Wielkimi krokami zbliżają się czasy kiedy seks przestanie być towarem, wielkie zaś zasługi w unieważnieniu d…py Maryni jako dźwigni handlu i postępu położył, kładzie i nadal będzie przez jakiś czas kłaść znany polski reżyser Andrzej Żuławski. Nie wiem co zrobią wtedy wszyscy nasi i nie nasi twórcy, bo przecież poza ściąganiem gaci w nieodpowiednich momentach i obracaniem się w trakcie owego ściągania na pięcie ludzi ci nic nie potrafią. No, ale bądźmy dobrej myśli, może jakoś sobie poradzą i film polski żył będzie nadal z naszych pieniędzy, tak jak do tej pory.
Dlaczego ja dziś podjąłem temat tak beznadziejnie trywialny jak twórczość Żuławskiego i jego relacje z panią Rosati? Otóż przeczytałem wczoraj wywiad, który znajduje się w Newsweeku, gdzie Żuławski opowiada o swoich zatrudnieniach przy akceptacji scenariuszy. Według niego, tak to zrozumiałem, choć mogę się oczywiście mylić, największym problemem kina polskiego nie jest złodziejstwo, ale złe proporcje pomiędzy kinem gwiazdorskim a kinem artystycznym. Otóż – być może to ironia, ale wiecie jak to jest z ironią u starych wariatów – twierdzi Żuławski, że za dużo jest tego kina artystycznego, na które krytyka pędza ludzi biczem recenzji, że się tak poetycznie wyrażę. Mało zaś mamy prawdziwie dynamicznych obrazów, pełnych emocji i tego co w kinie najważniejsze czyli zmysłowości. Sami to przeczytajcie bo mogłem coś pokręcić, ale chyba jednak nie, chyba dobrze zrozumiałem intencje reżysera.
Mamy oto kino polskie, które finansowane jest mniej więcej tak samo jak lokale w Chicago w czasach prohibicji. Jednym z beneficjentów tego systemu jest człowiek nazwiskiem Żuławski, który nie nakręcił w życiu ani jednego dobrego filmu. Czego byście nie próbowali oglądać, po 15 minutach okazuje się, że mimochodem zarzygaliście sobie ubranie. Aktywność tego pana polega na uporczywym trzymaniu się sukienek dużo odeń młodszych i efektownych kobiet. I ja nie twierdzę, że to źle, nie twierdzę, że nie ma ludzi, którzy mogą Żuławskiego podziwiać za ten efekt. W końcu konkurencja ta jest jedną z najtrudniejszych i nie dorównuje jej nawet stanie na rękach, w stroju Batmana, w basenie pełnym kisielu truskawkowego. A Żuławski ma przecież jakieś wyniki, mimo wieku i demencji. Jest co podziwiać. No, ale jak to zwykle bywa na tym blogu musimy się zastanowić nad istotnym sensem tego przedstawienia, bo choć możemy uwierzyć w to, że aktorka Sophie Marceau była w nim zakochana bez pamięci, o tyle w to samo przełożenie w przypadku Weroniki R, wierzyć już nie jesteśmy w stanie.
Po co filmowi i machinie, która go napędza potrzebni są ludzie tacy jak Żuławski? Po co oni są i dlaczego muszą wywoływać skandale, dlaczego muszą pisać książki o kobietach, które już ich nie chcą i szukają nowych wrażeń i czemu lecą z tym wszystkim do wysokonakładowych tygodników?
Otóż bez nich, bez tego z istoty swojej fałszywego sznytu, nikt nie uwierzyłby, że kino to sztuka. Są oczywiście momenty, że kino jest sztuką w istocie, ale wiążą się one, w moim mniemaniu, z ograniczeniami budżetowymi. Kiedy reżyser ma mało pieniędzy wtedy kino może okazać się sztuką i przygodą. W innych przypadkach kino to przemysł i podlega regułom rządzącym innymi gałęziami przemysłu. Począwszy od szkół aktorskich, w których wyszukuje się ludzi podobnych do kogoś znanego, albo po prostu bardzo efektownych, zarówno in plus, jak i na odwrót, poprzez scenariusze zrzynane od wielkich sław, na sztuczkach operatorskich kończąc, kino to format. Sklep z gotowymi fragmentami, które następnie składa się do kupy tak, by komuś się to z czymś skojarzyło. Albo z dzieciństwem, albo z pierwszą miłością, albo z zabawą, na której dostał w zęby. I to jest kino autorskie, zwane niekiedy także artystycznym. Jeśli chodzi o kino gwiazdorskie jest jeszcze gorzej, bo tam się tylko wymienia dekoracje i mundury bohaterów. Jak długo to może być ciekawe? Bez Żuławskiego i Rosati bardzo krótko, ludzie nie wysiedzieliby na kolejnym filmie, gdyby w gazetach, w przerwach pomiędzy premierami nie pokazywali tego staruszka i jego emocji.
