wrz 192023
 

Ksiądz Borodzicz a idea cyrylo-metodiańska

 

Zgodnie z zapowiedzią umieszczę tu dziś dwa rozdziały ze wspomnień księdza Józefa Borodzicza. Na początek jednak chciałbym podziękować wszystkim, którzy wsparli moją zbiórkę przeznaczoną na budowę pomnika Julii Łusty, zmarłej w zeszłym roku mamy Władysławy i Ani oraz żony Aleksandra czyli Saszy. Pomnik został zbudowany, a jego zdjęcie można obejrzeć tutaj

 

https://zrzutka.pl/shxp6c?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

 

Wybraliśmy najtańszą, dostępną pod grodziskim cmentarzem opcję, która kosztowała równe 8 tysięcy plus 300 zł za kolorową fotografię. Uważam, że wszystko wygląda jak trzeba. Julia została ochrzczona w kościele, a nie w cerkwi, dlatego na nagrobku jest krzyż łaciński. Rodzina jest zadowolona, a ja jeden problem mam z głowy. Świeć Panie nad duszą Julii, która pozostawiła z nami swoją rodzinę. Zrzutka nie zostaje zamknięta, albowiem będziemy dalej zbierać środki na wynajęcie domu dla Saszy i Ani. Na razie zapłaciłem czynsz do lutego, czyli za pół roku, bo tyle uzyskaliśmy środków.

Przypominam też, że jeszcze do przyszłego poniedziałku można się zapisać na konferencję w Ojrzanowie.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-8-konferencji-lul/

 

A teraz już ksiądz Józef Borodzicz

ROZDZIAŁ XLVII

Idea cyrylo-metodyjska

 

Jaka to idea piękna! Idąc w ślad wielkich Apostołów-Słowian, pracować nad wprowadzeniem do łodzi Piotrowej schizmatyckiego Wschodu – to rzecz wielka, szlachetna; to uczynek miłosierdzia i pierwszorzędnej doniosłości.

Cześć należy się również tym księżom czesko-morawskim, którzy w roku 1892 założyli w Welehradzie „Apostolstwo św. Cyryla i Metodego” dla popierania Unii Zachodu ze Wschodem, i rok rocznie na zjazdach wiele w tej myśli pięknych wypowiadali[1] rzeczy.

Głośniejszą jednak w całej słowiańszczyźnie stała się idea, kiedy za inicjatywą o. Augustyna Palmierego, a pod przewodnictwem ks. metropolity Andrzeja hr. Szeptyckiego, rozpoczęły się zjazdy pansłowiańskie w Welehradzie. Tych zjazdów było dotychczas dwa: w roku 1907 i 1900. W ostatnim uczestniczyli nawet popi z poselstwa rosyjskiego w Berlinie: uczony protojerej Malcew oraz Heggen. Na mniejszą skalę był to kongres religijny w Chicago[2]. Stworzono organ międzykonfesyjny, katolicko-schizmatycki pod nazwą Slavorum Literae  Theologicae.

Wszystko szło tak gładko, że błysła nadzieja konkretnych rezultatów tych rozpraw. Ojciec św. Pius X w liście do ks. metropolity pochwalił wprawdzie jego zamiary: „Wszelkie starania – pisał on – prace, zamiary ludzi dobrych dążących do przywrócenia zgody dysydentów

ze Stolicą Apostolską, odnoszą się do sprawy, która nie mniej leży mi na sercu, jak któremukolwiek z mych poprzedników” (Lit. Slav. IV, s. 316)[3].

Ale, jakby przeczuwając, że ludzie ci w gorliwości za daleko zajść mogą, dał im tenże ojciec znaczące wskazówki, jak mają się do tej roboty zabrać[4].

„Przy tym uważamy – kończy on swe uwagi – za potrzebne przestrzec Was, co też niniejszym czynimy, abyście z równą starannością służyli prawdzie, jak i miłości bratniej. A to dlatego, aby w wykładzie nauki katolickiej kto nie sądził, że mu wolno przyznać coś teoriom nowinkarskim, mniej zdrowym, aby zbłąkanym braciom na łono Matki Kościoła ułatwić powrót”.

Nie trzeba było czekać, aby się przekonać, jak słusznymi były obawy Ojca św. Już przed wystąpieniem ks. Maxa Saskiego: „Roma et Oriente”, tu i ówdzie, oczywiście ostrożnie z narażeniem się na zakrzyczenie – odzywały się głosy, że to całe apostolstwo welehradzkie nie służy prawdzie; ale dopiero to wystąpienie rozjaśniło sytuację.

W „Świecie Słowiańskim” pojawił się artykuł p. Woronieckiego z dość ostrą jego krytyką[5]; po nim wystąpił spokojniej, ale nie mniej stanowczo ks. Szydelski[6]. „Nie pojmujemy – pisze ten ostatni – z jakiej przyczyny zwolennicy idei cyrylo-metodyjskiej w takich superlatywach wychwalają rosyjską naukę teologiczną i dlaczego przede wszystkim na niej radzą opierać się słowiańskim uczonym. Rząd rosyjski, zasobny w środki materialne, dobrze wyposażył akademie duchowne, może się w nich nauka rozwijać, ale to nie wszystko”.

