Wyniki wyszukiwania : pantryjota

lis 092016
 

Szanowni Państwo

Powodem napisania tego listu jest ubolewania godne zachowanie niektórych blogerów czynnych w salonie24. Konkretnie chodzi o groźby kierowane pod moim adresem, a także pod adresem innych kolegów, którzy prowadzą tu blogi. Osoba lub grupa osób ukrywających się pod nickami ruhla, pantryjota, orwocolor, dr kwaczyński, za uszami oraz innymi, których nie zapamiętałem, działająca w salonie od wielu już lat zaangażowała się, od początku swojej aktywności w dość swoisty sport. Było nim szykanowanie i obrażanie blogera o nicku toyah, czyli Krzysztofa Osiejuka. Teksty dotyczące kolegi Osiejuka, umieszczane na blogach oznaczonych wymienionymi nickami miały charakter obsesyjny i obelżywy. Krzysztof Osiejuk wielokrotnie zgłaszał administracji ten problem i prawie za każdym razem administratorzy reagowali na jego listy. Blogi, w których był on obrażany i znieważany ukrywano. Choć jak wiemy, po stwierdzeniu, że prowadzone są one przez tę samą osobę, która występuje w salonie pod różnymi nickami powinny być usunięte. Kolega Osiejuk nie domagał się tego rozumiejąc, że istnieją jakieś pozaregulaminowe powody, dla których Państwo tolerujecie aktywność wymienionych nicków na swojej platformie. Obelgi notorycznie pojawiające się na tych blogach dotyczyły czasem, choć dużo rzadziej, także mojej osoby. Po długiej przerwie, wynikającej wprost ze skompromitowania się wyżej wymienionych nicków i ukrycia ich przez administrację, problem pojawił się znowu. W salonie pojawiły się nowe blogi z nowymi nickami, w których łatwo było jednak rozpoznać tę samą, atakującą wcześniej Krzysztofa Osiejuka osobę. Podobnie jak poprzednio pojawiły się na tych blogach obelżywe uwagi, podobnie jak poprzednio Krzysztof Osiejuk zawiadomił administrację. Tym razem jednak sprawa posunęła się o krok dalej. Nie chodzi już tylko o obelgi i szyderstwa, ale o groźby karalne, które bloger o nicku ruhla umieścił wczoraj na moim blogu. Konkretnie zaś o zdanie – Jak przegniecie zostaniecie ukarani. Osoba, która je napisała prowadzi swoja stronę internetową pod adresem pantryjota.pl, gdzie chwali się ilością awatarów jakie umieścił w salonie24, wymieniając je po kolei. Chwali się też tym, że Pan Igor Janke osobiście i to kilka razy prosił go o pozostanie w salonie24, w chwili kiedy on chciał odejść z tej platformy. Ja także pamiętam komentarze Pana Igora Janke, dość ciepłe i przychylne, kierowane do osoby prowadzącej blog o nicku ruhla, wnoszę więc, że osoba ta nie kłamie. Jeśli zaś jest tak jak myślę, pozostaje mi jedynie zwrócić się do Państwa z uprzejmą prośbą o powstrzymanie swojego znajomego/przyjaciela/ współpracownika, przed wypowiadaniem publicznie negatywnych opinii i gróźb pod adresem moim i Krzysztofa Osiejuka. Uważam, że to rozsądna prośba, która pozwoli nam wszystkim zgodnie koegzystować w blogosferze. Piszę to otwarcie, ponieważ sprawa dotyczy nie tylko nas dwóch, ale także innych blogerów, na przykład kolegi o nicku boson. Rozumiecie Państwo, że wobec gróźb kierowanych wprost przez osoby ukrywające się za nickami, które – trzeba użyć tego przykrego słowa – popisują się – znajomością z Panem Igorem Janke, nie możemy pozostać obojętni. Kolejne takie przypadki zmuszą nas do złożenia zawiadomienia w prokuraturze. Sądzę więc, że rozsądnie będzie jeśli Państwo, w miarę swoich możliwości, spróbujecie rozwiązać ten problem na drodze nieco mniej sformalizowanej.