Z emocjami niestety już tak jest, że nawet jeśli są bardzo gorące to przychodzi taki moment, że gasną, w pewnym zaś wieku, w dodatku, wszystkie emocje prócz przemożnej chęci położenia się na kanapie i popykania pilotem po kanałach, przestają być ważne. A skoro przestają być ważne, a jednak są podnoszone, to znaczy, że lansująca je osoba po prostu oszukuje. Jak wiecie Żuławski przegrał właśnie proces z Rosati. On napisał książkę, w której występuje osoba bardzo podobna do niej, a ona go pozwała. On twierdzi, że to nie ona, ona twierdzi, że to ona i czuje się zbrukana. Nakład książki schodzi. Ponieważ wyrok nie jest prawomocny, a opiewa na 100 tysięcy złotych, podejrzewam, że w istocie chodzi o to, że Weronika Rosati chce mieć udział w zyskach. Nie wie jednak biedulka jakie to są zyski i pewnie liczy na to, że porównywalne zyskami jakie osiągają skandalizujące powieści na rynkach amerykańskich. Nic z tego miła pani, tu się niestety obłowić nie da. Myślę, że nawet tak nachalna kampania reklamowa, jaką zafundowały nam media nic nie pomoże i książka Żuławskiego zrobi klapę. On tam bowiem pisze o tym wszystkim, o czym opowiada po różnych telewizjach i gazetach od pół wieku, czyli o swoich fascynacjach literackich i filozoficznych. W przerwach zaś opisuje panią Rosati. Takie zaś opisywactwo załatwia każdy produkt, nawet jeśli ma on wspomaganie w postaci gołej pupy. No, ale Żuławski taki akurat miał plan.
Plan jak plan, uważam, że są lepsze. Ot choćby nasz kwartalnik, pod tytułem „Szkoła nawigatorów”. Właśnie zamknęliśmy drugi numer, a teraz rzecz się składa. No i wyobraźcie sobie, że Tomek, który rysuje cały czas ten Mohacz, huknął jeszcze w międzyczasie dwa jednostronicowe komiksy do tego numeru. Oba są początkiem większej całości i w żadnym nie występuje Weronika Rosati, ani w ogóle nie ma tam gołych bab. Nie ma też Żuławskiego, ani jego fascynacji intelektualnych, co uważam, za wielki sukces. No więc zaczynamy publikację dwóch kultowych albumów komiksowych. Pierwszy z nich nosi tytuł „Pojedynki wszech czasów czyli przybornik inteligenta”. Odcinek zaś premierowy nazywa się „Jak gitarhero zabił rockgoda”. Drugi zaś komiks ma charakter wyraźnie demaskatorski i nosi tytuł „Przygody Adama M. na milicji”. Wszystko to będziecie mogli znaleźć już za trzy tygodnie w naszym nowym kwartalniku. Prócz komiksów będzie tam także mnóstwo ciekawych tekstów. Zapraszam.
