sie 312022
 

Najpierw coś ogłoszę, albowiem jeśli napiszę to na końcu okaże się, że połowa nie przeczytała. Ktoś musi przewieźć z Poznania do Uniejowa prof. Grzegorza Kucharczyka. Czekam na zgłoszenia chętnych.

Wyszedłem jakoś z zarazy i od razu stanąłem przed taką ilością spraw do załatwienia, że w zasadzie nie wiadomo w co włożyć ręce. Jadę dziś do Warszawy odwieźć koncentrator tlenu, który pożyczyliśmy, żeby ułatwić życie biednej Julii. Nie będzie już potrzebny. W piątek jadę na zjazd koleżeński, który odbędzie się daleko, daleko stąd, a kolega który go organizuje poprosił, żebym zabrał ze sobą książki. Będzie na pewno dziwnie, a czy ciekawie, to się okaże. Zmierzam do tego, że muszę możliwie szybko pozamykać wszystkie fronty i wrócić do prawdziwego pisania, bo bez tego wszystko umiera. Na razie jednak jest to niemożliwe. Dlatego będziemy się ratować bieżączką.

Gdyby mnie ktoś zapytał, jaki jest cel kreowania gwiazd w przestrzeni publicznej, powiedziałbym, że chodzi o ostateczne i całkowite zarżnięcie twórczości jako takiej, której już nikt nie rozumie i nikt nie wie po co ona jest. Poznałem to po tym, jak zobaczyłem wczoraj w TV zdjęcia jakichś dzieł Abakanowicz i usłyszałem do tego komentarz treści następującej – symbolizują one łączność człowieka z naturą. Za grube miliony baba zrobiła te beznadziejne półkorpusy, pokryte czymś co przypomina korę drzewa, a wszystko po to, by symbolizowały łączność człowieka z naturą. Nie wiem, dlaczego jeszcze żyją idioci, którzy się na te numery nabierają. I jak to w  ogóle jest możliwe, że młodzież słuchając takich bredni idzie studiować historię sztuki. No, ale mniejsza o jakieś telewizyjne newsy dotyczące dzieł Abakanowicz. Nasz stary znajomy Rafał Aleksander Ziemkiewicz, reklamuje na twitterze swoją książkę „Wielka Polska”, pisząc, że niebawem wielkim faux pas będzie brak tej książki na półce w domu. To mnie przyznam zdumiało, bo myślałem, że granice bucowatości pana Rafała są sztywne i już się ich przekroczyć nie da. I oto okazało się, że błądzę. On je przekroczył jednym skokiem z miejsca, nawet bez przysiadu, a były wyższe niż ten płot na białoruskiej granicy.

Książka Ziemkiewicza zaczyna się, rzecz oczywista, od cytatu z Dmowskiego, nie może być inaczej, albowiem twórczość polega dziś na tym, by pucować stare fetysze i powtarzać te same komunały. Należy bowiem – w tych trudnych czasach – utrzymywać przy sobie czytelników, reagujących na te same memy, które już znają. Publiczność bowiem jest wartością największą i nie można jej stracić za nic. Pan Rafał o tym wie i nie zejdzie ani na milimetr ze swojej starej, wydeptywanej pracowicie od 40 już lat ścieżki. Oddać mu jednak trzeba, że przynajmniej pisze, a są tacy, co tylko opowiadają lub wręcz tylko pokazują różne części ciała. Nie zawsze twarz. Jak to już zostało bowiem ustalone ponad wszelką wątpliwość i nie jeden raz, twórczość nie jest zadaniem dla artysty, obojętnie kim by nie był, ale jest dopełnieniem kariery celebryty. W przypadku książek widać to szczególnie dobrze. Książka bowiem, to z założenia drzwi do innego świata, a miejsce w którym się książki sprzedaje musi mieć w sobie jakąś tajemnicę. Jeśli miejsce jest nieodpowiednie, niech chociaż sprzedawca umie te książki jakoś zaprezentować. To jak wiemy zdarza się rzadko. Książki bywają także kojarzone z wolnością, albowiem po latach cenzury, uważamy, że publikacja tego czy innego tytułu, to wyraz eksplodującej wokół wolności. Tak było dawniej, choć dobrze wiemy, że wolność na rynku słowa oznaczała często, że drukuje się stosy idiotyzmów. I to się w zasadzie nie zmieniło. Wczoraj jakaś dziwna organizacja ogłosiła nazwiska osób wyróżnionych medalem „Wolności słowa”. No i wyobraźcie sobie, że medal ten w kategorii „instytucja” otrzymał Igor Tuleya, a w kategorii „obywatelka” otrzymała ją niejaka Katarzyna Wappa. Osoba znana z histerycznych wypowiedzi na temat uchodźców. Tak, która twierdziła, że jakiś Arab przez sześć dni pływał Bugiem. Normalnie wyciągnęli ją na scenę, a Dulkiewiczowa dała jej nagrodę. Ja się zastanawiam, jak to jest, że wręczyli tę bezwartościową całkiem statuetkę, czy co oni tam dają, także Tymowi i Fedorowiczowi, dwóm starym cwaniakom, którzy uchodzą za ironistów. I żaden nawet nie mrugnął, choć aż się przecież prosiło, żeby na tym zdarzeniu oprzeć całą serię skeczy. No, ale widać nie o taką ironię chodzi.

