lip 022019
 

Zacznę od tego, że żadna z dotychczasowych konferencji nie zainspirowała mnie tak silnie jak ostatnia. Trząsłem się co prawda z nerwów, ale jakoś poszło i teraz będę po kolei te inspiracje ujawniał. Najpierw jednak anegdota. Ostatnio valser wrzucał tu zdjęcia z Kliczkowa, w którym był dwa tygodnie przed nami. Zapytałem go czy podobał mu się dziedziniec. On na to, że owszem, szczególnie ta lipa na środku. Nie odezwałem się, ale myślę – jaka do cholery lipa? To był przecież platan (chyba). Przyjeżdżamy, a to dąb.

Piotrek Tryjanowski jak zwykle zrobił znakomity show, a ja podczas tego jego pokazu doznałem olśnienia. Piotrek mówił o zwierzętach i przyrodzie w czasie wojny. W pewnym momencie pokazał bardzo drastyczne zdjęcia, jedno wyobrażało nosorożca, z odrąbanym rogiem, a drugie kilka młodych goryli z Wirungi, przywiązanych do dziwnych drabin z gałęzi drzew. Zarówno róg nosorożca, jak i jądra goryli, które im po tym unieruchomieniu wycięto, pozyskane zostały podczas wojny w Rwandzie z przeznaczeniem na rynek chiński. Wyrabia się tam z nich preparaty do tradycyjnej chińskiej medycyny. Piotrek powiedział też, że niektóre wojny prawdopodobnie wywoływane są po to tylko, by te preparaty pozyskiwać.

Zadałem sobie jedno pytanie – skąd w liczącej trzy tysiące lat medycynie chińskiej znalazły się specyfiki takie jak preparat z jąder goryli i rogu nosorożca? Przecież nie było w Chinach ani nosorożców ani goryli, nie ma ich tam nadal, a koniunktura na części zwierząt afrykańskich jest. Wszyscy o tym wiedzą, wszyscy o tym słyszą i jedyną reakcją jest mądre kiwanie głowami z pełnym zrozumieniem i pomrukiwanie – no tak, tradycyjna medycyna chińska, poważna sprawa, trzy tysiące lat tradycji. To jest przecież szczery idiotyzm. Na sprawę trzeba spojrzeć inaczej. Tak zwana tradycyjna medycyna chińska, to wielki rynek, na którym znajdują się poważni udziałowcy, których nazwisk nie znamy. Być może działają tam także koncerny farmaceutyczne, takie jak na normalnym rynku, ale pod jakąś przykrywką. Tradycyjna medycyna chińska, żeby przynosić dochody, musi mieć swoją dynamikę, jak każdy rynek. Żeby były zyski trzeba pozyskiwać nowych klientów i wprowadzać do sprzedaży nowe produkty. Kłopot w tym, że nadanie temu rynkowi dynamiki w formach znanych z innych rynków, pozbawi go atraktora podstawowego czyli przymiotnika tradycyjna. Kreowanie koniunktur znanymi metodami stworzy nowy rynek – nietradycyjną medycynę chińską, na którą wszyscy machną ręką i pójdą do apteki po paracetamol i aspirynę. Słowo „tradycyjna” jest kluczem i powoduje, że koniunktury można nakręcać, ale po odpowiednim tego słowa zinterpretowaniu. To znaczy, nie ma takiej bredni, której nie dałoby się sprzedać na rynku tradycyjnej medycyny chińskiej. To zaś powoduje, że rynek ten staje się obszarem, którym da się wytłumaczyć wiele zjawisk współczesnego świata i równie wiele zjawisk wywołać. Można na przykład wywołać wojnę w Rwandzie, która będzie wojną o uzyskanie władzy nad stadami, złożami i ziemią, a następnie wpuścić do sieci zdjęcia okaleczonych zwierząt i powiedzieć, że to barbarzyństwo ma związek z tradycyjną medycyną chińską. Myślę, że nie chodzi tylko o wojny, ale także o inne szwindle, które można wytłumaczyć za pomocą tradycyjnej medycyny chińskiej. One na pewno istnieją, albowiem najstarsza na świecie tradycja nie dotyczy medycyny, ani też prostytucji, jak się wielu naiwniakom zdaje. Ona dotyczy ustawek handlowych, budowania systemowych złudzeń, mających odwrócić uwagę ludzi, od spraw ważnych i nie nadających się do oglądania przez profanów, a skierować ją ku handlowemu folklorowi. I teraz uwaga – to wcale nie znaczy, że na tym folklorze nie da się zarobić. To też są zyski, ale zyski uboczne, w dodatku opisywane zwykle bardzo malowniczo, przez ogłupiałych autorów, którym się zdaje, że odkrywają jakieś tajemnice. W mojej głowie znajduje się bardzo plastyczne wyobrażenie rynków, widzę wielkie, unoszące się w kosmosie platformy, z których każda posiada specjalne urządzenia służące do podłączania się do innych platform. Kiedy takie połączenie nastąpi zestaw zyskuje nową dynamikę, ale jej istotny charakter jest niewidoczny, podobnie jak niewidoczne są osoby, które sterują poszczególnymi platformami i planują fuzje. I nie ma takiego dziwactwa, którego nie dałoby się uzasadnić na rynku. Każdy tutaj dobrze wie, że sproszkowany róg nosorożca i jądra tych biednych goryli nie przywrócą nikomu sprawności seksualnej. Są jednak ludzie, którzy w to wierzą, a pewnie jeszcze do tego stosują te preparaty. I nic nie zmieni ich wiary, nawet fakt podstawowy, to znaczy brak erekcji. Ktoś powie – a może to właśnie jest inaczej? Może te preparaty pomagają i ludzie je stosują, inaczej przecież nie mógłby istnieć ten rynek. Otóż właśnie nie. Rynek może istnieć, bez względu na to, czy sprzedawane na nim produkty działają w zadeklarowany sposób czy nie. Rynek opiera się na zmasowanej propagandzie, która może być dystrybuowana masowo, w mediach, albo pokątnie, w aurze tajemnicy, poprzez mniej lub bardziej prawdopodobne doniesienia o właściwościach sprzedawanych na nim produktów. W tym drugim przypadku rynek z całą pewnością jest częścią jakiegoś większego przedsięwzięcia, które zasłania swoim kuriozalnym charakterem.