Na naszej stronie www.coryllus.pl pojawił się już regulamin konkursu na komiks według „Baśni jak niedźwiedź”. No więc jest tak, mamy trzy kategorie: bitwy, kresy, święci. Do każdej kategorii przyporządkowane jest jedno opowiadanie i można sobie wybrać co się chce rysować. Czy bitwę pod Żyrzynem według opowiadania „Żyrzyn 1863”, czy historię księcia Romana Sanguszki według opowiadania „Baśń kresowa”, czy może historię św. Ignacego de Loyola według opowiadania „Trzydniowa spowiedź kochanka królowej”. Nagrody są niekiepskie, w każdej kategorii po trzy. Za pierwszą 5 tysięcy minus podatek, który w takich razach koniecznie trzeba odprowadzić, za drugą 3 tysiące minus tenże podatek, a za trzecią 2 tysiące minus wspomniany podatek. Myślę, że warto się pokusić, tym bardziej, że z autorami najlepszych prac chciałbym potem podpisać umowy na stworzenie całych albumów, według mojego scenariusza. Aha, jeszcze jedno: na konkurs nie rysujemy całej historii, ale jedynie od 4 do 6 plansz formatu A 4 w pionie. Szczegóły są już na stronie www.coryllus.pl w specjalnej zakładce „Konkurs”. Prace będzie można nadsyłać do 20 maja, a ogłoszenie wyników nastąpi 20 czerwca.
Ponieważ intensywnie zbieramy pieniądze na nagrody, które są dość poważne, umieściłem w sklepie kilka nowych tytułów, są to albumy z archiwalnymi zdjęciami, dość szczególne o tematyce raczej mało spopularyzowanej. Opisy znajdziecie przy zdjęciach okładek. Zysk z ich sprzedaży przeznaczamy w całości na nagrody konkursowe.
Na stronie www.coryllus.pl mamy nowe obrazy Agnieszki Słodkowskiej, ze słynnej już serii „japończyków” mamy też cztery portrety bohaterów naszego komiksu o bitwie pod Mohaczem. Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki. Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8. Nasze książki można także kupić w księgarni „Przy Agorze” mieszczącej się przy ulicy o tej samej nazwie pod numerem 11a. No i jeszcze jedna księgarnia ma nasze książki. Księgarnia Radia Wnet, która mieści się na parterze budynku, przy ulicy Koszykowej 8.
Milicja doprowadziła Adama M.do komisariatu. A tam bida z nędzą. Tylko jedna cela, już zajęta przez Weronikę R. Wspólna noc zapowiada się upojno upiorna c.d.n 😉
Jest znacznie lepiej niż myślisz.
Zajrzałam do coryllusowej księgarni . Dwa ,, japończyki ” sprzedane . NOOO zazdroszczę temu kto kupił .
No i bardzo fajnie , że będzie nowy kwartalnik . 🙂
Na wejściu u mojej kosmetyczki dostaję kawę, no ale kto ja jestem, mam nadzieję że Adasiowi na wejściu (na Wilczej? ) milicjanci dawali „lufę”. Ot, taka dbałość milicjantów o stałego klienta, prowadząca do konstruktywnej zażyłości z szefem tych milicjantów znaczy się tym … co go sam Adaś w dowód wdzięczności (chyba za te lufki i chyba nie tylko … ) nazwał człowiekiem honoru .
Zważywszy obecne trendy , jak i to, że mamy tutaj do czynienia z przemysłem filmowym , to Weronika Rosati jest już starą dupą . Wytoczyła ten proces Żuławskiemu aby zrobić promocję tej książce , przy okazji skupić na sobie uwagę gawiedzi . Nie zdziwiłbym się gdyby działali wspólnie i w porozumieniu .
W książce ona robiła loda a teraz on kręci lody na książce 😉
Oczywiście, że działają w porozumieniu.
teraz to ona szuka chętnego na loda , taka jest kolej rzeczy , czas biegnie nieubłaganie , a pedofilia się szerzy , no to mamusiki mają mniejsze wziecie w środowisku o którym dziś mowa , a i przy tym frustracje się rodzą , co widać gdy brak makijażu
U Rosatich to chyba mama rządzi, bo tata nie wymyśliłby takiej drogi życia dla ukochanej córki. Mamę podejrzewam o jakieś niezrealizowane swoje marzenia (takie marzenia może mieć córka zamożnych stomatologów). Więc kiedy Weronika dorosła, a kasa była, to im obu tj mamie i córce zamarzyło się aktorstwo, chyba że w rodzinie rządzi Weronika……
Tak to widzę …
A aktorstwo to jest przecież diabelski zawód (vide R. O`Neill i jego sztuka)…….
Właśnie wtedy tata Rosati powinien huknąć pięścią w stól i przywołać kobiety do porządku.
