gru 112022
 

Byłem wczoraj w centrum handlowym w Podkowie Leśnej. Jest tam salonik In medio. Jeden rzut oka na wnętrze przekonał mnie, że oto przede mną cała struktura rynku treści w Polsce. Taka jaką jest.

Na prawo sięgające sufitu półki z wódką, na lewo takie same półki z kolorową prasą dla kobiet. Po środku piramida książek. Jej zwieńczeniem były dwie pozycje. Nigdy nie zgadniecie jakie. Po lewej stronie stał Piątek i jego Pajęczyna Kaczyńskiego, po prawej zaś Rafał Aleksander, błogosławiony przez Monikę, Ziemkiewicz i jego Wielka Polska. Zamarłem.

Nie trzeba było nic dodawać niczego odejmować, wszystko było jasno i klarownie wyłożone. I teraz ważna informacja dla tych, którym się zdaje, że w punktach sprzedaży sieciowej towar ułożony jest tak, jak się pracownikowi sklepu przywidziało, jak sobie tam sam wymyślił i ułożył. Otóż nie, za ekspozycje, a na pewno za ekspozycję książek, się płaci. Lub – jeśli zwyczaj ten uległ lokalnie zmianie – wymusza się prezentację swoich tytułów w inny jakiś sposób. Można więc rzec, że prezentacja towaru w sieciach to polityka. Szczególnie w sieciach sprzedających książki. Idąc dalej tym tropem wskazać możemy wprost, że ci autorzy, których tam widzimy są po propagandystami działającymi w złej wierze.

Dodam jeszcze, ze pod Piątkiem i Ziemkiewiczem zalegały stosy Mroza i Bondy, a także jakiegoś pomniejszego płazu, którego nazwisk nie kojarzę. Wszyscy ci ludzie, których książki się tam znajdowały biorą czynny udział w ogłupianiu mas, nazywając to jednocześnie innymi jakimiś słowy – ubogaceniem kulturalnym, rozrywką, inspiracją, czym tam chcecie. Moim zdaniem położenie Ziemkiewicza obok Piątka, wskazuje na to, co opisałem wyżej i nic tej mojej oceny nie zmieni. Gdyby bowiem było inaczej Ziemkiewicz powinien interweniować. On zaś robi sobie promocję na twitterze, zupełnie tak samo jak ja, a moich książek nie ma przecież w salonie In Medio, ani w żadnym innym.

Do czego zmierzam? Nie istnieje w przestrzeni publicznej żadna inna dyskusja poza dyskusją pomiędzy różnej maści sabotażystami. Oni mogą działać świadomie – jak Piątek, albo pół-świadomie jak Ziemkiewicz, co nie zmienia faktu. Ten zaś ma konsekwencję taką, że poważna promocja, zaopatrzona we wszystkie narzędzia dobrze ustawiające książkę w przestrzeni publicznej i umyśle czytelnika, a także widza, ma Monika Jaruzelska. Miał je także Olszański, ale go posadzili. Jak wyjdzie znów zacznie swoje występy i ludzie znów będą spijać z ust jego wszystkie te mądrości, albowiem one trafiają bezpośrednio do ich serc. Ziemkiewicz zaś, wraz z prof., Cenckiewiczem będą, jak dziś, nagabywać ludzi na twitterze wołając – kupcie Wielką Polskę, kupcie Transformację! I to jest coś naprawdę niesamowitego. Mamy z jednej strony ludzi uważanych za najwybitniejsze umysły zjednoczonej prawicy, a po drugiej gromadę kanciarzy wypełnionych złą wolą. I to między nimi toczy się dyskurs. I nikomu nie przyjdzie do głowy, że coś tu jest nie tak. A skoro myśl taka nie pojawia się w niczyjej głowie i wszyscy traktują to jak rzecz naturalną, to znaczy, że ktoś tego pilnuje i tak właśnie ma być. No więc ja życzę wszystkim konsumentom tego mydła i powidła ułożonych ładnie na jednym talerzu, dużo zdrowia. Przypominam, też, że w saloniku In medio prócz książek była też wódka i kolorowa prasa kobieca. Jest z czego wybierać.

