Mili autorzy „Szkoły nawigatorów”, niebawem ukaże się kolejny numer kwartalnika, który wspólnie tworzymy. Jest interesujący, ciekawy i dynamiczny, tak jak w poprzednim numerze mamy tam dwa komiksy i kilkanaście tekstów. Okładka jak zwykle fantastyczna i wzbudzająca emocje, jednym się podoba, inni nie mogą na ten styl patrzeć. No i bardzo dobrze. Z numeru tego, numeru, który wejdzie do sprzedaży w końcu czerwca zleciało siedem tekstów. SIEDEM TEKSTÓW !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zmarnowaliśmy dwa tygodnie próbując przystosować je do druku. Zamiast pisać czeską książkę i zbierać materiały do następnej o kredycie i wojnie, usiłowałem ulepić kwartalnik z materiałów, które mi przysłaliście. W tym czasie, w czasie tej niewdzięcznej pracy, przeczytałem w jednym z komentarzy, że kiedy powstawała „Fronda” ludzie byli tak podnieceni tym wydarzeniem, że po prostu wpłacali na rzecz tego pisma datki. Było to trzecie obok dotacji ministerialnych i sprzedaży źródło finansowania „Frondy”. Ponoć teraz – jak ktoś chce wesprzeć tygodnik „W sieci”, też może wpłacić jakiś datek. Ja nie mam żadnych dotacji ministerialnych, nie chcę też żadnych datków, bo nie o to chodzi w tej idei, datki to kamień u szyi tak naprawdę. Chcę robić pismo, które będzie ciekawe i da szansę autorom nie mogącym zrealizować się gdzie indziej. Za projekty graficzne do tego pisma płacę z własnej kieszeni, proszę Niewolnika o kolejne rysunki, które podnoszą atrakcyjność „Szkoły” i czynią z niej pismo oryginalne i odbiegające od sztampy, a do tego integrują ludzi. Obiecałem honoraria autorskie i wypłacę je, ale, jak zapowiedziałem, będą niewielkie. Otworzyłem kilka projektów naraz, bo inaczej nie da się po prostu prosperować bez wspomagania. Alternatywa jest taka: albo kilka warczących motorków, albo prośby o datki i subwencje. Wybrałem ten pierwszy wariant. Niektórzy, z faktu, że „SN” powstaje w warunkach chałupniczych, wyciągają wniosek następujący: wrzucimy mu byle co i byle jak napisane, a i tak puści, bo nie ma wyjścia. I może jeszcze da parę stów, frajer. Moi drodzy lepiej już by było gdybyście wpłacili jakiś datek na rzecz braci Karnowskich, tak dzielnie walczących ze złem. Naprawdę. Nie będziemy robić kwartalnika z tekstów słabych, z tekstów napisanych na chybcika i byle jak. Ja nie wypracowałem jeszcze schematu współpracy z autorami, bo przecież wydaliśmy dopiero dwa numery pisma, trzeci przed nami. Sprawy, przypominam, dzieją się w czasie, a uruchomienie każdego kolejnego projektu kosztuje mnie dużo czasu i wysiłku, znacznie więcej niż Was kosztuje napisanie tekstu. Schemat ten jednak wypracuję w najbliższych miesiącach, choćbyście się wszyscy mieli na mnie obrazić śmiertelnie i nigdy więcej nie zajrzeć na mój blog. Jakość jest najważniejsza. Pierwszych dwóch numerów nie planowałem zbyt szczegółowo, bo wiedziałem, że radzicie sobie z tekstem, postanowiłem więc dać wszystkim szansę. No i wszystko było dobrze, pismo się podoba, z pierwszego numeru została już tylko jedna, cudem gdzieś, zachowana paczka, a z drugiego może ze cztery. To co stało się jednak z numerem trzecim woła o pomstę do nieba. Nie będę wymieniał nazwisk i nie będę się tu wyżywał nad poszczególnymi autorami. Grzecznie poprosiłem o teksty i otrzymałem je w przepisowym terminie, ale z numeru spadło SIEDEM TEKSTÓW!!!!!!!!!!!!!!!! To są rzeczy niewyobrażalne, to jest po prostu klęska. Nie mamy redakcji i nie mogę siedzieć nad każdym z osobna i mówić mu jakie są moje oczekiwania. Szanuję też Wasz czas i nie zwracam Wam tych tekstów z prośbą o naniesienie poprawek, jak to się dzieje w redakcjach. Nie jesteście debiutantami, wiecie jak to się robi, prawda? Więc po prostu zróbcie to najlepiej jak potraficie, a jeśli Wam się nie chce, to dajcie sobie spokój. Nie piszecie przecież tego dla tych nędznych honorariów, które Wam obiecałem, prawda? Nikt na całym Bożym świecie nie utrzymuje się z pisania tekstów do kwartalnika.