Nie dopuszczam aby można było posunąć się do obrzucania własnej rodziny błotem dla reklamy, aby to było ustawką.To obrzucanie błotem, to są wg mnie skutki zadania się z człowiekiem cynicznym …..
Człowiek cyniczny lecz trochę liryczny…
Sophie M. była bardzo złego zdania o „lirycznym” Ż. Określała go zdaje się jako perfekcyjnego manipulatora, tak jakoś pamiętam z netu.
nie bierze Pani pod uwagę tego ,że to są ludzie na usługach tych , którzy doążą do zniszczenia Kościoła , a w takiej sytuacji moralność i etyka odchodzą na boczny tor , a sumienie zagłusza się odpowiednią ilością dolarów
a ona to po co pakowała mu się do łóżka ?
Przedwczoraj skończyłem czytać I nr kwartalnika (ten co mam z dedykacją Pana Gabriela) więc czekam na kolejny numer. Polecam.
Atak na Ruch Narodowy rozpoczął się , nie gdzie indziej , a na Niezależnej.pl .
http://www.youtube.com/watch?v=-uwKCdKD7EU
http://www.youtube.com/watch?v=U9kVul5Kv44
Pan Żuławski pewnie rozminął się z powołaniem. W takiej ameryce to mógłby kręcić emocjonalne i artystyczne „pornole” z czeszkami w rolach głównych. A później wymyślić drugą WIKIPEDIA-ę. I byłby ustawiony. A tak to co, serwuje nudne gluty staruszka.
W USA podobnie „kariere” zrobila panienka o wdziecznym nazwisku Kim Kardashian, jakas piata woda po kisielu po ormianskich imigrantach. Juz w wieku 19 lat cyknela sobie pare zdjec w Playboyu. Potem zaczela sie krecic kolo facetow z pelnymi kieszeniami. Wyszla za jednego, w miedzyczasie poszla do lozka z jakims murzynskim piosenkarzem, nakrecila na wideosceny w sypialni I potem ta tasma gdzies jakos „wyciekla” do mediow. Gdy firma pornograficzna upublicznila ten filmic z nia, Kim wytoczyla jej process, ze niby bez jej pozwolenia ale chwile potem wycofala pozew a na otarcie lez dostala odszkodowanie, cos kolo $5 milionow. Od tej pory juz celebrytka, jak to mowia t”television personality” no I aktorka tez (taka jak Weronika Rosati).
Ale przynajmniej jej ojciec nie byl komunistycznym bonza I wspolpracownikiem SB.
Ale u nich tak jest w tej ameryce 🙂 Mnie się podoba jak przeglądasz „bio” jaksiegoś aktora czy aktorki a tam w pozycji ocuppation jest porn star. Oni mają taki klimat, zawsze można pominąć porn i adoptować stadko dzieci by być szanowanym obywatelem.
Popatrz, gdzie nie spojrzysz to resortowa pupa 😉
Wypowiem się o Żuławskim bo trochę interesowałem się tą postacią jeszcze w dawnych czasach.
Obecnie widzę go jako bredzącego, zepsutego człowieka, ale kiedyś mi po prostu imponował. Wydawał się wręcz wybitnym, niezależnym i niezłomnym reżyserem. Wyjechał gdy zablokowali mu realizację „Na srebrnym globie” po tym, gdy odmówił wprowadzenia zmian. W Polsce zapadła o nim cisza, pierwszy pokaz jego filmów po latach przerwy odbył się w 1987 roku, przyjechał wtedy razem z 20-letnią Sophie Marceu. 46-letni dobrze wyglądający facet i młodziutka śliczna dziewczyna w korytarzach Riviery w Warszawie w ramach pokazów klubu Kwant. Nie było w tym właściwie żadnego dysonansu. Pomijając wątek romansu z Marceau z pokazu zapamiętałem wypowiedź jakiegoś reżysera, krótką i zwięzłą: „Mit upadł”. Faktycznie, filmy były przesterowane, stylizowane na wielką sztukę przez chaos. Ale był jeden piękny film, naprawdę wtedy wydawał mi się piękny, pod tytułem „Warto jest kochać”. To był chyba jeden z jego pierwszych filmów na zachodzie. O jego realizację poprosiła Żuławskiego osobiście Romy Schneider, po obejrzeniu na jakimś festiwalu we Włoszech „Trzeciej części nocy”. Być może teraz inaczej bym go ocenił, ale uważałem go przez lata za jeden z najlepszych filmów, jakie oglądałem w życiu.
