sie 032019
 

Bo co do tego, że będąc dziś człowiekiem, udziału w takim polowaniu brać nie można to chyba jasne. Żaden człowiek nie będzie gonił biednego lisa wraz ze zgrają innych, sobie podobnych zwyrodnialców, aż do momentu kiedy ten lis padnie z wyczerpania. No, ale jeśli ktoś myśli, że jest psem i to jest jego świadomy i jawny wybór? Dlaczego zabraniać mu typowo psiej rozrywki, czyli gonitwy za dalekim kuzynem, z rudą kitą, po jesiennym polu? Czy to nie jest aby moralnie podejrzane? Jeśli ktoś jest psem, nie może słuchać „ludzkich” argumentów, bo one go z istoty nie obchodzą. Musi słuchać argumentów „psich”, a ludzie, którzy mu taką możliwość – przemiany w psa – stworzyli nie mają innego wyjścia, jak te jego wybory zaakceptować. Opowiadam więc już na samym początku – człowiek, który myśli, że jest psem, może wziąć udział w polowaniu par force. I nikomu nic do tego.

Kiedy wymyśliłem ten tytuł, a stało się to wczoraj z rana, pomyślałem, że pasuje on w zasadzie do wszystkiego. Ot choćby wczoraj – znalazłem w skrzynce zdjęcia przedstawiające bulwary nad Dunajem w cesarskim mieście Wiedniu. Wszystko, każdy kawałek trawy zajęty był przez rodziny tak zwanych uchodźców. Dokoła walały się śmieci i nikt z tych ludzi nie przejmował się tym, że spokojne do niedawna miasto, dzięki ich postawie zamieniło się w przedsionek piekła. Najmniej zaś obchodziło to urzędników, albowiem oni, nie mogą zabraniać człowiekowi, który myśli, że jest psem, udziału w polowaniu par force. No, ale niechby jakiś mieszkaniec Wiednia, taki co pamięta jeszcze kanclerza socjalistę Kreisky’ego wyrzucił jakiś papier obok kosza…Policja zaraz by mu wytłumaczyła, że popełnia wielki błąd i daje zły przykład zaśmiecając miasto. Tam, na tych bulwarach nie było widać ani jednego Austriaka, który wyglądałby na zasiedziałego w Wiedniu, Niemca socjaldemokratę. Wszyscy wyglądali jak terroryści, żony terrorystów, albo ich dzieci. I mieli w oczach tę charakterystyczną wyższość, która daje im poczucie bezpieczeństwa i bezkarności. Zupełnie jak psy goniące samotnego lisa.

Propaganda polityczna i obyczajowa zorganizowana jest dokładnie, kropka w kropkę na zasadach polowania par force. To znaczy aranżuje się okoliczności, w których istoty posiadające co prawda zęby i pazury, ale owych okoliczności nie rozumiejące, stają się całkowicie bezbronne. Zwróćcie uwagę, że każda afera polityczna i każda prowokacja jest tak zorganizowana. Przypomnę choćby aferę Dreyfusa. Kapitan, a potem pułkownik Dreyfus dożył swoich dni w spokoju, otoczony liczną rodziną, szacunkiem i poważaniem, wcześniej spędził kilka lat na atlantyckiej plaży, na wyspie zwanej Diabelską, w domku z pni palm kokosowych. Pisał tam i czytał książki dostarczane mu przez strażników. Wszyscy jego oskarżyciele i przeciwnicy zaś poumierali w niewyjaśnionych okolicznościach, nikt nie zapamiętał ich imion, a pamięć o nich nie jest kultywowana. Inaczej niż w sforze psów, które gonią za lisem – tam każdy ma swoje imię, jest hierarchia, właściciel ma ulubionego gończego, ale są też inne, które dobrze rokują. Lis jest bezimienny, a jego śmierć cieszy wszystkich, nie tylko sforę, ale także jeźdźców.

Dostałem także ostatnio zdjęcia tak zwanego marszu równości w Białymstoku. Marsz ten wyglądał – a mam ujęcie z góry – jak demonstracja dworskiej sfory asekurowanej przez szczwaczy i pachołków, którzy pilnie baczą, by żadnemu psu, a szczególnie temu, któremu pan okazuje najwięcej względów nic się nie stało. Oczywiście, dzikie bestie z krzaków, wyskakiwały co jakiś czas, ale przecież polowanie par force i jego zasady to jest rzecz dla mieszkańców lasu i pół niezrozumiała. Oni nawet mogą myśleć, że uda im się tym zachowaniem coś zdziałać, ale my wiemy przecież, że nie. Nic się nie uda, bo polowanie ma swoje zasady, a jego najważniejszą częścią jest propagandowy folklor, ten zaś każe uważać bezbronnego lisa, za groźnego drapieżnika, a w najlepszym razie za istotę, która – przez własną głupotę czy też przereklamowany spryt – straciła prawo do życia.

