wrz 012020
 

Jak co roku zaczął się cyrk wokół Solidarności, organizacji, która nikogo nie interesuje w istocie i służy tylko do tego by uwiarygodnić medialne kreacje polityczne i rozrywkowe. Wałęsa jak co roku rozpoczął objazd świata całego z wykładami i występami melodeklamacyjnymi, a w Rio wystawili figurę Chrystusa ubranego w giezło z napisem Solidarność 1980-2020. Końca tej żenady nie widać. Powtórzę może jeszcze raz – Solidarność nikogo nie obchodzi, a już najmniej młode pokolenie. Dyskusja zaś o obaleniu komunizmu prowadzona w rejestrach, w których zwykle fiksują Macierewicz i Frasyniuk, jest dziś po prostu komiczna. Myślę, że była komiczna również 20 lat temu, ale nikt tego wyraźnie nie dostrzegał, bo nie było internetu.

O tym by świat uwierzył w fenomen „Solidarności”, nie może być mowy, bo świat wierzy w takie organizacje jak OWP, IRA, ETA i Tamilskie Tygrysy. Gawęda więc o tym, że ludzie zajęli stocznie, chwycili się mocno za ręce, pomodlili, wyłonili liderów i pokonali komunę, wywołać może tylko szyderstwo. Jeśli zaś takie reakcji nie widać, to znaczy, że wszyscy są w coś wtajemniczeni i traktują nas jak durniów, których można kantować bez opamiętania. Rząd nasz, obojętnie który, udaje zaś, że czas ten – koniec sierpnia i początek września – to moment wielkich narodowych i ogólnoludzkich wzruszeń. Mnie to jakoś nie wzrusza. Tym mniej, że kiedyś tam, we Wrocławiu usłyszałem historię o tym, że przy Świeradowskiej, po jednej stronie mieszkali opozycjoniści, a po drugiej milicja. Utrzymywanie zaś, że ludzie, którzy przeżyli tamten czas i kłócą się dziś o polityczne imponderabilia, są bohaterami, jest kantem największym. Głównie z tego powodu, że ostatnią jakością, jakieś nam teraz potrzeba są kombatanci i bohaterowie. No, ale nie da się z tym, niestety nic zrobić, bo styropian, choć nie sprężysty, służył, służy i będzie służył, wielu ludziom za trampolinę polityczną i medialną. Rekord w podskoku na styropianie, pobił w tym roku pobił chyba Rosati, który napisał

Solidarność zrodziła się z pragnienia wolności, równości wobec prawa i poczucia wspólnoty. Bohaterami „S” pozostaną na zawsze Lech Wałęsa, Bogdan Borusewicz, Władek Frasyniuk, Zbyszek Janas. Nie uda się Kaczyńskiemu zakłamać historii.

Przypomnę panu ministrowi, że historię zawsze udaje się zakłamać, zawodowo zajmują się tym profesorowie historii, a w praktyce medialnej, wygląda ów proceder tak właśnie, jak on to opisał i wiąże się z nazywaniem Wałęsy, Borusewicza i Frasyniuka Bohaterami. Aż szkoda, że Pyjasa nie wymienił, prawda? No, ale po co psuć nastrój kolegom z partii. Nie ma nawet co mówić o nachalności i bezczelności tego faceta, bo właśnie o to chodzi, żebyśmy mówili. Wtedy można będzie nas wskazać palcem i powiedzieć – o, o to ten, co nie wierzy w bohaterstwo Henryki Krzywonos! Proszę Państwa, sprawy mają się tak – żeby mówić o wolności i wolność tę kultywować, nie można obstawiać projektów oszukanych i pokładać w nich nadziei. To jest bardzo prymitywna pułapka na frajerów. Niestety jej mechanizmu nie rozumie minister Macierewicz, który do końca życia, będzie stawał na baczność na mównicy sejmowej i z błyskiem w jasnym oku, mówił będzie, że jest chory na Polskę. Moim zdaniem on i wszyscy inni chorzy na Polskę, powinni się natychmiast wyleczyć. Tylko wtedy bowiem będziemy mieli jakąś szansę, nie wcześniej. Niech już nikt nie choruje na Polskę i niech nikt nie podnieca się Solidarnością, a o chwytaniu się za ręce i montowaniu jakichś łańcuchów czystych serc, nie może być nawet mowy.

