lip 122022
 

Przypuszczam, bo nie wiem tego na pewno, że mało co zmienia się tak wolno i jest tak trwałe, jak schematy operacyjne służb, milicji i policji. Mogłem się o tym przekonać naocznie wczoraj oglądając jeden z odcinków serialu pod tytułem „07 zgłoś się”. Ilość ukrytych w tym obrazie treści, doskonałość komunikacyjna, jaką prezentuje cały serial i jego rola w historii polskiej telewizji, zasługują na osobne studia. Tam jest wszystko. Serial z porucznikiem Borewiczem to propagandowe mistrzostwo świata. Najważniejszy zaś jest w nim porucznik Jaszczuk oraz jego relacja z głównym bohaterem. Już kiedyś o tym pisałem, ale powierzchownie, albowiem nie oglądałem nigdy tego odcinka, który dane mi było obejrzeć wczoraj. Streszczę pokrótce jego treść. Chodzi o to, że starzejący się – ma już 40 lat – artysta cyrkowy udaje inżyniera i rabuje bogatych ludzi, którzy pokątnie zajmują się handlem dolarami i biżuterią. W tej roli obsadzono Karola Strasburgera, który gra tak, jak zawsze, czyli można rzec, że nie byłoby różnicy, gdyby w filmie wystąpił Cheesburger. Nie to jest jednak istotne, nie gra aktorska nas tu dziś pasjonuje, ale warstwa narracyjna odcinka i całego serialu. Inżynier-cyrkowiec ma partnerkę, którą gra ta pani, co jeździła po szkołach z monodramem o narkomanach. Pamiętam ją dokładnie, grała też w spektaklu pod tytułem „Małgosia kontra Małgosia”. Ona chce, żeby cyrkowiec się z nią ożenił, a on ma wahania, albowiem nie jest już najmłodszy. W tle rozgrywa się dramat, albowiem pani ta, która ma dwadzieścia siedem lat, była wcześniej narzeczoną niejakiego Kostka, znanego pasera, który upłynniał fanty różnych ludzi, dorabiających sobie do renty cyrkowca rabunkiem. Kostek nosi fantazyjne zupełnie nazwisko Szczerbic, co zapewne nie jest bez znaczenia i oznacza degenerację starych elit. To jest stały, umieszczony w warstwie podprogowej, element narracji tego serialu. Jest on na tyle jednak wyeksponowany, że tylko silnie nierozgarnięte osoby go nie zauważą. Mamy na przykład scenę, kiedy porucznik Borewicz rozmawia z okradzionym przez bandę księdzem. W trakcie rozmowy ujawnione zostaje, że ksiądz siedział od 1949 roku, albowiem był partyzantem. I nie wierzy on MO, a konkretnie Borewiczowi. Nie chce mu powiedzieć ile dolarów mu ukradli. I na to wchodzi gospodyni księdza, rozpromieniona i napełniona mądrością ludową Ryszarda Hanin. I tu właśnie następuje pomieszanie fikcji z rzeczywistością. Każdy, kto wie kim była Ryszarda Hanin, zrozumie istotny sens obsadzenia jej w roli gospodyni księdza aresztowanego za cichy chód po lesie. Po interwencji gospodyni i jej rzeczowej, a także życiowej przemowie, skierowanej do sympatycznego oficera MO, ksiądz decyduje się jednak ujawnić zrabowaną kwotę i inne szczegóły napadu. Borewicz zaś mówi do niego żartem – porozmawiajmy, jak partyzant z czekistą. I my już powinniśmy uwierzyć, że ani ksiądz nie był prawdziwym partyzantem, ani Borewicz nie jest prawdziwym czekistą. My, to znaczy ludzie, którzy urodzili się dwadzieścia i później lat po wojnie. Co innego starsi, oni z tego dialogu wyciągają inną zupełnie naukę, otrzymują mianowicie ponowne i całkowite potwierdzenie, że Borewicz jak najbardziej jest czekistą, być może nawet gorszym niż ci z roku 1949. Ksiądz zaś nie ma z nim najmniejszych szans, albowiem na plebanii jest cały czas Ryszarda Hanin.

