Film o pierwszym bohaterze już wszedł na ekrany, a film o drugim, wejdzie za chwilę. Nie widziałem jeszcze żadnego, ale pomyślałem, że warto o nich wspomnieć, choćby przez to, że wielu ludzie pamięta jeszcze księdza Zieję, a Tony’ego Halika pamiętają przecież wszyscy.
Od razu powiem, że mi ksiądz Zieja nie kojarzy się z niczym, kiedy jednak przeczytałem jego notkę w wiki, uderzyła mnie jedna rzecz. Oto ksiądz Zieja, współzałożyciel KOR, kapelan w Laskach, człowiek o życiorysie takim, że w zasadzie mógłby go zastąpić tylko Piotr Ściegienny, zapisuje się do ROPCiO, po czym natychmiast z tego ROPCiO występuje, kiedy Moczulski na konferencji prasowej, gdzie ogłoszono powstanie ruchu, wymienił jego nazwisko, które miało być utajnione. W życiu bym nie przypuścił, że Moczulski jakieś konferencje prasowe organizował na okoliczność powstania swojej organizacji. No, ale potem doczytałem, że była to organizacja jawna i mnie olśniło. Jawna, a nazwisko księdza Jana Ziei miało być tajne? Dlaczego? Nie mam zamiaru się w to wgłębiać, albowiem nie widzę sensu, by budować cokolwiek wokół mitów tworzonych przez tak zwane warszawskie elity. ROPCiO liczył w czasie największej prosperity około 200 członków, a deklarował chęć wpływania na władzę, by zechciała przestrzegać praw człowieka i obywatela. To jest oczywiście bardzo szlachetne i budujące, może nawet niektórym wydawać się, że to dobry przykład do naśladowania, ale ja nie jestem do tego przekonany.
No, ale mamy film biograficzny o księdzu Ziei, człowieku nieco już zapomnianym, ale świetnie nadającym się na symbol. Czego? Postaw nieoczywistych. To bowiem jest schemat operacyjny polskich twórców kina, książek, performance’ów i czego tam chcecie. Postawy nieoczywiste – ten towar sprzedaje polska kultura od momentu, kiedy upadł komunizm, a Wałęsa, długopisem wielkości wibratora dla kobiet z plemienia Bantu podpisał porozumienia sierpniowe. Dla niepoznaki ozdobił go wizerunkiem Jana Pawła II. I scena ta, a także mój komentarz, powinny być symbolicznym opisem ostatnich trzydziestu lat naszego życia w Polsce.
Księdza Zieję zagra Andrzej Seweryn, człowiek, który zagra wszystko i każdego, a do tego jeszcze na poczekaniu sprokuruje mądry komentarz do swoich występów. Nie wiem dlaczego, ale Andrzej Seweryn kojarzy mi się z głupotą i powierzchownością, a nie z głębią i mądrością. Może to dlatego, że kiedyś, przechodząc koło dworca Śródmieście, zauważyłem go tam z ekipą filmową, jak reżyserował jakąś scenę. Posłuchałem trochę o czym mówi i poszedłem w swoją stronę. Teraz zaś Andrzej Seweryn zagra człowieka, do którego nikt nie mógł mieć żadnych uwag. Tak bardzo nie mógł, że do dzisiaj nie bardzo wiadomo kim był i jakie funkcje pełnił ksiądz Zieja. Okazało się jednak, że na tyle znaczące, by w filmie Roberta Glińskiego, zagrał go Andrzej Seweryn. Oczywiście najważniejszą informacją w zapowiedzi tego filmu jest ta, która mówi, że ksiądz Jan Zieja nie był postacią oczywistą. Już się nie mogę doczekać, kiedy zobaczę, co to znaczy. Opcje są dwie – albo zawołał do Michnika „ty Żydu”, albo rozgrzeszał ubeków. I nie chodzi mi tu o opcje realne, ale te wypreparowane przez reżysera. Stawiałbym raczej na to drugie, bo ubeka zagrał Zamachowski, czyli człowiek zawodowo zajmujący się wywoływaniem sympatii do samego siebie.