Pozostaję z szacunkiem

Gabriel Maciejewski – Coryllus

lis 082016
 

Przez te siedem lat blogowania mieliśmy tu w salonie niezliczone przygody związane z obecnością mniej lub bardziej oszalałych i aspiracyjnych komentatorów. Nie wiem czy ktoś to jeszcze pamięta, ale przez pierwsze pół roku blogowania nie banowałem nikogo i nasz biedny blog przypominał żerowisko troli, którzy znaleźli frajera, na tyle naiwnego, by dewastować jego prywatną przestrzeń przez cały czas w zasadzie. Potem kiedy zmieniłem politykę wobec komentujących zebrała się a blogu najpierw jedna solidna ekipa, potem kiedy ona się wykruszyła przyszła inna, a na końcu pojawiła się załoga, którą mamy teraz. Przez ten cały czas nasz blog i blog toyaha, był atakowany z zewnątrz, przez osobników o nierozpoznanych nazwiskach. Ja jak wiecie bardzo wcześnie zadeklarowałem ujawnienie się, uważałem bowiem, że pisanie bloga pod nickiem nie ma sensu. Nie byłem takim bohaterem jak Jacek Jarecki, który się po prostu podpisał, bo niby dlaczego nie, ale nie kryłem się długo. Ludzie, którzy zaczęli nas atakować, a były to ataki naprawdę niewybredne i ciężkie, występowali pod nickami. Co nie znaczy, że byli nieznani innym blogerom. Okazało się bowiem, że wśród tych osób są dobrzy znajomi tak zwanych ludzi Solidarności i tak zwanych szczerych patriotów. Mówię tu konkretnie o grupie osób podpisujących się nickiem pantryjota, a potem nickami ruhla, orwocolor, ojciec podgrzybek i innymi, których nie zapamiętałem. Teksty, które były umieszczane na tych blogach dotyczyły przeważnie toyaha, rzadziej mnie, a najczęściej tego jaki straszny jest PiS, Kaczyński i wszystko co go otacza, a także jak okropnie jest dziś w Polsce. W zasadzie, sądząc po stylu, teksty te można by uznać za żarty oficerów śledczych po wyjątkowo udanym przesłuchaniu, gdyby nie stała obecność na tych blogach znanego patrioty Sowińca, który w zasadzie tam mieszkał. Toyah, zgłaszał kilkakrotnie do administracji kwestię tych blogów, za każdym razem były one skutecznie blokowane. W końcu problem zniknął, ale ostatnio pojawił się znowu. Tyle, że administracja rozwiązała go tylko częściowo, to znaczy ze względu na jednakowe IP komputera zblokowano dwa blogi, ale pozostawiono inne, które, jak mniemamy są prowadzone przez te same osoby i w tym samym celu. Mam tu na myśli konkretnie blog prowadzony pod nickiem smoczyca wawelska, który jak sądzimy po klasie i stylu tekstów, jest blogiem człowieka, dawniej podpisującego się nickiem pantryjota. Właścicielka co prawda twierdzi, że jest jedynie koleżanką pantryjoty, która na jego prośbę zaczęła prowadzić blog, ale to są wyjaśnienia komiczne w mojej ocenie.

Podkreślam – celem istnienia tych blogów, a także tak zwanych blogów zaprzyjaźnionych, mam tu na myśli blog lexblue były personalne ataki na innych blogerów lub próby dyskredytowania już to ofiar katastrofy smoleńskiej, już to polemika na najbardziej prymitywnym poziomie. To ostatnie do dziś jest tolerowane przez administrację, z powodów przeze mnie nierozpoznanych. Nie zamierzam oczywiście dyktować administratorom kogo mają promować, a kogo nie, mogliby się jednak powstrzymać przed umieszczaniem na pudle tekstów człowieka ewidentnie zaburzonego, jakim jest bloger lexblue, który polemizuje z decyzją o ekshumacji ofiar Smoleńska, czyniąc to przy pomocy idiotycznej historyjki, rzekomo wziętej z życia. Oto pan doktor miał żonę, ta żona chlała, a potem umarła, pan doktor wraz z kolegami otworzyli flaszkę na tę okazję, ale zła siostra żony pijaczki przyjechała z Niemiec i oskarżyła dobrego doktora o otrucie żony. Zażądała oczywiście ekshumacji, a pan doktor tak się przejął zgodą na ekshumację, że postanowił popełnić samobójstwo, na tyle niefortunnie, że pociąg odciął mu jedynie nogi. I teraz jest nieszczęśliwy. Nie róbmy więc tych ekshumacji, bo i nam coś pociąg odetnie.

