maj 132020
 

Dzisiejszy tekst będzie o sprawach całkiem nieistotnych, można nawet powiedzieć, że wręcz o pozorach. O czymś, czego ludzie poważni i skupieni na kwestiach ciężkich nie powinni nawet dotykać. Można też oczywiście powiedzieć, że będzie to tekst o tym, co nazwane tu zostało wczoraj docieraniem wszystkich w jedno. W mojej ocenie, być może błędnej, są to sprawy niesłychanie ważne, choć już widzę przed oczami duszy mojej komentarze kolegów, którzy piszą, że jeden lubi to, a drugi tamto. Jeden woli Bolka i Lolka, a drugi czarne króliki i nie ma sensu o tym rozmawiać. To jest oczywiście rozumowanie błędne wynikające z tego, o czym napisałem w tytule – z przemożnej chęci przeżywania frajd wynikających z uległości.

No, ale zacznijmy od Rosjan. Pojawiła się tu kwestia, z którą co jakiś czas próbujemy się zmierzyć. Kwestia niewiary Rosjan w to, że wojna wybuchła we wrześniu 1939. Oni uważają, że ta wojna zaczęła się w czerwcu 1941. A na poparcie swoich tez mają wyłącznie emocje, zwały trupów, a także bohaterstwo swoich żołnierzy, którzy walczyli w kotłach do ostatniego okrążeni przez hitlerowców. Wszystko to, o czym mówią Rosjanie jest nie dość, że kłamstwem, szantażem emocjonalnym, to jeszcze wynika z tego o czym napisałem w tytule – z frajdy płynącej z uległości. Hagada ta obowiązuje tylko wtedy, kiedy stoi za nią siła i to z ową siłą Rosjanie się liczą a nie z faktami. Można oczywiście z nimi dyskutować, ale to nie ma sensu, albowiem oni nie słuchają. A nawet jeśli, to i tak przetrzymają każdego swoim uporem i przekonaniem, nieujawnionym przed rozmówcą, że frajda płynąca z uległości jest czymś nie do zastąpienia. Ludzie dyskutujący na te tematy z Rosjanami, starają się ich jakoś zawsze wytłumaczyć. Powstała cała kultura, której celem jest ukrycie istotnych motywacji Rosjan i danie im alibi na te kłamstwa. Ludzie opowiadają o rosyjskim fatalizmie, odwieczności Rosji, specyficznych dziejach i temu podobnych idiotyzmach. Wszystko po to, by ukryć fakty i zasłonić mechanizm najistotniejszy – uległość wobec siły daje im frajdę, której nie można zastąpić niczym.

Wyjaśnienie Rosjanom kiedy naprawdę wybuchła II wojna światowa jest proste, a przy okazji wygodne, bo stawia ich, o ile nie złapią za nóż, w nielichym ambarasie. Wszyscy oni wierzą w Auschwitz, albowiem niezwyciężona Armia Czerwona wyzwoliła ten obóz i okryła się chwałą. W rosyjskiej wikipedii napisane jest, że obóz ten został zbudowany w latach 1939 – 1940 na terenach przyłączonych do Rzeszy. Szlus. Kareta asów, zgarniamy pulę. Albo na terenach przyłączonych do rzeszy, albo wojna w 1941. Na coś się trzeba zdecydować.

Ja wiem, że to co napisałem jest tylko teorią, a w praktyce wygląda to inaczej. Oni na pewno zaczną kręcić, kłamać, straszyć i wznosić się na najwyższe poziomy emocjonalnych szantaży, aż do oskarżenia rozmówcy o osobistą współpracę z Hitlerem włącznie. No, ale nie wolno temu ulegać. Czy armia czerwona wyzwoliła Auschwitz? Tak, oczywiście. A kiedy ten obóz zbudowano? Zajrzyjmy do rosyjskich źródeł. Koniec dyskusji, dziękuję za uwagę.

