadał mi że przejeżdżali przez Sokal na furmankach,z bronią.Niemcy udawali że ich nie widzą.

  205. No i druga ciekawa postać z NO, a raczej jej kariera medialna:
    Krzysztof Wołodźko
    (ur. 1977) – zastępca redaktora naczelnego „Nowego Obywatela”, dziennikarz i publicysta, członek krakowskiej Spółdzielni „Ogniwo”, ekspert Narodowego Centrum Kultury w Zespole ds. Polityki Lokalnej, felietonista „Gazety Polskiej Codziennie”, felietonista radiowy Polskiego Radia 24. Pisze lub pisał m.in. do „Znaku”, „Ha!artu”, „Frondy Lux”, portalu internetowego TV Republika, „W Sieci”, „Nowej Konfederacji”, „Rzeczpospolitej”, „Pressji”, „Kontaktu”.
    http://nowyobywatel.pl/kwartalnik/ludzie/redakcja/
    Jedna wielka rodzina

  206. Pani Insane, drwiłam

  207. o widzi Pani, kolejny katolik 😉

    no jak flądra lux to nie może być inaczej

  208. Tak, też pamiętam te obrazy. Buty z miękkiej skóry również czerwone /względnie żółte/.

    https://www.google.pl/search?q=portrety+szlachty+xvii+wiek&rlz=1C1AOHY_plPL719PL719&espv=2&biw=1280&bih=709&tbm=isch&imgil=df-nYMkSDSQXqM%253A%253B2k18-EpuN3barM%253Bhttps%25253A%25252F%25252Fpl.wikipedia.org%25252Fwiki%25252FSzlachta_w_Polsce&source=iu&pf=m&fir=df-nYMkSDSQXqM%253A%252C2k18-EpuN3barM%252C_&usg=__TOHHMy0Cm2_gtDVJrshDANM25Gc%3D&ved=0ahUKEwih2M-I9qHSAhVGlCwKHcCNAKAQyjcIPw&ei=xZSsWOHhI8aosgHAm4KACg#imgrc=_

    Ostatnio na jakimś przyjątku damy przypomniały sobie hymn ZSRR, ale ja znałam tylko wersję niecenzuralną w tym towarzystwie /znaczy: na co nam dokładnie swaboda russkowo naroda etc./ Przeto rzekłam, iż pamiętam tylko „Boh, cara chrani”. Na co chórzystka: ooo, coś takiego, to świetnie się pani trzyma! Na co ja: staram się no i te papieroski utrzymują mnie w kondycji. Po czym przeszłyśmy do doceniania wędzenia, jako sposobu konserwacji żywności. 😉

  209. Miałem wątpliwość co do linku, ponieważ ta analiza jest też publikowana na stronie Klubu Inteligencji Polskiej:), no ale dane to dane. Wiem, że się zgadzają z moimi.

    Bezsilność to akurat stan, w który nie możemy popadać. Trzeba trochę inaczej tylko patrzeć na omnipotencję państwa i urzędników i mediów.

  210. Tu też ciekawi współpracownicy Festiwalu Obywatela:

    Impreza odbyła się przy współpracy z „Tygodnikiem Solidarność”, Spółdzielczymi Mediami WNET, Fundacją Stefczyka, Centrum Zajęć Pozaszkolnych nr 1 w Łodzi oraz Dot Film.

    http://nowyobywatel.pl/festiwal/viii/

    Nie wiem, czy to wystarczy gadać o „spółdzielczości” i już się takich współpracowniku dostaje (po linii „merytorycznej”), czy jest jakieś drugie dno?

  211. Nie, nie, w tym wszystkim pan Gwiazda jest człowiekiem uczciwym /w swojej kategorii/. A ksiądz proboszcz – i owszem, trzeźwy człek.

  212. ale szczerze mówiąc, intensywność tego osaczania nie jest wcale śmieszna,

    śmieszne jest tylko to, że jak powiedział Gospodarz oni też w tym samym obozie będą i to niekoniecznie w roli kapo, a im się wydaje, że na zielonych pastwiskach sukcesu i dobrobytu spoczną

  213. Słuchajcie! Mnie ta wieprzowina w polskiej kuchni nie może wyjść z głowy. Śledząc dyskusję tutejszą uświadomiłem sobie następujące rzeczy. Najtańszym mięsem do produkcji była wołowina. Trawa ci rosła wszędzie a jak się odpowiednio dbało o łąki … Poza tym mieliśmy Dzikie Pola z ich czarnoziemami …więc było gdzie wypasać. Potem do naszej kuchni szły kapłony, ryby i owce. Wbrew pozorom w RON stawów ci było dostatek. Przy każdy większym konwencie, dworze były stawy! (Sam mój klasztor był otoczony stawami. Teraz nie ma ani jednego. Na otarcie łez jest jakiś zalew, eh!)  Wieprzowina jest drogim mięsem, bo świnie trzeba tuczyć. Do XVIII wieku to były owoce drzew (kasztany, żołędzie, buk … ziarno). To raczej jest drogie. Lepiej było dbać o populację dzików. W XIX wieku już było z mięsem wieprzowym taniej, bo rozpowszechniły się ziemniaki. Ludzie jednak – znaczy się ziemiaństwo nasze – miało dobry smak i świnia tuczona na owocach drzew a świnia tuczona na ziemniakach stanowi jednak różnicę. Dlatego dalej wieprzowina byłą uzupełnieniem mięsnej spiżarki. W południowej Polsce do dzisiaj jak chcę zrobić bardzo dobrą kiełbasę to nie robią jej z czystej wieprzowiny ale dodają cielęcinę. Z tego co mi wiadomo I wojna światowa była okrutna dla walczących, wyczerpywała zasoby wsi ale nie dewastowała z grubsza rolnictwa więc dalej królowała wołowina uzupełniana już obficie wieprzowiną. Poza tym na wołowinę był rynek, bo bracia arendarze bardzo jej potrzebowali. I tak doszliśmy do 1945 roku. Kraj zniszczony. W Polsce instalują się komuniści. Idzie tzw. reforma rolna czyli rozbój w biały dzień w majestacie pepesz. Są albo PGR albo gospodarstwa małorolne. Z tego co rozumiem hodowla bydła rogatego wymaga jednak gospodarstwa o dużym areale ziemi i kultury rolnej. Ziemiaństwo wybite i tak się zaczyna kariera wieprzowiny… Dla małorolnego chłopa świnię ziemniakami łatwo utuczyć, hoduje się ją szybko. Krowa służy dla nabiału, kura dla jajek i koń do pracy. Przy ogólny upadku kultury rolnej i zacięciu propagandowym, że za Piłsudskiego lud miast i wsi nie jadł mięsa wieprzowina była skazana na sukces. I tak z dawnej kuchni ostały nam się nafaszerowane chemią i paszą rybną wieprzek i kura. O wołowinie, kapłonach i rybach możemy zapomnieć …
    Tak mi to wychodzi na marginesie tego handlu wołami. Poprawcie mnie, jeśli gdzie zbytnio odchodzę od realiów.

  214. Wołodźko był w panelu dyskusyjnym na I Pomorskim Kongresie Pamięci Narodowej. Pan był nudny jak flak z oleum. No i narodowy inaczej.

  215. Bo to jest opcja narodowa z nurtu Stanisława Barańskiego i Bolesława Limanowskiego. Ciekawe, że pisemko powołanej przez Barańskiego w Paryżu Polskiej Narodowo Socjalistycznej Partii, nosiło tytuł „Pobudka”. Taki przypadek.

  216. zdecydowanie – im mniejszy areał tym świnka wychodzi na prowadzenie. Pamiętam, że w końcówce lat 70tych, w naszym w domu wielorodzinnym, sąsiedzi trzymali każdy po jednym świniaczku w komórkach tak małych, że mieściły tylko widły, biednego zwierzaka i koryto. Krowy by się nie dało. I tak przyzwyczaili się do schabowych

  217. @autor

    Dziegieć też przysporzył niegdyś naszym i „onym” wiele bogactwa.

    Do Anglii pływał baryłkami.

    http://www.flisacy.ovh.org/o_nas_historia.html

    z pewnością zasługuje na osobny wątek w zapowiadanej książce

  218. Piękne! Wokół naszych cystersów /dawnych/ też staw na stawie /na Potoku Oliwskim, co to te młyny pobudowali/.

    Wołowina zaś – teraz – jest tak droga w mięsnym, że nie idzie jej kupować. Zrazy wszyscy robią ze schabu lub z pociętych filetów indyczych.

  219. Panstwo Gwiazdowie… zeby nadgonic stracone lata… to i z samym diablem dzis beda wspolpracowac…

    … Panstwo Gwiazdowie… stary Morawiecki… te przechodzone „legendy”  i kolezenstwo TW Bolka to powinni juz dawno z godnoscia odejsc… i wnukami sie zajac…

    … siwy wlos na glowie… a taka blazenada im w glowie na stare lata… nie maja ci ludzie wstydu i honoru za grosz !… i szacunku… dla siebie i swoich bliskich !

  220. Rolnictwo indywidualne PRL to rolnictwo „chłopów małorolnych” – zaatakowanych za „obalenie kołchozów w 1956” – dostawami obowiązkowymi i podatkami. Więc to była „gospodarka przetrwania”. Nie było ubezpieczeń zdrowotnych i emerytur. Zatem aby wyżywić statystyczne wsiowe „czworo dzieci i żonę” – chłop dojeżdżał do fabryki a gospodarstwo prowadziła „kobita” i dorastające ale też i małe – dzieci. W sezonie orki czy sianokosów chłop brał L-4 czyli „chorobowe” i zostawał w gospodarstwie na kilka dni, żeby obrobić.  Trochę oddechu chłop złapał za Gierka ( ubezpieczenia zdrowotne plus tanie kredyty budowlane) ale zaraz zostali „przyduszeni” przez Balcerowicza. W Polsce od 1939 r. NIE MA normalnego rolnictwa ani państwo nie chce rolnictwa popierać.  W tych warunkach te świnie to taka „gospodarka wojenna”.A na to wszystko wchodzą zagraniczne „fabryki rolne” i zaczynają hodowlę przemysłową niszcząc wszystko dookoła.

    Teraz słyszę, że chłopi aby dostać dopłaty z Unii muszą „się dzielić” z urzędnikami, czyli – haracze niemal jawne. Nie wiem ile procent.

  221. Jasssny gwint…. Szok! W życiu już im łapy nie podam! Sqrczybyki! Fuj!

  222. Musowo i światowo.

  223. Koszenila. Dodają tego paskudztwa do jogurtów o smaku truskawkowym.

  224. U Niemców ścierały się tez rózne opcje-nie mówię o najwyższych,tam było wszystko jasne.

    Przed laty wypowiadał sie historyk z Niemiec-albo Polak ożeniony z Niemka albo odwrotnie-miał dostęp do archiwów.Niemcy zaproponowali-Abwerha czy Gestapo-oficerom AK spotkanie pod W-wą,ostrzegli naszch by nie rozpoczynali powstania bo z miasta nie zostanie kamień na kamieniu.

