sty 262023
 

Ulubioną zabawą autorów piszących o filozofii i filozofach, a mam na myśli bardziej autorów współczesnych niż tych dawniejszych, jest nagłe przenoszenie ciężaru rozważań i relacji z gruntu logiki na grunt psychologii i osobistych relacji ich bohaterów, całkiem przecież wymyślonych. Tymczasem autorzy dawniejsi, których często ci współcześni opisują brzydkimi słowami, piszą po prostu – było tak i tak, ten i tamten napisał coś tam o jakimś człowieku. Inny mu zaprzeczył. To jest kawał dobrej dziennikarskiej roboty, której dziś w dobie kolportażu zbrodniczej propagandy nikt nie potrafi i nie chce docenić. Notorycznie ponadto pomijane są we współczesnych opracowaniach szczegóły życia filozofów, które nie pasują do formatów wylansowanych przez akademię. Osobną sprawą pozostaje – po co wylansowanych? Wyciąga się z tych życiorysów to, co akurat pasuje i na tej podstawie urabia się pewien wizerunek postaci, a także jej przekonania. Zmieńmy dziś nieco technikę i wzorem niektórych autorów porzućmy filozofowanie, z zajmijmy się przygodami osobistymi jednego z mędrców, konkretnie Pitagorasa. Pobieżna nawet lektura Diogenesa Laertiosa spowoduje, że zaczniemy się zastanawiać kim ten człowiek był naprawdę? A jak do jego życiorysu dołożymy jeszcze przygody jego kolegi Milona, to ujawnią się przed naszymi oczami rzeczy naprawdę dziwne. One zniechęciły do studiów samego Laertiosa, który wymieniając różne aforyzmy i mądrości autorstwa Pitagorasa objaśnia tylko niektóre, te najłatwiejsze. Z tymi bardziej zagadkowymi sobie nie radzi. No bo jeśli Pitagoras mówił, żeby nie sikać twarzą do słońca, to jeszcze jakoś możemy sobie to wyjaśnić poprzez kwestie religijne. No, ale jak mówi, żeby nie sikać i nie defekować na obcięte paznokcie i włosy to robi się dziwnie? W ogóle coś jest na rzeczy z tym sikaniem i tak zwaną potrzebą większą, albowiem Laertios pisze, że nigdy nie widziano Pitagorasa żeby publicznie oddawał mocz czy robił tę drugą czynność. Tak, jak dziś mówimy, że ten czy tamten nigdy nie był widziany po pijanemu. No może raz kiedyś…Ale co to znaczy w przypadku Pitagorasa? Że on co prawda nie sikał, ale reszta normalnie załatwiała się gdzie ją ukazy zastały?

Pitagoras miał jakieś anse do bobu. Mówił, że nie można go jeść, nie można też po nim deptać, a najlepiej w ogóle go nie dotykać. Ponoć dlatego, że przypomina intymne i wstydliwe części męskiego ciała. To ciekawe, bo przyzwyczailiśmy się do myśli, że  w V weku w Grecji wszyscy faceci latali bez gaci i nawiązywali intymne znajomości. Okazuje się, że nie. Taki zwyczaj wprowadzili dopiero Spartanie, startując w olimpiadach całkiem bez niczego. Zagadkowych wypowiedzi Pitagorasa jest sporo i – jak można domniemywać – produkowane były one celowo. Pitagoras bowiem był bardzo dobrze zorganizowanym oszustem. Laertios opisuje, powołując się na innego autora, że kiedyś zrobił sobie ziemiankę i siedział tam bardzo długo, a swojej matce kazał spisywać wszystko co dzieje się na zewnątrz, w tak zwanym świecie. Kiedy wyszedł z tej ziemianki, wynędzniały i poszarzały, poszedł do swoich uczniów opowiadać im, że był w Hadesie i widział tam wyjącą duszę Hezjoda, a także duszę Homera powieszoną na drzewie i oplecioną wężami. Wszyscy mu uwierzyli. W to, że jest kolejnym wcieleniem i pamięta wszystko ze swoich poprzednich żyć wierzono powszechnie. Studia u niego polegały na tym, że przez pięć lat tylko słuchano jego głosu. Nie wiadomo, jak to było zorganizowane, ale jakoś było. Dokładnego opisu nie ma. Zjeżdżali się ludzie z całej Hellady, dziewczyny, faceci, siadali w jakiejś zamkniętej przestrzeni, a zza ścian dobywał się głos Pitagorasa – odin, dwa, tri, czietyrie…odinatcat’, dwienadcat’. Po pięciu latach był egzamin, ale nie wiemy jak wyglądał. Na pewno w czasie odpytywania nie podawano bobu. No i ci co zdali mogli słuchać i oglądać Pitagorasa, który był ponoć podobny do Apolla, a jak obnażył biodro, to wszystko wokół jaśniało.