Co będzie dalej? Teraz musi być już tylko dopełnienie tych występów, to znaczy książka. Ta bowiem, jak to wielokrotnie pisaliśmy, jest jednym z ostatnich, jeśli nie ostatnim, rodzajem nobilitacji. O ile Tuleya już jakąś książkę napisał, o tyle pani Wappa dopiero się do tego przymierza. Nie mówcie mi, że nie, albowiem taka jest logika kreacji tych istot, którzy mają swoją postawą i słowami inspirować wyobraźnię młodych. Można się oczywiście śmiać z tego, że medale wolności otrzymują dwaj telewizyjni kapusie i wariatka, ale stopień determinacji w promowaniu tego rodzaju postaw jest jednak zdumiewający. Nasi mogą na to odpowiedzieć tylko w jeden sposób – wręczając nagrodę prawdziwej wolności Rafałowi Ziemkiewiczowi, za książkę „Wielka Polska”, która musi stać obowiązkowo na półce każdego prawdziwego Polaka. Nikt nie będzie jej czytał, to jasne, chodzi tylko o to,  by zaznaczyć jakoś swoją plemienną przynależność i potwierdzić fakt konieczny dla istnienia tego rodzaju sytuacji, a wręcz ją gwarantujący – twórczość umarła. I dobrze, nie jest bowiem nikomu potrzebna i nikt za nią tęsknił nie będzie. Co jakiś czas tylko w telewizji powiedzą, że ten czy ów artysta skleił ze sobą dwie deski, żeby pokazać, że one coś tam symbolizują. Książki zaś już dawno przestały być drzwiami do innego świata. Gdziebyśmy się bowiem nie udali, czy to do księgarni, czy do salonu Empik, czy na targi książki, wszędzie tam widoczne są ciągle te same ryje. I wszyscy dobrze wiemy co one symbolizują.

Na koniec pytanie – czy ludzie, którzy nie mają tej tragicznej świadomości, którą próbuję tu zilustrować w ogóle orientują się, że coś się zmienia? Chyba nie. Kolega, który pracuje w lasach wyznał mi ostatnio, że próbował przeczytać jakąkolwiek książkę noblistki Tokarczuk i za każdym razem od tego odpadał. I nie mógł biedny zrozumieć dlaczego. Przecież miał w ręku dzieła wybitne, ocenione przez najwybitniejszych fachowców. Nie umiałem mu wytłumaczyć, że to są po prostu oszustwa. Choć może to, że próbowałem, będzie się jakoś liczyć…

Jeśli ktoś chce pomóc Władysławie, tutaj jest numer jej konta

Władysława Rakowska

98 1020 1055 0000 9902 0529 0566

Pogrzeb jej mamy Julii odbędzie się w poniedziałek. Msza święta o 11.00 w kościele Przemienienia Pańskiego w Łąkach, w Grodzisku Mazowieckim. Pochówek na nowym cmentarzu we wsi Szczęsne, po mszy.

