Był zauważalny już dawno, albowiem teksty dodatków historycznych do popularnych tygodników nie różniły się niczym od portalu pudelek.pl. To było łatwo zauważalne, wielokrotnie łamaliśmy nad tym ręce, a ja wręcz od samego początku swojej niełatwej drogi pisałem, że nie można się imać takich sposobów opisywactwa. Wszystko jak krew w piach.
Ostatnio, jeden po drugim, zdemaskowane zostały trzy teksty – jeden z Do rzeczy, drugi z Discovery, a trzeci z GW. W tym pierwszym autor, który urodził się najpewniej w późnych latach dziewięćdziesiątych, pisze o bitwie pod Poitiers tak straszliwe brednie, w dodatku tak nieznośnym stylem, że jest to w ogóle nie do uwierzenia, a także nie do zacytowania. Najbardziej zaś zaskakujące jest to, że wszyscy ci przemądrzy, wypowiadający się ze swadą na różne tematy redaktorzy z naczelnym – panem Lisickim – na czele, odpowiadającym przecież za to co się w piśmie drukuje, puszczają coś takiego bez lęku, że publiczność będzie oburzona. Żadne oburzenia nie mają już dziś wagi. Resdaktorzy zaś, umocowani na niewidzialnych kołkach wbitych w ścianę poruszają rękami i nogami na dany znak. Na dany znak też otwierają i zamykają usta tworząc w ten sposób opinie. Reszta jest milczeniem.
W kolejnym artykule jakiś idiota napisał, że na średniowiecznej monecie widać głowę Zygmunta III, a w Discovery stało jak byk, że Jan Kazimierz abdykował w roku 1648. Ja tylko przypomnę, że mnie się czepiano, bo machnąłem się o rok w dacie śmierci papieża Juliusza II.
Widzimy więc, że dookoła trwa wesoły oberek, a ci, którzy uważają się za najmędrszych wprowadzają na scenę rzewnych idiotów i czynią z nich swoich następców. I proces ten będzie trwał w najlepsze, dopóki ludzie tacy jak Sławomir Koper, nie zaczną tracić pieniędzy i czytelników. Wtedy rozpocznie się wielka, narodowa debata o jakości publicystyki historycznej. I wezmą w niej udział wszyscy ci, którzy do upadku tej publicystyki przyłożyli rękę, wszyscy ci, którzy zamiast o sprawach ważnych, ciekawych i inspirujących, pisali o dupie Maryni i huzarach, ze szczerym w dodatku przekonaniem, że czynią właściwie. Wezmą w tej debacie udział wszyscy kokieteryjni publicyści, którzy dalej wierzą, że w całej tej promocji historii chodzi wyłącznie o to, by jak najczęściej pokazywała ich telewizja. Prowadził ją będzie redaktor Janicki. Po nie ustaleniu niczego i niezrozumiałej dla widza kłótni, która będzie kłótnią o pieniądze i wpływy, wszyscy rozejdą się do domów i poszukają sobie innych zajęć. Lepiej bowiem, żeby nic nie było na tym rynku niż oni mieliby cokolwiek zmieniać w swojej narracji lub – o nie, o nie! – porzucić dotychczasowe zajęcia. Lepiej, żeby cały rynek publicystyki historycznej, cały rynek książki, łącznie z hurtowniami, zdechł i już nie powstał z martwych.
Dlaczego jak wskazuję tych ludzi jako winnych takiej sytuacji? Bo widzę, że kończą im się tematy, a zaczęły się one też niedawno i nie można jeszcze odgrzewać kotletów, bo publika się zorientuje. Ludzie ci działają w coraz bardziej kompromitujących ich formułach i w coraz krótszych interwałach. Zbyt szybko zużywa się to ich pieprzenie, a „nada” bredzić dalej. I nie ma o czym. Koper za chwile zacznie pisać historię kariery Roxy Węgiel, bo już wszystkie wcześniejsze śpiewające laski opisał. A do niektórych nawet mrugał.
