Przez przypadek zupełnie trafiłem w wiki na biogram człowieka nazwiskiem Nicola Zrinski. Był to węgierski szlachcic, Chorwat, potomek sławnego bohatera z twierdzy Szigetvar. Z jego krótkiego, opublikowanego w wiki życiorysu, dowiadujemy się dwóch istotnych rzeczy. Po pierwsze – czym są priorytety polityczne, a także jakie są istotne zasady werbunku armii.
Zawsze zachęcałem wszystkich do studiowania dziejów polityki francuskiej, szczególnie tych jej momentów, które dotyczą relacji z Turcją. Dziś jednak chciałbym zwrócić uwagę na politykę austriacką. Ktoś może powiedzieć, że tam nie ma nic ciekawego, bo cesarz był głównym wrogiem sułtana. Otóż nie. To jest spostrzeżenie bardzo powierzchowne. Cesarz był głównym wrogiem Węgier, a szczególnie węgierskiej szlachty. Sułtan zaś był mu potrzebny do tego przede wszystkim, by osłabiać Węgry. Dynastia habsburska nienawidziła Węgrów i godziła się, w imię ich osłabienia, na wszystko, nawet na niekorzystne podziały, w których partycypował sułtan. Czy Węgrzy to rozumieli i nadal rozumieją? Mam wrażenie, że nie, a Nicola Zrinski jest tego żywym przykładem. Podobnie jak współczesna polityka Orbana wobec Turków. Dziś dowiedziałem się, że w Budapeszcie powstaje katedra języków tureckich, która będzie otoczona szczególną opieką państwa. Wróćmy jednak do Zrinskiego, który uważał, że może wystąpić z planem wojny tureckiej, w której Węgrzy, stojąc po stronie cesarza, wyprą Turków z Europy i kraj będzie wreszcie zjednoczony. Człowiek ten nie rozumiał, że cesarz nie może prowadzić wojny z nikim, mając u boku Węgrów, bo taka wojna skończy się likwidacją cesarstwa i dynastii. Węgry bowiem, zwarty obszar cywilizacyjny, o osobnej tradycji, bogaty i ludny, zwrócą się przeciwko cesarstwu natychmiast po zwycięstwie. Cesarstwu, które – bez Węgier – przedstawiało sobą widok wręcz opłakany. Cesarz w istocie chciał zjednoczyć Węgry, ale pod żadnym pozorem nie zamierzał ich upodmiotowić. To była mrzonka. Cesarz mógł też wojować z Turkiem, ale za partnera chciał mieć Moskwę, a nie Węgrów. Nicola Zrinski jest postacią symboliczną, uosabia wszystkie chyba węgierskie braki w rozumieniu politycznych priorytetów. Oto człowiek, który opracowuje plan wojny z sułtanem. Wojna ta wybucha, a potem kończy się pokojem, który upokarza i zubaża przede wszystkim Węgrów, a to znaczy, że jest bardzo korzystny dla cesarza. Teraz pozostaje tylko czekać na buntownicze reakcje szlachty, którą następnie trzeba będzie poskromić i zlikwidować. W otwartej walce lub skrytobójczo, mając za pretekst zdradę ojczyzny. Jaki wybór mają Węgrzy? Stanąć po stronie cesarza, jako poddani drugiej kategorii, skazani na wynarodowienie i podpisujący na to zgodę, bunt za pieniądze tureckie, albo bunt za pieniądze francuskie, co w pewnym momencie znaczy dokładnie to samo. Zrinski zdecydował się na spisek francuski i to była rzecz oczywista pułapka, w której został zabity. Oficjalnie zaś zginął w wypadku na polowaniu. Ci, którzy zdecydowali się na sojusz z Turkiem nie skończyli lepiej. Pytanie czy zrozumieli na czym polegała ich sytuacja? Chyba nie. Można rzec, że jedynym poważnym sojusznikiem Węgier mogła być Moskwa, ale tylko wtedy, kiedy Węgrzy wyraziliby zbiorowo chęć przystąpienia do cerkwi prawosławnej. Takich planów, o ile wiem, nie było, Moskwa więc pozostała przy delikatnej kokieterii wobec Węgrów. Jak jest dzisiaj, nie wiem. Podejrzewam jednak, że polityka węgierska dziś jest dużo bardziej zdecydowana, celowa i konsekwentna od polskiej. Na ile jednak będzie skuteczna, czas pokaże.