I dalej: „Zjazdy te, zdaniem redakcji Slav. Lit. Teol., to zjazdy równych z równymi dla stworzenia jedności, która w przyszłości dojść może do skutku, Bóg wie na razie, na jakich zasadach”. Tymczasem Rosja prawosławna zyskuje moralnie dużo; one to wyrabiają jej pracom naukowym, teologicznym reklamę wobec Europy, okrywają rosyjskie  prawosławie pewnym nimbem szlachetności i czystości; czynią Rosję słowiańską popularną wśród Słowian łacińskiego obrządku. Na odwrotną stronę medalu, na wskazywanie cieni w życiu cerkwi, na grzechy prawosławia wobec katolików w Rosji, unitów i łacinników, nie ma w Welehradzie miejsca, jak nie ma miejsca na dochodzenie, po czyjej stronie jest prawda, a po czyjej błąd”.

W najważniejszym punkcie apostołowie welehradzcy prawdzie nie służą – to fakt. No! i nie brak w nich było i nowinek, tj. teorii przez przeważną większość teologów zwalczanych. Tak przynajmniej zdawało się każdemu bezstronnemu, gdy się od nich dowiadywał, że „cerkiew schizmatycka pozostaje nadal w Kościele, jako cząstka jego ciała”, że „niektóre ustępy katolickich wywodów poddać trzeba rewizji”, a te „teologowie rosyjscy, wśród których jest wiele pierwszorzędnych uczonych, wpadają mimo woli na pomysły, które i katolik przyjąć może” (np. Stöcker, Harnack itd. takich pomysłów nie mają nigdy? albo może uczonymi nie są?; więc i w ich pismach grzebać powinien każdy teolog katolicki); że „i wschodni obrządek należy zachować dla zasady” (czy i kler żonaty?); że „niektórzy inteligentni Rosjanie, wolący przechodzić na obrządek łaciński, niż pozostać we wschodnim, robią źle!” itd. Duszą tych zjazdów i wyrocznią był ks. Palmieri. On takich „nowych” twierdzeń ma jeszcze więcej. „Prawosławni – uważa on – nie są naszymi wrogami, ale braćmi oddzielonymi; nie odbiegają od nas w twierdzeniach teologicznych, czerpią ożywcze soki ze źródeł życia katolickiego, więc pozostają z nami w mistycznej jedności”.

Cóż dziwnego, że wobec takiej roboty książę Grzegorz Trubecki w artykule: „Wzniosłe marzenie”[7], mógł wysławiać zjazdy welehradzkie głównie dlatego, że przez zetknięcie z przedstawicielami prawosławia, ukryci w Kościele moderniści nabiorą ducha (sic!) a Kościół katolicki przetrwa krytyczny stan przejściowy, w którym się w duszach jego wyznawców przekształca pojęcie o „wewnętrznym Kościele w przeciwieństwie do kościołów historycznych, będących jego cząstką”.

Czyż to nie echo jednego z odczytów welehradzkich, w którym prelegent bronił tezy, że prawosławie jest w Kościele?

Książę Max Saski wprawdzie na żadnym ze zjazdów welehradzkich nie był, ale ich zasadami w czasie dłuższego pobytu we Lwowie się przejął, bo wkrótce po odbyciu tam studiów z dziedziny historii kościoła Wschodu napisał wspomniany artykuł. My, Polacy, dość P. Bogu dziękować nie możemy za łaskę, że przez potomka dwóch naszych polskich królów pękł ów wrzód, który już zaszkodził, a w przyszłości mógł szkodzić jeszcze więcej.

Słusznie pisze autor tekstu ks. metropolita Andrzej hr. Szeptycki[8], że uwagi księcia Maxa musiały być w znacznej mierze odbiciem tego, co się we Lwowie mówiło. Nie znaczy to wcale, aby jego herezje należało kłaść wprost na karb przewodniczącego zjazdów welehradzkich, ale i to pewne, że nie zrobił on nic innego, jak tylko do ostatecznych granic i do najśmielszych twierdzeń posunął poglądy, które już gdzie indziej (Welehrad) szerzone były za przyczyną tegoż kościelnego dygnitarza.

Ks. Max[9], jako teolog, z zapałem wykwintnego sportsmena, oddaje się badaniom kwestii kościołów i obrządków wschodnich. Dusza to przy tym apostolska, gorliwa i szczera; dał się złapać na słyszane we Lwowie teorie, i  niewiele czekając z logiką właściwą swej rasie i naiwnością dziecka, wyciągnął konsekwencje i pośpieszył podzielić się tym ze światem. Stała się awantura, ale awantura szczęśliwa, bo Papież zmuszony byt przemówić. Dzięki temu wiemy, że źródło, z którego taka wypłynęła woda; drzewo, które takie wydało owoce; kierunek, który do takich doprowadził konsekwencji jest przewrotny i wrogi dla Kościoła, nie tylko dla Polaków i polskiego duchowieństwa.

Co tam teologowie czescy, kroaccy, ruscy mówić dalej w tej sprawie będą, to ich rzecz; dla nas kapłanów polskich, dosyć wiedzieć, że ruch ten welehradzki, jak ruch neosłowiański, którego jest on echem nie jest dla nas – powinniśmy się trzymać od niego z daleka oraz według sił naszych zwalczać. Tego dobro Kościoła i nawrócenie Rosji wymaga.

