Jadę dziś do Michała, żeby nagrywać pogadanki. Wczoraj wieczorem też nagrywaliśmy, ale wywiad z pewnym historykiem. Nie mam więc czasu nic napisać. Zostawiam Wam fragment z książki Wojciecha Zaleskiego
Państwo Bolesława Chrobrego wzniosło się na wyżyny, o jakich później Polska nawet marzyć nie mogła przez cztery wieki. Jego siła jednak oparta była w ogromnym stopniu na geniuszu politycznym i wojskowym jednego człowieka. Narzucał on swą wolę na wielkim obszarze od Łużyc po Dniepr, ale ten nadzwyczajny rozwój był jakby wyprzedzeniem poprzez czyny wojskowe i szczęśliwe posunięcia polityczne naturalnego rozwoju społeczeństwa polskiego. Bogactwo Bolka, niewątpliwie z grubą przesadą przedstawiane przez późniejszych kronikarzy, nie odzwierciedlało rozwoju gospodarczego Polski, lecz pochodziło z łupów, zdobywanych w Kijowie czy w Pradze. Oba te miasta były w owym czasie bez porównania bogatsze i zasobniejsze od ubogiego Gniezna, stolicy Bolkowej.
Trwałym owocem zwycięstw Chrobrego miało być osadnictwo niewolnicze, które skupiało się przede wszystkim na ziemiach Wielkopolski, Śląska i dawnej ziemi Wiślan. To liczne osadnictwo niewolnych naruszało dotychczasową równowagę społeczną kraju i mogło stworzyć pewne napięcie o charakterze lokalnym. Było ono jednak w porównaniu do dawnego osadnictwa rodowego stosunkowo nieliczne.
Gdy w roku 1038, w trzynaście lat po śmierci Bolesława Chrobrego, jego wnuk, Bolesław II Zapomniany zmarł śmiercią gwałtowną w okolicznościach nieznanych, Polska przeżywała krótki okres walk wewnętrznych, prawdopodobnie stanowiących kontynuację zatargu Bolesława z matką Rychezą i bratem Kazimierzem (Odnowicielem). W lecie tego roku najechał Polskę książę Brzetysław czeski, łupiąc grody w Gieczu, Poznaniu i Gnieźnie, a w drodze powrotnej odrywając Śląsk od Polski. Już w jesieni tego roku przybył do Polski z nielicznym oddziałem Kazimierz Odnowiciel i szybko odbudował władzę królewską. Jedynie na Mazowszu utrzymał się ze swymi zwolennikami Masław, dawny podczaszy Mieszka II i zapewne także zwolennik zamordowanego Bolesława.
Wystarczyło kilkumiesięcznego okresu, by tu i ówdzie doszło do buntu wśród świeżo osiedlonej ludności niewolnej. Stąd kronikarz współczesny Nestor zanotował w jednym zdaniu swej kroniki, iż Polacy „powstali i pozabijali swoich biskupów, księży i bojarów”. Także kronikarz czeski Cosmas twierdził, że w Polsce „prześladowano chrześcijan”, co mogło służyć uzasadnieniu wyprawy Brzetysława.
Opierając się o te niewyraźne wzmianki i pragnąc jakoś zapełnić lukę historyczną, wynikającą z przemilczenia okresu rządów Bolesława II, późniejsi kronikarze rozwijali motyw powstania pogan, ubarwiając go malowniczymi szczegółami. Tak na przykład Gall twierdził, że w katedrze gnieźnieńskiej zamieszkały dzikie zwierzęta. Po 400 latach Długosz jeszcze szerzej opisywał stan anarchii i odrodzenia pogaństwa, by w moralizatorskich celach ukazać skutki gnuśności Mieszka II. Wreszcie po przeszło dziewięciu wiekach autorzy „Historii Polski” PAN (tom I, część I, str. 204-6) uzupełniają zbożne dzieło Galla i Długosza wyjaśnieniem podłoża klasowego „powstania ludowego”.
