mar 312023
 

Co jakiś czas jeden z czynnych na rynku treści oszustów lub jedna z oszustek ogłasza, że prawda historyczna nie istnieje. Kwestionowanie tej prawdy ma kilka istotnych celów, najważniejszym z nich jest otworzenie kanału dystrybucji kłamstw i przeinaczeń, a kolejnym wypisanie usprawiedliwienia historykom, którzy, po takiej konstatacji, mogą już tylko ziewnąć i zająć się swoją karierą, czyli przygotowywaniem formatów propagandowych dla sił, które mają tu coś do załatwienia i potrzebują autorytetów.

Kłamstwa historyczne – bo skoro nie ma prawdy, to są same kłamstwa – rozwijane są kilku kierunkach. Za chwilę omówię niektóre, ale przedtem wskażę na fakt, że skoro w ogóle istnieją jakieś historyczne narracje, to znaczy, że owa prawda, przeniesiona czasowo w niebyt jednak istnieje. Gdyby jej nie było, nie byłoby potrzeby kręcenia kretyńskich seriali kostiumowych. Skoro one są, jest i prawda, ale chodzi o to, by ją zasłonić. Dlaczego czyni to akurat nasze państwo wykładając miliony na seriali dla debili i nagradzając niedorobieńców Skarpetczaków? Trudno to zrozumieć, ale być może chodzi o to, by dobrze poczuli się wszyscy ci, którzy tam – na samej górze polityki krajowej – otaczają osoby obdarzone charyzmatami, takie jak prezes. Czyli osoby które tę politykę tworzą. Poniżej tych ludzi jest jakaś czereda wymagająca uwierzytelnień, a te dają tylko kłamstwa, albowiem wskazanie jakiejś, nawet szczątkowej prawdy mogłoby w tym środowisku nieźle namieszać. Kolejną kwestią jest państwowe mitotwórstwo udające doktrynę, które jest wątłe, blade, nie rokujące, ale podtrzymywane przy życiu, bo tak jest wszystkim na rękę. To znaczy, że nikt nie zgłębia życiorysu Józefa Piłsudskiego i nie zadaje pytania o szwagra jego matki – hrabiego Zubowa, który nie dość, że należał do partii Wielki Proletaryat, to jeszcze miał matkę, która była zaufaną damą dworu carycy. No i był jednym z głównych akcjonariuszy Wileńskiego Banku Ziemskiego. To są kwestie poza naszą bieda-propagandą państwową, w której nagradza się Skrapetczaków, bo akurat jakaś pańcia o tym zdecydowała.

Wszystko to jednak – przypominam – wskazuje, że istnieje prawda historyczna. Jest ona jednak postrzegana jako zagrożenie dla jakichś dogoworów. Tak to widzą twórcy seriali i książek, którym się wydaje, że mają jakieś moce i wchodzą w jakieś układy. Tymczasem wchodzą wyłącznie w kupkę łajna, którego w żaden sposób się nie oczyszczą. Ten, przepraszam za wyrażenie, fajans, już z nami zostanie.

Nie ma bowiem szans byśmy przebili się przez emocje ludzi, którzy robią polityczne i medialne kariery i są przekonani o swoich mocach sprawczych, dobrym guście i zawsze słusznych ocenach. No, ale też nie jest to nasz problem. My się tu zajmujemy tworzeniem narracji, które zbliżają nas do prawdy, albo – jeśli to się może udać na jakimś odcinku – są wyraźnie atrakcyjniejsze od narracji proponowanych przez media. Z tego samego powodu wydajemy źródła historyczne. Te przeważnie nie są czytane i analizowane, albowiem praca historyków polega dziś na tym, by udowodnić swoją przydatność propagandową. Temu właśnie służą programy popularyzujące historię, w których głos zabierają eksperci – uklepaniu banałów, z których żaden nie wytrzymuje krytyki.