 

 

ROZDZIAŁ XLVIII

Obrządek wschodni czy łaciński?

 

 

Powiedzą mi: „Unia na wielką skalę, zaprowadzona z góry jest niemożliwością i mrzonką – niech będzie; ale czyż utworzyć jej nie można z dołu, zachowując nowo nawróconych w ich obrządku wschodnim?”. Poza garstką tzw. bohomołków, trzymających się cerkwi i przywiązanych do jej obrzędów, ogromna większość prawosławnych jest w tym względzie daleko obojętną niż się to Włochom, Francuzom, Czechom, Kroatom i Polakom z innych zaborów, a nawet i z Królestwa zdawać może. Mówię na podstawie doświadczenia. Te masy, żyjące bez żadnych praktyk religijnych, pociągnąć i zbliżyć do P. Boga może tylko – nowość. Otóż nowością dla nich jest obrządek łaciński, a przede wszystkim jego kapłani[10], żyjący w celibacie. Tacy mogą im zaimponować i imponują; przed takimi mają oni uszanowanie; przed nimi gotowi są się ukorzyć.

Zresztą, zdaniem moim, kto nowo nawróconym z prawosławia stawia przeszkody w przyjmowaniu łacińskiego obrządku, ten im wyrządza krzywdę. Niech tam o. Palmieri i jemu podobni na zjazdach welehradzkich wołają ile chcą, że obrządek łaciński niczym nie przewyższa obrządków wschodnich, my kapłani z Rosji wtórować im nie możemy, a to dlatego, że: 1) tylko dzięki przyjęciu łacińskiego obrządku przez szlachtę i część ludu na Białej i Małej Rusi zachował się katolicyzm; bez niego wiara katolicka tam by wygasła zupełnie, jak wygasła w Smoleńszczyźnie i Czernihowszczyźnie;

2) Obrządek łaciński pod względem bezpieczeństwa co do utraty wiary jest o całe niebo pewniejszy (securior), niż obrządki wschodnie, choćby dlatego, że naczelnikiem jego jest patriarcha zachodni – Papież, który na manowce herezji zabłąkać się nie może, jak się zabłąkała większa część patriarchów Wschodu, jeszcze przed dokonaniem ostatecznego rozdziału za Cerulariusza[11];

3) Że duchowieństwo łacińskie, jako stan, dorosło wysokości swego stanowiska, tj. stoi wyżej od wiernych świeckich i posłannictwu swemu swobodnie oddać się może dlatego, że żyje w celibacie.

Kapłaństwo Nowego Testamentu stoi wyżej od kapłaństwa Starego nie z powodu innej wiary, bo wiara jest ta sama – prawdziwa, ale dlatego, że nie jest ono według porządku Aaronowego, tylko według porządku Melchizedecha i stąd powołanym zostało do składania P. Bogu Ofiary czystej, niekrwawej, jak Melchizedech. Nic też dziwnego, że Kościół rzymski od najdawniejszych czasów walczył „z mądrością ciała”[12], pilnując aby kapłani jego „starali się o to, co jest Pańskiego, jakoby podobali się Bogu”[13] i „byli świętymi ciałem i duchem”[14], i dlatego żyli bez żony w celibacie.

Upadek życia religijnego w ludzie chrześcijańskim odbijał się zawsze na duchowieństwie tendencją do zniesienia celibatu. Tu i ówdzie, przez czas jakiś i w Kościele zachodnim do tego dochodziło, ale gdy się Rzym opatrzył, niezwłocznie występował przeciw temu z całą energią: taki Gelazy I, Mikołaj I, Grzegorz VII, Innocenty III – kładli temu nadużyciu stanowczą tamę.

Inaczej na Wschodzie. Na Soborze Trullańskim (692 r.) zostało ono przez kościół wschodni uroczyście sankcjonowane: wskutek czego utworzyła się tam kasta duchowna, która czując niższość wobec duchowieństwa łacińskiego i bojąc się jego konkurencji, poczęła zaraz po owym soborze, w oczach swoich owieczek je zohydzać; zohydzać obrządek i zwyczaje Kościoła rzymskiego, a wreszcie i samego jego Patriarchę.

Gdy Focjusz widział, że intrygi jego wychodzą na jaw i Rzym słuszność przyznaje św. Ignacemu, prawowitemu patriarsze – zręcznym manewrem wyzyskał tę niechęć wschodniego duchowieństwa do Stolicy Apostolskiej i wypowiedział jej posłuszeństwo. W encyklice z roku 867, w której ogłosił to swym podwładnym, znajdujemy jako powód do zerwania jedności z łacinnikami: że oni „poszczą w soboty, w pierwszym tygodniu postu jedzą ser, jaja, i mleko; że kapłani ich żyją w celibacie, i nie mogą udzielać Bierzmowania; że uczą, iż Duch św. pochodzi od Ojca i od Syna”[15]; to ostatnie także jedynie z powodów liturgicznych, że łacinnicy do Credo dodają Filioque.

Że tu nie o sam dogmat chodziło, dowodem Cerulariusz, który w obydwu orędziach przeciw Rzymowi, o nauce co do pochodzenia Ducha św. nie mówi nic, za to podnosi znowu zarzut co do postu w soboty i celibatu, dodając inny, że „łacinnicy do konsekracji używają chleba przaśnego”.

