lut 022023
 

Są na tym świecie rzeczy niezmienne, a należy do nich kolportaż treści. Łatwo to udowodnić. Zacznijmy od zapomnianej już mocno książki Lidii Winniczuk pod tytułem Ludzie, zwyczaje i obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu. Autorka poświęca niesłychanie mało miejsca Grecji, koncentrując się na Rzymie, ale rozumiemy, że to wynika ze szczupłości źródeł dotyczących zwyczajów i obyczajów Greków. Sygnalizuje jednak momenty istotne, jest tam, na przykład, rozdział pod tytułem Publikatory w Grecji i w Rzymie. Z Grecją pani Winniczuk załatwia się raz dwa, twierdząc, że mediami głównego nurtu były wówczas niewiasty, które powtarzały plotki. Ja nie będę oceniał takiej konkluzji, bo pamiętam, że gdzieś czytałem o tym, że kobiety w Grecji nie mogły nawet odsłaniać twarzy publicznie, nie chodziły do teatru i w ogóle ich życie było raczej ciężkie. Poza tym jeśli mamy całą grecką filozofię, która wywarła tak przemożny wpływ na kulturę i cywilizację światową, to do cholery jakoś te rzeczy musiały być kolportowane? Nie sądzę, by brały w tym udział kobiety. No chyba, że Lidia Winniczuk oddziela kolportaż treści filozoficznych od innych treści. Tylko dlaczego to czyni? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że jak Arystyp z Cyreny dowiedział się – nie mamy pojęcia od kogo – o istnieniu Sokratesa, to zapragnął zostać jego uczniem i przyjechał z północnej Afryki do Aten. Kolportaż treści był więc sprawą poważną i na pewno zinstytucjonalizowaną. I z całą pewnością publikatorami nie były niewiasty, jak chce Lidia Winniczuk, która w dalszej części swojej książki bawi nas opowieściami o rzymskich grafitti, pozostawionych w Pompejach.

Jak ja to połączę z Tadeuszem Syrokomlą i jego wierszem? Samo się połączy. Przeczytajcie najpierw ten wiersz. https://pl.wikisource.org/wiki/Ksi%C4%99garz_uliczny

Już na samym początku wskazuje nam Tadeusz Syrokomla czym się różniły czasy dawne w Litwie od czasów nowych, które dają mu chleb i sławę. Oto dawniej niczego poza kalendarzem nie czytano, a kolportażem treści zajmowali się żydowscy dzierżawcy lokali z wyszynkiem zwani karczmarzami. I jakoś się żyło. Nie zaspokajało to jednak ambicji i poczucia estetyki oraz wrażliwości ludzi, którzy jakoś ten świat próbowali ogarnąć umysłem. Jeździli oni do Wilna i tam oglądali piękną architekturę, pamiątki przeszłości, a także posyłali dzieci do szkół, gdzie program był przecież szerszy niż tylko nauka rachunków i alfabetu. Mieli ci ludzie w duszy jakąś dziurę, którą zapełniono treściami pochodzącymi wprost z zamierzchłej grecko-rzymskiej przeszłości. I nie sprowadzili ich do Wilna bogaci księgarze, którzy nie ponosząc żadnego ryzyka kolportują piękne wydawnictwa, kokietując przy tym czytelnika jakimiś gawędami. Zrobił to samotny, stary Żyd, który jak za dawnych czasów, podpiera ścianę i patrzy smutno na swój straganik. My zaś myślimy o tym, jaka to przemiana zajść musiała w duszy owego człowieka, który zapewne znał wszystkich okolicznych arendarzy pełniących funkcję wolnych mediów i mediów społecznościowych w owych czasach? Co się stało, że zamiast jakimś naprawdę chodliwym towarem zaczął handlować książkami? W dodatku tak słabo rokującymi jak pisma filozofów i antycznych historyków? Uznać musimy, że ten sposób oceny jest w ogóle wadliwy, albowiem oceniamy i księgarza i towar według narzuconych nam, całkiem fałszywych kryteriów. To znaczy uważamy, że dobry i chodliwy towar, to ten zaspokajający najpierwsze potrzeby. I widzimy sami w jak głupiej sytuacji się stawiamy i jak się kompromitujemy. Księgarz bowiem wileński, o którym pisze Syrokomla mógłby spokojnie zastąpić cały wydział psychologii na niejednym uniwersytecie. Był bowiem w istocie terapeutą społecznym, który za swoją terapię nie pobierał kwot horrendalnych, a to co kolportował miało wszystkie potrzebne gwarancje i było lekiem cudownym. Oto stosowny fragment:

