maj 162024
 

Nasze tutejsze dyskusje przesunęły się ostatnio ku kwestiom funkcjonowania dworów oraz werbunku dworaków i ochroniarzy osób panujących. Wypada więc zająć się też współczesnymi dworami i sprawdzić – rzecz jasna na tyle, na ile można – jak one funkcjonują. A także do jakich innych, znanych z przeszłości dworów są podobne.

Zaczniemy od dworu Jarosława Kaczyńskiego, który jest najczęściej omawianą strukturą polityczną w Polsce. Przyczyna tego jest prosta – autorzy dostają zlecenia na opisywanie w najczarniejszych barwach otoczenia Jarosława Kaczyńskiego, a przy tym udają, że czynią to z własnej woli po dogłębnej analizie. Ostatnio z czymś takim wyskoczył Robert Krasowski, który nosi teraz trwałą ondulację, czy też jakieś tłuste loczki, co jasno wskazuje, że jest w samym środku andropauzy. Jak pamiętamy, z moich bardzo zamierzchłych wpisów, pan jest należy do licznego grona osób czynnych w życiu publicznym, które niczego nie potrafią, a jednak ciągle są widoczne. Dawno, dawno temu lansował się na filozofii i poezji. Teraz, kiedy wszystkie maski opadły, został mu tylko Kaczyński. Nie chce mi się oczywiście nawet zaglądać do jego książki, którą lansują wszystkie twitterowe trolle, wskazuję tylko na pewien trend. Bo jest on żywy i trwały. Dramat uczestniczących w nim autorów polega na tym, że w miarę upływu lat, prócz pieniędzy za szkalowanie, chcą oni też sławy, a ta nie nadejdzie. Powodów jest kilka – to co piszą nijak się ma do rzeczywistości – tak wygląda sprawa pierwsza. Druga zaś to niechęć czytelnika do odkrywania po raz kolejny tych samych rewelacji firmowanych innym, przez większość ludzi nieznanym, nazwiskiem.

Dlaczego ludzie nie mogą i nie chcą opisać, jak naprawdę wygląda dwór Jarosława Kaczyńskiego? Bo są zbyt głupi. I nie potrafią tej organizacji z niczym porównać, a to czyni ich opisy wtórnymi i nieatrakcyjnymi. Poza tym są oni przekonani, że gdyby to na nich wskazał prezes i wciągnął ich do polityki, to wszystko w kraju toczyłoby się zupełnie inaczej. W tym miejscu nie można się nawet sarkastycznie uśmiechnąć tak głupkowata jest ta myśl.

Najważniejszym problemem każdego dworu jest rekrutacja. Tę zaś prowadzą ludzie, którzy czasem nazywani są szarymi eminencjami. I oni ją prowadzą w taki sposób, by zadowolić siebie, ale także władcę. To zaś wiąże się z odgadywaniem myśli i pragnień władcy. Dobrze by było, żeby w otoczeniu władcy był jakiś duchowny. To jest pierwszy ważny moment w opisie dworu Jarosława Kaczyńskiego – nie ma tam zaufanego duchownego. I to jest co najmniej zastanawiające, jeśli przypomnimy sobie księdza Cybulę, który był kardynałem Richelieu u Wałęsy, a potem go Sekielski zdemaskował jako pedofila. Jak to mówią – jaki Ludwik XIII taki Richelieu. U prezesa nikogo takiego nie ma, a to oznacza, że rekrutacja osób skutecznych w działaniu w zasadzie nie istnieje. Tylko bowiem duchowny może to przeprowadzić we właściwy sposób, a najlepiej dwóch duchownych, którzy kontrolują się nawzajem. Tak, jak to było na dworze Ludwika XIII, gdzie kardynał i ojciec Józef, nienawidząc się nawzajem wysyłali domniemanych i rzeczywistych wrogów króla na szafot. Dwór bowiem to poważna sprawa. Umieszczanie zaś na nim agentów to tradycja, której nie dość, że nikt nie bada, to jeszcze nikt się tym nie interesuje. Dlaczego? Bo stopień uzależnienia dworaków od siebie nawzajem jest zbyt duży. W dodatku jeszcze nie jest nazwany jak trzeba, bo oni uważają, że to uzależnienie jest zaufaniem. Nie ma czegoś takiego, jak zaufanie na żadnym dworze i dwór Jarosława Kaczyńskiego nie jest tu wyjątkiem. Problem otoczenia prezesa, jak sądzę, polega na tym, że wzajemne uzależnienia dworaków, odchodzą w przeszłość, wręcz próchnieją i rozpadają się w rękach, stają się śmieszne, a oni dalej uważają, że są one dla nich wszystkich wiążące. Kto pierwszy zorientuje się, że jest inaczej wywoła lawinę. Ta zaś doprowadzi do rozpadu dworu i festiwalu tak straszliwych nielojalności, że jeszcze zatęsknimy za Miśkiem Kamińskim.