„U Greków w ogólności – powiada Suworow – kwestia kultu (obrządkowych ceremonii) miała ogromne znaczenie. Przyznać bowiem trzeba, że nawet w oczach tak bardzo wykształconego człowieka jak Focjusz, łacińskie różnice obrządkowe stoją na równi z różnym poglądem co do pochodzenia Ducha św., bo i on ją zsuwa na ostatni plan. Przecież daleko wcześniej od niego Sobór Trullański chciał narzucić Zachodowi obrządek grecki (małżeństwo kapłanów) wtedy, gdy na Zachodzie nikt nie myślał narzucać Wschodowi obrządku łacińskiego”.

Kler wschodni, nie mając dosyć moralnej siły, aby wznieść się do wysokości łacińskiego, chciał łaciński do swego poziomu poniżyć, a ponieważ mu się to nie udało, więc z nim zerwał. Przy równoczesnym upadku życia religijnego, ograniczającego się do praktyk tylko zewnętrznych o pretekst nie było trudno. Dostarczyły go na razie różnice obrządkowe, najbardziej wpadające w oczy, potem je pogłębiono, zbaczając na pole heretyckich twierdzeń: ale ostatecznie były one skutkiem – nie źródłem rozdziału (schizmy).

Toteż Unia z Kościołem nie może być trwała bez równoczesnego albo późniejszego zaprowadzenia dla jej kapłanów celibatu. U nas w Polsce za Zygmunta III udało się większą część władyków ruskich pchnąć w objęcia Rzymu; udało się po kilku pokoleniach lud prosty ruski postawić duchowo na równi z łacińskim i zrobić z niego chrześcijan prawdziwych, ale stało się to nie przez duchowieństwo unickie, tylko mimo niego, a po części przeciw niemu. Atmosfera swobodnej Polski tak mało nadawała się do wewnętrznych sporów i walk narodowościowych lub religijnych, że za unią polityczną Litwy i Rusi z Polską pójść musiała unia duchowa, a za nią unia religijna. Ogół wyznawców schizmy porwał za sobą swe duchowieństwo. Broniło się ono rozpaczliwie, rozdmuchując społeczne antagonizmy za czasów wojen kozackich, ale zwyciężyć nie mogło. Pokojowy podbój ruskiego ludu pod znamię Krzyża w dziewięć dziesiątych na Białej i Małej Rusi dokonała praca łacińskiego kleru świeckiego i zakonnego. Ich wpływ zewnętrzny ożywiał i podtrzymywał Unię: gdy go zabrakło a przeciwnie wpływ zewnętrzny zaczął być dla niej wrogim, w oka mgnieniu topnieć poczęła. Winno temu po części społeczeństwo polskie, winien rząd, winno duchowieństwo łacińskie, ale nie dlatego, jak wielu lekkomyślnie utrzymuje, że gardzili obrządkiem wschodnim i na łacinizm unitów przeciągali. Do Senatu nie dopuścili ich władyków, ale dlatego, że, jak powiada prał. Smolka, „w krótkim a niestety za mało zrozumianym Credo historycznym[16], przeprowadzając Unię, dopuścili się małodusznych ustępstw, które musiały niszczyć żywotność dzieła: mianowicie, że nie zaprowadzili w Unii celibatu i innych rękojmi trwałej jedności” (wspólny kalendarz, alfabet łaciński).

Ostatnie wypadki na wschodzie Galicji są aż nadto smutną ilustracją, czym stać się może Unia, gdy w niej się kastę kapłańską zachowa. Apostołowie welehradzcy chcą nasz poczciwy, lud białoruski potraktować Unią galicyjską , chcą nią uszczęśliwić Rosję! Piękny podarunek!

Dziś z czasów dawnej Unii religijnej, po staropolsku zrozumianej, na wschodzie Galicji nie zostało prawie nic.

W swoim ludzie unickim wiarę katolicką pielęgnuje dziś sama kasta; od wpływów polskiego społeczeństwa, polskiej, łacińskiej, zachodniej kultury odgradza go ona coraz więcej, a zwraca ku Wschodowi. I oto, gdyby znowu nie wpływ zewnętrzny, gdyby nie polityczny interes rządu austriackiego, z tej Unii galicyjskiej po paru latach pozostałyby chyba strzępy. O ile nie są siły biednego narodu wytężone w uprawianiu nienawiści do Polaków, polskości – do łacinników i latynizmu … aż do Patriarchy Zachodu, Papieża włącznie – to marnieją w bratobójczej walce moskalofilów z Ukraińcami. Nienawiść, nienawiść i wszędzie tylko nienawiść! Miłość łączy, uszlachetnia; nienawiść rozdziela, poróżnia i upadla. Napady hajdamackie, bezmierne morze kłamstw, potwarzy i gwałtów: oto początek katastrofy; to przygrywka do końca Unii. Mimo pracy całego szeregu zacnych, gorliwych, a Stolicy św. oddanych kapłanów – większość (co jest publiczną tajemnicą) ich wysiłek paraliżuje, ciągnąc do Petersburga, albo do cerkwi niezależnej, jak w Bukowinie, albo do zupełnej niewiary. Co za straszny musi być tam upadek, kiedy po jednej i po drugiej stronie, jako zacięci wrogowie, stoją naprzeciw siebie, dobrzy zresztą kapłani moskalofile i Ukraińcy!