  225. Ci wszyscy „humaniści” czyli ateiści i klerykałowie to był specjalny gatunek w PRL. Studenci się wyśmiewali, bo ta cała „filozofia marksizmu leninizmu” to były nudy na pudy i zero logiki. Tzw. Towarzysze Szmaciaki to był inny gatunek. Nie chodzili do kościoła albo jeździli 30 km do innego powiatu  a prywatnie to mieli taki pogląd na świat: „żeby się dobrze urządzić” i z tego całego marksizmu się też (po cichu) śmiali. Różnica jest taka między tymi odmianami taka, że „Towarzysz Szmaciak” rozglądał się za materiałami budowlanymi i kombinował jak się dorobić a „humaniści” chcieli (i chyba chcą nadal) nas „nawracać na oświecenie”. Bo my „ciemni” jesteśmy. A ponieważ Polacy odrzucili „wiarę marksistowską’ masowo, to są teraz mocno rozgoryczeni.  Zero kreatywności, zero radości życia. Jacyś tacy przykurzeni i smutni i ciągle „mają za złe” ale  wiedzieli, że idzie wielka juma i „zapomnieli” nas poinformować.

  226. Znajoma maa z ojcem małą masarenkę i sklepik do sprzedaży produktów w Strzelinie. Mówi, że jk chcieli kupić teraz samca owcę to mieli problem na Dolnym Śląsku.

  227. Ależ było prawie normalne rolnictwo, a właściwie ogrodnictwo. Nawet za Gomółki było. Wszędzie tam gdzie nie uznano czegoś za „strategiczne” rozwijało się to różnymi sposobami. Mięsa nie było bo było „strategiczne”, ale warzyw było w bród, owoców też. No przecież w czasach Gierka i potem prowadziłem gospodarstwo ogrodnicze, pamiętam

  228. Kobita w partii (ideowo) to jest wyjątkowo agresywna odmiana. Była jedna taka w firmie (jedna na 1500 kobiet) , to ją wszyscy towarzysze omijali, bo ciągle coś chciała „w partii naprawiać” i wypowiadała „krytyczne uwagi” jak przyjeżdżał „towarzysz z KC”. Widzieliśmy kiedyś taką scenkę, kiedy  nas – młodych stażystów zapędzili na takie „otwarte zebranie partyjne” jako tzw. frekwencję. Rozrywka była jak rzadko.

  229. Szkoda ,że p.Gwiazda nie pamieta co mu kongresmeni amerykańscy powiedzieli w latach 80-tych-sam o tem mówił naYT.W uproszczeniu i brutalnie…Polska ma być zaorana.

  230. Ogrodnictwo to zupełnie inna dziedzina. Nie trzeba wielkich powierzchni tylko – potrzebna wiedza i „opryski” jeśli towar na sprzedaż. Po truskawki w sezonie lądowały helikoptery w porze podwieczorku, bo już czekały jumbo-jety na tony towaru do Moskwy.  Najlepszy towar tam szedł. Na skupie płacili  ale towarzysze radzieccy podobno wszystko „reklamowali z powodu niskiej jakości” i nie płacili. Jak „rząd” to rozliczał, to pojęcia nie mam. Podobnie było z kwiatami. Rzeczywiście ogrodnictwo w latach 70-tych pozwoliło wielu ludziom całkiem ładnie się dorobić.

  231. Niech Pani patrzy jak ekologią niszczą nam podstawy bytu. To barbarzyństwo nosić skórę ze zwierząt, kożuchy czy futra, bo zwierzątka cierpią … Ze skórami nie wiadomo, co robić i tak pada nam hodowla owiec, z bobrami czy lisami klęska urodzaju … Coryllus ma rację! Za każdą herezją stoją siły, które chcą nas okraść i potem zutylizować, że się tak wyrażę.

  232. Ale uczciwość nie wyklucza naiwności.

  233. Oczywiście ANTYklerykałowie:)))

  234. Tak…

    … mechanizmy „ustawiania” przyszlej „waadzy i jelit” sa  NIEZMIENNE… tylko jakosc tych „artystuf  zezbiazy”  jest  fa-tal-na…  stad „strugac” musza na okraglo i w mozole.

  235. W Wielkopolsce jeszcze trochę owieczek się uchowało. Powinni tam poszukać.

  236. Po godzinie w butach z eko „skóry” stopy płoną jak w „obuwiu” hiszpańskim i jeszcze podpalonym przez kata.

  237. ale część z nich załapała się chyba (przynajmniej na jakiś czas ) na bycie tu i tam autorytetem? Przedstawiona przez Panią charakterystyka wskazuje na wyjątkowe „predyspozycje”. A teraz to faktycznie muszą być sfrustrowani 🙂 szczególnie, że obecnie  do zasilenia autorytetem to najłatwiej tylko na czarnych i kodowych marszach, i zupełnie nie spełniających aspiracji klubach jagiellońskich

  238. Naturalnie. Przeto napisałam, że „w swojej kategorii”. No i lewicowość to jednak nie naiwność. To choroba umysłowa. U naiwnych. A u tych drugich, nie naiwnych – to satanizm.

  239. Ja sobie kiedyś zrobiłam „przegląd” fundacji ekologicznych i wyszła mi taka ciekawostka, że znaczna ich część została zarejestrowana i działa na terenach po-niemiekich i „fundacjami matkami” są fundacje niemieckie. Te z kolei są dotowane przez niemiecki rząd. W tych warunkach można się cieszyć, że jeszcze  żyjemy. Może dlatego, że nie są zainteresowani Polską centralną i „wschodnio-centralną” i tu się jeszcze jakoś życie rolnicze kręci. Ale jak im „solą w oku” została Via Baltica, to potrafili „rzucić wszystkie siły” na okolice Suwałk.
    Co do skór, to z powodu wykreowanej mody na „sztuczne włókna” – padł przemysł kuśnierski a po latach ktoś ujawnił, że przy produkcji „sztucznych włókien” zatrucie środowiska jest setki razy większe. Ale „brali na litość”.  Chciwość tak ma. Kożuchy się szyje po domach a futra przywożą Ukrainki i kupuje się na bazarze:)))
    Rzeczywiście wydaje się, że Niemcy się zafiksowali na Mitteleuropie i chcą tu „wrócić” ale – „żeby było tanio brać”, to tutejsi folksdojcze zdewastowali Śląsk, stocznie na północy i „czekali na oklaski” ale chyba „ważniejszy heretyk” czyli Anglosasi- pozwolili niszczyć, ale albo zmienili zdanie co do „brania”, albo nawet biorą Niemców „za łeb”:)))
    Niewątpliwie herezja jest nastawiona agresywnie do nas,ale teraz wyłania się tak wielki „trzeci gracz” , który już zdążył niechcący przydusić albo uzależnić paru „wielkich graczy”. I karty trzyma przy orderach. Będzie się działo:)))

  240. Hodowla wołowiny jest dwa razy droższa niż marnej wieprzowiny. Niska wydajność przetwarzania paszy w mięso. Kilogram przyrostu woła wymaga 7kg paszy, zaś świni niecałe 3.

  241. Ale jakiej paszy, tego się nie da tak łatwo porównać

  242. jaka ta nasza gruba zwierzyna była dostojna 🙂

    a ta łysa świnia to chyba angielska, typowy bacon use z folwarku zwierzęcego 😉

  243. Ten przy korycie to z jakiej opcji?

  244. No, łatwo porównać się nie da. Świnia je to samo co człowiek tyle że mniej estetycznie podane, zaś wołowina je zielsko. Za komuny to po prostu chłopi zbierali zlewki ze stołówek szkolnych i zakładowych. Teraz nie ma czegoś takiego.

  245. Te wszystkie „gazety” i „redaktorzy” to mi przypomniało stare dobre czasy jak Lenin i Trocki byli „dziennikarzami”. To chyba taka bardziej finezyjna forma „wynagrodzenia”. Głupio byłoby płacić „do ręki” to jakiś ktoś „zakłada dwutygodnik” albo inny „kwartalnik” i „poszukuje dziennikarzy”.  Nic się nie zmienia na tym najlepszym ze światów.

    PS. A może jednak egzorcyści pomogą i nic nie wyjdzie z „obozów pracy”. Przynajmniej naszych województwach:)))

  246. Jak widać, „czarne marsze” mają oddźwięk jedynie w mediach zagranicznych bo tutejsza ludność to lekceważy. Albo potępia. A żeby „być autorytetem” jak za pierwszej „S czy w stanie wojennym, to trzeba mieć sporo 'szczerych wyznawców”. A teraz wszyscy biegają za robotą albo wyjechali za robotą, więc zostają „kluby jagiellońskie” i trochę studentów. To się już kończy. Nowe pokolenia rosną i ich nie kojarzą zupełnie. Mają swój świat. Co ciekawe, więcej w nim – autorytetów księży. Na szczęście.

  247. Ten tekst dałem jako przykład dominującej, a w zasadzie jedynej, narracji dotyczącej gospodarki I RP obecnej w mejnstrimie obsadzonym przez tzw. polską inteligencję.  Oczywiście, poszczególne ujęcia zagadnienia przez różnych autorów różnią się odcieniami i niuansami, lecz zawsze twardy socjalistyczny rdzeń pozostaje bez zmian.

  248. Aaa. Ja tę cenę wołowiny kojarzyłam z wyrżnięciem krów  na okoliczność „kwot mlecznych” i ich przekraczania. Co jest nonsensownym sukinsyństwem unijnym. Drugie sukinsyństwo – to pamiętny zakaz unijny skarmiania trzody zlewkami.

  249. Tak, właśnie. Nowy obywatel – nowy typ niewolnika. Edward Abramowski jest jednym z ich guru, ale generalnie to katolicy są.

  250. Ten zakaz jest przydatny, bo można wykazać ile teraz żywności się marnuje.

  251. Nareszcie, w 2004 roku w MPiK poprosiłem o historie gospodarczą dwudziestolecia międzywojennego, sądziłem , ze taka pozycja na mur beton jest. Myliłem się.

    I zacząłem szperać, w mojej okolicy mieszkają rodziny o nazwisku „Dupak” lub „Dupok” , podobno wywodzą się z rodzin Włochów o nazwisku DuPont , którzy zajmowali się hutnictwem w zagłębiu staropolskim. Ale nie wiem czy to prawda, czy żart, tak jak z genezą nazwy miasta Pińczów.

  252. nigdy nie mieliśmy Dzikich Pól

  253. To tylko u nas .W Niemcach rolnik sasiad moich kuzynow ,zwozi codziennie ciezarowka , kilkadziesiatt pojemnikow na smieci wypelnionych warzywami owocami ,wedlinami ,jogurtami ,wszystkim co jest po terminie lub sie termin konczy ,takie zwroty ze sklepow i restauracji. Wszystko to sie wywala na pryzme a potem znow w pojemnik i do wielkiego kotla wrzuca  ,lekkie gotowanie ,zapaszek uff szkoda gadac i to jedza te jego swinki niemieckie. Widzialem to dziesiatki razy, takze ten

  254. Do dziś tak się wypasa świnie czarne w Hiszpanii, w dąbrowach. I z nich jest najlepsza szynka i słonina. Słonina, do niedawna (embargo europejskie), była w ogromnej większości sprzedawana do Rosji. Reszta na włoskie salami.