Teraz popatrzmy jak mechanizm czerpania frajdy z uległości działa dzisiaj. On się manifestuje poprzez liczne przykłady, nieraz bardzo komiczne. W filmie „Nie lubię poniedziałków” (chyba) pokazywali takiego faceta, który tłumaczył wszystkie działania władzy. Jak mu zastawili malucha wielkimi betonowymi elementami, on to też wytłumaczył tak, żeby władza była usprawiedliwiona. Frajda bowiem płynąca z uległości jest nie do zastąpienia niczym, nawet wódką i narkotykami. Dobrze pamiętam jak Tusk ukradł II filar emerytalny. Jego fanatyczni zwolennicy pisali, że to bardzo dobrze, albowiem w ten sposób uratował ZUS, który wcześniej też okradał. A ponadto te pieniądze należały w istocie do państwa. No i generalnie – nic się nie stało, Polacy nic się nie stało….I mowy nawet nie było, żeby tym ludziom cokolwiek wyjaśnić, albowiem frajda płynąca z uległości jest uzależniająca. No, a ponadto daje coś, czego nie da nikt inny – poczucie bezpieczeństwa i wybraństwa. Tak właśnie, poczucie wybraństwa, czyli przynależności do grupy ludzi uświadomionych, poważnych i dobrze poinformowanych, którzy nie podejmują niepotrzebnego ryzyka, albowiem uległość daje im gwarancje.

Czytając wczorajsze komentarze i teksty dotyczące całej tej histerii związanej z rapowaniem, nie mogłem wyjść z podziwu dla ludzi, którzy traktują to serio, albo próbują tłumaczyć, że politycy nie mają wyjścia i muszą w tym uczestniczyć. To jest bowiem element zaplanowanej szeroko akcji i nie ma z niej dobrego wyjścia. Otóż jest. Można się w to nie angażować powołując się na argumenty estetyczne, a także ekonomiczne. Jakiś rapujący pajac powiedział, że zebrali już milion złotych i chcą uratować świat. Proszę bardzo, niech pokaże wyciąg z konta, chcę zobaczyć ten milion zebrany przez szczekających przed mikrofonami głąbów. Pamiętam bowiem dokładnie, jak zespół disco polo o nazwie Bayer Full, lansował hagadę o swojej niezwykłej popularności w Chinach. Kłamstwo to było zbudowane tak, jak wszystkie kłamstwa – było zaprzeczeniem prawdy. Nikt w Chinach nie słyszał o zespole Bayer Full, oni tylko bardzo chcieli zaistnieć na tamtym rynku, ale im się nie udało. No i sprzedawali tę hagadę o Chińczykach, żeby poprawić swoje notowania na rynku polskim.

Nie jest istotne przez kogo została nakręcona ta akcja. Ważne jest tylko w kogo jest wymierzona. No, a to jest akurat jasne – ona jest wymierzona w obecny rząd, który nie radzi sobie z pandemią. Jeśli w tej akcji uczestniczy prezydent, to wystawia sobie jak najgorsze świadectwo. Gorsze wystawiają sobie tylko zawodowi śpiewacy i aktorzy, którzy to popierają. Oni jednak czynią to wprost z tego powodu, żeby powiększyć jeszcze w oczach widzów uwikłanie prezydenta i postawić go w jeszcze gorszym świetle. To jest pułapka. Ci ludzie nie będą głosować na Andrzeja Dudę, będą wyłącznie zeń szydzić. Ci zaś, którzy mogliby na niego zagłosować, dobrze się teraz zastanowią, czy płaczący Hołownia nie będzie lepszy, a może Tusk, jeśli go wskrzeszą impulsem elektrycznym z wielkiego agregatu. Wszak już się wsławił zajumaniem II filaru i został usprawiedliwiony. Po co szukać kogoś nowego?