Film o Tonym Haliku zapowiada się jeszcze ciekawiej, choć będzie to film dokumentalny. Oto bowiem czytamy w zapowiedzi zdanie takie:
Polak i Argentyńczyk, żołnierz Wermachtu i członek Maquis – francuskiego ruchu oporu, wielki patriota i tajny współpracownik, dokumentalista i konfabulant – „Tony Halik” Marcina Borchardta to film o płynnej granicy między prawdą a fałszem, wpisanej w niezwykłe losy człowieka, który na tej granicy uczynił swoje miejsce na ziemi
Zajrzałem do biografii Tony’ego Halika i trochę się zdziwiłem. Facet siedział w Ameryce Południowej, miał tam pozycję, pracował dla amerykańskich mediów, nie musiał niczego podpisywać i nagle spotkał Elżbietę Dzikowską. Pani ta jest dziś staruszką, ale kiedyś nie była. Ja zaś, jako młodzieniec nabuzowany hormonami, oglądając program „Pieprz i wanilia”, usiłowałem przede wszystkim rozkminić problem, jak to się stało, że ten światowiec i mistrz przygód wszelakich, który brylował na salonach, a przynajmniej na takiego się stroił, związał się węzłem silniejszym niż śmierć, z jakąś dziewczyniną, która przybyła z Polski, reprezentując media reżimowe środkowego Gierka? Żeby ona chociaż była jakoś szczególnie ładna. A tu wręcz przeciwnie. No, ale de gustibus…Książek pana Halika nie czytałem, albowiem przerażała mnie ich objętość i umieszczone w środku fotografie, szczególnie te, gdzie widać Halika przemierzającego zielone piekło Mato Grosso, z goluśkim dzieciakiem na plecach. Toż to musiało być ryzyko, że hej! A on je podjął i nie bał się wcale. Przeczytałem sporo literatury podróżniczej, która zalegała naszą wiejską bibliotekę, ale Halika akurat nie. Nie bardzo mi się to wszystko podobało i nigdy już potem do tych treści nie wracałem. No, ale pora na najważniejsze – jaki mechanizm musiał zadziałać, żeby gość z argentyńskim paszportem został TW komunistycznej bezpieki? Bo o to chodzi przecież w tej zajawce, tam jest wyraźnie napisane tajny współpracownik, prawda? Dobrze widzę? Czy zwerbowała go Dzikowska, czy może kto inny? Nie dojdziemy tego dzisiaj, ale musimy wpisać Halika na długą listę ludzi legend firmujących swoimi nazwiskami postawy nieoczywiste.
Oczywiście wszyscy pamiętają, jak pan Halik opowiadał w telewizji, że służył w RAF-ie, a potem okazało się, że nie w RAF -ie, ale w Luftwaffe. Pamiętam, że ta demaskacja wydała się wszystkim nawet zabawna, bo tłumaczenie było takie, że on mieszkał w Toruniu i został powołany do niemieckiego wojska w czasie okupacji. No, ale w wiki piszą, że był synem ziemian spod Torunia, którzy przeprowadzili się do Płocka. Jak to się więc stało, że syn polskich ziemian, zamiast na roboty do Niemiec, albo do konspiracji trafił do niemieckiego wojska? Miał już wtedy 22 lata, a to jak na warunki okupacyjne było całkiem sporo. Czekam kiedy ten film wejdzie na ekrany, choć nie spodziewam się, by nurtujące mnie kwestie zostały tam wyjaśnione. Tak generalizując już na koniec Tony Halik kojarzy mi się ze słowem pieprz. Tytuły jego programów to Tam gdzie pieprz rośnie, Tam gdzie rośnie wanilia, a także Pieprz i wanilia. Jak to pisał niegdyś Jan Sztaudynger ten „pieprz” na rączce twojej czerniejący / czy to jest tryb rozkazujący? Mnie fraszki Sztaudyngera nigdy jakoś nie śmieszyły, pewnie dlatego, że jestem za bardzo dosłowny, ale umieszczam tę jedną przy Tony’m Haliku, żeby przypomnieć iż słowo pieprz ma także inne niż spożywcze i moczopłciowe znaczenie. A jeśli zestawimy je z trybem rozkazującym, wyjdzie nam pieprzący na rozkaz staruszek. Wiem, że nie ma w tym finezji i że to jest zbyt dosłowne, ale te filmy też takie będą.