  255. Trzody nie skarmia się paszą, wiem to bo oglądałem w dzieciństwie programy rolnicze.

    Redaktor pytał – czym pan skarmia tą paszę?

    Świniami panie redaktorze.

  256. Życie ludzkie w ujęciu społecznym – roli jaką człowiek wśród innych ludzi ma do spełnienia – ma sens tylko wtedy, gdy jest ściśle zadekretowanej i ściśle regulowane. Przez „starszych i mądrzejszych”, oczywiście.

  257. Na azjatyckim wschodzie (tym dalekim i nie islamskim) psy to przysmak kulinarny.

    Pieski świat taki.

  258. A to wykazywanie jest potrzebne wyłącznie urzędnikom, a świnie by to całkiem ekologicznie przerobiły na mięso.

  259. Zwozi to z Hamburga i okolic a sam mieszka w Woltorfie

  260. Extra!

    Piekne dzieki, Pani Kossobor… ciekawe czy ten czerwiec uchowal sie gdzies do dzisiaj?

    Teraz, po przeczytaniu … przypomnialo mi sie, ze jak bylam dzieckiem, juz takim wiekszym, szkolnym… to moja babcia jeszcze pod koniec lat 70/80-tych tkala  kilimy z welny z wlasnych owiec, ktore dziadkowie trzymali… ja w kazde wakacje pomagalam przasc welne na kolowrotku… potem te welne tak uprzedzona zesmy z babcia, mama i ciotkami albo babami ze wsi farbowaly… wlasnie w specjalnych farbkach… te farby, to byl taki roznokolorowy proszek,  pochodzily one albo z roslin albo z robakow… gdzies w Polsce byli ludzie po wsiach co sie jeszcze tym trudnili… te farby byly juz wtedy „na wage zlota”… byly drogie, a jakosc byla nie do podrobienia i zero chemii, to wszystko byly proszki naturalne… mnie i reszcie dzieciakow nie wolno bylo ich dotykac pod zadnym pozorem, nimi rzadzila tylko babcia ewentualnie moja chrzestna… i dbaly o nie jak o relikwie… byly przetrzymywane w malych sloiczkach, w suchosci i w ciemnym miejscu… sluzyly babci na pare lat… chyba bezterminowo.  Pamietam, ze byly one baaardzo wydajne… wystarczyla doslownie ociupinka… lubilam patrzec jak babcia wrzuca taka ociupinke tego proszku do miski z czysta woda… a potem kolor sie tak pieknie rozchodzil po tej wodzie, ze to po prostu… bajka.  Juz wtedy byly one nie do kupienia w sklepach farbiarskich… trzymaly kolor, nie plowialy… no i trudno bylo sie dowiedziec z czego wlasciwie sa te farby… krazylo sporo legend na temat tych farbek, ale dzis juz nie pamietam!

    Wiem tylko, ze byly zamawiane przez cala wies u jednej sasiadki, ktora dobrze znala kogos kto robil te farbki od lat… i nigdy nie bylo lipy.

  261. Mniszysko, od kiedy to jesteś miłośnikiem ryb na stole? Zawszeć cię od nich odrzucało… 😛

  262. Tam między wierszami jest to co gazownia pisze wprost.

  263. bo polikwidowano te stołówki

  264. Proszę Ojca, a może przestawienie nas na wieprzowinę da się powiązać z uzyskaniem Wielkiej Brytanii dostępu do super taniej wołowiny (podstępem rzecz jasna) z Argentyny na przełomie lat 20 i 30?

    Wszystkie drogi prowadzą do … 🙂

  265. I wszystko w temacie… nie mam pytan…

    … dowiedzialam sie o tym fakcie jakies 3-4  lata temu… zupelnie przez „przypadek”… ogladajac na YT jakis wyklad… ktos z publicznosci o tym powiedzial… ze oni tj. Gwiazdowie, Wyszkowski… m.in.  to ta sama banda co Bolek Walesa!

  266. W wydanej w 1682 r. książce kucharskiej Stanisława Czernieckiego, wśród 333 przepisów nie ma ani jednej receptury, która opisywałaby danie przyrządzone z samej tylko wieprzowiny. Nieliczne wzmianki Autora mówiły o wieprzowinie jako możliwym surowcu zastępczym w niektórych przypadkach.
    „Co ciekawe, jedyne przepisy, w których pierwszy kuchmistrz Rzeczypospolitej wprost zalecał użycie mięsa wieprzowego (obok innych mięs) to przepisy na „francuskie potazie” (zupy). Jednocześnie zaznaczał, że wyjęta z zupy wieprzowina, w przeciwieństwie do gotowanych razem z nią cielęciny, kapłona i ptactwa, do podania na stół jako osobne danie w żadnym razie się już nie nadaje.”
    Do zupy francuskiej…. ponieważ na zachodzie Europy wieprzowina była tak samo, albo i bardziej jedzona.
    I kto tu miał wykwintne kubki smaki 🙂
    Wieprzowina zaczyna bywać coraz częściej na polskich stołach w XVII-XIX wieku, kiedy to różne inne „świńskie dobroci” oświecenia do nas przychodzą.
    Te mięsne tematy są niezwykle interesujące. Przy okazji, wpadło w oczy prawo królowej Elżbiety z 1563 roku nakazujące jeść ryby w środę, piątek i sobotę. Kto nie kupił tego dnia ryby podlegał karze do 3 miesięcy w więzieniu. Wszystko po to by wspierać angielskie rybołówstwo

  267. Mówimy o dzisiejszej hodowli. Kiedy są ziemniaki plus pasza. Przed ziemniakami czyli przed XIX wiekiem świnię tuczyło się owocami z drzew (żołędzie itd). Nic dziwnego, że wypędzano je do lasu a potem przed biciem spędzano z powrotem. Niech teraz to pan porówna z przejściem po kraju, gdzie wszędzie jest trawa. Co jest tańsze wtedy wołowina czy wieprzowina?

  268. Świnia Poland-China, czyli potwór o wadze czasem przekraczającej tonę, rzeczywiście został wyhodowany w Ohio na początku 19. wieku z ras angielskich i nie ma raczej nic wspólnego z Polską i Chinami.

    https://en.wikipedia.org/wiki/Poland_China

  269. No widzi Pan. Przez całą komunę wmawiano nam, że jeść jarzyny Polaków nauczyła dopiero królowa Bona bo przywiozła kapustę włoską.

  270. Ssssakiewicz… V kolumna…

    … tak, jedna rodzina TARGOWICZAN !!!… ze  Smolenskiego zerowiska !!!

  271. Za komuny obowiązywał w Polsce dzień bezmięsny w którym nigdzie nie sprzedawano mięsa. W sklepach, stołówkach, knajpach. Poniedziałek bodajże.

  272. Tak że ten… no… Fuj!

    Pod kuchnię UMK zajeżdżał codziennie konikiem i wozem rolnik, który zabierał zlewki ze studenckiej stołówki dla swoich świnek. Potem raz na miesiąc przywoził zwrotnie całe stosy naczyń z nadrukiem „UMK” :))) Nasze kucharki bowiem miały temperament i się nie obcyndalały ze zlewkami.

  273. A ja pamiętam będąc na wsi, w jakichś godzinach rozchodził się bardzo fajny zapach z parownika: parowali ziemniaki dla świnek. Do tego potem kroili jakąś zieleninę.

  274. Se jaja, Chloru, robicie….

  275. Sądzę że wieprzowina stała się na wsiach  modna, gdy można było ją tanio tuczyć kradzionym zbożem. Za komuny tuczono tanim chlebem, i zlewkami.

  276. Nowoczesność w domu i w zagrodzie!

  277. Geolog – na mojej domowej półce jest z tego zakresu: (red) Kostrowicka ” Problemy gospodarcze Drugiej Rzeczypospolitej;  Zientara, Mączak, Ihnatowicz, Landau ” Dzieje gospodarcze Polski do roku 1939;   J. Gołebiowski „Sektor państwowy w gospodarce Polski międzywojennej”, a do tego A. Jezierski  też o historii przemysłu w  II RP. oraz w „Polska odrodzona 1918 – 1939” (red) Tomicki jest rozdział Marka Drozdowskiego o przemyśle.

  278. Tam w Radzie Honorowej zasiada pan profesor Zybertowicz, a jak wyraźnie zaznaczono przynależność do niej:

    „Ma także stanowić sygnał dla czytelników, jakie wartości są nam bliskie i gdzie powinni szukać wzorów do naśladowania w swoich działaniach na rzecz dobra wspólnego.  (…)”.

    http://nowyobywatel.pl/kwartalnik/ludzie/

    Żeby nie było wątpliwości. Teksty drugiego z „mózgów” – prof. Legutki, mówią już bez ogródek jaki jest stosunek tych ludzi do I RP. Na przykład poniższy:

    http://wpolityce.pl/polityka/115459-elity-iii-rzeczpospolitej-mozna-porownac-z-zachowaniami-szlachty-przede-wszystkim-dlatego-ze-sa-ich-mentalnymi-spadkobiercami

    Rozumiesz? Geremek, Baumann, Kwach, Bronek itd. to mentalni spadkobiercy polskiej szlachty.

  279. Dziękuję za informację 🙂

    od razu ją rozpoznałam tą bestię z Lewiatana – zupełnie poważnie, jak po raz pierwszy zobaczyłam na żywo, podczas zwiedzania pokazowej fermy, przeraziłam się nie na żarty. Nasze świneczki przy nich to smukłe prosiątka.

    Tylko skąd ta nazwa? swine „tak wielka jak Polska i Chiny”? Czy „chcemy zjeść i Polskę i Chiny”?

  280. Spoczna, spoczna… i to w pierwszej kolejnosci… i beda kwiatki wachac od spodu!

  281. Jezu, wiem i tam nigdy nie pojadę. Ale żeby w BAAAWAAARIIII???

    Skądinąd Niemcy uchodzili za znakomitych hodowców psów rasowych. A przecież wiemy, że wyhodowanie nowej rasy to długotrwała zabawa. Niemcy mieli też opinię bezwzględnych selekcjonerów w hodowli. Zawsze się zastanawiałam, co też dzieje się z nieudanymi /rasowo/ miotami. Teraz już wiem – wysyłali je do Augsburga.

  282. No tak, te niedzielne poranne programy w TV. „Radzimy rolnikom”, albo jakiś „Telewizyjny kurs rolniczy”. Sporo tego było.

