mar 312020
 

 

Ponieważ zacząłem trochę dłubać przy nowym projekcie, przypomniałem sobie dawno wydaną książkę Barbary Tuchman, którą kiedyś zawalone były wszystkie księgarnie. Nosi ona tytuł „Odległe zwierciadło” i jest próbą syntetycznego ujęcia historii XIV wieku. Kończy się zaś opisem bitwy pod Nikopolem, która definitywnie i na zawsze zakończyła epokę krucjat, a otworzyła epokę najazdów tureckich na Europę Środkową.

Kiedy czytałem tę książkę dawno temu, byłem zachwycony. Wczoraj byłem zachwycony nieco mniej, ale też było ciekawie. Jedno mnie w tej treści uderzyło – próba interpretacji zjawisk politycznych poprzez psychologię i kulturę. To zaskakujące, choć autorka w końcowych fragmentach rozdziału o bitwie pod Nikopolis, zauważa, że coś jednak w tej interpretacji nie gra. Nie rozumie jednak dokładnie co i ów brak zgrania skład na karb różnic w kulturze, jakie zaszły w Europie po epidemii dżumy. To znaczy, ludzie pamiętający czasy przed zarazą byli ostrożniejsi, a ci, którzy urodzili się po niej mieli skłonności do większego ryzyka. To jest, z każdego punktu widzenia, również z psychologicznego, wyjaśnienie słabe. Poza tym, warto by się zastanowić, czy jest sens gmerania w podświadomości wielkich panów feudalnych, żyjących w czasach kiedy o psychologii nikt nie słyszał. Szczególnie jeśli do dyspozycji ma się tylko relacje post factum, pisane wiele lat po samej bitwie i nieszczęśliwej wyprawie nad Dunaj. Może po prostu badacze i popularyzatorzy, tacy jak Tuchman wiedzieli już dawno, że nie mają wyjścia, albowiem formuły literackie opisujące życie średniowieczne, służą do dystrybuowania propagandy obyczajowej, a jakoś trzeba ludziom te dawne czasy wyjaśnić. Psychologia nie jest najgorszym pomysłem, choć moim zdaniem są inne. Przyjrzyjmy się okolicznościom w jakich krucjata wyruszyła do Bułgarii.

Jest rok 1396 i Francja stoi wobec kolejnej odsłony wojny stuletniej. Kraj został pokonany dwa razy w połowie stulecia, a król dostał się wtedy do Angielskiej niewoli. W roku 1396 Konstantynopol jest jeszcze miastem chrześcijańskim, a sułtan rezyduje w Adrianopolu. Podbite są już jednak i Bułgaria i Serbia, która złożyła hołd Turkom.Na Kosowym Polu, ogłoszono sułtanem młodego następcę sułtana Murata – Bajazyta. Nowy sułtan wsławił się wielką sprawnością w walce i dynamiczną bardzo taktyką. Zyskał natychmiast prawie przydomek – Błyskawica. To jest ciekawe, że człowieka nazywają w tak malowniczy sposób, wiedzą o tym wszyscy, a wyruszająca przeciwko niemu wyprawa w większości uznaje go za niedorobieńca i durnia, z którym łatwo sobie poradzi. To można oczywiście złożyć na karb psychologicznych ograniczeń, ale chyba lepiej przyjąć, że mogło to być wynikiem celowo rozpuszczanych plotek, które miały utwierdzić Francuzów w tym, że mają przeciwko sobie przeciwnika słabszego.

