Jestem głęboko przekonany, że ojczyźnie naszej udręczonej nic się w najbliższym czasie nie stanie. Wynika to wprost z arytmetyki. Mamy bowiem na rynku taką ilość czasopism patriotycznych i taką ilość proroków opłacanych z budżetów tych czasopism, oraz budżetów nierozpoznanych, że jakakolwiek katastrofa jest po prostu niemożliwa. W czasach takich jak nasze, kiedy obieg informacji jest właściwie jawny i dostępne są one każdemu wskazuje to jednoznacznie, że będzie spokój. Nie martwię się więc doniesieniami z Ukrainy, ani z Rosji, ani w ogóle znikąd. Widzę tylko jeden kłopot, ludziom wyznaczonym do codziennego ratowania Polski przez złem zaczyna brakować tematów. Wczoraj wziąłem do ręki, przypadkiem zupełnie, tygodnik „”Do rzeczy”. Był tam artykuł Zychowicza o ziemiaństwie, o tym jakie to ziemiaństwo było fantastycznie zwariowane, bo jedna pani chodziła nago po ogrodzie, a pewien pan kazał ssać palec swojemu lokajowi. Coś niesamowitego po prostu. Tekst ten został napisany na podstawie prozy Michała Kryspina Pawlikowskiego, co się bardzo Zychowiczowi chwali, nie wiem tylko dlaczego wybrał on takie nędzne i trywialne przykłady, nie wiem dlaczego nie opisał tego faceta, który w swoim dworze, gdzieś pod Mińskiem Białoruskim zbudował sobie aparat rentgenowski. Oczywiście mam pewne przypuszczenia dlaczego jego akurat Zychowicz ominął, ale nie rozwinę ich tutaj, przyjmę inne wyjaśnienie – nie napisał, bo nie doczytał. Konwencja zaś obowiązująca w pisaniu i opowiadaniu o ziemiaństwie wyklucza lansowanie takich postaw. Goła baba tak, aparat rentgenowski nie, to jest jasne. Zychowiczowi chodzi o to, żeby pokazać, że nie byliśmy zacofani obyczajowo.
Do tej pory o Pawlikowskim pisał Masłoń, który się teraz przerzucił na coś innego, nie chciało mi się sprawdzać na co, ale coś tam sobie pisze pan Masłoń i książki wydaje. Cała ta gazeta pełna jest reklam książek. Napisanych rzecz jasna przez autorów tygodnika „Do rzeczy”, co nikogo już nie dziwi, a jedynie potwierdza tezę postawioną przeze mnie na samym początku. W tym samym numerze jest też tekst Marcina Wolskiego, w którym używa on zwrotu – spiskowa praktyka. Nie wiem czy jest w tym tekście również nazwisko Grzegorza Brauna, ale nie chciało mi się sprawdzać. Wszyscy wiemy jak ważne jest to, by człowiek występujący publicznie, szczególnie taki, któremu odmawia się udostępnienia łamów w prawicowej, patriotycznej i katolickiej prasie, miał coś swojego, jakieś rozpoznawcze znaki, które pozostaną na powierzchni nawet jeśli na niego samego wrogowie wysypią dwie wywrotki piachu. Żeby już nikt go nie znalazł. To jest szalenie ważne, dlatego my się tak tutaj awanturujemy kiedy ktoś nam coś podbiera z tekstów i pokazuje jako własne, gdybyśmy mieli z Toyahem cotygodniowy felieton gdzieś w wysokonakładowej prawie nie byłoby kłopotu, ale nie mamy i stąd co jakiś czas wywołujemy małą aferkę. Uważam, że czynimy słusznie. Grzegorz Braun nie wywoła żadnej afery o takie głupstwo, bo ma inny zupełnie ogląd tej sprawy. No, a skoro tak, to ja muszę zwrócić na to uwagę. Spiskowa praktyka Marcina Wolskiego, najbardziej oryginalnego pisarza polskiego doby obecnej, do nabycia w kioskach wraz z tygodnikiem „Do rzeczy”.