Zdrowież było w tych książkach! słowo wrzące czynem
Naczytawszy się Rzymian, byłeś Rzymianinem,
Duch olbrzymiał w potęgę, opływał w rozkoszy
Za ubogą zapłatę kilkunastu groszy.

Żydowski księgarz był wychowawcą elit Wielkiego Księstwa ledwo oddychającego pod moskiewskim butem. Sprzedawał coś znacznie cenniejszego niż chleb, mięso czy gorzałka, na nawet konie czy drób. On miał na składzie podwyższoną samoocenę ludzi, których władza zdegradowała i próbowała doprowadzić do moralnego upadku. Oczywiście możemy teraz rozpocząć dyskusję o tym, czy on się nadawał na to stanowisko? Tylko, że nie ma to sensu, albowiem innych chętnych nie było.

Lepiej zapytać o coś innego – skąd biedny, wileński Żyd, rozumiał w ogóle co jest w tych książkach? To pozostanie dla nas zagadką. Syrokomla milcząco zakłada, że potrafił on czytać i pisać, a także rozumiał po polsku i po łacinie. To są bardzo kontrowersyjne sugestie, jeśli wciąć pod uwagę sposób oceny kolportażu treści antycznych w samym antyku, wyłożony przez Lidię Winniczuk.

Wątpliwości muszą jednak ustąpić, bo Syrokomla daje świadectwo, że rozmawiał z księgarzem i on się wylegitymował nie tylko wiedzą na temat literatury antycznej, ale także znajomościami na uniwersytecie:

Czy to raz profesorska figura zgarbiona
Płaciła po dukacie listy Cycerona?
Za Plautusa, choć prawda inkunabuł stary,
Pan Groddeck mi zapłacił aż cztery talary,
A ja tylko sprzedając ściskam ramionami,
Bo na co im te książki, kiedy piszą sami?

Zauważmy, że Syrokomla jest bardzo dokładny w ocenie sprzedawanego towaru. Najpierw mówi o groszach płaconych za rzeczy z oderwanymi okładkami, a teraz o talarach za dobrze wydanego i zachowanego Cycerona. Podziwiać możemy też pokrętną i przebiegłą taktykę sprzedażową księgarza, który udaje głupiego i pyta swojego rozmówcę – po co im te książki, skoro piszą sami? On dobrze wie po co, podobnie jak wie, że uniwersytet nie sprowadza książek inaczej, jak przez aparat urzędniczy. Ten zaś jest narzucony przez Moskwę.

Z niejakim zaskoczeniem konstatujemy, że księgarz w dawnych czasach, kiedy był młodszy, zajmował się także kolportażem dzieł profesorów uniwersytetu wileńskiego, którzy – domniemywam – nie mieli innej możliwości sprzedawania swoich książek, nad którymi pracowali po nocach, w pocie czoła. Niestety nie znamy odpowiedzi na pytanie – kto je wydawał? Tych wszystkich znanych nam z podręczników szkolnych ludzi nazywa żydowski pośrednik swoimi dziećmi. I to jest bardzo trafne spostrzeżenie, bez niego bowiem byliby nikim. Najbardziej wstrząsające zaś w całym wierszu zdanie brzmi:

Dzieła choć naukowe szły jak asygnata,
Dużo ich sprzedawałem w staroświeckie lata

Aż chce się zapytać – co poszło nie tak? I przypomnieć w tym miejscu, że II tom podręcznika akademickiego napisanego przez Benedetto Bravo i Ewę Wipszycką, ukazał się po 30 latach, w nakładzie  1000 egzemplarzy, z fatalnymi rysunkami i zadziwiającymi konstatacjami w środku. Tam dzieła, choć naukowe szły jak asygnata, wszyscy także pragnęli czytać Platona i Horacego, a dziś nie można wydać więcej niż 1000 egzemplarzy książki, opowiadającej o czasach, które wywierają do dziś wpływ na naszą cywilizację i na każdego studenta kierunków humanistycznych. Mniejsza jaki jest ten wpływ. Ważne, że on jest.