  283. ?? a tego nie zanotowałam, zapytam rodziców. Ale jaka ta komuna była prozdrowotna….przecież po niedzielnym obiedzie, na którym w końcu pokazywało się mięso najbardziej rozsądne z punktu widzenia medycznego jest nie jeść mięsa w poniedziałek 🙂

  284. Chciałbym tutaj wspomnieć „dawne” lata (60 i połowa 70) i wakacje w powiecie koneckim. Gospodarstwa kilku(nastu) hektarowe,  w których były krowy (wołów raczej nikt nie trzymał), świnie, owce i barany (t.zw. kolarka, ale zabawa !), kury i koguty, indyki płci obojga (przerażał mnie indor), perliczki, gąski i gąsiory, kaczuszki (to 70). Do tego żyto, pszenica, owies, jęczmień. Łąki (wielka sprawa), torfowiska. Na czele koń – oczko w głowie gospodarzy. To wszystko w ramach średniego gospodarstwa (!). Prawie zapomniałem – jabłonie, grusze, wiśnie i  kwiatki w ogródku przy chałupie.
    Dlaczego o tym piszę ? Bo to miało zapach, po prostu pachniało ! A jaki jest promień rażenia chlewni ?! Brr..

  285. No to jest bomba opowieść!

    Moja Mama chodziła do bardzo przedwojennej kosmetyczki. Która wszystko – w tym kremy – robiła sama. Były fantastyczne – co widać było po Mamie 🙂 Ale i robiła maleńkie, okrągłe – tak 2 cm. średnicy – pudełeczka z różem do policzków. Z koszenili właśnie.

  286. To było „Telewizyjne Technikum Rolnicze” zdaje się. 🙂

  287. Pieski ze smakiem były jedzone jeszcze do niedawna we Francji i w Niemczech. Wynikało to być może z dawnych  wierzeń i obyczajów  wywodzących się jeszcze z czasów galijskich. Żeby była jasność – nie była to żadna ekstrawagancja, tylko normalny ubój w normalnej rzeźni miejskiej i sprzedaż w sklepie lub w restauracji. W Chemnitz były jadłodajnie, w których serwowano psie kotlety i pieczenie przypominające smakiem tłustą baraninę. Dużym powodzeniem cieszył się tatar z psa. Sytuacja taka nie była następstwem nędzy, lecz przekonania, że psie mięso chroni od gruźlicy, która dziesiątkowała tamtejszą ludność. W efekcie cena mięsa psiego była wyższa od ceny koniny.

  288. i ludźmi jak to na niektórych strasznych filmach pokazują

    ale przy osobistym kontakcie z angielską świnią, wiem że jest takie ryzyko

  289. Chyba tak. Komu to przeszkadzało, kurcze? Można było łyknąć trochę wiedzy o technice krycia, i tak dalej.

  290. Kossak-Szczucka, opisując swój powojenny pobyt w Kornwalii, gdzie prowadziła farmę, pisze, że ówczesny angielski rolnik na zabicie świni musiał mieć zezwolenie urzędnika.

  291. ale konina zapewne smaczniejsza (co prawda psiny nie próbowałem, ale koninę owszem, i uważam, że to wyśmienite mięso)

  292. …jako uzupełnienie dodam tylko, że w roku 1993 w gminie Bodzentyn (kieleckie) było 133 rzeźników!, którzy nieprzerwanie wyrabiali mięso i kiełbasy, zaopatrując  się i obsługując okolicznych hodowców. A dzisiaj jest tylko kilkoro.

    Ale mięsa w marketach nie brakuje, tak jak zresztą półki są pełne, pomimo cyklicznie i zgodnie z harmonogramem, nawiedzających nas pomorów, a to ptactwa lub zwierzyny…. .

    ;-)Więcej na ten temat:

    https://www.youtube.com/watch?v=4fKw3B3PlPg&t=8s

  293. Prawdopodobnie tak. Tylko w Polsce nigdy nie było tradycji jedzenia ani koniny ani psiny, ze względów psychologicznych. Przyjaciół się po prostu nie zjada. To jest inna mentalność. W Niemczech pies był traktowany utylitarnie. Czytałam wspomnienia hodowcy i tresera psów myśliwskich z okresu sprzed I wojny, który z absolutnym obrzydzeniem wyrażał się o metodach treningowych, z którymi zapoznał się w Bawarii.

  294. Angielskie wystawy zwierząt budzą mieszane uczucia. Nawet konie pociagowe. Niby cudne jak wszystkie konie, ale przerażają przerostem formy tak jak współcześni kulturyści i im podobni od kultury.

    Ponieważ w stanie Ohio od początku 19. wieku istnieje wioska Poland, więc pochodzenie nazwy świń może być lokalne, ale to nie jest rzecz do sprawdzenia.

  295. To może w tym Augsburgu, smak na pieczone psy popularyzowali mieszkańcy Fugerówek, Coryllus kiedyś pisał (jeśli dobrze pamiętam) nie był to segment zamożny ale mobilny wojskowo.  No a jak wojskowo to mężczyźni, a ci zjeść muszą, sałatką owocową się nie najedzą,  a dobra realizacja ciążących na nich odpowiedzialnych pikinierskich obowiązków to tylko zapewne po sutej porcji psiej pieczeni. Ciekawe czy ze względu na zapach moczone były te psy w jakimś mleku (vide baranina) czy być może mieszkańcy fugerówek  nie przejmowali się wonią , a może nawet uodpornili, vide Azjaci. Siła przyzwyczajenia.

  296. To by sie nawet zgadzalo. Tekst dotyczy wieku XVII i XVIII

  297. Jeśli o treściach ukrytych i jawnych to ujawniam: długość łokcia krakowskiego wynosiła  56, 8 cm.

  298. jeszcze długo po wojnie, bodaj do końca lat 70-tych ub. wieku  była końska jatka  (np. w Warszawie na Woli przy ul.  Obozowej). O przedwojniu nawet nie wspomnę.

    Konie oczywiście  zjadano, w czasie kampanii wojennych, gdy były np. kłopoty z aprowizacją,  etc.

  299. Tak sie wlasnie zastanawialam nad powodami (jawnymi i ukrytymi) tego wyparcia wolowiny z polskiego stolu. Rozumiem, ze teraz drogo, eksport zawyza cene, itd, sprawa jasna.

    http://agrobiznes.money.pl/artykul/spozycie-wolowiny-w-polsce-dziesiec-razy,68,0,2000452.html

    Czytam sobie – z racji miejsca pochodzenia moich przodkow – historie miast i miasteczek Podkarpacia. Ten handel wolami tam sie czesto przewija (Przemysl, Jaroslaw). Podpytalam tez na okolicznosc moja mame, jak sprawa wolowiny przedstawiala sie po wojnie, jako ze dziadzio moj cieszyl sie na cala okolice uznaniem jako rzeznik. W razie potrzeby wzywano go tu i tam, zajmowal sie obrobka. Nie zabijano krow.  Jesli gospodarze pozbywali sie bydlatka, odprowadzali je gdzies dalej do miasta”na rzeznie”, po niskiej cenie. Nie mam pojecia czy na eksport czy dla krajowych towarzyszy. Nie wiem tez czy wtedy (lata 50 i 60) wolowina byla w sklepach ogolnie dostepna.

    Panowalo powszechne wsrod ludu- tak to mama zapamietala – przekonanie, ze wolowina jest niedobra, zylasta. Ktos im to chyba- tym malorolnym – musial skutecznie wmowic.

  300. czyta Pan w moich myślach,

    bardzo lubię konie, tych pociągowych to żal bo mają takie smutne łby i przepracowane oczy za tymi wielkimi kłakami, ale bojowe angielskie owłosione giganty z policjantem na grzbiecie budzą uczucia coś na kształt  spotkania z generałem orków na bestii, szczególnie jak się stanie obok

    tak pewno miały działać na ludzi i do tej pory działają 🙂

    ps. ale ta nazwa świni wciąż mnie intryguje

  301. Ale Angole mają szajry /konie rasy Shire/ – to są giganty same z siebie /dawno wyhodowane/.

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Shire_(rasa_konia)

  302. No, tam jest niezła mieszanka postaci. Wiele wyjaśnia akcja Lisiewicza, który swego czasu pisał do Zandberga, m.in.:

    my, w „sekcie smoleńskiej”, zawsze otwarci byliśmy na tradycje lewicy niepodległościowej.

    I wbrew tym stereotypom wiele postaci uznawanych przez naszych czytelników za autorytety to ludzie o raczej pepeesowskiej wrażliwości, jak Joanna i Andrzej Gwiazdowie, Zofia i Zbigniew Romaszewscy czy premier Jan Olszewski

    Te „porozumienia ponad podziałami” są robione tak, jakby Polska zaczynała się w czasach rozbiorów, kiedy różne frakcje socjalistów walczyły o niepodległość i wywalczyły, na 20 lat, ale teraz wystarczy tylko iść ręka w rękę przeciw postkomunie i powtórzyć rozbiorową sielankę współpracy w imię najwyższych ideałów.

    A tego Legutki mi się nie chce nawet czytać, bo już mam przesyt po zagłębianiu się w myśl i działalność NO.

  303. Wlasnie.

    Kiedys jadlam obiad u szwajcarskiej rodziny. Pytam: co to za mieso. Pani domu przewrocila oczami, popatrzyla po swoich dzieciach, i powiedziala konspiracyjnie (po angielsku, coby dzieci nie zrozumialy) „It’s a horse”. Podziekowalam. Bariera psychiczna nie do przeskoczenia.

  304. o to te przy bliskim spotkaniu przyjaznego wrażenia nie zrobiły

  305. „Grupa rekonstrukcyjna sanacji”. Tam chyba naprawdę nie ma żadnej głębszej myśli, ponad wygrzebywanie trupów PPS i ND.

  306. wiem, kupowałam tam koninę dla psów. A wojna to stan wyższej konieczności. Jeszcze taka anegdota. W kamienicy, gdzie mieszkali moi dziadkowie, była rodzina, która tylko kurczaki jadła. W pierwszych dniach wojny w Śródmieściu od bomb ginęli nie tylko ludzie, ale i konie. Mój dziadek chodził i wykrawał z tych koni polędwice  a babcia smażyła z cebulką. Zapach rozchodził się po całej klatce schodowej. No i nie minęło kilka dni jak i rodzinka od białego mięska przekonała się do koniny.

  307. Tak, żylasta, i długo się gotuje, czy piecze. Od zawsze to słyszałem, więc nie kupuję. Nie mniej za komuny kupowało się do wyboru puszkę pysznej wołowiny albo pysznej wieprzowiny do obiadu. Niesamowite to było – czyste gotowane mięcho, bez niczego. Tego gomułkowskiego żarcia bardzo mi brakuje. Eh, te rogaliki chrupiące, chlebki gorące.

  308. hmm według opisu są przyjacielskie i spokojne, więc może albo policjant na grzbiecie pokojowo go nie nastrajał, albo demonstracja, na jaką całkiem przypadkiem trafiłam. Ale był dość nerwowy moment kiedy konisko zaczął wymachiwać kopytkiem, i pomyślałam, że jak ten owłosiony filar mnie kopnie to nie żyję 🙂

  309. Tak w nawiązaniu do tura, żółtych safianowych butów magnatów i dzików co się tutaj, w powyższych notkach przewinęły, bardzo zresztą  zachęcając do uczestnictwa w wymianie poglądów na tymże blogu,  to mi się skojarzył i przypomniał król S. Batory. A jak podaje Besala król potrafił własnoręcznie (rohatyną) kłaść i dwadzieścia dzików….na tura  nie mógł on już z rohatyną polować,  bo zdaje się ostatni Jagiellon to zadanie wykonał.