Piotrek Tryjanowski powiedział, że rynek zwierząt i części odzwierzęcych jest oceniany jako drugi co do wielkości, po narkotykach, nielegalny rynek na świecie. To ciekawe, albowiem nielegalny charakter tego rynku wygląda jak zabezpieczenie innych nielegalnych rynków i transakcji. Na przykład handlu bronią, albo ludźmi. Rynek narkotyków nie spełnia takiej funkcji i nawet nie musi. Narkotyki, w przeciwieństwie do jąder goryli, uzależniają naprawdę. No i stosunkowo łatwo można sobie wyobrazić ruch domagający się legalizacji narkotyków. Mamy przecież takie ruchy. Nie widać jednak jakoś, by ktoś domagał się legalizacji handlu zwierzętami a także ich jądrami, rogami i innymi częściami. Nielegalny charakter tego rynku jest niezagrożony, a co za tym idzie, wstęp na ten rynek, mają tylko ściśle wyselekcjonowane osoby i to one tam zarabiają. Żeby mogły czuć się bezpiecznie i w spokoju obsługiwać nielegalny rynek, który z całą pewnością jest częścią większej całości, muszą czuć się bezpiecznie i muszą mieć zagwarantowaną częściową akceptację dla swoich działań. Tę daje im tradycyjna medycyna chińska. – Dlaczego pan łowił goryle i je kastrował? To dla potrzeb tradycyjnej medycyny chińskiej – pada odpowiedź. Rzecz jasna nie ma to znaczenia przed sądem, ale ma to znaczenie promocyjne. I ma to znaczenie jako kamuflaż. Mam nadzieję, że wszyscy to widzą i dla wszystkich jasne jest to oszustwo. I teraz pytanie – czy tradycyjna medycyna chińska istnieje? Zapewne tak, ale jest to, jak mniemam, obszar, gdzie dominują tanie, łatwo dające się przygotować preparaty o ustalonym od wieków składzie. Preparaty te były potrzebne ludziom niezamożnym, i dla nich były przeznaczone. Ich ekstrawagancki charakter ujawnił się dopiero po zetknięciu się Chińczyków z Europejczykami. To wywołało pierwszą koniunkturę i pierwszą zwyżkę cen. Jeśli jakiś spryciarz zauważył ten proces i pojął jaka jest jego mechanika, z całą pewnością spróbował zaplanować kolejną zwyżkę cen. Mechanizm ten – raz wprowadzony i generujący zyski, musiał być doskonalony przez wieki. I taki jest istotny sens tradycyjnej, chińskiej medycyny.

