mar 302023
 

W relacji opisującej Ukrainę pierwszej połowy XVII wieku, autorstwa Wilhelma le Vasseur de Beauplan jest wiele zaskakujących momentów. Wymienię na początek dwa. Oto autor opisując Kijów wspomina o wydrążonych w skale jaskiniach pełnych zmumifikowanych ciał mnichów. Jest tych ciał tysiące, a Beauplan porównuje je do mumii egipskich. Do mumii egipskich?!!!!!!!! Musiał te mumie widzieć, przynajmniej na jakichś sztychach jeśli nie osobiście! We Francji nie ma muzeów, do których zwozi się ciekawostki ze świata, mamy XVII wiek, jeszcze nie wybuchła wojna z Chmielnickim, a francuski oficer ze swobodą opowiada o tym, że zasuszone zwłoki z Kijowa wyglądają jak mumie z Egiptu, tyle, że nie tak sczerniałe.

Opis życia Tatarów jest jeszcze lepszy. Beauplan określa liczbę wojowników ruszających na Polskę lub Moskwę z Krymu, w czasie planowanych najazdów na 80 tysięcy, w chwili kiedy do wyprawy dołącza chan, albo na 40-50 tysięcy kiedy dowodzą pomniejsi murzowie. Przyjmijmy, że właściwa liczba to 50 tysięcy, a nawet niech będzie tylko dwadzieścia. To masa ludzi, którzy udają się do obcego kraju nie z wizytą bynajmniej, ale po to, żeby porywać tam żywych ludzi, rabować mienie i ciągnąć to wszystko potem na Krym i dalej do Turcji. Każdy z tych wojowników, jak pisze Beauplan zaopatrzony jest w kwadrant norymberski. Czyli, jakbyśmy powiedzieli, w czasach nieco nam bliższych – jest przy zegarku. Takim oto: http://mbd.muzeum.uni.wroc.pl/kolekcje-uniwersyteckie/zegary-sloneczne/63

Żartów nie ma, bo impreza zaplanowana jest w najdrobniejszych szczegółach i wymaga dokładnego skoordynowania działań. Tak więc każdy wojownik tatarski musi mieć chronometr, żeby stawić się o czasie w oznaczonym miejscu. Teren jest przez nich bardzo dobrze rozpoznany, albowiem na takie wyprawy wyruszają cyklicznie, w miarę jak kształtuje się popyt na rynkach niewolników w Azji i Afryce. I teraz wyobraźcie sobie tego dostawcę zegarków na Krym. Kto to mógł być? Jak wyglądała dystrybucja tych kwadrantów norymberskich? Czy ktoś ten sprzęt naprawiał? Bo przecież nie był on niezniszczalny, szczególnie, że trzeba było z nim jeździć konno, ścigać miejscową ludność i samemu uciekać przed pościgiem. Z pewnością tak, ale Wilhelm de Beauplan nic nam o tym nie pisze, albowiem takie sprawy go nie interesują. Być może jest to wiedza dlań naturalna, tak jak ta o mumiach egipskich. Tylko nam, wychowanym na późnych, XIX wiecznych redakcjach tekstów źródłowych i opisach całkiem sfingowanych, wydaje się, że tamten świat wyglądał jakoś bardziej archaicznie i był mniej zorganizowany. Wiele zaś kwestii pozostawiano przypadkowi. Kwadranty norymberskie w rękach tatarskich wojowników mówią nam jednak o czymś innym.