W rzeczywistości wszystko zdaje się wskazywać na to, że ani buntu pogan, ani powstania ludowego w ogóle nie było. Historycy polscy wyjaśnili ponad wszelką wątpliwość, że nigdzie nie zabijano biskupów. Kiedy książę Brzetysław czeski szedł z wyprawą przez ziemie polskie, to wszędzie po drodze spotykał nienaruszone kościoły i sam je dopiero obrabowywał, łącznie z katedrą gnieźnieńską. Bezpośrednio po jego najeździe arcybiskup gnieźnieński wysłał skargę do papieża na jej obrabowanie przez Czechów, co dowodzi, że opowieść o dzikich zwierzętach w katedrze św. Wojciecha jest zupełnie zmyślona.
Kazimierz Odnowiciel widocznie bez większego trudu przywrócił w kraju spokój, a natrafił na opór jedynie na Mazowszu. Ku tej ziemi mieli się rzekomo kierować według późniejszych relacji możnowładcy, uciekający przed buntem pogan czy powstaniem ludowym. W rzeczywistości chodziło raczej o stronników Masława, gdyż Mazowsze było dzielnicą stosunkowo najmniej przeoraną przez pracę apostolską Kościoła i tam byłoby najłatwiej o bunt pogan.
W Polsce nie było zatem mowy o zawziętym oporze przeciw chrześcijaństwu, jaki okazywali Słowianie zachodni. Nie ma w tym nic dziwnego, bo chociaż chrześcijaństwo przychodziło u nas od góry, ze strony panującego, ale władza tego panującego była rodzima, wyrastała stopniowo przez wiele pokoleń ze społeczeństwa rodowego i była, jeśli się tak można wyrazić, akceptowana przez społeczeństwo w przeciwieństwie do nienawistnej władzy niemieckiego najeźdźcy na ziemiach Słowian zachodnich.
W czasie swego najazdu Brzetysław uprowadził z Polski wielu niewolników, wiadomo na przykład, że zabrał ludność wielkiego grodu Giecz, która według zapewnień czeskiego kronikarza sama o to prosiła. Wolno jednak przypuszczać, że ogromna większość ludności cieszyła się z powrotu władcy piastowskiego Kazimierza, oczekując, że zabezpieczy on kraj przed łupieskimi wyprawami.
Z tym wszystkim burzliwe i zmienne lata pomiędzy zgonem Bolesława Chrobrego a wstąpieniem na tron Kazimierza musiały osłabić władzę książęcą. Otwierało to możliwości rozszerzania siły gospodarczej i znaczenia politycznego wyodrębniającej się warstwy urzędników i rycerstwa. Zarówno utrzymanie grodów jak konna służba rycerza pancernego wymagały wielkiego uposażenia. Wynikała stąd przewaga kasztelana grodowego nad rodami i pancernego rycerza nad pieszym szczytnikiem czy łucznikiem. Jeżeli do tego dodamy charakterystyczny dla tego okresu system ryczałtowego pokrywania wydatków przez przydział określonych danin na określone cele, zrozumiemy podłoże, na którym zaczęła narastać wielka własność ziemska.
Dla skarbu książęcego trudność polegała na rozdzieleniu danin między dwór książęcy a grody, zwłaszcza kasztelańskie, które były ośrodkami zarządu kraju. Prawdopodobnie za pierwszych Piastów nastąpił rozdział dochodów na grodowe i dworskie. Z ogólnej organizacji wyodrębniano osiedla, z których ściągali daniny osadzeni w dworach klucznicy na potrzeby skarbu książęcego, od takich, które swymi daninami utrzymywały grody.
Równocześnie ludność rycerska zdobywała sobie niewolnych osadników. Używając określenia „ludność rycerska” nie mamy bynajmniej na myśli jakiejś wyodrębnionej warstwy społecznej, której wówczas jeszcze nie było. Byli to po prostu ci rodowcy-dziedzice, którzy brali udział w wyprawie zwycięskiej i dającej jeńców. Nie mieli oni zbytniej trudności w znalezieniu terenu do osiedlenia zdobycznych ludzi, ponieważ ziemi w Polsce nie brakło: jeszcze w trzynastym wieku dobry koń wojskowy kosztuje tyle co wieś (a raczej prawo ściągania danin lub czynszów z jednej wsi). Trzeba tylko uzyskać od księcia prawo osiedlania na ziemi niczyjej, czyli książęcej.