Wracajmy jednak do narracji. Kto handluje dolarami i biżuterią w PRL? Lekarze, to oczywiste, transakcji zaś dokonują oni w lokalach, gdzie skąpo odziane panie, demonstrują swoje wdzięki. Tam właśnie zjawia się rzekomy inżynier ze swoją narzeczoną, która w cyrku wykonuje numer znany jako salto śmierci i tam sfinalizowana zostaje transakcja kupna dwóch egzotycznych klipsów, które w dalszej części filmu zwane będą kolczykami. Nie powinniśmy się tutaj krzywić, albowiem nikt nie jest doskonały, także twórcy tak fantastycznego serialu, jak ten o przygodach porucznika Borewicza. Wcześniej oboje byli w domu lekarza, a ten – stary dureń – pokazał im co gdzie leży. Potem można już było zrobić skok. Coś tam jednak nie zagrało i milicja wpada na trop inżyniera-cyrkowca, a w czasie narad zmierzających do wskazania i aresztowania sprawcy, porucznik Jaszczuk wygłasza swoje umoralniające tyrady. Mają one charakter komiczny, ale ta warstwa narracji, przeznaczona jest dla młodzieży. W rzeczywistości Jaszczuk, który jest siostrzeńcem porucznika Zubka, co jasno wskazuje, że niektóre piony MO nie są wolne od nepotyzmu, zdradza nam, jak opisywane i postrzegane było społeczeństwo PRL, a potem zapewne i odrodzonej Polski przez funkcjonariuszy milicji i SB. Nikt bowiem nie ma wątpliwości kim był wcześniej Zubek i jakimi metodami wciągnął on do służby Jaszczuka. Kiedy słuchamy tego ostatniego zapalają się nam w głowie wszystkie lampki, a różne klapki odskakują tam jedna po drugiej od ściany mózgowia, tak że nawet obecni w pokoju ludzie to słyszą. Jaszczuk nie jest co prawda tak demaskatorski, żeby bez przerwy używać wyrazu „elity”, jednakowoż kilka razy słowo to pada z jego ust. Mamy więc „nowe elity”, „wiadomo jakie elity” i kilka jeszcze wariantów lansowanych bez użycia słowa „elita”. Kiedy skonfrontujemy styl i klasę Jaszczuka z podobnymi wypowiedziami, które wiele znanych nam z nazwiska osób emituje współcześnie, popadając – podobnie jak on – w zamyślenie, tak srogie, że z ekranu zaczyna wiać lodowaty wicher, wszystko staje się jasne. Nie tylko bowiem ten, ale także inne schematy operacyjne, widoczne w serialu „07 zgłoś się” nie zostały odłożone do lamusa. One są w najlepsze eksploatowane dalej, tyle że już nie w filmie, bo nikt by w to nie uwierzył. Przesunięto je do prawdziwego życia i my możemy dziś dokonać wręcz archiwizacji postaw i postaci, które ulepione zostały z tego popiołu, który pozostał po poruczniku Jaszczuku. To jest tak wyraźne i tak jawne, że włosy stają dęba na głowie. Zachęcam to tych klasyfikacji, bo zabawa będzie przednia. Można się także zastanawiać, kto jest dziś porucznikiem Zubkiem, ustawiającym moralnie wzmożonych Jaszczuków na stronach internetowych, w redakcjach i w sejmie.