Dlaczego krucjata, pobłogosławiona przez obydwu papieży, co także jest dziwne, w ogóle wyruszyła? Turcy zagrozili bezpośrednio Węgrom i Zygmunt Luksemburski, król Czech i Węgier rozpoczął starania o tę wyprawę. No, ale Zygmunt był wierny papieżowi w Rzymie, podobnie jak jego poddani. Francuzi zaś, którzy mieli swojego papieża w Awinionie, stanowili główną masę uderzeniową wyprawy. Zaciągnęło się na nią bardzo wielu rycerzy, giermków i ciurów. Wszyscy wyruszyli jak na wesele, wielkim orszakiem, z niezwykłym przepychem. Ponoć na postojach rozstawiano namioty, a na ich ścianach wieszano obrazy. Potem odbywały się tam uczty połączone rzecz jasna z występami różnych dziewczyn, nie do końca ubranych. Wyprawa wyruszyła w marcu, w pod Nikopolem znalazła się w sierpniu. To oczywiście jest możliwe. Od marca do sierpnia w wolnym bardzo tempie można dotrzeć od granicy niemiecko-francuskiej, do dzisiejszego bułgarsko-rumuńskiego pogranicza.

W zastanawiający sposób autorka ujmuje przygotowania do krucjaty. Oto pomysł narodził się najpierw w głowie Karola VI króla Francji, który objął w posiadania kraj po swoim ojcu, człowieku przebiegłym, potrafiącym dobierać sobie ludzi do współpracy. Karol VI nie potrafił już tego i nie umiał przez długi czas zawrzeć pokoju z Anglikami. Za to bardzo spodobał mu się pomysł wyruszenia na krucjatę przeciwko Bajazytowi. Trzeba koniecznie wspomnieć o tym, że Karol VI był chory psychicznie, nie mył się i uważał, że zrobiono go ze szkła. Jego postępowanie zaś, w późniejszych latach doprowadziło do całkowitej katastrofy królestwa. Dziwi mnie dlaczego można w drobiazgowy dość sposób zastanawiać się nad psychologicznym aspektami klęski pod Nikopolem, pomijając przy tym szaleństwo Karola, które było przecież widoczne i jako takie na pewno znalazło jakieś miejsce w politycznych planach Londynu i nie tylko Londynu.

Ambicje króla nie zostały zaspokojone. Nie on bowiem decydował o tym, czy krucjata wyruszy. Ta kwestia leżała w gestii człowieka, który mógł wycisnąć ze swoich domen maksymalną ilość gotówki. Był nim książę Burgundii Filip Śmiały. Był on faktycznym władcą Francji, którą przejął korzystając z choroby psychicznej króla. I trudno doprawdy przyjąć, że przyświecał mu szczytny cel wypchnięcia Turków z Europy. Barbara Tuchman pisze, że Filip miał zamiar wysłać krucjatę gdziekolwiek – najpierw do Prus, a jeśliby się to nie udało, to na Węgry. Jako przywódców tej wyprawy widział Filip Ludwika Orleańskiego, który miał dziedziczyć koronę po szalonym królu, swoim bracie i księcia Lancaster. To jest zastanawiające w mojej ocenie, bo nosi wszelkie cechy misternego planu, który polegał na tym, żeby wysłać w diabły konkurentów politycznych obydwu stron i jak największą część najgroźniejszego na kontynencie rycerstwa, czyli Francuzów. Niech jadą w cholerę i nich ich tam szlag trafi. Taka operacja nie może się odbywać na pół gwizdka i trzeba się poważnie w nią zaangażować. Oczywiście tracąc przy tym, jak najmniej. Barbara Tuchman pisze, że celem księcia Filipa było wywyższenie siebie i swojego dworu. To jest uzasadnienie psychologiczne. Tym celem było w istocie, zdobycie dominującej pozycji na zachodzie kontynentu, poprzez eliminację pretendentów do korony Francji i Anglii, zawłaszczenie tej pierwszej i zdemolowanie sytuacji w tej drugiej, a potem wyciągnięcie z tego jak największych korzyści. I to akurat nie ma wiele wspólnego z psychologią, za to dużo z polityką. Na tę operację Filip przeznaczył 130 000 liwrów, a chciał aż 200 000. Wycisnął te pieniądze od flandryjskich patrycjatów, które mocno się targowały, ale widocznie wizje, jakie roztoczył przed nimi książę, były na tyle uwodzicielskie, że dali się w końcu przekonać. Wyprawie towarzyszyła oprawa propagandowa, której emisja rozpoczęła się w sierpniu 1395 roku, kiedy to do Paryża przybył orszak węgierskich panów. Ci przedstawili sytuację oszalałemu królowi, w zasadzie ubezwłasnowolnionemu i nie podejmującemu decyzji. To znaczy opisali Bajazyta jako groźnego przestępcę niecofającego się przed niczym, posiadającego w dodatku te właściwość, że pojawia się znienacka w zaskakujących miejscach. Tak się złożyło, że król wydał właśnie swoją sześcioletnią córkę za następcę tronu Anglii, co uznał za niezwykle szczęśliwą okoliczność, dającą dobry pretekst, by wysłać swoich najlepszych ludzi w nieznane, na ryzykowną bardzo wyprawę. Kontrola od tym przedsięwzięciem została mu natychmiast odebrana, a przejął ją wymieniony już tu Filip Śmiały. Postawił o na czele krucjaty swojego syna Jana, znanego potem, jako Jan bez Trwogi, znanego pogromcę Szwajcarów, który całe życie poświęcił idei przebicia się do Morza Śródziemnego, i zbudowania trwałego szlaku handlowego – północ-południe, wiodącego przez jego dziedziczne ziemie i miasta. Nie wszystko układało się po myśli księcia Filipa, bo obaj prawdopodobni następcy trony wymówili się od udziału w krucjacie.