Możemy tu zauważyć dwie równoległości: zarówno rycerstwo jak urzędnicy książęcy żyją z danin, składanych przez uprawiających ziemię rolników, a obok tego zarówno dawni wolni dziedzice, jak nowo osiedleni niewolni ponoszą pewne ciężary: jedni na rzecz urzędników książęcych, drudzy na rzecz rycerstwa.
Gdy teraz książę dla wynagrodzenia szczególnych zasług przekaże rycerzowi prawo poboru danin, pobieranych przez komorników od wolnych dziedziców na określonym terytorium, to w zasięgu gospodarki rycerza znajdą się zarówno osadnicy niewolni, jak dawni dziedzice. Wciąż jest to prawo pobierania pewnych danin na pewnym terytorium, a nie prawo własności.
Ten stan rzeczy pozostawia dość duże pole do niejasności i może w praktyce różnie wyglądać, zależnie od rzeczywistego układu sił między władzą książęcą i kształtującą się warstwą urzędniczo-rycerską a resztą ludności. Pamiętajmy bowiem, że nie było ani prawa pisanego, ani spisanych umów między wolnymi osadnikami a uprawnionymi do pobierania od nich danin.
Pewną regularność nadań książęcych, a także ich ściślejsze ujęcie na piśmie przyniosło wejście w te stosunki Kościoła, to znaczy zarówno biskupów jak i zakonów. U samego początku dochody Kościoła składały się z części daniny wydzielanej przez władzę książęcą lub też ze ściśle określonych danin od ludności. Jednakże już w drugiej połowie XI wieku przywileje dla Kościoła przybierają odrębną formę. Książę przyznaje Kościołowi daniny z całych grodów kasztelańskich czy innych jednostek terytorialnych. W rozumieniu władzy książęcej było to przekazanie danin, a nie terytorium. Duchowieństwo jednak przenosiło z natury rzeczy na Polskę pojęcia ukształtowane w zachodnim ustroju feudalnym.
Według tych pojęć zwierzchnik feudalny zdobywał swego rodzaju nadrzędną własność nad określonym terytorium, w zamian za to, że stawał się wasalem panującego, składającym mu przysięgę wierności i wykonującym z jego ramienia władzę zwierzchnią wobec swych wasali. Zachodnia organizacja feudalna, czyli lenna, obejmowała cztery stopnie, od cesarza lub króla poprzez książąt, hrabiów, baronów czy rycerzy do ludności poddańczej. Pewne prawa zatrzymane były dla najwyższych zwierzchników, jak np. regale szlachetnych kruszców, inne spływały na niższe stopnie hierarchii feudalnej. W Polsce nie doszło nigdzie do wytworzenia struktury lennej i czterostopniowego jej uwarstwienia. Przyjęła się jednak pod wpływem wzorów zachodnich zasada podzielonej własności.
Nadanie dochodów na określonym terytorium przeradzało się stopniowo w przeniesienie dawnej nadrzędnej własności książęcej na tych, którzy otrzymywali nadania. W ten sposób wytworzył się w Polsce ustrój własności podzielonej: nadrzędnej własności pobierającego daniny na mocy nadania książęcego i nadrzędnej, użytkowej własności tego, który uprawiał ziemię.
Historycy ze szkoły marksistowskiej, a także niektórzy inni, kładący nacisk raczej na organizację społeczno-gospodarczą wytwórczości niż na formy prawne, nazywają każdy ustrój podzielonej własności ziemskiej feudalnym. W przeciwieństwie do tego historycy ustroju politycznego i historycy prawa zachowują określenie ustrój feudalny dla systemu lennego i ukształtowanej na zachodzie Europy organizacji wielostopniowej. Będziemy szli za ich śladem, by nie zacierać wielkiej różnicy między Polską a zachodnią Europą. W systemie feudalnym na terenie zarządzanym przez grododzierżcę nadania rycerskie mogłyby pochodzić od niego; w Polsce nadanie mogło pochodzić tylko od księcia.