Pawlikowski, Braun i kto jeszcze? Gociek, co odnotowuję z pewnym zaskoczeniem. Gociek wznowił swoją powieść, tamto sprzedał i ma teraz inną okładkę. Ja nie pamiętam ja się ta powieść nazywa, ale ona jest tam reklamowana. Zdaje się, że to jest „Demokrator”. Bardzo dobry tytuł. No więc mamy taką oto ławę na której siedzą ludzie inspirujący prasę prawicową, naszą prasę, patriotyczną, wierną ojczyźnie. Na ławie zaś siedzą zawodnicy następujący: Michał Kryspin Pawlikowski, człowiek pełen tajemnic, którego życiem nikt się póki co nie zajął, no, ale przecież nie ma czasu, bo trzeba pisać książki, Grzegorz Braun, który po wyjściu z więzienia udziela wywiadów w sieci, bo żadna prawicowa, miłująca ojczyznę gazeta nie umieści takiego wywiadu, no i Gociek, który wznowił książkę. Powiecie, że przecież ten Gociek jest z ich bandy. No jest. Właśnie o to chodzi, o to, żeby najpierw pisać o tamtych co już nie żyją, ale ładnie się wygląda w ich towarzystwie, potem trochę pożyczyć od tych co się awanturują naprawdę i mają prawdziwe procesy w sądach, na koniec zaś lansować już tylko siebie, swoich kolegów i z własnych publikacji uczynić punkt odniesienia dla wszelkich rozważań dotyczących sytuacji politycznej i ideowej w Polsce i za granicą.
Toyah napisał wczoraj rzecz absolutnie fantastyczną, ponoć w prawdziwych gazetach tych wysokonakładowych krąży informacja, że to dzięki patriotycznie nastawionemu redaktorowi naczelnemu dziennika „Fakt” wybory w 2005 roku były zwycięskie dla PiS. To nie jest żart, ludzie ci w to wierzą i pewności, że właśnie tak było nie jest im w stanie odebrać nikt. Dzięki patriotycznej postawie naczelnego „Faktu”….naprawdę….
Kiedy jeszcze pracowałem w niemieckiej prasie nie było tam żadną tajemnicą jakimi kryteriami kieruje się wydawca dokonując awansów w redakcjach, wiadomo było, że Niemiec zawsze wybiera najgłupszego, najbardziej pewnego siebie, potem obsypuje go nic nie znaczącymi przywilejami, nie dając mu ani odrobiny władzy w kluczowych obszarach, bo o wszystkim co jest ważne decyduje się w gabinetach zamkniętych. I gotowe. Mamy bohatera. Mamy też mechanizm. Jeśli żaden poważny budżet medialny w Polsce nie jest związany z polską racją stanu, a tak niestety jest to sami możecie sobie wywnioskować jak te sprawy wyglądają. Wybiera się najgłupszych, najbardziej pewnych siebie i daje im się nic nie znaczące przywileje. Reszta robi się sama. Nie da się bowiem człowiekowi raz przekonanemu o swojej misji wyjaśnić, że się myli. To jest po prostu niemożliwe. Kiedy zaś zabraknie mu gadżetów do lansowania polskości na odpowiednim poziomie, kiedy już tego Pawlikowskiego wymiędlą dziesięć razy, to samo zrobią z Powstaniem Warszawskim i innymi rzeczami, kiedy już opiszą te Kresy i tak i śmak i na opak i z boku, kiedy okaże się, że został już tylko Braun i jego przedstawienia, to się ogłosi, że teraz już tylko „my”. I to właśnie zrobił ostatnio poeta Wencel w tygodniku „W sieci”. Napisał, że jego syn ułożył sobie ranking najlepszych felietonistów doby obecnej w Polsce. I wyobraźcie sobie, że ku zaskoczeniu Wencla jego dziecko nie umieściło go na pierwszym miejscu. Tam bowiem znalazł się Krzysztof Fuesette. To on jest niedoścignionym wzorem dla młodego. Serio. Ciekawe tylko co oni wszyscy zrobią jak PiS przegra kolejne wybory, a potem następne. Jeszcze cztery numery „Do rzeczy” i „W sieci” i będziemy musieli zacząć kibicować PO. Jeśli bowiem Jarosław Kaczyński zwycięży przez następne 4 lata czytać będziemy o tym, jak bardzo zwycięstwo to zależało od felietonów Goćka, tekstów Zychowicza i szyderstw Wolskiego.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie trwa wielka promocja Baśni jak niedźwiedź, dwa tomy w cenie jednego.
