paź 212019
 

Proszę Państwa, mamy za sobą, najlepszą chyba z dotychczasowych konferencji LUL. Kto nie był niech żałuje. Pogoda jak drut, obiekt taki, że żal tam nie pobyć choćby i pół dnia. Piękny złoty park, a do tego w pobliżu miasto Toruń. Jak pewnie wszyscy zdążyli się zorientować, bardzo się denerwowałem przed tą imprezą, szczególnie, że zapisało się na nią dużo mniej osób niż na poprzednie. No, ale wszystko poszło dobrze, jeśli nie liczyć tego, że znów zapomniałem umieścić ceny na książkach. No, ale to, mam nadzieję, będzie mi wybaczone.

Nie wiem, jak ocenią wykłady inni, ale mnie najbardziej podobał się wykład prof. Adamczyka, którego – nie doinformowani – mylnie tytułowaliśmy jeszcze doktorem habilitowanym, za co z tego miejsca przepraszam. Treści propagowane przez profesora to miód na moje serce. Otwarcie bowiem skrytykował on na samym początku idiotyczne przekonanie, że tysiączne interpretacje ledwie zachowanych źródeł pisanych mogą nas do czegokolwiek doprowadzić i otwarcie dał pierwszeństwo interpretacji materiału archeologicznego. Cały wykład był o funkcji pieniądza w państwie wczesnopiastowskim i o funkcji pieniądza w ówczesnej Europie. Potem, w czasie wywiadu, profesor opowiadał jeszcze inne, ciekawe rzeczy, o których będziecie mogli Państwo posłuchać kiedy Michał przygotuje to nagranie do emisji.

Na koniec jeszcze, profesor Adamczyk, człowiek raczej bezkompromisowy i otwarcie nie zgadzający się z wieloma obowiązującymi w naszym środowisku narracjami, skrytykował nasze podejście do różnych zagadnień, co bardzo mi się spodobało, a na koniec jeszcze wdaliśmy się w dyskusję o popularyzacji.

Jasne jest, czego niestety nie chcą przyjąć do wiadomości środowiska naukowe, że namnażanie specjalistów drogą pokątnej kooptacji prowadzi do nikąd. Nawet jeśli owym specjalistom przypisywać się będzie cechy nadludzkie i mówić głośno o tym, że są jak Tarzan i McGywer w jednym. Nie ma to najmniejszego znaczenia, albowiem przepaść pomiędzy kokietowanym przez nich targetem – a po to się deifikuje profesorów, żeby kokietować nieuków, innego powodu nie ma – stanie się w końcu nie do zasypania. Profesorowie zaś – mówiący i piszący w językach, nazwijmy to niekonferencyjnych – staną się niepotrzebni. Target zaś gotowy do ich wysłuchania zostanie zdegradowany jako całkowicie zbędna biomasa. Dariusz Adamczyk, co prawda, sam pisze głównie po niemiecku, ale stara się przynajmniej, żeby te jego książki były dostępne także po polsku. I ja je będę promował i sprzedawał. W sklepie mamy już kolejną partię książki „Srebro i władza”.