Zieja substytut Kolbego ☺
Coś w tym jest
jako dziecko w PRL-u, zawsze zastanawiałem sie skąd się biorą „światowcy” w tak zamkniętym systemie, teraz już wiem , że każdemu światowcowi trzeba się przyglądać dwa razy. Kapuściński, Halik …., Kolonko ( kto w dobie generała) wyjeżdzał z tego kraju.
No tak, ale Halik nie wrócił po wojnie. Po co mu to było?
Coś tych ludzi niesie, pomiędzy krajami, formacjami, kobietami…
Halik zawsze był popowy, kiczowaty, ale nie szukało się odpowiedzi skąd przychodzi i kto mu wystawia czeki, przecież był znany i oddany swojej pasji…
Pamiętam filmy Szwarc-Bronikowskiego, wyróżniające się kulturą realizacyjną. Imponowały mi do tego stopnia, że chciałbym takie robić. Nie wiem kto go niósł i czy podpisywał cyrografy. W dzieciństwie znałem bardzo dobrze jego kolegów z gimnazjum i konspiracji i nie usłyszałem żadnych zastrzeżeń.
A teraz jego dobre filmy zapadły się w niepamięci opuszczając kulturę masową, ustępując popisującemu się obcym akcentem pajacykowi wyposażonymi w średniej jakości blondynę….
Tu jeden z nielicznych filmów Szwarc-Bronikowskiego na yt:
https://youtu.be/vY01tfwSrJg
O to trzeba pytać panią Dzikowską. Spotkali się w Meksyku, pani była sinologiem, a jak sama mówi, to Halik miał nadawać SB o stosunkach handlowych między Chinami a Meksykiem. Oczywiście nic im nie powiedział, bo nic nie wiedział i dali mu spokój. SB zawsze było głupie i nie wiedziało kogo pytać. No i może tych, którzy stali za ZEW.
No, ale to jest beznadziejne, niestety. I bardzo propagandowe…
wg Wiki – 1975 wraca, w 1980 relacjonuje dla zachodu Siepień80, może przygotowywano takich swoich światowców to tych relacji, na ile te progamy dla zachodnich telewizji były niezależne ?
wrócił , ale dalej jeździł po świecie, a w 1980 wykonał zadanie ? wiem może tylko domysły.
Nadal nie rozumiem po co?
Mnie zastanawiało coś po przeczytaniu nie pamiętam już jakiej książki Sumlińskiego. Bo Sumlińskiego to nie zdziwiło, nawet tego nie skomentował. Po jaką cholerę na przyjęcia, gdzie wiadomo, że są byli oficerowie wszelkich służb PRL są zapraszani i chodzą biskupi oraz inni duchowni. Odnośnie sytuacji w której Sumliński rozmawiał na przyjęciu z Oleksym.
Z punktu widzenia dziecka melodia komentarzy wydawała się atrakcyjna. Zaśpiew propagandowy jest. Film to sztuka wyjątkowo podatna na starzenie. Stlałe kolory, archaiczny montaż. Nawet Taksówkarz przypomniany w weekend na Kulturze razi wadami montażowymi….
Nieoczywiste skojarzenie pieprzyka, który wabi, z wabikiem, który … jest tytułem filmu -Goldmember (Złoty Członek)
Goldmember
Angielska zagadka dla małych dzieci i dużych artystek
Co to jest? Żółte i pisze poezje.