Filip, który traktował tę wyprawę, jako pretekst do umocnienia swojej pozycji na miejscu, musiał dołożyć do ekspedycji i opodatkował na nowo swoich poddanych. Liczył – też sobie popsychologizuję – że kiedy tamci będą daleko od załatwi parę ważnych spraw metodą faktów dokonanych. Jego syn, który wyruszy na krucjatę, będzie zaś gwarancją, że w razie zwycięstwa cały splendor spadnie na jego rodzinę.

Aha, jeszcze jedna sprawa, która pozornie nie łączy się z krucjatą – zwariowany król Karol wyrzucił z Francji żydów. Stało się to w roku 1394. Gdzie się ci żydzi udali, nie wiem, ale podejrzewam, że do Turcji.

W opisie krucjaty i przygotowań do niej dominuje wątek kulturowy. Oto rycerstwo francuskie, pyszne i pełne buty nie chce nikogo słuchać, jest samowolne, wydaje masę pieniędzy, bawi się wesoło i przez to właśnie ponosi klęskę. To jest zadziwiające, bo jeszcze dekadę wcześniej, za panowania Karola V i rządów jego konetabla, znanego bretońskiego gangstera Bertranda du Guesclin rycerstwo francuskie zachowywało się zgoła inaczej. Byli to ludzie zdyscyplinowani, świadomi celów, dobrze przeczołgani przez toczącą się w kraju wojnę i gotowi na wiele poświęceń. Czy istnieje coś takiego jak zbiorowa świadomość kasty, która zmienia się pod wpływem czynników środowiska? Jeśli tak jest rzeczywiście, dlaczego do razu przyjmuje się, że środowisko to nie jest stymulowane przez wrogów tej kasty, a składa się na nie jedynie ciąg nie powiązanych ze sobą zbiegów okoliczności? Przyznam, że tego nie rozumiem. Wiem za to, jakie z takiego postawienia kwestii wyciąga się wnioski – kasta panów feudalnych, musiała odejść w zapomnienie, bo nie sprostała nowym czasom. Taki był efekt naturalnej ewolucji społeczeństw. Jasne, naturalna ewolucja…

Minęło dziesięć lat, na tronie zasiadł wariat, któremu, jak sądzę to szaleństwo sprokurowano za pomocą podawanych w ukryciu specyfików, i wszyscy we Francji dostali szału. Kronikarze zaś pisali o tym, że wobec pokoju z Anglią, rycerstwo musiało poszukać jakiegoś godnego siebie zajęcia. Dlaczego du Guesclin, żołnierz, cwaniak, bandzior pierwszej klasy, nie wierzył w takie idiotyzmy? Jego zaś następcy tylko w nich pokładali wiarę?