Kto prowadzi rekrutację dworaków? Tego nie wiemy, ale widzimy wszystkie jej wady. I, całkiem niepotrzebnie, denerwujemy się, że nie mamy na to, jako wyborcy wpływu. Nie mamy i mieć nie będziemy, albowiem żaden dwór nie miał nigdy żadnej oferty dla wyborców czy też poddanych. Każdy dwór miał za zadanie tylko tak zmanipulować tych poddanych, by byli oni gotowi umierać za króla. Skala tych manipulacji była szeroka i narzędzi do ich zastosowania było pod dostatkiem. Dziś trochę się to zmieniło. Nie będziemy umierać za prezesa, to jasne, nie będziemy nawet słuchać co mówi, jeśli jego dwór nie zmieni strategii. Czeka nas więc seria przesileń. To co było do tej pory nie zasługuje na taką nazwę, albowiem dwukrotnie przegrane wybory, nie były przesileniami, a demaskacją słabości dworu. Jak dawniej dwór okazywał słabość, w ruch szły topory i leciały głowy. Dziś dworacy płaczą, że wyborca ich nie kocha i źle głosował. Prezes zaś milczy.

Skoro dworacy nie mają żadnego interesu do poddanych, do kogo w takim razie mają? Do innych dworaków – z wrogich organizacji. Do nich się mizdrzą i z nimi wchodzą w jakieś stosunki, bo razem tworzą kastę, która co prawda zwalcza się, ale tak naprawdę żyje z wzajemnych uzależnień. Czy to dobrze wróży poddanym? Jak najgorzej, albowiem dwór Donalda Tuska, nie dość, że jest świetnie skomunikowany z dworakami prezesa, to jeszcze wymyślił fikcyjną platformę porozumiewania się z fikcyjnymi wyborcami. Używa do tej komunikacji kilku symboli i to wystarcza. Najważniejszym z nich jest sam Jarosław Kaczyński, drugim jego zmarły brat, a trzecim pomnik smoleński. Ostatnio zaś wmawia wszystkim, że PiS to rosyjska agentura. Czy ktoś z dworaków prezesa podjął jakieś działania w tej sprawie? Nie, bo nikt tam niczego podjąć nie może. Wszyscy będąc we wzajemnym klinczu, oczekują, że kolejne wybory zmienią sytuację w sposób istotny. To jest myślenie obłąkane, którego podstawą są wymienione tutaj wzajemne uzależnienia dworaków. Dlaczego Tusk pozwala sobie na takie numery? Bo wie, że jego elektorat to ludzie wywodzący się z tradycji Gwardii Ludowej i przemawia do nich adekwatnym językiem. Oczywiście na PO głosują także inne osoby, ale one czynią to, albowiem PiS nie ma dla nich oferty. Dlaczego nie ma? Bo dworacy jej nie stworzyli, albowiem uważają, że jakikolwiek ruch w tym kierunku może zaburzyć system dotychczasowej rekrutacji i zachwiać ich pozycją. Tak zaś zamienia się w próchno.

Oni by chcieli, żeby było jak u Tuska, ale Pisowcy nie będą się taplać w nienawiści do Tuska, choć twitter robi wszystko, żeby tak było. Wyborcy PiS nie mają programu negatywnego i nie interesuje ich fizyczna likwidacja Tuska. Oczywiście, chcą go odsunąć do władzy, ale nie formułują – w masie – tych swoich pragnień w zdania znamionujące obłęd i agresję. Ja znam ledwie kilku, którzy tak czynią, ale oni są jak najdalsi od uczestnictwa w ulicznych seansach nienawiści, którym przewodzą różne babcie Kasie.