Mam ograniczone możliwości komentowania i odpowiadania na wiadomości, albowiem jestem w miejscu, gdzie nie ma w zasadzie internetu. Nadrobię to, jak wrócę do domu.

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl

  17 komentarzy do “Tradycyjny, chiński geszeft”

  1. Moim skromnym zdaniem podczas III Konferencji LUL w Kliczkowie zadano ostateczny cios i zamordowano historię rozumianą w sposób romantyczny jako fascynujący rozwój ludzkości związany ze stałym i nieuniknionym postępem prowadzącym nas ku świetlanej przyszłości. Wykładowca zrobił to z obojętną, lekko znudzoną miną, niczym rutynowany chirurg, który przeprowadził setki podobnych operacji – pokazał nam slajd z wizualizacją najstarszego znanego badaczom miasta Uruk, które do złudzenia przypomina Waszyngton i architekturę budynku głównej siedziby FED.
    Wg masonów mamy obecnie mniej więcej rok 6.000 (sześciotysięczny).Wg nich wszystkie istotne wydarzenia, idee, osoby mieszczą się w tym okresie, więc takie datowanie jest wystarczające i nie ma przy tym potrzeby niezręcznego wspominania faktu życia Chrystusa.
    Zaprezentowana nam wizualizacja Uruk pochodziła z IV tysiąclecia p.n.e. Jak nam powiedziano, w najdalszej przeszłości od razu były znane i stosowane wszystkie główne zasady organizacji i zarządzania imperiami oraz podległymi im państwami wraz z hierarchią społeczną cywilną i duchową, podatkami, sztuką, edukacją itd. oraz pismem, a właściwie kodami informatycznymi na dostępnych wówczas nośnikach (do kodów nawiązywał pierwszy wykład konferencji). Branża IT i HR human resources istniały od samego początku dziejów.
    Pieniądz zmienia nasze zachowania, jest nośnikiem informacji i jest własnością intelektualną, a jego użytkowanie i wymiana są ściśle reglamentowane (jest to teza z wykładu o ubezpieczeniach). Ostatnio na przykład tworzeniem pieniądza libra zajmuje się Mark Zuckerberg, operator fejsbuka w oparciu o pomoc bankierów szwajcarskich. Libra, jako taka ‘marchewka’ (nazwa bynajmniej nie kojarzy mi się z wolnością) może zastąpić inne waluty i jako aplikacja może być stosowana w mikroczipach do płacenia użytkownikom za wykonywanie poleceń władz i przy nabywaniu produktów tych wszystkich koncernów, które nachalnie preferują układ ‘pan z panem’.
    Zasady urządzania państwa nie uległy zmianie do naszych czasów. Nie wiadomo, co dokładnie wydarzyło się 6.000 lat temu (wg Biblii powstał świat, a może wymyślono pieniądz albo wypędzono Adama i Ewę z raju?) , tym niemniej realnie istnieje tylko zmaganie się dobra ze złem – nie ma postępu ani rozwoju – jest tylko zmiana status quo w tej walce, a historia ma sens tylko w odniesieniu do pojedynczego życia każdego człowieka, a nie do całej ludzkości, narodu, kontynentu czy państwa.
    Teza ta w sposób niezwykle dramatyczny została zilustrowana innym wykładem o losach jednej rodziny, a publiczność była całkowicie zaskoczona i bezbronna wobec radykalnie jednoznacznego postawienia sprawy, ale wszyscy byli zadowoleni, gdy uzyskali to wyjaśnienie.
    A więc w istocie wszystkie zagadnienia, z którymi mamy dzisiaj do czynienia, istniały od początku, a reszta to didaskalia i zmiana dekoracji, żeby nam się nie nudziło.