Wyprawa dotyczyła się do miasta Nikopolis, a wcześniej zdobyła twierdzę Oriachowo. Wzięto masę jeńców, których ciągnięto potem za sobą. Wyrżnięto ich w przeddzień bitwy.

Co się stało pod Nikopolem? Armia złożona z Francuzów zachowujących się w sposób ostentacyjnie ekstrawagancki, a także z rycerzy węgierskich, polskich, niemieckich i czeskich oraz kontyngentu wołoskiego, zaczęła oblegać miasto. Okazało się, że nie zabrano ze sobą machin oblężniczych. To niezwykłe – zabrano namioty i obrazy, a nie zadbano o machiny? I na to wydał swoje pieniądze największy spryciarz epoki – książę Burgundii Filip?

Miasto nie zostało zdobyte, a stanowiło ono klucz od kontroli całego dolnego Dunaju. Wkrótce nadciągnął sułtan Bajazyt ze swoim wojskiem, ponoć gorzej wyposażonym ale lepiej wyszkolonym. Tak się tłumaczy tę klęskę – Francuzi byli dzielniejsi, walczyli jak lwy, ale tamci byli lepiej zorganizowani i mieli jednego dowódcę. To samo mówił po bitwie cudem ocalały król Węgier Zygmunt Luksemburski.

Nie wiemy jednak co naprawdę wpłynęło na Francuzów, albowiem zasłania nam to metoda psychologiczna, którą posługują się, wyłącznie dla wygody, moim zdaniem, wszyscy autorzy. Czy na radach wojennych, z których pierwsza odbyła się w Budzie – stolicy Węgier – ktoś celowo tych ludzi nie podkręcał? A jeśli tak, jakimi metodami to czynił? Barbara Tuchman wymienia głównych prowodyrów tej wojennej hucpy, którzy nie chcieli słuchać króla Węgier, bo obawiali się, że odbierze im on splendor zwycięstwa. Byli to hrabia, d’Eu, marszałek Boucicaut, książę de Nevers (późniejszy Jan bez Trwogi) . Byli to wszystko ludzie młodzi, przed trzydziestką, którzy – nie wiadomo z czyjego polecenia – sterroryzowali całą wyprawę i doprowadzili do jej klęski. Można oczywiście przyjąć, że w całej armii nie było nikogo, kto mógłby się im przeciwstawić, ale to jest wyjaśnienie mocno kulawe. Musiały grać jeszcze jakieś inne czynniki, których nie widzimy.

Hrabia d’Eu poprowadził frontalny atak na schodzącą ze wzgórza piechotę turecką. Wszystko szło dobrze dopóki impet Francuzów nie zatrzymał się na wbitych w ziemię, zaostrzonych palach, które sięgały koniom do brzuchów. I to jest moim zdaniem niezwykłe. Sułtan idzie z odsieczą oblężonemu miastu i zachowuje się tak, jakby wiedział co za chwilę się wydarzy. Przyjmuje taktykę defensywną. Dlaczego? Ktoś mu powiedział wcześniej, że d’Eu, Boucicaut i de Nevers zwariowali i ruszą frontem na jego ludzi? Pod Nikopolem zjawił się w nocy, wkopanie pali w ziemie oznaczało, że znał doskonale miejsce, w którym wszystko się rozegra, a cała szarża została sprowokowana. Przez kogo? Ja nie wiem. Dobrze by było sprawdzić w ilu jeszcze bitwach Turcy zastosowali ten sposób – pale wbite w ziemię. Bo czyja to jest taktyka w tamtym czasie, wszyscy doskonale widzą – łuczników angielskich, którzy za osłoną z takich pali oczekiwali ze spokojem na szarżę francuskiego rycerstwa.