Tak więc dwór prezesa ma dla nas taką samą ofertę, jak Tusk dla swoich wyborców, ale dworacy są szczerze zdziwieni, że my jej nie kupujemy. Dlaczego? Bo ona nam ubliża. Więcej – ona ubliża tym ludziom, którzy głosują na Tuska, ale nie musieliby tego wcale czynić. Mogliby, po namyśle, zmienić zdanie. Takie jednak projekcje nawet przez moment nie pojawiają się w głowach dworaków prezesa.

Słowo o dworze Donalda Tuska – trzyma się on na gwarancjach obcych i to politycy niemieccy produkują kit, którym zlepione są poszczególne osoby stanowiące ten dwór. Tusk jest tylko kalkomanią przyklejoną na fasadzie. Pieniądze jednak i wpływy jednoczą ludzi i każą im wierzyć, że reprezentują jakąś wspólną sprawę i dokądś dążą. Im bardziej iluzoryczne wpływy tym to przekonanie jest większe. Przykładem może być tutaj ta cała walka z ociepleniem klimatu, ale nie zagłębiajmy się w to.

Czy dwór Jarosława Kaczyńskiego ma jakieś oparcie w innych dworach? Takich, które dzierżą władzę realną, a rekrutacja dworaków i ochrony panującego odbywa się na zasadach wykluczających zdradę? Nie wiem. Wypadki z 10 kwietnia 2010 wskazują, że takiego oparcia, ani też żadnej zdrowej rekrutacji dworaków, nie było. Z drugiej jednak strony widzimy, że prezes nadal żyje, a więc, coś się zmieniło. Pytanie tylko czy to zmiana na dworze prezesa, czy na jakimś innym dworze, który widząc bezradność i głupowatość dworaków kręcących się wokół Jarosława Kaczyńskiego, roztoczył nad nim ochronę? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ale może Robert Krasowski coś wie.

Kluczowym pytaniem wydaje się być to, które zadałem Piotrowi Naimskiemu na ostatnim wieczorku w Ojrzanowie, a na które nie uzyskałem odpowiedzi – dlaczego Amerykanie nie lubią Jarosława Kaczyńskiego? Jest ono istotne, albowiem taka postawa ułatwia ludziom Tuska rzucanie kalumnii na prezesa.

Kolejną istotną kwestią jest schizofrenia dworaków. Jestem przekonany, że wskazywane tu kwestie wywołałyby w nich szczerą wesołość. Po czym, kiedy by się już śmiać przestali, zaczęli by się – jak zwykle – przypieprzać, że nie głosujemy na nich milcząc w pokorze. Ta postawa jest niepojęta i mam nadzieję, że doprowadzi do dezintegracji dworu Jarosława Kaczyńskiego w tej formule, jaką znamy. To właśnie miałem na myśli pisząc, że czeka nas seria przesileń.

Czy można zmienić sposób rekrutacji dworaków i ochroniarzy? Bez dezintegracji bezpośredniego otoczenia prezesa nie. Takiej sztuki może dokonać tylko dwór obcy, w dodatku za pomocą środków nadzwyczajnych. Tak, jak to opisałem wczoraj w historii z czasów króla Henryka II. Bastard Franciszka I, o mało nie został wprowadzony na tron, przez agentów angielskich. To się nie udało, ale za to powiodła się wymiana otoczenia nowego króla – zamiast agentów hiszpańskich, wokół Henryka II, znaleźli się ludzie Walshinghama. I król Francji w obawie o własne życie, stan ten zaakceptował. Podmiana ta dokonana została w czasie jednego pojedynku, bardzo dobrze przygotowanego. Ryzyko było duże, ale taka jest polityka, nikt nie obiecuje, że będzie łatwo. Nikt też nie spodziewał się takiego obrotu spraw.