  310. Codex Alimentarium…

  311. No cóż w sobotę i niedzielę rzeźnik nie pracował. A z resztą nawet za komuny nikt by nie pomyslał o zabijaniu w Niedzielę

  312. szyneczki pachnące, paróweczki tryskające sosem. A kajzerki ?- nie ma teraz takich nigdzie. To se ne vrati.

  313. I na dodatek była /bodaj w IX wieku?/ bulla papieska, zakazująca jedzenia koniny. A to po temu, że szło o konie ginące w bitwach, na których trupy rzucała się okoliczna ludność. Nagłe, darmowe źródło białka. Konie ginące w warunkach stresu bitewnego miały zatrute mięso jakimiś specyficznymi wydzielinami wewnętrznymi, które stymulował stres właśnie.

    To na zimno.

    A na gorąco – to normalnie mdleję od tematów psiny i koniny. No cóż…

  314. W czasach PRL (apogeum w stanie wojennym) zawsze brakowało mięsa. Więc pewna część „rynku mięsnego” to był – czarny rynek. Lub „szary”. Dwie-trzy rodziny zamawiały u rolnika „świnkę” na części, czasem od razu „listę wyrobów” a rolnik zlecał robotę znajomemu rzeźnikowi. O ile się orientuję, to nawet weterynarze rzucali okiem na mięsko, czy przypadkiem nie chore jakieś.  Więc  w 1993 r. mogło się „uchować” 133 rzeźników w całym województwie (2 na powiat czy 3 na powiat- w sumie mało). Teraz są gigantyczne zakłady mięsne o dużym przerobie. Ale w moich stronach są też zakłady mięsne bardzo małe- lokalne z własnymi lokalnymi sklepami. Lub sklepy mięsne prywatne  kupujące mięso w stałych- małych rzeźniach.  Wiadomo np. że jeden oferuje cielęcinę i inne bardzo dobre rzeczy. Ma już kilka sklepów.  Ludzie wolą zrobić spacer przez pół miasta aby kupić dobre mięso. Oczywiście „operują” tzw. sklepy wielkopowierzchniowe, ale nie wiem, kto się tam zaopatruje w mięso. Jacyś kamikadze lub sportowcy w zakresie tzw. promocji albo co? Proszę się rozejrzeć , być może koło Bodzentyna jest jakaś mała rzeźnia lokalna.  W naszych stronach „niezależna produkcja mięsa” nie ustała nawet za okupacji niemieckiej. Okolica zaopatrywała głodującą Warszawę. Za „łączników” robiły różne słomiane wdowy po oficerach -bez dochodów. Wyższa szkoła jazdy to było noszenie rąbanki nocą (godzina policyjna) górnymi przęsłami mostu na Wiśle – a na dole stali Niemcy. A koniec końców „rąbanka” to była nazwa używana przez kolejarzy – dla  zamrożonych  niezwyciężonych żołnierzy niemieckich z frontu wschodniego. Wysadzano ich do szpitali polowych i sanatoriów w Generalnym Gubernatorstwie, żeby w Reichu duch w narodzie nie padł. Bez rąk, bez nosów, bez nóg. Totalna makabra. Ogólnie rzeźnictwo to raczej drastyczne zajęcie.

  315. Mnie się najbardziej spodobał ten sposób zapisu pochodzenia t.j. te xx oo i m (?). Nic tajnego, ale jest potrzeba poświęcenia czasu.

  316. E tam. Konie są OK. Tylko troszki duuuże niektóre, co robi pewne wrażenie 🙂 Ale gdybyś widziała jednego gnojka, kucyka szetlandzkiego, lekko skundlonego, wnętra, który zazwyczaj spieprzał ze stajni i przez dziurę w parkanie wpadał na tor Hipodromu, i rzucał się na duże konie pod jeźdźcami i normalnie je gryzł!

  317. >chłopi zbierali zlewki ze stołówek szkolnych i zakładowych

    Chłop zlewał gary ze stołówki do zbiorników na wozie konnym. Spojrzałem na niego. Wylał zawarość gara na siebie. Rzucił coś o złych oczach, więc nie czekałem na dalsze akcje. Odjechałem na skuterze. Za kilkaset metrów wyłożyłem się, bo pękł sznurek od bagażu. Miał większą moc.

  318. dziwne to jakieś co piszesz, w mojej wsi był koński cmentarz. Może to dlatego że wieś była kapitulna? 😉

  319. Ja odróżniłbym rzeźnię od ubojni. Takie nazwy miejscowości: Odrzywół i Morzywół.

  320. .. od sznurka. 🙂 Reszta to fizyka.

  321. Nie wiem jak teraz, ale na przełomie lat 80-tych i 90-tych kajzerki wg receptury przedwojennej (pytaliśmy w piekarni) pieczono w sowieckich piekarniach we Lwowie. I śmietana była „przedwojenna”. Ciekawe, że psucie jakości jedzenia z chciwości zaczęło się „w lepszych czasach” czyli po roku 1990.

  322. Ponieważ katolicyzm miał się w Polsce dobrze to dostosowano się do postu w piątek. Użyto pozoru. Oczywiście braki mięsa też miały spore znaczenie 🙂

  323. Pełna krwia angielska xx, czysta krwia arabska oo, małopolak m, wlkp – wielkopolak, sp – szkachetna półkrwia, xo – angloarab,  xxoo – super czysty angloarab. I inne krwie. Poza takim oznaczeniem w papierach jeszcze są palenia. Teraz robione ciekłym azotem. Np. konie z Janowa Podlaskiego mają J i koronę nad literą.

  324. Zgadzam się. Ale jedzenie koni w Polsce chyba miało złą konotację. W przeciwieństwie do Francji i Włoch.

  325. Przyłączam się! Dajcie spokój z tym horrorem. Konik to jest takie mądre zwierzę i ma imię i się przyjaźni. Pies tęskni za panem i wysiaduje na jego grobie. Jak można jeść psy i konie?

  326. Piszę o dawnych czasach /IX wiek/. Papież nie wydawał bulli ot tak sobie, z pięknoduchostwa.

    Naturalnie, są cmentarze końskie. Ale są i konie hodowane na rzeź. Po prostu.

  327. Mam znajomych,  którzy są bardzo miesozerni. W latach 80-tych, kiedy był kłopot z zaopatrzeniem,  w Śródmieściu można było kupić w garmazerii mielonke. Jaśniejsza i mniej przyprawioną, i ciemniejsza, bardziej wyrazista w smaku. Nazwali to psina i kocina. Pewnego razu mieli gości,  których poczęstowali tym specjalem, na co z drugiego pokoju wchodzi ich osmioletnia córka.

    – Jeść mi się chce. – Potem zmierzyła wzrokiem co mają goście na talerzu, i oświadczyła:

    – Ale psiny i kociny nie chcę.

  328. Postęp w domu i zagrodzie. Przyszedł on niestety wraz z zachodnimi koncernami i ich reklamą, ukazującą śmieciowe jedzenie jako szczyt finezji kulinarnej. Z drugiej strony – po pierwszym zachłyśnięciu się tym dobrem – widzę powrót do autarkii domowej. Coraz więcej ludzi piecze samemu w domu chleb, robi ser i coraz więcej ludzi buduje własne wędzarnie oraz robi wędliny w szynkowarach.

  329. naprawdę dobra jest wołowina z młodego byczka dwu/trzylatek

  330. Przyznam,że się nie znam. Edukację powierzchowną nabyłam jadąc w jednym przedziale z młodym człowiekiem, który po krótkim urlopie „wracał do Reichu” przez Gdańsk samolotem . I opowiadał mi, jak to w Niemczech są duże braki w zawodzie „rzeźnik” i on się zdecydował, bo praca stała i stosunkowo dobrze płatna. Przy okazji trochę opowiadał o tych rzeźniach niemieckich.

  331. Stąd ta popularność siesieniek i dud w Wielkopolsce. Zawsze mnie to dziwiło. Teraz już jest jasne. Kiedyś znalazłem informację, że w XVIIw w okolicach Pyzdr i tamtejszej puszczy przebiegał szlak spędu gęsi (!) na wielką skalę w kierunku płd-wsch.

  332. DZIĘKUJĘ !

    Zgaduję, że n.p. xxoo oznacza xx(pełna krew)-kobyła oo(czysta krew)-ogier ?

    Czyli ooxx oznaczałoby oo-kobyła xx-ogier ?

  333. W hali targowej w Gdańsku była końska jatka – boks z koniną. Pojęcia nie miałam o koniach, byłam w wieku bezprzedniojedynkowym. I to mięso zrobiło na mnie tak potworne wrażenie, że do dzisiaj mnie trzęsie. A wówczas byłam w szoku, rodzice mieli ze mną kłopot. Nie wiedzieć dlaczego taki szok u bachora. Jakaś wrodzona tajemnica, zapewne. A przecież widziałam potem odejścia koni, nawet bardzo tragiczne. Smutek, niekiedy łzy po przyjaciołach. Ale pamięć o tym ciemnym mięsie pozostała do dzisiaj jako coś okropnego.

  334. Rzeczywiście: powrót do własnego jedzenia jest już widoczny. I to od paru lat. Pojawiły się wędzarnie „za domem” ( u mojego Dziadka zawsze była) a w sklepach widzę saletrę spożywczą.  Zauważyłam ten przełom,  kiedy spytałam sprzedawczynię na stoisku z wędlinami w super-samie starego typu w Krakowie, czy coś się nadaje do jedzenia z tego, co widać. I od słowa od słowa przyznała się, że ona wraz z rodziną z Podhala od jakiegoś czasu „robi swoje wędliny”a tego co widać, to nie kupuje.  Pieczenie chleba to wspaniała sprawa. Zachowuje świeżość długo no i jest jadalny. Ser też kiedyś robiłam. PS. Skoro pojawiła się „maszyna szynkowar” to znaczy, że sprawy zaszły naprawdę daleko:)))

  335. Nie, nigdy się z ooxx nie spotkałam 🙂 W opisie konia jest: Misiu xo po Bimbusiu /tu ogier/ od Ciapciulki /tu klacz/. Nie jestem hodowcą. Tylko interesowałam się końmi, które jeździłam i końskimi sprawami.

  336. Jasny gwint! Ale miałaś podróż…

  337. Ja tez pamietam ten zapach gotowanych kartofli z parnika… i ten zapach tez byl calkiem fajny… jak chrzestna musiala zrezygnowac z hodowli roznych zwierzat gospodarskich, bo wujowi sie zmarlo i na nia to bylo za duzo… juz swoje wypracowala… to ten parnik oddala do corki… i sluzy do wszystkiego… do parowania karofli… burakow… marchwi…

    … jej corka trzyma dzis… kilka swin, drob, kroliki i 2 kozy… potem to sprzedaja w Warszawie na Ursynowie… maja swoich klientow… a i dla nich tez starcza. Z tej pracy zyja… podobnie jak Pan Gabriel… i z zadnych grantow nie korzystaja… pracuja ciezko, na okraglo… i radza sobie.