Czy wobec tego – ważne pytanie moim zdaniem – zasady i hierarchia sfory, obowiązują także ludzi, którzy biorą udział w polowaniu? Rzecz jasna nie. Zasady sfory są dla sfory i tylko ulubieńcom pana wydaje, się, że one obowiązują wszystkich, także samego pana. To jest złudzenie, a o tym jak bywa ono bolesne przekonał się już niejeden krnąbrny pies. Całe szczęście zasady szkolenia psów są twarde, brutalne i jedna czy dwie pokazówki z biciem szpicrutą po grzbiecie załatwiają sprawę. No, ale prócz bicia są także nagrody za wierność, mięso, kości i takie tam, inne frykasy. Dla najlepszych jednak jest sława i zainteresowanie organizatorów innych polowań. Często bywa tak, że zalety psa muszą być podkreślone jakimś szczególnym rysem, to znaczy muszą być nieco podrasowane, bo nie zawsze organizuje się polowania par force, nie zawsze jest okazja, żeby się wykazać. Sława zaś musi trwać, żeby można było powiększać sforę, dając nadzieję innym psom na to, że mogą, poprzez wierną służbę, zapracować na mięso i kości. Oto proszę przykład, jak propagandowa gawęda idzie za wiernym psem i czyni zeń, bohatera polowań, choć on sam już w żądnych polowaniach udziału nie bierze.

https://kultura.onet.pl/ksiazki/szczepan-twardoch-ciesze-sie-z-tych-kilku-snow-z-trwoga-bo-one-mnie-czegos-nauczyly/8k7ms7e

Widzimy tu wyraźnie, że pogoń za bezbronnym lisem, z całkowitą gwarancją bezpieczeństwa została nagrodzona. Pies zaś będzie miał od tej pory nad swoim legowiskiem tabliczkę z napisem – dzielny Funio.

Rodzi się pytanie – dlaczego widząc to wszystko nikt nie daje adekwatnego do sytuacji opisu? Myślę, że powodem jest ten niezwykły urok, jaki ciągle tkwi w polowaniach par force. Tym, którzy je aranżują, oczywiście niczego tłumaczyć nie trzeba, ale gromadzące się na polach i przy miedzach chłopstwo, co pozostawiło swoje sprawy i problemy w chałupie, albo ich nie rozumie i współczuje lisowi, albo – i tych jest większość – czuje, że trzeba tego lisa zagonić na śmierć, bo taka jest poetyka chwili i taka jest mądrość etapu. I nawet jeśli ktoś dostrzeże istotny sens polowań par force, pary z gęby nie puści, bo może się okazać, że pan zabroni mu wypasać bydło w lesie.

My tutaj, całe szczęście nie mamy takich dylematów i przejmować się niczym nie musimy. Na koniec jeszcze jedno pytanie – czy kreowanie króla sfory, to znaczy pardon, chciałem rzec, dynamicznego, twardego i nie lękającego się bezbronnych lisów pisarza, zawsze wygląda w ten sam sposób? Myślę, że tak. My jednak pochłaniając dawniejsze publikacje podobnych temu tutaj Funiowi, spryciarzy, wierzymy w urok dawnych polowań i sądzimy, że wtedy, ho, ho, wtedy na pewno było inaczej. Prawdziwie, wzniośle i godnie, a także romantycznie i niebezpiecznie. Nie było. Zawsze było tak samo. A to z tego względu, że utrzymanie psiarni kosztuje i nikt nie będzie ryzykował utraty dobrych gończych. Co innego lisy…te mnożą się ponad miarę, każdy to wie.

Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl a także do księgarni Przy Agorze i do sklepu FOTO MAG

Zapraszam też na stronę www.prawygornyrog.pl

  13 komentarzy do “Czy człowiek, który myśli, że jest psem, może wziąć udział w polowaniu par force?”