Teraz kilka uwag technicznych. Teksty przychodzą w różnych formatach, często bez nazwiska autora i bez tytułu. To jest skandal, w normalnych redakcjach nikt nawet nie czyta takich tekstów, od razu lądują w śmietniku. Pliki nie są opisane tak jak trzeba, nie ma tytułu, nazwiska, przy kilkunastu, kilkudziesięciu tekstach, którymi jesteśmy obłożeni, łatwo o pomyłkę. Czas nie jest z gumy i nie możemy przeznaczyć go zbyt wiele na przygotowanie kwartalnika. Robimy bardzo dużo, możecie mi wierzyć. I nie możemy przekonać nikogo, by choć w minimalnym stopniu nas w tych wysiłkach wsparł. Jeden z autorów, kiedy poprosiłem go o napisanie tekstu odpowiedział mi zdaniem następującym: daj mi jakąś listę lektur. To jest kolejny skandal. Gdybym jakiemukolwiek redaktorowi odpowiedział w ten sposób nie miałbym wstępu do redakcji. To jest jakieś horrendalne lenistwo, jakaś deprawacja i przepraszam za kolokwializm, „wyżej sranie niż dupy manie”. Lista lektur?!!!! Do prostego tekstu?!!!!!
Wczoraj poprosiłem Toyaha o napisanie tekstu, a on odmówił. Ponieważ Toyah jest najlepszym autorem postanowiłem opieprzyć go autorsko i publicznie. Poprosiłem go o napisanie tekstu na temat powieście Agaty Christie pod tytułem „Pasażer do Frankfurtu”. Zauważcie – naczelny sam wymyśla temat, podsuwa lekturę autorowi i mówi mu na co ma zwrócić uwagę. Chodzi o to, że w tej książce zawarta jest krytyka rewolucji 1968 roku z punktu widzenia osoby, która jest ucieleśnieniem cnót imperium. Można zrobić naprawdę wiele, jak się chce. Toyah zaś mi odmówił, pisząc dość malowniczy list, którego tu nie zacytuję. Do wydania czwartego numeru mamy trzy miesiące, muszę go zaplanować, złożyć, a w tym czasie skończyć książkę czeską, na którą wszyscy czekają, pisać codziennie tekst na blogu, jeździć na spotkania autorskie, promować książki i planować kolejną Baśń. Naprawdę, nie wymagam zbyt wiele. Od Julka i jego żony Patrycji, autorki książki „Smakołyki alergika” wymagałem jedynie tego, by codziennie wrzucali na blog gotowe przepisy z tej książki. Nic więcej. No, ale i tego było za dużo. Ja sobie tę odpowiedź Toyaha dobrze zapamiętałem. A do innych autorów mam prośbę, może ktoś z Was zdecyduje się na napisanie takiego tekstu? To stary pomysł, miał go pisać do pierwszego jeszcze numeru ojciec Antoni Rachmajda, ale on ma teraz inne kłopoty i tekst czeka na swojego autora.
Teraz pora na pochwały. Bardzo dziękuję za zaangażowanie i poziom tekstów Joli Gancarz, Tomkowi Awdankiewiczowi i Krzysztofowi Piotrzkowskiemu. Piszecie najlepiej. Bardzo dziękuję za zaangażowanie panu Jerzemu Klebanowi, który po to by spełnić moją zwariowaną zachciankę i napisać tekst o książce Larsa Gustafssona pojechał aż do Malmo i siedział tam długie godziny w bibliotece nad jego dręczącą i fałszywą prozą. To jest prawdziwy wyczyn. Obiecuję, że już nigdy więcej nie będę wychodził z takimi propozycjami.