Tak to mniej więcej wyglądało i wisiało pół dnia na pudle. Miałem nadzieję, że są jednak jakieś granice jeśli idzie o politykę administracji, ale gaśnie ona w oczach. Sprawa wygląda tak, jakby salon24 próbował kompromitować blogosferę lansując rzekome opinie ludzi takich jak lexblue. Dlaczego rzekome? Bo to jest zadana praca, a nie opinia. Nikt o zdrowych zmysłach nie wydusi z siebie takiego idiotycznego tekstu, musi mieć za to zapłacone i musi być to praca zlecona. Ktoś może powiedzieć, że to pomówienia. Proszę bardzo, niech mówi, a Lexblue niech składa pozew w sądzie. Będziemy się bronić.

Bloger Lexbule był, obok blogera o nicku z mordoru, jednym z komentatorów tego całego pantryjoty. Ten zaś, po usunięciu go salonu24 założył sobie własną stronę pantryjota.pl. Ja wczoraj wpisałem ten adres do wyszukiwarki na stronie similar.web. To co zobaczyłem poważnie mnie zaskoczyło. Oto 80,46 procent miesięcznego ruchu na stronie generowane jest z terenu Niemiec, a 19, 54 z Polski. Strona ma śladową oglądalność, mniej więcej 3 tysiące odsłon miesięcznie. Kiedy na nią wejdziemy okazuje się, że są tam prawie wyłącznie teksty dotyczące Toyaha, którego zebrani tam ludzie nazywają golonką, wśród nicków czynnych na stronie pantryjota.pl mamy wielu blogerów i komentatorów salonu24. Ja oczywiście nie wiem kto komentuje z Polski, a kto z Niemiec, ale nie ma to przecież znaczenia. I tak widać, że większość siedzi w Niemczech. Ponieważ ja mam sporo doświadczeń z niemieckimi pracodawcami, mogę wyrażać opinię na ich temat, oraz na temat zatrudnianych przez nich Polaków. Proszę Państwa, nie ma innej siły niż pieniądze, która by zmusiła rodaka mieszkającego za granicą do prowadzenia bloga i nieustającego opluwania na tym blogu rodzinnego kraju. Tym mniejsze jest to prawdopodobieństwo im rzadziej taki ktoś bywa w Polsce. Wiem też na pewno, że o ile z Niemcami czynnymi tu na miejscu, nawet takimi, którzy mają do nas szereg zastrzeżeń i ustosunkowani są nieprzychylnie albo wręcz wrogo, można znaleźć płaszczyznę porozumienia. Z wynajętymi przez tych Niemców Polakami, taka sztuka nie uda się nigdy, rozmawiać się z nimi nie da. Relacja Niemiec – podkupiony przezeń Polak jest relacją najgorszą z możliwych. Jeden drugiemu podnosi samoocenę i jeden drugiego nakręca. To widać później w tych tekstach publikowanych w salonie24, które wprost paraliżują zawartymi w nich idiotyzmami. Wszystko przez to, że obaj autorzy niemiecki i polski mają przymus poprawiania sobie samopoczucia, kosztem innych. Ci inni rzecz jasna, muszą być gorsi, brzydsi, głupsi i biedniejsi. I żaden z nich, spójrzcie sobie na te nicki i dokonajcie analizy porównawczej zachowań, nie ma ani jednego momentu słabości. Tak są pewni siebie. A ja wiem, że taką pewność dają tylko pieniądze.

I teraz mała dygresja – nie czepiajmy się Amsterna, bo on przynajmniej występuje tu pod własnym nazwiskiem, niczego nie ukrywa i nie zamierza się tłumaczyć ze swoich wyborów. Można go nie lubić, ale w porównaniu z ludźmi, których nicki odnajdujemy na stronie pantyjota.pl przykład Amsterna to przykład budującej uczciwości.