To jednak jeszcze nie koniec. Bo sprawy nie są aż tak proste, a my lekceważymy zwyczajowo milicję i jej następców. Niesłusznie, albowiem wszyscy chcąc nie chcąc poruszamy się po krzakach silnie przez dawnych i współczesnych funkcjonariuszy spenetrowanych. Oto Borewicz wybiera się do cyrku, żeby zobaczyć to salto mortale w wykonaniu Małgosi kontra Małgosi. Obserwuje występ przez lornetkę, ale nie tylko ze względu na jego niezwykły charakter, ale także przez urodę artystki. O urodzie można dyskutować długo, dla nas ma to znaczenie, ale nie w tym momencie. Ten bowiem jest w serialu jeszcze jednym, nachalnym podkreśleniem, że Borewicz czuły jest na wdzięki pań, co go uczłowiecza znacznie bardziej niż pogadanki z obrabowanym księdzem. Dochodzimy jednak do momentu kulminacyjnego. Oto bowiem porucznik Jaszczuk też jest w cyrku i też ma lornetkę, a jakby tego było mało, zjawił się w tym cyrku z żoną. I teraz uwaga – tę żonę gra Elżbieta Zającówna. Można mieć różne zdanie na temat urody pani Elżbiety, każdy jednak pamięta, że była ona obsadzana w rolach dziewcząt do towarzystwa, tancerek, aktoreczek drugiego planu oraz naiwnych prostytutek. To znaczy takich, które były wykorzystywane przez swoich klientów. Faktu tego pominąć się nie da, tak samo jak nie da się pominąć obecności w tym serialu Ryszardy Hanin. Jeśli w roli żony Jaszczuka obsadzono Elżbietę Zając proszę Państwa, to sytuacja – wówczas w filmie i dziś w rzeczywistości – musi być podporządkowana temu samemu schematowi operacyjnemu. Jego najgłębszym poziomem zaś jest prawda taka oto – ortodoksja porucznika Jaszczuka, tak silnie deklarowana na każdej nasiadówce jest nieautentyczna z istoty. Nie można być bowiem obyczajowym doktrynerem i mieć za żonę kogoś, kogo gra Elżbieta Zając. To jest wskazówka jawna i bardzo czytelna dla osób doświadczonych. Dla młodzieży jednak scenarzysta przeznaczył inny frykas. Oto Jaszczuk przedstawia swoją żonę Borewiczowi, a tam, pomiędzy nimi, w pół sekundy, nawiązuje się gorący romans, czemu Jaszczuk nieudolnie usiłuje przeszkodzić. I nie mówcie mi, że milicja nie zatrudniała utalentowanych ludzi. Załatwienie tego wszystkiego w jednym, nie najdłuższym odcinku serialu, to jest majstersztyk.

Założyliśmy na początku, że schematy operacyjne służb, milicji i policji są trwalsze niż piramidy egipskie. I tak musi być w istocie, nie można bowiem zmieniać czegoś co działa i do czego, rok w rok, szkoli się za ciężkie pieniądze różnych słabo rozgarniętych Jaszczuków. Są też zdolni, ale tych, jak wszędzie, jest mniejszość. Jeśli więc serial ten ujawnił przed nami taki schemat, a jestem pewien, że ujawnił, tak jak jestem pewien, że sceny z filmu są dziś stosowane w polityce i kryteriach ulicznych oraz różnych występach, to znaczy, że za wszystkimi kokieteryjnymi ortodoksjami, którymi nas się kusi, stoi jakaś Elżbieta Zając. Nie może być inaczej, albowiem gdyby było, ortodoksje te pozostawałby poza kontrolą. No i w ogóle nie byłby ortodoksjami. Nikt bowiem autentyczny nie czuje przymusu wygłaszania kwestii pasujących do milicyjnych narad z serialu „07 zgłoś się”, a jednak ciągle je słyszymy.

Na koniec opowiem jeszcze, jak skończył się ten odcinek. Oto Karol Cheesburger zamordował Szczerbica, albowiem wcześniej udała się do niego Małgosia kontra Małgosia, żeby porozmawiać o życiu, co skończyło się nieujawnioną w serialu sceną seksu. Potem zaś wygadał się jej, będąc pewnym, że go nie sypnie. Ta jednak zaczęła się wahać, przez co – w czasie wykonywania salto mortale – Cheesburger nie dopełnił wszystkich związanych z aranżacją tego numeru formalności. No i Małgosia spadła na trociny z dużej wysokości i z ust wysunął jej się taki plastikowy woreczek z farbą imitującą krew, co miało oznaczać, że umarła. Miała ona w cyrku swojego anioła stróża, starszego pana z wąsem i nosem krzywym tak strasznie, że nawet obecny ambasador Ukrainy w Polsce takiego nie ma. Pan ten, został w pewnym momencie przez jedną z cyrkówek sklasyfikowany jako wielbiciel Piłsudskiego. No i zgadnijcie kto wystawił Borewiczowi Cheesburgera? Jakie to jednak wszystko jest czytelne. Polecam Państwu szczerze ten serial, albowiem na naszych oczach zaczyna się on rozgrywać na nowo. I jest co porównywać, sam porucznik Jaszczuk bowiem, to ledwie fragment większej całości.