Są między nami na Litwie różnice na tle narodowościowym; mamy szowinistów Polaków, Litwinów i Łotyszów, ale to nie są ci, których wierni nazywają „księżmi gorliwymi, dobrymi, na miejscu”. Ci, (a jest ich ogromna większość), stanowiący środek linii bojowej i siłę główną, idą zwartym szeregiem, i w sprawach Kościoła stronnictw nie znają. Przecież pomyśleć by się nie dało, aby nasze władze seminaryjne tolerowały branie udziału kleryków w napadach bandyckich, głosowaniu na socjalistę (Breiter), aby usuwało zgłaszających się kandydatów do stanu duchownego tylko dlatego, że rodzina ich jest polska, litewska, ugodowcowa albo endecka; żeby przedstawiciele jednej lub drugiej partii politycznej mogli wpaść na myśl, aby do seminariów przyjmowano młodzieńców ich partii wedle odniesienia jej posłów do Dumy!

A tak jest we Lwowie. To wszystko razem wziąwszy, w imię interesów św. Wiary, Kościoła, Ewangelii św., – w imię dobra samego a szczególnie biało i mało-ruskiego ludu, wołać nam kapłanom wolno: „Dajcie, chociaż na razie spokój waszym rozprawom o Unii, waszym wschodnim obrządkom w Rosji!

Medice cura te ipsum! Wasz zapał, waszą gorliwość, poświęcenie użyjcie u siebie w Galicji, wytężcie wasze siły na nawrócenie tych setek kapłanów i tych tysięcy ludu, co wiary już nie mają, albo znają tylko wiarę; ruską, inną niż wiara polska; co to u kapłanów polskich już nie chcą się spowiadać, otwarcie propagując ducha schizmatyckiego i nienawiść do łacińskiego Rzymu.

Czyż wam rzeczywistość oczu jeszcze nie otworzyła? Po ukazie tolerancyjnym próbowano obrządek wschodni – unicki przeszczepić na teren rosyjski. Każdy z nas wie, jakiej w tym kierunku użyto presji z różnych stron aż do p. Stołypina włącznie, i osiągnięto co? Dwóch kapłanów na prawosławiu[17] i dwóch na raskolnictwie, i dwie gminy wschodnie, liczące 50 wiernych: oto efekt pięcioletniej pracy; wtedy, gdy w tym samym czasie obok 200 tys. ukrytych dotychczas katolików, ze 100 tys. prawosławnych przeszło na nasz obrządek.

Jak rabin ze swymi bachurami, tak społeczeństwo nasze z rozrzewniającą radością słuchało opowiadań o popach i ich wschodnich kaplicach w Petersburgu. Wizerunki ich umieściły po kolei wszystkie ilustrowane pisma. O tym ciekawym ruchu, sympatią pełne napisano artykuły: dowód oczywisty, że wbrew fałszywym twierdzeniom Palmierego i jemu podobnych – my Polacy katolicy przeciw temu obrządkowi w zasadzie nie mamy nic, owszem

cieszylibyśmy się, gdyby tą drogą między nami a społeczeństwem rosyjskim mógł być rzucony pomost.

I ja się z tego cieszyłem i cieszę, ale na podstawie mego doświadczenia muszę wyznać, że zaprowadzenie tego obrządku na przestrzeni kraju dawniej unickiego, do Kościoła nie przynęci nikogo, a lud tylko zbałamuci; że nawet w głębokiej Rosji długo wielkiego powodzenia mieć ono nie będzie, aż się kościół unicki w Galicji z fermentu nie oczyści, celibatu nie zaprowadzi i ponad zawiści narodowe się nie wzniesie. Jakże tu zachęcać, traktować ich – Rosjan – Unią, obrządkiem wschodnim, kiedy się z galicyjskich unickich seminariów systematycznie usuwa kleryków, którzy za swój język literacki chcą uważać język Kryłowa, Puszkina, Lermontowa, Gogola, Turgienewa i Tołstoja, a nie język bluźniercy Szewczenki? W Welehradzie robi się wprawdzie słodko-cukrzane oczy do Malcewów i Heggenów a równocześnie w Galicji terroryzuje tych, co zresztą wierni Rzymowi i austriackiemu cesarstwu, dobrowolnie za Rosjan się uważają; kiedy zabija się namiestnika Potockiego dlatego, że śmiał on bezstronnym postępowaniem dopuścić do zwycięstwa zwolenników narodu rosyjskiego nad przedstawicielami partii tzw. „narodowej”; kiedy się język rosyjski prześladuje i do szkół go dopuścić nie chce.

Narodowego szowinizmu litewskiego, łotewskiego, białoruskiego mamy już u nas dosyć, po co jeszcze importować go skądinąd? Nagonki na Polaków i polskość mamy także więcej niż potrzeba ze strony popów prawosławnych i istinnoruskich działaczy[18], abyśmy potrzebowali zapraszać ich z Galicji i pod płaszczykiem obrządku unickiego u siebie kultywować.

Wyrzucać nam pod pretekstem polonizacji naszą apostolską działalność, słać za to na nas donosy, zsyłać nas jak świeżo ks. Harasimowicza w krainę lodów archangielskich, potrafią inni i bez pomocy Rusinów.