Teraz o konkursie. Pierwsza edycja naszego konkursu komiksowego to klęska. Nie ma się co oszukiwać i nawijać makaronu na uszy. Autorzy wykazali się dramatycznym wprost niezrozumieniem idei dali bezprzykładny popis lekceważenia. Prace zaczęły napływać w ostatnim tygodniu. To jest ponoć typowe, ale ja tego nie rozumiem. W ostatnim tygodniu przed zamknięciem konkursu wpłynęło 11 prac. Jedna gorsza od drugiej. Jutro zajmę się szczegółowym omówieniem dokonań poszczególnych autorów, bo uważam, że to jest konieczne. Teraz chcę tylko przypomnieć w kilku słowach jaka była i jaka nadal jest idea naszego konkursu. Otóż chodzi o to, by wypromować takich autorów i takie prace, które będą mogły konkurować z rysownikami z rynków obcych. Wśród zdeprawowanych i przyzwyczajonych do łatwizny polskich autorów nie funkcjonuje, jak się okazało, w ogóle żaden mechanizm ambicjonalny. A przecież w grę wchodziły pieniądze, nie małe zresztą. Mili autorzy zanim zabierzecie się do pracy w następnej edycji konkursu przejrzyjcie kilkanaście albumów zagranicznych i zastanówcie się co zrobić z formą, żeby tych ludzi, którzy je narysowali zatkało. O to nam chodzi. Nie uruchomiłem tej maszyny jaką jest konkurs po to, by wspomagać biednych i marzących o sławie artystów z prowincji i wygłaskiwać ich emocje, bo one mnie w ogóle nie interesują. Od takich numerów są struktury ministerialne, możecie się tam zwrócić o dotacje i jakieś wspomaganie. Zrobiłem to, ponieważ interesuje mnie zajęcie dobrej pozycji na rynku. Uważam, że konkurs jest jedyną drogą do tego celu. Oczywiście spotkałem się od razu z głosami tak zwanych zawodowców, że oni nie będą niczego rysować na konkurs, ale jak im coś zlecę i zapłacę to chętnie dla mnie popracują. Nie, dzięki…jeśli ktoś nie rozumie dlaczego, pokazuję i objaśniam: niedługo nie będzie polskiego rynku komiksów, zamieni się on bowiem w poczekalnie dla słabo wykształconych i aspirujących autorów, którym – jak będą grzeczni – wydawcy pozwolą coś opublikować za granicą. Pod warunkiem, że będzie tam goła baba i ksiądz pedofil. Czekajcie więc mili „zawodowcy” dalej na swoją szansę i liczcie na to, że pod wasz warsztat podjedzie piękny wydawca na białym koniu z niezwykle intratnymi propozycjami. Na razie to tyle. Jutro jak powiedziałem zabiorę się za szczegółowe omawianie poszczególnych prac oraz powiem jakie będą ich dalsze losy.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Podoba mi się.
Nie irytuj się! Zasada PARETO – 80% treści od 20% autorów 😉
Ważne aby znać swoje miejsce. Ja wiem, że z doskoku komenta mogę walnąć do jakiejś notki. Autor notki postarał się o temat i wyznaczył ramy, a mnie przy tym nachodzą czasami skojarzenia, takie trochę obok, i komentarz sam wychodzi.
Z piszących tutaj osób jedna wpadła mi w oko tytułem stosowanego języka, a szczególnie metafor i dygresji, którymi smakowicie owija główny wątek. Z przystawek ostatnio przeszła ona do zup i może kiedyś doświadczymy całego zestawu obiadfowego zakończonego deserem. 🙂
Można zauważyć, że oprócz komentujących tu stale osób zaczynają wpadać inne i czasami są to ludzie mający coś ciekawego do przekazania.