Okres podziału Polski na księstwa dzielnicowe, a jeszcze przedtem walki o stolicę krakowską, które powtarzały się niemal regularnie po zgonie każdego władcy, wzmacniały ogromnie pozycję tej warstwy, która korzystała z nadań, tzn. duchowieństwa, urzędników książęcych i rycerstwa. Zakres nadań rozszerza się i stopniowo nadania niektórych dochodów z określonego terytorium nabierają coraz więcej cech nadania jakby własności. Pierwotne nadania dotyczyły prawdopodobnie tylko tej części dochodów, jaką ściągali komornicy na rzecz księcia, a nie tej, która była przeznaczona na utrzymanie grodów. Od dwunastego wieku książę wyrzeka się także tych ostatnich przez immunitety, to jest akty zwolnienia od ciężarów książęcych. Nadania obejmują coraz częściej same kasztelanie, to jest grody, do niedawna ostoję siły państwa.
Równocześnie występuje tendencja do zamiany rycerskich nadań dożywotnich na dziedziczne. Pierwsi Piastowie nadawali dochody z pewnych majątków lub prawa osiedlania w nich niewolnych czasowo, w zamian za usługi rycerskie. Toteż jeszcze w XII wieku częste są wypadki wyparcia rycerzy z posiadłości, o ile byli już zdolni do pełnienia służby wojskowej.
Później jednak to prawo książęce do wyparcia rycerza zanika bądź zwyczajowo, bądź przez rozszerzenie się dziedzicznego immunitetu. Tak samo zanika prawo księcia do obejmowania „puścizny” po zmarłym rycerzu.
Wzmocnienie pozycji rycerstwa a osłabienie władzy książęcej pociąga za sobą rozszerzenie się immunitetów, które zaczynają obejmować już nie tylko ciężary prawa książęcego, ale także sądownictwo książęce. Początkowo immunitet sądowy dotyczy tylko spraw mniejszej wagi, później rozciąga się na całe sądownictwo. Następstwem immunitetu sądowego było to, że obdarzony immunitetem sądził zarówno wolnych dziedziców, jak niewolnych osadników, którzy już poprzednio podlegali jego nieograniczonej władzy. Następowało więc dalsze upodobnienie sytuacji rolników wolnych i niewolnych, choć pierwsi w zasadzie mogli się uciec do sądu księcia w razie sporu z samym beneficjantem immunitetu.
Rozwój immunitetów przybiera charakter żywiołowy. Obejmują one coraz więcej terenów i coraz większy zakres uprawnień gospodarczych i politycznych, nadania dotyczą zarówno poszczególnych wsi jak całych kluczów czy też całych okręgów kasztelańskich. Tworząca się warstwa rycerstwa dąży do tego, by upowszechnić największy możliwie zakres immunitetu. Cel ten osiąga dzięki temu, że stanowisko rycerstwa rozstrzyga ostatecznie w licznych zatargach między Piastowiczami o tron poszczególnych księstw.
Objęcie immunitetem sądownictwa nad wolnymi osadnikami oraz zwolnienie ich od świadczeń na utrzymanie grodu ograniczało władzę grododzierżcy, tak że stawała się ona podobną do władzy rycerza. Była ona pełna tylko tam, gdzie nie było nadania rycerskiego. Niektóre grody przemieniały się we „własność” kasztelanów, zależnie od nadań lub zawłaszczeń, inne stawały się ośrodkami zarządu dóbr książęcych.