Usprawiedliwianie udziału prezydenta w tej akcji, wynika wprost z przekonania, że za PiS stoi siła, dla której takie, pardon, pierdy nie mają żadnego znaczenia. No, a z czym się wiąże uleganie sile, już tu wyjaśniłem. No, a co jeśli nie stoi, albo jeśli pod stołem pójdą jakieś inne oferty? Co wtedy? Gdzie podzieje się Andrzej Duda? Zasili krajową scenę rap?

Ta akcja jest dęta od początku do końca. Ma charakter polityczny i posługuje się chorymi jak narzędziem. Jej celem istotnym jest, prócz kompromitacji prezydenta, także zunifikowanie narzędzi propagandy i pokazanie ludziom, że niedomył używający ksywy Taco Hemingway, jest tak samo ważny jak zawodowy śpiewak Orliński, bo przecież robią w tej samej branży i Orliński także rapuje. To prawda rapuje. A teraz nich Taco zaśpiewa arię.

I teraz dochodzimy do kwestii szalenie istotnej, a przez wszystkich lekceważonej – propaganda masowa musi wyrażać się w muzyce, albowiem tylko muzykę można bez końca degradować. Unieważniając przy tym umiejętności wykonawców i instrumenty. Jak ktoś nie wierzy, niech sobie przypomni dowcipy o żołnierzach carskich co potrafili wypierdzieć hymn imperialny. Żadna inna aktywność artystyczna nie nadaje się już dziś do użytku propagandowego. Pisarze, są zbyt przewidywalni, a poza tym bez cenzury prewencyjnej nie da się wykreować tych właściwych. Malarze i performerzy służą do robienia przekrętów bankowych, a do teatru chodzą wyłącznie grupki zboczeńców, którzy nie mają wpływu na nic. Muzyka zaś i jej uniwersalny przekaz uwodzi wszystkich. Im bardziej prymitywna tym lepiej, bo każdy może być muzykiem. Kolega który prowadził kiedyś zespół muzyczny, bardzo awangardowy, wyjaśnił mi to już dawno temu, ale ja mu nie uwierzyłem. Teraz tę niewiarę weryfikuję. Otóż kolega ten twierdził, że nie ważne co się gra, albowiem ludzie przychodzą na koncert po to, by popatrzeć na muzyków. Tak więc im więcej ekspresji, szaleństwa, przebieranek i ekstrawagancji w muzykach, a także w doniesieniach o muzykach, tym lepiej. To z czym oni występują ma znaczenie drugorzędne. Mogą nawet pierdzieć hymny całej UE stojąc na scenie. Jako dowód kolega mój miał taki przykład – nieważne czy grali dobrze czy źle, a byli zespołem naprawdę przeciętnym, ważne żeby była dynamika na scenie. I nie było takiego występu, czy to koncertu, czy kameralnego grania w knajpie, żeby dziewczyny nie rzucały w nich biustonoszami. Tworzyli bowiem ci chłopcy, atmosferę, w której pojawiać się zaczynała przemożna frajda płynąca z uległości. I tego niestety nie da się zmienić. Można się oczywiście bronić przed tą hipotezą i budować całe hierarchie jakości w muzyce i gdzie tam chcecie, ale już dawno nikomu nie chodzi o jakość…Już dawno…

Przy okazji

Czy moglibyście wreszcie wykupić tę książkę

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/rock-and-roll-czyli-podwojny-nokaut/

  41 komentarzy do “Czy Rosjanie wierzą w Auschwitz albo frajda płynąca z uległości”

  1. Braunowi taplającemu się z tanimłajnem na ulicach  potrzebna jest obok strzelnicy i mennicy również ciemnica aby odcięty od sklepu monopolowego mógł szybko otrzeźwieć.

    Innym politykom również by się przydała ☺

  2. To są ludzie, którym się wydaje, że nie podlegają prawu ciążenia

  3. Podobną frajdę z uległości odczuwają dzisiaj ludzie „w maseczkach”. Podobne emocje nimi kierują i żadna argumentacja, że to nie ma sensu nie działa. Działają za to emocje.