Pomysł na żurfiks trwający cały tydzień powoli zaczyna wydawać zalążki owoców – tu posłużę się terminem z sadownictwa – i życzyć należy sobie, by przetrzymały one o(d)pad św. Jana.
To mnie sie podoba. Bez owijania w bawelne i bez tolerancji dla substandardowych produkcji
S.I. Witkiewicz odnoszac sie do sytuacji w przedwojennej Polsce – umyslowej i duchowej potencji narodu, napisal takie zdanie – „Trzeba zaczac walic w mordy, myc niechlujne pyski i glowy trzasc, i lbami zafajdanymi walic o jakies chlewne sciany z calych sil, bo naprawde, jak przyjda wypadki przerastajace nasza epoke obecna – latwych triumfow w Lidze Narodow czy czyms podobnym – to moga zastac juz nie narod, a kupe plynnej zgnilizny”…
W jednym zdaniu diagnoza i lekarstwo.
Wyglada na to, ze autorzy SN mieli w magazynku jeden, gora dwa naboje i zamiast palnac sobie w leb, to sie wystrzelali. Pora chyba sie poddac i pojsc do niewoli.
A konkurs na komiks pokazuje, ze zarzuciles wedke do stawu, gdzie nie ma ryb. Sa jakies zyjatka, ale to nie ryby. Nie z takiego gatunku, ktory chce rosnac i dominowac.
Siedem tekstów poniżej dopuszczalnego poziomu jakości, no to jest rozpacz. Geneza tego tkwi zapewne w tych złych przyzwyczajeniach, o których wspomniano przy okazji tekstu o recenzjach. Pisanina i recenzja – gdzie recenzja pojawia sie pred napisaniem artykułu czy książki, no bo kumplowi nie będę żałował pochwał. I tak to biega, potem zalega to półki taniej księgarni jeśli jest książką, albo w nie sprzedanych gazetach jest zwracane do redakcji (artykuł).
Ta wadliwa praktyka jest stąd,że finansowanie takiego produktu płynie z uczelni, albo z reklam (gazeta) – w przypadku samofinansującego się pomysłu jest to autentyczny koszmar.
Może taki apel : Mili autorzy tych 7 zwróconych artykułów, w imieniu czytelników „SN” pamiętajcie w samofinansującym się kwartalniku „Szkoła Nawigatorów” nie mogą mieć zastosowania rozwiązania wadliwe, wzięte ze złej praktyki publicystycznej . „SN” musi mieć nabywców a zatem muis mieć dobrą jakość.
Tyle ode mnie. Bardzo lubię 'SN” pożyczam po sąsiedzku do czytania i powiem, że obserwuję taki trend, że sąsiedzi zwracając kwartalnik mówią – właśnie zakupiliśmy, też już mamy.
Dzięki.
Ja raz jeszcze. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że obowiązujący model wychowania uczy nas jak sobie radzić w momencie, gdy nas ktoś ochrzani, czy jeszcze gorzej. Odpowiadamy mętnym tłumaczeniem lub przechodzimy do agresji i po herbacie, albo po zębach.
Natomiast zupełnie sobie nie radzimy kiedy nas chwalą.
Pani doktor robiła habilitację i analizy materiału biologicznego wykonywały trzy laborantki, a jedna z nich, wybitnie inteligentna i twórcza, pomagała jej w przygotowywaniu i zestawianiu materiału do interpretacji, zestawianiu literatury i korekcie.
Na przyjątku już po wszystkim pani doktor dziękowała po kolei kierownictwu instytutu, zakładu i poszczególnym pracownikom w sposób zdawkowy. Najmocniej zasłużonej laborantce przesłała wyraźnie dedykowane podziękowania, zakończone stwiertdzeniem, że bez pomocy p. Dorotki byłoby jej niezwykle trudno dokończyć tę pracę. wszystkie oczy były skierowane na laborantkę, która stanęłą cała w pąsach i nie wiedziała co zrobić z oczami. W końcu wydukała z siebie, że pani doktor przesadza.
Czyli co? Mam chwalić?