  10 komentarzy do “Selekcja negatywna czyli koniec twórczości”

  1. Dzień dobry. Ja to się nawet dziwię, że tym ludziom trudno jest wytłumaczyć, że to wszystko oszustwo. Przecież oszustwo towarzyszy nam od stu lat ponad, niedawno nawet rocznicę świętowaliśmy, więc nawet najbardziej odporne jednostki mogły się w końcu pokapować. Ale – nie… Jest to fenomen dla psychologów chyba, jeśli są jeszcze jacyś poważnie traktujący swój zawód. Oczywiście – możemy się tłumaczyć trudną historią, inkryminowaną selekcją negatywną, ciężkimi czasami i tak dalej. Ale czasy zawsze były ciężkie. Jedną z powszechnych ludzkich słabości jest mierzenie ludzi własna miarą. To najczęściej błąd. Ja – odkąd, powiedzmy, wydoroślałem, staram się tego wystrzegać i przez to raczej unikam większych porażek. Za to mam czas na podziwianie fantazji Stwórcy, która pchnęła Go do stworzenia rodzaju ludzkiego…

  2. Będę jechał z Poznania wcześnie rano w dniu konferencji i wracał tego samego dnia.  Jeżeli to odpowiada planom pana profesora to służę transportem.

  3. Obejrzałem miejsce i gratuluję wyboru  Zamek w Uniejowie – YouTube

  4. oprócz tych pni drzew obłożonych korą i czymś tam, to jeszcze trzeba się było zachwycać takimi materiami , nieudolnie naśladującymi arrasy, a które to materie nazywano abakanami

    tak, że ta sztuka nowoczesna i ekologiczna to ma już swój – sprzyjający klimat-  od jakiegoś czasu … tylko widzowie są zaskoczeni

  5. z fałszywą tą ekologią światową, skojarzyła mi się taka scena z filmu – Wulkan miłości –  gdzie autor filmu wyjaśnia , że obraz pt Krzyk, malarza Muncha powstał po pierwszym zdiagnozowanym przez naukowców i nazwanym jako – tsunami-  wybuchu wulkanu w przestrzeni oceanicznej i tragedii  jaką wtedy były skutki tej ogromnej fali  itd

    w wikipedii recenzenci tego obrazu wypisują bzdury o samotności na moście itp  ani słowa o tsunami

  6. Ja bym się w twórczości Muncha zbyt wiele realizmu nie doszukiwał. To malarz w swoisty sposob religijny, twórca np aktu Dagny Przybyszewskiej pod tytułem Madonna. Tacy ludzie mają wrogie,  przynajmniej instrumentalne podojscie nie tylko do religii objawionej, natury i ekologii, spraw społecznych, kondycji człowieka itp itd. To prawdziwi socjaliści sztuki, którzy realizują jakiś program.

  7. no tak właśnie żyjemy, zdystansowani, zdając sobie sprawę z tego, że nie wszystko jest takie jak nam malują, no i idę na film właściwie przyrodniczy, gdzie francuskie małżeństwo naukowców /geofizyk i geolog/  spędza życie jadąc od wulkanu do wulkanu, potem to archiwizują i znowu w drogę aż … jeden z wulkanów był zbyt … kamienisty… bohaterowie filmu giną

    w pewnym momencie bohaterowie filmu opowiadają  jak poszerzała się wiedza o wulkanach, no i wspominają że pod koniec XIX  wieku miało miejsce tsunami o straszliwych skutkach dla dalekiej Azji,  było pierwsze nazwane, przestudiowane, opisane. było takim szokiem dla współczesnych że Munch to namalował i nazwał … krzyk

    nie zwracając uwagi na to co miał w głowie Munch, to sprawa jego malarstwa opisana w wikipedii odnośnie tego obrazu … krzyk… nie wspomina o tamtym tsunami , tylko jakiś historyk sztuki , czy polonista, /jest kilka opisów/ plecie psychologiczne durnoty o zagubieniu człowieka w realnym świecie, samotność na moście,  czyli żadnego odniesienia do  faktów

    jest to tak bzdurne,  jak to pływanie po Bugu  z  relacji p. Wappy

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.