Po pokazach odbyło się spotkanie z Żuławskim. Dał się już wtedy poznać jako bufon i megaloman. Zapytany o twórczość Hasa natychmiast go skrytykował. To było po prostu niesmaczne. I jeszcze taka scena ze spotkania – Żuławski i jakiś jego kumpel siedzą przy stole i piją bułgarskie wino, grupa może 30 studentów stoi i patrzy. Wtedy takie wino, bardzo zresztą dobre, kosztowało może pół dolara i było w każdym sklepie. Facet nie miał klasy, żeby dać parę groszy i postawić skrzynkę … Z ciekawych rzeczy wspominał propozycje pracy dla Hollywood, ponoć oferowali mu kontrakt na kilkanaście milionów dolarów przez kilka lat, po nieprzespanej nocy odmówił, a po powrocie okazało się, że okradli go w hotelu, więc wracał z tego Hollywood całkiem goły, ale wierny sobie… tak przynajmniej mówił.
Później, w latach 90-tych obejrzałem „Nasze noce są piękniejsze niż wasze dni” czy jakoś tak i podobało mi się, ale nie zrobiło takiego wrażenia jak np. przypadkowe obejrzenie na jakimś zamkniętym pokazie w Stodole „Opętania”…
Następnych filmów już nie miałem ochoty oglądać, czułem, że facet zaczął błądzić. Prowadził przez jakiś czas program telewizyjny, rozmowy z różnymi ludźmi, a w praktyce polegało to na tym, że przez większość czasu nie dopuszczał gościa do głosu, mówił sam o sobie i swoich filozofiach, było to rozpaczliwie rozpaczliwe. I szybko zdjęte.
Pisał do Twojego Stylu fajne felietony. Dało się czytać.
Z podziwem za to nadal patrzę na jego rodzinę, klika nazwisk encyklopedycznych, niesamowity kapitał …
A procesik z Rosati? Dziadek tańczy z nocnikiem na głowie, a dziewczynka go skarży, że ją trochę ochlapał…
Ale tak serio, myślę, że tam w grę wchodziły jakieś uczucia, emocje i urazy, ten proces jest irracjonalny.
Podsumowując – facet zatopił się we własnym szambie, które wypełnił pseudoartystyczną, nihilistyczną wydzieliną, zamiast tworzyć piękno i pięknie opisywać świat. A miał do tego wszelkie warunki.
A czemu nie tata? Pan Dariusz obrotny i zmyslny byl cale zycie, wiedzial jak sie ustawic zeby zawsze z wiatrem mial to i coreczke zapragnal urzadzic. Studiowala w prestizowej szkole filmowej Lee Strasberga bo tata posmarowal a pewnie wiedziala tez z kim do lozka wskoczyc. Ale aktorka z niej taka sama jak Anna Mucha ktora znana jest z tego ze spacerowala z usmiechem po Krakowskim Przedmiesciu podczas gdy nieopodal gromada lachudrow oddawala mocz na znicze po Palacem Prezydenckim. Widzialem Muche w programie Lisa, dobrane towarzystwo wzajemnej adoracji.
Nie miał, gdyby miał to by opisywał. On miał jedynie pogardę dla ludzi i nic więcej. To co brałeś za talent służyło mu do bajerowania dwudziestolatek.
Ja nie dałem rady czytać tych felietonów w ,,Twoim Stylu,,.A po ,,Szamance ,,miałem mdłośći.Za to opisy jego wyczynów seksualnych pióra Gretkowskiej (była jego kochanką i razem czytali ,,Tybetańską księgę umarłych ,,i naśmiewali się z Papieża.)dają mi do zrozumienia że ten facet z pięknem i pięknym opisywaniem świata raczej nie jest po drodze
Musiałam cały dzień biegać po mieście i tak sobie teraz czytam , co tu pisaliście .
Równolegle kilka myśli przychodzi mi do głowy .
Artyści . Prawdziwi . Nie znam się na filmie . Wiem kiedy mi się coś podoba , kiedy nie . Ale ze słowem atrysta skojarzyła mi się dawno dość widziana przekrojowa wystawa rysunków Goyi .