Można mnożyć opisy dzielności Francuzów, liczyć zabitych Turków, których było znacznie więcej, ale nie ma to znaczenia. Węgrzy, Polacy, Niemcy i Czesi zaatakowani przez jazdę turecką nie mogli przyjść na pomoc okrążonym, walczącym pieszo Francuzom. Wycofali się z pola bitwy zaatakowani jeszcze dodatkowo przez duży kontyngent serbski, który wzmacniał siły sułtana. Odwrót zamienił się w ucieczkę, a powrót do domu w udrękę. Kraj po drugiej stronie Dunaju był spustoszony przez wojska wołoskie, które pierwsze odstąpiły od sojuszników i widząc co się dzieje, wolały zająć się rabunkiem. Po bitwie sułtan bardzo się zasmucił widząc ilu jego ludzi poległo. Postanowił też, że musi dokonać zemsty, za wymordowanie jeńców i oddzieliwszy największych i najmożniejszych panów królestwa, za których spodziewał się wielkiego okupu, kazał wyciąć resztę bezbronnych jeńców. To też jest ciekawe, bo Barbara Tuchman powołuje się na tekst źródłowy pewnego bawarskiego giermka, który powrócił do rodzinnego kraju po 30 latach tureckiej niewoli. Jakoś mu się udało? Nie był przecież bogatym rycerzem, no i nie był Francuzem. Sądzę, że eksterminacja kilku tysięcy najlepszych, choć nie najbogatszych feudalnych panów na polu pod Nikopolem, został zaplanowana i przeprowadzona celowo. Cóż bowiem dla sułtana znaczyli zamordowani, albo rzekomo zamordowani przez krzyżowców Bułgarzy, broniący Oriachowa? Za wszystkich tych rycerzy można było także dostać okup, może nie tak wielki, jak za księcia de Nevers, ale pieniądz to pieniądz, zawsze jest potrzebny, szczególnie kiedy planuje się ciągle nowe wojny.

Dziwne jest też to, że nikt nie poddaje takiej psychologicznej obróbce tureckich uczestników bitwy. A byłoby to przecież ciekawe. Nie wiemy nawet, jak się ci ludzie nazywali. Nikt też nie próbuje dziś wyjaśniać mechanizmów wojny poprzez ograniczenia psychologiczne dowódców. Ciekawe dlaczego?

Trochę mi się zeszło z tym tekstem, ale mam już dosyć bieżączki i będę się starał, by było ukazywało się tu coś ciekawszego.

  20 komentarzy do “Dziwne wojny (1) Nikopolis czyli średniowieczna psychologia”

  1. >Karol VI był chory psychicznie, nie mył się i uważał, że zrobiono go ze szkła…

    Przed północą obejrzałem satelitarny program telewizyjny z San Marino. Tamtejszy wirusolog przypomniał, że w średniowieczu uważano, że zarazy przenoszą się przez powietrze, a mycie się ułatwia przenikanie zarazy przez pory skóry. Nie myli się m.in. Ludwik XIII i Ludwik XIV. I rzeczywiście woda była nośnikiem cholery i tyfusu, gdyż zanieczyszczały ją ścieki, a pamiętamy też, że fekalia wylewano z okien na ulice. Co do „czarnej śmierci” przenoszonej przez pchły czarnych szczurów, to uważano, że pchły są pożyteczne w chorobie, bo upuszczają krew.

  2. To jest dziwne, bo wszędzie właściwie można przeczytać o wielkiej ilości łaźni czynnych w każdym większym mieście

  3. To zapomnienie o maszynach oblężniczych, to mi przypomina opis Besali o trzeciej wyprawie króla Stefana Batorego na Moskwę, bo wtedy wojska polsko – litewskie zapomniały prochu. Possevino swoją dyplomacją uratował trzecią wyprawę.