Są dwa rodzaje infekcji związanych z Polską, obydwa dobrze widoczne w telewizji: schizofrenia i syfilis. Ten drugi reprezentuje Henryka Krzywonos, która opowiada o tym, jak wieszała w Gdańsku tęczowe flagi, żeby zagrać komuś na nosie. Ona się podobno nawet sfotografowała w Sejmie z tym panem Margot, który teraz zastąpił w kazamatach pałacu Mostowskich Adama Michnika. Tę pierwszą zaś wszyscy, którzy na dźwięk wyrazu Solidarność zaczynają drżeć na całym ciele i przyczesywać włosy dłonią. Także drżącą. Obydwie dolegliwości atakują najpierw mózg.

Przypomnę, pierwsza Solidarność została założona przez niejakiego Puchiewicza w Królestwie Polskim, jeszcze przez Wielkim Proletaryatem. Ta nasza, do której wszyscy dziś wzdychają była więc nie pierwszą, ale drugą Solidarnością. Powtórzę – trudno przypuścić, by Karol Modzelewski, prymus z wydziału historii, który tę nazwę zaadaptował na potrzeby ruchu robotniczego w roku 1980, nie wiedział o Puchiewiczu. Ta pierwsza Solidarność była ewidentnym falstartem, który przeprowadzono za zgodą, a może i na polecenie ochrany. Puchiewicz zaś był biednym frajerem z gruźlicą, który wymawiał się od strzelania do żandarmów. Aresztowano go szybko, osadzono, potem, po stwierdzeniu, że ma gruźlicę wypuszczono. Zmarł bardzo szybko w okolicznościach niejasnych. Gwiazdą zaś polskiego socjalizmu został Ludwik Waryński, którego druga Solidarność na sztandary wziąć nie mogła z oczywistych względów. Jej symbolem stał się Wałęsa, człowiek do którego pasują wszystkie absolutnie epitety, jakie można sobie wyobrazić, z wyjątkiem wyrazów męczennik za sprawę. Ktoś to zapewne celowo tak urządził, stwarzając w ten sposób propagandową alternatywę – albo męczennicy jak Popiełuszko, albo tacy jak Wałęsa. Takie wybory wykreowała przed naszymi oczami Solidarność. Najważniejszy jednak problem z tą organizacją polega na tym, że jej liderzy usiłują utrzymać w pionie tę dawną, obozową w istocie hierarchię, która – z niewiadomych przyczyn – ma obowiązywać także nas. Choćbyśmy nie wiem co robili i jak się starali i tak nie mamy szans znaleźć się tam gdzie oni, bo nie byliśmy w Solidarności. Z hierarchiami jednak, zawsze jest tak, że muszą mieć one jakieś gwarancje. Inaczej się rozlecą. Solidarność została rozparcelowana po tak zwanym obaleniu komunizmu, a teraz mamy dwie postsolidarnościowe hierarchie, które się zwalczają. Kto daje im gwarancje? I czy te gwarancje są do czegoś potrzebne nam, ludziom, których członkowie dawnej Solidarności nazywają, czasem z przekąsem, a czasem nie, zwykłymi Polakami. Tak, jakby oni byli w jakiś sposób i dla kogokolwiek, niezwykli.

  33 komentarze do “Po co komu Solidarność?”

  1. Czy się stało czy leżało średniej  emeryturki się dochrapało ☺

  2. Solidarność to Wojtyła i jego ,, nigdy jeden przeciwko drugiemu i jeden drugiego brzemiona noście” reszta to piana.

  3. Solidarność to te 10 milionów ludzi, którzy uwierzyli, że coś da się zmienić. Co zrobiono później to już odrębna historia. Kolega z pracy, który studiował w Gdańsku, powiedział mi tylko jedno, ci co robili przy powielaczu i wąchali farbę nie znaleźli się na kartach historii, nie siedzą w sejmie i tak dalej….. Przypomniało mi się, że od dziadka słyszałem (za głębokiej komuny), że ci co walczyli we wrześniu 1939 roku (mój dziadek też) teraz po szkołach nie chodzą i głupot wam nie opowiadają. Przed wojną też ci co walczyli w powstaniach śląskich siedzieli cicho , najgłośniejsi byli ci co przepustki wypisywali.

  4. Może gdyby ten Rosati użył słów „poczucia wspólnoty penitencjarnej” nabrałoby to sensu?

  5. Zamów sushi z dostawą do domu.

  6. Idea Solidarności nie jest chyba taka znowu nieważna i nikomu niepotrzebna, skoro się musieli tyle napracować, by ją ukatrupić. Teraz też się starają na samo wspomnienie dobijać osikowym kołkiem.

