mar 122020
 

To będzie taki trochę żart, a trochę nie. Jak wiadomo nie można nikogo nauczyć pisania, a ci którzy twierdzą, że jest inaczej i podobnych lekcji udzielają, są ludźmi szalonymi albo uwikłanymi. Wszyscy pokazywani w mediach „nauczyciele stylu i formy” to naganiacze podczepieni do rynku, którzy sami mają zagwarantowane preferencyjne warunki na tym rynku, a ich zadaniem jest przyciągnięcie maksymalnej ilości frajerów, którzy obniżą koszta produkcji książek. To powoduje, że rynek jest w zasadzie nie do zdobycia, nie można też na niego po prostu wejść, jeśli ktoś bierze za dobrą monetę deklaracje wydawców tam obecnych, pisarzy, którzy robią karierę i hurtowników szczycących się dużymi wynikami sprzedaży. Ludzie ci, w najlepszym wypadku są niezorientowani co się dzieje. Podobnie jest z czytelnikami, którzy odbierają treść poprzez rynkowe formaty i nie rozumieją kiedy im się mówi, że ilość wariantów, w które może ubrać tę treść sprawny autor jest w zasadzie nieograniczona. Nie rozumieją tego, albowiem chcą być traktowani serio, a to oznacza, że autorzy i wydawcy muszą im cały czas proponować te same schematy poparte tylko autorytetem innych pisarzy i krytyków.

W swojej nieopisanej naiwności sądziłem, że pracując tu dzień w dzień, przekonałem już wszystkich, że tak jest. I nie wymagam doprawdy od czytelnika, nawet doświadczonego, żeby dokładnie to rozumiał. Nie wymagam, żeby wszyscy kupowali książkę o Nienackim, bo wielu ludzi, nie potrafi zrozumieć istotnego sensu jej pojawienia się na rynku, a ja nie mogę go przecież wyjaśnić. Mogę jednak wymagać różnych postaw od autorów. Oni bowiem chcą być wtajemniczeni w różne sprawy. Niestety kiedy ujawnia się prawdziwa natura owych wtajemniczeń, autorzy podnoszą ręce do góry i mówią – to nie dla nas, na to się nie piszemy. No cóż. Ja nie mogę wtedy rzec nic innego ponadto, co napisałem wyżej – taki jest rynek i albo się na nim zainstalujemy na naszych zasadach, albo będzie po nas i po całym tym pięknym projekcie. Utrzymanie status quo nie wchodzi w grę. Zamieni się bowiem bardzo szybko w oszukańczą kokieterię. Na to z kolei ja się nie piszę. Pamiętam, kiedy pisałem drugi tom Baśni, wszyscy, którym o tym opowiadałem, byli przeciwko tej formule, bo każdy chciał mieć kolejną książkę z rzewnymi opowieściami o zwycięskich Polakach. To była zła droga i przyszłość pokazała, że miałem rację. Racja ta nie spowodowała jednak drastycznego zwiększenia sprzedaży, ale utrzymanie jej na jakim takim poziomie. Piszę o tym, żeby wszyscy wiedzieli ile trudu trzeba włożyć w pracę, żeby uzyskać efekt najprostszy – przeżycie i utrzymanie się na rynku. Mimo pochwał i ekscytacji nawet najlepiej oceniany tom Baśni, czyli „Kredyt i wojna” nie przekroczył 10 tysięcy sprzedanych egzemplarzy. Przekroczyła je tylko tak zwana jedynka, czyli I tom Baśni. On jednak jest najłatwiejszy do naśladowania i jeśli zdecydowałbym się na kontynuowanie tej formuły, na rynku – co i tak się stało – pojawiłoby się 20 rzewnych autorów, którzy stworzyliby własną ligę. Ja bym był z niej wykluczony. Sukces polega na chodzeniu własnymi drogami. Chodzeniu naprawdę, a nie naśladowaniu kogoś czy czegoś. Tego w zasadzie nie sposób wytłumaczyć. Argument jest zawsze taki, że to tylko taka przygoda, a ja mam swoje życie. Zapewniam wszystkich, że gdyby autorzy, do których kieruję ten tekst zatrudnili się gdzieś w jakiejś firmie, nie mówię, że od razu w korporacji, nie mieliby szansy dyskutować o tym, czy mają czy też nie mają swojego życia. Być może byliby szczęśliwi, ale na pewno nie byliby pisarzami. A o to, jak mi się zdawało, chodzi.