No więc, jeśli Niemcom przyjdzie do głowy pomysł, by za pomocą jakiegoś nowatorskiego chwytu zmienić układ wpływów wokół prezesa, to na pewno spróbują to zrobić. Problem, albo szczęście, w tym, że oni nie widzą takiej potrzeby, albowiem dwór prezesa to dla nich teatrzyk kukiełkowy, bez wpływu na cokolwiek. O tym, żeby czynni tam dworacy przeprowadzili jakaś, nawet prostą intrygę, nie może być mowy. Poznajemy to po płaczliwym i pełnym złości tonie, z jakim przemawiają do nas – wyborców. Licząc, że udzielimy im naszej mocy i wzbogacimy o jakieś charyzmaty. Tak się nie stanie. Kryzys będzie się pogłębiał, dopóki nie zrobią czegoś naprawdę spektakularnego, co oczyści ich środowisko i będzie jak woda ze szlaucha spłukująca zastarzałe pleśnie z łbów i garniturów. Na dziś to tyle. O intrygach, dworach i zmianach politycznych kursów poczytanie sobie w poniższych publikacjach.

Aha, doszła dziś do mnie nowa książka przetłumaczona przez Piotera

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ostatnie-lata-stylichona/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/porwanie-krolewicza-jana-kazimierza-gabriel-maciejewski/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/papiez-cesarstwo-i-jurysprudencja-kreatywna/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wojna-domowa-w-polsce/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-39-poswiecony-szermierce-i-pojedynkom-na-bron-biala/

  12 komentarzy do “Prezes i jego dwór”

  1. Lubię trudne pytania:
    Dlaczego Amerykanie nie lubią Jarosława Kaczyńskiego?
    I proste odpowiedzi:
    Bo nie realizował w podskokach uchwały 447 !!!
    Dlatego lichwiarze z NY wykreowali, korzystając z TVNu, konkurencję w postaci 3Nogi, tfu 3Drogi 😉

  2. Jeszcze bardziej nie przepadali za Fico.

  3. Dzień dobry. Cóż, Niemcy chętnie porządziliby na dworze Prezesa, ale nie mogą. Im dany został w dzierżawę inny dwór – to nim kręcą jak im pasuje, kątem oka patrząc jednak na sponsora, bo nie ma nic na zawsze w tej całej polityce. Dworem Prezesa rządzą inni, ci sami, którzy zadbali o to, że Amerykanie Go nie lubią. Oni też muszą uważać na szefostwo, ale zwykle wierzą w swoją moc niemal nieograniczoną i dlatego zawsze próbują oprócz realizacji zlecenia ukręcić swoje własne lody. No a z nami im bardzo nie po drodze, bo pamięć mają długą i całowania w rękę jaśnie pana dziedzica do końca świata nie zapomną. Ale do rzeczy. Dwór Ludwika XIII był chyba ostatnim, na którym dostojnicy kościelni mogli coś zdziałać. To się nie podobało organizacji na „em” – co Pan wie, a ja się domyślam, dlatego po wieku Jezuitów i dyplomacji papieskiej przyszedł wiek degeneracji monarchii i społeczeństwa en bloc. Ta demoralizacja przeprowadzona skrycie przez ludzi Londynu była bardzo celowa, wiedzieli oni bowiem, że kluczem do sprawnej rekrutacji umożliwiającej przeżycie monarchii jest… harem króla. Pewna ilość kobiet, których los zależny jest od niego całkowicie, rodzących dzieci, wychowywane później przez kochanki czy nałożnice ojca króla – na pretorianów rzecz jasna. Bez tego król nie ma nikogo, komu mógłby zaufać. Trzeba było te kobiety podmienić i zburzyć te więzi lojalności organicznej. Potem już poszło łatwo i można było instalować republiki gdzie popadło, także w końcu u nas. „Dwory” jakie nam zostały to rzeczywiście teatrzyki kukiełkowe animowane mniej lub bardziej dyskretnie przez agentów. Z niemieckim włącznie, choć im się w mawia, że jednak nie. Siebie samego bowiem zobaczyć jest najtrudniej.

  4. Gdyby tak było prezes miałby w ręku narzędzie do wyłączenia Konfederacji. Po prostu by to ujawnił  i przejął jej elektorat