Opisany tu proces rozegrał się na przestrzeni około 300 lat, od końca XI wieku do początku XIV wieku. W jego końcowym stadium przyjmuje się już ogólne przekonanie, że rycerstwo posiada z samego prawa pełnię władz zwierzchnich nad ludnością swoich majątków. Za „swoje” zaś uchodzą te majątki, na których albo uzyskano wyraźny akt nadania, albo też ustalono prawo zwierzchności przez zawłaszczenie. Trudno nawet odróżnić te wypadki, gdyż prawdopodobnie przed nadaniami piśmiennymi były dawniejsze nadania ustne, których zakres albo nie był ustalony albo poszedł w niepamięć.
Równolegle ze wzrostem znaczenia gospodarczego i politycznego tej części rycerstwa, która korzystała z nadań książęcych, nastąpiło obniżenie społecznej roli dziedziców, którzy nie korzystając z nadań książęcych i z pracy ludności niewolnej, stawali się zwyczajnymi rolnikami i pod względem zajęć i sposobu życia nie różnili się niczym od ludności niewolnej. W ten sposób główna masa dawnych rodowców zamienia się stopniowo w chłopów i zrównuje się z potomkami ludności niewolnej. Nie uzyskuje prawa do pobierania danin książęcych, lecz wprost przeciwnie, musi teraz wnosić daniny nowym zwierzchnikom.
Tam, gdzie szczególnie częste są napady łupieżców i cała ludność musi brać udział w walce z nimi, rozwój społeczny idzie zupełnie innymi drogami. Na Mazowszu, wystawionym na napaści Prusaków, Jadźwingów, a później Litwinów, ogromna część dawnych rodowców uprawia ziemię jak chłopi w innych dzielnicach Polski, ale nie schodzi do rzędu ludności poddańczej, czyli jak to teraz określamy, zachowuje szlachectwo.
Także w niektórych okolicach Małopolski zachowuje się dłużej pośrednia warstwa panoszów względnie włodyków, nie korzystająca z pełni praw rycerskich, lecz wolna od zwierzchnictwa gruntowego.
Z reguły jednak dawny wolny rodowiec staje się zależnym od swego pana i przypisanym do gruntu. Postawa obdarzonego immunitetem zwierzchnika wobec rolników, mieszkających na jego terenie, była zgoła odmienna od postawy zwierzchności książęcej. Księciu było mianowicie zupełnie obojętne, gdzie osiedli się wolny dziedzic. Jeżeli przestawał on płacić daninę w jednym grodzie, to zaczynał ją uiszczać w innym. Tymczasem dla obdarzonego immunitetem jego majątek – zacznijmy już używać tego określenia – przedstawiał tyle wartości, ile na nim było rolników, uiszczających mu daniny.
Powstaje więc tendencja do związania osadnika z ziemią na wzór dawnych osadników niewolnych. Bardzo wcześnie pojawia się w dokumentach określenie ascripticii – dopisańcy, które prawdopodobnie początkowo oznacza dawną ludność niewolną. Panowie gruntowi dążą do tego, by całą ludność osiadłą przypisać do ziemi. Cel ten w znacznej mierze uzyskują. Jakimi przy tym posługiwali się metodami, możemy się tylko domyślać. A więc przy nowych osadnikach mogła wchodzić w rachubę jakaś umowa dobrowolna. Tak samo częste mogły być wypadki udzielania pożyczek na odbudowę zniszczonej gospodarki pod warunkiem jakiejś zgody na przypisanie.
Zwróćmy jeszcze uwagę na moment, którego znaczenie teraz i w dalszej ewolucji uchodziło przeważnie uwagi badaczy. Przy nadaniach brano pod uwagę wartość danin, a mniejsze znaczenie przywiązywano do ziemi, nie wziętej pod uprawę. Obdarzony przywilejem uzyskiwał tereny, na których mógł tworzyć nowe osiedla lub z których mógł wykrawać nowe kawałki ziemi dla rozmnażającej się ludności rodowej. Tę okoliczność mógł doskonale wyzyskiwać także dla „przypisania” dawnych wolnych, na przykład w zamian za obdzielenie ziemią ich potomstwa.