Ja zresztą nikomu tego życia nie odbieram. Mówię – formuły, które próbujemy eksploatować muszą się zmieniać bardzo dynamicznie, podobnie jak tematy. Nie ma mowy o naśladowaniu czegokolwiek, a jeśli już to na zasadach dzikiej zupełnie ironii i pastiszu. Rynek bowiem, a także czytelnicy chcą być serio. I to ich zgubi. Prawda tak prosta, że aż osłupia, kto się wymądrza, ten się wygłupia.

Napisałem kiedyś tekst, który uważam za jeden z najważniejszych. Jego bohaterem był Miyamoto Musashi, sławny samuraj żyjący w XVI wieku. Opisałem tam jeden z pojedynków pana Musashi, który odbył się w wielkim, buddyjskim kompleksie świątynnym Ici Dziodzi. Piszę to po polsku, bo nie wiem, jak to inaczej ująć. Na pana Musashi czekało tam ponad stu przeciwników. On jednak przybył do świątyni dużo wcześniej i w wielkim ogrodzie, umieścił w różnych miejscach te krótkie miecze, które samuraje zawsze nosili obok katany – wakisashi. Kiedy przyszło do walki z taką ilością ludzi, pan Musashi ją podjął. Biegał przez cały czas od jednego miejsca, w którym ukrył miecz, do drugiego. Ci którzy go doganiali w tym szalonym biegu, natychmiast umierali. Pytanie istotne brzmi – dlaczego Miyamoto Musashi wygrał ten straszliwy pojedynek? Czy dlatego, że szybko biegał? Nie. Może dlatego, że miał zapas tych mieczy? Też nie. To są odpowiedzi powierzchowne i płytkie, których zwykle udzielają ludzie próbujący coś zrozumieć w sposób z charakterystyczną chytrością, którą uważają za wielką swoją przewagę. Otóż pan Musashi zwyciężył, albowiem odwrócił zasady rządzące nocnym biegiem na orientację. W normalnym biegu, ten który jest najszybszy wygrywa. W biegu, który zorganizował pan Musashi było na odwrót. Klucz do sukcesu tkwił w tym, że setka uzbrojonych wojowników, czekająca w ogrodach świątyni na pana Musashi sądziła, że to oni ustalają zasady tego eventu. Na ich nieszczęście, było na odwrót.

To jest opowieść, w której zawiera się w zasadzie wszystko, co powinien wiedzieć autor wkraczający samotnie na rynek książki. Nic bardziej szczegółowego powiedzieć się nie da. Cała reszta bowiem jest kwestią indywidualnych wyborów i indywidualnego ryzyka. Tego zaś nie zdejmie z autorów nikt. A na pewno nie ja. Jeśli ktoś tam myśli, nie tylko o mnie, ale także o innych wydawcach – że oni zapewnią mu poczucie bezpieczeństwa, zarobek i spokój, ten niestety oszalał. O co innego bowiem chodzi w tym biegu.

Jadę dziś do Wrocławia, w notce parasola są szczegóły dotyczące moich wystąpień u karmelitów, dzisiaj i jutro.

  18 komentarzy do “Nauka pisania”

  1. 1 podobieństwo u coryllusa dostrzegam, jakby się trochę (podkreślam! trochę) inspirował jego drogą

  2. Swietny wpis…

    … tez  raczej  chodze  wlasnymi  sciezkami,  co  sie  czesto  nawet  nie  podoba  moim  bliskim,  a  o  dalszych  to  nawet  nie  wspominam,  ale staram sie nasladowac i brac to co najlepsze  np. od jakiegos dlugiego juz czasu – wlasnie –  od Pana… no i nie mysle aby to zmieniac.

    Szczesliwej drogi do i z Wroclawia oraz udanych wykladow,

  3. Musashi – Rambo – Coryllus ☺

  4. będzie drugi tom „Kredyt i wojna” ? i tak nie śmiało pytam o „Tajną historię Czech”.