Lisicki, Ziemkiewicz i ludzie z Do rzeczy, weszli już na taki poziom absurdu, że zdaje im się iż telewizja nie może bez nich funkcjonować. Niektórzy wręcz udzielają swoich łask, a niebawem – niczym młody faraon w książce Prusa – będą maluczkim udzielać swej śliny. Kto by się tam przejmował jakimiś tekstami, albo faktami, albo czymkolwiek. Wszystko może się niebawem przecież skończyć. Zacznie się wojna, albo kryzys i na scenę wejdą żołnierze, albo tajniacy i wszystko poukładają inaczej. Tajniacy już tam są, niestety są jeszcze głupsi od Lisickiego. Bo swoje książkowe produkcje przerabiają na seriale puszczane w Netflixie. Sam widziałem – Kolory zła, czerwony. Matko, cóż to za oryginalny pomysł i jaki świeży, przecież już nikt w Polsce nie pamięta Kieślowskiego. Książkę sprzedają w sieci Netto, a na okładce popisał się Severski. Napisał, że świetne i wciągające. „Muj borze”, a my tu się staramy coś o jakimś urzecie barwierskim smarować? Boson pyta Grzegorza Kucharczyka dlaczego cytuje Szymaniaka? Zorientujmy się może wreszcie gdzie jesteśmy. Miejsce to wygląda jak poczekalnia w przychodni rejonowej w połowie lat dziewięćdziesiątych. Tyle, że lekarzy udają kaprale z jednostki wartowniczej. Bawią się stetoskopami i zakładają lusterka laryngologiczne na swoje puste łby. Potem zaś usiłują przemocą zatrzymać pacjentów w budynku, bo ci się już zorientowali co się święci i spieprzają gdzie się da, niektórzy skaczą nawet przez okna. To nie daje do myślenia nikomu. Bo wszystko jest lepsze niż przywrócenie sprawom ich naturalnego porządku i wagi. To co widzimy to władza nad umysłami oddana w ręce kaprali. Ci bowiem, którzy mogliby ją sprawować wolą tego nie czynić. Dlaczego? Albowiem zostali sparaliżowani licznymi propozycjami podnoszącymi ich znaczenie i wagę emitowanych przez nich słów. Zostali wybrani do nic nie robienia, ale nie orientują się, że to jest wstęp do usunięcia ich ze sceny. Władza kaprali bowiem okaże się wygodniejsza i łatwiejsza w obsłudze. Słodkie pierdy Ziemkiewicza zaś i reszty, nie będą nikomu potrzebne.
Stoimy więc sobie w przeczuciu, że nastąpi nowe rozdanie, ktoś wybierze dla nas nowych guru, albowiem ci starszy już się zużyli. I nie podskakują tak energicznie jak dawniej. I spróbujcie teraz powiedzieć tym starym szamanom, że zostali wybrani, że nie mają żadnej własnej zasługi, a skoro nie mają, bardzo łatwo będzie ich ściągnąć ze sceny. To jest dla nich nie do uwierzenia, albowiem najważniejszym złudzeniem, jakie jest w obrocie na całym wielkim rynku treści, jest złudzenie samodzielności.
Skoro tak, to co nam zostaje? Niewiele. Rzekomo naukowy bełkot uniwersytetu i książki w sieciówkach. Wziąłem do ręki, stojąc w Netto, książkę Maxa Czornyja i otworzyłem ją na chybił trafił. Przeczytałem zdanie – jej bransoletki dźwięcznie zadźwięczały. Zamknąłem książkę, ze szczerym postanowieniem, że nie otworzę już nigdy żadnej innej książki w Netto, Biedronce czy innym sklepie sieciowym.
Żyjemy w świecie zaklęć. Autor zaś to ktoś, kto używa ich z mniejszym lub większym wdziękiem wydając przy tym jakieś dźwięki. Jak widzimy Czornyj, mimo że stylizuje się na prawnika z Wall Street po najlepszych szkołach, wdzięku ma tyle, co brudu za pazurami. Z innymi nie jest lepiej. Wszyscy ci ludzie udają kogoś, kim nie są i nigdy nie byli. I wyłącznie z tego są rozliczani. To co piszą, jak piszą i czy ktoś w ogóle te brednie czyta, nie ma najmniejszego znaczenia. No, ale nic to, my musimy robić swoje.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/porwanie-krolewicza-jana-kazimierza-gabriel-maciejewski/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wojna-domowa-w-polsce/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/rob-to-co-dziala-osiaganie-normoglikemii-w-cukrzycy-typu-i/
„Faraon” Prusa to musi być świetna książka – poznaję po tym, że prezydenci jej nie czytają na głos 😉
To jest znakomite spostrzeżenie
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.