    Skolimowski w filmie o odsieczy wiedeńskiej, wstawia kadr o sprawdzaniu stanu pola na którym będą się toczyć walki, też się dziwię, że w obozie Sobieskiego z ukontentowaniem stwierdzono że szarża pancernej husarii będzie nie zagrożona… skoro od 300 lat Turcy wiedzieli jak się niweluje tego rodzaju pancerne zagrożenia…

    No i ten sposób na usuwanie elit jak wypychanie na wojnę, czy do powstań, to też ma swoją tradycję….. z tym że pomysł na ten sposób usuwania elit chyba zawsze przychodzi z zewnątrz. Tak jakoś to wygląda, że inspira i plan wkręcenia elit  jest przygotowywany poza krajem objętym manipulacją .

  4. Tak myślę, że przyczyny braku kąpieli na dworze francuskim zależały od poziomu czystości wody wokół Paryża. Pokazane w „Koronie królów” (wileńskie)  kąpiele Jagiełły, chyba  wskazują że zorganizowanie nie było to trudne  (kuchnia grzała wodę, służący dolewał ciepłej), możliwości techniczne nie przekraczały ówczesnych sił… …

    Zapewne te wody wokół Paryża chyba pozostawiały wiele do życzenia… Co nimi płynęło, zapewne wszystko …

  5. Być może pamiątki z czasów rzymskich.

  6. >Aha, jeszcze jedna sprawa, która pozornie nie łączy się z krucjatą – zwariowany król Karol wyrzucił z Francji żydów. Stało się to w roku 1394.

    Przyczyny mogły być jeszcze w roku 1348 (o czym wspomina Długosz). W tymże roku w Raguzie wprowadzono dla przybyszów czterdziestodniową kwarantannę. Początkowo na wolnym powietrzu, a potem w drewnianych schronieniach (drewnianych, aby je można było spalić), które dały początek lazaretom. Za nie przestrzeganie kwarantanny dekret z roku 1397 przewidywał karę 100 dukatów lub więzienie i kary cielesne.

  7. Kwarantanna i lazarety powstały w Raguzie, bo tam było największe niebezpieczeństwo przywleczenia zarazy na statkach. W pewnym okresie do Wenecji i Genui zarazę wleczono głównie na statkach z Kaffy.

  8. Lubię numerki: czyli 100 dukatów = 30 tys. zł. AD 2020 ☺

  9. A propos łaźni

    Był w ogóle nawet taki zwyczaj, że gościa częstowano łaźnią, kąpielą w balii, to było w dobrym tonie.

  10. Dziś jest praktycznie pewne, że dżumy nie roznosiły szczury.

    Wiem, że jest taka teoria: szczur śniady roznosił dżumę, pojawił się szczur wędrowny, wygryzł populację śniadego i po problemie.

    Sprawa jest bardziej skomplikowana i w zasadzie jedno jest pewne: zarazy się pojawiają jak kataklizmy typu tornado i huragan. Nie znamy przyczyn ich występowania. To poza naszymi możliwościami poznawczymi. Natura sprowadza nas do parteru.

    Dotykają też zwierząt, np. norka amerykańska która wypiera rodzimą norkę europejską kilka lat temu została zaatakowana przez chorobę, która zatrzymała jej napór. A bydle to sprytne, zmora m.in. stawów rybnych.

    A racza dżuma? Zapytajcie dziadków lub rodziców czy pamiętają ile jeszcze w latach ’50 i ’60 było raków w stawach, strugach i rzekach, a ile jest teraz.