Moja sugestia jest taka – kolportaż z prawdziwego zdarzenia został zarżnięty. Akademicy zaś uwierzyli w to co dawno temu napisała Lidia Winniczuk – że dystrybucją treści w antycznej Grecji, w dodatku za darmo, zajmowały się kobiety. Sprowadźmy te rozważania na jeszcze niższy krąg piekielnego obłędu – autorzy zwątpili w istotny sens i wagę produkowanych treści. Nie mają wpływu na nic, a uwierzyli, że takowy posiadają i posiadali. Treści które proponują nie nobilitują już nikogo. Dlaczego? Czego im brakuje, przecież opowiadają o tych samych czasach, tych samych ludziach, w ten sam sposób co dawniej, z tym samym zaśpiewem? Brakuje im żydowskiego pośrednika. On sobie gdzieś poszedł, a bez niego ten cały antyk jest, pardon, gówno wart.

Teraz będzie najlepsze. Oto księgarz wyznaje, że sprzedawał nieraz na kredyt. Sugeruje, że jakimś biednym paniczom, ale zaraz się okazuje, że nie tak znowu biednym. System kredytowania zaś wyglądał tak, że w zamian za autorów antycznych dostawał on coś innego. Oto opisujący tę sytuację passus:

W zamianę dostawałem grube foliały:
Rejów, Wujków, Paprockich, Stryjkowskich zbiór cały,
Łazarzów, Piotrkowczyków wydania bogate,
I pamiętam tytuły, pamiętam ich datę.
Nie chwaląc się, znam druki krakowskie najrzadsze,
Że czasem i w Bentkowskim omyłki dopatrzę.
Niepopłatny był towar, mało znany komu,
To ja… z piętra na piętro… od domu do domu…
Obnoszę, pokazuję rarytność dowodzę,
Wypchną mię przez drzwi jedne, ja drugiemi wchodzę;
Bo z biedy cóż mam począć? dla kawałka chleba
Jasnym panom oświatę narzucać potrzeba.
I trochę rozbudziłem do książek ochotę:
Kolońskiego Kromera sprzedam za dwa złote;
Jeszcze wyższej w mym handlu dochodziły ceny
Stuletnie Kalendarze i Nowe Ateny;
Najwyżej stał Paprocki — bo tam było ryte,

Jaki herb dla lokaja, jaki na karetę.
A choć mi czasem szkoda gotyckich rupieci,
Cóż robić? myślę sobie — to na chleb dla dzieci.

 

Przyznam, że mnie zamurowało. Ludzie przynosili starodruki z dworskich bibliotek, drukowane gotykiem w Krakowie i wymieniali to na jakieś groszowe wydania autorów antycznych! Nestor wileńskiego księgarstwa twierdzi, że brał towar niepopłatny, z którym musiał latać po piętrach i wciskać go obcym ludziom. Myślę, że nie jest to do końca prawda. Zważywszy, że to on i wiejscy arendarze byli jedynymi kolporterami istotnych treści w tamtych czasach. Myślę, że on doskonale wiedział do kogo i po co idzie, a także jaką cenę może zaproponować. Rodzi się też pytanie – czy owe pisane szwabachą dzieła pochodzące z dworskich i pałacowych bibliotek były wynoszone za zgodą właścicieli? Czy nie pochodziły czasem ze zbankrutowanych majątków, a także czy nasz bohater nie zlecał po prostu ich zdobycia? Im bowiem mocniej się zapiera, że nie chciał tego towaru, tym mniej mu wierzymy.