  1. Cicho tu przy sobocie. Ale powiem Ci, mocny masz żołądek, żeby przeczytać bełkot tego pozera i bałwana.

  2. Par force czyli dosłownie „na siłę”, aż wszyscy padną, pięknie opisał Kossak przytaczając swoje wspomnienia z uczestnictwa w tego rodzaju polowaniu. Na cesarskie zaproszenie na polowanie par force w Godollo,  Kossak przyjeżdża dostaje wierzchowca i z całym arystokratycznym towarzystwem gna za lisem przez laski i oziminy. Trwa to godzinę i 3 kwadranse, do końca gonitwy zostaje kilku jeźdźców:  cesarz, dwaj książęta niemieccy, Kossak i podpułkownik Berzewicsy.

    A na tle tego pięknego Kossakowego opisu link z onetu a na linkowanym zdjęciu ponury, depresyjny facet o numerze kołnierzyka 38 czyli drobnej budowy…  No jednym słowem  widok, taki ubożuchny, takie same są przemyślenia ….

  3. Wg Twardocha do czytania książek namawiają … dziadersi.

    Tak on to ocenia,

  4. Niewidomy nie może oślepnąć ci co gonią lisa myślą, że widzą choć naprawdę są ślepi w tym co robią.

  5. „par force”  pięknie i widowiskowo to przedstawiłeś, no a na tym tle ten smutny, depresyjny facio z linku z czyli Szymek T.

  6. Burbon – mój Boże…. kompleksy kosmiczne. Stylizacja na T.S Eliota i za chwilę na Hemingwaya, już sam nie wie w czym mu ładniej. Hamingway pił mojito, ale to dla Szczepcia za mało męskie. W razie upadku dupka wykwintną konfekcją okryta zaboli, oj zaboli

  7. Dziękuję i dodaję Kossaka, który bywał gościem na polowaniach u Potockiego i jeszcze dwie polskie ilustracje – wszystko z roku 1893

    Par force i na spokojnie

  8. no tak Józef Potocki (1862 – 1922) właściciel dóbr Antoniny i Szepetówka na Podolu, „…wszystkie konie są importowane tak w Antoninach jak i  w Godollo z Irlandii. Tak samo przepyszny teren rozległy na Węgrzech jak na podolu, tylko przeszkody , szczególnie tzw ścianki podolskie , robią teren antoniński znacznie niebezpieczniejszym”. , W.Kossak biorąc udział w polowaniach antonińskich, wymalował  w 1908 roku  obraz „Polowanie u hr. Józefa Potockiego w Antoninach” (własność syna Romana Potockiego). A sam Kossak o sobie pisze ” Od dziecka jeździłem konno i byłem namiętnym jeźdźcem, polowałem dużo z chartami…”

    A sto lat później ….. „spsiło” się wszystko…

  9. „Założycielem stada antonińskiego był książę Roman Sanguszko ze Sławuty, którego Józef hr. Potocki był wnukiem. Już w roku 1528 trzej książęta Sanguszkowie wystawiali pod zbrojnymi pocztami swego domu 126 koni, czerpane ze stad własnych. Później w olbrzymie to stado wsiąkły resztki słynnego stada książąt Ostrogskich. Krew orjentalna tu i tam był głównym, podstawowym materjałem hodowlanym.[…] Około r. 1790 w stadzie ostatniego wojewody wołyńskiego z tego książęcego domu [Sanguszków] były ogiery tureckie, neapolitańskie i „krajowe”. […] Książę Roman Sanguszko rozpoczął tę czystą, u siebie już wyprodukowaną, krew orjentalną krzyżować z folblutami angielskimi”.

    Pochodzenie i imiona koni tego stada od końca 18. wieku „są znane redakcji” lepiej niż dane wielu im współczesnych osób, których rodzinom nie udało się zachować Pedigree.

  10. tak na marginesie i obok tematu, kołacze mi się po głowie tekst z książki „Pożoga”, jest to przerażenie Kossak – Szczuckiej, która opuszczając na zawsze  (nie pamiętam czy Sławutę czy Antoniny) jest obserwatorem dewastacji stadniny czyli na śnieg wypędzone całe stado,  źrebaki bez matek nic nie rozumiejące z tej sytuacji, ciężarne klacze z jeźdźcami, batożenie koni,  itd. Nie opisała psów, posokowców ,może ze sforą nowa władza uporała się wcześniej

  11. KAPITALNE  !!!

    No  super sie zaczelo  kolejne 10 lat Panskiej publicystycznej dzialalnosci.  Gratuluje genialnego wpisu i dziekuje za wspaniala uczte intelektualna  !!!

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.