  11. Oj chyba „szyćko to bez te nawozy śtucne, szyćko to bez te sputniki”

  12. Myślę że Filip Śmiały nie mógł być pewny klęski wyprawy. Wojna w tamtych czasach to w dużej mierze loteria. Często przegrywali Ci których wcześniej dopadła zaraza. Obleganie miast to też wielka niewiadoma. Czasem bronią się do końca, czasem szukają pretekstu żeby się poddać. No i młodzi wodzowie. Nie wiadomo czy któryś nie błyśnie talentem i opanowaniem na polu bitwy. Do tego przypadkowa śmierć Sułtana lub któregoś z jego dowódców. 

    Zgarniecie laurów jako główny organizator to trochę mało. Filip musiał mieć pewność że polityczne konsekwencje ewentualnego zwycięstwa będą dla niego minimum na zero.

  13. na początku lat 80-tych w Jeziorku Czerniakowskim były raki

  14. na wszystko mozna znalesc lekarstwo wystarczy rzeczywistosc przeobrazic sie w groteske

    https://www1.nyc.gov/assets/doh/downloads/pdf/imm/covid-sex-guidance.pdf

    wszystkie propozycje , szczegolnie punkt 2, sa ciekawe.

  15. ale ja nie o tym, nie o rakach, przypomniała mi się prawie anegdotyczna sytuacja, (mająca miejsce 600 lat później), niż ta opisana w tekście.

    Opisuje  Korwin – Milewski, kiedy to zorientował się po treści artykułów francuskich gazet, że jest jakieś lobby (Waldemaras & consortes) naciskające w Paryżu na referendum litewskie, i że przychyla się do tego jakiś francuski polityk. Na szczęście Korwin napisał artykuł definiując racje polskie, swoimi kanałami przesłał go do paryskiej  gazety, która drukując artykuł, objawiła światu te przymiarki  i obeszło się bez referendum. Polityk francuski „zainteresowany” ewentualnym referendum na Litwie, wycofał się z tego projektu.

    Taka refleksja że po 600 latach od takiego projektu wojennego jak ten króla Karola, 100 lat po Napoleonie  –  politykami francuskimi już mieli śmiałość  sterować przypadkowi ludzie, tacy co wcześniej byli szeregowym personelem w wileńskim banku.

    Z nadętej Francji  zaczynało uchodzić powietrze.

    No i chyba uszło….

  16. Ludwika XIV  smarowali całego codziennie rano spirytusem, a i wypić trochę też musiał…

  17. Z Krakowem w czasach wielkiej zarazy jest problem, bo Długosz (1415-1480) się nie przyłożył, a o epidemii pisał ze źródeł zachodnich. W rezultacie na wiki Polska jest zieloną wyspą, a polski redaktor wymyślił sobie, że „Epidemia oszczędziła niektóre części Europy, np. ziemie polskie (możliwe, że dzięki kwarantannie wprowadzonej na granicach oraz izolowaniu miast zarządzonemu przez Kazimierza Wielkiego)”.

    Węgierski kronikarz János Thuróczi (1435-1488), autor Chronica Hungarorum jest dla odmiany dość nierzetelnym źródłem w sprawach około bitwy pod Nikopolem, podobnie zresztą jak chrześcijańscy naoczni świadkowie, którzy wielokrotnie przesadzają. Myli zresztą okresy historyczne i polskich królów, nawet z czasu, gdy żył jako dziecko.

    W rzeczywistości bitwa pod Nikopolem nie była wielką tragedią chrześcijańską. W walce rycerze „krucjaty” byli dzielni i nie zginęło ich tak wielu jak Turków. To właśnie doprowadziło Bajazyda do wściekłości i kazał wymordować kilka tysięcy jeńców, wbrew dotychczasowym zasadom rycerskim.

  18. w walce rycerze byli dzielni …. a w literaturze francuskiej zawsze są przedstawiani jako honorowi, mężni, odpowiedzialni …. no i jakoś się ten „image” spsił.

  19. literaturowy francuski rycerz, muszkieter, żołnierz , … to zawsze jak wzór z Sevres pod Paryżem …. było  i minęło

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.