Jak daleko może posunąć się wspomniana tu deifikacja profesorów, bez szkody dla aspiracji, marzeń i planów życiowych ludzi młodych, którzy aspirują do tego, by zdobyć wykształcenie i działać na polu nauki? Moim zdaniem niedaleko, bo jej mistyczne i uwodzicielskie oddziaływanie kończy się na granicy występowania grantów. Potwornych stworów zamieszkujących zamglone góry kariery, w których na zżeranych ambicją badaczy czekać ma sława i zaszczyty. Nie czeka tam na nich nic. Wszyscy to wiemy. Może jakieś medialne wygłupy, tylko tyle. Doszliśmy więc z Dariuszem Adamczykiem do wniosku, że choć popularyzację łatwo jest wyszydzić, to jej rola jest nie do przeważenia. Kłopot w tym, jak ona jest realizowana. I teraz słów kilka o tym. Jeden z czytelników – pan Andrzej – postawił taką kwestię – dlaczego ja nie prowadzę pogadanek o książkach w Radio Wnet? I czy on może o to zapytać Krzysztofa Skowrońskiego? Oczywiście, że może. Moja odpowiedź zaś była taka: o książkach w Radio Wnet, może mówić sam Skowroński, może mówić jego szanowna mama, albo ktoś z krewnych lub osób należących do grona wybrańców i ludzi określanych czasem mianem „godniejszych”. Nie ja. Dlaczego? Dlatego, że opowiadanie o książkach, czy też szerzej – popularyzacja – to jest zestaw czynności nobilitujących człowieka we współczesnym świecie i w zasadzie zastępujący dawniejsze ordery i nadania ziemskie. Partie polityczne wynagradzają zasłużonych lub mających spełnić jakąś istotną funkcję propagandystów popularyzacją, prowadzoną według zużytych już i nieistotnych formatów. W naszych okolicznościach dostęp do popularyzacji, napisanie książki itp., itd., jest nadaniem herbu. To koresponduje z rzeczywistymi uzurpacjami do nobilitacji podejmowanymi przez różne oszalałe gremia, które nawzajem przyznają sobie herby. Tyle, że ma, na pozór, bardziej racjonalny wymiar. Nie jest istotna treść – upraszczając rzecz do końca – ale osoba, która ją wygłasza. W radio Wnet o książkach mógłby mówić na przykład Piekarczyk, bo on jest godniejszy ode mnie, a poza tym gra na gitarze i śpiewa. W mediach popularyzacją historii może zajmować się Anna Popek, albo Magda Ogórek i to w zasadzie wyczerpuje temat. My nie mamy innej drogi, jak tylko organizowanie tych konferencji i przyciąganie na nie jak największej ilości osób. Miałem, przyznam, chwilę załamania i chciałem zrezygnować z tych imprez, ale nie zrobię tego nigdy. Dopóki będą chętni i dopóki będę się mógł podpierać choćby nosem. Tak jak to ogłosiłem w Turznie, w przyszłym roku zmniejszymy tylko ich ilość. Zorganizujemy dwie konferencje, bo więcej nie dam po prostu rady udźwignąć. Muszę napisać dużo rzeczy. Konferencję odbędą się w Kazimierzu Dolnym i w Sulejowie. Terminy – wiosenny i jesienny – podam wkrótce. Mam nadzieję, że deklaracje, które padły we wrześniu w Lublinie z różnych ust nie zostaną bez pokrycia. Bo jeśli tak, to będzie to ostatni raz kiedy wysłuchałem czyichkolwiek sugestii i próśb.

Teraz dalej o wykładach. Uważam, że zarówno Radosław Sikora jak i Radosław Gawroński, nie mówiąc już o Grzegorzu Kucharczyku, obronią się sami, bez mojej pomocy, a ich wystąpienia będą tu opiewane przez wdzięcznych słuchaczy. Chcę zatem zwrócić uwagę na wystąpienie dr Pawła Grochowskiego, który napisał książkę „Christian biskup Prus”, znów dostępną w naszym sklepie. Uważam, podejmując na nowo temat popularyzacji, że bardzo dobrze się dzieje kiedy ludzie realizujący się w wąskich bardzo specjalizacjach dziedzin takich jak medycyna, biorą się za pisanie historii. To wychodzi na dobre zarówno im, jak i historii. Mowy nie ma i zapewne już nie będzie, by jakikolwiek „zawodowy” historyk zabrał się za zbadanie okoliczności życia i misji Christiana biskupa Prus, który musiał stawiać czoło zakonowi krzyżackiemu, przekupionym legatom papieskim i ambicjom polskich książąt. Nikogo ta postać nie interesuje, choć jej użyteczność misyjna, propagandowa, czy jak kto woli popularyzatorska jest dziś oczywista. Aż się chce napisać – „Pan Samochodzik i tajemnica biskupa Christiana”. Nic takiego nie nastąpi, mowy nie ma. Książka Pawła Grochowskiego, znakomita, świetnie opracowana i pomnikowa, pozostanie za naszego życia, jedynym źródłem informacji o postaci i epoce. Nikt nie będzie się też interesował tym jakie były losy Rycerzy Chrystusowych osadzonych przez biskupa na granicy z Prusami i dlaczego, do Polski akurat, jako jednej z dwóch tylko filii, sprowadzono hiszpański zakon kalatrawensów. Wszystkie te kwestie poruszył w swoim wystąpieniu Paweł Grochowski, za co mu serdecznie dziękuję. Mam też nadzieję, że książka o biskupie Chrystianie nie jest jego ostatnią publikacją historyczną.