Prostoduszna naiwność Zrinskiego wyraziła się najpełniej w jego idei werbunku. Otóż chciał on stworzyć armię opartą głównie na szerokich masach chłopskich, mieszczańskich i hajdukach. Podobne mrzonki snuli niektórzy polscy teoretycy niepodległości pozyskiwanej lokalnymi siłami. To się zawsze wszystkim bardzo podoba, ale nie ma sensu praktycznego. Werbunek i armia są bowiem najściślej powiązane ze sferą gospodarczą i produkcją. Nie można tak po prostu, jak się wydawało Kościuszce, oderwać od pola chłopów, wcielić ich do wojska dla wyzwolenia ojczyzny, a potem kazać im wracać do pługa. Wojsko złożone z włościan, prowadzące wojnę obronną, albo zaczepną nie ma sensu. Powody są w zasadzie dwa – organizator takiej siły a priori liczy na lojalność wojaków, którzy mają poświęcać życie w imię wysokich bardzo ideałów i nie przejmować się zaległościami w wypłacie żołdu. Drugi zaś powód to niechęć ludności wiejskiej do wojowania, no i konieczność produkcji żywności, bez której żadna armia nie przetrwa.
W zasadzie nie można zorganizować armii bez organizacji przemysłu. Nie można prowadzić werbunku inaczej, jak w dużych ośrodkach miejskich, armia zaś powoływana musi być za każdym razem do akcji zaczepnej. Nie istnieje coś takiego, jak armia obronna. To są głupstwa, kończące się zawsze tak samo – zagładą armii. Armia obronna bowiem wykorzystuje zasoby własnego kraju, zubaża go i dewastuje. Dlatego wielkie armii działają zawsze pod osłoną propagandy, która ma ukryć za wszelką cenę, zaczepny charakter armii i wmówić ludziom, którzy zmuszeni są do jej żywienia, że poświęcają się dla własnego dobra.
I teraz ważna kwestia – skuteczność armii, najezdniczej, a innej być nie może, zależna jest od stopnia dewastacji gospodarki. To zaś prowadzi nas wprost do dwóch wniosków – im lepsza gospodarka tym mniejsza musi być armia, a kraj musi prowadzić taką politykę by obronić się innymi niż wojna sposobami. Drugi zaś wniosek to istotna definicja komunizmu, czyli ustroju o zdewastowanej gospodarce i potężnej armii najezdniczej. Cóż to takiego jest ten komunizm? To jest koncentracja produkcji przemysłowej i rozdrobnienie produkcji rolnej. Taki właśnie zestaw komuniści nazywali postępem. Dlaczego to jest konieczność? Otóż dlatego, że trzeba utrzymać masy pracujące w dyscyplinie, bez której niemożliwa jest tania produkcja, a do tego właśnie – do obniżania kosztów produkcji wymyślono komunizm. Dyscyplinę mas reguluje się poprzez deficyty na rynku żywności. Do tego dochodzi strach związany z werbunkiem, który jest obowiązkowy, albowiem ideologiczna podbudowa komunizmu, zakłada, że w wojsku musi być każdy. Po co? By walczyć o lepsze jutro i postęp, czyli o zachowanie skoncentrowanej produkcji przemysłowej i rozdrobnionej produkcji rolnej. Nie chcę teraz omawiać tu wszystkich złudzeń i oszukaństw, którymi wielu ludzi wychowanych w komunizmie żyje do dzisiaj, chcę tylko zwrócić uwagę, że bez koncentracji produkcji przemysłowej niemożliwy jest werbunek i powstanie armii. Stąd w dawnych czasach, kraje o wysokiej kulturze produkcji przemysłowej i skoncentrowanej produkcji rolnej, takie jak Polska, musiały werbować żołnierzy za granicą, w tych miejscach, gdzie stosunki produkcji były zaburzone i zdewastowane – w Niemczech, ale także na Wyspach Brytyjskich. Inne kraje o podobnie wysokiej kulturze przemysłowej i rolnej, takie jak Francja, werbowały armię na Bałkanach i w krajach tureckich.
Podsumujmy więc – werbunek wielkiej armii oznacza trwałe i destrukcyjne zmiany w strukturze gospodarczej. Bez tych zmian werbunek nie jest możliwy. Stąd biorą się właśnie nieporozumienia i klęski ponoszone pod naiwnym i nie przystającym do wojennych okoliczności hasłem żywią y bronią. To ideologiczna głupota, która stała się sztandarowym hasłem polskiego republikanizmu.
