kw. 032019
 

Koledzy wspomnieli wczoraj o imionach swoich synów – Zawisza i Ziemowit. To piękne imiona i one są wyrazem szczerego patriotyzmu. Ja jednak zainspirowany ich wpisami, a także pewną informacją, która przeleciała jak meteor przez portal WP zacząłem się zastanawiać skąd się wziął w ogóle polski patriotyzm, czym on się różni od patriotyzmu, na przykład, francuskiego, a także co ożywia ducha polskiej armii.

Zacznę może od tego Zawiszy. Jestem przekonany, że trzeba przeprowadzić w jego sprawie gruntowne śledztwo, albowiem hagady, które krążą na jego temat są dalece niedoskonałe i nawet nie za bardzo ciekawe. Człowiek pozostawiony przez cesarza Zygmunta po tureckiej stronie Dunaju, najwyraźniej z jakąś misją, zostaje zamordowany w okolicznościach, zwanych potocznie malowniczymi i dramatycznymi, choć intuicja podpowiada nam, że one wcale takie być nie musiały. Człowiek ten jest symbolem polskiego patriotyzmu, rycerskości i innych ważnych dla mężczyzny cech. Stawia się go za wzór harcerzom, ale nie ma on w Polsce ani jednego pomnika. Jestem także pewien, że taki pomnik, gdyby ktoś próbował go postawić zostałby natychmiast oprotestowany. To wiele mówi o autentycznym duchu polskiego patriotyzmu, który jest głupawy z natury i z natury nie zabiera się za narzędzia poznania prawdy. O wiele łatwiej wyraża się w powtarzaniu gotowych formułek spreparowanych przez nie wiadomo kogo. Brak zaś refleksji nad wszystkim właściwie jest jego cechą immanentną. Dlaczego człowiek taki jak Zawisza z Garbowa, osobistość niezwykła i tajemnicza, nie doczekał się w Polsce pomnika, ani nawet żadnego solidnego opracowania, które rzuciłoby światło na epokę, w której żył i na niego samego? Ja wiem, że jest jakaś nędzna biografia dla dorosłych i kilka emocjonalnych preparatów dla dzieci, ale przecież nie o to chodzi. Trochę lepiej jest z tym Ziemowitem, ale tylko dlatego, że on w całości pozostaje w sferze legendy i nie ma się do czego przyczepić bez gruntowej weryfikacji realiów epoki. Ta zaś następuje powoli dzięki książkom takim jak „Srebro i władza”. Nie ma jednak żadnych szans, by treści te przeniknęły do masowej wyobraźni, a to z kolei rodzi pytanie – skoro nauka i jej osiągnięcia nie mają znaczenia dla propagandy, po cóż krajowi i jego rządcom akademia? I po cóż im ta propaganda? Odpowiedź na to pytanie stawia kwestie patriotyzmu polskiego w jeszcze gorszym świetle niż interpretacje historii Zawiszy z Garbowa. A co za tym idzie stawia przed nami tutaj serię problemów, z którymi musimy się zmierzyć, żeby nie oszaleć i nie dać się zwyczajnie okantować. Skąd się wziął polski patriotyzm? Moja ocena będzie druzgocąca. Uważam bowiem, że on się wziął wprost z salonu Nowosilcowa. Ta forma patriotyzmu, którą znamy i kultywujemy na poziomie państwa i mediów ma swoje źródło w salonie Nowosilcowa. Wcześniej bowiem patriotyzm był czymś zupełnie innym. O co innego też chodziło Polakom. Nie była ta wcześniejsza strategia doskonała, ale