Tak się złożyło, że bloger podpisujący się nickiem za uszami, został zidentyfikowany jako kolejne wcielenie pantryjoty. Jego blog zablokowano. Zanim to się stało, wpisał się on pod tekstem informującym o śmierci Włodka Woronieckiego. Napisał, że znał Włodka 30 lat i się z nim przyjaźnił. I to jest coś, co mnie zdumiewa. Oto mamy w przestrzeni publicznej grupę ludzi, którzy doskonale się znają – pantryjota, owanuta, sowiniec – i wszyscy oni czynni są w blogosferze. A do tego jeszcze, potrafią czasami, jak na przykład sowiniec wyprzeć się swoich znajomości, bo taka jest akurat mądrość etapu. Tak się złożyło, że wśród osób deklarujących znajomość z Włodkiem Woronieckim była również eska. Ponieważ umieściła ona ostatnio na blogu animeli komentarz dotyczący mojej osoby. Umieściła go w odpowiedzi na pytanie Amsterna, którego również zna, ja mam w związku z tym kłamliwym komentarzem pytanie – droga esko, powiedz nam kto to jest pantryjota, kto to jest lexblue? Czy to są twoi koledzy z Solidarności? Jestem niezwykle ciekaw.

Oto komentarz eski dotyczący blogera coryllusa

http://polityka-od-kuchni.salon24.pl/734184,eska-ewa-kubica-kapliczki-wiejskie-recenzja-drugi-raz#comment_12026218

To jest jak powiadam kłamstwo, ale nie będę go tu prostował. Niech wisi i niech wszyscy je widzą.

Targi książki w Bytomiu odbędą się w przyszłym roku w hali na Skarpie, w pierwszy lub drugi weekend czerwca

Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronę www.rozetta.pl gdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.

