lut 182022
 

Jak wiemy walka z hipokryzją jest ulubionym zajęciem wszystkich oszustów. Piszę to tak wprost, bez żadnych zawijasów i przymrużeń oka, bo też i po co takie numery stosować. Chcę wskazać bowiem na pokłady hipokryzji, których nie dość, że nikt zwalczał nie będzie, to nawet ich nie dotknie, albowiem tknięty zostanie jakimś dziwnym przeczuciem.

Na Netflixie puszczają film o cracku, czyli narkotyku, który zalał amerykańskie miasta w latach osiemdziesiątych i spowodował wiele nieszczęść. Narratorami w tym filmie są byli dilerzy, dziś dobrze ubrani panowie z brzuszkami, albo też i bez, bo większość czasu spędzają na siłowni. Byłe ćpunki, odstawiające przed kamerą nobliwe matrony, które same z siebie wydobyły się z nałogu i więzienia, albowiem podły i podstępny rząd nie chciał im pomóc. Pokazują tam także działaczy różnych organizacji, dziennikarzy i polityków, którzy przez wszystkie przypadki (he, he, ale jestem głupi, w angielskim nie ma przypadków) odmieniają wyraz hipokryzja. Oni też wskazują na przyczynę tego całego zła. Jest nią prezydent Reagan, czego bystrzejsi czytelnicy już się zapewne wcześniej domyślili. Po Reaganie było już tylko gorzej i wszyscy następni prezydenci pogarszali sprawę, albowiem byli hipokrytami, nie obchodził ich los czarnej mniejszości i nie liczyli się z potrzebami miejskiej biedoty, która także chciała przecież godnie żyć. Swoimi ustawami tępili crack, a pozwalali na handel kokainą, która była dla białasów, w dodatku bogatych. Na końcu zaś wszyscy ci biedni i nieszczęśliwi ludzie, którzy przez Reagana musieli handlować narkotykami, przez Reagana musieli brać te narkotyki i siedzieć w więzieniu, a nie na terapii, gdzie wynajęty za państwowe pieniądze oszust mówiłby im, że też są ludźmi, wszyscy ci ciężcy przestępcy, zostali zaproszeni do Netflixa, żeby opowiedzieć o swoich przygodach i hipokryzji polityków. Jak oni to wszystko przeżyli? No właśnie, jak? Za handlem narkotykami w USA, o czym filmowcy Netflixa mówią z niekłamaną satysfakcją stała CIA. Reagan kazał sprzedawać im broń do Iranu, żeby uwolnić zakładników Hezbollahu, a potem pieniędzmi za tę broń opłacał nikaraguańskich contras. Ci produkowali w dżungli crack i kokainę, którą następnie wożono helikopterami CIA do USA i sprzedawano niewinnym dzieciom ulicy, odbierając im godność. Ho, ho tak, tak…laboratoria do produkcji cracku były w latach osiemdziesiątych umieszczone w gęstej dżungli nikaraguańskich, tak, żeby ich tam nikt nie znalazł.