Ostrą i szczerą prawdę wypowiedział na ostatnim zjeździe welehradzkim jedynie kompetentny w tych sprawach Rosjanin, były poseł do Dumy, dusza gorąco oddana Kościołowi, a niemniej szukająca dobra swej ojczyzny: „Ci ludzie – rzekł on profesorowi Zdziechowskiemu – brużdżą i psują wszystko, czego się dotkną. Myśl o Rosji, ścielącej się do nóg Ojca św. odbiera im rozum, iż, zapominając, że i Polska jest katolicką, gotowi ją poświęcić i ostatecznie zostają „w  durakach”[19]. Rosję postawić na nogi, ożywić, podnieść, uszlachetnić może, zdaniem tegoż znawcy swego narodu, tylko katolicyzm, ale nie ów anemiczny, suchotniczy i cieplarniany ,nie we wschodnim[20] obrządku z żonatym klerem i kulturą bizantyjską, – ale żywy zielenią coraz nowych instytucji, stowarzyszeń i zakonów, okrywający się w obrządku zachodnim – łacińskim.

To samo utrzymujemy i my. O to samo modlimy się i my, dlatego samego gotowiśmy poświęcić ostatnie siły, pędzić żywot, jakby tego było potrzeba, z daleka od Ojczyzny, wśród ludu rosyjskiego, aby go uczyć chwalić Boga i żyć według Jego woli, bo w tym widzimy tegoż ludu zbawienie.

 

 

[1] Szkoda, że do nich nie przyłączyli, choć trochę apostolskich uczynków, bo sposobność mieli świetną po temu, a z 50 tys. wołyńskich Czechów, przeprowadzonych na schizmę i 6 000 innych w Łodzi, po części także prawosławnych dałoby się tam niejedną duszę uratować, ale z trudem i niebezpieczeństwem więzienia, deportacji do archangielskiej guberni i tym podobną przyjemnością; do czego amatorów zabrakło, bo łatwiej na papierze, z daleka nawrócić sto milionów Rosjan, niż z bliska w praktyce choćby 100 tylko Czechów. Takie przyjemności są dotychczas przynajmniej naszym wyłącznym udziałem, nad Unią praktycznie pracujących polskich kapłanów.

[2] Podczas ostatniej wystawy powszechnej w Ameryce odbył się kongres w sprawach religii w ogólności. Wzięli w nim udział przedstawiciele wszystkich wyznań i Kościoła katolickiego także. Mały jednak jego pożytek, wobec wielkich niebezpieczeństw sprawiły, że był to pierwszy i ostatni kongres tego rodzaju, przynajmniej co do udziału w nim katolików.

[3] Quidçuid consilii, operae, studii a bonis conferantur ad reconciliandam dissidentium cum Apostolica sede concordiam, id omne in eam causam conferri scias, quae curae Nobis non minus sit, quam cuiquam Decessorum Nostrorum fuerit.

[4] Sed tamen nost ab re fuerit hortari, quod facimus, ut pari diligentia cum caritati fraternae, tum veritati serviant, ne forte quis in praeponenda doctrina catholica sibi licere putet quidpiam minus sanae opinionum novitati concedere, eo nempe consilio, ut abalienatis fratribus commodior ad Ecelesiam Matrem reditus pateat.

[5] 1909, s. 93-107.

[6] 1909, s. 135-150.

[7] Moskowskij Jeżeniedielnik, 1410 Nr 36.

[8] Rzeczpospolita, 1910, s. 45.

[9] Książę Maxymilian Saski, brat króla Fryderyka Augusta, jest aktualnie na uniwersytecie fryburskim w Szwajcarii profesorem obrzędów wschodnich.

 

[10] „Upadek duchowieństwa posuwa się u nas zastraszająco – pisze świeżo, filar nacjonalizmu rosyjskiego, Mieńszykow, w Now. Wremieni. Całe dziesiątki seminariów zostają w stałym chronicznym fermencie, który się kończy tu i ówdzie buntem. Seminaria i akademie wypuszczają hordy liberalnych batiuszków, czasem nawet anarchistów. Zamiast tego, żeby pójść na stanowisko rewirowego lub pisarza, idą oni na popów; a idą, aby jeść i pić, ale nie dlatego, aby się modlić. Czyż najnowsze pokolenie takich batiuszków wychować może lud inaczej, jak w bezbożności?”.

[11] Leon IX w liście do Cerulariusza karci tegoż zuchwalstwo i, przeprowadzając porównanie Kościoła rzymskiego z Kościołami wschodnimi, w szczególności z Kościołem konstantynopolitańskim, woła: „Jakże wiele herezji stłumił Kościół rzymski na wschodzie! Euzebiusz, Macedoniusz, Eudoniusz, Demofiliusz, cynik i apolinarysta – Maksimus, Nestoriusz, Eutychiusz, Akakiusz, Antymus, pychą nadęty – Jan, tytułujący siebie biskupem powszechnym; monotoleci: Pyrrhus, Sergiusz, Cyrus i Paweł, oto szereg konstantynopolitańskich heretyków, od których chrześcijaństwo uwolnił Kościół rzymski (Suworow. Wizantyjskij Papa, Moskwa 1901, s. 38).

