Były tu wczoraj generalne porządki, a ja siedziałem w tym chaosie i sobie pisałem. I nagle wyleciała nie wiadomo skąd książka Andrzeja Nowickiego pod tytułem „Nauczyciele”. Jeśli nie wiecie kim był Andrzej Nowicki to Wam powiem, to był teść Wandy Nowickiej posłanki Ruchu Palikota. Pan ów był profesorem, mędrcem, a podejrzewam, że także szafarzem stanowisk, interesował się samymi wybitnymi postaciami w historii i o nich pisał. Napisał beletrystyczną książeczkę o Vaninim, angielskim szpiegu we Włoszech, a także poważną, naukową pracę o Giordano Bruno. Nowicki był autorem niesłychanie płodnym. Wśród powojennych nurtów czerwonej zarazy reprezentował on ten nurt okultystyczny, całkiem już dziś niemal zapomniany i zepchnięty na margines, przez dziedziców dwóch pozostałych nurtów, czyli żydowsko-gangsterskiego i kmieco-bandyckiego. Przez jakiś czas był Nowicki prezesem TKKŚ, czyli Towarzystwa Krzewienia Kultury Świeckiej. Do dziś pamiętam, jak na jedną z lekcji przyszła do nas pewna pani i namawiała nas, dzieci, byśmy skłonili naszych rodziców do zapisania w szeregi członków tego towarzystwa. Nie wiem czy choć jedna osoba się zapisała, przypuszczam, że nie.
Książka pod tytułem „Nauczyciele” opowiada o mistrzach, którzy go ukształtowali, a zaczyna się cytatem z dzieła Stefana Bernarda Drzewieskiego, działacza SDKPiL, profesora, literaturoznawcy, krzewiciela, świeckiej kultury robotniczej i żołnierskiej, który za cara był najpierw aresztowany w związku z jakimś napadem na pocztę, potem wypuszczony, potem wyjechał go Genewy nie wiadomo za czyje pieniądze, a w 1916 był już w Piotrogrodzie. Kiedy wybuchła rewolucja został komisarzem od spraw sztuki, muzeów i bibliotek. Wcześniej jednak przemawiał z jednej trybuny z Marchlewskim i Leninem, żegnając pułki odjeżdżające na front. Nowicki nie pisze jednak na jaki front. W międzywojniu zaś pracował na uniwersytecie i uczył Nowickiego literatury. Cytat z jego pracy rozpoczynający książkę jest bardzo fajny:
Mistrz z doby Odrodzenia widział w swoim uczniu kontynuatora swoich trudów, w nim przeżywał siebie. Radował się wynikiem postępów ucznia, bo one dawały niejako rękojmię, że w żywocie i pracach ucznia przetrwa sam mistrz i jego dzieła.
Drzewieski był prominentnym działaczem ZNP i miał opinię piłsudczyka. Był ponoć także znajomym prezydenta Mościckiego. To jest moim zdaniem informacja szalenie ważna, jeśli bowiem były bolszewicki działacz ma wpływ na wychowanie dzieci w sanacyjnej Polsce i ma znajomości w kołach rządowych to znaczy, że Polska międzywojenna nie była tym czym nam się zdawało. Nowicki, który swoją książkę napisał po wojnie usprawiedliwia co prawda Drzewieskiego, pisząc, że on tylko udawał piłsudczyka i z tym Mościckim wcale się nie przyjaźnił, a jedynie tak opowiadał, ale mnie to jakoś nie przekonuje.
W czasie wojny Drzewieski znalazł się w Londynie i tam wstąpił do partii socjalistycznej. Pracował w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej , a następnie w Ministerstwie Informacji rządu emigracyjnego. W 1945 wrócił do Polski, ale czerwoni znowu wysłali go do Anglii, tam objął stanowisko II sekretarza ambasady. Potem był przez dwa lata na urlopie, no a później zatrudnili go w UNESCO w Paryżu. Zdążył być jeszcze w Meksyku z ramienia UNESCO, a w Paryżu wstąpił też do loży „Kopernik”. Zmarł w 1953.