Co takiego więc powinni zrobić Węgrzy, by mieć szanse na polityczny sukces w XVII i XVIII wieku? Przede wszystkim wykupić akcje tych przedsiębiorstw od których zależał dwór w Wiedniu, potem zaś, łożąc na to znaczne sumy, sponsorować rewolucje i zamachy stanu w tymże Wiedniu i Stambule. Ja oczywiście żartuję, taka polityka wymagałaby bardzo zdyscyplinowanej organizacji, która byłaby świadoma celów długofalowych. Podzielone zaś i leniwe – bardzo Was przepraszam Węgrzy – narody nigdy takiego narzędzia nie mają. Mają za to przywódców, którzy nie posiadając żadnego oparcia politycznego, snują plany obrony kraju w oparciu o niemożliwą do przeprowadzenia akcję werbunkową wśród chłopów, mieszczan i hajduków.
Ktoś zapyta – a co z terytorialsami? Ja jestem entuzjastą tej formacji, ale nie zmienia to faktu, że poprawiające się wyniki gospodarcze muszą oznaczać redukcję wojska. To zaś jest dziś, w porównaniu z komuną, mikroskopijne. Można powiedzieć, że to źle, bo jak nas zaatakuje ktoś silniejszy to przegramy. Otóż nikt nas nie zaatakuje, dopóki w sposób widoczny nie zdewastuje u siebie gospodarki, która zacznie pracować na rzecz armii. Pomijam już te wszystkie sojusze i zabezpieczenia, z których szydzą polityczni prorocy Konfederacji. Dopóki nie widać na horyzoncie doktryny wzywającej do dewastacji gospodarki, wojny nie będzie, nie można jej bowiem prowadzić samą technologią. Nie dlatego, że nie ma takich technologii wojennych, ale dlatego, że nie ma takich technologii propagandowych. Zbliżamy się może do takiego momentu, ale ja sądzę, że jeszcze do niego daleko. Oczywiście, jak ktoś chce może zacząć te swoje lamenty i udowadniać, że jest inaczej. Nie będę w nie ingerował.
A co z wojną hybrydową? Też poprzedza ją dewastacja gospodarki?
a gdzie widział pan wojnę hybrydową?
Kołchozy i sowchozy to też rozdrobnienie produkcji rolnej ☺
Jeśli je porównać z dobrami księcia Oboleńskiego, tak. Wszystko zależy od skali. Zamiast rozdrobnienie możesz sobie wpisać wyraz dewastacja. Można ją przeprowadzać poprzez rozdrobnienie, jak w Polsce, albo poprzez przesiedlenia rolników za koło polarne i niszczenie struktury wsi, jak w Rosji. Bo nie o komasację przecież chodziło. Czepiasz się jak zwykle.
Byłoby miło spotkać się na kolejnej konferencji z normalnymi ludźmi na poziomie, z którymi można rozmawiać na różne tematy kulturalnie, inteligentnie, z humorem i bez tego chłopskiego zmuszania do picia alkoholu.
Niestety, wskutek ukazu władzy warszawskiej takie spotkania na razie nie są możliwe.
Nie mam rodziny – w szerszym znaczeniu – która urządzała takie spotkania, a to z powodu polityki państwa prowadzonej od lat 1970-tych, jak pamiętam i wcześniej w latach 1940-tych, co znam z historii, a celem polityki polskiej po okresie gomułkowskim i polityki okupacyjnej było to, żeby nie było takich ludzi, w których gronie miło jest się spotykać i biesiadować.
Typ podobnych ludzi, jakich spotyka się na konferencjach LUL zgodził się w znacznej części na nie płodzenie potomstwa w zamian za pracę, pieniądze, wyjazdy do demoludów, mieszkanie w bloku, czy malucha.
Prezentowana w telewizorze kultura zachodnia utwierdzała rodaków w przekonaniu, że ich wybór był słuszny.
Skutek jest taki, że normalne życie rodzinne zamarło, natomiast konferencje skojarzyły mi się właśnie z taką normalnością na dawnym poziomie, której brakuje.
Pytanie było teoretyczne. Są różne wojny
Są?