Podobnie jest z Mickiewiczem, którego brać do ręki nie chciał, bo format mały i nie wiadomo co jest w środku. Okazało się jednak, że szło to jak woda. Ciekawe czemu, boć przywykliśmy myśleć, że Mickiewicz sławą pośmiertną i emigracyjną jedynie się cieszył. A tu niespodzianka. No i ciekawe gdzie, w jakim mieście owe ręce poety obcałowywał nasz księgarz?

Bohater utworu sugeruje, że poezję dostawał wprost od Mickiewicza, możemy się domyślać, że ten akurat dawał mu tomiki za darmo, wierząc, że Żyd księgarz zapewni mu sławę. Trochę inaczej było pewnie z Lelewelem, z którym był po imieniu, ten raczej kazał sobie płacić za egzemplarze. No, ale to wszystko już czas miniony. Ludzie wyjechali, pomarli, przyszła nowa moda i Żyd księgarz sprzedaje Kraszewskiego, na innych zaś traci. Konkurencja urosła w siłę i ludzie kupują książki w jasno oświetlonych lokalach. Tylko czy to rzeczywiście jest konkurencja dla naszego bohatera? Czy nie są to czasem frajerzy i dewastatorzy rynku, którym się zdaje, że wiedzą na czym polega handel książką? Ja bym się raczej do takiej opinii przychylał, choć Syrokomla usiłuje nas przekonać, że Nestor wileńskiego księgarstwa jest człowiekiem mierzącym się z życiową klęską. Nie sądzę. Zgadzam się jednak co do tego, że to on właśnie stworzył literaturę. Także tę antyczną.

Do kwestii kolportażu treści przyjdzie nam jeszcze nie raz wrócić. Na dziś to tyle.

  17 komentarzy do “Interpretacja wiersza Władysława Syrokomli „Księgarz uliczny” czyli dlaczego tak, a nie inaczej postrzegamy antyk”