[12] Rz 8.

[13] 1 Kor 7, 32.

[14] 34 ter.

[15] Suworow, tamże s. 14.

[16] Grunwald i Beresteczko (1910).

[17] Z tych dwóch pop Tołstoj i ze staroobrzędowców pop Storożew – skończyli tym, że w sprawie ks. Wiercińskiego, jak doniosły dzienniki, zaczęli się bawić w donosy i zdradzili Kościół, który ich do siebie przygarnął.

[18] Przesiąkłe duchem wschodniego bizantynizmu, rusyfikatorskie szkoły w Królestwie i na Litwie, po 40 latach psucia i zatruwania nie pozostały w narodzie naszym bez śladu. Kto miał to szczęście lata dziecinne spędzić w atmosferze, ożywionej duchem wiary katolickiej, zachodniej kultury i polskości – ten z tych gimnazjów i uniwersytetów wyszedł zazwyczaj mniej lub więcej chorym na anemię obojętności religijnej, jeśli nie całkowitego liberalizmu lub nawet nienawiści do wiary przodków, ale zostawał przeważnie jeszcze Polakiem, człowiekiem Zachodu. Kto zaś tej atmosfery w domu nie miał, w niej się poza szkołą, przynajmniej w czasie wakacji nie mógł podleczyć, ten wychodził ze szkół rosyjskich Moskalem w polskiej skórze. I nic dziwnego. Owszem, przeciwnie dziwić by się trzeba było, gdyby się działo inaczej. To samo zauważyć można i w Poznańskiem z kulturą niemiecką. Są tam tacy, co za Polaków się uważają, w polityce zapisują pod najradykalniejsze narodowe hasła – a przy tym jednak myślą, czują, sądzą o świecie i ludziach jak Niemcy.

Otóż taki Rosjanin z językiem potocznym polskim uważa siebie także za Polaka; uważają go za Polaka inni, lecz duch jego polski nie jest; jego poglądy, sądy, myśli trącą atmosferą kultury, z którą zetknął się w szkołach, bo z polską on biedny, nie miał styczności. Taki Polak o Polakach wyraża się lekceważąco: „Nasze Polaczki”; uśmiecha się na wspomnienie narodowych zwyczajów i tradycji – dla polskiej poezji, sztuki, przeszłości jest obojętny, za to wszystko co wschodnie interesuje go w wysokim stopniu; nie cierpi „polonizatorskich” tendencji, w czym się z istinnoruskim zupełnie zgadza; Białą i Małą Ruś gotów Rosjanom odstąpić; gotów będzie zwalczać Polaków w imię publicznego dobra, pożytku Kościoła i Wiary św.

Są i między kapłanami tacy Polacy. Najwięcej jednak takich Moskali jest wśród litwo i łotwomanów; z pomiędzy takich wyszli Mankietnicy. Tacy kapłani – to wróg straszny, bo swój – wewnętrzny.

[19] Zobacz Ateneum Kapłańskie, 1910, s. 376 i Marceli Bolesta, s. 36.

[20] W dziwnej sprzeczności ze sobą wyznaje to samo o. Palmieri, kiedy w „Chiesa Russa” pisze: „Kler unicki (galicyjski) bądź dlatego, że go pochłaniają troski rodzinne; bądź dlatego, że bierze udział w walkach politycznych, nie potrafi dla ideałów religijnych poświęcić swego dobrobytu materialnego” (s. 735). Prawdziwie niedźwiedzia przysługa oddana sprawie, którą o. Palmieri zapalczywie popiera. Jeżeli bowiem duchowieństwo unickie, jest takim, jak on powiada, a każdy widzi, że inaczej być nie może, dopóki jest żonate – to życie religijne ludu przezeń prowadzonego, musi stać nisko, musi chorować na anemię, na suchoty; potrzebować szczególnie sprzyjających zewnętrznych warunków, aby nie zginąć, jak na północy ginie zwrotnikowa roślina poza cieplarnią.

  24 komentarze do “Ksiądz Józef Borodzicz a idea cyrylo-metodiańska”

  1. Toteż Unia z Kościołem nie może być trwała bez równoczesnego albo późniejszego zaprowadzenia dla jej kapłanów celibatu. U nas w Polsce za Zygmunta III udało się większą część władyków ruskich pchnąć w objęcia Rzymu; udało się po kilku pokoleniach lud prosty ruski postawić duchowo na równi z łacińskim i zrobić z niego chrześcijan prawdziwych, ale stało się to nie przez duchowieństwo unickie, tylko mimo niego, a po części przeciw niemu.

    – to dla wyznawców ekumenizmu  będzie pewnie zagwozdka 😉

  2. Autonomia swiatopogladowa oznacza albo implikuje autonomie terytorialna. Ta zasada obowiazywala bardzo jasno zarowno w czasach Z3, jak i w 3.RP a.d 2023.

  3. Cuius religio, eius regio tum in Lampedusa et in toto mundo.

  4. wszystko się zmienia , bo czy jest co łączyć …

    w Rosji wg gazet niewielki odsetek społeczeństwa obchodzi Boże Narodzenie, jest to jakieś kilka procent , to właściwie tam jest jakaś religia czy raczej może już nie ma …

  5. Są jeszcze jakieś niedobitki katolików. Działalność dygnitarzy wkrótce i te resztki skasuje. Najwięcej mają muzułmanów.