Teraz słowo o samych salonikach. Od dwóch mniej więcej dekad trwa w Polsce słabo zauważalna batalia o kształt handlu książką poza siecią. Ona została w zasadzie już przegrana, co widać na przykładzie tego saloniku właśnie. Kiedyś, może z dekadę temu księgarze wpadali na taki pomysł, że podawali kawę w sklepie i ustawiali tam kanapę. Że to niby takie miejsce spotkań elity intelektualnej. Nie było to nigdy żadne miejsce spotkań, ale miejsce sprzedaży zadekretowanych przez potężne organizacje i domy wydawnicze formatów. Dyskusja zaś o książkach prowadzona przez ludzi promujących formaty lub nie rozumiejących, że jest jakaś treść poza nimi, była niemożliwa, albo byłaby fikcją. Nikt zresztą nie miał na to ochoty, bo każdy dziś spieszy się gdzieś i są doprawdy inne ciekawsze miejsca niż księgarnie, które nie potrafiły zarobić na swoje utrzymanie sprzedając najwybitniejszych autorów i najwybitniejsze ich dzieła. Tak przynajmniej przedstawiały to media. Dziś w salonie z książkami jest wódka i to moim zdaniem dobrze. Maski spadły i nikt już nie może oczekiwać niczego nadzwyczajnego. Żeby skonsumować bowiem wierzchołek piramidy książek z tego saloniku trzeba do pakietu dokupić pół litra, inaczej nie przejdzie. Można wziąć coś na popitkę, ale to niesie ze sobą ryzyko zgagi.

Jeden z czytelników podesłał mi wczoraj link do dyskusji Zychowicza z Wolskim, gdzie obaj najwybitniejsi przedstawiciele swojego pokolenia dyskutują o tym, jak fatalna jest polityka rządu wobec Ukrainy, bo przez nią drożeje paliwo. Zapytał mnie też ów czytelnik, z niekłamaną zazdrością, jak ja to robię, że nie mam wahań i wskazuję sabotażystów od razu, a potem nawet już nie zwracam uwagi na to co oni piszą. Podczas gdy inni traktują ich serio, a potem przeżywają jakieś rozczarowania. Ja nie potrafię tego wytłumaczyć. Mogę rzec tyle, że są rzeczy z prawdziwego i nieprawdziwego zdarzenia. Z prawdziwego i nieprawdziwego zdarzenia są także ludzie. Jako osobnik mający za sobą dwadzieścia pięć lat pisania dużych tekstów dzień w dzień, wiem, że takie istoty jak Zychowicz z tak ustawionym diapazonem emocji, a do tego piszące, nie mogą istnieć w świecie rzeczywistym. To jest hologram utrwalany gipsem wymierzanym z rozrzedzonym mlekiem. Podobnie jest z tym drugim. Mogę też rzec, że zawsze słyszę w tych głosach taki charakterystyczny zaśpiew, który mówi mi, że należy się czym prędzej zdystansować do lansowanych treści. No i jeszcze promotorzy oraz teksy uznawane przez nich za istotne – to dopełnia reszty.