żeby ewangelizować?
Hmmm, coraz mniej rozumiem Pańskie żarty
A małe dzieci angielskie z pewnością rozumieją. Chyba nie miał Pan nigdy bananowego długopisu i nie oglądał Pan Batmana (1966), gdy Batman zadaje taką zagadkę Robinowi.
Natomiast pierwszy żart dotyczy amerykańskiej komedii szpiegowskiej Austin Powers i Złoty Członek, w której pieprzyk gra ważną rolę w kilku scenach, gdyż po angielsku pieprzyk czyli mole, to także kret/TW.
obejrzałam zwiastun filmu, podoba mi się, Seweryna nie widać, bo ma twarz okoloną siwym zarostem, zwiastun/film dynamiczny, ja lubię takie wartkie rozwiązania, nienawidzę w filmie aktora prezentującego swoje przemyślenia. ttakie statyczne sceny (myśluwy) toleruję w nisko nakładowej produkcji filmowej.
no młodego księdza – gra świetny aktor
czy to jest o Rasputinie ?
Rasputina raczej przy tym nie było, choć jego pojawienie się w tym filmowym pastiszu nie wywołałoby pewnie zdziwienia. A tu jest wiki o tym obsypanym nagrodami filmie.
Skończyły się żarty
12 sierpnia 1945
no to ks Jan bardzo kiepsko wygląda a lat ma zaledwie 48, jakoś się uśmiecha, ten tekst pod fotką zapewne poprawia mu humor
ksiądz jest tuż po wojnie,
jutro rocznica, to była taka wojna o przestrzeń życiową na tysiąc lat dla jednych, a pochłonęła 60 mln istnień tych co stali na drodze do tej przestrzeni
ta II WŚ to już w planach to był koszmar, co się działo w tych niemieckich głowach ?
Rozważania o przesiedleniach należy prowadzić z optymistycznego punktu widzenia – jednak ci ludzie przeżyli, nie umierali miesiącami z wygłodzenia czy nie byli pogrzebani żywcem, nawet nie wszystkie kobiety udało się wojownikom postDżyngisChana zgwałcić. Stracili swoją ojczyznę z przygnębiającą krzyżacką architekturą – w większości ocalili życie.
I za to powinni Polakom dziękować – że nie dokonała się sprawiedliwa, proporcjonalna do zbrodni, bezlitosna zemsta.
no tak, ale ciekawe co adiutant Guderiana pan von Loringhoven opowiadał synkowi o swoich sukcesach w Wieluniu w dn 1 września 1939, gdzie w godzinach od 4,40 do 14,00 zrzucono 380 bomb, zabito 1200 osób i zniszczono miasteczko które Niemcy wyznaczyli na przetestowanie swojej zdolności militarnej – teraz synek adiutanta jest ambasadorem Niemiec w Polsce
wyznaczono miasto do przetestowania zdolności militarnej – co ci ludzie mają w głowach?
pamiętam kiedy dojeżdżałam do pracy w kielcach, lata 2004 – 2007, piłam tam źródlaną wodę nazywała się Sienkiewicz , cena zwyczajna, żałuję że nie zarchiwizowałam banderoli.
Takie akcje prowadzili pewnie nie raz, pamiętam szkoleniowe naloty na wsie Zamojszczyzny.
Oni wszyscy siedzą w swojej militarnej tradycji, pod okupacją amerykańską przybrali maskę luzaków z kolczykami w uszach, miłujących autostradową wolność do prędkości.
Ale to jest mentalna niesłychana sprężyna, gotowa w każdej chwili do odwinięcia….
na tak, taka zakodowana w głowie sprężyna, że drugi to nie jest bliźni, tylko jakiś polnische wirtschaft, jeśli odwinie w otoczenie to zawsze boleśnie trafi otoczenie , bez winy otoczenia
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.