Wymarsz wojowników w kierunku Polski odbywał się zawsze na początku stycznia, po to, by mogli zdążyć przed roztopami. Cała operacja musiała być więc zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach. Była też bardzo ryzykowna, albowiem – tak twierdzi Beauplan – strona przeciwna próbowała za wszelką cenę wyśledzić przemarsz wojsk tatarskich. I tu się zatrzymajmy i zastanówmy czy Beauplan rzeczywiście był o tym przekonany i widział takie przygotowania do odparcia najazdu tatarskiego, którego celem było zdobycie niewolników i łupów? Pisze on, że Tatarzy szli dolinami, że każdy wiódł, ze sobą dwa konie, tak więc podjazd stukonny składał się w istocie z trzystu koni. Wyobraźcie sobie teraz cichą, rozgwieżdżoną, styczniową noc, a w tej ciszy trzysta koni idących równym tempem po zamarzniętym stepie. Myślę, że były słyszalne co najmniej z odległości kilometra jeśli nie dalej. Oczywiście, Tatarzy kryli się w dolinach, ale w końcu musieli z nich wyjść. Poza tym te trzysta koni to jedynie zwiad, Beauplan pisze, że za tym podjazdem szli inni, a kolumna, którą tworzyli ciągnęła się przez dziesięć mil. Taka wyprawa, licząca 80 tysięcy ludzi, to 200 tysięcy koni. Te konie były kupowane na Krymie na kredyt, nie każdego bowiem było stać na zakup więcej niż jednego wierzchowca, a z jednym nie można było wyruszyć na wyprawę. Nie gwarantowało to przeżycia. Zmniejszmy liczbę wojowników i przyjmijmy, że było ich ledwie 40 tysięcy. To daje 120 tysięcy koni idących w masie. Tatarzy zaś trzymali się na swoich koniach, jak mały na chartach. Taki pisze Beauplan i dodaje jeszcze, że drzewa w lesie nie rosną tak gęsto, jak stoją ci Tatarzy na stepie. Trudno więc by straże kozackie i polskie, nawet widząc taką wyprawę mogły coś przeciwko niej przedsięwziąć. Potrzeba byłaby bowiem koncentracja wojska i jakieś skoordynowane działania. I czasami rzeczywiście udawało się takie środki przedsięwziąć łapiąc ordyńców w pułapkę. Nie była to jednak reguła.

Opis wędrówki kolumny najezdniczej i jej dyscypliny robi wrażenie. Nie ma mowy o żadnym chaosie. Nikt nie robi niczego samowolnie i wszyscy dobrze wiedzą jak mają się zachowywać. Także konie. Co godzinę – a więc musimy założyć, że marsz był bardzo intensywny – zarządzana jest przerwa na wypróżnienie pęcherzy – ludzkich i końskich. Konie sikały na rozkaz, co może wydawać się dziwne i nieprawdopodobne, ale tylko wtedy kiedy nie rozumiemy jak wielkie ryzyko i jak wielkie zyski wchodziły w grę.

Beauplan nie potrafi ukryć podziwu dla organizacji tatarskiego kosza, a my zastanawiamy się, mając w pamięci jeszcze jeden tekst, czy wziął on pod uwagę wszystkie aspekty organizacji takiej wyprawy? Pamiętamy bowiem książkę Łozińskiego „Prawem i lewem”, gdzie kwestie najazdów tatarskich na Polskę i Ruś są omówione od strony napadanych. Z niejakim zdziwieniem konstatujemy, że w czasie kiedy sygnalizowano pojawienie się Tatarów, nikt nie ewakuował ludności, a przeciwnie karbowi i ekonomowie, nie wszyscy rzecz jasna, ale niektórzy, wręcz wyganiali ich na pola. Już się tu kiedyś nad tą kwestią zastanawialiśmy, ale wyraźnie umyka ona oczom badaczy. Zorganizowanie nawet kilkunastotysięcznej wyprawy po niewolników wiązało się z cholernym ryzykiem. Rynki zaś nie lubią ryzyka. I dotyczy to także rynku niewolników. Nie można więc porzucić myśli, że ryzyko to było minimalizowane na wszystkie dostępne sposoby, także poprzez wynajęcie opłaconych agentów, którzy pełniąc w napadanym kraju funkcje kluczowe z punktu widzenia najeźdźcy, ułatwiają mu wykonanie zadania. To jest ten stopień przebiegłości i zaangażowania biznesowego, którego my w Polsce nigdy nie bierzemy pod uwagę, albowiem wydaje nam się, że nikt nie może być aż tak zepsuty, żeby podejmować się tak sprofilowanych zadań. Historycy zaś nie zajmują się takimi kwestiami wcale, albowiem nie mają one potwierdzenia w dokumentach. O tym, że żaden z nich nie odwiedził nigdy żadnego tureckiego archiwum w poszukiwaniu dokumentów potwierdzających takie praktyki wspominać chyba nie muszę. Jasne jest bowiem, że gdyby takowe papiery istniały, to na pewno same by wypłynęły.

Ilość pozyskiwanych w sezonie zimowym niewolników ocenia Beauplan na 50 tysięcy dusz. I zadziwiające jest to, że opisuje lament i płacz, a także śpiewy tej olbrzymiej gromady, nie pisze nic o hałasie, jaki ona wywoływała. Nie wspominając już o tym, że przecież pozycja Tatarów i ich poczynania wymagały kamuflażu. Taka masa płaczących, bitych i upokarzanych ludzi, musiała być słyszalna wszędzie. No, ale jak wspomniałem, bez odpowiednio zorganizowanej kontrakcji nie dało się z tym nic zrobić. Prowadzi nas to do wniosku, że kamuflaż oddziałów tatarskich idących na połów niewolnika stosowany był jedynie po to, by nie wypłoszyć tych ludzi, a nie z obawy przed atakiem jakichś polskich oddziałów.