  7. Skoro do Solidarności wstąpiło 10 milionów ludzi, to znaczy, że ona wiązała się z niczym.

  8. W zasadzie to wyczerpuje temat.

  9. Skoro do KK należy 90% ludzi w Polsce, to znaczy, że wiąże się to z niczym?

  10. właśnie wykopałam z rodzinnego archiwum, materiał promocyjny wystawy – Jan  paweł  II człowiek z wolności –

    powiem , że dużo mend przyczepiło się do tego ruchu społecznego, że za dużo było ofiar, że jeden i drugi z wierchuszki S ganiał ze swoją liczną progeniturą między kolejnymi spędami protestujących ludzi , promując się jako dzieciaty i żonaty /swój chłop/ , pamiętam jak przy grobie nieznanego żołnierza śpiewali pieśń konfederatów barskich, grzali chłopcy atmosferę … wyczekali 9 lat, zrobili sobie fotki z kim trzeba i stali się elitą czeciej erpe

  11. No a z czym to się wiąże? Jeśli zacznie się z czymś wiązać, to sławetne 90 % zamieni się w jakieś promile. Wtedy każdy z nas będzie mógł się sprawdzić. Bardzo się tego boję.

  12. i to określenie – właściwe skanalizowanie nastrojów społecznych – bardzo pasuje, zarówno  w odniesieniu do rdzenia wyrazu – kanał  – jak i w odniesieniu do – kanalizacja

    zrobieni w trąbę

    kosmetyczka, rękami drżącymi z przejęcia nad tym, co się teraz w jej kraju dzieje, skarży się że tzw backa ma ludzi na sumieniu, zapytuje mnie czy u nich też będzie taka solidarność jak u nas – powiedziałam że nie wiem

  13. Polska to łatwy kraj. Łatwo jest być katolikiem i bronić wartości, łatwo jest być postępowcem i pluć na nie. Mam wrażenie, że wciąż jesteśmy otoczeni jakąś bańką, która nas broni przed zewnętrzem, a pod nogami mamy ciężarek, który przywraca nas do pionu. Bez względu na to, czy zrobimy coś (jako państwo) mądrego, czy głupiego – i tak będziemy sobie stać. Myślę też, że dlatego właśnie od stu lat stoimy na rozdrożu, czyli w demokracji. Gdy obierzemy jakiś kierunek – zacznie się robić przykro, dla nas.

  14. Kościół to organizacja innego rodzaju

  15. Czytam właśnie „Tomaszowskie za okupacji”. Klęska, śmierć, zniszczenie… a ci broń i amunicję zbierają, organizują się i nie czekają aż im ktoś każe. Polacy to wielki naród i wspaniali ludzie. Jak będzie trzeba, to będzie trzeba zrobić to, co należy.

  16. KK to organizacja innego typu. A bez KK to jakaś „Solidarność” by była?

  17. I jeszcze jedno, nazwy nie wymyślił Modzelewski. Ludzie pisali na murach „solidarność”, „solidarni”, on to potem tylko wykorzystał.

  18. Dlatego Pana juz nie zapraszaja do Pana Orla.Ja Juz sie wyleczylem ,miedzy innymi dzieki Panu! Pozdrawiam!

  19. Tak, on to przyznaje w tym wywiadzie:

    https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1792426,1,jak-wymyslilem-solidarnosc-niepublikowana-rozmowa-z-karolem-modzelewskim.read

    Była też jeszcze Solidarność od cukierków, założona w 1952 r.

    Też czytam teraz Tomaszowskie 🙂

  20. 23 sierpnia w czasie strajku w sierpniu 1980 r. ukazał się 1. numer „Strajkowego Biuletynu Informacyjnego Solidarność”, redagowanego przez Konrada Bielińskiego i Krzysztofa Wyszkowskiego, którym pomagała Ewa Milewicz. Wyszkowski zaproponował, aby biuletyn przyjął nazwę „Solidarność”. 

  21. Książkę się czyta jak powieść sensacyjną.

  22. Solidarność, to ponoszenie odpowiedzialności za czyny, których się nie popełniło.

    Zasadę solidarności mamy w konstytucji i traktatach unijnych.

    Czy entuzjaści solidarności to wiedzą ?

  23. Jest  już zbyt późno bym rozwijał temat (może Coryllus stworzy ponownie okazję), więc zaznaczam jedynie, dlaczego 10 milionów Solidarności to więcej niż 3 miliony jedności robotniczej (PZPR).

    Wasze pieniądze rosną z nami

  24. Może Wałęsa nie jest męczennikiem, ale wyraźnie się męczy, coś go gryzie i coś mu doskwiera, jakby siedział na niewygodnym krześle, i nie jest to tylko Kaczyński.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.