Proszę Państwa, jeszcze raz serdecznie dziękuję tym wszystkim, którzy zdecydowali się wziąć udział w naszej konferencji. Mam nadzieję, że część przynajmniej z Państwa przyjedzie także wiosną do Kazimierza Dolnego, a jesienią do Sulejowa. Na dziś to tyle.

  14 komentarzy do “O istotnej roli popularyzacji czyli konferencja w Turznie”

  1. Żałuję, że nie mogę wziąć udziału w tych „pałacowych konferencjach” , no ale …

    Cieszę się, że słuchacze dopisali i mam nadzieję, że Skowroński marketingowo spojrzy na swoje radio, bo kto nie rozwija biznesu ten staje na równi pochyłej

  2. „chciałem zrezygnować z tych imprez, ale nie zrobię tego nigdy.”

     

    Super – musiałem wyjść z konferencji przed końcem – za co przepraszam – i nie usłyszałem tej radosnej wiadomości.

    Atmosfery (i informacji), jaka panuje na konferencjach, nie znajdzie się nigdzie więcej.

    Nad tym szacownym zgromadzeniem unosi się inny duch.

    Jeszcze raz – super.

  3. Dialog polsko – niemiecki polega na tym, ze rozmawiaja miedzy soba: Niemiecki Instytut Historyczny z siedziba w Warszawie, gdzie jest zatrudniony prof. Adamczyk (absolutnie to nie jest zarzut, szkoda tylko, ze Polska nie korzysta z wiedzy i uslug fachowcow) i Niemiecki Instytut ds. Polski w Darmstadt. Niemcy na pewno duzo sie dowiedza w ten sposob o rodowitych Polakach, ich zyciu i problemach. W sumie oni i tak maja rzetelne informacje z pierwszej reki i obserwacje o Polakach poczynione w czasie II WS, przed rozbiorami i stare raporty od Krzyzakow, ale solidnosc wymaga, aby je aktualizowac i odswiezac tym bardziej, ze uczciwie za to placa. Krzyzakow zastapiono obecnie tanszymi zamiennikami, niestety mimo, ze maja od tysiaca lat staly i sprawdzony system pozyskiwania informacji o sasiadach, to jak chca zrobic przyjemnosc Polakom to intonuja „Kalinke” albo wznosza toast „na zdarowije” i wtedy robi sie niezrecznie, a oni nie wiedza, o co chodzi…

    DUCH konferencji jak zwykle wlasciwy, kierunek sluszny, impreza byla udana, dominikanin o. Maciej Zieba w stanie ciezkim w szpitalu, pogoda za oknem tez nie najgorsza… i jak tu nie lubic poniedzialku?

  4. Nie byłem, ale podejrzewam, że udane biorąc pod uwagę poprzednią konferencję. Nie wszystko było dla mnie, ale taka mieszanka popularno naukowa jest dobra.