  4. Właśnie sobie skompletowałem listę rzeczy do zamówienia,  ale „Podwójnego nokautu” nie kupię – przepraszam, ale maniera pisania p. Osiejuka męczy mnie w stopniu strasznym.

    Przy okazji: czy zamówienia wysyłkowe poza Polskę są teraz realizowane?

  5. Wielu lekarzy już tłumaczyło, że przed wirusem maseczka nie zabezpieczy, a sama staje się fabryką bakterii rozdmuchiwanych po otoczeniu. Zdarzają się jednak „maseczkowi aktywiści” gotowi skakać człowiekowi do oczu za to, że jej nie nosi. Radzę takiemu żeby wsadził sobie nos do buta, tyle samo bakterii tam znajdzie , ale przynajmniej podeszwa wirusa na pewno nie przepuści .

  6. Nie no Orliński chyba się rozpłacze, on znakomity wykonawca renesansowych pieśni i raptem rap z Bronxu (chyba??). No nie, proszę bez Orlińskiego.

    Frajda płynąca z uległości ? Tak. Zgodność z poglądami silniejszego zawsze korzystna.

    Ja bym to nazwała „… płynąca ze zgodności z obowiązującą narracją”. No ale to określenie „narracja”, stosowane wszędzie chyba nawet w kuchni, więc ta „uległość” jest ok

  7. Właśnie nie wiem, raz są, a raz nie. Ponoć do Irlandii nie chodzą. Pani od wysyłek już poszła, w piątek będę mógł zapytać

  8. No przecież rapował, wczoraj ktoś wrzucił link

  9. Tak, ja mam przez nią zawalone gardło, wczoraj sobie przyłbicę kupiłem, też niestety ulegam, ale nie mam czasu na awantury z policją

  10. W porządku, uczestnictwo w tym cyrku przez PAD było kompromitacją, tylko że obecna władza w telewizji przez kilka lat lansuje chłam i persony typu Martyniuk, więc trudno było oczekiwać że nieprzygotowanemu wyborcy zaoferują produkt wysokiej jakości, na kilka tygodni przed wyborami

  11. Byłem na wielu koncertach i nigdy nie widziałem, żeby jakaś dziewczyna rzuciła stanikiem. Ani razu. Z drugiej strony moja koleżanka chyba wspominała że coś takiego robiła. Więc pewne takie rzeczy się dzieją. Z innej strony jest to pewnie jakaś moda, podobnie jak w pewnym momencie było skakanie ze sceny na ręce widowni. Tak się po prostu wypada zachowywać na koncercie 😉 Nie wierzę też w takie opowieści typu „nie trzeba umieć grać” itd. Coś trzeba umieć. I nawet jeśli są to trzy chwyty na krzyż na gitarze to trzeba je zagrać w rytmie. Jakieś minimalne warunki trzeba spełnić.

  12. Jak się ma walory wizualne to nie trzeba – ani śpiewać, ani grać.

  13. Zgodziłbym się gdybyś napisał „jak się ma charyzmę”. Wygląd niczego nie gwarantuje.

  14. Tak, niestety Orliński rapował, w dodatku wypadł strasznie cienko 🙂

  15. Swoją drogą ciekawiej by było, gdyby faktycznie prezydent odbił piłeczkę inaczej – rzucił hasło – nie wchodzę w to, jestem kiepskim raperem, niech to za mnie zrobi Eminem (taki żart, ale nie do końca 🙂

  16. Czy rapując można wypaść dobrze, pytam znawców, bo dla mnie jest to jakieś straszne barbarzyństwo.

  17. Co do Rock and Rolla…  Ja cały czas uważam, że rozmowy Toyaha z prof. Gilowską, to warta zakupu książka, choćby dla wątku Wildsteina, o którym nie miałem wcześniej pojęcia. Natomiast opowiadania Krzysztofa Osiejuka o zespołach są mniej więcej tym samym co możemy znaleźć w rubrykach kulturalnych „Wyborczej”, „Newsweeka” itp., tyle że podlane jakimś charakterystycznym dla Toyahowego języka mistycyzmem.