dawała szansę na przetrwanie. Patriotyzm rodem z salonu Nowosilcowa takiej szansy nie daje. My tego nie rozumiemy, albowiem formuły w jakich on jest rozprzestrzeniany są dla wielu bardzo uwodzicielskie, a zawarte w nim elementy autodegradacji przemienionej w wybraństwo, stanowią treść życia całych pokoleń. Nośnikami treści wyprodukowanych w salonie Nowosilcowa są wiersze poetów romantycznych. Nie ma w tych wierszach nic o własności, niewiele mówi się o Kościele, ale za to emocji i wzmożenia jest bardzo dużo, podobnie jak sfingowanej gotowości na śmierć za ojczyznę. Sfingowanej powtarzam, albowiem gotowość na śmierć, nigdy nie powoduje żadnych politycznych cudów, o czym notorycznie zapominamy. W momencie tym dochodzimy do drugiej zasygnalizowanej tu kwestii, czyli do ducha polskiej armii. Przez wiele lat był ów duch tym właśnie, o czym wspomniałem wyżej – kłębkiem emocji, które miały oswoić żołnierzy i oficerów z nieuchronną śmiercią. Wziął się ów kłębek wprost z poezji, a kształtów realnych nabrał nie w czasie walk bynajmniej, ale w czasie akcji bojówek PPS, które przekształciły się w armię. Armia ta została, już u swego zarania skazana na zagładę i zapomnienie, o czym nikt nie wiedział i z czego nikt nie zdawał sobie sprawy, a to z tego względu, że polski patriotyzm stroni od narzędzi poznania prawdy, za to z wielką atencją zajmuje się budowaniem różnych eleganckich dekoracji, stanowiących oprawę masowych i pojedynczych śmierci. Duch armii przedwojennej, armii wyrosłej z tradycji bojówkarskich posklejanych poezją romantyczną został unieważniony przez komunę, która wprowadziła do armii polskiej innego ducha – ducha imperium. Ono zaś, jak za cara, tak i za sekretarzy, opierało się na wierności ludu. Kwestia wierności więc i to właśnie ludowej, była dla nowej armii najważniejsza. Nie kwestie polityczne, nie kwestie strategiczne ale emocjonalne, jak poprzednio, tyle, że lansowane w innych rejestrach. Ktoś powie, że zawsze tak jest, wszyscy żołnierze i oficerowie muszą być trochę oszukiwani, żeby lżej znosić służbę. Nie zawsze tak jest, a nawet jeśli to można całą kulturę armii zbudować w oparciu o inne, bezpieczniejsze jakości i gawędy. Armia francuska przez całe stulecia walczyła w krajach obcych, a jej duch ożywiany był przez historię Joanny i jej epoki, która nauczyła Francuzów jednego – nie prowadzimy wojny u siebie, wynosimy ją do sąsiadów. I to był dobry sposób. On jest dobry nawet dzisiaj, w czasie kiedy Francja nie jest już tym czym była dawniej. Armia niemiecka ożywiana jest duchem miejskich bojówek, ceklarzy i cesarskich knechtów łączących się w zbrojne bandy, które łatwo można połączyć w całkiem zgrabne związki taktyczne. Te zaś były już gotową podbudową dla tronu nowych dynastii. Jeśli zaś przyszła taka potrzeba, całe towarzystwo dało się jednym rozkazem rozpuścić, nie do domów bynajmniej, ale do fabryk i kopalń. O armii brytyjskiej, która jest funkcją operacji dyskontowych szkoda nawet gadać.