  2. ja banalnie:  sunia mająca 15 lat wyraźnie szykowała się do zakończenia życia, weterynarz słuchał wyjaśnień właścicielki i badał i leczył fragmenty wnętrza suni a to serce a to system oddechowy, tylko nie to co sugerowała właścicielka psa. Weterynarz był odporny na jej sugestie dopóki na rachunku płatności za lecznicza opiekę nad sunią nie zaistniała kwota 1.500 zł. Wtedy dopiero weterynarz skojarzył sobie sugestię właścicielki i potwierdził, że rzeczywiście jej diagnoza od razu była trafna. On przez te dwa tygodnie niedowierzał, badał, poszukiwał miejsca choroby, ale właścicielka właściwie określiła miejsce niedomagań suni,   no i orzekł „trzeba uśpić”.  Taki mały rynek medyczny zwierząt zarejestrowanych w Warszawie.

  3. Mam małe doświadczenie z medycyna chińską. Chodziłem dwa lata temu na akupunkturę. Robił ją tradycyjny lekarz, który od wielu, wielu lat zajmował się medycyną chińską. Dla mnie to rewelacyjna metoda. Ale podejrzewam, że tak faktycznie jest, że wraz z wessaniem przez rynek wschodnich metod spada jakość a ceny rosną.

  4. Miała kolegę w liceum, co to chciał studiować tradycyjną medycynę chińską w Chinach. Już nawet zaczął się w szkole uczyć chińskiego. Jakiż był jego zawód, kiedy się okazało, że medycynę chińską można co prawda studiować Polak w Chinach, ale tylko na tamtejszej akademii wojskowej. Mój kolega był niepełnosprawny, miał jakiś feler z nogami i kuśtykał, a do tej akademi trzeba było mieć A1 ze testu ze zdolności do służby wojskowej.  Mimo wszystko kolaga pojechał do Chin, uczył się tam jakiś dziwnych praktyk, przystąpił do jakiejś sekty i w dziwnych okolicznościach umarł.

  5. Rynek może istnieć, bez względu na to, czy sprzedawane na nim produkty działają w zadeklarowany sposób czy nie. Rynek opiera się na zmasowanej propagandzie, która może być dystrybuowana masowo, w mediach, albo pokątnie, w aurze tajemnicy, poprzez mniej lub bardziej prawdopodobne doniesienia o właściwościach sprzedawanych na nim produktów.

    Racja! Ogólną zasadę w kreowaniu/ nakręcaniu koniunktur/ baniek spekulacyjnych podał Charles Mackay:

    Każdy wiek ma swój szczególny obłęd – pewien schemat, projekt lub fantazję, w którą wpadają ludzie powodowani chęcią zysku, potrzebą wielkich przeżyć lub siłą naśladownictwa. Uleganie tym czynnikom prowadzi do szaleństwa, które jest stymulowane przez powody polityczne albo religijne, lub oba rodzaje tych przyczyn jednocześnie.

    Klinicznym przypadkiem takiego obłędu jest tulipomania. Jeśli ktoś ma czas:

    https://youtu.be/8TNbtq0lktI

  6. Fajnie  !!!

    A nasza 14-letnia sunia, kundelek wlasnie 3 tygodnie temu oszczenila sie i podarowala mi slicznego, wesolego szczeniaczka… cala rodzina ma radosc, maly rosnie jak na drozdzach i juz zaczyna probowac chodzic, ale nogi  mu sie jeszcze  rozjezdzaja…

    … dzis bylam u weterynarza po info nt. dalszego postepowania, wymienil mi cala litanie co powinnam – uzbieralo sie tego na ponad 300 ZL, ale juz zdecydowalam, ze beda tylko 2 niezbedne szczepionki po 50 ZL kazda i odrobaczenie… et c’est fini  !!!

  7. Tradycyjna chińska medycyna to również organizacje rzekomo broniące zwierząt. Moim znajomym bacom ukradziono w majestacie prawa sukę owczarka podhalańskiego z młodymi. Bo brudne, jak to po deszczu, rzekomo się nad nimi znęcano. Niejaka A. (kulomiotka, reprezentantka naszej III RP) tym się zajmowała, strasząc policją. Suka poszła do adopcji, a szczeniaki prawdopodobnie sprzedane (cena szczeniaka podhalańskiego owczarka  to około 2-3 tyś. zł.). Biznes.