Co w tym czasie działo się w Europie wschodniej? Z którą polityczną i zimną jak Antarktyda wojnę prowadził ów zły Reagan? Rozkwitał handel narkotykami. Ale nie crackiem, tylko kompotem makowym wstrzykiwanym dożylnie. Narkotyki zalały całą Polskę i spora część młodzieży, wyłącznie białej, miała z nimi styczność. Kwestie dystrybucji rozwiązywane były jednak nieco inaczej, albowiem nie było tak nowocześnie, jak w USA. Za całym tym przestępczym procederem stało trzech ćpunów z Puław. Taki Rysiek, co zawsze chodził z brzytwą, Karol, co go wszyscy uważali za deko niedorozwiniętego i Sebastian, co jego ojciec był kierownikiem kina. To oni sterroryzowali chłopów uprawiających mak na obszarze od wsi Borowa położonej przy ujściu rzeki Wieprz, aż hen, hen do Annopola, w którym jeszcze wtedy nie było mostu. Jeździli autobusem PKS od wsi do wsi z tą brzytwą, która potem okazała się jednak brzytwą ojca Sebastiana, co to był kierownikiem kina, i terroryzowali nią plantatorów maku na Lubelszczyźnie. Pozyskiwany z makówek kompot grzali w mieszkaniu matki Karola, jak pracowała ona na drugą zmianę i w ten sposób opanowali cały rynek. Zrobiło się naprawdę groźnie i czarne chmury zawisły nad przyszłością polskiej młodzieży. Powstał nawet o tym jakiś film, na który spędzano całe szkoły. Nosił on tytuł Chce mi się wyć, czy jakoś podobnie. Młodzież to oglądała, ale przeważnie ta, która z produktami dystrybuowanymi przez Ryśka, Karola i Sebę nie miała styczności. Dlaczego tak? Sam nie wiem. Może ktoś jej składał w ten sposób jakieś propozycje? Kiedy zrobiło się naprawdę groźnie, przyszło ocalenie. Pojawił się św. Jerzy ze szczotką do czyszczenia kibli dworcowych w dłoni, czyli Marek Kotański. On uratował polską młodzież, a także pozostawił następców. Jednym z nich jest wspominany tu już przeze mnie kilkakrotnie Ryszard Częstochowski, autor sztuki Zabić nie zabić, w której wystąpił, co za zbieg okoliczności, Wojciech Olszański i jego córka Michalina. Kwestie wygłaszane w tej sztuce bardzo przypominają to, co o hipokryzji i innych zjawiskach maja do powiedzenia twórcy z Netflixa.

Myślicie, że tylko w USA i w Polsce młodzież była zagrożona narkotykami? A skąd. Włosi też mieli problem i tam także pojawił się św. Jerzy, a raczej św. Wincenty, albowiem człowiek walczący z hipokryzją w Italii nazywał się Vincenzo Muccioli. Był on przedsiębiorcą rolnym, właścicielem dużego gospodarstwa i połączył twórczo walkę z hipokryzją jaką politycy otaczali narkotyki, by odbierać ludziom godność, z produkcja rolną i hodowlą. A co hodował? Konie wyścigowe. Łał, naprawdę? Jak mu się to udawało? Normalnie, interesował się końmi, co we Włoszech jest dość naturalne, o czym wielokrotnie zapominamy, a potem robił na tych koniach różne przekręty, to jest chciałem rzec, interesy. To tak wkurzyło Francuzów, od których te konie sprowadzał nielegalnie, że kiedyś spuścili łomot jego współpracownikom, zabierając i forsę i wierzchowca. No, ale nie to jest ważne. Muccioli stworzył zakład pracy niewolniczej, do którego niewolnicy przybywali sami, albowiem towarzyszyła mu legenda cudotwórcy, który wyciąga z narkotykowego nałogu wszystkich. Matki płaciły duże pieniądze, żeby Muccioli przyjął na swoją farmę ich krnąbrnych i brnących ku zagładzie synów. I on się łaskawie zgadzał. Trwało to dopóki nie pojawiły się pierwsze trupy. I tu trzeba zaczerpnąć oddechu i zadać pytanie – a czy w Polsce nie było jakichś trupów w zakładach prowadzonych przez naszego św. Jerzego ze szczotką do czyszczenia kibli? Tego nie wiemy, albowiem Netflix jeszcze nie nakręcił o nim filmu. A o Mucciolim a i owszem. I w filmie tym widzimy, że Wincenty był postacią nietuzinkową i złożoną. Miał wrogów i zagorzałych wielbicieli. Pod koniec jego życia okazało się, że ci ostatni byli w sporej części gejami. Muccioli zaś, który wyglądał jak góra i zachowywał się jak operetkowy śpiewak grający w naturalnej scenografii do dzieła Cavaleria rusticana , stwarzał – jakby to delikatnie powiedzieć – pewne pozory. W pewnym momencie życia, po odnalezieniu dwóch, trzech nieboszczyków w jego świetnie prosperującym zakładzie, przycichł nieco, schudł, a pewnego dnia położył się do łóżka i już nie wstał. Miał ledwie sześćdziesiąt lat.