Kilka serii . Gdy rozum śpi … pamiętam … mam przed oczami .
Okropności wojny . Mam przed oczami .
Jeszcze parę .
Piękne są kwiaty , pąki które już widzę na drzewach , z których będzie biały sad .
I piękne są te rysunki widziane dawno temu .
Piękne są obie te rzeczy , bo prawdziwe . Piękno to prawda .
A to ma jakieś przełożenie, że jak ma 40 to bajeruje 20 a jak ma 60 to bajeruje 40. A jak już się znudzi to przeżuca się na małych chłopców. Takie mam spostrzeżenia, cełkiem jednak przypadkowe. Zdarzył nam się dzień, że kupowaliśmy drożdzówki i podpłomyk na placu na stawach no i do tej piekarni wtoczył się pan Jan Nowicki. Wyglądał jak człowiek między jedną a drugą flaszką, zakupił chleb tyrolski i ze zdziwieniem zagadnął najmłodsze ArGuciatko czy wpałaszuje taki wielki kawał buły. Na co dostał odpowiedź UUU-u i sobie poszedł.
Widziałem kiedyś „Diabła”. Film bardziej zwariowany niż filmy Grzegorza Królikiewicza.
Później obejrzałem film Królikiewicza pt. „Bracia” o trzech gimnastykach z rodziny Kubiców. Film z jękami, sapnięciami, grymasami twarzy zdjętych w dużym zbliżeniu. Rozmowa z reżyserem i wszystko staje się jasne, bo reżyser w celu podkreślenia mocnej więzi między braćmi filmował twarze tych, którzy aktualnie nie ćwiczyli, a obserwowali ćwiczenia tego trzeciego.
Komentarz Żuławskiego nie jest w stanie uratować jego dzieł.
http://www.youtube.com/watch?v=-3mjUpG1Bdw
Widzialem film „Diabel” gdzie Teleszynski latal po ekranie z brzytwa I udawal Jezusa a potem fragment filmu „Opetanie” ale nie do konca, tego juz sie nie dalo ogladac.
Wiec dla mnie Zulawski to taki zgorzknialy lowelas ktory zawziecie chce zaistniec.
Tej ksiazki „Nocnik” nie czytalem ale okreslenie jest bardzo trafne, to cale otoczenie, Zulawski, Rosati to jest nocnik. Pelny.
Będę musiał Pana wyrzucić w końcu za umieszczanie tutaj takich rzeczy. Niech Pan sobie założy swój blog i tam puszcze te filmy, bardzo szybko przekona się Pan o tym jaka jest ich rzeczywista skuteczność. Uważam, że jest Pan prowokatorem po prostu, bo mimo upomnień nadal uporczywie Pan mnie nie słucha. Naprawdę, każdy może założyć sobie swój blog i tam zwalczać żydokomunę czy co tam chce, niekoniecznie trzeba pasożytować na innych.
My się tu nie interesujemy ruchem narodowym i jego przygodami.
Miło było Panie Gabrielu , powodzenia życzę.
Oj tam filozofie zaraz „mu wskoczyła do łóżka”, co za poziom dyskusji. Ona piękna 20 – latka, on artysta który chyba da szansę na zaistnienie w filmie. I tak to się zaczęłó, byli ze soba chyba 17 lat, to znaczy że byłi sobą zafascynowani, no tak długo była na firmamencie jak długo była z Ż.
No i jednocześnie jeśli Ż. był od niej o 20 lat „mądrzejszy” to pewnie manipulował i cyniczył .
A tak na marginesie, ktoś kiedyś mi mówił z kręgów okołoxawerowych że Sophie jest z Częstochowy?
Pani Aniu postrzega Pani tę sytuację z żeńskiego punktu widzenia , natomiast ja z tego sowinistecznego męskiego . Jako ,że w wielu kwestiach jestem bardzo zasadniczy i bezkompromisowy to i moglibyśmy dyskutować na temat stosunków damsko męskich dyskutować i dyskutować .
Zadam Pani pytanie , Pani Aniu , w jaki sposób kobiety rekompensują sobie przewagę fizyczną mężczyzn?
No chyba w sposób tradycyjny, no bo jak inaczej!
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.