mar 052024
 

Przyjmijmy takie założenie, że film i teatr w Polsce to obszar, na którym dominują wpływy rosyjskie. Uniwersytet zaś i wydawnictwa to domena niemiecka. Ten pierwszy został przez Rosjan zagospodarowany stosunkowo niedawno, a ten drugi jest podporządkowany niemieckiej polityce i interesom już od XVI wieku, jeśli nie wcześniej. Wynika to wprost z istoty tej komunikacji, przez XIX wiekiem nie było w Polsce publicznego teatru, tylko dworski. Moskwa zaś nie miała nic do gadania w tych kwestiach, rządzili Francuzi i Włosi. W czasie zaborów wszystko się zmieniło i pozostało tak do dziś, uzupełnione o wynalazek kina, najważniejszej ze sztuk, jak powiedział towarzysz Lenin. Momenty tak zwanej pieriedyszki dostrzegamy tylko w literaturze lub publicystyce, to znaczy, że Niemcy coś przespali, albo mają inne zajęcia i nie brak im czasu na przysłanie tu kogoś, kto będzie pilnował wydawnictw. Tak było w końcu XIX wieku, kiedy pojawili się Prus i Sienkiewicz. Cenzura rosyjska, skupiona na sprawach politycznych, puściła rzeczy tak niesamowite jak „Lalka” i „Trylogia”, nie widząc w tym niczego złego, choć przecież były tam te wszystkie emocje, którymi karmimy się do dziś. Był to też ostatni moment, gdy przespano kontrolę nad emocjami. Potem już żadne podobnie napisane, szczere wobec czytelnika książki, nie pojawiły się na rynku. Dziś zaś mamy same nie liczące się, pogrążone w obłąkanych aspiracjach śmieci. Mam teraz na myśli publicystykę prawicową. Dlaczego tak jest? Albowiem celem podboju jest utrzymanie emocji podpijanego ludu, w pewnym, kontrolowanym zakresie oraz w pewnej, kontrolowanej temperaturze. Najłatwiej mi to opisać na własnym przykładzie. Czasem, kiedy stoję na targach, przychodzi do mnie ktoś, kto – nie kupując niczego – stoi i gada ze mną przez trzy godziny, a potem mówi, że chciał sprawdzić czy moje intencje są rzeczywiście szczere. Bo rozumiem, że intencje innych autorów ktoś taki już zbadał i nie ma żadnych wątpliwości, że są one właśnie takie – szczere. To jest pewien paradoks, który zrozumiałem stosunkowo niedawno, ale będę to zwalczał z całą mocą. Na czym ów paradoks polega? Na tym, że prawicowa publicystyka, będąca częścią wspólną opisanych na początku zbiorów, gdzie obydwie wskazane siły, mają coś do ugrania i mają swoich graczy, przekonuje czytelników iż są koroną stworzenia. To z kolei prowadzi nas do konkluzji – skoro są koroną stworzenia, to nie mogą nią przestać być, a przez to mogą jedynie zwalczać przeciwników – do tych zalicza się tak zwane lewactwo – i kontrolować ewentualnych konkurentów swoich ulubionych, szczerych autorów. Do tego sprowadza się misja, a każdy inny ruch jest podejrzany i prowadzi do upadku, a być może nawet do rewolucji. Ten wniosek wiąże się z podobnym, sformułowanym tu wczoraj – na teren Kościoła mają wstęp tylko certyfikowani agenci i nikt inny, kto mógłby być oceniony indywidualnie, przez gospodarza parafii lub księdza kierującego zgromadzeniem.

Jedyna aktywność korony stworzenia polega na reagowaniu na prowokacje. Te zaś są liczne i pochodzą zwykle z kina, teatru, literatury lub akademii. O tym, by uprzedzić je w jakiś sposób, lub przynajmniej nie zauważyć i nie nakarmić własnymi emocjami i krwią, nie może być mowy, bo nie po to są prawicowi publicyści, żeby szary, choć zaangażowany człowiek ominął takie wyczyny.

Publiczność prawicowa jednak to tylko fragment tej odwróconej piramidy, na dnie której siedzi diabeł i tarza się ze śmiechu. Mamy oto filmy lat dziewięćdziesiątych, kręcone przez tych samych ludzi, z tymi samymi aktorami i tą samą intencją – złą intencją. W dodatku kręcone przez spadkobierców ludzi, którzy karierę w filmie zaczynali gdzieś nad Oką, w pierwszych szeregach dywizji kościuszkowskiej. Nie wiem czy wiecie, ale film „Wirus” z Pazurą w roli głównej, nakręcił syn Ewy i Czesława Petelskich. Jak to już wcześniej wskazywałem tych powiązań demaskujących intencję całego obszaru zwanego kinematografią jest więcej. Nie przeszkadza to wcale ludziom z poza owych koneksji udawać recenzentów pokazywanych w kinie obrazów i kreować się na znawców, przeważnie aktorstwa, ale także reżyserii. Jeśli ktoś patrzy na to z drugiej strony, widzi w tych recenzentach, a także w widzach, do których adresują oni swój przekaz, wyłącznie idiotów. Nie może być inaczej. Oni sami jednak postrzegają się w całkiem inny sposób. Poprzez filmy, teatr, recenzję i uczestnictwo, uważają się za wtajemniczonych. Czyli za koronę stworzenia. I patrzą krzywym okiem na tych, co konsumują prawicową publicystkę, uważając ich za uzurpatorów.