Nowicki szczegółowo opisuje co zawdzięcza Drzewieskiemu, ale ja nie mam zamiaru tego streszczać, bo są to rzeczy niesłychanie odległe od relacji jaka nawiązała się pomiędzy Miyamoto Musashi a Kurandoroske Marume. Dajmy więc sobie spokój.
Kolejnym nauczycielem Nowickiego był Juliusz Krzyżanowski, filolog klasyczny, publicysta „Prosto z mostu”, autor licznych prac na temat Szekspira i epoki elżbietańskiej, stypendysta British Council w latach 1946-47, profesor uniwersytetu wrocławskiego. Nowicki pisze, że Krzyżanowski nosił w sobie aż dziewięciu różnych ludzi, aż dziewięć osobowości. Był łacinnikiem opętanym wizją powrotu łaciny jako języka międzynarodowego, anglistą, który miał „cudowny dar dywinacji w zakresie wykrywania zniekształceń autentycznego tekstu Szekspira”, historykiem filozofii, toczącym zacięte spory z fałszywymi interpretatorami dialogów Platona, filozofem, twórcą teorii modyfikacji, muzykiem pianistą ubóstwiającym Szopena i „szukającym jego cienia w Szkocji” (Houston mamy problem!), błyskotliwym pisarzem, autorem scenariusza filmowego ( O Szopenie w Szkocji, już doczytałem), nigdy dodajmy nie zrealizowanego, który to scenariusz został przygotowany jak pisze Nowicki na konkurs szopenowski, był także Krzyżanowski poetą, teoretykiem pedagogiki, który systematycznie przeglądał i czynił wyciągi z angielskiej i włoskiej prasy pedagogicznej, no i był znakomitym pedagogiem. Dziewięć osobowości, sami sprawdźcie. No, a taki Musashi tylko machał mieczem. Nawet kwiatka nie potrafił namalować, bo jak próbował to zawsze wychodziła mu mewa, albo Budda.
Inni uczniowie Nowickiego to Kazimierz Czapiński, Władysław Tatarkiewicz, Tadeusz Kotarbiński, Władysław Witwicki, Antoni Bolesław Dobrowolski. Nie będę was dręczył szczegółami ich życiorysów. Powiem tylko, że Nowicki z wyraźną dumą oznajmia, że to on ich sobie wybrał, a nie oni jego. To jest szalenie ważne zdanie, albowiem w naszej ulubionej książce pod tytułem „Ewangelia według św. Mateusza” napisane jest „to nie wy mnie wybraliście, ale ja was wybrałem”. Z deklaracji Nowickiego widać jasno, że nie zmierza on w tym kierunku co św. Mateusz, ale wręcz przeciwnie, z prędkością światła pędzi w drugą stronę.
W sympatycznej tej książeczce napisane jest też słów kilka o teorii spotkań. Jak tylko to przeczytałem od razu skojarzyłem rzecz z filozofią spotkania, którą tu czasem omawiamy. Zajrzałem do wiki i dowiedziałem się, że czołowymi przedstawicielami tej całej filozofii spotkania są Levinas i Buber, jeden był komentatorem Talmudu, a drugi nakłaniał syjonistów do wzbogacenia swojej ideologii o elementy chasydzkie. Z polskich zaś badaczy filozofią spotkania zajmował się ksiądz Tischner, o czym nie miałem pojęcia. Jak wiecie nie znam się na filozofii, uważam też, że większość tych tak zwanych filozofów, których Tatarkiewicz umieścił w swojej „Historii filozofii” zajmowała się w istocie czymś innym, filozofię traktując jak zabawę, albo propagandę. No, ale mamy tę teorię spotkań i filozofię spotkania, te wszystkie dziwne pojęcia, które temu towarzyszą – ja-tożsamy i ja-obcy, albo może ty-obcy, już dokładnie nie pamiętam. No i mamy najwybitniejszego obecnie przedstawiciela tego nurtu w nauce polskiej czyli Jerzego Bukowskiego, który nie dość, że jest filozofem spotkania, to jeszcze kiedyś miał opinię polskiego Szekspira, łączy w sobie – jak przypuszczam – nie dziewięć a dwanaście osobowości, a do tego jest piłsudczykiem. Nie znał co prawda osobiście prezydenta Mościckiego, ale znał Ryszarda Kuklińskiego, a to prawie to samo, a może nawet więcej. Jest pedagogiem i przypuszczam, że rozwija nie tylko teorię, ale także praktykę spotkań, na różnych szczeblach. Zakładam, że Szekspira nie tłumaczy, Platona też pewnie nie lubi, ale najbardziej ciekawi mnie to czy był w Meksyku i jakie są jego relacje z UNESCO oraz czy napisał już jakiś scenariusz na konkurs szopenowski, bo to przecież niebawem się zacznie.