  338. Ja swoją edukację nabyłem w podróży Warszawa > Końskie > i trochę dalej. Może to jest efekt „tłumaczeń” z języka na język. W latach 80 był taki piłkarz (obrońca) w reprezentacji Anglii – Butcher.

    Ja pamiętam z dawnych lat ubojnię. W detalu to jest to samo. W hurcie już nie.

  339. Masz na myśli?

    http://www.fao.org/fao-who-codexalimentarius/standards/en/

    Nad codex alimentarius pracowały setki zespołów w wielu krajach. Kogo to obchodzi w Unii Europejskiej? Albo w Polsce? Czy pamiętacie sól drogową, którą w Polsce użyto jako jadalną?

    Jest oczywiste, że Codex zejdzie na psy, bo przeszkadza.

  340. „Nie, nigdy się z ooxx nie spotkałam” to ważne.

    Czy nie powinno być: Misiu xo po Mimbusiu ?

  341. Czy nikt jeszcze nie napisał, że prawdziwy tatar (z surowego mięsa), to konina?

    Jasne, ze bym nie zjadł. Podobnie jak królika, owczych serduszek, byczych jaj, etc. A tym wszystkim byłem częstowany.

    Przyznam, że jest jeszcze gorzej. Lista dań, nad którymi siedzę z ponurą miną w gościach jest znacznie dłuższa.

  342. Kajzerki po 40 groszy. Murarki po 50 groszy.

  343. Wieczorową porą wspomniały mi się bułki kupowane w pobliskiej piekarni wprost z pieca. Bułka nie była spalona, miała zółtą, cienką skórkę, która podczas jedzenia strzelała dookoła. Niegdysiejsi piekarze, nawet ci najlepsi, nie potrafili wypiec bułek jak te dzisiejsze, czyli „ugotowanych”.

  344. Pieczenie chleba wymaga pieca (nie koniecznie jak tego w Samsonowie), ale pieca prawdziwego. To nie w kij dmuchał ! Nie jestem zdunem, ale wiem, że nie jestem.

  345. Duzo o handlu , https://pl.wikisource.org/wiki/Encyklopedia_staropolska/Handel

  346. Jakoś mi to „milczenie o bogactwie I RP” przypomniało pierwszą falę propagandy sowieckiej po 1944 r. W dzieciństwie wpadły mi w ręce książki typu „Kawaler Złotej Gwiazdy” chyba Ilji Erenburga (to duża cegła była o tym, jak radziecki młodzieniec z kołchozu idzie na wojnę i wyzwala nieszczęsnych polskich chłopów nie tylko od Niemców ale od panów). Konkretnie kiedy ten młodzieniec radziecki przybył na polskie ziemie, to u tych chłopów polskich zobaczył potworną biedę, jakiej nie widział nawet  w żadnym radzieckim kołchozie. Bardzo mi to zapadło w pamięć, bo znałam już opowieści rodziny o wejściu Armii Czerwonej na Kresy w 1939 .  Podobnie film propagandowy Armii Czerwonej, pokazujący miejscowej ludności, jak to „polski pan orał zaprzęgając chłopa do pługa”.
    Wydaje mi się, że powołany we wczesnym PRL pod czujnym okiem radzieckich towarzyszy – Instytut Badań Literackich pilnował, aby żadne pozytywne treści o bogactwie I RP a nawet o stosunkowo dobrym poziomie życia II RP – nie miały prawa pokazywać się w obiegu literackim , czy to w starych książkach , nie mówiąc o nowych. Przeglądane były biblioteki i wyrzucano wszystko, co dawało pozytywny obraz  gospodarki Polski. I zapewne sporo zniszczono.

    Bo ogólna propaganda była taka, że „Związek Radziecki nam pomaga”. Przecież wszyscy ci „profesorowie historycy” i ogólnie „humaniści” wystrugani po 1945 r. – aż się zapluwali sami od takich gadek dla studentów a ich wychowankowie – doktoranci z lat 50-tych niejednokrotnie są czynni jeszcze dzisiaj. Jak niejaka Maria Janion i jej podobni. To jest jakaś cicha zmowa, aby ten wątek naszej historii – pozostał ” w wersji oryginalnej” czyli”radzieckiej”, czyli: Polska goła i bosa a Polaki głupie i biedne. Bo „było mieszczaństwo niemieckie” i oczywiście „handel żydowski”.  Oczywiście robione są badania w zakresie wąskich specjalności, ale książki, jeśli nawet są wydawane, to nikomu nie zależy na ich promocji. Tak jak  z książkami IPN.

    Nie było dekomunizacji w naukach humanistycznych po 1989 r. to mamy takich „radzieckich propagandystów”, co prędzej się uduszą, niż powiedzą, że I RP była „bogatsza niż księstwa niemieckie” czy Austria , nie mówiąc o Francji. W filmie też nie było dekomunizacji, dlatego szlachtę polską połowy XVII wieku pokazywał na dużym ekranie absolwent Moskiewskiej Szkoły Filmowej. On już zadbał, żeby nam się w głowach nie poprzewracało.
    W takich okolicznościach przyrody pokazywanie twardych faktów: branża po branży to jest jak osinowy kołek na wampira. Dzięki Gospodarzu za pomysł nowego cyklu.

  347. Nie wiem co mnie podkusilo, ze kliknelam w te linki… po prostu SZOK !!!   Ilu tych darmozjadow i krwiopijcow jest… Zyberowicz, starsza Romaszewska… nawet Margeritte… takie stare  trupy i prochna… i co toto dziadostwo, ktore nie nadaza za tym co sie dzieje  chce nam jeszcze powiedziec… to normalnie pusty smiech na sali !!!…

    … no ale focia tych 3 „sarmatow”… z ktorych jeden juz na tamtym swiecie… to po prostu… wymiata!

    Polecam kazdemu  poznanie tych  JELIT… po prostu  SZOK !!!

    Dzieki,

  348. Jakich gotowanych ?! Parowanych !

    Te jak to nazywają dziś – ingrediencje. Wtłuczone tłuczkiem ! Jak przypomniałem koledze, to szeroko się roześmiał i powiedział – od razu spróbowałem ! Kto by się powstrzymał !

  349. Dwie rzeczy: mąka i chyba dobry piec. Za komuny piekarze musieli nauczyć się psuć „na ilość”  i im nie zależało. Niewykluczone, że trochę „organizowali na boku”.  Poważne uderzenie w polskie pieczywo to była „przyjaźń francusko-polska” na początku lat 90-tych. Francuzi wciskali piekarniom i „kandydatom na piekarzy” jakieś swoje maszyny/piece do wypieku bagietek i propaganda była taka, że teraz to się nam dopiero poprawi, jak będziemy na śniadanie jeść bagietki.
    Do bagietek potrzebna jest inna mąka niż nasza a sama bagietka to jest towar ostro przereklamowany, bo po 2-3 godzinach jest niejadalna, bo nie da się jej ugryźć inaczej, niż metalowymi zębami.
    Zrobiła się potworna kaszana, bo nagle w sklepach pojawiły się bułki z tej innej mąki i nikt ich nie chciał kupować. No to zaczęli tę mąkę na bagietki dosypywać do bułek, chyba, żeby te maszyny się zamortyzowały kandydatom na kapitalistów „pod francuskim nadzorem”. I od tej pory trudno nam się podnieść. Przynajmniej w moim mieście:)))

    Światełka w tunelu się pokazują a oznaczają, że w jakiejś piekarni pojawia się kolejka. To znaczy, że jest dobry chleb.  Długo się będziemy podnosić z tego „eksperymentu żywnościowego III RP”. Teoretycy-socjaliści-idealiści postanowili w 1989 r. za zachętą swoich zachodnich mentorów- wziąć sprawy w swoje ręce i pogonili: piekarzy, rolników, inżynierów – od decydowania. Na wyniki nie trzeba było długo czekać.

  350. W Legii dziś gra Rzeźniczak. Ale piłkarzy o nazwiskach związanych z masarstwem było wielu.

  351. Tak. To była jedna z bardziej egzotycznych podróży. Ale z drugiej strony zaimponował mi ten młody chłopak, bo otwarcie mówił, że robota nieprzyjemna „ale co robić”, skoro w okolicy nie ma żadnej. A on się zamierza ożenić i wybudować TUTAJ.  Dzielna młodzież i zdeterminowana. Wydaje mi się, że mnie było lżej.

  352. Mój przodek Gregorius/Grzegorz z 16. wieku z pewnością mógłby coś wyjaśnić odnośnie do stołowania się, ale był zbyt zajęty sztuką wojenną.

    Ja przejrzałem po łepkach kilkadziesiąt pozycji odnośnie wieprzowiny sprzed lat  i uznaję, że to wymaga poważnych studiów, gdyż w odróżnieniu od wołów pędzonych kilometrami na wywóz, świnie to sprawa lokalna, czyli ze wsi do miast (także za bliską zagranicę, w tym przemyt). Rosja i Niemcy zawsze lubili polskie świnki. Gdy w bliskim wywozie przeszkadzały cła, to trzeba je było suszyć, wędzić i peklować, by ładować na statek.

    Ciekawi mnie fakt, że Niemcy nie byli samowystarczalni i nawet sprowadzali wieprzowinę z Danii (a to przecież coś ohydnego – w USA kiedyś kupiłem tani DAK zamiast Krakusa). A moja ciekawość wynika z tego, że pojęcie świniopas pochodzi chyba z bajek niemieckich, kartofle to też z Niemiec (kiszona kapusta i ogórki do schabowgo też znane są w świecie z niemieckich nazw).

    Żeby zakończyć w tonie optymistycznym, to podam, że pani Maria Dembińska w wydanej Ameryce (1999) lecz tłumaczonej z polskiego (1963)  książce o jedzeniu i piciu w średniowiecznej Polsce podaje, że 10 maja 1389 na królewskim przyjęciu podano oprócz innego mięsiwa dwie szynki i cztery prosiaki dla oko. 50 gości.

  353. Kremy i toniki glownie z rumianku, nagietka i kocanki to sama jeszcze robilam w latach 90-tych dla siebie, rodziny… i troche jeszcze sprzedawalam.  Z  rumiankiem i nagietkiem nie ma problemu… ale kocanka calkowicie wynikla w moiej dziedzinie…

    … no i ta „robota kosmetykow” domowym sposobem nie jest ani trudna ani skomplikowana… no i sama sie przekonalam, ze te domowe kremy byly lepsze od tych kupowanych.

  354. Rzeźniczak nie Rzeźnik !

    Bo to normalne nazwiska. Butcher był ostrym kosiarzem.

  355. Tak… moj dziadek nam opowiadal, ze przed wojna chodzili po wioskach hycle i wylapywali psy, a w czasie wojny to u dziadka w okolicy psa nie mozna bylo uswiadczyc… jak ktos mial psa to pilnowal jak skarbu… wlasnie psina szla do ludzi chorych na gruzlice i byla bardzo w cenie… ciagle ktos sie pytal czy ludzie na wsi nie maja psow na sprzedaz… takie bylo przekonanie i wiara, ze psina chroni i leczy… gruzlice  i  zapalenie pluc.