  1. Coryllusowi, z podziękowaniem za otwieranie nowych perspektyw w historii, polemiczna, geopolityczna baśń jak orzeł.
    Mówił Pan wczoraj w swoim wpisie, że Putin chciał odzyskać pozycję Rosji… ale jak zwykle po trupie Polski i z udziałem Niemiec. Czy nas musi napawać bogobojnym respektem to, że politykę robi się z podeptaniem norm etycznych, jak według niektórych słusznie zwykli robić starsi i mądrzejsi. Jan Paweł II widział to zupełnie inaczej. Jego plany polityczne były pełne miłości. Byłem  świadkiem od 1991… roku, przemian w ZSRR, Rosji, Białorusi, Syberii, Ukrainie, pośrednio w Mongolii….  Może nie najdłużej, ale bardzo intensywnie. Poznałem bardzo różne środowiska. Byłem w Rosji w czasie, gdy zamordowano ojca Aleksandra Mienia. Rosja niepozbawiona entuzjazmu, miała ogromną szansę na rozwój i życzliwość Polaków (W tym kontekście przykładowo warto prześledzić np. losy abp. Kondrusiewicza). Ale okazało się, że traktowany przez wielu z politowaniem Koneczny miał rację. Z wielu powodów, zgwałcona niegdyś przez imperium mongolsko-turańskie Moskwa, dzisiaj (początkowo do spółki z Niemcami) chce odrodzić znowu turańską Eurazję od Lizbony do Władywostoku z ideałami kongresu wiedeńskiego na sztandarach. Niemcy chcą Polskę i Ukrainę na spółkę z Rosją, rozjechać i całym swoim jestestwem mówią: żadnych iluzji panowie, żadnego Ottona III, żadnego kongresu gnieźnieńskiego i żadnego Benedykta XVI. Nawiasem mówiąc, nie ważne, co sobie myśleli i myślą o sojuszu Ukrainy z Niemcami tzw. banderowcy. Po za tym od 1991 roku to Moskwa decyduje, czy Polacy kochają Rosjan a nie sami Polacy.
    Moskale nie są kulturowo Słowianami, bo instrumentalnie i z nienawiścią traktują Słowian: Czechów, Polaków, Ukraińców, Białorusinów, którzy mają być, źródłem jasyru, rekrutów i niewolników. Kiedy w historii słowiańskie źródło niewolników było nieczynne to potrzebna była Oprycznina (taka autofagia). Polacy też nie są Słowianami (kulturowymi) Polacy skierowni są, od czasów Mieszka I, na Rzym (Dagome iudex). Uniwersalistycznie stoją w rozkroku pomiędzy Krakowem i Rzymem, a w zasadzie między górą Wawel i górą Syjon, via wzgórze Watykan i Jasna Góra, dla której Syjon jest archetypem. Polacy zaczerpnęli, niewiele z prawa rzymskiego i filozofii greckiej, ale za to ogrom kultury hebrajskiej i w zasadzie są chrześcijańskimi izraelitami i dlatego się ścierają z talmudycznymi żydami. Pokaż mi swoją gontynę, a powiem ci, jakim Słowianinem jesteś. Niedouczony Terlikowski wygaduje dziś niebezpieczne głupoty, że religia w szkołach to źle. Pozbawienie Polaków religii, jako chrześcijańskiego apologetycznego i naukowego religioznawstwa, to kolejny krok do przekształcenia Polaków w szarą masę pozbawionych tożsamości i sprawczości niewolników, podążających jak zombiaki za czwartym jeźdźcem Apokalipsy. Za moich czasów nim dzieci dowiedziały się, kim był Mieszko I, dowiadywały się, kim byli Abraham, Jakub, Izaak i Melchi Zedek król Salemu. Przyswajaliśmy dramatyczną historię walki Dawida z Goliatem, tym bardziej, że proca wydawała się być, działającą na wyobraźnię, bronią z dziecięcego arsenału. Te postacie patriarchów poznawaliśmy może na równi ze smokiem wawelskim, Wandą, co nie chciała Niemca i św. Mikołajem, jakoś związanym z Bet Lehem (Domem Chleba) gdzie Matusia Dzieciąteczko siankiem nakryła. Po latach zdziwiłem się, że Polska ekipa na spotkaniach naukowych w Jerozolimie była bardziej otrzaskana i lepiej jarzyła jak pracuje tradycja Izraela niż postępowi naukowcy izraelscy, którzy mieli ogromną uniwersytecką wiedzę o europejskiej średniowiecznej sztuce chrześcijańskiej i operowali w historii sztuki aparatem metodologicznym Erwina Panofsky’ego.