Znaczy – lepiej szlifować styl niż ekscytować się doniesieniami z pola walki?
Wspieram Anię. Najmniej ambarasujące są tzw. czyste sytuacje.
Rób jak uważasz, bo to Twoje poletko. A z życia wiadomo, że tzw. cholerę można zjednać umiejętnym podejściem i załadowaniem pod szpic, a tzw. śpiącą królewnę należy grubym słowem obudzić.
W dobie Gierka wchodzi do sklepu mięsnego robol i wpycha się bez kolejki. Baby z kolejki wszczynają tumult, a robol rzuca do grubej i rumianej ekspedientki:
– Pani ładna, da mi pani pęto podwawelskiej.
Ekspedientka tak chlaśnięta robi minę jak kot głaskany pod włos i rzuca pojednawczo w stronę kolejki:
– Temu panu śpieszy się do roboty to mu sprzedam, ale schabu to bym mu nie dała.
Kwartalnik jest dobry i mam wielką nadzieję , że będzie coraz lepszy .
Mam przyjaciół wśród redaktorów wydawnictw … i sama dawno temu pracowałam krótko w wydawnictwie .
Mogę powiedziec , ze ,,przygody ” tak z autorami , jak z redaktorami to wielka księga starć , nieporozumień itp …. Mam wielką nadzieję , że Taki jednoosobowy wydawca , redaktor i autor jak Coryllus jakos to ogarnie , dla dobra tak własnego jako wydawcy właśnie , jak i nas … czytelników .:)
Składam w redakcji artykuly „dopięte na ostatni guzik”, a to tylko dlatego , że inaczej mi nie wolno, więc zapomniałam o roli korektorów, których zadaniem jest doprowadzać składane im „śmietniki” do formy nadającej się do druku, ci korektorzy w gazetach i wydawnictwach mają etaty.
W prywatnej firmie, nie ma miejsca na porządkowanie „śmietnika”, no bo brak etatów.
Wspomniane siedem tekstów i utracone dwa tygodnie, to …. zakrawa na programową złośliwość ze strony autorów, jeszcze ten brak nazwisk i tytułów – wstydzą się udziału w projkecie czy utrudniają robotę? .
No ale ponieważ ja wszędzie widzę bolszewika i nazistę, to na tym kończę i idę na procesję.
Nie, ludzie po prostu zapominają o sprawach najbardziej oczywistych.
Rozmawiałem z panią z działu promocji i mówiła mi, że rozsyła szymel wg. którego ma być przygotowana pisemna informacja, czyli np. WORD, układ strony, liczba znaków, słowa kluczowe itp.
Rzadko zdarza się jej otrzymać to o co prosi, z terminami też kiepsko. Często po ponagleniu otrzymuje coś, co zostało wycięte na chybcika z większe całości, więc musi tekst formatować, dopraszać się o słowa kluczowe, o abstrakt, a często o wersję angielską. Jej liczne wyjaśniające telefony lub maile, względnie osobiste wizyty w tak zwanej sprawie ukuły jej przydomek Upierdliwa Wanda.
Bardzo lubię się mądrzyć. W różnych sytuacjach.
A jakie tu jest pole do pomądrzenia – dlaczego, kto, co powinien. Ho, ho, ho!
Po dłuższej chwili refleksji o bezowocności ww. mądrzenia, zastanawiam się już tylko, czy ja bym mógł o czymś napisać do SN…
Nie ma przymusu pisania, ja się do każdego zwracam z osobistą prośbą, a chętnie też wysłuchuję propozycji. Mój kolega twierdzi ponadto, że jak ktoś opublikuje gdziekolwiek tekst powyżej 14 tysięcy znaków, to liczy mu się ów tekst do kariery naukowej za jakieś pół punktu. To nie jest dużo, ale ziarnko do ziarnka jak to mówią….Kwartalnik ukazuje się rzadko i ma zmienny garnitur autorów, no więc nie jestem upierdliwą Wandą, ale nie mogę po prostu wrzucać tam wszystkiego co przyjdzie. No i jak mam do kogoś prośbę, a ten ktoś potrafi pisać, to chciałbym, żeby coś napisał, zwłaszcza, że proponowany tekst ma mieć charakter tak zwanych luźnych refleksji.