Potem jeszcze ten sam czytelnik zapytał mnie znienacka, co sądzę o Wojczalu, nowej gwieździe prawicowej publicystyki geopolitycznej, człowieku który przewidział wybuch wojny na Ukrainie, co nie udało się wielu ludziom, w tym mi. Powiedziałem, że myślę dokładnie to samo co o tamtych. Otrzymałem odpowiedź, że ten cały Wojczal wyznał publicznie, iż głosował na Jacka Wilka. I to jest doprawdy niezwykłe. Mógłbym te rozważania ciągnąć dalej, ale nie będę tego czynił, albowiem nie ocaleje żadne nazwisko. Nie jest bowiem w Polszcze naszej tak, że to sabotażyści podstępem wkraczają na rynek treści i tam równie podstępnie kroją te swoje formaty do zatruwania umysłów. Oni tam wkraczają przy dźwięku fanfar, na ich szyjach wieszane są girlandy kwiatów, a piękne dziewczyny odpinają rękawy od bluzek, jak w czasie średniowiecznych turniejów i rzucają im to na głowy. Gdzieś tam, za nimi, w cichości i nędzy kroczą profesorowie z dorobkiem i dziennikarze, którym się zdaje, że będą rzeczowo, kulturalnie i ze swadą analizować jakieś zjawiska. Mają oni pod pachą przewiązane sznurkiem do snopowiązałek paczuszki, które rozwijają przed każdym z siedzących na trybunach i namawiają do kupna swoich książek, które właśnie przynieśli. Ludzie jednak wskazują im miejsce, które powinni zająć – tam z boku, gdzie jest półka z alkoholami. Obok jest trochę miejsca i tam się właśnie mój człowieku ustawcie ze swoim towarem – mówią im – żebyście nie przeszkadzali.

  9 komentarzy do “Struktura rynku czyli krótka lekcja sabotażu 3”

  1. Ten alkohol to akt rozpaczy, grupa robi bokami, a zestawienie książek jawny sabotaż.

  2. Są przekonani że ze sprzedaży książek nie da się wyżyć, z góry skazują książki na porażkę. To tak jak  ze stacjami paliw, wciskają dodatkowe usługi z paliwem. Do mięsnego idę po mięsa do księgarni po książkę

  3. niektóre te książki to  takie tomiszcza, że się kojarzą z Kapitałem Marksa, na takie skojarzenie wynikające z grubości książek … ogarnia mnie wątpliwość/sceptycyzm …

    bo Kapitał w 80 procentach został napisany przez Engelsa /powtarzam za -Intelektualistami- Johnsona/ … no ale co ja tam wiem …   ja zwykłe beztalencie

  4. Może płacą od wierszówki, to napinają ile wlezie…

  5. I dlatego stacje paliw bywają takie fajne. Pewnie jak średniowieczne zajazdy. To za komuny stacje były niby sterylne i tylko amatorzy autovidolu mogli się dodatkowo pożywić.

    No i polecam kawiarnię Między słowami w Lublinie. Świetne książki, świetna kawa i ciasta, a czasami koncerty:

     

    https://www.google.pl/search?q=miedzy+slowami+lublin&ie=UTF-8&oe=UTF-8&hl=pl-pl&client=safari#wptab=s:H4sIAAAAAAAAAONgVuLWT9c3LMkyqUjPMHzEaMYt8PLHPWEp3UlrTl5jVOfiCs7IL3fNK8ksqRSS5GKDsvileLmQ9fHsYuLzyU9OzAnIzwzIyC_JL17EqpCbeWRmSlWlQvHRpvzyxNxMhZzSpJzMPIWqlKwjM5MzEwGxiIIFfAAAAA&lpg=cid:CgIgAQ%3D%3D

  6. Kiedyś chciałam kupić „Dolinę nicości”, idę do dużej księgarni w środku miasta, a baba na mnie warczy, po chwili wymiany zdań, idzie na zaplecze i przynosi. Tego Piątka za darmo nikt nie chce. Tego typu książki skierowane są do cymbałów, ale ta grupa akurat nie jest piśmienna, więc zalegają i zaśmiecają.  Ci którzy promują takie książki też ich nie czytają, wystarczy im kartka z wypisami…

  7. Myśląc w ten sposób dojdziemy do wniosku, że wyżyć da się tylko z żywności, kradzieży i pogrzebów

  8. Z „Doliną nicości”, nie, bo jak pokazałam książkę znajomym to mnie chcieli zjeść.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.