A nie? Coś jednak różni ograniczony konflikt graniczny od wojny o prowincję czy całe terytorium państwa. Z resztą – nie było pytania
Do Nikoli zamierzam jeszcze dziś powrócić, a na razie przypomnę tu osobę Ojca Georgiusa czyli kardynała Utiešenovića/Martinuzziego, który jeszcze mając lat dwadzieścia służył za palacza do pieców pokojowych na dworze księżnej cieszyńskiej (Jadwigi Zapolyowej). Stamtąd wstąpił do zakonu Paulinów jako brat służebny, na Węgrzech w Sajolad. gdzie się u jednego księdza wyuczył czytać, pisać i po łacinie. Potem był jeszcze przeorem klasztoru na Jasnej Górze i w Lad na Węgrzech. Jako kardynał (z nominacji Juliusza III) prowadził politykę lawirowania między Habsburgami a Imperium osmańskim.W 1551 został zamordowany z rozkazu austriackiego Ferdynanda.
W kontekście dzisiejszej notki warto też wspomnieć, że w roku 1480 wezyr Mehmeda II Zdobywcy zaatakował Italię i wymordował 800 mieszkańców Otranto, którzy nie chcieli przejść na Islam. Kraje europejskie nie wspomogły wówczas króla Neapolu Ferdynanda, ale w 1581 Maciej Korwin przysłał wojsko węgierskie w sile 500 żołnierzy.
To jeszcze trochę się podroczę jak zwykle ☺
Werbunek szwedzki oparty o gminy był dość efektywny. W Polsce piechota wybraniecka eksploatowała tylko królewszczyzny. Zaganienie kozaków do pańszczyzny zakończyło się katastrofą. D-ca pułku, w którym zaliczałem SOR, mówił ciągle, że w wojsku nie widział nigdy syna sołtysa. Myślę, że w WOT też nie ma ☺
Dla ambitnych banów chorwackich, zasiedziałych w prymitywnych twierdzach na północy Gór Dynarskich nie było innej ścieżki kariery, jak po trupach Węgrów, zanim Chorwaci nie wzięli się za turystykę.
Podobnie, jak Zrinski, sławny ban Josip Jelačić też wywodził się z takiego zadupia, jak Zrin. Szigetvár, czyli gród na wyspie, to już było cywilizowane miasto.
Jelačić poprowadził w 1848 roku przeciw Węgrom i gen. Bemowi wojsko chorwackie wyruszając z Varaždinu, miasta, które przez krótki okres było stolicą Chorwacji.
A wszystko po to, żeby Austriacy w Wiedniu mogli spokojnie pić Tokaja, jak również doskonałe wina słoweńskie, jedne z najlepszych w Europie.
Akcja notki rozgrywa się w ulubionym regionie kulinarnym Roberta Makłowicza, którego walory (tzn. regionu) polecam.
Uważam, że Węgrzy powinni postawić na znajomość języków słowiańskich. Warto znać język wroga (lewaccy Chorwaci w Komisji Europejskiej).
Chyba „mogą być”, bo żadnej wojny hybrydowej póki co nie ma, chyba, że uznamy za nią to w czym żyjemy.
A do czego był werbunek szwedzki, może przypomnij? Do obrony twierdz nadmorskich? Który żołnierz szwedzki walczył w Szwecji? I może jeszcze jakieś słowo rzeknij o produkcji żywności w tej Szwecji.
Zgoda
Jako się o tym filmów nie kręci, dziwne…
No, ale ja mówię o XVII wieku
no to kiedy też o Moskwie, to przeczytałam „Królobójców” pod koniec książki jest opis wojny rosyjsko – japońskiej i Gąsiorowski podaje przyczynę rozpoczęcia wojny, ano priorytetem w testamencie Piotra Wielkiego było zawojowanie przez Rosję portu morskiego, który by nie zamarzał. No i po 300 latach Mikołaj przypomniał sobie o tym priorytecie i rozpoczął wojnę
Priorytety nie giną, czasami są odłożone na półkę.
Zrinski był ewidentną prowokacją, wymyśloną w Wiedniu.
Człowiek o cechach charakteru Leopolda Okulickiego.
Zresztą takich jest na pęczki.
Przedstawiłem tło geograficzne.
Teraz modna jest geopolityka i geostrategia.
Scenariusz filmu zacząłbym od tego jak János Hunyady, ojciec Macieja Korwina, zbierał w roku 1456 pieniądze na wojsko (w tym polskich najemników), by przyjść z pomocą Belgradowi oblężonemu przez Mehmeda Zdobywcę. Pokonał Mehmeda i ustabilizował południowe granice Węgier na ponad pół wieku. Potem umieściłbym wiele wspaniałych epizodów i spisków, w tym ten, gdy żona Macieja potajemnie wysyłała pieniądze swemu ojcu, królowi Neapolu i nie wahała się przed otruciem tego, kto to wykrył. Na kardynale Martinuzzim bym zakończył w momencie, gdy morduje go gwardia przyboczna dana mu „do ochrony” przez austriackiego Ferdynanda.