Pominąłeś po uważaniu Rafała Aleksandra Ziemkiewicza 😉
Miał ze trzy felietony w tym numerze, nie chciało mi się ich czytać/
Końcówka tekstu jest przewrotna i to tak wielowarstwowo , że musiała bym napisać bardzo obszerny tekst .
Ale jeśli się ktoś pokusi o analizę własną kilku ostatnich linijek , proszę nie wpadać depresję.
Robić swoje i tyle .
Lecę w pola 🙂
Krótko mówiąc, brakuje Panu gazety. Gazeta to pieniądze. Pan ich nie ma. Skąd wziąć pieniądze? Wydrukować (już o tym wspominałem). Musi Pan tylko wydrukować odpowiednio dużo, by się podzielić z kim trzeba. Tu nie ma grzechu, bo złoty jest tylko z nazwy, nie ma pokrycia w złocie, więc każdy ma prawo go sobie wydrukować.
Są gazety patriotyczne, ale Pana nie drukują (a powinny). Proszę Pana, jak tylko słyszę takie nazwiska, jak Gociek czy Gmyz ( jego interlokutor), Masłoń, Rosłoń, Mamoń, Biedroń itd., to mam natychmiast wyrobione zdanie o kondycji ich nosicieli. No skądś się nazwiska usiały wziąć i coś znaczą, nieprawdaż?
A taki Maciejewski, herbowny (Ciołek), a jakże. Zatem proszę nie narzekać i pisac dalej, bo robi Pan to w sposób wielce interesujący, zabawny i przede wszystkim pouczający. Jest źle, a będzie jeszcze gorzej. I wojna pewnie też będzie, bo już Panu Bogu podobno wyczerpał się nad tym motłochem katalog kar zwyczajnych.
Gazeta mi niepotrzebna, mam już jedną. Poterzbuję kilku nowych, sprawnych autorów. To wszystko.
A o czym mieliby pisać ci nowi sprawni? Czy na zadany temat, czy mogą sobie sami wybierać tematy? Chyba każda gazeta ma jakąś „linię” i np. w takim Dorzeczy, nie mówiąc o GW, pewnie nie podadzą przepisu na żabę po żydowsku.
Można przekładać z Polskiego Na Hebrajski. Już czas o tym pomyśleć, bo w niedalekiej przyszłości kto wie, kto wie??” Wasze ulice nasze kamienice? może…..
Niech Pan coś zaproponuje.
Ja nie mam kamienicy.
Wgląda na to że wśród czytelników Coryllusa nie ma takich jak ongiś bywali: Mackiewiczów, Salińskich, czy Zygmuntów Nowakowskich z „IKC” – no nie ma. Zapewne jesteśmy tym już wadliwie wyselekcjonownaym pokoleniem, część z nas miała w PRL punkty za pochodzenie bo rodzice mundurowi, czy nauczyciele, czy też nomenklatura, no to teraz chyba wyłazi ta nieumiejętność intelektualnej pracy w jakims obszarze, banalna na pierwszy rzut oka – nieumiejetność zaciekawienia treścią eseju.