Jasne, a czym się zajmujesz na co dzień? Na czym się znasz?
Tak sobie myślę ….. robiłam przez krótki czas korektę…. ale taki był układ , że dochodzący redaktorzy po prostu głównie dawali parafkę na tekscie i odsyłali do korekty … czyli np do mnie ….
Biedni autorzy nieprofesjonalni , czyli tacy co napisali książkę np własna , wspomnieniową … i nigdy potem już nic …. usiłowali po pierwsze dowiedziec się czego się od nich chce …. po drugie zadbać , żeby fakty które podają a których w czasach przedinternetowych nie dało się ot tak wyguglac….. żeby to ktos zrobił . Od tego był redaktor , korekta sparawdza wyłacznie poprawność składu …… A jak redaktora nie było … poza kolejka do kasy ….. szli do mnie …. Czysta rozpacz .
Nie wiem oczywiście jak jest dziś , bo o takich drobiazgach nie rozmawiam ze znajomymi ……
Parę niezwykle ciekawych postaci poznałam dzięki tej pracy ……. ale przy pierwszej okazji odeszłam gdzie indziej 🙂
a teraz chyba odreagowuję…….. pisząc tak jak widać……………….. niezgodnie z jakimikolwiek regułami ………….. na szczęście coryllus nie wymaga drakońskiej redakcji komentów 🙂
ktoś mi powiedział , ze forma mich komentarzy jest ….. twórcza ….. 🙂 🙂 😉
no mam nadzieje , e przynajmniej czytelna 🙂
Tak forma Twych komentarzy jest twórcza i czytelna jednocześnie 🙂 Do zauważenia jest też fakt, że nie przykładasz znaczenia do regularnego czyszczenia klawiatury.
wiesz co 🙂 …… nogę sobie wczoraj uszkodziłam … znaczaco …… więc chyba wyczyszczę w koncu tę klawiaturę :)))))))) ale na literówki to nie pomoze :)))))) one wynikaj z innych problemów -:(
a poza tym ?????
Systemy IT od strony analitycznej i biznesowej, procesy w przedsiębiorstwach, strategia firmy.
Ekonomia polityczna ale w wydaniu nielubianym tutaj 🙂 – Mises i austriacy, Hazlitt, Rothbard, Hoppe.
Off topic (ale z nawiązaniem do Kościół będzie świętował wystąpienie Lutra? ): Polecę materiał ze strony MP.pl -> O wolności chrześcijańskiej w trzecim tysiącleciu. Pod rozwagę nie tylko lekarzom.
No i chrześcijanie się jednak różnią ! Luteranin wierzą w Chrystusa leczącego a Rzymscy-Katolicy w Chrystusa uzdrawiającego.
Tadman & Argut
Przypomnieliście mi Panowie taką sprzed juz dobrych paru lat historię . Moja ostatnia , przed odejsciem na emeryturę praca była w całkiem innym niz omawiany dzisiaj obszarze .
Ale ….. miałam szefową , bardzo uparcie dązacą do dokładności … i w zasadzie słusznie . Choć stosowane przez nią metody osiągnięcia u podwładnych dokładnosci były … hmmm…. dalekie od akceptowalnych . Mogły w zasadzie podpadać pod mobbing .
I oto przed moim odejściem musiałysmy jeszcze ponownie wykonac wspólnie pewną pracę , juz kiedys wykonywaną. Jednak ponieważ to był mój obszar czy temat …… trzeba było wykorzystać moje kompetencje , póki byłam .
Pracę jednak wykonywało kilka osób . I tak sie składało , ze ponieważ mam tę paskudna wadę wzroku , z każdym … powiedzmy … etapem … chodziłam do tej mojej … idealnej … szefowej . Żeby rzuciła okiem … bo to min były pieniądze i jakas za nie odpowiedzialność.