Jak myślicie, dlaczego Netflix zrobił filmy o cracku, w którym występują odpasieni czarni dilerzy i ich zwariowane ćpające na potęgę matki i ciotki, opowiadające o tym, jak zły Reagan gnębił ich w latach osiemdziesiątych? Jak myślicie dlaczego Netflix zrobił film o postaci tak złożonej, jak Muccioli, który zapędził do niewolniczej pracy tysiące ludzi i gdzieś tam sprzedawał, nie wiadomo komu, owoce tej pracy? Jak myślicie, dlaczego nikt jeszcze od lat osiemdziesiątych, nie nakręcił żadnego filmu o ofiarach Ryśka, Karola i Seby co jeździli z brzytwą ojca autobusem PKS od wsi do wsi i terroryzowali rolników nad Wisłą? Jak myślicie dlaczego dawny współpracownik Kotańskiego, zamiast pisać sztuki o swoich osiągnięciach terapeutycznych, zabiera się za to, czym interesują się wszyscy, czyli za walkę z polskimi demonami?

W filmie o Mucciolim pada jedna ważna kwestia – głód kokainowy ustępuje po sześciu dniach. To jest moim zdaniem niezwykłe, bo wcześniej nigdy o tym nie słyszałem, jeśli to oczywiście prawda. Jeśli się kogoś przetrzyma sześć dni, a potem zorganizuje mu jakoś życie, człowiek ten wyjdzie z nałogu. Nie wiem czy to prawda, ale Netflix by przecież nie kłamał. Informacja ta rzuca trochę inne światło na zakłady zajmujące się terapią narkomanów.

No, ale wracajmy do kwestii głównej – dlaczego w Ameryce byli dilerzy są bohaterami, którym CIA próbowała odebrać godność, we Włoszech bohaterem jest spekulant i oszust, zaczynający swoją karierę w ezoterycznych ruchach i opowiadający publicznie o tym, że Bóg zesłał na niego stygmaty? Dlaczego w Polsce nie ma ani jednego filmu o tych setkach Sławków, Marków, Wojtków i Małgosiek, którzy umarli z powodu uzależnienia od narkotyków? Czy to nikogo nie interesuje? Powinno, na przykład tych, którzy współpracowali kiedyś z Kotańskim. Na to pytanie musicie sobie odpowiedzieć sami.

 

Pointa jest taka; podali wczoraj w reżimowej TV, że doszło do spotkania polityków opozycji. Wśród zebranych byli: Komorowski, Kwaśniewski, Tusk, Grodzki, Miler i wszyscy chyba, z wyjątkiem Wałęsy, który już całkiem odleciał, zaczynający swoją karierę polityczną w latach osiemdziesiątych, wtedy kiedy Rysiek, Karol i Seba tym autobusem jeździli po Lubelszczyźnie. Po co się zebrali? No, jak to? Żeby omówić kryzys na Ukrainie, zagrożenie ze strony Rosji i wskazać na hipokryzję rządu, który nie załatwia tych spraw jak trzeba. A jak trzeba? No chyba tak, jak Komorowski, który postawił pomnik bolszewikom, albo tak, jak Kwaśniewski, co się schlał w Katyniu z Łukaszenką, a także tak, jak Tusk, który ściskał się z Putinem, całkiem jak Muccioli ze swoimi funkcyjnymi, w miejscu gdzie spadł samolot z prezydentem Kaczyńskim.

Tak już poza wszystkim, nie uważacie, że czas, by powstał jakiś polski odpowiednik Netflixa?

  15 komentarzy do “W walce z hipokryzją”

  1. Dzień dobry. Nie wiem, nie oglądam Netflix’a ani nic właściwie, ale może dzięki temu mam pewien dystans ;-). Otóż myślę, że wszystkie te produkcje mają jedno, nienowe już zadanie; zatrzeć w świadomości i podświadomości młodych ludzi granice dobra i zła. Taki relatywizm moralny dla ubogich. Dawniej był cały zalew produkcji o upadłych kobietach, szlachetnych i dobrych w gruncie rzeczy, nie to co żony i matki. A o Polsce nic nie będzie. Nigdy nie było żadnej Polski przecież. Chyba w niemądrych bajkach, jak o Narnii czy jakimś Hogwarcie.

  2. To nie o to chodzi. Pytam konkretnie – jakie były statystyki ofiar polskiego kompotu? I dlaczego nie ma o tym filmu? Nikogo ta problematyka nie bierze?