Inaczej nieco wyglądały najazdy tatarskie dokonywane latem. Były one dużo mniejsze, ale przez to wcale nie mniej uciążliwe. Tatarzy wędrowali w oddzielonych grupach, które liczyły razem nie więcej niż 20 tysięcy ludzi. Było to zabezpieczeniem przed strażami, wystawianymi w stepie, które widząc nadciągający oddział wycofywały się do najbliższego osiedla. Tyle, że oddział taki nie liczył więcej niż 1000 wojowników i był zwykle lekceważony. Nikt, jak sugeruje Beauplan, nie wpadł na pomysł, by jakoś zmodyfikować służbę wartowniczą w stepie, co pozwoliłoby na właściwe rozpoznanie liczby napastników. Letnie wyprawy nie sięgają nigdy dalej niż kilka mil w głąb kraju. Są jakby uzupełnieniem tych zimowych. Inny jest też sposób poruszania się oddziałów, co jest w ogóle bardzo istotne i świadczy o wysokim stopniu zaawansowania wojskowej logistyki wśród ordyńców. Poruszanie się po pokrytym trawą, wysoką a dwie stopy, stepie jest sztuką, albowiem chodzi o to, by zdobyć łupy i wycofać się unikając pościgu, a także nie być rozpoznanym. Ciepła pora roku to inne warunki marszu. Tatarzy wędrowali poprzez wododziały, żeby uniknąć przepraw, musieli także uważać na to jaki ślad zostawiają w stepie, a był on przecież dobrze widoczny, cały przemarsz więc, w jedną i drugą stronę był planowany i realizowany tak, by zmylić przeciwnika ruszającego w pościg. To wszystko są niezwykle interesujące kwestie, które nie znalazły żadnego odzwierciedlenia w literaturze i filmie. To zaskakujące, ale omówieniem tej sprawy zajmiemy się jutro.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/okraina-krolestwa-polskiego-krach-koncepcji-miedzymorza/

  15 komentarzy do “„Jak małpy na chartach””

  1. Dzień dobry. Niestety, przeciętny konsument treści historycznych czerpie wiedzę o tych czasach z filmów Hoffmana, bo podręczniki do historii nie nadają się do czytania. Jest jeszcze Sienkiewicz, ale przecież jemu nie chodziło o dokumentowanie epoki, ale o inne rzeczy… Reasumując – nie mamy skąd czerpać tej wiedzy, bo mamy jej nie posiadać i być skazanymi na wersje wymyślone przez naszych wrogów na naszą szkodę. To dotyczy tej epoki i wielu innych. I nic nie zrobimy z naszą teraźniejszością i przyszłością jeśli nie poznamy należycie przeszłości, a droga do tego zaczyna się od pierwszego kroku – od przejrzenia na oczy i zobaczenia rzeczywistości. Nie jest to łatwe i przyjemne, ale trzeba…

  2. Dlatego wydajemy teksty źródłowe

  3. Ha, ha, ha… ciagle nie jest Pan na biezaco.

    Niemcy udoskonalili swoje „zegarki”, ktore pod okiem Amerykanow sa uzywane w wojnie na Ukrainie. Nowe urzadzenia testuje sie na mobikach z Rosji. Przecietny czas zycia mobika na froncie wynosi 12 dni, wiec sa chyba skuteczne. Nie wiadomo, kto tutaj jest zleceniodawca, kto wykonawca, kto wrog, przyjaciel, a kto robi za mysz w laboratorium. Mozna sie domyslac, ze nowe rodzaje wyposazenia beda uzywane przeciw Chinolom, a na mobikach tylko sie testuje.

    Zabawne jest to, ze Niemcy chca byc przy tym wszystkim zieloni, neutralni klimatycznie i ulatwiaja kariere kobietom (kierunki techniczne, stanowiska kierownicze) – sa wiec w pewien sposob dzentelmenscy. Niemcy chca zatrudniac Polki przy produkcji uzbrojenia.

    https://www.northropgrumman.com/who-we-are/global-presence/northrop-grumman-w-polsce/

    Tymczasem dla muzulmanow czas jakby sie zatrzymal i chowaja zmarlych tradycyjnie.