Wiesz , Coryllus wysoko ustawia poprzeczkę własną przenikliwością . Bardzo dużo naraz ogarnia . Nas uczono przyczynkarstwa i owszem wąski temat można dobrze i porządnie opisać. Ale w zetknięciu z projektem panoramicznym …. część ludzi nie ogarnia nawet tej panoramy …. a jak już się samemu widzi powstaje problem : jak to pokazać . Kiedy mam słuchacza chętnego i cierpliwego owszem dopasowuję do jego poziomu percepcji swój wywód , powtarzam , wracam , szukam znanych mu odniesień , zeby złapał sens . Mogę coś naprawdę dobrze rzedstawić jednej konkretnej osobie .
I chwalą mnie za to a nawet podziękują , ze naświetliłam szeroko . Ale w takiej rozmowie mogę się zorientować co słuchacz już wie … jakie mamy punkty odniesienia , nawet literackie . Bardzo mi sie kiedyś przydała np znajomośc przez pewna słuchaczkę Chłopów Reymonta. W kwesti granic tolerancji zamkniętej społeczności . Nawet rozmowa wyszła od pisania coryllusowego …
Ale kiedy odbiorca jest niewiadomy , kiedy nie da się dopytać, dointerpretować miną , gestem , tonem wypowiedzi ….. Mnie jest trudno .
Nie wystarczy widziec panoramicznie . ,,Zawsze ” widziałam … ale jeszcze to napisac. HA !!
Co tu jest do ogarniania? Zycie generalnie w swojej istocie jest proste. To co dzieje sie w polskiej publicystyce, historiografii, zyciu akademinckim, to jest to wypadkowa politycznych rozdan. Tort jest podzielony. Opozycja, ktora jest koncesjonowana i potrzebna do uzupelnienia tej sciemy gra tu swoja istotna role. Bez niej system traci racje bytu. Produkcje, ktore pochodza z niezaleznych, prywatnych zrodel nie znajda zrozumienia, ani po stronie GW, ani GP. Sa poza tym uniwersum. Dla mnie studiowanie wielopietrowych manipulacji, ktorych zadaniem jest oddanie glosu na jednego badz drugiego palanta to est strata czasu. I czy to bedzie Zakowski, czy platfus Sakiewicz, traktuje ich z taka sama zerowa atencja. Oni wszyscy sa na zoldach i etatach. Trzeba sie od tej bandy gremialnie odwrocic plecami i zyc wlasnym zyciem, a to oznaczy rowniez budowe wlasnych alternatywnych struktur. Przy czym calkowicie jawne struktury uwazam jednoczesnie za kolaboracje, a w najllepszym wypadku naiwnosc, za ktora przyjdzie predzej czy pozniej zaplacic.
Nie ma czegoś takiego jak struktury tajne.
Coś jednak jest do ogarniania – sądzac po niemożności wyłapania wśród wielu danych – tych kluczowych . Spotykam sie z tym często .
Wręcz , u osoby wyjątkowo uczciwej i szczerej , usłyszałam takie przyznanie się do bezradności …. Kobieta słucha , czyta , nie ma specjalnych zashamowań jeśli chodzi o pozyskiwanie informacji ( ma pewne trudności zdrowotne , ale nie ciasnotę umiysłu wykluczająca źródło ) – a jednak nie jest w stanie ze ,,stosu ’ danych wybrać tych kluczowych .
Nie widzi panoramy logicznych następstw . Nie wie , ze wydarzenia spektakularne były sciemą.
Jeszcze inaczej – teoretycznie wie o ,,przyktywkach ” ale w praktyce nie wie które to .
Ona się przyznaje do bezradności …… większość będzie się kłócić w obronie swoich malutkich ,,spostrzeżonek ” – bo to ICH …. nie pogadasz ….
Ten mechanizm działa niezależnie od wykształcenia . Jest tylko inaczej artykułowane przekonanie o wadze własnych wniosków.
Marysiu, no właśnie moje panoramiczne osiągnięcie to u stomatologa (pantomograf), a taka panorama: treści, zdarzeń, rodów, ludzi jak to robi Coryllus to mnie absolutnie przerasta. Nie będzie ze mnie miała pociechy Szkoła Nawigatorów, i jest mi głupio, bo ja Coryllusowi dużo zawdzięczam. Choćby te poranne kawy przy jego tekście i zawarta w tekstach inspiracja i ten opisany przez niego zestaw problemów, ten wbijany przez niego kij w mrowisko itd.