  3. Jeśli idzie o „tfurcuf” polskich, to z pewnością Pańska sugestia jest słuszna; bo nie ma rozkazu. Dane liczbowe pewnie są, ale że to był w zasadzie koniec komuny, to chaos był tam już spory a i niszczono papiery masowo, więc możliwe, że się do tych danych już nie dotrze. A poza tym wyszłoby na pewno, kto za tym stał i kto zarabiał. Nie łudźmy się. Młodsi tego nie pamiętają, ale ludzie w moim wieku, pamiętający Kotańskiego z telewizora wiedzą, że wtedy bez wiedzy bezpieki przysłowiowego bąka puścić nie było można. Wiadomo więc, kto to wszystko nakręcał i domyślić się można po co. A że ci dżentelmeni bynajmniej nie odeszli w przeszłość, jak to się nam nieraz wmawia, to i cisza będzie, pewnie na wieki.

  4. No, ale ta cisza źle wróży przyszłym pokoleniom. Bo zalega wszędzie. Oni zaś chcą powrócić do tych szczęsnych czasów kiedy decydowali o wszystkim. I nawet już próbują montować jakiś rząd zgody narodowej. O tym właśnie napisałem

  5. – tak to wygląda. Ale przecież ustaliliśmy już dawno, że to co się u nas dzieje to tylko walki frakcyjne między konkurencyjnymi ekipami figurantów. Zmontować mogą to, na co im się pozwoli. Pewnie, że prościej jest rządzić naszym stadem przy pomocy nahajki i cenzury, ale to już było i okazało się zbyt kosztowne i za mało efektywne. Piewcy tego rozwiązania raczej więc będą w odstawce – ale jak najbardziej przydadzą się do straszenia ludożerki, żeby doceniała bardziej to co ma, bo jak nie…

  6. – niczego nie możemy być pewni na tym najpiękniejszym ze światów. Ale pamiętam, że kiedyś napisał Pan, że Polska akurat znajduje się w dość korzystnym okresie spokoju, który raczej nie jest zagrożony i powinniśmy go wykorzystać żeby trochę wydobyć się z tych ruin. Ja się z tym zgadzam. Graczem żadnym nie jesteśmy, raczej zasobem, ale jako taki – mamy swoją wartość i wielcy tego świata raczej nas będą powoli eksploatowali niż dewastowali. Przeżyjemy więc, choć „szału nie będzie” 😉 No i rzeczywiście, w tym kontekście ta cisza to nam na dobre nie wyjdzie. Mądrzej byłoby jednak od czasu do czasu trochę powrzeszczeć, żeby pasterze trzód naszych nie myśleli, że im wszystko wolno.

  7. jesli wystarczyły polskie maki a  opiaty z Afganistanu nie były potrzebne to chociaż tyle …  ale ludzi szkoda

  8. Dziedzictwa po Kotańskim też nie ma. Żadnych struktur, żadnych metod. Tylko wspomnienie o o tym jak się ubierał. Jakieś jego książki są, ale czy ktoś je czytał?

  9.  

    O ile mnie pamięć nie myli, Kotański postawił przed swoim ośrodkiem wielką figurę Chrystusa i nagle okazało się, że stracił zainteresowanie i popadł w niepamięć.

  10. To chyba jest ta figura w ośrodku na warszawskiej Białołęce przy Kanale Żerańskim. Ośrodek (przynajmniej jeszcze dwa lata temu) działa jako środek „ogólnopomocowy”. Pod tym samym adresem jest ośrodek „Chrystus” i dom Monar-Markot… Jednak Opieka Boża się przydaje!

  11. ponoć kokaina nie jest narkotykiem, ale w USA wpisali ją na listę środków zakazanych razem z narkotykami

  12. Bo wraz z kompotem do Polski wkroczyło Nowe i należy to docenić, a nie wybrzydzać i kręcić o tym filmy 🙂

  13. Patologia pełni bardzo ważną funkcję w ekonomii i należy ją wyhodować gdy jej brak. Ktoś kiedyś nazwał patologię wylęgarnią elit i niewolników. Chyba niewiele minął się z prawdą

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.