Pitagoras zajmował się zawodowo wytyczaniem kwadratów w gruncie, rozumiemy, że pod nową zabudowę. Zajmował się też, wraz ze swoimi uczniami, dewastacją miast i pobierał za to pieniądze. W ten sposób zniszczono miasto Sybaris i zalano je nurtem rzeki. Ludzie Pitagorasa byli jednak powszechnie znienawidzeni, ale dokładnie nie wiadomo za co. Podejrzewano ich, że chcą wprowadzić tyranię. Pitagoras miał przyjaciela, a niektórzy twierdzą, że kochanka, imieniem Milon. Pochodził on z Krotonu, czyli tego miasta, które wezwało Pitagorasa na pomoc przeciw Sybarytom, a potem go wygnało lub doprowadziło do śmierci. Wróćmy jednak do Milona, był on najlepszym atletą w całej Helladzie. Sześć razy wygrał olimpiadę, robił takie numery, że obwiązywał sobie liną głowę, a potem napinał żyły tak, że lina pękała. Wszyscy się go bali, co jest raczej zrozumiałe, ale on miał pewne deficyty. Zaniósł kiedyś do Delf własny posąg, co nie spotkało się ponoć z dobrym przyjęciem kapłanów i samej wyroczni.

Nie wiadomo dokładnie jakie były różnice czasowe w dacie śmierci Pitagorasa i Milona. Ten pierwszy dożył ponoć osiemdziesiątki, a niektórzy twierdzą, że dziewięćdziesiątki. Umarł w okolicznościach znamiennych. Oto ludzie z Krotonu lub jak chce Laertios z Akragas na Sycylii, gdzie udał się, by też coś podpalić i zburzyć, mieli go już dosyć. Urządzili następującą zasadzkę – otoczyli dom ze wszystkich stron, zablokowali drzwi i podpalili budynek jednocześnie z każdej strony. Żeby uniemożliwić pitagorejczykom ucieczkę – w środku było 35 osób. Pitagoras jednak uciekł i odbiegł nawet kawałek, ale natrafił na pole bobu. Nie mógł więc przez nie przejść i wyszedł na drogę, jak można domniemywać oświetloną blaskiem pożaru, albo światłem księżyca. Dostrzeżono go i poderżnięto mu gardło. Kto? Za co? Tego nie wiemy i nigdy się nie dowiemy. Możemy jednak wskazać to, na co wskazują autorzy starożytni. Pitagoras był człowiekiem budzącym ogromne emocje. Od młodości ludzie chcieli z nim przebywać i słuchać jak przemawia. No, ale kiedy wybrał sobie uczniów i nie zaczepiał już wszystkich na ulicy, ci odrzuceni znienawidzili go. Tak więc był ciągle narażony na ataki. Potem, kiedy zaczął nauczać ta nienawiść wzrosła. Tak mówią, choć przecież to nie mogła być prawda.

Jego kolega Milon, a w jednej z wersji śmierć Pitagorasa miała nastąpić w jego domu właśnie, umarł także w osobliwy sposób. Szedł sobie lasem i zauważył rozszczepiony pień, w który ktoś powtykał podpórki tak, by pień się nie zacisnął. Milon postanowił rozerwać drzewo, zaparł się rękami o obydwie części pnia, a wtedy podpórki odskoczyły i jego dłonie zostały uwięzione w tej dziwnej pułapce. I nagle, nie wiadomo skąd pojawiły się wilki, które Milona rozszarpały.