I oto na koniec masę rzeczy nam się nie zgadzało …. wyłapywała to inna jeszcze pani ….. i z dziką satysfakcją podrzucała mi te ,,papiery „……. wszystko to były błędy tej naszej upiornie dokładnej szefowej …. Ja jako ta odchodzaca miałam je pokazywać , żeby dla zostających było bezpiecznie … tak mi się wydaje , po latach ….. No bo co mi zalezy jak kończę pracę…… Ja jednak mam dużo miłosierdzia ……. Jeśli liczono na to , że jakos się odgryzę , dokuczę pokazując te omyłki , to niestety nie ….. Bardzo delikatnie to robiłam . Nie uzywałam słów typu ,,o tu jest kolejny twój błąd . Po prostu mówiłam …np : jeśli masz trochę czasu , to jeszcze byś tu poprawiła … itp ….
W efekcie zostałam zapytana po pewnym czasie przez zrozpaczoną szefową : jak to możliwe , ze tak sie starajac .. i pilnując , tyle błędów zrobiła …. Były tych błędów dość jasne powody .. i ja jej to po prostu wytłumaczyłam . Delikatnie i rzeczowo .
Inni byli bardzo zdziwieni , że mogac sobie na odchodnym pozwolic , ich zdaniem , na wyrzucenie tej pani ostro ….. postąpiłam delikatnie …. A jednak było to dla niej w/g mojej wiedzy , bardzo pouczające na przyszłość doświadczenie .
Doswiadczyła na sobie wstydu ujawnienia błędów przed nieżyczliwymi ludźmi …. i jeszcze zrozumiała mechanizm powstawania tych błędów .
Nikt tylko nie rozumiał , czemu okazałam miłosierdzie .
No to dawaj coś o tej ekonomii politycznej, tylko tak, żebym zrozumiał.
Jeszcze o Szkole Nawigatorów.
Bardzo podobają mi się okładki. Są piękne.
Pomimo wszelkich kłopotów bardzo czekamy na trzeci numer kwartalnika.
No to jkaie byly przyczyny tych błędów ? Dysleksja osób pomagających ?
A i jeszcze to:
syn znajomego, miłego pana zegarmistrza („kupiłem źróbka !!”) chodzi do Zespołu Szkół Rolniczych w Czernichowie opisanego w kwartalniku II.
Dobrego wieczoru w Krakowie, w poniedziałek.
niespotykane przy porównywalnych ,, pracach” warunki zewnętrzne ….. niezabezpieczenie najbardziej elementarnych …. hmm …. nie wiem jak to nazwać… warunków …… takiego minim wręcz fizjologicznego …. Szefowa przyjęła te warunki , bez protestu … na zasadzie , ze sie nie chce stawiać , z myślą że wydusi z nas …..
no ale nie wydusiła nawet z siebie , choć była naprawdę dokładna i miała warunki lepsze … jednak …..
jej wina było tchórzostwo , niechęć do zawalczenia o minimum … lub brak umiejętności dyplomatycznych , żeby coś uzyskać…… i jeszcze wiele innych ….ale ja jej tego nie powiedziałam w ten sposób …. po prostu [pokazałam mechanizmy powstawania konkretnych omyłek …
jeśli to … to dzieje się tak
jeśli tamto … to dzieje się tak …… zrozumiała , że bez eliminacji tych wstępnych przeszkód nic nie będzie ….. resztę mogła wywnioskowac..
to nie była bardzo lotna pani , ale nie ostatnia idiotka….
to jeszcze bardziej złożone było …….. ale……
myślę jeszcze taką rzecz …ludzi należy obsadzać w/g ich kompetencji …
wyższe szefostwo tak zrobiło … nie zapewniając ,,tylko ” warunków zewnętrzxnych ….. natomiast potem juz sprawe zostawiono …… w rękach tej pani …… a ona już nie wpadła na to , ze każda z nas miała unikatową wiedzę….. i wystarczyło stać przy tym .. bo prawo pracy było po naszej stronie itd itd …
Zapytałam, no bo mam koło siebie kolejne pokolenie perfekcjonistów, doceniam, to i wiem że błędy wypatrzą i na perfekcyjne dzieło jeszcze dłuższą chwilę uwaznie patrzą, nie puszczą pracy z błędem. stąd nie zrozumiałam tego źródła błędów.