:))))))) …. przepraszam … ja nie ze stomatologa , bo panorama to niemiłe doświadczenie … ja mam odruch wymiotny …
ale Szkoła to jest fajny gotowiec ….. już swoje tematy dość wyeksploatowałam towarzysko … o tym w czym siedzę rodzinnie , nie jestem gotowa mówic a co dopiero pisać…..
a tak , na pytanie np co czytam … zawsze coś ,,sprzedam ” …… taki kaganek oswiaty 🙂 … skoro nie umieja sami wyciągać wnisków to przynajmniej w bieżących sprawach coś można 🙂
Czekam na tę baśń czeską … z pewnych powodów -:(………………………….
nie napisalem, ze tajne. A jawne to takie co to maja NIP, REGON, konto w banku i w ZUS i pare innych dupereli, ktore pozwalaja goscia namierzyc bez wiekszych klopotow i doprowadzic go do ruiny. Ja pisze o takich strukturach co sa odwrocone plecami do ludzi wydajacych okolniki. O towarzystwie wzajemnej adoracji polaczone wiezami zaufania i wymiany towarowo pienieznej bez pokwitowania.
ZUS nigdy nie upomni sie o zadne pieniadze, dopoki nie zlozysz im deklaracji, ze cosdlubiesz i cos im zalegasz. Tylko o tym mowie. Zlozysz deklaracje i powstaje tzw. naleznosc. Nie zlozysz – nic sie nie nalezy. To proste jest. A kto sie przejmuje jakims pierdzeniem popapranych Terlikowskich, Lisow i innych Stokrotek to sam sobie szkodzi. Sam zreszta napisales, ze ich teksty Ciebie nie mobilizuja do wymarszu na Ukraine, czy cos… Oni wszyscy sa jak streczyciele gry w trzy karty, albo w trzy kubki na bazarze. Kto widzial raz w zyciu to widowisko i dokladnie sie temu przygladnal nigdy sie nie zlapie na ten szajs i nie okaze wspolczucia dla tych, ktorzy daja sie wciagnac.
Miałem to już kiedyś napisać, ale teraz tak wtrącę. Kawałek tekstu z naprawdę dobrej książki Izydora Jabłońskiego o Janie Matejce (w związku z jego „podkręcaniem tematów” i rozbieżnościami historycznymi), cytuję:
Na uwagę, że wprowadza w obraz figury, które wedle kroniki w tym fakcie nie brały udziału, odpowiadał: „Żył w tym czasie, był tych a tych przekonań, usposobień, działał choć nie w tej chwili, na tem miejscu, ale w tym interesie, sprawie, więc tu być powinien — wreszcie ja maluję epokę, a zapiski kronikarzy i historyków, to nie Ewangelia, nie pismo Św., ja robię po swojemu i basta!”
Panie kochanku, oni prawie wszyscy operują po polsku, a jedyny język, wobec którego maja jaki taki respekt, to rosyjski i chiński. Pojedź Pan do państwa Izrael, to się przekonasz: po hebrajsku to se można szalom itp., po angielsku – potraktują z buta, po polsku, francusku, włosku, niemiecku itp. – jak najgorszego goja, a po rusku? Aaa, jak po rusku, to z atencją, nawet patrole – takie trojki 2 x sziksel + jeden obrzezany, wszyscy po M16, maska p.gaz i co tam medinat dała. Pytam razu: Kak ujti w wostocznyj Jerusalim? a oni grzecznie, ze pójdzie tu i tam, to będzie następny patrol, on powie, więc patrol odprowadzi i tak do bramy damasceńskiej. O wpół do dwunastej w nocy. Przychodzę do chałupy i pytam, skąd te grzeczności w kraju zamieszkałym przez lud, który nie zna słowa przepraszam. Ano, panie kochanku, zapytałeś o dzielnicę wschodnią i w dodatku po rusku? Toż tu najbogatsi z bogatych, co w dupie mają hebrajski o cały ten megakibuc i odgrażają się, że wypieprzą Rotschildów z najlepszych miejsc na cmentarzu przy Dolinie Jozafata. O to są, panie kochanku, realia.