Możemy to chyba spokojnie zinterpretować w taki sposób – po śmierci Pitagorasa, w Krotonie czy też w Mataponcie, czy w Akragas, czy gdzie oni tam przebywali, ktoś postanowił uwolnić świat od popleczników Pitagorasa. Znając Milona, jego ścieżki oraz nawyki, których podstawą była bezbrzeżna pycha, zastawiono taką sprytną pułapkę. No bo niby jak pień mógł się sam rozczepić i jeszcze wstawić sobie podpórki w środek? Ktoś to musiał zrobić, ktoś w dodatku dobrze rozeznający się w psychologii i uzależnieniach. Czy rozszarpały go wilki? Może tak, a może nie. Może po prostu duże psy, przez kogoś wyszkolone. Grecy szkolili psy do walki, wszyscy to wiemy. Potem rozpowszechniono plotkę, że Milona rozszarpały wilki. I już inni atleci święcili triumfy na olimpiadach. Pitagorejczycy zaś zostali rozproszeni i przestali czcić swojego mistrza, który nie lubił bobu i nie sikał pod słońce. Może za to sikał pod wiatr? Tego nie wiemy, ale jak widać z tej historii nie jest to wykluczone.

 

Na koniec prośba od mojego kolegi

 

Polski Związek Niewidomych Okręg Lubelski Koło w Rykach zwraca się z prośbą o wsparcie finansowe na rzecz Koła.

 

Polski Związek Niewidomych w Rykach zrzesza osoby niepełnosprawne z dysfunkcją narządu wzroku, które z racji swojego inwalidztwa często żyją w izolacji. Organizujemy szkolenia, wycieczki, spotkania, które integrują osoby niewidome i słabowidzące w celu ich społecznej integracji, wyrównywania szans w dostępie do informacji, edukacji, zatrudnienia i szeroko pojętej aktywności społecznej a także w celu ochrony ich praw obywatelskich.

Efektem spotkań są min. oddziaływania psychologiczne, przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu, akceptacja niepełnosprawności, które mają ogromne znaczenie w przypadku osób niewidomych.

Dzięki przyjaznej dłoni ludzi dobrej woli możliwa jest realizacja naszych celów i zamierzeń. W imieniu naszego stowarzyszenia oraz jego członków wyrażamy głęboką wdzięczność za ofiarowaną pomoc i życzliwość.

 

Jeśli nie masz innej możliwości – można nam pomóc w działaniu przeznaczając 1,5 % podatku na PZN w naszym powiecie.

 

Krajowy Rejestr Sądowy – nr KRS: 0000007330

z dopiskiem na cel: Koło w Rykach

 

 

  6 komentarzy do “Czy Pitagoras sikał pod wiatr?”

  1. Dzień dobry. Gratuluję Panie Gabrielu, oto został Pan twórcą nowego terminu – kolporter zbrodniczej propagandy. KZP… Jestem pewien, że nam się jeszcze przyda. Przy okazji odkryłem niechcący czym była tyrania. Znaczy – obiektywnie była to forma rządów sprawowanych przez jedną osobę, rodzaj monarchii, tylko chyba bez tego całego religijno-historycznego etosu. Natomiast w istocie służyła do czego innego. Mianowicie do straszenia prostych ludzi i wymuszania ich poparcia dla jednego z konkurencyjnych gangów rządzących w tak zwanej demokracji. Pitagorejczycy byli takim gangiem. Ich adwersarze byli zapewne nie lepsi, mieli tylko mniej szczęścia jeśli chodzi o uwiecznienie ich imion i dokonań. Przez to możemy dziś o nich pomyśleć jak o niewinnych ofiarach gangsterów. Czy ja wiem…? I jeszcze jedno, taki creme de la creme – Pitagoras był geodetą! Każdy, kto miał do czynienia z nieruchomościami wie, jak działa ta organizacja. Przy niej to całe PO, SLD i inne popłuczyny po UB to normalnie harcerstwo. Tak wykazaliśmy naszą kwestionowaną gdzieniegdzie przynależność do tzw. kultury śródziemnomorskiej. QED.

  2. Nie rozumiemy tylko do końca kto dawał im uwierzytelnienia i jak się to odbywało

  3. – myślę, że wielcy gracze – Egipt, Persja, Fenicjanie. Cwani Grecy „skapnęli się” że przetrwają tylko umiejętnie balansując między potęgami. A jak się odbywało? Tak samo jak dziś – zaproszenia, szkolenia, sponsoring, szantaż…

  4. Trzeba chyba jeszcze dorzucić plany i mapy.

  5. Napinał żyły i pękały liny ))))).Niezły numer .Żyły na głowie ????

  6. Ten numer z żyłami to dużo mówi o metodach pracy Pitagorasa i jego ekipy.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.