Jest jeszcze trzeci filar tej konstrukcji. To ci, którzy uważają, że komunikacja publiczna jest zubożona, albowiem jest w niej za mało treści o patriotach, walczących z komunistami. Konkretniej zaś – za mało filmów w stylu hollywoodzkim na ten temat. Tak to jest formułowane, choć w istocie ci, który używają takiego określenia myślą bardziej o filmach radzieckich opiewających wielką wojnę ojczyźnianą. Wobec tego oczywistego braku, ludzie ci, próbują robić coś we własnym zakresie. Mają na to pozwolenie, albowiem za każdym razem efekt ich pracy jest komiczny lub żałosny. Może też być połączeniem tych dwóch anty jakości czyli być komiczny i żałosny jednocześnie. Traktowany jest jednak zawsze z całą powagą, albowiem panuje powszechne, utrwalane przekonanie, że degradacja pamięci o bohaterach, dokonywana w szczerej intencji, to w istocie zasługa. Latające zaś po lecie, w kadrze kamery, grubasy w  za małych mundurach, udające Zygmunta Szendzielarza, to ludzie zasługujący na szacunek, albowiem kultywują oni pamięć.

Jeśli do tego dołożymy wykreowanych w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku „bohaterów” podziemia będących agentami NKWD w istocie, a także opisujących ich autorów, także będących, jak mniemam, agentami NKWD, mamy komplet złudzeń, które stanowią treść życia Polaka patrioty. Najważniejsze zaś z nich jest takie, że lubi on się utożsamiać z bohaterami. To znaczy, chce by pokazywano mu takich ludzi, których, przy minimum zaangażowania mógł on udać, przebierając się w jakieś dziwne łachy. I to pragnienie za każdym razem jest spełniane. Pobudzana jest także, w zasadzie od razu, wrogość wobec wszystkiego, co tę stymulację zaburza. Czyli jakichś kwestii w opinii Polaka patrioty nieistotnych. Do takich zalicza się przede wszystkim nowe, nieznane wcześniej, narracje, czyli sposoby opowiadania. Dlaczego one są nieznane? Bo nie weszły do kanonu, który ustalony został tuż po wojnie – jeśli chodzi o teatr i film, albo na początku XX wieku, jeśli chodzi o publicystykę naukową i popularną. Ta hierarchia także jest budowana na sentymencie, dość specjalnym. Nazwałbym go emocjonalnym. Nikt przecież chyba nie wierzy w to, że ktoś czyta naukowe książki historyków czy historyków sztuki. Są one po to, by blokować wszelkie inne formaty i kupować jednocześnie duszę autorów proponując im karierę w nieważnej przecież całkiem hierarchii. To jest oferta dla Buszmenów, o czym już pisałem. I Buszmeni chętnie z niej korzystają. Nie inaczej jest w filmie – ludzie, którzy przez całe życie wygłupiali się przed kamerą, ogłaszają nagle, że aktorstwo to poważna sprawa i oni będą tego aktorstwa uczyć. W jakim celu? Żeby studenci mogli występować za granicą. Czyli państwowa machina kształcenia komediantów została przestawiona na ambicje indywidualne. Czy rzeczywiście? Przypuszczam, że nie, a ludzie, którzy opuszczają szkoły filmowe, dostają różne propozycje, ale nie mają one wcale charakteru artystycznego, a ich istotą nie jest indywidualna kariera. To takie moje przypuszczenie.

Wracajmy jednak do prawicowego konsumenta. Jest to osobnik z istoty uwikłany i nie rozumiejący swojej sytuacji. Może wyłącznie konsumować, a na straży przyrodzonego mu niezrozumienia wszystkiego wokół stoją autorzy, którym wierzy, albowiem, zdobyli jego zaufanie. Nie wiadomo dokładnie czym, prawdopodobnie ilością występów publicznych.

Podsumujmy – narzędzia komunikacji, sposoby, warianty, rzeczy istotne, bo pozwalające zmieniać wszystko z wyjątkiem intencji i pozostać przy tym absolutnie przekonującym, są w rękach wrogów. Bohaterowie stawiani za wzór są albo martwi, albo fałszywi, jedyne co pozostaje to ambicje, a te spełniane są poprzez szczucie lub prowokację. Tak definiowana jest prawica. Jest definiowana, albowiem ona sama siebie zdefiniować nie potrafi.