    Gospodarz musi uruchomić jakiś email newsletter (MailChimp?), bo komunikacja na tej płaszczyźnie zdaje się wcale nie istnieje a nie można od czytelników, uczestników wymagać, że będą jak mnisi posłusznie i  regularnie śledzić poczynania Gospodarza.

    Ja osobiście przegapiłem tą konferencję.

  5. I co jeszcze mam robić? Odwiedzać każdego osobiście w stroju herolda z filmu „Tudorowie”? Wie pan, że konferencje są cykliczne, wie pan, że jest portal SN, a w nim na samej górze zakładka z informacjami dotyczącymi konferencji.

  6. Coś się zmieniło pod tym linkiem

    http://kompromitacje.blogspot.com/2012/10/maciejewski01.html

    Czy ktoś wie o co chodzi?

  7. Chodzi o gówno. Czy teraz jesteś zadowolony? Nie odpowiadaj, bo już cię tu nie ma

  8. Nie,  nie spojrzy…

    … aby spojrzec trzeba byc  NIEZALEZNYM  FINANSOWO  i  NIE  BRAC  GRANTOW  tak jak Pan ich nie bierze, a w ogole to sie nimi  BRZYDZI  !!!

    Ja sie bardzo ciesze, ze Skowronski ani nikt inny nie rekomenduje Panskich ksiazek,  ciesze sie rowniez, ze to te dwie tepe dziunie Popkowa i Ogorkowa „promuja historie”… niech tak dalej zostanie, ta druga  „sirota” juz „udowodnila”  co potrafi i to zdecydowanie wystarczy…

    … to dobre znaki na przyszlosc dla Pana  !!!

  9. Piekny poczatek tygodnia…

    … piekna pogoda  i  przepiekna wiadomosc o bardzo udanej konferencji w Turznie  !!!

    Ach, jak sie ciesze, Panie Gabrielu, ze zmienil Pan zdanie i ze konferencje LUL  BEDA  SIE  ODBYWAC 2 razy do roku – to naprawde rewelacyjna wiadomosc. Ciesze sie rowniez, ze jest Pan az tak usatysfakcjonowany przebiegiem konferencji.

    A teraz czekam tylko na jakies pogadanki z Turzna, bo wykladowcy sa mi ogolnie nie znani – z wyjatkiem profesora Kucharczyka, a bardzo chcialabym ich poznac i posluchac.

     

    Dobrego tygodnia dla Pana i wszystkich czytajacych,

  10. ale wie Pan, że jest sporo innych portali a ja nie jestem na tyle rozgarnięty i podejrzewam, że masa innych ludzi również, trzeba trochę nagabywać.

    Do tego dochodzą różnego rodzaju zmiany życiowe, problemy rodzinne, które naturalnie mogą wybić ludzi z rytmu i z tej tematyki. To nie jest jedyna konferencja na jaką można uczęszczać, chyba że w randze eksperckiej i istnieje jakieś niepisane prawo.

    A pomysł z odwiedzaniem ludzi w stroju herolda to też dobry pomysł. Tusk podobno też odwiedzał ludzi niespodziewanie.

  11. >pierwszeństwo interpretacji materiału archeologicznego…

    Oczywiście archeologia też może kłamać, ale pozostawia niepewność

    Niedorzeczne artefakty

    Oto artefakt, który pół wieku temu znalazłem w mojej piwnicy w węglu. Ma ok. 45 mm średnicy i 6 mm grubości.

    Moneta?

  12. Czy ktoś wie o co chodzi?

    Kluczem jest słowo „arywista„. Znaczy, chodzi o brak pokory w procesie stratyfikacji. By zrozumieć istotę problemu słuchamy z uwagą: 

    https://www.youtube.com/embed/yHCnCa_q6BM

     

     

  13. Należy dodać, Ebenezer nie przyłożył się i po prostu 'dał dupy’, imo.   W cytowanej powyżej dyskusji sprawa nie jest tak oczywista.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.