Tymczasem w Europie nikt nie ma zamiaru posługiwać się propagandą uwiarygadnianą przez historię i jej profesorów. To są głupstwa, a o słuszności mojego wniosku świadczyć może fakt, że prawa do tłumaczenia biografii Ludwika Świętego kupiłem względnie tanio, choć autorem był znany do niedawna postępowy propagandysta z tytułem i wszelkimi uwierzytelnieniami. Ten mechanizm już nie działa. Są inne lepsze. Oto pojawił się – dla przykładu – film o przygodach Herkulesa Poirot, który ma tyle wspólnego z jego pierwowzorem stworzonym ręką pani Agaty, co bohaterki wymyślone przez Holewińskiego z prawdziwymi prostytutkami. W miniserialu „ABC morderstwa” Poirot grany jest przez Malkovicha, nieco już zapomnianego. I teraz uwaga – w intrygę wpleciona jest sprawa uchodźców, albowiem sam Poirot jest uchodźcą z okupowanej przez Niemców Belgii. To znaczy był, bo wojna się skończyła, ale w GB trwa – wymyślona przecież dla potrzeb serialu – nagonka na uchodźców. I, co jeszcze ciekawsze, wątek ten jest tak dobrze zrobiony, że w ogóle nie razi. Jakby tego było mało dowiadujemy się na koniec, że Poirot był w tej Belgii księdzem i miał swoją parafię, a potem dopiero został detektywem. To jest coś absolutnie fantastycznego i ja Wam ten serial szczerze polecam. Bo robił go jakiś, nie czujący lęku ani ograniczeń, mistrz.

Jasne jest dla wszystkich, że seriale o detektywach nie są produkowane po to, by zapoznać widza z metodami pracy policji. Filmy i książki o lekarzach nie służą do tego, by zapoznawać ludzi z tajnikami medycyny, identycznie jest z serialami, filmami i książkami historycznymi. One są po to, by narzucić widzowi pewien sposób komunikacji. Poprzez stworzenie lub przywołanie z przeszłości charyzmatycznych bohaterów. Ci zaś zostaną następnie uznani za postaci z krwi i kości, a potem posłużą do futrowania ludzi propagandą, na przykład na temat uchodźców. Jak to widać w przypadku Poirota-Malkovicha. Tak spreparowane treści zostaną następnie wepchnięte do wszystkich kanałów masowej dystrybucji i nawet jeśli nikt nie będzie o nich dyskutował – bo dyskusje o książkach, filmach i serialach to zupełnie osobna sprawa – swoje zadanie wykonają.

Czy wobec tego w Polsce istnieją jakieś formaty, które posłużyłby do popychania państwowej propagandy w sposób tak skuteczny, jak Poirot służy do popychania propagandy uchodźczej? Rzecz jasna nie, albowiem to twórcy formatów chcą być ich głównymi bohaterami, co widzimy dość dokładnie na przykładzie omawianych tu ostatnio osób – Holewińskiego i Świetlika. To zaś wyklucza wszelką skuteczność, choć nie wyklucza oglądalności. Ma przy tym właściwości dewastujące, albowiem powoduje, że historia Polski przez dłuższy czas kojarzyć się będzie z dziwkami, alfonsami i złodziejami, a główną pozytywną bohaterką będzie burdelmama.

Osobom odpowiedzialnym za tę katastrofę ktoś bowiem wmówił, że zajmują się rozrywką. Chciałbym zobaczyć minę reżysera tego serialu z Malkovichem, kiedy ktoś mu mówi, że on się zajmuje rozrywką.