No, ale jak wygląda dziś duch armii polskiej? Słabo. Media próbują nam wmówić, że jest to prawie ten sam duch, co przed wojną, nie rozumiejąc jak fatalna była tamta sytuacja i z jak głębokiego niezrozumienia polityki wypływała. Realia, o których coś tam czasem słyszymy, mówią nam coś innego zgoła. Intuicja zaś podpowiada nam, że armia polska dziś to tak samo jak za komuny część armii imperialnej, ale innego już imperium. I nie może być inaczej, albowiem II wojna światowa, a potem komuna wprowadziły do obiegu, rzadko w Polsce używane pojęcie służące określaniu rzeczywistej funkcji armii, pojęcie zasobu. Armie małych krajów, nie posiadających doktryny i nie robiących poważnej polityki, to zasób sił globalnych. Dokładnie tak samo, jak zasobem imperium rosyjskiego była armia Królestwa Kongresowego, tyle, że w zwiększonej skali. Duch armii to nie tylko patriotyczne wzmożenie, ale także degeneracja, towarzysząca wielkim gromadom ludzi, którzy skazani są bez przerwy na swoje towarzystwo, a przy tym zmuszeni do wykonywania upokarzających nieraz obowiązków. Setki stron zapełnione są opisami patologii koszarowych, opisywanych już to z humorem już to ze zgrozą. Najważniejszą patologią dotykającą armię dzisiaj, jest moim zdaniem patologiczne skąpstwo oficerów. To jest rzecz legendarna, o której można by nakręcić serial. Jeśli do tego dołożymy patologiczne niezrozumienie okoliczności i różne szajby osobiste uzyskamy obraz wyostrzony i ciekawy, który będzie można sprzedawać stacjom telewizyjnym za uczciwe pieniądze. Będzie jednak gorzej. Oto wczoraj na WP pojawiła się informacja o tym, że 55 letni żołnierz z Gdańska został parę lat temu, w czasie alkoholowej libacji zgwałcony przez kolegę za pomocą butelki po wódce. On to niby jakoś przeżył, ale dziś koledzy się z niego nabijają, a ten co mu tę butelkę wsadził, wysyła doń obraźliwe sms-y. W związku z powyższym pan ten idzie do sądu. To jest moim zdaniem dość znamienne, że wszyscy ci ludzie nadal pozostają w służbie. Bo świadczy ów fakt o tym, że wojsko nie nadaje się dziś do niczego, o tym zaś by godzić się na jakąś śmierć, albo znosić ciężkie przesłuchania, nie może być nawet mowy. Może się zdarzyć, że za parę lat zatęsknimy za patologicznym skąpstwem oficerów, albowiem kojarzyć się nam ono będzie z męską stanowczością i w ogóle z podejmowaniem jakichś drastycznych decyzji – nie kupię sobie nowej czapki na zimę, będę łaził bez…cóż za poświęcenie. Proszę Państwa, mam wrażenie, że my wszyscy tutaj, wychowaliśmy się na wzorach kultury japońskiej, a pojęcie godności jest ciągle jakoś tam w nas żywe. To jednak co widzimy wokół zaczyna być po prostu przerażające. Dość przypomnieć sfingowane samobójstwo prokuratora Przybyła. No i tę nową sprawę z butelką w roli głównej. Ponoć, jak chce legenda, przedwojenny oficer, który puścił bąka w towarzystwie musiał popełnić samobójstwo. Nie wierzę w to, ale takie opowieści krążyły wśród ludu dawniej. A cóż dopiero mówić o cesarskiej armii japońskiej? Czy to się w ogóle da zmienić? Nie sądzę. Bez wielkich przeobrażeń, w skali kontynentu, bez wyzwań i nowych narracji, w których wychowana zostanie młodzież męska, nie może być o tym mowy. Te zaś muszą być produkowane nie z myślą o masowych grobach i bohaterskich zgonach na barykadach, ale o tym, by armia defilowała po ulicach, opromieniona chwałą, by biły bębny, a wojna toczyła się daleko od naszych granic. Przebudowę patriotycznych hagad proponuję zacząć od serii demaskacji historycznych, a następnie od zbiórki pieniędzy na pomnik Zawiszy z Garbowa. Myślę, że trzeba go postawić w Puławach. Zamiast płacić składki na partię Korwina lepiej wrzucić grosik na budowę pomnika Zawiszy. Tylko jakiś komitet tej budowy by się przydał. Co o tym sądzicie?