Telefonów dalej nie odbieram

sty 152014
 

W nieco już zapomnianym filmie pod tytułem „Kinsajz” występuje taka odmiana krasnoludków – polokoktowcy. Wiedzą oni co zrobić, żeby zmienić rozmiar i z nędznego, zakurzonego, jednopłciowego krasnoludka stać się pełnowymiarowym mężczyzną. Trzeba się po prostu napić polo cokty i już, krasnolud od razu rośnie. Wiedza o zadziwiającym działaniu polo cokty dostępna jest tylko nielicznym, można by rzec, że tylko krasnoludkom resortowym. To oni mogą przebywać w kingsajzie, podczas gdy reszta musi siedzieć w tej całej Szuflandii.
Kiedy oglądaliśmy ten film dawno temu, większość z nas, z racji młodego wieku śmiała się szczerze z pokazywanych tam przygód. Nie wiem ilu widzów rozumiało istotny przekaz tego filmu i jego misję, ale mam wrażenie, że niewielu. Dziś też niewielu rozumie. Szuflandia bowiem istnieje w najlepsze, a polo cokta też jest sprzedawana wybrańcom, ale pokątnie, na przydziałowe kartki. W filmie Machulskiego o kingsajzie mówi się po cichu i w sposób zawoalowany, prawie tak samo jak w początku lat osiemdziesiątych, wyselekcjonowani ludzie pracy mówili w dzienniku telewizyjnym o chwilowych przerwach w pracy, których nikt nie odważył się nazwać strajkiem. To przyszło dopiero później, kiedy polo cokta była już w każdym sklepie.
No i dziś mamy całą rzeszę ludzi, którzy podejrzewają, że polocokta znów gdzieś się pojawiła, ale nie wiadomo dokładnie gdzie. I tak mocno chcieliby się jej napić ci biedacy, tak mocno chcieliby znaleźć się w Kinsajzie, że pragnienia te wypełzają im na twarze i klawiatury i my patrzymy na ten dziwny balet nie wiedząc co zrobić. Dopiero po chwili przychodzi nam myśl do głowy, że to z powodu polo cokty, którą znów zaczęli sprzedawać. Darski to ogłosił mimiką i mową ciała w czasie ostatniego wystąpienia w Klubie Ronina, a wszyscy zdębieli i zdaje im się, że za chwilę pod ich dom podjedzie wielka ciężarówka z ogromnym napisem „Polo Cocta” na pace i każdy dostanie to na co zasłużył. Mnie pozostaje tylko życzyć wszystkim smacznego, bo ja polo cocty nie lubiłem i pijałem ją tylko wtedy kiedy nie było zwykłej oranżady w sklepie. Po czym ja poznaję, że w ludziach narasta ta przemożna chęć napicia się polo cokty? Po tekstach w salonie rzecz jasna. Wczoraj zapytałem eskę, dlaczego uważa ona, że należy potępić arcybiskupa Wielgusa, a na obecność resortowego dziecka Kędryny w poświęconym piśmie „Flądra” nie należy zwracać uwagi? W odpowiedzi otrzymałem piosenkę o krzyżowcu, której treści nie rozumiem, ale jest to ponoć piosenka o pysze. Ja sobie przeczytałem tekst owej pieśni i myślę, że autor musiał być pod wpływem czegoś znacznie mocniejszego niż polo cocta kiedy pisał swe dzieło. Dowodem pośrednim w sprawie może być tu fakt, że pieśnią zachwyca się sowiniec.
W salonie mamy cały garnitur aspirujących polokoktowców, którzy w żywe oczy wypierają się, że nigdy polo cocty nie pili, a na dowód swojej niewinności potrafią nawet skłonić administrację do zwinięcia tekstu. (Tak, tak to o tobie ufka). Nie jest to co prawda to samo co wezwanie milicjanta by rozstrzygnął spór pomiędzy dwoma opozycjonistami, jednym z wybrzeża, a drugim ze Śląska, ale coś „w podobie” jak mawiają na Mazowszu. Marzenie o polo cokcie jest tak silne i przemożne, że udaje się nawet skłonić administrację do zwijania komentarzy toyaha, które godzą w dobre imię aspirujących polokoktowców. I niech Was nie dziwi fakt, że mechanizm ten nie działa w drugą stronę. Kiedy taki na przykład pantryjota, który teraz się przebrał za jakiegoś świstaka, czy inną dziką świnię, szydzi z Toyaha, straszy go i opluwa, mowy nie ma, żeby ktoś ukrył jego tekst. To byłoby wręcz niemoralne, każdy bowiem nałogowiec, nawet ten, który pija polo coktę musi mieć swoją szansę. No i cóż warta byłaby ta śmierdząca polo cokta, gdyby jej nie reklamowali swoją postawą i życiem tacy pantryjoci?
Ponieważ my z Toyahem w sposób ostentacyjny okazujemy niechęć do polo cokty, co jakiś czas wywołuje to agresję, która ma dość charakterystyczny i dziwny rys. Otóż napadać otwarcie nikt na nas nie śmie, bo mogłoby się okazać, że skreślą go z listy na przydział jego ulubionego napoju. Wszak człowiek, który zamierza funkcjonować w kingsajzie musi zachowywać się stosownie do tego rozmiaru, ataki personalne nie wchodzą więc w grę. Jawnej agresji nie ma więc, ale są przysiady w stylu pantryjoty oraz teksty omawiające, które nie wymieniając naszych nicków odnoszą się do tego co napisaliśmy. Teksty te od razu znajdują się na pudle, ponieważ prawie zawsze pisane są przez tych, którzy znajdują się na samej górze listy chętnych do przeniesienia się w kingsajz za pomocą polo cocty. Wczoraj na przykład popisał się takim tekstem niejaki seaman. I myślę sobie, że trzeba być wyjątkowo nędznym tchórzem i wyjątkowe mieć chętki na napicie się tej polo cocty, żeby cytować całe fragmenty mojego tekstu i nie wymienić mnie jako autora. On to oczywiście zrobił z obawy, żeby czasem ktoś obcy, nie znający mojego bloga nie zajrzał tam i się tym tekstem nie zainteresował. No i wybrał właśnie taką formę. Administracja zaś, jak w szczęśliwych latach siedemdziesiątych opublikowała tę polemikę z nieistniejącym tekstem na samej górze, wprost po to, by wskazać kierunek wtajemniczonym. Wbito w grunt jeszcze jednej drogowskaz z napisem „Do źródeł polo cocty”. I wielu tam podąży. Pierwszy był niejaki Grzegorz Gozdawa, autor biednieńki i jakiś taki nierozgarnięty. Rozpoczął on polemikę z Toyahem o filmach, chciał być zabawny, ale wyszło jak zwykle. No i on się też nie odniósł do autora, bo po co? Jeszcze by się okazało, że ktoś spoza listy polokoktowców tam poleci i zgodzi się z Toyahem, wbrew intencjom i pragnieniom pana Gozdawy.
I patrzcie chłopcy, ja nie mam żadnych oporów przez wymienianiem waszych nicków. A gdybym znał wasze nazwiska także bym je wymieniał za każdym razem kiedy bym o was pisał. A wiecie dlaczego? Bo ja wiem na pewno, że od polo cocty się nie rośnie. Oszukali was niestety. Jakże mi przykro.

Na stronie www.coryllus.pl mamy już cztery portrety bohaterów naszego komiksu o bitwie pod Mohaczem. Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki. Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8.