    No nie… Każdy kto miał w ręku parę razy gitarę myślę, że będzie musiał przyznać, że legendarne riffy Deep Purple, Zeppelinów, Beatlesów itd. wymyślą się same, jeśli się odpowiednio długo będzie brzdąkało na oślep na jednej strunie. Druga sprawa że te solówy Hendrixa i innych „wirtuozów” gitary jest w stanie zagrać bez problemu muzyk sesyjny jakiejś Kasi Kowalskiej czy innej Urszuli tyle, że lepiej i czyściej. Tak więc jakkolwiek by to nie brzmiało smutno, rację mają powyżsi komentujący, że zespół rockowy sprzedaje głównie swoją osnowę, łzawe biografie usiane sfabrykowanymi anegdotami, ruch sceniczny i ubiór, który ma wyglądać jak wyraz spontanicznej ekstrawagancji, a jest tak naprawdę przygotowywany w laboratoriach trendów.

    Wracając do książek, mam nadzieję że się ostał jeszcze trzeci tom Baśni Socjalistycznej. Biorę pomimo opłakanej u mnie ostatnio sytuacji budżetowej i polecam każdemu kto nie ma: Jak nakręcić bombę dra Modzelewskiego. Dopiero zaczynam, a jest naprawdę grubo. Myślę, że każdego kto do tej pory nie miał szerszego pojęcia o tych zagadnieniach zainteresuje wojna Burów z Wlk Brytanią, postać Pulitzera (tego od prestiżowej nagrody dla dociekliwych i niezależnych dziennikarzy), jak wyglądała realizacja doktryny Monroe’a w praktyce no i parę innych spraw.

  18. no tak, ale wiesz kiedy się czyta Coryllusowe baśnie „Kredyt i wojna” i jego uwagi że minstrele i trubadurzy plączący się od dworu do dworu to niekoniecznie przyszli śpiewać damom  ale i obserwować co się na dworze dzieje, zapewne ma rację. Jednakże kiedy słucham „Vedro con mio diletto” w wykonaniu Orlińskiego, to zdaję sobie sprawę, że w takim wydaniu (a nawet gorszym) śpiew muzyka musiał być miły zahukanym damom z którymi się nikt nie liczył. Jestem pod wrażeniem pieśni wykonywanych przez Orlińskiego, stąd nawet moja radość, że pozostanie on w dotychczasowej niszy muzycznej (rap mu się nie udał.

  19. https://www.youtube.com/watch?v=uMorAA2WVZw&t=0s

    Polecam obejrzeć, odnośnie jak powstają przeboje, i niestety Coryllus ma rację. Wszystko syntetycznie zmiksowane i zaplanowane przez inżynierów dźwięku

  20. >poczucie bezpieczeństwa i wybraństwa…

    Naród prawie wybrany

  21. Wiem, że to nie ma znaczenia, ale ten film to „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” a zastawiony płytami to cwaniak Wisiorny, który dzwoni po zaprzyjaźnionych budowach, w końcu przysyłają mu dźwig, który urywając dach robi z jego fiata cabrio.

  22. A co pan chce puszczać na Sylwestra w Zakopanem – może koncerty brandenburskie Bacha? Proponuję ochłonąć.

  23. Dzięki za polecenie. Właśnie miałam zamówić „Jak nakręcić bombę”, ale nie widzę tej książki w księgarni. Czyżby już się cała sprzedała?

  24. To nie o gitarę i riffy rzecz się rozbija.

    Bębny.

    Rytm.

    To buja i może być pomocne przy przekazywaniu wiadomości.