  15 komentarzy do “Porucznik Jaszczuk źródłem ortodoksji obyczajowej, a może nawet i religijnej”

  1. dla mnie 07 zgłoś się , to przede wszystkim film w kolorze a ogląda się go jak czarno-biały lub szaro-szary ,że młodzi nie widzą jak zmieniła sie Polska od tamtych dni. Pierwszy odcinek to jest też majstersztyk, walka z gospodarczym podziemiem, gdzie bosowie maja korzenie w okupowanej Polsce i to jeszcze w okresie wojny byli bosami, to dopiero przekaz , przyjeżdża młody z UK (bronił tam ambasady przed …. wychodzeniem pracowników gdzie by chcieli) i walczy z tamtymi co jeszcze za pana Adolfa bosowali ….

    do tego bym dodał Pasikowskiego Psy – gdzie przecież byli dobrzy Z ubki i źli, ale z tymi walczyli Ci dobrzy i Pokłosie z pokłosem czego będziemy przegrewali ….

  2. Dzień dobry. Ano właśnie. Ja po tym poznaję prawdziwą władzę. Po tym, że potrafi wynająć sobie fachowców do czego potrzebuje i ją stać. Nie żebym uważał ówczesne władze PRL za jakąś prawdziwą władzę. MO i SB też nią nie były, ale stały bliżej i brały udział w projektach poważnych. To był jednak spory kraj, spory pieniądz się przelewał i ktoś tego musiał pilnować za należną opłatą, ktoś musiał pilnować tego pilnującego i mieć oko na wszystko. My do dziś nie wiemy kto – a to jest dla mnie dowód, że nic się nie zmieniło, nawet MO po liftingu. Istota jest ta sama, dlatego tak mi się podoba porównanie do piramidy. To tam należy szukać źródeł doktryny i etosu tej organizacji, co może nie musi być widoczne dla byle kogo, ale to niczego nie zmienia. Dla nas ważne jest, byśmy wiedzieli po której stronie nie stać. Lepiej już wybrać się z Mojżeszem na pustynię po przykazania i spróbować żyć według nich, także tych dodanych w Ewangeliach. To jedynie może nas uchronić przed milicyjnymi ortodoksjami, których wszędzie pełno…

  3. Byle się z tego nikomu nie spowiadać

  4. Akurat pierwszych „Psów” bym nie wrzucał do jednego worka z „Pokłosiem” etc – „dobry” to jest tam co najwyżej Młody grany przez Pazurę, Mauer jest takim samym bandziorem jak reszta (ma swoje za uszami, o czym jest mowa otwartym tekstem) tylko ma jakieś resztki zawodowej etyki i to go tak naprawdę ratuje przed ostatecznym stoczeniem się. Dla mnie mega zaletą tego filmu jest pokazanie tego świata (służby) na początku lat 90tych, wydestylowane do świetnych dialogów:

    Polityka to jesteśmy my! Tu na tym wysypisku śmieci! Albo stąd uda nam się wyjść, albo tu zostaniemy na zawsze!

    Ja wiem, że i Linda i Machulski popłynęli potem w dziwne rejony – ale „Psy” naprawdę są ważnym filmem.

  5. 🙂

    fakt, to jedno się zmieniło, choć to zmiana kosmetyczna. Wtedy każdy od kierownika szczotki do zamiatania wzwyż miał swego spowiednika gdzie trzeba, jedni wzywali do spowiedzi, inni chodzili krok w krok za penitentem, ważne, że żaden grzech nie mógł zostać pominięty. Dziś ludzie spowiadają się sami, bez ponaglania, na Twitterze choćby…

  6. ok- młody nigdy nie był Z ubkiem, ale siła propagandy porażająca, dobrze zrobiony film , piękna muzyka, aktorzy którzy jeszcze coś tam grają itp.
    Siła tego filmu polega na tym że dalej go ludzie oglądają , i utrwala obraz dobrego i złego ubka