A co ta Maria taka miłosierna, błędom trzeba sie przciwstawiać siłom i godnościom …
Szanowna aniuzUW! Jeszcze nie wiesz dokładnie za co Coryllus odrzucił te 7 tekstów a już robisz autorom połajanki. Twoje komentarz mierżą mnie. Podlizujesz się Coryllusowi a reszta treści Twoich komentarzy jest na takim poziomie, że do kwartalnika też się nie nadawała.
I jesze jedno, ja też kupuję kwartalnik i księżki Coryllusa ale zasadniczo trzymam język za zębami i nie kłapię tu na blogu codziennie jak Ty.
pisałam tu kiedyś o moich Łagiewnikach :0
jestem Apostołka Miłosierdzia 🙂
poza tym .. jak bym jej wprost nagadała , to by mi odszczekała i miała by poczucie , ze jest górą , bo pozimem chamstwa jednak górowała nade mną…. :))))
a tak to jej dało do myślenia …….
no , przyznaję ,że miałam pewną satysfakcję…….
ja zostałam zatrudniona z powodu moich bardzo konkretnych umiejętności , i to należało wykorzystać……
miłosierdzie zawsze sie opłaca miłosiernemu … a drugiej stronie o tyle o ile umie je przując … bo to czasem bardziej boli niż …hmmmm np zwyzywanie ….. czy cos w tym rodzaju …
Boli mnie ta skręcona noga … jutro lekarz zdjęcie itp .. dawno nie miałam kontaktów ze służbą zdrowia … ciekawa jestem :)))) ?????
Dziękuję za współdedykowany tekst.
Czy wiesz Mario, że na każdej ulicy mieszka anioł? On ujawnia się tylko w sytuacjach kryzysowych.
Jeżeli to kostka lub staw skokowy to po ewentualnym unieruchomieniu domagaj się rehabilitacji, bo o sprawność tego stawu martwi sie Twój pies.
Życzy zdrowia tadman, czyli Tadek.
Adamie, życzę Ci dalszych miłych zakupów.
Nie śpię po nocach przez Berecciego, Bonę i jej aptekarzy, przez spadkobierców i Łaskich z kilku pokoleń, przez losy uprzednie i późniejsze kamienicy Karnyowskiej, przez kredytowanie,restaracji pożarów i odbudów Wawelu, przez Bonerów, Turzonów i Habsburgów. No i to Bractwo Włoskie. I jakże szybkie wcześniej ściagnięcie następcy z Węgier, i to przez prymasa a brata jednego z największych kalwinistów i stryja łotra wcześniej przez gospodarza tak dokładnie opisywanego.
Nie zazdroszczę Gospodarzowi, mi już teraz głowa pęka. I jak to wszystko powiązać w małym eseju?
No wg informacji internetowych p. B. Berecci zginął zasztyletowany przez nieznanego z nazwiska współziomka: „zasztyletowany w biały dzień, czy poszło o sprawy zawodowe, czy o „gorący” charakter Berecciego i kobietę – nie wiadomo”.
Ale na „otarcie łez” zostawił niezły mająteczek.
No i tylko pytanie – komu? 😉
to akurat wiadomo.
Ale ciekawy jest też mąż stanu, który sprowadził Berecciego w miejsce poprzednika, po to żeby dalej maskować nieudolność króla, i jego brat – jeden z najbardziej wsławionych kalwinistów, doceniony przez Erazma z Rotterdamu za wielkoduszność i gest, piszący o Krakowie, że tam tylko walki i nic więcej.
Pomiędzy kim a kim, ciekawym. I jaką rolę w tym grało Bractwo Włoskie z jego wystawną siedzibą i pocztowym stałym połączeniem z Italią (finansowanym zresztą przez króla)
miał sześć kamienic, nie znam niestety nazw wszystkich, ale późniejszych właścicieli łatwo wytropić. Nazwisko Turzona też się przewija. I tej gadziny Firleja.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.