    Takie stare „frame relay”

    🙂

  25. Oczywiście, jak z wszystkim, są i niezłe rapowe kawałki.

  26. Armia Czerwona bardziej zajęła Auschwitz niż wyzwoliła, ale niech im będzie.

    Wkrótce dokonała spektakularnych zbrodni w Miechowicach i Przyszowicach.

    Co do jakości muzyki – jest wielu zdolnych muzycznie ludzi, od tych podśpiewujących przy goleniu, przygrywających na weselach, po unikatowe, charyzmatyczne talenty. Dziwnym trafem nie pojawia się nowy Grechuta, nie słychać nowego Cohena, nikt nie jest w stanie przebić riffów  Pagea, biegłość w przebieraniu paluszkami po gryfie nie wystarczy, by zamagnetyzować publiczność, trzeba jednak mieć coś z Neila Younga. Nie do podrobienia jest niestety sepleniący Staszczyk, a Kasia Kowalska naprawdę ma mocny, niepowtarzalny głos i jako jedyna (!) poradziła sobie z piosenkami Kaczmarskiego w retrospekcyjno/benefisowej zbiorówce. Którego zresztą nikt do dzisiaj nie jest w stanie przebić nie tylko warsztatowo, kompozycyjnie, tekstowo, ale przede wszystkim skałą oddziaływania społecznego.

    Lansowany przez PiS prymityw, na czele z sympatycznym prostaczkiem Zenkiem, wpisuje się w skutecznie realizowany populizm, podnoszący rankingi poparcia, cóż, mamy demokrację, system wielokukiełkowy, wielowarstwowy, potrzebujący swoich halabardników i trubadurów…

  27. Atmosfera to jest istotne na koncercie. Swego czasu będąc w Jarocinie chyba w 1990 lub 91,  Owsiak pezypałętał się na scenę a widownia kazała mu wypierdalać.

    Atmosfera czyli emocje.

  28. Dlaczego zaraz „prymityw”, dlaczego prostactwo, skąd taka nonszalancja? A  co ma śpiewać „w kuchni przy dziecku” albo i trójce czy czwórce dzieci – mama pozostająca w domu, bo dostała 500+. Ma wyśpiewać Cohena ?, no Grechutę to może tak, miał wykonania przystępne głosowo, natomiast domowe la,la,la, najlepiej wyśpiewać na zwyczajnych tekstach i zwyczajnej linii melodycznej.

    Skąd twoje oczekiwania? .

    Jaki jest poziom nauki „muzyki” w szkole ?

  29. Nienawidzę rapu, zawsze tak było i będzie. Tym niemniej kilka „utworów” jestem w stanie wysłuchać raz na ruski rok:

    https://www.youtube.com/watch?v=2frJ3e0hxPE  (min. tekst „Lucyfer to bóg systemu edukacji publicznej”).

    https://www.youtube.com/watch?v=eEzIwNB8ZGI  (rytmika)

    https://www.youtube.com/watch?v=DsSM_YyZ3uU (również rytmika)

    Polskiego rapu nie da się słuchać. Język polski nadaje się do śpiewów innego typu. A nie do recytacji wierszy z towarzyszeniem perkusji.

  30. Zdaje się, że za PRL-u takie mamy dostawały Kunicką, Santor, Sośnicką, Alibabki, German itp itd, wszystkie propozycje starannie wyselekcjonowane, dużej jakości. Nie wspomnę o produkcji międzywojennej, gigantycznej, owocującej premierami nagrań i płyt niemal co tydzień, prawie w całości zapomnianej, zagubionej, zamordowanej.

    Tak się złożyło, że trafiłem na fragment koncertu Zenka, przy przerzucaniu kanałów, sprzed chyba 12 lat. Widok konsumentów jego muzyki skojarzony z tekstem akurat śpiewanej piosenki przyprawił mnie o dreszcze. Nijak to się miało do jego najgłośniejszych, udanych hitów, które zahaczają po prostu o muzykę pop i się bronią. Sam Zenek też się broni, jest poczciwcem z klasą.