  8. Wiedzialam, Panie Gabrielu…

    … ze konferencja w Kliczkowie bedzie wspaniala, ale nie przypuszczalam, ze Pan sam bedzie az tak zainspirowany, z czego bardzo sie ciesze… bo bede miala okazje skorzystac.

    Co do wykladu profesora Tryjanowskiego – to pozwoli mi Pan na lekka prywate – wychodzi, ze byl on iscie brawurowy, a moze nawet wrecz  REWOLUCYJNY  !!!  Czas najwyzszy aby nasze panstwo wzielo za d**e te wszystkie koncerny farmaceutyczne i apteki – przy okazji.  Wiem, co pisze – bowiem od prawie 2 lat prowadze swoja analize i statystyke lekowa, i musze napisac, ze z moich wnioskow dzieje sie HORROR.  Lekarstwa uzywane przez meza  ZDROZALY  miedzy 50-150%,  np. jeden z lekow z 12 ZL skoczyl na 44 ZL  !!!… 2 opakowania lekow ulegly zmniejszeniu ilosciowemu, przy czym ceny owych  NIE ulegly adekwatnemu zmniejszeniu, no i naturalnie, ze zaden nie jest REFUNDOWANY  !!!

    A propos tzw. „metod chinskiego leczenia” czy owej „tradycji” to nie bede sie wypisywac, bo znajomi Chinczycy sami byli czesto sceptyczni wobec nich, oni czesto lecza sie  SAMI roznymi ziolami, do tego baaardzo zdrowo sie odzywiaja… ale kontekst i przyklad zdarzen wojennych w Rwandzie, a potem publikowanie zdjec z poranionymi nosorozcami czy gorylami, jako efektem „dzialan wojennych” – absolutnie szokujacy  !!!

  9. Tradycyjna chińska medycyna i geszeft to opium. W załączonych wycinkach ilustruję palarnie opium, reklamy chińskich uzdrowicieli, walkę z chińskim opium w USA w 1909 oraz zachwyt prasy w 1932 nad chińskimi lekami z jaszczurek i żółwi.

  10. W relacjach z wyprawy Benedykta Polaka na Daleki Wschód nie ma nic na temat chińskiej medycyny ani mongolskiej. Widocznie w tamtych czasach ludzie mniej chorowali.

  11. no to po co Amerykanie kilka lat wcześniej ogłaszali doktrynę otwartych drzwi w Chinach – rynek otwarty dla wszystkich krajów ma swoje konsekwencje, nie trzeba było się pchać z towarami, bo w pakiecie z zyskami można było zyskać opium

  12. Cytat z tekstu Gospodarza: ” Zadałem sobie jedno pytanie – skąd w liczącej trzy tysiące lat medycynie chińskiej znalazły się specyfiki takie jak preparat z jąder goryli i rogu nosorożca”.

    Chińczycy znają małpy, bo żyją na ich terytorium ( goryl to przecież wspaniale wyrośnięta małpa) i nosorożce (zasięg występowania nosorożca jawajskiego obejmuje lub obejmował również część Chin, a nosorożec indyjski występuje stosunkowo niedaleko) od setek jeśli nie tysięcy lat, więc mnie nie dziwi wiedza Chińczyków o tych zwierzętach. Pańskie zdziwienie, że Chińczycy wykorzystują i wykorzystywali te zwierzęta do swoich praktyk, cokolwiek o nich będziemy myśleć, jest zaskakujące.  Przy tym handel na Oceanie Indyjskim nie został zorganizowany dopiero w XVI wieku przez Europejczyków, istniał przecież wcześniej. Dlaczego więc już od dawna Chińczycy nie mieliby penetrować wschodnich wybrzeży Afryki, choćby przez pośredników

  13. z tradycyjnej medycyny chińskiej to jedynie śliwowica, no ewentualnie rakija.

  14. No, ale to co Pan napisał demaskuje tę tradycyjną chińską medycynę ostatecznie – nie ważne czyje jądra, byle były wielkie, prawda? Nieważne czyj róg byle był rogiem. To jest bardzo grubo szyty szwindel, którego ktoś stale pilnuje

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.