  7. „Ano właśnie. Ja po tym poznaję prawdziwą władzę. Po tym, że potrafi wynająć sobie fachowców do czego potrzebuje i ją stać. Nie żebym uważał ówczesne władze PRL za jakąś prawdziwą władzę. MO i SB też nią nie były, ale stały bliżej i brały udział w projektach poważnych. To był jednak spory kraj, spory pieniądz się przelewał i ktoś tego musiał pilnować za należną opłatą, ktoś musiał pilnować tego pilnującego i mieć oko na wszystko. „

    Idealne porównanie tamtych PRL-owskich realiów do tych w po okrągłostołowej Polsce, co jest naturalną konsekwencją procesów prowadzących do jej powstania jako hybrydy III RP z PRL-em , czego najostrzejszą egzemplifikacją były rządy chyżego ruja, obfitujące w wydarzenia z udziałem służb, kontynuatorów tych rodem z PRL-u.

  8. Zubek występował też w ,,Przygodach Psa Cywila,, .Grał go Wojciech Pokora.Reżyserem był ten sam Krzysztof Szmagier.

  9. – cóż – „ryży” i cały ten PRL to tylko epizod, długawy, ale jednak. Historia socjalizmu sięga znacznie dalej, choćby niejakiego Zubowa i austriackiego wywiadu sprzed I wojny – Gospodarz pisał o tym sporo. Już wtedy nas urządzili. Potem to już tylko ponure konsekwencje przemyślanej polityki, sami-wiecie-kogo…

  10. Przypomnę, że Jaszczuk był członkiem KC odpowiedzialnym w czasach Gomułki za politykę gospodarczą PRL. Jeżeli scenarzysta wybrał je spośród wszystkich możliwych nazwisk (i wybór ten przeszedł przez cenzurę), to nie mógł być przypadek.

  11. Taka mi się analogia nasuwa ze „Spalonymi słońcem”: film propagandowo-polityczny w stopniu strasznym, ale to się dalej dobrze ogląda – a podobnie jak w przypadku „Psów”, druga część była dużo, dużo gorsza (Pasikowski potem przebił dno kręcąc „Psy 3”, ale to już tylko dla ludzi o naprawdę mocnych nerwach i żołądkach).

    A że ludzie oglądają?  Prawdę powiedziawszy co mają oglądać zamiast tego (jeśli chcą coś po polsku)? Po 2000 polskie kino zaliczyło potworny zjazd jeśli chodzi o jakość, zarówno co do treści jak i formy – w ciągu ostatnich 20 lat to mi się dwa polskie filmy naprawdę podobały: „Zimna wojna” i „Bogowie”.

  12. W serialu występuje Zdzisław Tobiasz. jako major Wołczyk ,w którego gabinecie wokół przepełnionych popielniczek i paru aparatów telefonicznych  odbywają się narady operacyjne. To jest cymes.

    Serial ma tylko pol., ang. i rosyjską stronę w wiki.

    Sam Zdzisław Tobiasz , odznaczany hurtowo medalami w PRL, ma stronę po polsku, po rosyjsku, i w sztucznym języku wolapik. Z. Tobiasz, major Wołczyk, ciągle żyje i ma 96 lat.

  13. Tobiasz jest super, zawsze mi się kojarzył z Davidem Nivenem. Prawie nie do odróżnienia 🙂

  14. 07 zgłoś się – jako wschodnia softwersja Bonda, czyli Johna Dee :), była komunistyczną lemoniadą na spragnione umysły budujących socjalistyczny raj Polaków. Trzeba przyznać, że polskie powojenne kino wnosiło się na chwilowe wyżyny demonstrując kunszt aktorski i operatorski, bardzo dużo z tych produkcji jest niestety zapomniana. Borewicz był kolejną wersją, pokłosiem słodkiej epoki gierkowskiej, lustrzanych kul dyskotek, Novoteli i legenedarnego Borewicza …tfu tfu… Poloneza oczywiście, który w tamtym czasie wyglądał w filmach lepiej od wielu zachodnich bryczek w tej klasie… Słabe to było kino, ale mimochodem zostało kultowym wspomnieniem po tym brokatowym blichtrze i gołych cyckach Cieślakowych blondynek ….

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.