Na dziś to tyle. Przypominam, że są jeszcze miejsca i można się zapisać na nasz pierwszy wieczór katakumbowy, który odbędzie się w Ojrzanowie 12 kwietnia tego roku. Gościem będzie Piotr Naimski. Nikt nie jest zaproszony poza osobami zapisanymi.

Pojutrze zaś mam wykład u ojców karmelitów we Wrocławiu, Ołbińska 1. Można przyjść, ale trzeba wrzucić na tacę.

  17 komentarzy do “Korona stworzenia”

  1. Wśród aktorów brylują naturszczycy 😉

  2. Również uważam, że w Polsce stosuje się dwa modele propagandy: rosyjski i niemiecki (cesarski). Nasza propaganda jest w powijakach albo nie istnieje.

    Myśl ta przyszła mi do głowy, kiedy zwiedzałem pomnik wielkiego cesarza Barbarossy i Wilhelma I w górach Kyffhäuser.

    Ta sama legenda o uśpionych rycerzach w głębi skalnego masywu, jak pod Giewontem, no ale jak twierdzi reżyser filmu „Biała odwaga” górale to nie Polacy, więc przykład ten może nie być miarodajny.

  3. https://images.app.goo.gl/wXHaeYwmhB7XufqX9

     

    Bracia Grimm opracowali legendę.

  4. Dzień dobry. Oczywiście, że tak zwana prawica sama siebie zdefiniować nie potrafi. Została bowiem wymyślona przez NKWD, zaraz po zlikwidowaniu resztek bazy społecznej niegdysiejszej prawicy, tej prawdziwszej, bo osadzonej materialnie i ideowo w realiach sporu politycznego, który swój moment kulminacyjny przeżył podczas rewolucji we Francji, gdzie też powstały te nazwy – od strony, po której się siedziało w Zgromadzeniu Narodowym. Czekiści musieli to zrobić, bo wiedzieli (ktoś im podpowiedział…), że natura nie znosi próżni i jakieś zarodki tej zniszczonej już siły mogły gdzieś pozostać i najskuteczniej będzie się z nimi rozprawić kontrolując cały ruch. W międzyczasie zniszczono w zasadzie całkowicie rozumienie istoty tego sporu, wskutek czego dzisiejsi „prawicowcy” są gorącymi zwolennikami „sprawiedliwości społecznej”, czego rozwijał nie będę. Nie byłoby zaś całej tej francuskiej rzezi bez przygotowania rozpoczętego już przez niejakiego Lutra (Ludra?) na zlecenie Hohenzollernów, którzy to wymyślili marsz przez instytucje, zaczynając od Akademii odebranej Kościołowi. Reasumując – skoro „prawica” i „lewica” to tylko strony sporu, to nie ma sensu dziś udawać, że bierzemy udział w sporze, po którym popiół dawno ostygł. Bierzemy udział w jego kolejnej odsłonie, równie ważnej i nawet jeśli chcemy używac tych starych francuskich terminów, to nic nie osiągniemy bez zrozumienia dzisiejszej istoty sporu, jego uczestników i świadomego wyboru po której stronie chcemy stać. Pan, Panie Gabrielu jako jedyny chyba robi coś, by taka świadomość mogła powstać, oby to przyniosło skutek.

  5. Robię to dla zabawy bardziej, bo efektów z tego nie będzie żadnych

  6. – cóż, ja też się nie nastawiam na szybkie efekty. Ale – jak mawiali niegdysiejsi powstańcy – zabawimy się tak, że nas długo nie zapomną…

  7. Na ile „Baśń jak niedźwiedź” jest projektem rzeczywiście baśniowym, na przykład w sensie twórczości braci Grimm? Ile w nim jest prawdy, a ile kreacji? Czy mamy prawo tworzyć baśnie na swój użytek, czy też „tylko prawda jest ciekawa”?

  8. Legendy o śpiących rycerzach mają źródło romańsko – celtyckie, pełno ich w całej Europie.

  9. Była jeszcze Wielka Emigracja, ci pisali co chcieli, bo po polsku. ” Pan Tadeusz” nie podobał się u nas, a zrobił furorę w Niemczech.

  10. Pudło, Francuzi nie tłumaczyli tego na francuski, język wtedy uniwersalny. Lekceważyli.

  11. Jaracz, Horzyca i inni, to kim  byli …?

  12. To zdanie – tylko prawda jest ciekawa – zostało zamienione w autoszyderstwo i nikt tego nie dostrzega. Baśń zaś jest przeciwwagą dla reportażu w rozumieniu Kapuścińskiego i Kąkolewskiego

  13. kiedyś przedwojenny prawicowy konsument filmu i sztuk teatralnych będąc w rękach Horzycy, Jaracza , Zelwerowicza, Osterwy z istoty swej był patriotycznie zaopiekowany , a dzisiejszy konsument miota się miedzy teatralnymi przedstawieniami stworzonymi przez reżyserów których nazwiska pamiętamy tylko wtedy jeśli zaistnieli jako bohaterowie skandali , a sam konsument jest dla wszystkich nieważny

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.