    Z discopolo broniłbym jeszcze Pięknych i Młodych, zrobili kilka naprawdę zgrabnych hitów, też wkraczających już w zwykłą strefę pop.

    DiscoPolo w swojej czystej postaci to trucizna.

    Muzyka nie musi być koniecznie prymitywna, żeby przyciągnąć tłumy.

    A zrobić prawdziwy hit, który porwie ludzi, będzie królował na listach przebojów i brzmiał w ludzkich głowach to wielka sztuka. Dlatego jest ich tak mało. I dlatego jest tak dużo wykonawców jednego przeboju. Wykonawcy produkujący przeboje seryjnie zostają światowymi gwiazdami.

  31. w języku polskim nawet wyrazy dopasowywano do rytmu rapu bo inaczej nie dawało się rapować np. dzielnia (dzielnica) , kwadrat (wynajmowane mieszkanie) itp

  32. No rzeczywiście ten rap, trap itd, nie rozróżniam, daje po czułkach boleśnie. Ale gdzieś tam przebija myśl, że może to jednak pokoleniowa sprawa, przeobraża się kultura, świat, mnóstwo ludzi tego słucha. I w końcu za którymś razem samemu zaczyna się puszczać 50centa czy Lilly Pumpa i to gra!

  33. Jeszcze takie spostrzeżenie – na różnych koncertach ląduje w oczywisty sposób różna publiczność. Typy psychofizyczne selekcjonują się podręcznikowo i tak:

    – na koncertach reggae dominowali zawsze wyluzowani, uśmiechnięci, kulturalnie wyglądający ludzie, cóż, andzia działa 🙂

    – na jazzie dostrzegłem niesamowitą ilość osobników łysych, pozostałe szczegóły wyglądu też bardzo podobne – golfy, gładkie bluzy czy swetry, ogólnie na poziomie

    – na progrockowych występach typu SBB mnóstwo kolesi o proweniencji hippisowskiej z domieszką Charlie Mansona – długie pióra, głębokie do ponurego spojrzenie

    –  koncerty klasyczne, symfoniczne, jazzowo-symfoniczne – normalny, elegancki, kulturalny, nieco drobnomieszczański wygląd

    – na koncertach a’la Jarocin punkowe elementy, niewiele zostało z tamtych lat

    – na discopolo nie wiem, ale tak zwani zwykli ludzie

    – country – ludzie w większości uproszczeni, bez udziwnień, fermentów intelektualnych, wiadomo – kowbojki, kamizelki, rzemyki, kapelusze, osobowości rzadko pasjonujące

    Na wielu koncertach typu dinozaury publiczność mieszana – hippisi już ścieli pióra, punkowcy ubrani na sportowo, ludzie wyprostowani/wykrzywieni przez korporacje, życie, obowiązki. Znika gdzieś koloryt strojów, luz, młodość, zadziwiające dziadzienie towarzystwa … Choć nie zawsze, krążą np legendy o 80-cio letnich dziadkach przeskakujących w glanach przez ogrodzenie w Dolinie Charlotty z zamiarem darmowego zaliczenia koncertu rockowego, ze skutkiem złamaniowym….

  34.  

    Polskiego rapu nie da się słuchać. Język polski nadaje się do śpiewów innego typu. A nie do recytacji wierszy z towarzyszeniem perkusji.

    Może i tak, ale… I tu budzą się sentymenty.
    Na przełomie wieków bowiem dało radę np. tak:

    https://youtu.be/aIUvetb4jlI?t=40

    Ale może to syndrom dinozaura.

  35. w języku polskim nawet wyrazy dopasowywano do rytmu rapu

    Pani jednakowoż sądzi, w innych językach (z angielskim włącznie), a także poza rapem tego nie czyniono? Ot, uliczna mowa.

  36. Sorry, nie dam rady słuchać.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.