    Tymczasem my, chcąc nie chcąc, serfujemy na tej samej desce z Amerykanami, Brytyjczykami, Ukraińcami i Żydami, mimo, że w Izraelu tak wielu chciało sojuszu z Moskwą (Szymon Peres, Netanjachu). Uprawiano w tym czasie w Polsce ikonową dyplomację.  Wtedy też obchodzono wyzwolenie Auschwitz w Moskwie. Polaków obsadzono w roli nazistów. A Putin mówił do Żydów: źle wam w Izraelu… to przyjeżdżajcie do nas. Przed wojną zielonych ludzików, Mosze Kantor prawa ręka Putina chciał wykupić, za czasów Tuska, azoty w Polsce, jako ważny element produkcji amunicji itp. itd. Gdyby teraz nastąpiło wsparcie USA dla Moskwy i Berlina, stanowiłoby wraz z końcem Polski, koniec Amerykanów w Europie i świecie, koniec Izraela i Ukrainy. Widać, że bez Polski Ukraina nie może funkcjonować, jako samodzielne państwo, podobnie jak, Litwa, Łotwa i Estonia, czy Białoruś. Łukaszenka, nienawidzący kultury łacińskiej, zawsze podchodził do swojego chana moskiewskiego na kolanach lub tarzając się w pyle. Dawni Rurykowicze i Giedyminowicze w zasadzie pozostali przy Rzeczpospolitej, choć czasem można mieć wątpliwości patrząc, jak świruje Świrski. Po Rurykowiczach rządziła Rosją dynastia Romanowów mająca związki z Prusami i Londynem.    A potem Trocki, Lenin, Stalin, Roosevelt, Primakow i inni. A Putin uwierzył w swoją propagandę, że było i może być życie Rosji bez Primakowa i Roosevelta. I wszystkie zasługi USA, Churchilla, a nawet Monte Cassino, Sikorskiego i Wandy Wasilewskiej przypisał Moskwie. Zdenerwował cesarza Wschodu napadem na Ukrainę, kiedy to gołąbki same wpadały do gąbki. Miejmy nadzieje, że Waszyngton zrozumiał, iż wsparcie dla Moskwy i Berlina oraz przegrana USA w wojnie ukraińskiej per prokura to pokazanie cesarzowi, że Amerykanie to rzadziaki, z którymi nie warto się liczyć i Ketaj łatwo sobie z nimi poradzi, skoro radzą sobie gienierały Putina.
    Wujek Sam (m.in. przez jeden ze swoich awatarów Baraka Husajna Obamę) chciał przytulić Putina do serduszka, jako swoją ukochaną duszeńkę, aby się razem wyprawiali na Ketajów. A ten nie chciał i dał do zrozumienia z innymi umiłowanymi sojusznikami: „Ujku Samie wypad z Jewropy”. I aj, co to się działo. Powstały żółte kamizelki, w Warszawie wybuchł spisek kelnerów, przyjechał sam Lejb Fogelman, że nawet ciamajdan nie mógł temu zaradzić, a przede wszystkim, trawestując Grzegorza Brauna, Pan Bóg dopuścił i z Kijowa wypuścił, o co Grzegorz do dziś, niczym prorok Jonasz, gniewa się na Niego śmiertelnie… Bo nie tak się umawiali. Jeżeli Kijów nie da rady, to zgodnie z deklaracją Ławrowa, z końca 2021 roku, po samą Odrę będzie głośne szarpanie za klamkę, pobór rekruta, haraczu, jasyru i niewolników oraz krysza nad rekieterami. Czy chcemy być zabierani na krymską lub japońską wojnę, albo ukraińską jak kadyrowcy, Buriaci, czy Kałmucy, albo jak pradziadek Danuty Siedzikówny Inki, który zmarł na tyfus, będąc rosyjskim pułkownikiem, na obszarze dzisiejszej Turcji? Rosyjskie imperium euroazjatyckie nie potrzebuje ziemi, lecz jak zwykle potrzebuje jeszcze więcej rekruta i sprawczości. Polska mogła wtedy istnieć, gdy Stany Zjednoczone w swoim interesie mieszały się do polityki europejskiej. A my serfowaliśmy na tej fali. Teheran, Jałta i Poczdam to nie była tylko wola Stalina. To była gra sił, poważny deal. Rosja przezornie nigdy nie trzymała Rzeczpospolitej Polskiej w jednym kawałku. Gdyby cały Kurdystan był w Turcji to czy Turcja byłaby jeszcze Turcją? Bo Anglia z powodu Szkotów, Irlandczyków i Walijczyków jest Wielką Brytanią. Maria Curie to była cwana gapa. Gdy zobaczyła, że Francja wyprodukowała tylko 2 gramy radu, a USA aż 46 gramów, od razu zrozumiała, gdzie jest Moc (po hebrajsku: ha szmal) i tam się skierowała.
    Vrs von Bierlin zu Kopanik, Roztok und Radusch