Rozbicie dzielnicowe Polski i jednostronny rozwój przywilejów tworzącej się warstwy szlacheckiej osłabiały Polskę i grozić mogły niebezpiecznymi wstrząsami. A jednak dalszy rozwój poszedł w nieco innym kierunku pod wpływem sił mniej widocznych i wolniej działających, które doprowadziły do zjednoczenia Polski i zahamowania na długi czas procesu niszczenia jej równowagi społecznej.
No ale jak to nie było powstania Turbosłowian przeciwko uciskowi Watykanu? Przecież nie dość że jest to dokładnie opisane przez naszych odwiecznych przyjaciół, to jeszcze zgadza się w 120% z nieomylną doktryną społeczną Marxa i światłą myślą komunistyczną!
Pewnie chodziło o bunty osadników niewolnych. W tym fragmencie nie jest wyjaśnione ich pochodzenie, ale zapewne byli to pogańscy Słowianie łapani (lub przybyli dobrowolnie) z terenów między Wartą a Odrą. Może w pewnym momencie było ich już zbyt wielu.
niekoniecznie pogańscy, Bolesław osadzał ich jako niewolników z możliwością wyzwolenia kolejnego pokolenia. Nie było ich zbyt wielu, dlatego osadzał, natomiast prawdopodobnie chcieli wyzwolenia
Ładny tekst. Kupuję dwie książki, jedna z nich dla wczorajszego solenizanta.
ucisk Watykanu, martyrologia chłopska, potem martyrologia robotnicza, jejku … dobrze że Ta jego nieomylna doktryna społeczna, ten Karol Marx tak od niechcenia , ale jednak coś lansował w Manifeście, ale co tam lansował, wytłumaczył, opisał, dał komentarz, żebyśmy wszystko zrozumieli skąd wiatr historii wieje. KM – taki komunistyczny specjalista od widma krążącego, nie wysilając się, choć obarczony dzieciskami, zajęty defraudowaniem majątku żony, tak spod brudnego palca (surdut miał zawsze uwalany resztkami jedzenia, to ręce pewnie też), wytłumaczył nam że nieuchronne jest nieuchronne (znaczy się komunizm). I co powiecie ? chyba to widmo krąży.
Kosmasowe „prześladowania chrześcijan” to niedawne: „Saddam Hussein ma broń masowego rażenia!”. Propaganda.
PS Autor książki pięknie wytłumaczył obecność dużej liczby biednej szlachty na Mazowszu, ten fragment to po prostu mistrzostwo świata!
tak z ta biedną a utytułowaną szlachtą mazowiecką, to autor bardzo pięknie wyjaśnił, stąd rozumiem czemu pan od historii zawsze dodawał wierna mazowiecka szlachta, może coś mylę ale gdzieś w historii jeszcze znalazłam wyjaśnienie, że tej wiernej mazowieckiej szlachcie, Zygmunt Stary widząc ich ubożenie, dał do zasiedlenia ziemie włodzimierskie.
Po przeczytaniu Zaleskiego warto przeczytać też Konecznego Dzieje Polski za Piastów z roku 1902.
A tymczasem załączam Trzy profile en face z prasy polonijnej sprzed lat blisko stu.
Jeszcze nie wiem, jestem teraz na stronie 94.
Hehehe Turbosłowianie.
Mój wujek za takiego się uważa.
Są ludzie, którzy nie dość że z przyszłości to jeszcze z przeszłości robią fantastykę.
Jeśli wyślecie tam te kobiety będą rodzić kalekie dzieci.
Sławomir Mentzen wspomina o Woyniłowiczu i Korwinie-Milewskim. Ciekawe skąd to wie.
https://youtu.be/GGHtLaM9xVg?t=8m43s
Sympatyczny ten Chrobry, a jeszcze wysoki stosik banknotów z Jego wizerunkiem, też mi się widzi niezmiernie sympatycznym.
Oczywiscie, ze od Coryllus’a…
… bo skad by indziej… znaFca sie znalazl !!!
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.