    I tak tez bylo w „moim” Rennes jakis czas po wojnie… opowiadal mi przyjaciel, bo jego ojciec byl rzeznikiem… i mowil, ze w jednej restauracji legalnie serwowano psine.

  356. Ad. szynka. Okropnym byłem dzieckiem. Chciałem tylko „czerwonego” z szynki, białe było nie jadalne – w Warszawie. U źródeł, tylko białe było najsmaczniejsze !

    Białe mięso na wrzody żołądka ! 🙂 …to kopyrajt kolegi !

  357. Legutko… „arystokrata” z Brukseli… powiedzial co wiedzial… ot, prawda zawsze sama z nich petakow wyjdzie.

  358. Tak… to prawdziwe dno i szujnia… za dlugo ich obserwuje zeby miec zludzenia nt. Ssssakiewicza!

  359. Rosół z kury. Pierwsza połowa 70. Nie 50, ale ?10?. Wystarczyło. ehh

  360. Brr..

    Alle jaja…… kładzione .. brr

  361. To samo i ja slyszalam… zylasta i dlugo sie gotuje.  Raz sie tak zlozylo, ze przez wies jechal chlop i sprzedawal te wolowine z wozu.  Zapytal mojej mamy czy nie chce kupic… ma taki ladny kawalek ze 2 kilo… a moja mama zaczela, ze nie… bo zylasta, bo dlugo sie gotuje. Chlop sie wkurzyl i do mojej mamy… „Pani,  kto pani takich glupot naopowiadal… masz pani ten kawalek darmo, ugotuj, daj dzieciakom i chlopu, a potem mi powiesz, a nastepnym razem mi powiesz czy byla zylasta i czy sie dlugo gotowala… jak nie to mi zaplacisz”.

    Tata przygotowal te wolowine… pol ugotowal, a pol na kotlety… jedlismy az sie uszy trzesly… za drugim razem mama juz bez gadania brala od niego te wolowine, bo bylo niedrogo i chlop nie zdzieral… a jak sie dowiedzial, ze mama ma nas 3 dzieciakow, to za ten pierwszy kawalek co to dal mamie darmo nie wzial pieniedzy.

    Potem od czasu do czasu tez kupowala od niego te wolowine, bo on nia handlowal… ogolnie to do dzis lubie wolowine, ale teraz dobra wolowina jest potwornie droga… i to jest feler.

  362. Nie do końca załapałem Twoje liczby. Jesteś zbyt enigmatyczny. A niezależnie od tego, nie jem kurczaków i nic z kury. Taka fantazja albo urojenie. Gospoarze, którzy nie wiedzą, co podać i podają kurę, mają ze mną problem. A zawsze wystarczy zsiadłe mleko z ziemniakami i skwarkami.

  363. Masz racje… nie gotowanych, a parowanych… stad nazwa parnik.

  364. .. nie jem kurczaków i nic kury. Zsiadłe mleko z ziemniakami ! Klękajcie narody !

    Jak to mówią wymowni Angliczanie – low pass !

    Tu nie ma enigmy 🙂

  365. 🙂

    nie ma z czego 🙂

  366. Ja tez tak sie wzdrygalam jak dziadek opowiadal… ale w koncu jak glod albo choroba czlowieka przymusi, to zje on wszystko… no i taka to prawda… i nie ma co sie wypierac jak zaba blota… nie daj Boze, zeby nam sie takie historie przytrafily.

  367. A te durne grupy turystów co łykają jak żaba muł ?

  368. Rajt. Po Mimbusiu ten Misiu.

    Ale znałam Jednego Daltona po Doliwie.

  369. trochę się boję

    D po Doliwie. !

    Nigdy nie powiem, że to z mojej stajni. Ehh !

  370. Borze ! M2M. Muszę wyciąć te sosny co położą kawałek chałupki i płot sąsiadów.

    Ojciec prać ?!

  371. czuję, że tego bym szczególnie polubiła :))

  372. wieczorem wyłączyło się już myślenie 😉 różowy pyszczek, kopytka i ogon Poland China , po mamie świni polskiej, a ciemne cielsko po chińskim tacie

  373. powoli wraca przemysł z tym związany. Rzemieślnicy sprzedają szynkowary, domowe wędzarnie, zrębki wędzarnicze, osłonki, woreczki, termometry, no i całe oprzyrządowanie.

  374. Nie? Szczególnie mentalny spadkobierca szlachty – sarmata Mazower.

  375. Rżnij waść zanim przepisy się zmienią.

  376. Pewno panstwo slyszeli o najdrozszej wolowinie swiata z Kobe.

    https://en.wikipedia.org/wiki/Kobe_beef

    Urban legend glosi, ze zwierzeta sa pojone piwkiem i regularnie masowane, a nawet puszcza sie im muzyke, zeby spedzaly zycie w luksusie, wszystko po to, zeby polepszyc jakosc miesa. No i zeby hamburger w Nowym Jorku z wolowina z Kobe kosztowal 40 dolarow.

  377. Wielu tutaj wypowiadało się na temat żylastości wołowiny. Chciałbym zwrócić uwagę, że u nas wołowiną nazywa się każde mięso z krowy, także z tej mlecznej. Wołowina z prawdziwego gatunku to ta z wołu. Są rasy mięsne nazwijmy to … krów, aby było bardziej zrozumiale. Chociaż to krowa jest odmianą wołów. Zresztą widzieliśmy rysunki. To wołowina z tych mięsnych ras królowała na stołach. To tak jak wieprzowiną nazywać mięso z dzika, ha! Jest takie przysłowie, że chłop je wołowinę, kiedy albo sam jest chory albo krowa chora. Teraz mam nadzieję rozumiecie. Mięso z krów zwłaszcza starych rzeczywiście długo się gotuje i jest żylaste. My w ogóle nie znamy dobrej kuchni. Jemy tuczone mięso wieprzy czy kur. Zauważmy że dawna kuchnia miała mięso wołowe, mięso skopów (kastrowany baran), drób z kapłonów (kastrowany kogut) i ryby, ryby z dobrze prowadzonych stawów. Kuchnia I RON rybami stała. My jemy mięso  z brojlerów i nazywamy to drobiem. Ryby to tylko karpie … Dawna kuchnia polska marynatami stała. Kto dziś marynuje mięso w odpowiednich zalewach … To wszystko wraz dewastacją polskich dworów poszło w siną dal i tylko jakieś mgliste wspomnienie zostało …

  378. To były przepisy. Eh! (copywright by mniszysko) Weż wbij do miski kopę jaj i dziewkę, niech cały dzień pałką uciera do białości.

  379. to prawda, że przez ostatnie dekady był dość prostacki stół mięsny. Jeszcze do tej pory na targu trudno zdobyć kawałek polędwicy nadającej się na kruchego, krwistego steka. A w małych miejscowościach w typowych masarniczych trudno o wołowinę, a co dopiero o wołowinę z wołu a nie krowy. Po powrocie do Polski najbardziej chyba dał w kość brak, albo nikły wybór jagnięciny.

    A o kapłonie – pierwszym mięsie na szlacheckim stole, możemy tylko pomarzyć 🙂

  380. Jeśli wolno jeszcze coś dodać, to wydaje mi się, że ta praca „Handel wołami…” nie jest  przede wszystkim z kategorii kulinariów. Jej odpowiednik za 400 lat, jak ten świat jeszcze z Łaski Bożej będzie istnieć, będzie nosił tytuł „Rozwój handlu ciągnikami rolniczymi w Polsce na początku XXI wieku”.:)

  381. Trochę przesadziłem. Weź dziewkę, niech do miski wbije kopę jaj, doda cukru po uważaniu i uciera pałką dzień cały do białości.

  382. nie wiem czy to w wyniku masowania, czy picia piwa, ale coś w tych kobeńskich wołach jest. Może puszczają im Chopina? Smak został do dzisiaj, ale ze względu na cenę było nie warto ponawiać doświadczenia

  383. wcześniej mowa była o tym czym karmione są świnki,

    woły również same siebie zjadają, zagryzając GMO. To była norma, a dopiero jak odchodzą od takiej karmy, to się głośno chwalą

    https://www.pb.pl/mleczarze-bez-genetycznej-modyfikacji-855134

  384. może chodziło (w bulli) o zwierzęta padłe, czyli te, które były chore.

    Przy okazji, Templariusze, Joannici i „Krzyzacy”, gdy jeszcze stacjonowali w Ziemi Swietej, mieli potęzna przewagę nad jazda saraceńska, gdyż ich konie, wielkie europejskie bojowe rumaki były dwa razy cięższe od drobnych koników arabskich.

    No i te giganty mogły bez trudu udźwignąć  równie potężnych jeźdźców, na dodatek zakutych w zbroję. Starcie frontalne z taka jazda było niczym zderzenie pieszego z lokomotywą, dlatego Saraceni zaczeli unikać  tego rodzaju prowadzenia bitew.

    Strzelali z łuków z daleka , celując właśnie w konie. Gdy konie padły, śmiertelnie skuteczna  machina wojenna zbrojnych zakonników przestawała być groźna. Bez koni,
    w upale, musieli porzucać pancerze. A Saraceni nadal przecież  naswoich  koniach  razili ich z dystansu strzałami. Tak wyglądała bitwa pod Hattin, miejsce decydującej klęski Templariuszy w Ziemi Świętej.

    Bo te wielkie konie trzeba było ściągać zza morza, gdyż lokalne były zbyt delikatne. A to wymagało fatygi, czasu i pieniędzy. Jeśli z pieniędzmi zakonnicy nie mieli zbyt dużego problemu, to reszta uwarunkowań 'logistycznych” skazywała ich na porażkę. Dlatego, gdy Saraceni zaczęli stosować opisaną taktykę (oddziały  Saladyna), zakonnicy  bronili się głównie w warowniach, unikając walk w otwartym terenie. No i pozostawało  jedynie kwestią czasu, kiedy zakonnicy, skazani tylko na dostawy zaopatrzenia drogą morską, będą zmuszeni do opuszczenia  Ziemi Świętej.

  385. U mnie ma dobrą. Ale ja wywodzę się z Tatarów.

  386. wszystko jest względne, a w szczególnosci jest to  uzależnione od tego,  ile czasu przedtem się głodowało.

  387. Terry Butcher (rocznik 1958)

  388. W Wietnamie podczas wojny przysmakiem były szczury (takie wodne, co pływają po polach ryżowych). Prawie je wytrzebiono na potrzeby kulinarne Viet-Congu.

  389. Ziemniaki z parnika są bardzo dobre, trochę przypominają pieczone. Starałam się czatowac, kiedy babcia w połowie dnia, będzie przygotowywać jedzenie dla świń. Musiała trochę odczekać,  aż upatrze sobie zgrabnego kartofelka, a potem zjadałam go z odrobiną soli.

    Na koniec wakacji, tak jak i na początku, odbywało się publiczne, rodzinne ważenie wnuczek na „świńskiej” wadze. Babcia z dziadkiem byli dumni, jak wnuczki wyjeżdżaly do domu o trzy kilo cięższe.