  2. Dzień dobry. Było już o tym kiedyś, ale warto odświeżyć temat. Jasne, że nie wierzymy w te narzekania, bo był ów handlarz przecież tylko trybikiem w wielkiej machinie handlu żydowskiego w Polsce, a była to struktura hierarchiczna i zdyscyplinowana, jak każda korporacja. Dała się ona en bloc wynająć potężnym zleceniodawcom do projektu będącego w istocie podmianą sposobu myślenia. Wyssano z polskich bibliotek książki, które trafiły tam jeszcze dzięki Jezuitom, a zastąpiono je antykościelną w istocie propagandą antyku, fałszywą, bowiem pół prawdy to całe kłamstwo… To dlatego nasi dziadowie cytowali Pismo Święte, a my jakiegoś (-wykropkowane-) Sokratesa. Taki był cel i on został zrealizowany. A my nawet w masie nie zdajemy sobie z tego sprawy. Smutne.

  3. Rosja to taka Asyria, skończy jak ona.

  4. może i w temacie, ale raczej chyba o rynku tzw – bibuły-

    chyba taka rolę kolportowania nowinek i ulotek pełnili emisariusze, musieli tacy być skoro Reymont wstawia taka osobę do swojej ksiązki o wsi polskiej XIX wieku , nie pamiętam jak się ten emisariusz nazywał, ale z kmieciami przestawał, dyskretnie zamieszkiwał zimą właśnie u Borynów i pełnił taka uświadamiającą rolę prawnika kiedy pomagał Hance uwolnić Antka z  aresztu. Ktoś taka grupę emisariuszy przygotowywał do tej roboty konspiracyjnej, drukarskiej  i uczył pomocy prawnej.

    może taki emisariusz miał przy sobie stosowne książki, które zostawiał po dworach i może całą zimę zamieszkując u kmiecia przepisywał kolejne egzemplarze ulotek , …. może też i antyczne zamówione przez dwór – dzieła.

  5. Rocho, to o niego chodzi. Uczy dzieci czytać i pisać, opowiada legendy o historii Polski         i Panu Jezusie. Jeśli emisariusz, to bardzo ewangeliczny.

  6. nie zmieniając tematu to przyznajmy, no i dobrze, obie uważamy że taki emisariusz ewangeliczny to w skutkach swojej roboty przynajmniej nie dewastacyjny.

    Też poza tematem…Tak od godziny się zastanawiam, czy czytałam o takich bohaterach książkowych jak Rrocho, ale nie, raczej tylko ewangelizacja np w pamiętnikach Bł.ks. M.  Sopoćki było o tym jak trafiał na wieś bodajże Taboryszki, gdzie zastał w ramach katechizacji ok. 400 dzieci w wieku  „do Komunii św” . i nie był pewien czy ochrzczone  i jeszcze ktoś z blogerów kiedyś tam zamieścił link do opowiadania Reymonta jak to na ziemi łódzkiej pod osłoną nocy, okoliczni mieszkańcy ziemi łódzkiej (w pełnej dyskrecji) uczestniczyli we Mszy św. i byli obdarzani sakramentami,

  7. Z Rocha w ekranizacji z 1973 zrobiono socjalistycznego agitatora, u Reymonta jest dziadem proszalnym ale jakby apostołem, świętym. A szanowny Autor bloga ma id kilku dni wyraźną zwyżkę formy. Świetne teksty.

  8. wracając do głównego tematu i zadanego pytania kto drukował te starocie i te nowsze. Te nowsze z XIX wieku drukowano w :

    – Drukarnia Artystyczna Saturnina Sikorskiego na Nowym Świecie  w Warszawie

    – Księgarnia J.K. Żupańskiego w Poznaniu

    – no i Gebethner i Wolf

    takie info a domowego niewielkiego archiwum

  9. Wpis długi … , ale kto tam teraz rządzi Rosją , ten tam kałmucki lud ?

  10. Zalecenia Potockiego w  Kongresówce dla duchowieństwa były takie, że mają uczyć dzieci czytać i pisać oraz ogrodnictwa, pod ścisłym nadzorem urzędników. To bardzo ułatwiało zadanie, piszę ironicznie, zwłaszcza  jak zawziął się ten reformator na klasztory i inne dobra kościelne.

  11. Po Asyrii zostali Asyryjczycy, chrześcijański lud. Oby się tak stało i tym razem.

  12. Pisałam o tych pogańskich.

  13. Wiem. Rosja też jest krajem pogańskim. Dwie trzecie parafii należących do tzw. patriarchatu moskiewskiego znajduje się na Ukrainie. A Moskwa to Kaszpirowski z kotem Behemotem i czapką Hitlera.

  14. W „Wonie i cywilizacji” autor stawia tezę, że wiara w nagą siłę, która ma rozwiązać wszystkie problemy i zwracanie tej siły do wewnątrz, zawsze kończy się źle dla delikwenta. Stąd ta Asyria.

  15. ciekawe czy bukinista żydowski był tylko handlarzem książek ?

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.