Dodałbym przebitkę ze spotkania Orban – Kaczyński i może Pan startować do PISF.
„Dopóki nie widać na horyzoncie doktryny wzywającej do dewastacji gospodarki, wojny nie będzie, nie można jej bowiem prowadzić samą technologią”
A czy za taką doktrynę nie może uznać np. doktryny zrównoważonego rozwoju, szaleństw światowej ekologii, zamykanie gospodarek pod pretekstem pandemii i inne?
Na przykład którą gospodarkę zamknięto?
„Otóż nikt nas nie zaatakuje, dopóki w sposób widoczny nie zdewastuje u siebie gospodarki, która zacznie pracować na rzecz armii.” To bardzo trafne spostrzeżenie. Właśnie jestśmy świadkami dewastowania światowej gospodarki łącznie z podstawami dotychczsowych i tak bardzo niestabilnych światowych finansów.
I jest pan pewien, że to wszystko przeciwko nam?
To trochę jak na dawnych amerykańskich filmach kryminalnych :” Mike , nie traktuj tego osobiście , ja do ciebie nic nie mam ale niestety muszę ciebie zastrzelić aby zrealizować moje plany.” ☺
Ale naprawdę myśli pan, że nas pozabijają?
Myślę, że zebrało się Panu na żarty.
Jeszcze uzupełnienie.
1. Armia zgromadzona przez Hunyadiego przybyła do Belgradu Dunajem flotyllą 200 statków, która zniszczyła flotę osmańską i pokonała blokadę. Jednakże chłopi z okolicznych powiatów, których do walki zagrzewał Jan Kapistran, uznali, że zwycięstwo było ich zasługą i zwycięską armię trzeba było rozwiązać.
2. W czasach średniowiecza panował etos rycerski, więc oblężonym dawano szansę na poddanie miasta i przeżycie. Gdy jednak ulegli w obronie, to wojsko zwycięskie miało trzy dni na zabijanie, rabowanie i gwałcenie. W Otranto mieszkańcy zamknęli wszystkie wrota a klucze wrzucili do studni. Bronili się dwa tygodnie. O ile dobrze pamiętam, to zabili wysłanników wezyra. Tak więc oferta wezyra darowania życia mężczyznom w zamian za przejście na Islam była jednak odejściem od barbarzyństwa.
3. Podczas rzezi Magdeburga (który się nie poddał na czas) w czasie wojny trzydziestoletniej, to katolickim oddziałom chorwackim przypisano największe okrucieństwo. Wykorzystał to kardynał Richelieu, by wesprzeć finansowo protestanckiego Gustawa II Adolfa przeciw katolickim Habsburgom.
Barbarzyński był ostrzał artyleryjski Magdeburga.
Ja w tym roku do ustaszy nie jechałem.
Taki dostałem prikaz ze względu na pandemię, więc urlop z dziećmi spędziłem na Węgrzech.
1) Ciekawe – Turcy jako przykład średniowiecznego etosu rycerskiego. Od razy mi weselej na duszy.
2) „to katolickim oddziałom chorwackim przypisano największe okrucieństwo” – no właśnie – „przypisywano”. Ile tu już było o propagandzie i jej sile. Ale widać, że tłumaczenie tego, to na prawdę ciężka orka na ugorze.
3) Na wojnie generalnie jest strasznie. Chodzi o masową likwidację siły żywej przeciwnika, efekt grozy i rabunek. Aż do narzucenia swojej woli. Nie pan da spokój z tymi etosami – to bajki dla grzecznych dziewczynek z pensji.
Sack of Magdeburg / Magdeburger Hochzeit
Generał cesarski Pappenheim zapisał:
„Ich halt, es seyen über zwaintzig Tausent Seelen darüber gegangen. Es ist gewiß, seyd der Zerstörung Jerusalem, kein grewlicher Werck und Straff Gottes gesehen worden. All unser Soldaten seind reich geworden. Gott mit uns.“
Uważam, że pochłonęło to ponad dwadzieścia tysięcy dusz. Z pewnością od czasu zburzenia Jerozolimy nie widziano straszniejszej rzeczy i kary Bożej. Wszyscy nasi żołnierze wzbogacili się. Bóg z nami!