Nie wiem czy przychodzi Wam do głowy to samo co mnie. Myślę sobie właśnie, jaki ten świat jest beznadziejnie powtarzalny, te Platony, Szekspiry, Szopen w Szkocji, Meksyk, Genewa i stanowiska komunistów w sanacyjnym panstwie, rzekomi piłsudczycy i publicyści „Prosto z mostu” zatrudniani przez podwładnych Bieruta w szkołach wyższych . I my biedne żuczki usiłujące coś z tego zrozumieć.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, gdzie jeszcze trzy dni trwa wielka promocja Baśni, dwa tomy w cenie jednego.
Coś pokręciłeś na lini Nowicki Mateusz 😉
A teraz na temat.
Po sponsorach i stypendiach ich poznacie 😉
Stokrotki na betonie, dawno temu, zastanawiałem się skąd w brudzie i syfie prylu takie ładne, kolorowe i dobrze zrobione papaterie UNESCO. Nie pamiętam, ale chyba można było je kupić(zdobyć) w Veritasie.To był chyba Meksyk dla biednych żuczków, pszczółek co robią miód, bo trutnie to lecą do miodu, gotowego miodu.
Nic nie pokręciłem, czytaj uważnie.
https://sites.google.com/site/krzysztofcierpisz/listbratarosveltadostalina
Ignacy Mościcki :
studiował w Rydze chemię. Działał w Związku Młodzieży Polskiej ,,Zet” w II Proletariacie ….w tajnych organizacjach oswiatowych…
Ożenił się z bliską krewną , Michaliną…PO ślubie .. zostawiając zonę w Warszawie pojechał przez Berlin do Paryża i do Londynu …Porzucił studia , wziął slub i pojechał w świat szukać dobrego przepisu na bombę , aby zemścic sie za rozbicie II go Proletariatu …..
itd …itd … za Kamil Janicki ,, Pierwsze damy II Rzeczpospolitej ” wyd ZNAK …
🙂
Niech Pan sobie założy bloga i tam umieszcza te linki, dobrze? Albo na blogu cieprisza. Usunę stąd pana nieodwołalnie.
Mościcki chyba odpowiada za obecne godło Polski, a konkretnie za „gwiazdki” pięciokątne w skrzydełkach? Czyli sami swoi.
Bawię czasami w pewnym pałacyku na Pomorzu, na gzymsach cyrkle i inne takie. W piwniczce, pięciokątnej, chłopaki grali ponoć w karty… A właściciel, Niemiec, w 1939 ubrał się w mundur SS czy gestapo i zaczął rządzić w okolicy. Jak wieść niesie lubił postrzelać do Polaków i nie żałował sobie tej przyjemności praktycznie od początku wojny. Z okolicznych miejscowości zniknęło bez śladu parę tysięcy ludzi. Teren był Polski, przygraniczny. Czy kształt piwniczki miał jakiś związek z mundurem gestapo czy SS? Nie wiem.
a tak w nawiązaniu do prezydentury, w 2005 roku w TV Polonia był film o Auguście Zaleskim naszym prezydencie na uchodźctwie i było powiedziane że całkiem poważnie rozważano w Londynie kandydaturę Bartoszewskiego na tą prezydencką fuchę (jeszcze wtedy chyba nie miał pseudonim profesor).
To też jakaś dość duża liczba osobowości u tego B: materiał na więźnia , materiał na powstańca, na prezydenta, na profesora, na elitę, na autorytet,na smaganie matołków słowem itd
Kandydatura Bartoszewskiego była brana pod uwagę po śmierci prezydenta Augusta Zaleskiego
Dopadła Pana
Nie UNESCO, lecz UNICEF. Eugenika.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.