  390. No, wlasnie wydaje mi sie, ze przekonanie o „zylastosci” wynika tez troche, a moze przede wszystkim, z niklej umiejetnosci przygotowywania takiego miesa. Nie mowiac o wczesniejszej obrobce, poddawaniu kruszeniu, itd. I fakt, komuna potwornie nas zubozyla, nieliczni zdazyli przekazac praktyczne umiejetnosci kolejnym pokoleniom.

    Pare praktycznych porad gdyby ktos byl zainteresowany:)

    http://www.poradnikrestauratora.com.pl/wolowina-fakty-mity-stereotypy

  391. Jak już tak w czambuł potępiacie, to przypomnę, że Klub Jagielloński stworzył np. aplikację Pola.

  392. Kiedy jeszcze czytałam Przekrój, zawsze na ostatniej stronie był przepis kulinarny. W latach 80-tych badzo mnie ubawiła nazwa potrawy: „wymię wołowe”. Antycypacja gender w kuchni.

  393. Aplikacja Pola jest niezla (korzystalam), ale jak to sie ma do krytykowanego wyzej artykulu Piotra Wojcika?

  394. Rany, OD Doliwy! Sorry, noc była i najwyraźniej zmęczenie mnie powaliło. Dalton od Doliwy. Ojca nie pamiętam. To arab był, dość mały.

    Na dodatek, ponieważ znam jednego faceta herbu Doliwa, przeto zapytałam, czy on przypadkiem nie miał jakichś koni na boku…

    😉

  395. Już kombinują na odwyrtkę z drzewami. Ci rządzący dżentelmeni nabiału nie mają. Gdy chciałam ściąć sosnę smolną, piękną, ale która rozwalała mi mur domy, musiałam mieć ORZECZENIE z urzędu. Więc musiało zebrać się kilka dup komisyjnie i orzekać o drzewie, którego nawet nie widzieli. Zbierali się za moje podatki, a sosnę wycinałam za własne pieniądze.

  396. Jeden bywalec opowiadał mi o tych kotletach – ponoć pyszne.

  397. Ja znam: weź kapłonów dwanaście etc..

  398. Pulardy. Jeszcze pulardy.

  399. Tadziu, to o babie muślinowej, wielkanocnej. Babie, nie dziewce podkuchennej 😉

  400. Jeszcze było tak, że to bodaj templariusze walczyli z grzbietu końskiego po dwóch?

  401. Jeśli pod jednym z nich już padł koń, to mogło tak być.

    Zwłaszcza w jakichś potyczkach w odwrocie.

    Konie bojowe używane przez zmilitaryzowane  zakony  były towarem mocno deficytowym i  dosyć kłopotliwym  w kwestii ich zastąpienia.

  402. Ktoś przecież bronił i walczył o te tezy przybite do bramy stoczni żywcem wyjęte z Marksa (i do dziś walczy)

  403. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba nie chodziło o taką sytuację, o której piszesz.

    Mam: https://pl.wikipedia.org/wiki/Templariusze

    – zerknij na pieczęć i jej opis.

  404. gorąco polecam

    Barbara Frale  – „Templariusze”

    Świat Książki –  2008 r.

  405. „Staropolska kuchnia dworska była niesłychanie wymyślna, chyba biła pod tym względem francuską. Kiedyś podczas Nocy Muzeów rozdawali kopie stron starych polskich książek, np kucharskich. Był tam przepis na pawia smażonego żywcem, podany na stół miał się trochę jeszcze ruszać. Było też coś takiego jak „Kapłon nalany octem na żywca”

    To ogromnie obrzydliwe! Pozostaje mieć nadzieję, że papier jest cierpliwy i taki przepis w książce mógł być zawarty, ale w praktyce nie stosowano tych tortur w kuchni!

    Kapłon zalany octem na żywca, przypomina niestety cierpienia współczesnych gęsi nadziewanych paszą na siłę przez rury w gardłach, bo są ludzie, którzy się nie cofną przed

    rozdętą wątróbką, zwaną z cudzoziemska foie gras.

  406. Jeżeli jest w bibliotece, to łyknę z przyjemnością. Ale najsampierw muszę wyrychtować auto, coby do biblioteki dojechać. Co potrwa. Ale wpisuję tytuł do karnecika.

  407. To jest wazne co Mniszysko napisal… ja sie na wolach nie znam, ale wiem, ze dziadek trzymal krowy i to glownie mleczne, takie mialo-czarne…mleko to byla podstawa… ja jestem wychowana na mleku… i spozywalam je w kazdej postaci… zsiadle mleko bylo takie, ze je babcia kroila do kartofelkow ze skwarkami i koperkiem albo majerankiem… ser bialy, maslo, smietana z reki  babci to byly najlepsze delicje pod sloncem. W moim rodzinnym domu do konca lat 80-tych nie kupowalo sie nabialu… w ogole, wszystko bylo swoje… potem zaczelo sie to zmieniac… ale do dzis kazdego roku moja mama trzyma 15 kur niosek… takze jajko jest swoje… a i kure tez sie je… i rosolek z niej ze swoimi kluskami tez jest super. Maka tez zawsze byla swoja mielona we mlynie w Kopytowie kolo Blonia, ale juz sie skonczylo… mlynarz musial kilka lat temu zamknac mlyn, bo tak go „lobuzerska konkurencja” nachodzila… ale budynek jeszcze stoi na placu zaraz przy szosie poznanskiej… moze kiedys synowie jego „reaktywuja”… trudno powiedziec… z tego co pamietam to mlynarz mial roboty „po uszy”… nawet w niedziele bylo u niego otwarte…

    … a wolowina, ktora ten chlop latami wozil i sprzedawal „z wozu”… to naturalnie, ze byla to wolowina z bardzo mlodych krow, ale byla bardzo dobra, bo chlop mial wielu klientow… potem dorobil sie budy gdzies przy Wolumenie w Warszawie… moze nawet i do dzisiaj nia handluje.

    Jesli chodzi o te cale kaplony czy skopy… to ja tego akurat, prosze Ojca wcale nawet nie znam… i ma Ojciec racje, ze to wraz z dewastacja polskich dworow poszlo w sina dal… zostalo tylko wspomnienie… i gdzieniegdzie jakies namiastki… to wszystko wymaga duzej dbalosci i ciaglego chodzenia kolo zwierzyny, wymaga czasu, pracy… ale dobrze, ze ludzie sie garna i robia zywnosc dawnymi sposobami… bo truja nas juz na zywca!

    Kiedys, zanim wyjechalam do Francji i zyl tata, trzymalismy prosiaka, kaczki, 2-3 gesi, tylez indykow, kroliki… i miesa praktycznie dokupywalismy niewiele… ryby dostawalismy od rodziny… w domu byly 2 wielkie zamrazary…

    … i tak jest do dzisiaj… moja mama… teraz ja mamy wpojone od dziecka, ze „glod” zawsze moze wrocic… ze ludzie beda truci… ja te rodzinne rozmowy pamietam tak… jakby to bylo wczoraj… a dzis po lekturze tworczosci Gospodarza, po obserwacji swiata i ludzi, po wielu rozmowach… zaczynaja „strugac” nam GLOD !!!… historia zatacza kolo.

    Kto zapobiegliwy, pracowity i kawalek pola ma… to zawsze lepiej czy gorzej, ale sobie zaradzi… wiadomo, ze odbudowac to co zostalo swiadomie zaprzepaszczone bedzie trudno… ale trzeba probowac… krok po kroku… wlasciwa formacja i podejscie do zycia… bo socjalizm to utopia i w koncu katastrofa!

  408. „… potem mi powiedziala, ze odkad zaczeli pracowac na poczcie ludzie sezonowi… sporo Ukraincow… tak zaczely sie… reklamacje klientow…”

    Paris, a teraz nasz rząd podpisał umowę i w sortowaniu przesyłek będą pomagać Poczcie Polskiej więźniowie z okolicznych więzień.  Byłam bardzo zdumiona, ale w stosunku do „ludzi sezonowych z Ukrainy” to może być nawet zwrot na lepsze. :))

  409. Dobre!

    Nas… tzn. mnie, siostry i brata dziadkowie nie wazyli… ale jak po 5-6 tygodniach nie widzenia sie z rodzicami dziadek nas odwozil do domu… to mama nas poznac nie mogla…

    … a na kartofle z parnika to czekalismy jak… herody… ja nieraz sie poparzylam, bo tak sie przepychalismy kto pierwszy… takie karofelki… gorace, z sola i z maselkiem co az po brodzie cieklo… byly przepyszne!

    Ach… mniam, mniam…

  410. I to jest bardzo wielki blad !!!

    Najpierw powinna byc praca dla Polakow… potem ewentualnie dla Ukraincow… a dla wiezniow to juz w ostatecznosci…

    … kara ma byc kara… a nie zeby wiezien sobie jeszcze dorabial!

  411. Nie, absolutnie chodziło o zakaz jedzenia koniny z pól bitewnych. Kiedyś wyjaśniano mi, jakie trujące substancje wydalają się do mięśni zwierzęcia w stresie.

  412. Stąd też i dziczyzna jest zdrowsza – celny strzał na komorę i szlus. O tej całej chemii i farmacji hodowlanej nie wspominając.

  413. moim zdaniem to jest jakiś rodzaj przekłamania (nadinterpretacji).

    Wygląda bardziej na współczesne „teoretyzowanie” zza biurka.

  414. Może np. dotyczyło to bitew, gdzie były używane strzały z zatrutymi grotami.

    Itede, itepe.

  415. W bibliotece?

    A gdzie jest  taka biblioteka?

    W 99 procentach bibliotek nie znają nazwiska autorki, a co dopiero tytułów  jej publikacji.

  416. OK. ale… w mojej bibliotece, gdy wspomniałam o „Wojnie o pieniądz”, której to książki nie mieli, panie zapisały tytuł i autora i uwzględniły w zamówieniu /zakupy/. No i są w stanie poszukiwać dla nie książek po filiach – poprzez komputer. Ale do filii po książkę to już muszę sama się pofatygować. A teraz auto kaput i tak.

  417. Chciałbym serdecznie podziękować za tego bloga.

    W temacie wołowiny: przez 10 lat mieszkaliśmy (w bloku) z psem (z Bordeaux). Była wielka, ale wymagania miała skromne. Gdy miała lat siedem, zaczęła łysieć. To było na wiosnę. Karmiliśmy suchym – nie najtańszym. Przyszło lato i wyjechaliśmy do chałupki. Sąsiad był w posiadaniu trzech dość dużych psów. Żona spytała: czym je karmi ? To nie wiecie ?! Wołowiną. W okolicy jest rozbieralnia tegoż, gdzie można kupić te wszystkie „odpadki”, świeże i tanio. Po wakacjach jak pies przyjechał do Warszawy, to sąsiedzi po przywitaniu zauważali „o macie nowego psa”.

    Dog de Bordeaux, zwany też „psem rzeźniczym”. Teraz to sobie przypomniałem.

  418. hah. No to tak, jak ja…

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.