    Balsamowanie zwlok jak w Kijowie albo pochowek bez trumny wynika z oszczednosci. My musimy dodatkowo wydac kilka tysiecy zl na trumne debowa albo swierkowa. To jest nonsens.

    Dzisiaj rano w niemieckim radiu mowili, ze chrzescijanskie cmentarze w Niemczech powinny pozwalac muzulmanom chowac zwloki bez trumny, owiniete tylko w szmate i ze to powinno byc w regulaminie cmentarza.

    https://apps-cloud.n-tv.de/img/23736810-1669193042000/16-9/750/09ad761f438422f1de31b6f0429703d9.jpg

  4. Jak rosyjskiego mobika siedzacego w okopie nad Borystenesem zap*****li niemiecko – amerykanska rakieta zaprojektowana przez Polke, to chyba powinien byc szczesliwy?

  5. Wydaje mi sie, ze te konie nie sikaly na rozkaz, ale ze byl to taki postoj, jak robia autobusy przewozace gastarbeiterow do Niemiec, czyli kto chce idzie do WC, a kto musi, ten pali „szluga”. Maruderzy mogli dobic do grupy.

    Moim zdaniem to byl rodzaj przerwy na papierosa dla tatarow, ale moge sie mylic. Dzisiaj paliliby elektroniczne – ze wzgledow bezpieczenstwa i dyskrecji.

  6. „…karbowi i ekonomowie, nie wszyscy rzecz jasna, ale niektórzy, wręcz wyganiali ich na pola.” – Jeśli wieś nie była jakoś ufortyfikowana (palisada, zasieki, fosa itp.) – a ludzie uzbrojeni i przeszkoleni – mogło to być działanie przemyślane i sensowne z punktu widzenia obrony. Łatwiej wyłapać 100-200 os. schowanych po chałupach i stodołach (zwł. jak się je podpali), niż tę samą liczbę rozproszoną w promieniu kilkuset metrów. A pola raczej nie były idealnie gładkimi monokulturami. Pewnie były tam doły, krzaki, zarośnięte miedze itp. urozmaicenia terenu. Szczególnie dzieci mogły mieć sporą szansę ukrycia się. To nie był sposób 100% ale przypuszczam, że Tatarzy mieli w ten sposób nieco niższy „upiór dzienny”.

     Ewakuacja chłopów? Pieszo? Czarno widzę – baby, dzieci, starcy… nawet zdrowy silny mężczyzna w marszobiegu porusza się wolniej od konnego.

  7. Jan Pietrzak kiedyś „Pod Egidą” postulował, coby zmarłych grzebać w pozycji pionowej i tylko od pasa w dół. Oszczędność miejsca a górną połowę można obrzucić tynkiem, to od razu pomnik będzie…

  8. Wg mnie brakowalo woli politycznej, zeby zalatwic temat. Nikt sie nie przejmowal losem chlopow na Ukrainie w XVII wieku.

    Byl wyklad na ten temat na konferencji w Tlokini.

    https://wiadomosci.wp.pl/mowia-nie-zelenskiemu-wyszli-z-sali-parlamentu-6881986643712928a

    https://youtu.be/x-WsKheErpE

  9. Z informacją na opakowaniu o szkodliwości palenia.

  10. Malpy na chartach powiadacie? No tak, skoro Rousseau nazywal Polakow Irokezami Europy…

     

    https://youtu.be/ccrcW9RFX3o

     

    https://kurierhistoryczny.pl/artykul/zle-opinie-o-polsce-gorzej-niz-w-xviii-w-raczej-nie-bedzie,274

  11. To Tatarzy nie wiedzieli, że z niewolnika nie ma pracownika ? 🙂

  12. Niech Pan sobie przeczyta tego Łozińskiego dobrze? A potem zabiera głos. Był pan kiedyś w polu?

  13. Tureckie fascynacje (ciekawostka: w 1:00 pada znane polskie słowo, myślę, że specjalnie i cała sala rechocze)

    U Rameau jest też dużo motywów orientalnych, a także polskich

    https://youtu.be/OO2HBhwk05g

    Raj (dzielnica turecka w Wiedniu?, w Berlinie Zachodnim?)

    https://youtu.be/bCrojOcTj3U

    https://youtu.be/Cy10pGVmc20

     

    Polski złoty wiek

    https://youtu.be/E9DWyJtQpps

     

    i przebłysk geniuszu w muzyce, który zwiastuje nadejście nowej epoki w Europie

    https://youtu.be/zKPnWcyymDQ

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.