  6. W Stanach Zjednoczonych wiekszosc wierzy w Kaczora Donalda, westerny i hamburgery, czyli tzw. amerykanski styl zycia. Dla Rosjan najwyzsza racja jest mozliwosc napicia sie wodki, dla fajnopolakow ciepla woda w kranie. Wojna na Ukrainie toczy sie pomiedzy wyznawcami mozliwosci napicia sie wodki i wyznawcami amerykanskiego stylu zycia.

    Jak Pani widzi, religia albo swiatopoglad, ktory jest nasza najwyzsza racja, nie musi byc bardzo wyrafinowany, ale musi istniec, bo inaczej czlowiek nie wiedzialby po co zyje.

  7. te 6 tysięcy w Łodzi czy ci na Wołyniu , wyrwani z katolicyzmu  to jednak odcisnęli swoje prawosławne piętno na społecznościach, w Łodzi przerobili się na czerwoną czeredę, na tzw czerwoną Łódź, a o Wołyniu to co się wspomni katolików to … masakra

  8. czemu trolujesz,

    na Ukrainie jest operacja specjalna przeciwko mieszkańcom bo jest ich za dużo, hołodomor  nie dał rady, potem było wychowywanie ich na radzieckich ludzi, a teraz skoro ciągle chcą być Ukraińcami to zabiera się dzieci, część Ukraińców uciekła i osiedliła się w Polsce, operacja specjalna niszczy podstawy życia gospodarczego itp bo ma być ich mniej , skoro nie zgadzają się być rosjanami .

  9. no tak w jakimś wywiadzie o stanie wojska rosyjskiego mówiono,  że za kilka lat większość żołnierzy  rosyjskich  to będą muzułmanie, że zdominują w wojsku liczbę  tych prawosławnych  i tych indyferentnych

    no ale Rosja ma być -w zamyśle- imperium

  10. Jezeli wiekszosc zolnierzy przestanie pic, to bedzie.

  11. Rosjanie deklarują się jako prawosławni. W Internecie są nawet jakieś statystyki, tyle ze nic z tego nie wynika.

  12. jak bez wódki załatwić taką ideologiczną zasadę, że jeśli ktoś nie chce być Rosjaninem to trzeba go zabić

  13. poczytaj Tokarzewskiego, pooglądaj fotki z polskich sierocińców tamtego czasu …

    kto produkował tą ilość sierot i w jakim celu… no w celu oczyszczenia imperium z elementów reakcyjnych

    a jak historia pokazuje idea cyrylo – metodiańska jakos się nie przebiła, nie jestem historykiem ale pamiętam jak w Meteorach prawosławny mnich powiedział że dzień i noc modlą się o zniszczenie … i wskazał ręką w stronę … półwyspu  apenińskiego, orientując się że mówi do rzymskich katolików nie dokończył tego co myślał  tylko tak machnął ręką  i szybko odszedł

  14. komentarz miał być do Żołnierza

  15. Hehe… juz dawno temu napisalem, ze walka na smierc i zycie w sferze ducha, czyli poza tym, co dotyczy gospodarki, to jest walka miedzy Rzymem, Konstantynopolem i Jerozolima.

    Dlatego obszary panstwowe w Europie sa klarowne i jednolite pod wzgledem swiatopogladu. Przykladem bylo katolickie cesarstwo austro-wegierskie, cesarstwo wolnosci religijnej w Niemczech oraz prawoslawne cesarstwo rosyjskie. Mongolia rowniez uzywa alfabetu Cyryla i Metodego i ma swoja cerkiew:

    https://images.app.goo.gl/VDLF9gkqmaY7jDiw9

  16. A to sk***ny!

  17. w Klinice Języka,  kupiłam książkę , gdzie opisano naciski carstwa na Watykan w tej sprawie, żeby na króla polskiego wybrany był Sas, bo wtedy Rosjanie będą życzliwym okiem patrzeć na misje jezuickie jadące przez terytorium rosyjskie do Chin …. a tu masz Twoja fotka mówi że w tamtych okolicach prawosławni byli szybsi, albo jezuici przez carstwo ogóle nie byli brani pod uwagę.

    (nie pamietam tytułu)

  18. Przecież to jest ludzkie i w zasadzie normalne 😉

    W życiu działa zasada odwrotności. Zrobisz komuś dobrze, to cię nie będzie lubił i będzie pomniejszał twoją rolę. Ktoś jest szlachetny, to i tak na wszelki wypadek go odstrzelą lub zadepczą. Lub sam się odstrzeli idąc na ochotnika. Itd.

    Wygra ten szlachetny, w samo południe oczywiście, który zaciśnie zęby i będzie walczył.

  19. My się modlimy o nawrócenie, ale nic z tego nie wynika 🙁

  20. nie, no jakaś przychylność Opatrzności musi mieć miejsce, tylko my tego pozytywu nie percepujemy, bo nie możemy wariantu negatywnego /bez modlitwy/ zobaczyć jak w kinie,

    ale opieka jest, pomyśl co by było gdyby komuś z PiS, nie przyszedł do głowy pomysł stworzenia Terytorialsów

  21. Jak to było? Jakie ci dobro uczyniłem , że mnie tak nienawidzisz?

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.