Nooo. Są tylko tacy, którzy mają tak tajną robotę, że sami nie wiedzą, co robią.
Kilka pokoleń nieuków – bez wyboru – i jest tak, jak Pani napisała. jeden doktor, drugi profesor, np. medycyny lub filozofii, ale greki i łaciny nie zna. I nie mam na myśli znajomości biernej, lecz umiejętności myślenia w tych językach, mówiąc o czytaniu i pisaniu. Jęk się zna wówczas, gdy się z nim śni. To nie żart, to probierz biegłości. Dlaczego o tym napisałem? Bo to prawidłowego zrozumienia rzeczywistości konieczna jest semantyka – nazwijmy – wsobna. Ponieważ języki nowożytne zachodnie pochodzą rdzeniem od łaciny, a ta w większej część od greki, więc bez obu nie sposób należycie rozumieć słów i opisywać precyzyjnie rzeczywistości. W ogóle greka uruchamia procesy myślowe, których istnienia człowiek jej nie znający nie podejrzewa. Rzec można bez ryzyka błędu, że jest to język konieczny do rozumnej ekspresji duszy i realistycznej oceny rzeczywistości, poznania w ogóle. W końcu jest to najdoskonalszy z języków: w nim bowiem Bóg objawił się w pełni.
Coryllus pytał o jakieś teksty …… ja bym chętnie coś takiego szerzej opisanego przeczytała . Tzn na temat greki . Nie znam . Mój pierwszy język to …. matematyka …. to inna dyscyplina ….
DOBRANOC wszystkim . Padam dziś na nos .
Własnie fenomenalne, ta intuicja malarza, że dana postać będzie na obrazie, bo jest z tej epoki i tą epokę swoją obecnością bardziej dookreśla treśc obrazu. Z kolei skojarzenie takie, że zdarzenia zawsze wymagają budżetu, że bez budżetu nie dzieje się nic, a duże eventy wymagają absolutnie dużego budżetu, no i pytania się zaczynają nawarstwiać, a jeszcze pytanie cui bono, – to wszystko uciekało z pola widzenia – no ale na szczęście pojawiły się „Baśnie…”
Przenikliwość politologiczna we wczorajszym salonie u Coryllusa, gdzie jest 1,5 godz. film G. Brauna ze spotkania z Tarnowa – też nic dodać nic ująć.
Tak jak to zdanie z piosenki ” nie znałem pana panie Czesławie choć mi maturę wydano…” śpiewał ktoś w kabarecie „60 min na godzinę”, tak teraz dowiedziałam się o roli łaciny i greki w myśleniu. Łacinę miałam w Liceum za radą moich przedwojennych rodziców, ale greka …, czyli mamy do czynienia z sytuacją, że od lat kolejne pokolenia, poza absolwentami filologii klasycznej, są pozbawiane nauki dwóch języków dających podstawy myślenia.
W rzeczy samej, ale przestroga „strzeż się Greka” nadal obowiązuje. Ten język w przedziwny sposób kształtuje, i nader szybko, myślenie.
Po pierwsze jest doskonale zgodny z rozumem, a żadna religia ani wiara oprócz katolickiej nie jest z nim zgodna (etymologia, słowotwórstwo, gramatyka).
Po drugie Bóg najbezsporniej uznał go za najdoskonalszy z języków i to właśnie w nim w pełni się dokonano opisu pełni objawienia Boga w Trójcy Przenajświętszej (NT oraz pierwsze i najważniejsze pisma dotyczące Trójcy napisano po grecku. Łacina ówczesna to język chłopów i żołnierzy, na wyżyny piękna poezji wyniósł ją również Grek).