  5. Oni nie przepadają za Fico a nawet Kaczyńskim, bo ci nie nadają się tak dobrze jak tuski do przerabiania społeczeństw w bezmyślne stada.
    Modus operandi rozbicia i znieprawienia tubylców w krajach Europy środkowo-wschodniej:
    – wzmocnić u tubylców przekonanie, że są kimś gorszym, kulturowo i moralnie, w porównaniu z człowiekami Zachodu
    – wpoić tubylcom przeświadczenie, że będą lepsi, że to dla nich jedyny ratunek, gdy się zwiążą z Zachodem (z UE)
    – wyodrębnić wśród tubylców zdolnych do wszystkiego, aby podołali zadaniom kompradorów
    – tubylców drugiego sorta, opornych i mających kłopoty z postępowaniem po linii i na bazie, nazwać np. Grażynami i Januszami i poniewierać ich ustawicznie
    – wyhodować zombies, tzn. tubylcom silnie wzmożonym postępowo i antynacjonalistycznie nadać kierunek, rozbuchać emocje jeszcze bardziej i przepełnić ich nienawiścią do wskazanych obiektów
    – w międzyczasie sparaliżować Kościół, zohydzić wierzenia religijne

    Potem idzie z górki: zombies wybiorą Tuska na premieru, a kiedy przejściowe trudności, to kulami w Fico, bo jak, kur***, nie „po dobroci”, to głos ma towarzysz mauzer w ręku napalonego chudego literata.

  6. „dlaczego Amerykanie nie lubią Jarosława Kaczyńskiego?” – może to jest (przynajmniej częściowa) odpowiedź: „dwór prezesa to dla nich teatrzyk kukiełkowy, bez wpływu na cokolwiek”. Jeśli ludzie pragmatyczni wybrali nieskutecznego współpracownika / agenta (wykonującego działania symboliczne i ruchy pozorne zamiast postawionych zadań), to trudno żeby darzyli nieudacznika sympatią. Raczej rozejrzą się za nowym, być może „zhedhantują” go od konkurencji. I druga sprawa: USA też są podzielone, może nawet ostrzej niż Polska. Mam wrażenie, że „Amerykanów” są przynajmniej 2 gatunki. 

  7. „prezes miałby w ręku narzędzie do wyłączenia Konfederacji” – niekoniecznie. Znam paru wyborców konfy, i to jest jakiś nowy gatunek leminga. Nie łykają tefałszenu i giewu, ale są kompletnie impregnowani na argumenty oraz niemal równie mocno uprzedzeni do ***u jak lemingi właściwe. Pewnie by uznali to za kłamstwo i zignorowali. 

  8. Wierzą w najświatlejszego przywódcę i oczekują mega sukcesów.

  9. Nasi chyba rzadko „potrafili w dwory”. Jak zmarł Stanisław August, jego najbliższe otoczenie rozkradło, królewskie klejnoty, Batory „zachorował na nerki”, a u Władysława IV brylowała kreatura pokroju Kazanowskiego. Niestety.

    Co odpowiedzi na pytanie zadane Panu Naimskiemu, to tego oczywiście nie wiemy, ale wydaje mi się, że Amerykanie mają na nas spojrzenie niezmienione od lat 80tych. Kaczyński to lider absolutnie antyestablishmentowy, a dla Amerykanów taki Wałęsa to w dalszym ciągu idol i oni naszych śmiesznych niansów nie chcą rozumieć.

  10. Wszystkie serwisy podawały najpierw informacje o zdarzeniu, a następnie cytowały tę samą listę poleceń Banku Światowego, których nie wykonał premier. Było ich kilka, więc skoro zamachowiec oddał pięć strzałów, to wychodzi jeden nabój za każdą okazaną krnąbrność.

    Jeżeli wszyscy prezydenci i premierzy państw – klientów BŚ – mówią, a potem robią to, co robią, bo grozi im odstrzał, to nie posiadają żadnej wiarygodności jako przywódcy.

    Jackowski twierdzi, że bezpieczne kraje na najbliższy okres to Hiszpania, Portugalia, Włochy i Bałkany, natomiast w lipcu w Polsce będzie zwiększone zapotrzebowanie na krew w stacjach krwiodawstwa, ale zaznaczył, że ta wizja nie musi się sprawdzić.

  11. Najłagodniejsze określenie wobec premiera używane przez serwisy to jest, że był „kontrowersyjny”. Media twierdzą także, że społeczeństwo słowackie jest skrajnie podzielone, również w stosunku do zdarzenia. Można by sądzić, o ile to prawda, co mówią media, że wśród Słowaków spora część dałaby łapkę w górę „lubię to” wyrażając w ten sposób oczekiwanie jakichś zmian.

    Liberalna pani prezydent Słowacji wzywa do jedności i spokoju, co należy odczytać w ten sposób, że te sugestie Banku jednak należałoby zrealizować.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.