  5. no tak Coryllus odwrócił konwencję, sam ruszył w bój o zagarnięcie kawałka miejsca na rynku wydawniczym,

    trudności są na rynku bibliotekarskim, dokładna kontrola zakupów nie pozwala bibliotece zakupić czegoś czego by sobie Miasto (biblioteki publiczne) czy biblioteki w gestii Marszałków (na ogół z PSL) nie życzyło. O bibliotekach szkolnych nie wspomnę, bo wg słów pań bibliotekarek,  uczniowie czytają (może i nie czytają ale wypożyczają/kartkuja) tylko lektury, więc biblioteka szkolna zakupuje tylko lektury. jeśli nauczyciel przedmiotu nie poleci do przeczytania/przekartkowania którejś książki to uczniowie nie wezmą jej do ręki. Uczniowie nie maja w sobie tej ciekawości

  6. Drogi Coryllusie, na początku chcę zdementować informację o pokonaniu 100 przeciwników przez Musashiego w jednej walce. Dla tych, którzy nie znają żadnej z japońskich sztuk walki proponuję sto razy machnąć kataną imitując cięcie, nawet bez oporu ciętego ciała i kości.

    Nie wiem jak inni ale ja oczekuję od książki wiedzy i argumentów. Dobrze jak wrzuca nam autor (np. Ty) również pewne hipotezy czy tropy do przemyślenia czy zbadania. Olewam ciepłym płynem formaty i inne zadęcia. Olewam rynek treści jako taki jeśli znajduję to czego szukam. W księgarni czy internecie (dlaczego nie reklamujesz swoich książek i wydawnictwa w internecie, dlaczego Klinika Języka nie ma konta na FB, Instagramie, Twicie czy What’s up?) zawsze znajdę tego czego mi trzeba. Proszę Coryllusie, to dobra rada, których nie przyjmujesz, przeanalizuj wejście smoka na rynek treści Jacka Bartosiaka (nie wchodząc to czy ma rację czy się myli), metody, którymi zawojował setki tysięcy ludzi. Wejdź na stronę Strategy & Future, zobacz jak buduje swoje środowisko (300 zł roczna subskrypcja). I, proszę , nie tłumacz jego sukcesu ciemnymi siłami, które za nim stoją bo przekonał on mojego syna, korpoludka z lemingozą do prawicy i jej myślenia o Polsce.

  7. Oczywiście, jak ktoś na wejściu pobiera 300 zł i proponują mi dyrektorowanie w CPK, a do tego mówi wyłącznie o Rimmlandach, Rosji, USA, Europie, to każdego przekona. Dlaczego miałby nie przekonać? Ja nie mam czasu na analizy, a szczególnie na analizy Bartosiaka

  8. właśnie rozmawialiśmy przy obiedzie o bibliotecznych zakupach i przypomniano mi że w ubiegłym roku ściany metra były obwieszone informacją że w Warszawie jest do dyspozycji czytelników 5 mln woluminów, 200 miejsc bibliotecznych wszystko to dostępne, tylko czy w tych punktach bibliotecznych jest choć jedna książka Gabriela Maciejewskiego jego autorstwa czy z jego wydawnictwa. Zapewne nie. Dlaczego ? No bo chyba jak się to w PRL-u mówiło  jest jakiś zapis cenzury w tym temacie. No bo jak inaczej?

  9. w Krakowie w Bibliotece Wojew. są dwa tomy baśni polskich, bo im je podarowałem – nowe, a nie moje egz.

  10. Znam go osobiście. Rozwalił któreś z warszawskich targów i nagle wylądował PAIIZ. Na Chinach zna się jak przysłowiowa krowa na logarytmach no ale z zawodu jest eskimosem.

  11. no i miał tate Leona, co na Chinach znał się naprawdę

  12. Z ciekawości pytam, Misia II ile sprzedano?

  13. Jest 8 sejmików rządzonych przez pis, dziesiątki powiatów i gmin( w tym moja) gdzie rządzi lub współrządzi pis. Dobrze byłoby skończyć z tą propaganda klęski i niemożności.

  14. też , jak JK chciałm w dwóch szkołach wstawić do biblioteki ksiażki Coryllusa, bo warte rozpropagowania, ale bibliotekarka w szkole, powiedziała że nie ma sensu bo jeśli nauczyciel nie nakaże to tych książek uczniowie nie dotkną.

  15. Szkoły podlegają pod pisowskie kuratorium. Może niech nakaze nauczycielom by zmusili uczniów do czytania pewnych książek.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.