Po trzecie greka zachowuje niespotykaną żywotność i mimo wielu uproszczeń, którym poddano ją w ostatnim czasie, wyznacza granice świata, który kulturowo jest całkowicie samowystarczalny, co potwierdza twierdzenie drugie.
Natomiast reszta świata nie jest w stanie obejść się bez greki, czego dowodzi etymologia większości najważniejszych pojęć używanych we wszystkich językach nowożytnych pisanych latynicą.
Ma Pani rację. Powodem jest u tych osób brak klucza do interpretacji dziejów i wydarzeń bieżących. A przecież nic nie dzieje się samoistnie, wszystko ma przyczynę sprawczą…
Słusznie!
Do „Szkoły nawigatorów”?
No proszę , ciekawe .
Owszem , kiedy lat temu kilkanascie weszłam w poznawanie teologi KK uderzyła mnie logika i zgodność z rozumem. Czym innym są lekcje religii w dzieciństwie a czym innym w miarę choćby porządne poznanie jako dorosły człowiek – teologi . Ułatwieniem , dla mnie , była zgodność z rozumem .
Nie wiem , może należy napisac inaczej _ źródło rozumu ….
Czyli wielka szkoda tej greki .
Za stara jestem , zeby sie uczyć języka , liter . Szkoda .
Idę sobie . Ale proszę pomysleć o szerszym tekscie . A może jest cos po polsku , już na[pisanego …i dostępnego na papierze ,,,,, dostępnego aktualnie , bo ja nie mam jak szukac po internecie starych wydań. Nie kupię .
Szanowna Panie jest w błędzie, twierdząc, że za późno na grecki. Największy, lecz pozorny, opór natrafiamy na początku, a jest nim alfabet. Jednak po kilku dniach – dosłownie – stopniowo nabiera się umiejętności literowania, potem składniejszego czytania słów i wreszcie zdań. O czego zacząć? Od Pisma Świętego, to jasne, bo napisane w koine i najłatwiej je porównywać z przekładem na polski. Jest chyba nadal dostępne wydanie interlinearne grecko- polskie NT z kodami gramatycznymi (Popowski i Wojciechowski), ale tu proszę zachować ostrożność, bo niektóre słowa czy kwestie spolszczono w sposób dyskusyjny, choć może nie pozbawiony pewnych racji. Wówczas warto sięgnąć do przekładu ks. Dąbrowskiego. To odnośnie NT. Do ST trzeba zdobyć LXX, najlepiej w kanonicznym wydaniu watykańskim, a jeśli nie, to wydanie Rahlfsa.
Odnośnie pomocy, to w polskich realiach minimum stanowi słownik gr.-pol. Abramowiczówny i jakaś gramatyka grecka, najlepiej kościelna. Jeśli upora się Pani z tym co jedynie w wyobraźni jawi się jako niepokonalne, to droga dalsza powinna stanąć otworem.
Grekę i łacinę usunięto celowo i świadomie, bo przeszkadzały w manipulowaniu umysłami gojów. W tym celu wydano specjalne dyrektywy.
Czy to ten ks. Dąbrowski … autor starej już księgi grubej o św. Pawle?
Tak, ks. Eugeniusz Dąbrowski, najpoważniejszy jak do tej pory z polskich biblistów, krytyk Biblii Tysiąclecia, którą nazwał Biblią tysiąca błędów, poświęcając głównym problemom „tysiąclatki” odrębną pracę, która już wówczas nie mogła się w Polsce ukazać. Wydał ją w Londynie, po polsku (Nowy polski przekład
Pisma Świętego z języków oryginalnych. Krytyczna ocena
tzw. Biblii Tysiąclecia, Londyn 1967 (nihil obstat, imprimatur).
Dziękuję 🙂
Pewnie do greki nie siądę, w każdym razie nie tak prędko , bo mam dość trudną prace inną, ale tych polskich książek po wakacjach spróbuję poszukać. Wróci mój opiekun duchowy … może Oni będą mieć coś u siebie … zobaczymy.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.