A więc dla obdartusów z Chorwacji to była taka gratka, jak dla czerwonoarmistów zza Uralu, którym po przekroczeniu granicy niemieckiej pozwolono kraść,. zabijać i gwałcić.
no chyba Austriacy środkowo wschodniej Europy rzeczywiście nie lubią jak terenu zamieszkałego przez ludzi myślących, zapewne to gołym okiem nie uzbrojonym w okulary było widoczne i historykom galicyjskim i późniejszym. No ale kto by z historyków śmiał napisać, że Habsburgowie chcieli mieć pastuchów jako poddanych …
Wszyscy to wiemy, ale mnie jako laikowi skojarzyło się to tak:
– 1568 pokój w Adrianopolu (zahamowanie ekspansji tureckiej) potem
– 1571 przegrana Turków pod Lepanto i wyraźna niechęć Wiednia do krucjaty antyislamskiej
– 1571 z ręki tureckiej wojewoda jednocześnie znawca dworu wiedeńskiego – Stefan Batory- odkąd został wojewodą Siedmiogrodu, kombinował jak koń pod górę między wzgórzami Wiednia a stambulskim serajem żeby go nie utłukli i ciągle dyplomatycznie jak pokorna urzędniczyna, zapytywał Wiedeń o uzgodnienie prawie każdego swojego kroku , a Turkom płacił haracz. Wbrew Maksymilianowi został królem Polski , był nim, aż ktoś/gdzieś (co do długości królewskiego żywota) powiedział dość
– 1620 bitwa pod białą Górą (wybicie szlachty czeskiej , dopiero w 1918 odzyskanie państwa przez Czechów i Słowaków)
-1848 rabancja galicyjska (ofiary to szlachta polska)
taka wyrywkowa próba wykazania tego „nielubienia” mieszkańców środkowo – wschodniej Europy przez Wiedeń (no i nie wspomniałam o węgierskich zrywach antyhabsburskich i jak się te zrywy kończyły).
Wszak tuż za pałacem Metternicha, jak mawiał, zaczynała się Azja (od Konina Azja się zaczyna):
Ferdinand Kürnberger, 1871:
„Denn als ich mein Wort [Wien ist 'eine europäisch-asiatische Grenzstadt’] eines Tages einem Manne sagte, welcher Hauslehrer beim Fürsten Metternich gewesen, antwortete derselbe: Sie geben also dem alten Herrn recht, welcher zu sagen pflegte: Asien fängt auf der Landstraße an! (’Die Landstraße’ ist die östlichste, in der Richtung nach Ungarn gelegene Wiener Vorstadt.)”
Ferdinand Kürnberger: „Asiatisch und Selbstlos”, 16. November 1871
no tak, za Koninem wrony (a raczej „gapy”) zawracają do Berlina, to po co Rzesza szła na Ural?
Rzesza niosła cywilizację a poddani Habsburgów obsługiwali tworzone przez Rzeszę obozy szybkiego usuwania wroga
To co w takim razie z powstaniem Chmielnickiego?
Dzisiejszy wpis Gospodarza daje powód do wielu komentarzy opartych na historycznych faktach lub interpretacjach, co mi sprawia wielką radość, ale ze względu na nadmiar materiału (w tym graficznego) umieszczam tu tylko jedną, mniej znaną ilustrację.
Ostatnie przygotowanie Mikołaja Zrinskiego (1507-1566) do szarży na Turków z fortecy Szigetvár
Kardynał Richelieu uznał, że bitwa o Sziget ocaliła (zachodnią) cywilizację.
Zapoznaj się z historią, zanim dasz upust swoim pensjonarskim emocjom.
Za której likwidację zapłacił
Miało być – chętnie by zapłacił….żył później przecież. Z rana wszystko mi się miesza
Retoryczne pytania ☺
Drogi Gospodarz raczył pominąć programowy regres cywilizacyjny promowany nam obecnie. Spada średnie IQ (imigracja populacji niskiego IQ, mała dzietność tubylców, skandaliczne sposoby nauczania w „szkołach”), marginalizacja nauki jako metody badania rzeczywistości i źródła wiedzy oraz demoralizacja – to wszystko są symptomy upadku gospodarczego, realizowanego metodami pozaksięgowymi.
Taak, idziemy ku wojnie, ale nie dlatego by coś podbić, ale by ukryć bankructwo lichwiarskiego systemu kontroli populacji. W obiegu jest zbyt dużo $ by system był kontrolowalny, dlatego elita zmniejszy gospodarkę poprzez wojnę.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.