Co wobec tego z tekstami źródłowymi? Muszą posłużyć takim jak my do tworzenia innych narracji. I wkrótce posłużą. Sukcesu wielkiego nie będzie, ale trochę książek na pewno sprzedamy. Poza tym będziemy mieli satysfakcję bardzo szczególną – taką mianowicie, że uda nam się napisać interesujące historie, których podstawą są źródła, a nie zmyślenia uwiarygadniane przez zgwałconych mentalnie profesorów. Unikniemy też z całą pewnością infantylizmu ludzi, którzy podniecają się filmami takimi jak „Filip”, albo świętują urodziny Piłsudskiego. Zaczniemy od XVII wieku, co Wy na to? Na razie proponuję, by wszyscy zajrzeli do zalinkowanego poniżej tomu tekstów źródłowych.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/okraina-krolestwa-polskiego-krach-koncepcji-miedzymorza/

  7 komentarzy do “Dobijanie prawdy historycznej”

  1. Dzień dobry. Tak to rzeczywiście jest. Ja właściwie nie oglądam telewizji, ale to nie jest reguła, łamię ją szczególnie zimą, kiedy aktywności na zewnątrz są ograniczone. Tego Malkovicha nie widziałem i nie zamierzam, ale – przyznam – wciągnąłem się w tego Poirot’a z niejakim panem Suchet, lubi go też moja żona, więc oglądamy. Lata to w naszej kablówce na okrągło, mimo, że ma już swoje lata. Ale jest to klasyczny przykład propagandy Korony, który warto oglądać po to choćby, żeby widać jak daleko za murzynami są nasi konsumenci budżetów propagandowych. To akurat dobrze, bo mogą nas tylko okradać, ale skrzywdzić nikogo nie mogą, przynajmniej nie tego, kto obejrzał choć jeden odcinek z Suchet’em. Podobnie „Panna Marple”. Tu Korona komunikuje się z nami wykorzystując „sferę pop” jednoznacznie. Nie muszę przypominać jakie postaci w angielskich filmach jeszcze jakiś czas temu przedstawiane były jako Polacy. Jakieś męty i popaprańcy. To się zmieniło od tych „niesamowitych zwierząt” i poprawia się systematycznie. Polak nie jest już kryminalistą, ale – sic! – łowcą nazistów. Wygląda wprawdzie jakby go wyrzucili z HJ za zbytnią nordyckość, ale – przekaz Korony dla dominium jest jednoznaczny. Moim zdaniem to dobrze, bo jak się to odniesie do różnych ważnych wydarzeń w naszym regionie, widać, że zyskujemy na znaczeniu. Oby nasi pastuszkowie tego nie spieprzyli…

  2. wciągnąłem się w tego Poirot’a z niejakim panem Suchet

    Także lubiłem sobie dla relaksu zerknąć w tamtą malowniczą epokę (podbnie, jak wszystkie sfilmowane powieści Agaty) do czasu gdy…  w jednym z odcinków … pan Suchet odegrał, aż nadto przekonująco, swe zgorszenie postępowaniem polskiej katolickiej siostry zakonnej o imieniu Agnieszka ! (miała intrygą porwać niewinne pacholę by je niechybnie skrzywdzić – lecz na drodze stanął jej bohaterski Hercule …).  Zaniemówiłem !

    Wiem, że „aktor jest od grania, jak d od s” ale… moja wcześniejsza sympatia do Davida Suchet  (w wywiadach jest ciekawy i ma przyjemny, niski głos) zrobiła wtedy z hukiem wielkie PUFFF !
    No i, oczywista, pochodzenie imienia aktora zasugerowało, że wcale nie musiał  mieć skrupułów – wszak w oszczerstwach się wręcz specjalizują.

    I to tyle w temacie nieobecności propagandy w tzw. entertainment. 

     

  3. Ale dlaczego oni czepiają się akurat katolików?

    https://youtu.be/bzVHjg3AqIQ

  4. Też myślę, że nie spieprzą. Wg Szanownych Panów zyskujemy na znaczeniu jako sługi tzw. „narodu ukraińskiego”? To zupełnie oczywiste, że gdy mamy wykonać jakieś zadanie, zwłaszcza samobójcze, to „zyskujemy na znaczeniu” a gdy mają nas po portu łupić, tośmy tylko „męty i popaprańcy”.

  5. P.S.:
    No i proszę, nie pomyliłem się w skojarzeniach – tutaj, w ok. 6:24 pan D.S. potwierdza swe korzonki rosyjsko-ydowskie, tak że ten.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.