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl

  16 komentarzy do “O źródłach polskiego patriotyzmu i duchu polskiej armii”

  1. Kilka lat temu prowadziłem mediację między dwoma podoficerami wojska. Na dyskotece startowali do tej samej kobiety, ale tylko jeden z nich był absztyfikantem na serio. Drugi chciał „się dostać do pudełka. Odkryć tajemnicę słodką. Delikatnie zdjąć złotko”, ale bez koniecznego nakładu sił i środków. Zatem konkurent walnął go w mordę i dostał bombonierkę. Tamten nie oddał, lecz poleciał ze skargą do prokuratora. Co za hańba, co za wstyd.

  2. Jaka estetyka pomnika? Nasi rzeźbiarze mają z tym kłopot. No pomnik postaci nie może tak wyglądać jak Krzywicki w Płocku, czy Waryński w Puławach. Krzywicki w Płocku stylizowany jest wg mnie na Marcina Lutra, a Waryński w Puławach nie wiem na kogo, na jakąś wycofaną osobowość.

    A kto ma ten pomnik zrobić, pan Rektor ?

  3. Na temat Zawiszy wpadło mi w ręce swego czasu takie opracowanie (czytadło): http://lubimyczytac.pl/cykl/20317/zawisza-czarny – nie wiem na ile kompetentne ale ukazuje postać na tle ówczesnej Europy.

  4. Waryński w Puławach stylizowany jest na Jacka Santorskiego

  5. Obawiam się, że to tania beletrystyka

  6. Ciekawi mnie skąd np. taki Karolak, czy Lis będą wiedzieć, że należy pluć na powstanie pomnika Zawiszy ? Kto im da cynk ? W innych stolicach jest od setek lat jakaś księga zakazanych patriotów Polski ? Wszystkie poważne państwa mające w swoim interesie trzymać nasz naród za twarz wszystko o Polsce wiedzą, tylko my jesteśmy błędnie edukowani? Oczywiście będą promować choćby pomnik Kościuszki.

  7. To biurokraci w mundurach a nie Zawisza .Nie lubią się napie….lać to do kogo plecą na skargę na wojence?

  8. Tak właśnie, tylko my jesteśmy błędnie edukowani

  9. >Zawisza z Garbowa, osobistość niezwykła i tajemnicza…

    Od dziś jego imię nosi pomnik w salonie mego wnuczka

  10. Chciałbym, by mój wnuczek mógł kiedyś przeczytać uczciwą książkę o Zawiszy Czarnym „rycerzu bez skazy i trwogi”.

    Według Antoniego Prochaski: „… żywy pociąg rycerskiej duszy, sława i chwała rycerza chrześcijaństwa wprawiała go w zachwyt i zapalała do czynów bohaterskich”.

    Ale to dla poetów za mało.

    W śpiewach historycznych Niemcewicz pisze:

    Rzekł: „Zawisza nie uchodzi; 'Ci co się zlękli, ci mogą uciekać, „Polacy wolą chlubnej śmierci czekać”.

    Według Artura Górskiego w „Zawiszy Czarnym” Słowackiego „prawie nic się nie dzieje poza nastrojem duszy i przepływających przez nią uczuć”. Ofiarami z takich ludzi żyje naród, ich „łzy ogromne i męki niespania” okupują jego spokój, ochraniają ziemię.

    A za to Kazimierz Przerwa-Tetmajer w roku 1901 daje upust swym fantazjom: przedstawia odbywającą się w duszy Zawiszy metamorfozę, która go z „błędnego rycerza goniącego za sławą, miłością i własnem szczęściem, przemienia w bohatera idei i bojownika o szczęście narodu”. W tak postępackim dramacie nie mogło zabraknąć nikczemnego księdza, który zrobi wszystko, by zostać kardynałem.

  11. W dzisiejszym świecie rolę pomników pełnią już filmy.

  12. Pan Rektor? – nie! ale Mistrz Andrzej PITYŃSKI wydaje się odpowiednim wykonawcą.

  13. Właściwym miejscem umieszczenia takiego pomnika może być plac przed kościołem franciszkanów w Krakowie gdzie w roku 1428 odbył się symboliczny pogrzeb Zawiszy.

  14. ale to chyba Jego, skrytykowano za  pomnik wołyński, było tam w tej pomnikowej wizji dużo różnych szczegółów nawiązujących do bandytyzmu UPA i jakoś w tych szczegółach zatarła się właściwa wymowa pomnika – ja tak zrozumiałam krytykę tamtego dzieła. Natomiast postać Zawiszy Czarnego może być wykonana świetnie.

  15. Dlaczego pomnik w Puławach? Zawisza Czarny był z Garbowa ale nie tego koło Puław tylko tego koło Sandomierza.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.